|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
10.02.2023 Kreml: Świat musi poznać prawdę o tym, kto zniszczył Nord Stream |
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow odniósł się do doniesień amerykańskiego dziennikarza Seymoura Hersha ws. wybuchów gazociągów Nord Stream. Jak podkreślił, należy przeprowadzić śledztwo w sprawie, ujawnić sprawców i ich ukarać.
- Pojawienie się takich materiałów po raz kolejny pokazuje potrzebę otwartego międzynarodowego śledztwa w sprawie tych bezprecedensowych ataków na międzynarodową infrastrukturę krytyczną ? powiedział Piesków podczas briefingu w czwartek.
- Świat musi poznać prawdę o tym, kto dokonał tego aktu sabotażu ? stwierdził. - To bardzo niebezpieczny precedens. Jeśli ktoś zrobił to raz, może to zrobić ponownie w dowolnym miejscu na świecie - dodał Pieskow.
Wyraził przy tym zdziwienie, że artykuł amerykańskiego dziennikarza nie odbił się szerokim echem w zachodnich mediach.
Z kolei wiceminister spraw zagranicznych Rosji Aleksandr Gruszko zwrócił uwagę na to, że śledztwo ws. wybuchów na Nord Stream jest prowadzone w taki sposób, żeby "zatrzeć ślady".
Historia z gazociągiem Nord Stream, który został wysadzony w powietrze, jak wiadomo, przy cichym współudziale... krajów europejskich... Śledztwo jest prowadzone w taki sposób, żeby dosłownie i w przenośni zetrzeć ślady - powiedział Gruszko na posiedzeniu Międzynarodowego Klubu Dyskusyjnego "Wałdaj".
W środę amerykański dziennikarz Seymour Hersh opublikował na swoim blogu artykuł, w którym napisał, że w czerwcu 2022 roku amerykańscy nurkowie pod przykrywką ćwiczeń NATO podłożyli ładunki wybuchowe pod Nord Stream, a odpalili je Norwegowie. Hersh w rozmowie ze Sputnikiem potwierdził autentyczność tych materiałów.
Biały Dom nazwał te doniesienia "całkowicie nieprawdziwa i kompletnie fikcyjną historią". Pentagon także zdementował, jakoby miał cokolwiek wspólnego z tą sprawą.
https://pl.sputniknews.com
-----------------------------
Niestety nie mamy żadnych oficjalnych dowodów a jedynie wypowiedź dziennikarza, co prawda wyższej klasy, ale tylko dziennikarza. Natomiast jeśli okazało by się, że administracja USA jest odpowiedzialna za bandycki atak na rurociągi gazu, podkreślam jeśli, a niewiele jest poza USA takich państw, które miałyby odpowiednią technologię do tego, no i motyw, to będziemy musieli zupełnie inaczej spojrzeć choćby na zamach 911 - zniszczenie wieżowców w NY. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 10.02.23 |
Pobrań: 34 |
Pobierz () |
10.02.2023 |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 10.02.23 |
Pobrań: 35 |
Pobierz () |
10.02.2023 O partnerach handlowych Rosji. |
Europa od wielu lat była głównym partnerem handlowym Rosji z dużym marginesem od innych krajów, z którymi Rosja handlowała.
Nawet z Chinami. Kiedy obroty handlowe z Chinami osiągnęły zaledwie 100 miliardów, z Europą było to już 270 miliardów. I kiedy na Rosję spadł deszcz całych pakietów sankcji, zachodni propagandyści wyszli na światło dzienne i zaczęli Rosję straszyć, że wszystko przepadło, bo Europa jest dla Rosji niezastąpionym partnerem handlowym.
Zaczęli Rosjan straszyć, że Europy nawet przy najlepszych chęciach nie da się zastąpić, bo to do nich położono wszystkie gazociągi, a do Chin jest tylko jeden. I że oni jakoś mogą żyć bez rosyjskiego gazu, ale Rosjanie bez Europy żyć nie będą mogli. Zaczęli też przewidywać, że Rosja uzależni się od Chin, stając się ich młodszym bratem, i że ta zależność nie będzie lepsza, a może nawet gorsza w stosunku do nich.
W końcu zaczęli chichotać ze złością, mówiąc, że teraz kraje trzeciego świata staną się najlepszymi przyjaciółmi Rosjan. Zamiast wielce szanowanego i szacownego tzw. "Złotego Miliarda", którego zresztą nigdy Rosja nie była częścią.
Tak więc, proponuję dziś obalić te mity i zobaczyć, jak zerwanie stosunków handlowych z Zachodem faktycznie wpłynęło na Rosję.
Mit o braku rurociągów do innych krajów. Na początek chciałbym zdemaskować mit o fizycznej niezbędności Europy i ułożonych tam rur. Rzeczywiście, Gazprom ułożył wiele gazociągów do Europy, a układanie nowych do innych krajów, które chcą z Rosją handlować, wymaga lat pracy.
Pierwsze rury do Europy położono w czasach sowieckich ? wyciągnij więc własne wnioski na temat tego, ile czasu potrzeba na opracowanie i wdrożenie podobnych projektów. Ale tak naprawdę nie powinieneś się tym martwić. Bo sam gaz podrożał kilka razy. Teraz jego cena nieco spadła, ale nadal kosztuje około trzy razy więcej niż w poprzednich latach.
Przypomnę że jeszcze niedawno Niemcy kupowały rosyjski gaz, średnio w cenie 150 dol za tys m3, dzisiaj płacą w zależności, między 700 a 1500 dol za tys m3.
Można go więc sprzedać trzy razy mniej i dostać te same pieniądze. W takim razie po co Rosji tyle różnych gazociągów? Wystarczyło by ich kilka.
Wysokie ceny - przez długi czas pozostaną. Bo Amerykanie muszą stworzyć takie warunki w Europie, żeby przyciągnąć do siebie europejski przemysł i zrobią wszystko, żeby jeszcze długo ceny gazu były wyższe niż w USA, inaczej sami zaliczą DNO.
Ponadto Europa nie była w stanie całkowicie zrezygnować z rosyjskiego gazu, tak jak groziła i obiecywała. A jednak zaczęła kupować rosyjski LNG, nawet trochę więcej niż wcześniej, ze względu na eksplozję NS1 i 2.
Przy okazji kilka słów o LNG. W końcu Rosja sprzedaje nie tylko gaz rurociągowy. Dużym plusem rosyjskiego LNG jest to, że można go wysłać w dowolne miejsce i nie ma wiązania się z jednym nabywcą. Europejczycy też nie znajdowali siły, by odmówić rosyjskiej ropy i zaczęli ją kupować przez pośredników. Najlepszym tego dowodem jest wzrost wydobycia i eksportu ropy z Rosji.
Gdyby kraje UE zrezygnowały z rosyjskiej ropy, wtedy produkcja i eksport, spadłyby. Ale Europa nadal kupuje z kamienną twarzą, udając, że jest to ropa indyjska lub łotewska. Ale czy w tych krajach odkryto jakiekolwiek złoża?
Dzięki wzrostowi cen gazu i słabości Europy, brak rurociągów do innych krajów nie stał się dla Rosji problemem, jak obiecali wszyscy na Zachodzie.
A więc Rosja ma czas na układanie nowych rur do innych krajów, podczas gdy Amerykanie plądrują Europę i utrzymują wysokie ceny gazu. Ale ogólnie rzecz biorąc, teraz nie trzeba sprzedawać tyle gazu, co wcześniej, aby zarobić tę samą kwotę.
Przypomnę że jeszcze kilka lat temu, Gazprom zarabiał średnio rocznie, między 5 a 20 mld dol, na sprzedaży gazu do Europy.
Obecnie, tylko za ostatnie dwa lata, zarobek ten wyniósł ok 150 mld dol.
Teraz, mit zależności od Chin?, że zamiast do Europy, Rosja uzależni się od Chin?, a co za tym idzie, życie w Rosji się nie zmieni, czyli będzie tak samo. Chiny też będą Rosjanom wykręcać ręce, żądać rabatów w formie zamówienia, a ludzie w Rosji będą jeździć chińskimi samochodami do końca swoich dni.
Oczywiście obroty handlowe z Chinami rzeczywiście zaczęły rosnąć, ale nie tylko z Chinami. Wzrósł także handel z Turcją, Iranem, Indiami, Indonezją i wieloma innymi krajami.
Ogólnie rzecz biorąc, głównym partnerem handlowym Rosji są obecnie Chiny z 40% udziałem. Ale to nie jest całkowita zależność, a nawet nie połowa handlu Rosji z innymi krajami. Ponadto tutaj musimy zrozumieć, że liczba ta obejmuje odsprzedaż ropy do Unii Europejskiej. I gdyby UE nie była przebiegła w swoich mrocznych intrygach, nie mogąc odmówić rosyjskiej ropy, realny udział w handlu z Chinami byłby niższy. Poza tym sytuacja geopolityczna rozwija się w taki sposób, że same Chiny są w dużym stopniu uzależnione od Rosji, więc nie jest w ich interesie żądanie od Rosji czegoś w formie rozkazu. Ponadto Rosja celowo nie zrywa do końca stosunków handlowych z Europą, aby nie uzależnić się mocno od jednego dużego nabywcy. W tym względzie należy również zwrócić uwagę na wymianę handlową z Indiami, które są konkurentem dla Chin. Tak więc, handel między kilkoma dużymi nabywcami jest korzystny dla Rosji. Chińczycy doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli zepsują z Rosją stosunki, doprowadzi to do tego, że Rosja będzie więcej handlować z Indiami, a ich gospodarka dzięki rosyjskim zasobom będzie rosła szybciej niż chińska. Gospodarka Indii, według prognoz ekonomistów, może już w tym roku urosnąć bardziej niż chińska.
W tej sprawie Chińczycy nie będą przeciągać struny w stosunkach z Rosją, bojąc się utraty ważnego partnera na rzecz Indii. Mit tzw. partnerów z "trzeciego świata" można więc obalić, tym bardziej, że widzimy znakomity, wprost przykład. Ławrow odbywa obecnie wizyty robocze w krajach afrykańskich, uzgadniając współpracę. Mówią w Europie, że właśnie tym Rosjan przestraszyli, teraz będziecie spędzać czas z podobnymi krajami, a nie z "szanowanymi partnerami".
Ale wystarczy wziąć nawet najgorszy przykład z Afryki - wizytę Ławrowa w Mauretanii. Najgorszy w tym sensie, że ten kraj jako ostatni zniósł niewolnictwo i to stosunkowo niedawno, bo w 1981 roku. A teraz, na przykładzie tego kraju, zastanówmy się, czy przyjaźń z "dzikusami" jest taka zła? W rzeczywistości Mauretania jest krajem bogatym w zasoby. Wydobywa się tam rudę żelaza, złoto i łowi ryby. Rosja już łowi ryby w strefie ekonomicznej Mauretanii, a teraz szykują się kontrakty na wydobywanie tam rudy złota i żelaza w zamian za dostawy paliwa, żywności i nawozów. Cóż, porównaj to z handlem z Europą. Europa jest uboga w surowce i w zamian za rosyjskie paliwo, żywność i nawozy jest w stanie zaoferować w większości tylko opakowania po cukierkach, czyli kolorowe papierki.
Rosja ma zbyt dużą nadwyżkę handlową z Europą, i musi odbierać część zapłaty za swój towar w papierkach po cukierkach. Cóż, co lepiej wziąć - opakowania po cukierkach czy jeszcze łowić ryby i wydobywać złoto w Mauretanii?
Oczywiście Europa mogłaby też dostarczać do Rosji realne towary, na przykład kiedyś były samochody europejskie, a teraz ich miejsce zajmują samochody chińskie, a wkrótce do sprzedaży trafią irańskie. Ale wymiana z Europą była nierówna. Niech każdy oceni, w Niemczech średnia pensja w 2021 roku wynosiła 4000 euro, a w Rosji tysiąc euro. Dlaczego? Ponieważ sprzedaż rosyjskiego gazu do Europy była poniżej realnej wartości, dosłownie za grosze. Do tego przecież zamrozili,(ukradli) 300 miliardów dolarów, a to jest zysk ze sprzedaży gazu i ropy z kilku lat. Tak więc, zachodzi pytanie, skąd w takim razie mogły pochodzić normalne pensje, kiedy w każdej chwili mogli by zatrzymać pieniądze za surowce, tak naprawdę, Rosja nie była dysponentem swoich pieniędzy. Dlatego handel z Europą nie był dla Rosjan zbyt opłacalny, aby każdego było stać na zakup mercedesa. Ale nie chcieli handlować w żaden inny sposób. UE chce dobrze żyć - kosztem Rosji. Dlatego gdy ceny gazu w 2021 roku kilkakrotnie wzrosły, Zachód rozpalił konflikt i pod jego pretekstem nałożył sankcje, próbując rzucić Rosję na kolana i zmusić ją do ponownej sprzedaży surowców za pół darmo.
Ale nic się takiego nie stało. Jeśli chodzi o kraje afrykańskie, czy Europa nie zamieniła ich w kraje trzeciego świata?
Mauretania była kiedyś kolonią francuską, skąd Francuzi po prostu wypompowywali zasoby. Gdyby nie kolonialna zależność, Afryka żyłaby godnie, a Europejczycy żyliby jak zubożali dzikusy i sami byli by krajami trzeciego świata w które notabene stopniowo się zamieniają, tracąc wpływy w Afryce i rezygnując z taniego gazu rurociągowego z Rosji, który Borrell otwarcie i wprost nazwał źródłem dobrobytu w UE.
Taką samą zubożała kolonię, co kraje afrykańskie, Europa chciała zobaczyć Rosję. Ale tak naprawdę zarówno Rosjanie, jak i kraje Afryki są bogaci w różne surowce i mogą z zyskiem handlować między sobą i żyć o wiele godniej i lepiej niż zubożała, ale drapieżna i chciwa Europa.
Łukaszenka też to zrozumiał. Niedawno odwiedził Zimbabwe. Złośliwi krytycy zaczęli żartować na ten temat, ale w rzeczywistości Aleksander Grigoriewicz zgodził się na bardzo korzystną dla obu stron współpracę. Białoruś dostarczy Zimbabwe traktory, a w zamian prawdopodobnie zaimportuje lit, którego Białoruś potrzebuje do produkcji baterii i elektroniki. Białoruś potrzebuje tych baterii do produkcji np. laptopów, które produkuje tam zakład Horizon. Te laptopy będą również sprzedawane w Rosji, chociaż rosyjskie laptopy są obecnie produkowane w Arzamas przez rosyjską firmę Rikor Electronics. Do tej pory kupowano za granicą, a teraz są produkowane w Rosji, lub na sojuszniczej Białorusi, przez co Zachód nie jest już tak ważnym partnerem jak wcześniej.
Tak, a słowo ?partnerzy? w odniesieniu do krajów zachodnich od dawna było ujmowane w cudzysłów, bo to wcale nie byli Rosji partnerzy, a handel z nimi był dla Rosjan bardzo nierówny. Ogólnie rzecz biorąc, rola handlu dla Rosji straci na znaczeniu, ponieważ wiele towarów będzie teraz produkowanych w kraju.
Oczywiście bananów w Rosji nie da się uprawiać, taniej będzie je kupować, a rosyjskie laptopy nie są jeszcze w 100% krajowe, ale import zostanie ograniczony. Swoją drogą w zamian za życzliwość Rosji, dzięki temu że Europa dostawała tani gaz, miała z czego finansować rusofobów, i narzucać Rosjanom swoje alternatywne wartości, podczas gdy Afryka po prostu prosi o sprzedaż im jedzenia i nie robi z tego problemu, w zamian oferuje realne zasoby, a nie kolorowe papierki, o wątpliwej wartości. Więc sam wyciągnij wnioski, czy zerwanie stosunków z Europą jest takie złe, jak specjalnie próbują o tym przekonać z Europy?
Unia Europejska aktywnie wspiera media, które zostały uznane w Rosji za zagranicznych agentów - więc kto wie, jak powiedział Josep Borrell, może więc to UE naprawdę potrzebuje Rosję, a nie Rosja UE? Ale oni potrzebują Rosji jako kolonię, a nie równych stosunków, stąd taki sankcyjno-militarny rzut na Rosję.
I tak to właśnie wygląda!
B.K. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 10.02.23 |
Pobrań: 31 |
Pobierz () |
10.02.2023 Ukraińscy bandyci w Gdańsku bili i dusili pasażera taksówki. |
Pobili 40-latka, który wsiadł do taksówki. W trakcie napadu założyli mu foliowy worek na głowę i okradli. Trzy dni temu trzech mężczyzn zostało zatrzymanych przez gdańską policję. W czwartek sąd zastosował wobec nich trzymiesięczny areszt.
----------------------------------------
- Na al. Grunwaldzkiej w Gdańsku ok. godz. 4 nad ranem pokrzywdzony zatrzymał auto, które miało oznaczenia taksówki i usiadł na przednim fotelu pasażera - relacjonowała przebieg zdarzenia, które rozegrało się pod koniec stycznia, oficer prasowa KMP Ciska.
Podała, że w samochodzie poza kierowcą na tylnym siedzeniu siedziało jeszcze dwóch mężczyzn, którzy po chwili zaatakowali 40-letniego pasażera.
- Napastnicy założyli pokrzywdzonemu foliową siatkę na głowę, zaczęli dusić, bić pięściami, a następnie ukradli pokrzywdzonemu kurtkę, portfel z dokumentami, kartę bankomatową, kluczyki do samochodu i telefon po czym wyrzucili 40-latka z samochodu i odjechali - podała Ciska.
Funkcjonariusze zabezpieczyli monitoring i ustalili pojazd, którym poruszali się sprawcy.
Do zatrzymań mężczyzn doszło we wtorek w godzinach porannych. - Kryminalni z Wrzeszcza weszli do jednego z salonów gier i podczas przeszukania pomieszczenia na zapleczu lokalu zatrzymali 19-latka. Tego samego dnia zatrzymali również 27-latka. Kilka godzin później na terenie Sopotu w ręce funkcjonariuszy wpadł 40-letni mężczyzna - wskazywała Ciska.
Trzej Ukraińcy zostali doprowadzeni do prokuratury, gdzie usłyszeli zarzuty za rozbój oraz za usiłowanie wykonania transakcji kartą bankomatową należącą do pokrzywdzonego.
W czwartek Sąd Rejonowy zastosował wobec podejrzanych środek w postaci trzymiesięcznego aresztu. Za przestępstwo rozboju grozi do 12 lat pozbawienia wolności. Za usiłowanie kradzieży z włamaniem grozi do 10 lat więzienia. [Ciekawe, ile dostaną? MD]
Na podst.: https://nczas.com/2023/02/10/bili-i-dusili-pasazera-taksowki-trzech-mezczyzn-uslyszalo-zarzuty/
----------------------------
mail, oficer policji:
Wpuszczano bez sprawdzania... Teraz - nie wiem, czy da się złapać choć jednego z dziesięciu. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 10.02.23 |
Pobrań: 31 |
Pobierz () |
11.02.2023 Dla niedowiarków i wierzących: Diabeł w mieście Aniołów |
Diabeł w Mieście Aniołów. Całość + dodatek specjalny
Audiobook zawiera m.in. relację zastępcy szeryfa Los Angeles o jego spotkaniach z demonami w trakcie policyjnej służby w Los Angeles, a także pożyteczną różnowątkową refleksję opartą o Pismo Święte.
Link
Jesee Romero jest emerytowanym zastępcą szeryfa Los Angeles, mistrzem USA w kickboxingu, trzykrotnym mistrzem bokserskim Światowych Igrzysk Policyjnych, a obecnie katolickim świeckim ewangelizatorem. Ukończył teologię na Mount St Mary's University w Los Angeles oraz na Uniwersytecie Franciszkańskim w Steubenville w stanie Ohio. Jest laureatem nagrody Arcybiskupa Fultona J. Sheena, Nagrody Pełni Prawdy "Defender of Faith" oraz nagrody "Sports Faith International Award".
Link
ekspedyt.org |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 11.02.23 |
Pobrań: 30 |
Pobierz () |
11.02.2023 Grupa republikańskich kongresmenów wzywa do zaprzestania pomocy Ukrainie i zawarcia poko |
Republikanin Matt Gaetz złożył w czwartek w Izbie Reprezentantów USA rezolucję wzywającą administrację Joe Bidena do zakończenia pomocy wojskowej i finansowej dla Ukrainy. Apelował też o osiągnięcie porozumienia pokojowego po trwającej już niemal rok wojnie.
Rezolucję "Ukraine Fatigue Resolution" Gaetz wprowadził do niższej izby Kongresu z 10 innymi parlamentarzystami. Dokument zwraca uwagę, że od inwazji Rosji na jej sąsiada Ameryka przeznaczyła ponad 110 mld dolarów na pomoc finansową, wojskową i humanitarną dla sojusznika.
Fox News podkreśla, że w styczniu USA zapowiedziały dodatkowe wsparcie dla Kijowa w zakresie bezpieczeństwa. Prezydent Biden zgodził się na przekazanie Ukrainie 31 czołgów Abrams M1. Pojawiają się jednocześnie doniesienia, że kolejne dwa mld dolarów mogą być w przygotowaniu.
- Chodzi o wolność, wolność dla Ukrainy, wolność wszędzie - podkreślał Biden.
Rezolucja wskazuje na ogromną ilość sprzętu dostarczonego Ukrainie od początku konfliktu. Powołuje się też na urzędników Pentagonu, którzy stwierdzili, że przekazana amunicja "poważnie uszczupliła zapasy, osłabiając gotowość Stanów Zjednoczonych na wypadek wybuchu konfliktu."
nczas.com |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 11.02.23 |
Pobrań: 34 |
Pobierz () |
12.02.2023 O blondynkach |
Szanowni Państwo!
Dziwimy się Niemcom, że nie znają historii drugiej wojny światowej, którą przecież sami rozpętali. Skąd mają znać, skoro szkolna propaganda od dawna im wmawia, że wojnę wywołali jacyś naziści niewiadomego pochodzenia, którzy nie lubili Żydów? Kraj pochodzenia tych "nazistów" nie jest znany, można tylko "logicznie" domniemywać, że skoro obozy zagłady powstały na ziemiach polskich, to automatycznie odpowiedzialność za nie ponoszą Polacy. W tej sytuacji zupełnie niepojęte są roszczenia Polaków do reparacji wojennych od biednych, niewinnych Niemców, ofiar nazistów.
Nic nie wskazuje na to, żeby akurat przysłowiowe blondynki wymyśliły "polskie obozy koncentracyjne". Co zatem mają wspólnego blondynki z tym tematem? Takie refleksje przyszły mi do głowy, kiedy spostrzegłam, że większość aktorek występujących w popularnym od lat serialu, stało się brunetkami. Czyżby był to rezultat dowcipów opowiadanych o blondynkach od połowy ubiegłego stulecia? Kropla drąży skałę, a rasizm, prawdziwy, czy zmyślony, najlepiej leczyć większą dawką innego rasizmu. Eksperyment się powiódł. Dla "przeciętnego" oraz "nieprzeciętnego" Polaka "blondynka" stała się synonimem głupoty. Trzeba być brunetką, a najlepiej murzynką,
żeby twój intelekt dostrzeżono i doceniono. Na tym polega skuteczność propagandy zarówno w odniesieniu do niemieckich bandytów, jak i zwykłych blondynek.
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 12.02.23 |
Pobrań: 33 |
Pobierz () |
12.02.2023 Japońscy naukowcy pozywają rząd za ukrywanie niewygodnej prawdy o szczepionce |
Dr Masanori Fukushima, profesor emerytowany na Uniwersytecie w Kioto, wraz z innymi naukowcami zapowiada pozew przeciwko japońskiemu rządowi.
"Obecnie sprawą o fundamentalnym znaczeniu dla japońskiego rządu jest ciągłe gromadzenie i ujawnianie dokładnych danych."
"Byłem świadkiem niedawnej afery oszustwa popełnionej przez Ministerstwo Zdrowia. Zdałem sobie sprawę, że jest to poważny problem o znaczeniu historycznym, który zagraża istnieniu narodu japońskiego. Jako lekarz i naukowiec nie miałem innego wyjścia, jak tylko odważyć się wystąpić na drogę sądową..."
"Spójrzmy na grupy wiekowe 65-69 i 70-79 lat. Co zaskakujące, liczba nowych zakażeń lub pozytywnych przypadków na 100 000 osób jest czterokrotnie wyższa u osób, które były szczepione dwukrotnie, w porównaniu z osobami niezaszczepionymi..."
"Jednak w zeszłorocznych danych Ministerstwo Zdrowia wykreśliło wszystkie te informacje. W rzeczywistości szczepienie zaleca się w oparciu o wyjaśnienie, że szczepionka nie zapobiega zakażeniu, ale chroni przed ciężkim przebiegiem choroby i zmniejsza śmiertelność."
"W świetle danych opublikowanych przez Komitet Doradczy we wrześniu 2021r., ta podstawa do zalecania szczepień dla wszystkich grup wiekowych nie powinna już istnieć. Mimo to Ministerstwo Zdrowia przyspieszyło szczepienia."
"Uważam to za kryzys narodowy. Dlatego zdecydowałem się złożyć w tym momencie pozew przeciwko rządowi".
Japanese Researchers Sue the Government for Hiding Inconvenient Truths About the Jab, Alexandra Bruce, 8 February, 2023
--------------------------
Pamiętam konferencję prasową ministra Szumowskiego i jego odpowiedź na pytanie dziennikarzy o współpracę z Ameryką:
"Tak, tak. Współpracujemy z dr Fauci." |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 12.02.23 |
Pobrań: 34 |
Pobierz () |
12.02.2023 Rozmowy w saunie |
Wróciliśmy właśnie z sauny, która jest częścią kompleksu sportowego "Michał" w Siemianowicach Śląskich. Tam siedząc w gorącym pomieszczeniu i dyskutując o sprawach bieżących, przypomniał mi się film z początku lat 90-tych pt. "Sauna". Z znakomitymi rolami Bisty, Opani, Kondrata, Machalicy i Lindy.
Akcja filmu toczy się w Helsinkach, właśnie w tytułowej saunie. Bohaterami są wykładowcy i stypendyści z krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Zachodniej. Bohaterowie rozmawiają głównie o polityce. Dla tych z Zachodu, jest to mało zrozumiałe.
W tym filmie padają słynne słowa z ust Rosjanina "Dlaczego wy Polacy tacy jesteście zapatrzeni w ten Zachód, a stamtąd same rozczarowania". Akurat mają miejsce przetasowania na szczytach władzy i powoli kończy się projekt obozu socjalistycznego. Nie mam zamiaru tu opowiadać fabuły filmu, idzie mi o coś innego.
Najczęściej Ci najradykalniejsi i najbardziej gorliwi mają kryte tyłki u swoich mocodawców, ale chętnie popychają kijem resztę narodu ku insurekcyjnym i rewolucyjnym rozwiązaniom. Łatwo być Chrystusem Narodów na rachunek kogoś innego. Dzisiaj wygląda to dokładnie tak samo.
Często słyszę - "ruskie onuce", "trolle Putina", "agenci Kremla" czy "pożyteczni idioci Moskwy". Te bezczelne słowa są kierowane do tych co odrzucają prowojenność i mają wątpliwości co do zbrojenia jednej ze stron konfliktu. Tego rodzaju epitety padały wielokrotnie w dyskusjach ze strony tych z PiS, SP, PO jak i liberalnej lewicy. Byłoby uczciwiej by się wreszcie zamknęli. Bo podobnie do tych z "Sauny" Bajona mają kryte tyłki na Zachodzie. I to podwójnie.
1. Są przecież jawnymi agentami wpływu atlantyckich ośrodków władzy. Reprezentują ich punkt widzenia, ich kulturę, ich obyczajowość i realizują ich zamierzenia. Oczywiście udają, że są one tożsame z polskim interesem narodowym. Ciągle bredzą, o wspólnej Europie, dziedzictwie atlantyzmu, Rzeczypospolitej wielonarodowościowej osadzonej w globalnym świecie. Jeśli tak mówią, a być może myślą - to oznacza, że nie ma dla nich większego znaczenia gdzie i z kim będą mieszkać. Równie dobrze będą się czuć w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Izraelu czy Australii.
2. Oni w razie konfliktu zabiorą swoje tyłki, by na przykład organizować pomoc dla "rodaków" w kraju i ich mobilizować do dalszej walki. Dokładnie to samo robią dzisiaj najbardziej radykalni opozycjoniści ze Wschodu. Oni mają gdzie wyjechać - tam są przecież ich ośrodki polityczne, tam mieszczą się ich międzynarodówki, tam mają swoich europosłów, tam znajdują się siedziby różnorakich fundacji - które ich finansowały przez lata. Więc przyjęcie kilku tysięcy aktywistów i ich rodzin nie będzie problemem dla Zachodu.
Jesteśmy jako Polacy w strefie zgniotu - i ewentualna wojna nie będzie się toczyć w Waszyngtonie czy Londynie. Ona się może toczyć w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Katowicach i Rzeszowie. I to my tu zostaniemy. I tu będą zabijane nasze dzieci. Bo nie mamy żadnych mocodawców spoza Polski. Żadnych powiązań z programami Fulbrighta, fundacjami Sorosa, koteriami Bidena, przyjaciółmi niemieckich zielonych czy brytyjskich konserwatystów.
My tu zostaniemy, bo tu są nasze rodziny i groby przodków. I tego miejsca nie możemy zostawić bo kochamy Polskę. My będziemy ginąć, za ich brednie.
Więc niech zamkną swoje jadaczki i przestaną bredzić o rzekomej agenturze tych, co sprzeciwiają się przelewaniu polskiej krwi, potu i oddawaniu pieniędzy na dalszą wojnę. Tu nie chodzi o żaden pacyfizm, tylko o nasz interes narodowy. O życie naszych dzieci, wnuków i nas. Nie potrzebujemy po raz kolejny polskich trupów i kolejnych pomników.
Łukasz M. Jastrzębski
https://myslpolska.info
--------------------------------
IIIRP/Polin szykuje "Telewizornię" na wybory - Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 12.02.23 |
Pobrań: 32 |
Pobierz () |
13.02.2023 Skąd wziąć szmalec? |
Podczas gdy na Ukrainie toczą się dwie wojny - jedna, którą USA w porozumieniu z NATO, prowadzi z Rosją do ostatniego Ukraińca - oraz druga, w postaci kuracji przeczyszczającej, którą prowadzi prezydent Zełeński, w Polsce w tym tygodniu rozstrzygną się losy nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym.
Jak pamiętamy, jej treść została podyktowana w Brukseli panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi) przez Komisję Europejską, która od jej przyjęcia uzależniła odblokowanie oczekiwanych przez Polskę pieniędzy z tak zwanego funduszu odbudowy.
To znaczy - do końca nie wiadomo, czy przyjęcie tej nowelizacji stanowi jedyny warunek odblokowania pieniędzy, czy po jego spełnieniu pojawią się kolejne - bo po uchwaleniu jej przez Sejm rzecznik Komisji Europejskiej powiedział, że to zaledwie "krok" we właściwym kierunku. Skoro tak, to może pojawić się konieczność wykonania kolejnych kroków - i tak, aż do bezwarunkowej kapitulacji, do której się przygotowujemy, jak przystało na "supermocarstwo".
Zachowanie Prawa i Sprawiedliwości oraz pana premiera Morawieckiego wskazuje bowiem, że mogli zostać przyciśnięci do muru i dlatego gotowi są na wszystko, byle tylko te pieniądze dostać, jednak nieprzejednana opozycja, a w szczególności Volksdeutsche Partei Donalda Tuska zamierza na tym ogniu upiec własną pieczeń.
Dlatego, kiedy ustawa trafiła do zdominowanego przez opozycję Senatu, wprowadził on do niej 14 poprawek, odbiegających i to znacznie od formuły bezwarunkowej kapitulacji, podyktowanej panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi). Sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka wprawdzie poprawki senackie odrzuciła, ale to nie znaczy, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu wszystko pójdzie gładko. Przeciwnie - nic gładko nie pójdzie, bo jeśli opozycja, która poprzednio taktownie wstrzymała się od głosu, co umożliwiło przepchniecie ustawy mniejszościową większością 198 głosów, tym razem zagłosuje przeciw wnioskowi o odrzucenie poprawek, wraz z Solidarną Polską i Konfederacją, które już wcześniej głosowały przeciw, to nowelizacja nie przejdzie.
Wtedy aż pod niebiosa podniosą się wzajemne oskarżenia o działanie "na szkodę Polaków", a zdominowana przesz niemieckie owczarki Komisja Europejska nie będzie musiała wynajdywać żadnych nowych "kroków", by utrzymać blokadę.
Oprócz niewątpliwych w tej sytuacji plusów ujemnych, ma ona też plusy dodatnie, bo klangor w sprawie pieniędzy z funduszu odbudowy z pewnością zagłuszy klangor obecny w postaci oskarżeń pana ministra Czarnka, że z publicznych pieniędzy wyfutrował zaprzyjaźnione z rządem organizacje pozarządowe, a nawet - straże pożarne.
Chodzi oczywiście nie o to, że wyfutrował, bo inni też futrowali, tylko - że wyfutrował nie te organizacje, co trzeba, a w każdym razie - które obóz zdrady i zaprzaństwa uważa za godne futrowania. Tymczasem pan minister Czarnek nie zamierza cofnąć się nawet kroku w tył i z trybuny sejmowej oświadczył, że jest wykluczone, by z pieniędzy publicznych mogły skorzystać organizacje propagujące sodomię, gomorię, czy naukę masturbacji w szkołach.
Nie znaczy to oczywiście, by organizacje pozarządowe, których mamy kilkadziesiąt tysięcy, zostały w ten sposób odcięte od finansowych kurków. Zostały odcięte tylko od kurka rządowego, a przecież istnieją jeszcze cały czas czynne kurki samorządowe, nie mówiąc już o kurkach europejskich [i amerykańskich - admin], do których dostęp mają wyłącznie nosiciele nieubłaganego postępu. Ale w przypadku pana ministra Czarnka chodzi o głupie kilkadziesiąt milionów, podczas gdy forsa z funduszu odbudowy, nawet gdyby nie liczyć części "pożyczkowej", idzie w miliardy.
Tymczasem miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu, dzień po dniu zbliżają się wybory do Sejmu i Senatu. Opinią publiczną w Polsce wstrząsnęła wiadomość, że Porozumienie pobożnego posła Jarosława Gowina zlewa się z Agrounią w jedną partię. Najwyraźniej pobożnego posła Gowina, który wygartywał już chyba ze wszystkich politycznych kominów, nikt nie chciał wziąć na listy wyborcze, więc pozostała Agrounia pana Michała Kołodziejczaka.
W ten sposób odnowiony został sojusz, nie tyle może robotniczo-chłopski, co - jak podkreślił na specjalnej konferencji prasowej pan Kołodziejczak - wsi z miastem. Osobliwością nowej partii - bo wszyscy, łącznie z panem Pawłem Kukizem, wyciągnęli wnioski, że organizacyjna antysystemowość nie popłaca w sytuacji, gdy zwrot wydatków na kampanię dostają tylko partie - ma być kolektywne kierownictwo.
Jakim potencjałem politycznym będzie dysponowała nowa formacja - tego jeszcze nikt nie wie, ale chyba niewielkim, co przeczuwa nie tylko pan Kołodziejczak, ale również - wielu członków dotychczasowego zarządu Porozumienia, którzy opuścili partię, by szukać szczęścia gdzie indziej. W tej sytuacji kolektywne kierownictwo będzie tworzył pan Kolodziejczak z panią Sroką, co złośliwcom od razu dało sposobność do złośliwości, że to świetnie, bo kierownictwo będzie mogło się rozmnażać.
Ale to jeszcze nic w sytuacji, gdy właśnie pan Szymon Hołownia podpisał cyrograf o wspólnym starcie w wyborach z Polskim Stronnictwem Ludowym. Pan Szymon Hołownia od samego początku migał się przed poddaniem się pod komendę Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, co było raczej oczywiste w sytuacji, gdy on jest wynalazkiem amerykańskim, podczas gdy Donald Tusk - niemieckim.
Z kolei pana Władysława Kosiniaka-Kamysza, lidera "ludowców", musiały wystraszyć umizgi Donalda Tuska do sodomczyków i postępowych kobiet, bo wprawdzie PSL ma stuprocentową zdolność koalicyjną, a w porywach nawet większą, to jednak "baza" tej partii do tej pory nie bardzo dawała się zwieść syrenim śpiewom postępactwa, a już do sodomczyków zachowuje wyraźny dystans. Tedy przezorniej było zlać się z panem Hołownią, bo wprawdzie on też postępowy, ale katolik, a nawet były zakonnik, a poza tym - wynalazek amerykański, co w naszej sytuacji politycznej nie jest bez znaczenia.
Zresztą u Donalda Tuska też nie dzieje się najlepiej. Jak powiedział niedawno pan Michał Kamiński - obecnie w Koalicji Polskiej, czyli pod flagą PSL - Donald Tusk niedawno musiał podpisywać jakieś porozumienia z panem Trzaskowskim i Karnowskim, który musieli na nowo się "godzić".
W tej sytuacji wypada przypomnieć, że w maju ub. roku pan Trzaskowski, podczas podróży do USA, dogadał się chyba z tamtejszymi Żydami, co może dawać mu wobec Donalda Tuska może jeszcze nie pozycję mocarstwową, ale w każdym razie - pozycję równorzędną.
A tu jeszcze na horyzoncie Nowa Lewica z panem Czarzastym, Biedroniem i innymi mężami stanu płci obojga, łącznie z moją faworytą, Wielce Czcigodną Joanną Scheuring-Wielgus, Lewica Razem z panem Zandbergiem, no i oczywiście - Konfederacja, która też przeżywa ostatnio rozmaite zgryzoty.
Stanisław Michalkiewicz |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 13.02.23 |
Pobrań: 34 |
Pobierz () |
13.02.2023 Polska i Litwa: stan (dia)krytyczny |
Polskich imion i nazwisk nadal nie wolno w oficjalnych litewskich dokumentach zapisywać przy użyciu polskich znaków.
"Przełom w stosunkach polsko-litewskich!" - krzyczały rok temu nagłówki reżimowych gazet i portali.
Mniejsza już po raz który w ciągu ostatnich kilku dekad ogłaszano zupełne i ostateczne rozwiązanie spraw spornych, czyli mówiąc po ludzku odstąpienie przez władze w Vilniusie od szykanowania polskiej ludności rdzennej na Litwie. Rzecz w tym, że znów Polaków okłamano, a auksztoccy szowiniści śmieją się i plują naszym rodakom w oczy, bo polskich imion i nazwisk nadal nie wolno w oficjalnych dokumentach zapisywać przy użyciu polskich znaków.
Polacy u siebie na Litwie
Słowem - wszystko zostało po staremu: Polska śle na Litwę gaz, osłania swymi samolotami bojowymi agresywną, prowojenną retorykę Auksztotów - a ci w zamian wyżywają swoje mikronacjonalistyczne kompleksy na litewskich Polakach. Ale nic to, Warszawa ma większe sukcesy - przecież litewska premier Ingrida Šimonyt? zaproponowała, żeby język polski zastąpił rosyjski jako "drugi obcy język wyboru po angielskim". I nikt z władz III RP nie pokusił się nawet, by przypomnieć p. Szymonównie, że polski nie jest, nie był i nigdy nie będzie na Litwie językiem obcym, czego nie o wszystkich rządzących się tam dialektach można powiedzieć.
Problem jest niestety starszy nawet niż auksztocka okupacja Wilna. Odżegnując się usilnie od polskości, która niegdyś przyciągała nie tylko litewskie klasy wyższe, ale ogół społeczeństwa dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego - tożsamość narodu neo-litewskiego zdecydowano się umocnić wzniesieniem bariery językowej, początkowo czysto defensywnej i mocno umownej, z dziecinnymi przejawami w rodzaju udawania nieznajomości polskiego u kolejnych potomków zarażonych ksenofobią.
Z czasem jednak auksztocki nacjonalizm stawał się coraz bardziej agresywny, nie tylko uzurpując sobie wyłączność na jedynie słuszną wersję litewskości, ale także dokonując absurdalnego uroszczenia monoetniczności i monokulturowości kraju od wieków zamieszkiwanego przecież także przez Polaków, Białorusinów, Rosjan, Żmudzinów czy Niemców.
Strategia ta realizowana jest zarówno w odniesieniu do kultury materialnej, zwłaszcza polskiej, jak i do języka w ogóle. Stąd właśnie nawet zasłużony dla dialogu polsko-litewskiego naukowiec, prof. dr hab. Józef Wołkonowski, bez wątpienia szczerze uznający delikatność wzajemnych relacji i niekiedy aż do przesady empatyczny wobec stanowiska Vilniusa - to dla aukszotockich purystów nadal Jaroslavas Volkonovskis. A jeśli mu się nie podoba, to może sobie ostatecznie V na W wymienić, bo na tyle tylko w ubiegłym roku wystarczyło strategicznego sojuszu litewsko-polskiego...
Sporne Ł, czyli ustawa dla emigrantek, nie dla Polaków
Nie, to nie żart. Zeszłoroczna zmiana przepisów, rozszerzająca zakres użycia liter łacińskich nieobecnych w alfabecie litewskim, nie była bowiem w ogóle skierowana do Polaków, ale miała odpowiedzieć na rosnące zapotrzebowanie... litewskich emigrantek, które zawierając zagranicą małżeństwa z cudzoziemcami potrzebowały litewskich paszportów z uwzględnieniem ich nowych nazwisk, np. zawierających "q" "x" albo "w".
Innymi słowy, jak żartuje się na Litwie - z nowych przepisów mógł skorzystać jako jeden z nielicznych lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie - Związku Chrześcijańskich Rodzin, dotychczas zmuszony występować oficjalnie jako Valdemar Tomaševski. Podobnie udało się też minister sprawiedliwości, która - jak stwierdziła - mogła odzyskać nazwisko Ewelina Dobrowolska. Mniej szczęśliwi okazali się ci z "ł", a także "ś", "ć", "ż" i "ź" w imionach i nazwiskach. Litewska prokuratura krajowa zaskarżyła bowiem orzeczenia sądów dopuszczające uznanie polskich znaków diakrytycznych, powołując się na konieczność "zadośćuczynienia sprawiedliwości" oraz "ważny interes publiczny".
Litewskie, a więc jedynie dopuszczalne znaki diakrytyczne to ?, ?, č, š, ž, ą, ę, ?, ? ą, ę, ?, ? - podkreślili prokuratorzy powołując się na opinie krajowych językoznawców. Wśród oskarżeń o naruszenie art. 14 konstytucji, gwarantujący państwowy charakter języka litewskiego - sądy odwoławcze podzieliły stanowisko prokuratury. Po raz kolejny okrzyczany polski sukces okazał się auksztockim humbugiem.
III RP woli Vilnius od Wilna
Po kilkumiesięcznej szarpaninie prawnej w grudniu 2022 r AWPL-ZChR złożyła w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o pisowni imion i nazwisk poprzez wprowadzenie dopuszczalności stosowania znaków diakrytycznych. Przepadł on jednak w głosowaniu i został zwrócony inicjatorom "do dalszych prac". Zapewne powróci na wiosennej sesji, jednak znów bez widocznych szans powodzenia.
Rządząca krajem koalicja konserwatywno-liberalna w najlepsze też szykanuje polskie szkoły, likwiduje ich osobowość prawną zamieniając w filie placówek litewskich. Patrząc bez uprzedzeń można przy tym zauważyć, że polska partia na Litwie ze wszystkich tych mnożących się problemów chętnie czyni swoje sztandary wyborcze (np. w nadchodzących wyborach samorządowych 5. marca 2023 r.), jednak mając je w wiecznym załatwianiu, ale bez poważniejszych sukcesów - uzasadnia swoją niezbędność i wyłączność na reprezentowanie litewskich Polaków.
Nie jest to rzecz jasna zarzut szczególnej wagi, podobnie działają i inne formacje etniczne, w różnych krajach. Trudno też jednak oprzeć się wrażeniu, że AWPL-ZChR nie w pełni wykorzystuje swoje znaczenie choćby dla dalszego funkcjonowania Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim. Przyjmowanie pozycji podrzędnej wobec dyrektyw płynących z kręgów PiS i mediów reżimowych również nie wzmacnia pozycji polskiej reprezentacji na Litwie.
Po prostu, Vilnius zbyt dobrze wie, że w razie prawdziwego sporu III RP zawsze wybierze sojusz z auksztockimi szowinistami, a nie z litewskimi Polakami, wiecznie podejrzewanymi o pro-rosyjskość. Również tak zwana "parlamentarna opozycja" w Polsce najchętniej rozbiłaby AWPL-ZChR, zastępując tę zintegrowaną formację wymarzonym litewsko-polsko-europejskim konglomeratem liberalno-postępowym.
Jak dotąd wszystkie pogrzeby wieszczone przywództwu europosła Tomaszewskiego i głównym organizacjom (włącznie ze Związkiem Polaków na Litwie) okazywały się mocno przedwczesne. Pytanie jednak - jak długo jeszcze?
Samo trwanie nie wystarczy
Litewscy Polacy nie powinni mieć złudzeń. Stanem stałym jest dla nich wrogość państwa litewskiego, oszustwa i fałszywe obietnice jego polityków, dorównujących w krętactwie i arogancji tym przyjeżdżającym z Warszawy. Funkcjonowanie od wyborów do wyborów to technika wprawdzie sprawdzona, która pozwalała już odwracać niekorzystne trendy, jednak trudno uznać ją za rozwiązanie strategiczne. Tymczasem przecież, wbrew krytykom, słabnie bynajmniej nie polskość na Litwie, ale właśnie samo państwo litewskie, skompromitowane skandalami korupcyjnymi i pedofilskimi, dotknięte emigracją zarobkową na skalę stawiającą pod znakiem zapytania możliwość dalszego funkcjonowania społeczeństwa w dotychczasowym kształcie.
Nasze nieprzerwane trwanie na Ziemi Litewskiej to wielka misja Polaków. Są jednak także codzienne kwestie życiowe, coraz głośniej padają pytania o przyszłość. Samo przetrwanie już być może nie wystarczy. Trzeba się będzie bronić - i wypracowywać nowe rozwiązania, odpowiadające współczesnym, trudnym a zmiennym czasom.
Konrad Rękas
https://chart.neon24.org |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 13.02.23 |
Pobrań: 30 |
Pobierz () |
13.02.2023 Serbia odpowiada na apele o "anulowanie rosyjskiej kultury" |
Aleksandar Vucic powiedział mediom, że jego rząd, mimo że jest "na europejskiej ścieżce", nie odwoła rosyjskich klasyków.
Serbia odpowiada na wezwania do anulowania rosyjskiej kultury.
Serbia nie wskoczy do wagonu bicia Rosji i nie anuluje kultury kraju - powiedział mediom prezydent Aleksandar Vucic. Wyjaśnił, że zachowanie rosyjskiej klasyki w domenie publicznej jest równie ważne jak pilnowanie narodowych interesów finansowych.
W nadanym w piątek wywiadzie dla serbskiego kanału informacyjnego Prva, Vucic przyznał, że jego kraj w dużej mierze zależy od Zachodu w kwestii inwestycji. Z tego powodu, zauważył prezydent, ci, którzy wzywają Belgrad do zerwania tych więzi, "nie wiedzą, jak funkcjonuje ten kraj".
[Żaden kraj, nigdzie, nigdy nie dorobił się na korzystaniu z "pomocy" zachodnich łajdaków - admin]
Vucic przekonywał dalej, że równie absurdalny jest pogląd, że Serbia powinna "całkowicie zerwać z Rosją" i "wyrzucić [powieściopisarza] Dostojewskiego, [kompozytora] Czajkowskiego i [pisarza] Tołstoja".
"To nie może być Serbia, musimy zadbać o duszę naszego narodu" - wyjaśnił prezydent.
W zeszłym miesiącu, podczas konferencji prasowej w ambasadzie rosyjskiej w Belgradzie, specjalny wysłannik prezydenta Władimira Putina ds. międzynarodowej współpracy kulturalnej Michaił Szewydkoj ogłosił, że Belgrad i Moskwa rozmawiają o zorganizowaniu roku wymiany kulturalnej w 2024 roku.
Już w tym roku Serbię odwiedzi kilku znanych rosyjskich muzyków. W planach jest również spotkanie rosyjskich i serbskich środowisk akademickich - ujawnił Shvydkoy.
Po rozpoczęciu przez Rosję operacji wojskowej przeciwko Ukrainie pod koniec lutego 2022 roku, wiele europejskich obiektów kulturalnych odwołało wystawianie dzieł sztuki, które mają rosyjskie pochodzenie, a także zakazało występów niektórym rosyjskim wykonawcom, którzy odmówili potępienia działań Moskwy.
Za takimi zakazami opowiedzieli się również niektórzy politycy w UE.
Jeszcze na początku stycznia litewski minister kultury Simonas Kairys opowiedział się za "mentalną kwarantanną" rosyjskiej kultury, twierdząc, że jest ona wykorzystywana przez Moskwę jako "broń".
Wcześniej Cardiff Philharmonic Orchestra w Walii wymazała z programu koncertu muzykę rosyjskiego kompozytora Piotra Czajkowskiego, a brytyjska Royal Opera House odwołała tournée Baletu Bolszoj.
Z kolei Netflix wstrzymał produkcję "Anny K", adaptacji powieści Lwa Tołstoja "Anna Karenina".
Komentując te tendencje, rosyjski prezydent Władimir Putin porównał zachodnie wysiłki zmierzające do anulowania rosyjskiej kultury do nazistowskiej praktyki palenia dzieł klasyki rosyjskiej.
https://www.rt.com/russia/571322-serbian-president-russian-culture/ |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 13.02.23 |
Pobrań: 33 |
Pobierz () |
13.02.2023 Zmagania pomiędzy USA, a Chinami, a harcownicy w Europie Wschodniej. Rola Armii Polskiej |
Komentarz do sytuacji militarnej Polski, fundacji Ad Arma:
Baza przemysłowo-wojskowa USA nie jest wystarczająco przygotowana na międzynarodowe środowisko bezpieczeństwa, które teraz istnieje. W dużym konflikcie regionalnym, takim jak wojna z Chinami w Zatoce Tajwańskiej, zużycie amunicji prawdopodobnie przekroczyłoby obecne zapasy USA - wynika z raportu autorstwa think-tanku Center for International Strategic Studies. Główne tezy raportu przedstawiła w języku polskim Polska Agencja Prasowa.
Wedle analiz CISS, Ameryce najprawdopodobniej zabrakłoby precyzyjnych pocisków dalekiego zasięgu już po niecałym tygodniu wojny, a amerykański przemysł zbrojeniowy nie ma obecnie zdolności do szybkiej rozbudowy potencjału. CISS zwraca też uwagę na zbiurokratyzowane procesy sprzedaży broni sojusznikom, które wydłużają dostawy nawet o 2 - 4 lata.
Analitycy CISS przypominają również, że USA wciąż nie dostarczyły sprzętu o łącznej wartości 19 mld dolarów, jaki miał trafić na Tajwan od 2019 r.
Komentarz Fundacji Ad Arma: Cała zdolność obronna Ukrainy wisi na wsparciu amerykańskim. Uzupełnienie braków w broni pancernej i w artylerii w Polsce wisi na wsparciu amerykańskim oraz na zakupach w Korei. Obie te rzeczy zależą bezwzględnie od sytuacji pomiędzy USA, a Chinami.
Jakikolwiek konflikt wokół Tajwanu stawia pod wielkim znakiem zapytania dostawy sprzętu nie tylko na Ukrainę, ale również do Polski. Szczególnie warto w tym momencie przypomnieć wnioski z analizy pt. "Preserving the balance. A U.S. Euroasia defence strategy", autorstwa Center for Strategic and Budgetary Asessments z 2017 roku. CSBA przypomina, że Europa Wschodnia wraz z Polską jest, z punktu widzenia interesów USA, drugorzędnym rejonem świata i teatrem działań wojennych, a utracenie całej Europy Wschodniej jest dla USA akceptowalną ewentualnością.
Od maja zeszłego roku wiadomo, że wysyłamy na Ukrainę duże ilości sprzętu. Jest to sprzęt wysyłany głównie z jednostek wojskowych, a nie z zapasów i magazynów.
NATO z kolei poważnie nadwyrężyło zapasy magazynowe, a w USA publicznie się mówi o tym, że ilość broni przeciwpancernej i lekkiej przeciwlotniczej gwałtownie zmalała nie tylko w magazynach, gdyż te rodzaje broni były wycofywane również z jednostek polowych. To wszystko w sytuacji, w której Polska ogłasza duże zakupy, jednak nie na terenie własnego kraju, a u sojuszników leżących na drugim końcu świata. W związku z tym, terminowa realizacja zamówień nie zależy wyłącznie od nas.
W USA już pojawiają się głosy, że mogą być trudności z dotrzymaniem terminów w przekazaniu Polsce używanych Abramsów, do których się zobowiązano. Oznacza to lukę w zdolnościach wojskowych Wojska Polskiego nawet w przypadku terminowej realizacji dostaw. Luka ta, na dzień dzisiejszy będzie, miała prawdopodobnie około trzy lata. Całe plany operacji obronnych Wojska Polskiego, jakie mieliśmy, od roku są nieaktualne. Z tej prostej przyczyny, że część jednostek nie ma sprzętu.
Brak możliwości wystawienia jednostek to nie tylko luka, brakujący puzzel, w układance, w której brak kilku puzzli nie zaburza całości obrazu. To raczej efekt domina, gdzie jeden przewrócony klocek wpływa na ruinę wszystkiego. Na czym to polega? Część polskich jednostek miała być użyta wewnątrz narodowego wysiłku operacji obronnej, która zgodnie z planami NATO miała wytrzymać 30 dni, w ciągu których NATO miało wystawić 30 batalionów, a więc w uproszczeniu 10 brygad, które wsparłoby Wojsko Polskie. Kolejna część polskich jednostek została zgłoszona przez państwo Polskie do sił szybkiego reagowania. Tych sił, które Polskę miałyby ratować, pod dowództwem sojuszu NATO.
W związku z tym, w razie rozpoczęcia wojny, kierownictwo państwa Polskiego stanie przed dylematem - czy pozostałe jednostki, których jest za mało w stosunku do planów, wysłać do obrony państwa polskiego łamiąc zobowiązania sojusznicze, czy też wypełnić zobowiązania sojusznicze, mając za mało sił do obrony kraju przez 30 dni? W obu przypadkach jest to poważny problem również polityczny, ponieważ jeśli nie utrzymamy się przez 30 dni, państwa NATO mogą uznać, że nie ma już kogo bronić. Natomiast jeżeli zdecydujemy się złamać zobowiązania sojusznicze, żeby spróbować utrzymać się 30 dni, państwa Sojuszu mogą uznać, że są zwolnione ze zobowiązań, które sami złamaliśmy, nie wysyłając jednostek, które obiecaliśmy Sojuszowi.
Patrząc zaś z innej perspektywy, w momencie rozpoczęcia operacji, jednostki o podwyższonej gotowości osłaniać mają rozwinięcie kolejnych. W związku z tym, brak sprzętu może oznaczać, że nie ma jednostki, która osłania rozwijanie kolejnych, albo jednostki osłaniające nie będą mogły być zastąpione przez jednostki drugiego rzutu, które po prostu przestały istnieć z powodu braku sprzętu. W całym skomplikowanym przecież planie obrony, wyjęcie jednego puzla, będzie jak przełamanie frontu w jednym punkcie. Zdarzenie lokalne skutkuje efektem całościowym. Jak niedawno przyznano publicznie, nowe plany operacyjne, w zgodzie z nową ustawą, opracowują w znacznej części politycy z cywila zamiast Sztabu Generalnego, bo obowiązki te przekazano ze Sztabu Generalnego do Ministerstwa Obrony Narodowej. Samo to powinno wystarczyć za szokujące podsumowanie sytuacji Polski.
Jeśli tego jednak mało i jeżeli ktoś czuje euforię z tego, że Polacy są w pierwszym szeregu wspierających Ukrainę, i że to my zmuszamy do czegoś Niemcy w dyplomacji, a nie na odwrót, pragniemy przypomnieć, że w 1938 roku odzyskaliśmy Zaolzie, unormowaliśmy stosunki z Litwą Kowieńską, mieliśmy Ligę Kolonialną i marzenia o modnych wtedy koloniach i uznawaliśmy się niemal za mocarstwo, przynajmniej regionalne. Przed ministrem Beckiem w Londynie rozwijano czerwone dywany. Natomiast w zaciszu gabinetów Rydz-Śmigły niecały rok przed rozpoczęciem wojny mówił generałom, że nie mamy wystarczającej ilości amunicji na prowadzenie kampanii. W samej kampanii zaś, którą Brytyjczycy szacowali na 6 miesięcy przed kompletnym upadkiem Polski, przegraliśmy w trzy tygodnie. Z perspektywy wojskowej katastrofa była całkowicie pewna, czasem przyszłym dokonanym, 5 września.
Niech to będzie memento i kubłem zimnej wody dla wszystkich, którzy oglądają rzeczywistość przez różowe okulary.
źródło: https://www.youtube.com/@AdArma/community |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 13.02.23 |
Pobrań: 32 |
Pobierz () |
13.02.2023 Jak Ameryka zlikwidowała gazociąg Nord Stream |
Centrum nurkowania i ratownictwa Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych znajduje się w miejscu równie nieznanym jak jego nazwa - przy wiejskiej drodze koło Panama City, obecnie kwitnącym kurorcie w południowo-zachodniej części Florydy, 70 mil na południe od granicy z Alabamą. Kompleks centrum jest równie niepozorny, jak jego lokalizacja - szara, betonowa budowla z okresu po II wojnie światowej, mająca wygląd szkoły średniej w zachodniej części Chicago. Wzdłuż czteropasmowej drogi znajduje się pralnia na monety i szkoła tańca.
Ośrodek od dziesięcioleci szkoli wysoko wykwalifikowanych nurków głębinowych, którzy po oddelegowaniu do amerykańskich jednostek wojskowych na całym świecie są w stanie nurkować technicznie do celów dobrych - używając materiału wybuchowego C4 do oczyszczania portów i plaż z gruzów i niewybuchów amunicji - a także tych złych, takich jak wysadzanie obcych platform wiertniczych, zanieczyszczanie zaworów zasilających elektrowni podmorskich lub niszczenia śluz na ważnych kanałach okrętowych. Ośrodek w Panama City, który szczyci się drugim co do wielkości krytym basenem w Ameryce, był idealnym miejscem do rekrutacji najlepszych absolwentów szkoły nurkowania, którzy zeszłego lata z powodzeniem wykonali to, do czego zostali upoważnieni 260 stóp pod powierzchnią Morza Bałtyckiego.
Według źródła bezpośrednio obeznanego z planowaniem operacji, w czerwcu ubiegłego roku nurkowie Marynarki Wojennej znani jako BALTOPS 22, pod przykrywką szeroko promowanych ćwiczeń NATO w połowie lata, zdetonowali zdalnie ładunki wybuchowe, które trzy miesiące później zniszczyły trzy z czterech gazociągów Nord Stream.
Dwa z tych gazociągów, znane pod wspólną nazwą Nord Stream 1, dostarczały Niemcom i większości krajów Europy Zachodniej tani rosyjski gaz ziemny przez ponad dekadę. Druga para gazociągów, nazwana Nord Stream 2, została zbudowana, ale nie została jeszcze uruchomiona. Teraz, gdy wojska rosyjskie gromadzą się na ukraińskiej granicy i grożą najkrwawszą wojną w Europie od 1945 roku, prezydent Joseph Biden widział w gazociągach środek, w jaki sposób Władimir Putin może wykorzystać gaz ziemny do swoich politycznych i terytorialnych ambicji.
Rzeczniczka Białego Domu Adrienne Watson, która została poproszona o komentarz, napisała w e-mailu: "To fałszywa i kompletna fikcja". Tammy Thorp, rzeczniczka Centralnej Agencji Wywiadowczej, napisała podobnie: "To twierdzenie jest całkowicie nieprawdziwe".
Decyzja Bidena o sabotowaniu rurociągów naftowych została podjęta po ponad dziewięciu miesiącach ściśle tajnych debat w społeczności bezpieczeństwa narodowego w Waszyngtonie na temat najlepszego sposobu osiągnięcia tego celu. Przez większość tego czasu nie zastanawialiśmy się, czy wykonać misję, ale jak ją wykonać, nie wiedząc, kto jest za nią odpowiedzialny.
Istniał ważny biurokratyczny powód, dla którego polegano na absolwentach szkoły nurkowania w Panama City. Nurkowie byli tylko członkami Marynarki Wojennej, a nie Amerykańskiego Dowództwa Operacji Specjalnych, którego tajne operacje muszą być zgłaszane do Kongresu i wcześniej informowane o nich kierownictwu Senatu i Izby Reprezentantów - tzw. Gang Osiem. Administracja Bidena robiła wszystko, aby uniknąć wycieków informacji, ponieważ planowanie miało miejsce pod koniec 2021 roku i w pierwszych miesiącach 2022 roku.
Prezydent Biden i jego zespół ds. polityki zagranicznej - doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan, minister spraw zagranicznych Tony Blinken i Victoria Nuland - wiceminister spraw zagranicznych ds. polityki - konsekwentnie i głośno sprzeciwiali się obu rurociągom. Biegły one obok siebie 750 mil pod Bałtykiem z dwóch różnych portów na północnym wschodzie Rosji w pobliżu granicy z Estonią i przebiegały w pobliżu duńskiej wyspy Bornholm, kończąc się w północnych Niemczech
Bezpośrednia trasa, omijająca tranzyt przez Ukrainę, była korzystna dla niemieckiej gospodarki, dysponującej wystarczającą ilością taniego rosyjskiego gazu do obsługi fabryk i ogrzewania domów, a jednocześnie umożliwiała niemieckim dystrybutorom sprzedaż jego nadwyżek z zyskiem do całej Europy Zachodniej. Działania, które można przypisać administracji, naruszyłyby obietnice USA dotyczące zminimalizowania bezpośredniego konfliktu z Rosją. Tajemnica była konieczna.
Od pierwszych dni Nord Stream 1 był postrzegany przez Waszyngton i jego antyrosyjskich partnerów w NATO jako zagrożenie dla zachodniej dominacji. Spółka holdingowa Nord Stream AG została założona w Szwajcarii w 2005 roku we współpracy z Gazpromem, rosyjską spółką notowaną na giełdzie, przynoszącą akcjonariuszom ogromne zyski jest kontrolowana przez oligarchów, o których wiadomo, że są pod władzą Putina. Gazprom kontrolował 51% spółki, a cztery europejskie firmy energetyczne - jedna we Francji, jedna w Holandii i dwie w Niemczech - posiadały pozostałe 49% akcji z prawem kontroli późniejszej sprzedaży taniego gazu lokalnym dystrybutorom w Niemczech i Europie Zachodniej. Zyski Gazpromu były dzielone przez rząd rosyjski, a dochody państwa ze sprzedaży gazu i ropy w niektórych latach szacowano na 45% rocznego budżetu Rosji.
Amerykańskie obawy polityczne były realne: Niemcy i reszta Europy Zachodniej stałyby się zależne od taniego gazu dostarczanego z Rosji, zmniejszając jednocześnie zależność Europy od Ameryki. W rzeczywistości dokładnie tak się stało. Wielu Niemców uważało Nord Stream 1 za element wyzwolenia słynnej teorii polityki wschodniej byłego kanclerza Willy?ego Brandta, która pozwoliła powojennym Niemcom zrehabilitować siebie i inne narody europejskie zniszczone w II wojnie światowej, między innymi poprzez wykorzystanie taniego rosyjskiego gazu do wspierania dobrze prosperującego rynku zachodnioeuropejskiego i gospodarki handlowej.
Według NATO i Waszyngtonu Nord Stream 1 był wystarczająco niebezpieczny, ale Nord Stream 2, którego budowa została zakończona we wrześniu 2021 roku, podwajałby ilość taniego gazu, który byłby dostępny dla Niemiec i Europy Zachodniej, gdyby został zatwierdzony przez niemieckie organy regulacyjne. Drugi gazociąg zapewniłby również wystarczającą ilość gazu dla ponad 50 proc. rocznego zużycia w Niemczech. Napięcie między Rosją a NATO narastało, popierane przez agresywną politykę zagraniczną administracji Bidena.
Sprzeciw wobec Nord Stream 2 wybuchł w przededniu inauguracji Bidena w styczniu 2021 roku, kiedy republikanie w Senacie pod przewodnictwem Teda Cruza z Teksasu wielokrotnie zwracali uwagę na zagrożenie polityczne związane z tanim rosyjskim gazem ziemnym podczas przesłuchań w sprawie nominacji Blinkena na stanowisko ministra spraw zagranicznych. Do tego czasu zjednoczony Senat zdołał uchwalić ustawę, która, jak powiedział Cruz Blinkenowi, "zatrzymała [gazociąg] w jego początkach". Niemiecki rząd pod przewodnictwem Angeli Merkel wywierał ogromną presję polityczną i ekonomiczną na uruchomienie drugiego gazociągu.
Czy Biden przeciwstawi się Niemcom? Blinken odpowiedział, że tak, ale dodał, że nie mówił o konkretnych poglądach kandydata na prezydenta. "Znam jego silne przekonanie, że jest to zły pomysł - Nord Stream 2" - powiedział. "Wiem, że chciałby, abyśmy użyli wszystkich dostępnych nam narzędzi perswazji, aby przekonać naszych przyjaciół i partnerów, w tym Niemcy, aby tego nie robili".
Kilka miesięcy później, gdy budowa drugiego gazociągu zbliżała się do końca, Biden mrugnął. W maju tego roku administracja zdumiewająco zrezygnowała z sankcji wobec Nord Stream AG, przy czym jeden z urzędników MSZ przyznał, że próba zatrzymania gazociągu poprzez sankcje i dyplomację była "zawsze ryzykowna". Za kulisami urzędnicy administracji nalegali na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który w tym czasie był zagrożony rosyjską inwazją, by nie krytykował tego kroku
Miało to natychmiastowe konsekwencje. Republikanie w Senacie z Cruzem na czele ogłosili natychmiastową blokadę wszystkich nominacji Bidena w polityce zagranicznej, a kilka miesięcy później, do jesieni, odłożyli uchwalenie corocznej ustawy o obronności. Politico później opisało zwrot Bidena w kwestii drugiego rosyjskiego gazociągu jako "jedyną decyzję, prawdopodobnie większą niż chaotyczne wycofanie armii z Afganistanu, zagrażająca planowi Bidena".
Administracja zachwiała się niepewnie, chociaż w połowie listopada doszło do odroczenia kryzysu, gdy niemieckie organy regulacji energetyki zawiesiły zatwierdzenie drugiego gazociągu Nord Stream. Ceny gazu w ciągu kilku dni gwałtownie wzrosły o 8% w wyniku narastających obaw w Niemczech i Europie, że zawieszenie gazociągu i rosnąca możliwość wojny między Rosją a Ukrainą doprowadzi do bardzo niechcianej zimnej wojny. Waszyngton nie wiedział, jak zareaguje na to nowo mianowany kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Kilka miesięcy wcześniej, po upadku Afganistanu, Scholtz w swoim wystąpieniu w Pradze publicznie poparł apel prezydenta Francji Emmanuela Macrona o bardziej niezależną europejską politykę zagraniczną - co wyraźnie wskazywało na mniejszą zależność od Waszyngtonu.
Przez cały czas na granicach Ukrainy stale i złowrogo gromadziły się wojska rosyjskie, a pod koniec grudnia ponad 100 tysięcy żołnierzy było gotowych do ataku z Białorusi i Krymu. W Waszyngtonie narastały obawy, w tym szacunki Blinkena, że liczba tych żołnierzy może "podwoić się w krótkim czasie".
Administracja po raz kolejny skupiła się na Nord Stream. Dopóki Europa będzie zależna od taniego gazu ziemnego, Waszyngton obawiał się, że kraje takie jak Niemcy będą niechętnie dostarczać Ukrainie pieniędzy i broni, których potrzebuje, aby pokonać Rosję.
Właśnie w tym niespokojnym momencie Biden zlecił Jake'owi Sullivanowi utworzenie międzyagencyjnej grupy, która opracowałaby plan.
Na stole powinny znaleźć się wszystkie możliwości. Pojawiła się jednak tylko jedna.
Planowanie
W grudniu 2021 roku, dwa miesiące przed tym, jak pierwsze rosyjskie czołgi wkroczyły na Ukrainę, Jake Sullivan zwołał spotkanie nowo utworzonej grupy roboczej - mężczyzn i kobiet z Kolegium Szefów Sztabów, CIA oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Finansów - i poprosił ich o zalecenia, jak zareagować na zbliżającą się inwazję Putina.
Było to pierwsze z serii ściśle tajnych spotkań w strzeżonym pomieszczeniu na najwyższym piętrze budynku biurowego Old Executive Office, który sąsiaduje z Białym Domem i siedzibą Prezydenckiego Komitetu Doradczego ds. Wywiadu Zagranicznego (PFIAB). Odbywały się zwykłe rozmowy, które ostatecznie doprowadziły do zasadniczego pytania wstępnego: czy zalecenie, które grupa przekazała prezydentowi, jest odwracalne - na przykład kolejna porcja sankcji i ograniczeń walutowych - czy też nieodwracalne - czyli działania kinetyczne, których nie można cofnąć?
Według źródła bezpośrednio obeznanego z procesem, dla uczestników było jasne, że Sullivan zamierza, aby grupa opracowała plan zniszczenia obu gazociągów Nord Stream - i że spełnia życzenie prezydenta.
Podczas kolejnych spotkań uczestnicy dyskutowali o możliwościach ataku. Marynarka Wojenna zaproponowała użycie nowego okrętu podwodnego do bezpośredniego ataku na rurociąg. Siły Powietrzne dyskutowały o zrzuceniu bomb z opóźnionymi detonatorami, które można zdetonować na odległość. CIA twierdzi, że cokolwiek się stanie, musi pozostać tajne. Wszyscy uczestnicy zdawali sobie sprawę, jaka jest stawka. "To nie jest dziecinna sprawa" - mówi źródło. Jeśli atak byłby możliwy do wyśledzenia w Stanach Zjednoczonych, to "jest to akt wojny".
W tym czasie CIA kierował William Burns, umiarkowany były ambasador w Rosji, pełniący funkcję wiceministra spraw zagranicznych w rządzie Obamy. Burns szybko zlecił agencji utworzenie grupy roboczej ad hoc, w skład której wchodziła osoba znająca umiejętności nurków głębinowych marynarki wojennej w Panamie. W ciągu kilku następnych tygodni członkowie grupy zadaniowej CIA rozpoczęli przygotowywanie planu tajnej operacji mającej na celu wywołanie eksplozji wzdłuż rurociągu.
Coś podobnego już było. W 1971 roku amerykańska społeczność wywiadowcza dowiedziała się z nieznanych dotąd źródeł, że dwie ważne jednostki rosyjskiej marynarki wojennej komunikują się za pomocą podmorskiego kabla zakopanego w Morzu Ochockim na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Kabel łączył regionalne dowództwo marynarki wojennej z dowództwem na lądzie we Władywostoku.
Gdzieś w Waszyngtonie wybrani pracownicy Centralnej Służby Wywiadowczej i Agencji Bezpieczeństwa Narodowego zebrali się w głębokiej tajemnicy i z pomocą nurków marynarki wojennej, zmodyfikowanych łodzi podwodnych i podwodnego pojazdu ratunkowego opracowali plan, który po wielu próbach i błędach doprowadził do odnalezienia rosyjskiego kabla. Nurkowie umieścili na kablu pomysłowe urządzenie podsłuchowe, które z powodzeniem przechwyciło rosyjski ruch i zarejestrowało go w systemie nagrywającym.
NSA odkryła, że wysocy oficerowie rosyjskiej marynarki wojennej, przekonani o bezpieczeństwie swoich połączeń komunikacyjnych, rozmawiali ze swoimi kolegami bez szyfrowania. Urządzenie nagrywające i jego taśma musiały być wymieniane co miesiąc, a projekt był wesoły przez dziesięć lat, dopóki nie zagroził mu czterdziestoczteroletni cywilny technik NSA Ronald Pelton, który mówił płynnie po rosyjsku. W 1985 roku Pelton został zdradzony przez rosyjskiego zbiega i skazany na więzienie. Rosjanie zapłacili mu tylko 5 tysięcy dolarów za ujawnienie operacji i 35 tysięcy dolarów za inne rosyjskie dane operacyjne, które dostarczył, a które nigdy nie zostały upublicznione.
Ten podwodny sukces pod kryptonimem Ivy Bells był innowacyjny i ryzykowny i przyniósł bezcenne informacje na temat intencji i planów rosyjskiej marynarki wojennej.
Jednak grupa międzyagencyjna początkowo była sceptycznie nastawiona wobec entuzjazmu CIA do tajnego ataku głębinowego. Było zbyt wiele pytań bez odpowiedzi. Wody Morza Bałtyckiego były silnie strzeżone przez rosyjską marynarkę wojenną i nie było tam żadnych platform wiertniczych, które mogłyby posłużyć jako przykrywka dla operacji nurkowania. Czy nurkowie będą musieli udać się na szkolenie do Estonii, która znajduje się tuż za granicą z rosyjskimi dokami przeładunkowymi gazu ziemnego? "To będzie kozi chlew" - powiedzieli agencji.
Podczas "wszystkich tych intryg", powiedziało źródło, a niektórzy pracownicy CIA i Departamentu Stanu mówili: "Nie róbcie tego. To jest głupota i będzie to polityczny koszmar, jeśli to wyjdzie na jaw".
Jednak na początku 2022 roku grupa zadaniowa CIA poinformowała międzyagencyjną grupę Sullivana: "Mamy sposób na wysadzenie rurociągów naftowych".
To, co się stało, było zdumiewające. 7 lutego, niecałe trzy tygodnie przed pozornie nieuchronną rosyjską inwazją na Ukrainę, Biden spotkał się w swoim biurze w Białym Domu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem, który po pewnym wahaniu stał teraz mocno po stronie amerykańskiej. Na briefingu prasowym Biden wyzywająco oświadczył: "Jeśli Rosja zaatakuje..., Nord Stream 2 już nie będzie. Zakończymy go".
Dwadzieścia dni wcześniej wiceminister Nuland wygłosiła na briefingu Ministerstwa Spraw Zagranicznych zasadniczo to samo przesłanie, o którym prasa niewiele informowała. "Chcę wam to dzisiaj jasno powiedzieć" - powiedziała w odpowiedzi na pytanie. "Jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę, tak czy inaczej Nord Stream 2 nie ruszy naprzód".
Kilka osób zaangażowanych w planowanie misji do rurociągu było przerażonych tym, co uważali za pośrednie odniesienia do ataku.
"To było jak podłożenie bomby atomowej w Tokio i powiedzenie Japończykom, że ją zdetonujemy" - mówi źródło. "Plan był taki, że te opcje zostaną wdrożone dopiero po inwazji i nie będą publicznie reklamowane. Biden po prostu tego nie rozumiał lub ignorował".
Niedyskrecja Bidena i Nuland mogła rozczarować niektórych planistów. Jednocześnie stworzyła okazję. Według tego źródła niektórzy wysocy rangą urzędnicy CIA uznali, że wysadzenie rurociągu "nie może być już uważane za tajną opcję, ponieważ prezydent właśnie ogłosił, że wiemy, jak to zrobić".
Plan wysadzenia Nord Stream 1 i 2 został nagle zdegradowany z tajnej operacji, o której musiał zostać poinformowany Kongres, do operacji, która została uznana za wysoce tajną operację wywiadowczą wspieraną przez wojsko USA. Zgodnie z prawem, wyjaśniło źródło, "nie było już prawnego wymogu informowania Kongresu o operacji. Teraz wystarczyło, że ją po prostu wykonali - ale i tak musiała pozostać tajemnicą. Rosjanie kontrolują Morze Bałtyckie".
Członkowie grupy roboczej Agencji nie mieli bezpośredniego kontaktu z Białym Domem i chcieli się dowiedzieć, czy prezydent mówił poważnie - czy misja jest teraz gotowa. Źródło wspomina: "Bill Burns wrócił i powiedział: Zróbcie to".
Norweska marynarka szybko znalazła właściwe miejsce na płytkiej wodzie, kilka mil od duńskiej wyspy Bornholm.
Operacja
Norwegia była idealna do tej misji.
W ciągu ostatnich kilku lat kryzys między Wschodem a Zachodem znacznie rozszerzył swoją obecność w Norwegii, której zachodnia granica rozciąga się na 1400 kilometrów wzdłuż północnego Atlantyku i za kołem podbiegunowym łączy się z Rosją. Pentagon stworzył wysoko płatne miejsca pracy i kontrakty, pomimo niektórych lokalnych kontrowersji, inwestując setki milionów dolarów w modernizację i rozbudowę obiektów amerykańskiej marynarki wojennej i lotnictwa w Norwegii. Nowe prace obejmowały przede wszystkim zaawansowany radar z syntetyczną aperturą daleko na północy, który był w stanie przeniknąć w głąb Rosji i który został uruchomiony dokładnie w czasie, gdy amerykańska społeczność wywiadowcza straciła dostęp do wielu punktów podsłuchu dalekiego zasięgu w Chinach.
Nowo zrekonstruowana amerykańska baza okrętów podwodnych, budowana przez kilka lat, została uruchomiona, a inne amerykańskie okręty podwodne mogły teraz ściśle współpracować ze swoimi norweskimi kolegami, aby śledzić i szpiegować główną rosyjską redutę jądrową 250 mil na wschód na półwyspie Kola. Ameryka znacznie rozszerzyła również norweską bazę lotniczą na północy kraju i dostarczyła norweskiemu lotnictwu flotę samolotów patrolowych P8 Poseidon produkowanych przez Boeinga, aby wzmocnić zdalne szpiegostwo na wszystko, co dotyczy Rosji.
W listopadzie ubiegłego roku norweski rząd rozgniewał liberałów i niektórych umiarkowanych posłów w parlamencie, przyjmując uzupełniającą umowę o współpracy w dziedzinie obrony (SDCA). Zgodnie z nowym porozumieniem amerykański system prawny w niektórych "uzgodnionych obszarach" na północy będzie miał jurysdykcję nad amerykańskimi żołnierzami oskarżonymi o przestępstwa poza bazą, a także nad obywatelami Norwegii oskarżonymi lub podejrzanymi o zakłócanie pracy w bazie.
Norwegia była jednym z pierwszych sygnatariuszy traktatu NATO w 1949 roku, na początku zimnej wojny. Dziś głównodowodzącym NATO jest Jens Stoltenberg, zdeklarowany antykomunista, który przez osiem lat był premierem Norwegii, zanim w 2014 roku przy wsparciu USA przeniósł się na wysokie stanowisko w NATO. Był zwolennikiem twardej postawy wobec wszystkiego, co dotyczy Putina i Rosji, który współpracował z amerykańską społecznością wywiadowczą od czasu wojny w Wietnamie. Od tego czasu ma do niego pełne zaufanie. "To rękawica, która wpadnie w ręce Amerykanów" - podało źródło.
W Waszyngtonie planiści wiedzieli, że muszą udać się do Norwegii. "Nienawidzili Rosjan, a norweska marynarka wojenna była wypełniona doskonałymi marynarzami i nurkami, którzy od pokoleń mieli doświadczenie w wysoko dochodowych poszukiwaniach ropy i gazu" - podało źródło. Mieli nadzieję, że utrzymają misję w tajemnicy. Norwegowie mogli mieć inne zainteresowania. Zniszczenie Nord Streamu - gdyby udało się to Amerykanom - pozwoliłoby Norwegii sprzedawać znacznie więcej własnego gazu do Europy.
Tymczasem w marcu kilku członków zespołu poleciało do Norwegii na spotkanie z norweskim wywiadem i marynarką wojenną. Jednym z kluczowych pytań było to, gdzie dokładnie na Morzu Bałtyckim jest najlepsze miejsce do umieszczania materiałów wybuchowych. Gazociągi Nord Stream 1 i Nord Stream 2, każdy z dwoma zestawami rurociągów, dzielił nieco ponad kilometr, kierując się do portu Greifswald w dalekich północno-wschodnich Niemczech.
Norweska marynarka wojenna szybko znalazła właściwe miejsce na płytkich wodach Morza Bałtyckiego, kilka mil od duńskiej wyspy Bornholm. Rurociągi przebiegały ponad kilometr wzdłuż dna morskiego na głębokości zaledwie 260 stóp. Byłoby to w zasięgu nurków, którzy nurkowaliby z norweskiego myśliwca min typu Alta z mieszaniną tlenu, azotu i helu wypływającą z ich zbiorników i umieściliby ładunki C4 na czterech rurach z betonowymi osłonami. To byłaby długa, czasochłonna i niebezpieczna praca, ale wody na Bornholmie miały jeszcze jedną zaletę: nie było dużych prądów pływowych, które znacznie utrudniałyby nurkowanie.
[...]
Po kilku godzinach Amerykanie podjęli decyzję.
W tym momencie do gry ponownie przyłączyła się grupa nurków głębinowych Marynarki Wojennej w Panamie. Szkoły głębinowe w Panama City, których uczestnicy uczęszczali do Ivy Bells, są elitarnymi absolwentami Akademii Morskiej w Annapolis, zwykle dążących do sławy, gdyż są sklasyfikowani śmieciarze. Jeśli ktoś musi stać się "czarnym butem" - to znaczy członkiem mniej pożądanego dowództwa okrętów nawodnych - zawsze znajdzie się przynajmniej służba na niszczycielu, krążowniku lub statku płazowym. Najmniej czarująca ze wszystkich jest wojna minowa. Jej nurkowie nigdy nie pojawiają się w hollywoodzkich filmach ani na okładkach popularnych czasopism.
"Najlepsi nurkowie z kwalifikacjami do głębokiego nurkowania tworzą wąską społeczność, a do tej operacji rekrutowani są tylko najlepsi, którym powiedziano, że są gotowi na wezwanie do CIA w Waszyngtonie" - podało źródło.
Norwegowie i Amerykanie mieli do dyspozycji miejsce i jednostkę operacyjną, ale istniała jeszcze jedna obawa: jakakolwiek niezwykła aktywność podwodna na wodach Bornholmu może przyciągnąć uwagę szwedzkiej lub duńskiej marynarki wojennej, która mogłaby o tym poinformować.
Dania była również jednym z pierwotnych sygnatariuszy NATO i była znana w społeczności wywiadowczej ze swoich szczególnych powiązań z Wielką Brytanią. Szwecja złożyła wniosek o członkostwo w NATO i udowodniła swoje wielkie umiejętności w zarządzaniu podwodnymi systemami czujników dźwiękowych i magnetycznych, które z powodzeniem śledziły rosyjskie okręty podwodne, czasami pojawiające się na odległych wodach archipelagu szwedzkiego i zmuszone do wypłynięcia na powierzchnię.
Norwegowie dołączywszy do Amerykanów nalegali, aby niektórzy wysocy urzędnicy w Danii i Szwecji byli ogólnie informowani o możliwej działalności nurkowej w regionie. W ten sposób ktoś z wyższych stanowisk może interweniować i utrzymać wiadomość poza łańcuchem dowodzenia, izolując w ten sposób operację. "To, co im powiedziano, a to, co wiedzieli, celowo się różniło" - powiedziało mi źródło (ambasada norweska, która została poproszona o komentarz na temat tego artykułu, nie odpowiedziała).
Norwegowie byli kluczem do pokonania kolejnych przeszkód. Wiadomo, że rosyjska marynarka wojenna dysponuje technologią śledzenia zdolną do wykrywania i odpalania min podwodnych. Amerykańskie urządzenia wybuchowe musiały być zamaskowane tak, aby rosyjskie systemy wydawały się częścią naturalnego tła ? co wymagało dostosowania do specyficznego zasolenia wody. Norwegowie znaleźli rozwiązanie.
Norwegowie mieli również odpowiedź na zasadnicze pytanie, kiedy operacja ma się odbyć. Szósta Flota Stanów Zjednoczonych, której okręt flagowy znajduje się we włoskiej Gaecie na południe od Rzymu, od 21 lat sponsoruje wielkie ćwiczenia NATO na Morzu Bałtyckim, w których biorą udział dziesiątki okrętów alianckich z całego regionu. Obecne ćwiczenia, które odbędą się w czerwcu, znane są pod nazwą Baltic Operations 22, czyli BALTOPS 22. Norwegowie sugerowali, że będzie to idealna przykrywka do podłożenia min.
Amerykanie dostarczyli jeden ważny element: przekonali planistów szóstej floty do włączenia do programu ćwiczeń badawczo-rozwojowych. Ćwiczenia opublikowane przez marynarkę obejmowały szóstą flotę we współpracy z "ośrodkami badawczymi i wojennymi" marynarki. Akcja na morzu miała się odbyć u wybrzeży Bornholmu, w której uczestniczyły zespoły nurków NATO, którzy podłożyli miny, a rywalizujące zespoły wykorzystywały najnowsze podwodne technologie do ich odnalezienia i zniszczenia.
To było przydatne ćwiczenie i genialna przykrywka. Chłopcy z Panama City wykonaliby swoją pracę, a ładunki wybuchowe C4 byłyby na miejscu do końca BALTOPS22, z dołączonym 48-godzinnym timerem. Wszyscy Amerykanie i Norwegowie zniknęliby przed pierwszym wybuchem.
Dni były odliczane. "Czas mijał, a my zbliżaliśmy się do zakończenia misji" - mówi źródło.
Waszyngton zmienił zdanie. Bomby zostały podłożone podczas BALTOPS, ale Biały Dom obawiał się, że dwudniowy termin na ich zdetonowanie będzie zbyt krótki przed zakończeniem ćwiczeń i byłoby oczywiste, że Ameryka była w to zaangażowana.
Zamiast tego Biały Dom złożył nową prośbę: "Czy chłopcy w terenie mogliby wymyślić jakiś sposób, aby wysadzić rury później na rozkaz?".
Niektórzy członkowie zespołu planowania byli źli i sfrustrowani pozornym niezdecydowaniem prezydenta. Nurkowie w Panamie wielokrotnie ćwiczyli umieszczanie C4 na rurociągu, jak to będzie miało miejsce podczas BALTOPS, ale teraz zespół w Norwegii musiał wymyślić sposób, aby dać Bidenowi to, czego chciał - możliwość wydania polecenia w wybranym przez siebie czasie.
CIA była przyzwyczajona do arbitralnych zmian w ostatniej chwili. Jednocześnie jednak wznowiło to obawy niektórych osób co do konieczności i legalności całej operacji.
Tajne rozkazy prezydenta przypominały również dylemat CIA z czasów wojny w Wietnamie, kiedy prezydent Johnson, w obliczu narastających nastrojów przeciwko wojnie, nakazał agencji naruszyć jej statut - który wyraźnie zabraniał jej działania w Ameryce - i szpiegować przywódców antywojennych, aby sprawdzić, czy nie są kontrolowani przez komunistyczną Rosję.
Agencja w końcu się zgodziła i w latach 70-tych pokazała, jak daleko jest gotowa się posunąć. Po aferze Watergate pojawiły się doniesienia prasowe o szpiegostwie amerykańskich obywateli, zaangażowaniu agencji w zabójstwa zagranicznych przywódców i podważaniu socjalistycznego rządu Salvadora Allende.
Odkrycia te doprowadziły w połowie lat 70. do dramatycznej serii przesłuchań w Senacie pod przewodnictwem Franka Churcha z Idaho, które jasno pokazały, że Richard Helms, ówczesny dyrektor Agencji, przyznał, że jest zobowiązany do robienia tego, czego chce prezydent, nawet jeśli oznacza to złamanie prawa.
W niewypowiedzianym zeznaniu za zamkniętymi drzwiami Helms z żalem wyjaśnił, że "jeśli robisz coś na tajny rozkaz prezydenta, to jest to prawie niepokalane poczęcie". "Niezależnie od tego, czy to dobrze, że to masz, czy źle, że to masz, [CIA] działa według innych zasad niż jakakolwiek inna część rządu". W zasadzie powiedział senatorom, że jako szef CIA rozumie, że pracuje dla Korony, a nie dla Konstytucji.
Amerykanie pracujący w Norwegii kierowali się tą samą logiką i posłusznie zaczęli pracować nad nowym problemem - jak zdalnie zdetonować ładunek wybuchowy C4 na rozkaz Bidena. To było o wiele trudniejsze zadanie, niż się zdawało tym w Waszyngtonie. Drużyna w Norwegii nie wiedziała, kiedy prezydent wciśnie przycisk. Czy będzie to za kilka tygodni, za kilka miesięcy, za pół roku lub dłużej?
System C4 przymocowany do rurociągu zostałby uruchomiony za pomocą boi sonarowej, którą samolot zrzuciłby w krótkim czasie, ale procedura obejmowałaby najnowocześniejszą technologię przetwarzania sygnału. Gdy opóźnione urządzenie zegarowe zostanie przymocowane do dowolnego z czterech rurociągów na miejscu, może zostać przypadkowo uruchomione przez złożoną mieszaninę dźwięków oceanicznego tła w całym silnie uczęszczanym Morzu Bałtyckim - pobliskich i odległych statków, odwiertów podwodnych, zdarzeń sejsmicznych, fal, a nawet zwierząt morskich. Aby temu zapobiec, boja sonarowa po umieszczeniu na miejscu emitowałaby sekwencję unikalnych dźwięków o niskiej częstotliwości - podobnych do tych emitowanych przez flet lub fortepian - które wykryłoby urządzenie zegarowe i uruchomiło ładunki wybuchowe po ustalonym godzinnym opóźnieniu. "Chcesz mieć wystarczająco silny sygnał, aby żaden inny sygnał nie mógł przypadkowo wysłać impulsu, który zdetonowałby ładunek wybuchowy" - powiedział dr Theodore Postol, emerytowany profesor nauk, technologii i polityki bezpieczeństwa narodowego na MIT. Postosto, który był doradcą naukowym szefa operacji morskich Pentagonu, powiedział, że problem, z którym boryka się norweska grupa z powodu opóźnienia Bidena, jest kwestią przypadku: "Im dłużej materiały wybuchowe byłyby w wodzie, tym większe ryzyko przypadkowego sygnału, który zdetonowałby bomby".
26 września 2022 roku norweski samolot obserwacyjny P8 wykonał pozornie rutynowy lot i strącił boję sonarową. Sygnał rozprzestrzenił się pod wodą, najpierw do sieci Nord Stream 2, a następnie do sieci Nord Stream 1. Kilka godzin później wybuchł potężny ładunek wybuchowy C4, a trzy z czterech rurociągów zostały wyłączone. W ciągu kilku minut na powierzchni wody można było zaobserwować rozprzestrzeniające się kałuże metanu, które pozostały w zamkniętych rurach, a świat dowiedział się, że stało się coś nieodwracalnego.
Bezpośrednio po ataku na rurociąg amerykańskie media potraktowały to wydarzenie jako nierozwiązaną zagadkę. Rosja była wielokrotnie wymieniana jako prawdopodobny sprawca, co było spowodowane wyrachowanymi wyciekami informacji z Białego Domu - ale nigdy nie ustalono jasnego motywu takiego samobójstwa, poza zwykłym odwetem. Kilka miesięcy później, gdy okazało się, że rosyjskie władze po cichu zbierały szacunki kosztów naprawy rurociągu, New York Times opisał ten raport jako "skomplikowaną teorię o tym, kto stoi za atakiem". Żadna duża amerykańska gazeta nie śledziła wcześniejszych gróźb pod adresem Bidena i wiceministra spraw zagranicznych Nuland, dotyczących gazociągów.
Chociaż nigdy nie było jasne, dlaczego Rosja próbowałaby zniszczyć własny lukratywny gazociąg, bardziej wymowne uzasadnienie kroku prezydenta przedstawił minister spraw zagranicznych Blinken.
Na konferencji prasowej we wrześniu ubiegłego roku Blinken został zapytany o konsekwencje pogarszającego się kryzysu energetycznego w Europie Zachodniej i określił ten moment jako potencjalnie dobry:
"Jest to ogromna szansa, aby raz na zawsze wyeliminować zależność od rosyjskiej energii, a tym samym odebrać Władimirowi Putinowi możliwość uzbrajania energii jako środka do realizacji jego imperialnych celów. Jest to bardzo ważne i stanowi ogromną strategiczną szansę na nadchodzące lata, ale w międzyczasie jesteśmy zdeterminowani, aby zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby nie ponosić konsekwencji tego wszystkiego w naszych krajach i na całym świecie".
Niedawno Victoria Nuland wyraziła zadowolenie z powodu zamknięcia najnowszego gazociągu. Podczas przesłuchania Senackiej Komisji Spraw Zagranicznych pod koniec stycznia powiedziała senatorowi Tedowi Cruzowi: ?Tak jak wy myślę, że administracja jest bardzo zadowolona, że Nord Stream 2 jest teraz, jak lubicie to nazywać, kawałkiem metalu na dnie morza?.
Źródło miało znacznie sprytniejsze spojrzenie na decyzję Bidena o sabotowaniu ponad 1500 milowego gazociągu Gazpromu przed zbliżającą się zimą. -" Cóż - powiedział, mówiąc o prezydencie - muszę przyznać, że ten facet ma jaja. Powiedział, że to zrobi i to zrobił".
Na pytanie, dlaczego uważa, że Rosjanie nie zareagowali, cynicznie odpowiedział: ?Może chcą mieć możliwość robienia tych samych rzeczy, co USA."
"To była piękna przykrywka" - kontynuował. "Stała za tym tajna operacja, podczas której w terenie rozmieszczono ekspertów i urządzenia, które działały na tajnym sygnale.
Jedynym błędem była decyzja, by to zrobić."
How America Took Out The Nord Stream Pipeline ukazał się 8.2.2023 na seymourhersh.substack.com |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 13.02.23 |
Pobrań: 33 |
Pobierz () |
14.02.2023 W Polsce wszystko się wali. Gdzie więc jest klucz? |
W Polsce wszystko się wali. Gdzie więc jest klucz.
Dla odzyskania podmiotowości Polski i Polaków konieczna jest deregulacja zawodu polityka
Przypominam w dziesiątą rocznicę śmierci profesora Jerzego Przystawy.
----------------------------------------------
Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze
Na 460 zasiadających w Sejmie posłów 297, a więc 65%, nie uzyskało poparcia nawet 2% wyborców w ich okręgach wyborczych, a więc nie uzyskało nawet poparcia 1 na 50 wyborców! 85 z nich, a więc prawie 20% całej Izby nie przekroczyło poparcia 1%, a więc 1 na 100 wyborców!
Wystąpienie na Kongresie Protestu, Warszawa, 31 marca 2012
Jerzy Przystawa
Obóz protestu
Polska, a w szczególności Warszawa, od lat jest świadkiem nasilających się protestów najróżniejszych grup zawodowych i związków. Chyba poza bankierami i zawodowymi politykami protestowali już wszyscy. Jedni głośniej, inni ciszej, jedni spokojnie maszerowali, inni szli z hałasem i dymem palonych opon samochodowych i kubłów ze śmieciami. W ogromnej większości były to i są protesty o charakterze egzystencjalnym: protestujący stwierdzają, że pieniądze publiczne są źle dzielone, w związku z tym szwankują wszelkie służby publiczne, a kolejne grupy zawodowe popadają w biedę, nie będąc w stanie ani wykonywać należycie swoich obowiązków, ani nawet zarobić na swoje utrzymanie. Poruszające były też manifestacje protestu o charakterze nie egzystencjalnym lecz politycznym, w tym, w pierwszym rzędzie, w związku z Katastrofą Smoleńską czy Marsze Niepodległości.
Ogólną cechą tych wszystkich akcji protestacyjnych jest to, że są to akcje rozłączne, angażujące w różnym stopniu różne grupy zawodowe i społeczne, nie wywołujące - każda z osobna - większego rezonansu społecznego. I nie mogą one takiego rezonansu wywołać, gdyż stanowią front walki o interesy szczegółowe, a więc nie posiadają potencjału umożliwiającego zaangażowanie szerokich warstw społecznych. Stoczniowcy mało obchodzą dzisiaj górników, i vice versa, rolnicy i lekarze ambiwalentnie odnoszą się do jednych i drugich itd., itp. Społeczeństwo jest podzielone, po roku 1989, po rozbiciu NSZZ Solidarność, zabrakło idei, organizacji i struktur, które mogłyby te różne części Polski scalić ponownie i utworzyć z nich siłę, będąca w stanie przeciwstawić się globalnym planom politycznym, dla których podmiotowość Polski i Polaków może być jedynie kłopotem i zagrożeniem.
Wygenerowana w trakcie umów - nazwijmy je umownie Umowami Okrągłego Stołu - klasa zawodowych polityków, otrzymała zadanie dopasowania naszego kraju do tych globalnych planów, pilnowania i pacyfikowania odruchów społecznego protestu. I to zadanie, od 23 lat, z pomocą wszystkich wielkich tego świata, skutecznie wykonuje. Ta skuteczność jest możliwa dzięki ciągłemu kredytowaniu zewnętrznemu, które wpędziło Polskę w pętlę gigantycznego zadłużenia, ale pozwalało na utrzymywanie jako-takiego "pokoju społecznego", nie dopuszczając do zbyt gwałtownego wybuchu niezadowolenia, takiego, jak np. w Grecji czy na Węgrzech.
Aby przeciwstawić się planom globalnym, aby uzyskać podmiotowość Polski i Polaków w europejskich i światowych rozgrywkach, konieczna jest idea jednocząca, ponad wszelkimi interesami partykularnymi poszczególnych grup społecznych, idea, która jest do przyjęcia i akceptacji dla wszystkich, idea, która nikogo nie antagonizuje, ale której realizacja wychodzi naprzeciw słusznym oczekiwaniom społecznym. Naturalnie, ta idea musi mieć w sobie potencjał dający nadzieję na zrealizowanie tego ambitnego, antyglobalistycznego zamiaru: przywrócenia Polsce miejsca podmiotowego w polityce międzynarodowej.
W tym Obozie Protestu pojawił się ostatnio na scenie politycznej podmiot aspirujący do zdominowania tej sceny i przejęcia niekwestionowanego i wyłącznego przywództwa. Jest nim partia Jarosława Kaczyńskiego, Prawo i Sprawiedliwość. Uchwała Komitetu Politycznego tej partii z dnia 21 marca 2012 oświadcza:
"Jedynym ugrupowaniem, zdolnym przeciwstawić się planowemu osłabianiu polskiego państwa i demoralizowaniu jego obywateli, jest Prawo i Sprawiedliwość, które scala różne prawicowe oraz centrowe nurty i środowiska. Tylko skupienie się wokół PiS wszystkich, których łączy troska o pomyślną przyszłość niepodległej Polski, gwarantuje możliwość uzyskania realnego wpływu na funkcjonowanie państwa. Łudzenie wyborców mirażami personalnych przetasowań przez grupy, które nie mają szans na wejście do Parlamentu, szkodzi sprawie zwycięstwa prawicy? Wymaga tego dobro Ojczyzny, które musi być traktowane jako ważniejsze od osobistych interesów i ambicji. Tworzenie organizacji, działających na marginesie politycznych wydarzeń, ale uszczuplających elektorat prawicy choćby o ułamki procentów, jest szkodliwe i służy przeciwnikom Polski silnej, dostatniej, sprawiedliwej i liczącej się w świecie. Kto się na taki krok decyduje nie będzie mógł w przyszłości liczyć ani na zapomnienie błędów, ani na kandydowanie z list Prawa i Sprawiedliwości. Polska potrzebuje zwycięstwa prawicy. Zwycięstwo zapewnić może jedynie Prawo i Sprawiedliwość. To zwycięstwo nastąpi tym szybciej, im więcej sił skupi się we wspólnym wysiłku."
Oczywiście, PiS i Jarosław Kaczyński nie jest jedyną partią, ani ugrupowaniem politycznym, aspirującym do ogólnonarodowego przywództwa i domagającym się zjednoczenia wszystkich pod wywieszonym przez nich sztandarem. Przypisuję tej partii miejsce szczególne, ponieważ jest to dzisiaj najsilniejsza partia polityczna, opozycyjna wobec koalicji rządzącej, dysponująca aktualnie 30% mandatów poselskich i nie ukrywająca, że jej celem jest przejęcie władzy w Polsce i to na zasadzie wyłączności. Posługuje się ona sprytną socjotechniką, która wszystkich Polaków, nie zgadzających się z Jarosławem Kaczyńskim brutalnie spycha "na miejsce, na którym stało ZOMO", przypisując im złe, antypatriotyczne i antypolskie intencje, a nawet więcej: zdradę interesów narodowych.
Propozycja Jarosława Kaczyńskiego nie jest interesująca
Powód jest bardzo prosty: Jarosław Kaczyński jest politykiem Magdalenki i Okrągłego Stołu, pozostającym w najwyższych strukturach władzy nieprzerwanie od roku 1989, także jako premier rządu polskiego, którego brat sprawował może nawet jeszcze wyższe urzędy i godności, z Urzędem Prezydenta RP włącznie. Z tych powodów nie jest wiarygodna jego argumentacja, stosowany wobec nas szantaż - "staliście tam, gdzie stało ZOMO" - ani nie jest wiarygodny on sam, jako przywódca antyglobalistycznego protestu Polaków. Ciąży na nim bowiem odpowiedzialność nie tylko za okres rządzenia Polską z pozycji premiera, ale, a la longue, współodpowiedzialność za wszystko to, przy czym współuczestniczył od roku 1989. Nie można wykluczyć, że Jarosław Kaczyński jest dzisiaj innym politykiem niż ten z ostatniej dekady ubiegłego wieku, ale, żeby nas o tym przekonać, zamiast szantażować nas piętnem zdrady interesów narodowych, powinien raczej złożyć jakąś samokrytykę, wskazać wyraźnie co w jego działaniach politycznych tych 23 lat było złe i szkodliwe dla Polski, co dzisiaj odrzuca i dlaczego. Zamiast takiej samokrytyki, tak jak zawsze do tej pory, domaga się od nas podporządkowania i bezdyskusyjnego przyjęcia jego wykładni politycznej. Nie sądzę, żeby była to, na dłuższą metę, droga właściwa.
Gdzie więc jest klucz, gdzie szukać skutecznego planu dla Polski?
Jako inicjator, przed 20 laty, Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, z satysfakcją i przyjemnością pragnę w tym miejscu przywołać Uchwałę Katowickiej Okręgowej Rady Adwokackiej z dnia 22 marca 2012. Adwokaci stwierdzają w niej:
"Zawód polityka stał się zawodem zamkniętym dla aktywnych społecznie obywateli. Ukształtowany system partyjny skutecznie wyeliminował możliwość wpływu na rządy w państwie dla rzeszy osób nie związanych z kastą politycznych "celebrytów", monopolizującą życie polityczne ostatniego dwudziestolecia.
Nie jest to zgodne ani z zasadami demokracji, ani z interesem państwa. Gry wewnątrzpartyjne często bowiem powodują, że eksponowane stanowiska w państwie obejmują ludzie jawnie niekompetentni a dorosłych obywateli pouczają osoby, które same niczego nie osiągnęły we własnym życiu zawodowym.
Dlatego uznajemy, że argumentacja, związana z postulatem tzw. deregulacji winna mieć w pierwszym rzędzie zastosowanie do grupy zawodowych polityków.
Z powyższych względów postanawiamy poprzeć działania, służące realizacji postulatów, niezbędnych dla deregulacji zawodu polityka w Polsce. Są nimi:
- zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu poprzez wprowadzenie okręgów jednomandatowych,
- zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu poprzez ograniczenie minimum liczby podpisów osób, popierających kandydata do 500."
Deregulacja zawodu polityka: kto to jest polityk?
Najprostsza i najbardziej właściwa odpowiedź na to pytanie jest taka:
polityk, to ten, kto dzieli publiczne pieniądze
Z tej definicji polityka wynika od razu najważniejsza rola Sejmu w strukturze władzy państwowej: to w Sejmie dzielone są publiczne pieniądze, to tam uchwala się Budżet Państwa, to tam muszą być uwzględnione wszystkie słuszne oczekiwania różnych grup społecznych i zawodów. Rząd i jego struktury, administracja państwowa, mają jedynie sprawnie wykonywać wolę Sejmu.
Komu normalni ludzie powierzają swoje pieniądze? Jakim kryteriom muszą odpowiadać ci, którym przyznamy prawo dysponowania naszymi pieniędzmi?
Oczywiste jest, że muszą to być ludzie, do których mamy zaufanie. Żaden normalny człowiek nie powierzy swoich pieniędzy komuś, kogo nie zna, albo komu nie ufa. Z tego wynika, że aby komuś zaufać trzeba go najpierw znać.
Jak wygląda Sejm Rzeczypospolitej, jeśli popatrzymy nań przez lupę takiego kryterium? Jacy ludzie w nim zasiadają?
Zadałem sobie trud przejrzenia poparcia, jakiego udzielili wyborcy posłom obecnej Kadencji Sejmowej. Na 460 zasiadających w tej Izbie posłów 297, a więc 65%, nie uzyskało poparcia nawet 2% wyborców w ich okręgach wyborczych, a więc nie uzyskało nawet poparcia 1 na 50 wyborców! 85 z nich, a więc prawie 20% całej Izby nie przekroczyło poparcia 1%, a więc 1 na 100 wyborców!
Np. wicemarszałek Sejmu, p. Wanda Nowicka, uzyskała w wyborach zaledwie 7065 głosów, a więc znacznie poniżej 1% wyborców. Nie wiele więcej uzyskał inny wicemarszałek, p. Grzeszczak, bo aż 9648, czyli 1,3% . Natomiast zaledwie 6 posłów (dosłownie: sześciu!) może się pochwalić poparciem przekraczającym 10% wyborców w ich okręgach wyborczych. Wśród tych 6 nie ma nawet liderów partii politycznych, które od roku 1989 nieprzerwanie zasiadają w Sejmie i sprawujących urzędy premierów: Waldemar Pawlak uzyskał zaledwie 3,2%, a Leszek Miller jeszcze mniej, bo tylko 2,4% głosów wyborców.
Liczby te nie są wyjątkowe: podobnie było we wszystkich poprzednich kadencjach od roku 1991, czyli od tzw. pierwszych prawdziwie demokratycznych wyborów w RP.
Ale czy faktycznie: czy od roku 1991 mamy w Polsce do czynienia z prawdziwie demokratycznymi wyborami?
Przede wszystkim nie mamy podstawowego prawa obywatelskiego, jakim jest nieskrępowane prawo kandydowania w wyborach powszechnych, czyli tzw. biernego prawa wyborczego. Szkoda, że od wyartykułowania tego zarzutu uchyliła się ORA, która wymienia tylko ograniczającą nasze bierne prawo wyborcze absurdalnie wysoką liczbę podpisów. Bo nie tylko o liczbę podpisów tu chodzi. Ale jest faktem, że gdy obywatelowi Wielkiej Brytanii (Kanady czy USA) wystarczy kilka, nie więcej niż 10-15 podpisów do zarejestrowania swojej kandydatury, to w Polsce ta liczba urasta do absurdalnego wymogu co najmniej 110 tysięcy, bez której nie podobna zarejestrować ogólnopolskiego komitetu wyborczego, a w konsekwencji niemożliwe staje się przekroczeniu progu 5% poparcia.
Po drugie: od czasów Lenina znane jest powiedzenie "nie ważne, jak kto głosuje, ważne jest, kto liczy głosy?" Kto liczy głosy w Polsce, a kto liczy w głosy np. w Anglii czy Kanadzie? TUTAJ od liczenia głosów są niezliczone komisje wyborcze, obwodowe, okręgowe i centralna, które wielokrotnie liczą, przeliczają, przesyłają tam i na powrót poza wszelką kontrolą społeczną, za zamkniętymi drzwiami, przez które zwykły wyborca nie ma wstępu. Wybory urządza administracja i tylko ona te wybory organizuje i kontroluje. TAM nie ma żadnych komisji wyborczych, ani obwodowych, ani okręgowych, ani centralnych: tam wyborcy SAMI organizują wybory, sami liczą głosy i sami cały przebieg wyborów kontrolują. Oni też ogłaszają kto te wybory wygrał i kto otrzymuje mandat do ich reprezentowania, komu powierzają prawo dzielenia ich pieniędzy. Nie uzgadniają tego z żadnymi instancjami, ani na górze, ani na dole. W takim systemie nie jest możliwe jest, żeby marszałkiem Sejmu był nie wiadomo kto, bo kandydat na marszałka musi najpierw zdobyć większość głosów wyborców w swoim okręgu wyborczym (mandat do dzielenia publicznych pieniędzy!), a potem uzyskać bezwzględną większość głosów członków parlamentu w tajnym głosowaniu! Będzie to więc prawdziwie osoba autentycznego zaufania społecznego, a nie partyjna wydmuszka za nie wiadomo jakie zasługi i dla kogo?
Polska może stać się podmiotem politycznym w polityce światowej dopiero wtedy, gdy nasze, polskie pieniądze, dzielić będą ludzie cieszący się naszym zaufaniem, wyrażonym w prawdziwie demokratycznych powszechnych wyborach. Wtedy także nasze protesty niezadowolenia będą miały rzeczywistych, odpowiedzialnych przed nami adresatów. System, który nam zafundowano, jak pisał filozof polityki Karl Popper: "odziera posła z osobistej odpowiedzialności i czyni zeń maszynkę do głosowania, a nie myślącego i czującego człowieka". Kierowanie naszych protestów i żałob do maszynek do głosowania urąga zdrowemu rozsądkowi i prowadzi donikąd.
Jose Ortega y Gasset, inny światowej sławy filozof polityki, pisał: "zdrowie każdej demokracji zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego: od procedury wyborczej. Gdy procedura ta jest właściwa, wtedy wszystko działa jak należy. Gdy procedura ta jest niewłaściwa, wtedy wszystko się wali, nawet gdyby inne instytucje działały bez zarzutu".
W Polsce wszystko się wali. Czas pójść po rozum do głowy. Trzeba się uporać z ordynacją wyborczą do Sejmu.
(*)Wystąpienie na Kongresie Protestu, Warszawa, 31 marca 2012 |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 14.02.23 |
Pobrań: 32 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|