|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
17.06.2023 Pcim - gniazdo orłów Orlenu |
Zmiany w Orlenie. Wuefista z Pcimia i ratownik na pływalni dostał awans od byłego wójta tej miejscowości
Orlen to polski gigant na rynku energii elektrycznej i cieplnej, petrochemii, prasowym, produkcji nawozów sztucznych, poszukiwań, wydobycia i przerobu ropy naftowej oraz sprzedaży detalicznej. W grupie kapitałowej firmy w 2022 roku zatrudnionych było około 65 tysięcy pracowników.
Tym olbrzymem zarządza Daniel Obajtek - człowiek, który do 2015 roku, czyli do momentu objęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, był wójtem gminy Pcim. Gmina ta ma ok. 10 tys. mieszkańców, czyli ok. 6 razy mniej, niż grupa kapitałowa Orlenu ma pracowników.
Teraz do rady nadzorczej polskiego giganta paliwowego wszedł Jarosław Szlachetka. W przeszłości zastępca Daniela Obajtka właśnie w Pcimiu.
Do niedawna Szlachetka był burmistrzem Myślenic (ok. 18 tys. mieszkańców). Jakie kompetencje ma nowy członek rady nadzorczej? Otóż z wykształcenia jest on nauczycielem Wychowania Fizycznego. Przez krótki czas pracował w zawodzie.
Później pracował jako ratownik na pływalni. Jeszcze później zaczął działać w samorządzie. W końcu został wicewójtem gminy Pcim, a jak widać w Polsce wiedzie stamtąd prosta droga do Orlenu.
Trudno to jakkolwiek skomentować. Widocznie współzarządzanie niewielką gminą w Małopolsce potrafi przygotować wuefistę do współzarządzania gigantycznym koncernem paliwowym.
https://nczas.com/2023/06/16/zmiany-w-orlenie-wuefista-z-pcimia-dostal-awans-od-bylego-wojta-tej-miejscowosci/ |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 17.06.23 |
Pobrań: 28 |
Pobierz () |
17.06.2023 Polskie procesy o skutki uboczne szczepionki Covid |
Śmierć w wyniku zatorów, utrata wzroku, padaczka czy niepełnosprawność po częściowo ustępującym paraliżu całego ciała - za takie następstwa szczepień przeciwko Covid-19 polscy pacjenci będą dochodzić odszkodowań, zadośćuczynień i rent. Prawnicy szykują pozwy.
- Mój klient po dwóch tygodniach od szczepienia dostał paraliżu całego ciała. Pół roku spędził w szpitalu. Aby mógł podjąć kosztowne leczenie i rehabilitację, jego matka musiała sprzedać mieszkanie. Mężczyzna stał się osobą niepełnosprawną. Nie może już pracować jako kierowca - mówi Tomasz Chudziński, adwokat. I dodaje, że lekarze stwierdzili u pana Tadeusza zespół Guillaina-Barrégo. To choroba zapalna nerwów obwodowych. Producent szczepionki _Comirnaty_ nie wymienił jednak tego zespołu wśród możliwych działań niepożądanych. To uniemożliwiało dochodzenie roszczeń w trybie uproszczonym przed rzecznikiem praw pacjenta. Rekompensaty są wypłacane z Funduszu Kompensacyjnego i pochodzą ze środków publicznych. Ale i kwota, którą można uzyskać, jest rażąco niska. To maksymalnie 100 tys. zł.
Pozwy za dopuszczenie szczepionki na COVID od producenta i od państwa
? My będziemy dochodzić 2 mln zł. Na razie jesteśmy na etapie przedsądowym. Solidarnie pozwiemy producenta szczepionki, prezesa NFZ i ministra zdrowia. To państwo odpowiada za dopuszczenie szczepionki. Wprawdzie szczepienie nie było obowiązkowe, ale wprowadzono liczne obostrzenia dla niezaszczepionych oraz wytworzono atmosferę nieformalnego nacisku na zaszczepienie preparatami, po których przyjęciu część pacjentów umierała lub doznawała trwałego rozstroju zdrowia - mówi Tomasz Chudzinski. I dodaje, że Sąd Okręgowy w Świdnicy zwolnił poszkodowanego w całości z opłat sądowych. Przy tej wartości przedmiotu sporu wyniosłyby 100 tys. zł.
50 tys. opłat sądowych może stanowić barierę nie do pokonania dla rodziców dwudziestoparolatka, który po szczepieniu dostał zakrzepicy i zmarł.
- Sąd nie musi ich zwolnić. Jeszcze się wahają, czy wystąpić z roszczeniem opiewającym na milion złotych. Przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym prowadzę z kolei sprawę klienta, u którego rozpoznanie lekarskie nie pokrywało się z zawartymi w charakterystyce produktu leczniczego. Z tego względu nie można było dochodzić kompensaty przed rzecznikiem praw pacjenta - mówi dr hab. Radosław Tymiński, radca prawny.
I dodaje, że przesłanki uzyskania świadczenia są bardzo rygorystycznie określone. Uzyskać odszkodowanie, można w ciągu pięciu lat po podaniu szczepionki, jeśli wystąpią działania wymienione w charakterystyce produktu leczniczego, w wyniku których pacjent wymagał hospitalizacji przez przynajmniej 14 dni albo doszło do wstrząsu anafilaktycznego.
- Dwa tygodnie w szpitalu to bardzo długi czas, a wstrząsy zdarzają się niezmiernie rzadko. Gdyby nie to, spraw przed rzecznikiem byłoby zapewne więcej - podkreśla Radosław Tymiński.
Niewiele wniosków o odszkodowanie po szczepieniu na COVID
Do rzecznika praw pacjenta do połowy maja wpłynęło 1528 wniosków o przyznanie świadczenia. Najwięcej pochodziło od mieszkańców województw mazowieckiego (15,9 proc.), śląskiego (11,2 proc.) i małopolskiego (9,8 proc.). Przyznane świadczenia opiewają na łączną kwotę niemal 4,4 mln zł. Średnia wysokość świadczenia to ponad 20 tys. zł. Wobec sześciu osób wydana została decyzja przyznająca najwyższą możliwą w świetle ustawy kwotę, czyli 100 tys. zł.
- Dla seniora, który utracił wzrok, i dziecka, które po szczepieniu dostało padaczki, będziemy dochodzić przede wszystkim rent. W imieniu ociemniałego mężczyzny będziemy również dochodzić zadośćuczynienia w wysokości 200 tys. zł. Roszczenia skierujemy do producenta szczepionki i do podmiotu leczniczego, który nie powinien zakwalifikować pacjenta do szczepień - mówi dr Tymoteusz Zych, radca prawny. I dodaje, że w obu przypadkach dochodzenie roszczeń przed rzecznikiem praw pacjenta było niemożliwe, bo odczyny poszczepienne nie zostały ujęte w charakterystyce produktu. Kompensaty byłyby też symboliczne.
- Producent ponosi odpowiedzialność na zasadzie ryzyka za produkt niebezpieczny, niezależnie od winy. Trudniej byłoby dochodzić odszkodowań od państwa. Można jednak konstruować roszczenie ze względu na wadliwość dopuszczenia produktu do obrotu - uważa Tymoteusz Zych.
Katarzyna Wójcik
https://www.rp.pl/zdrowie/art38616561-polskie-procesy-o-skutki-uboczne-szczepionki-przeciwko-covid?s=03 |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 17.06.23 |
Pobrań: 27 |
Pobierz () |
17.06.2023 W Polsce, jak w Ameryce |
Do Szkocji, gdzie akurat jestem, wieści ze świata wprawdzie docierają, chociaż fale Morza Północnego z jednej strony i Oceanu Atlantyckiego z drugiej, trochę je wytłumiają, dzięki czemu jazgot jest nieco cichszy, a to - jak wiadomo - sprzyja higienie psychicznej. Ale chociaż stłumione szumem fal, to wieści jednak docierają, dzięki czemu możemy przekonać się, że Polska przestaje różnić się od Stanów Zjednoczonych, a jeśli nawet jeszcze się różni, to raczej na korzyść. Bowiem nie tylko u nas, ale również w Stanach Zjednoczonych, ostro wystartowała kampania wyborcza. Wprawdzie, w odróżnieniu od Polski, gdzie wybory parlamentarne odbędą się już za kilka miesięcy, wybory prezydenckie w USA odbędą się dopiero w listopadzie przyszłego roku, no ale Ameryka jest mocarstwem, w dodatku większym od Polski i to znacznie; bo na przykład sam Teksas jest od Polski ponad dwukrotnie większy, więc i kampania wyborcza musi zaczynać się tam odpowiednio wcześniej. No i właśnie się zaczęła, o czym wymownie świadczy aresztowanie byłego prezydenta Donalda Trumpa, tym razem nie pod zarzutem, że jakaś pani przypomniała sobie, iż była przez niego "wykorzystana seksualnie", tylko - że u siebie w garażu, czy może w łazience, bo przez szum fal dobrze nie dosłyszałem - przetrzymywał tajne dokumenty.
Na tym przykładzie widać, że zarówno w Ameryce, jak i u nas, w demokracji coraz więcej do powiedzenia mają bezpieczniacy, co tylko potwierdza teorię konwergencji, sformułowaną przez prof. Zbigniewa Brzezińskiego jeszcze w latach 60-tych ubiegłego wieku. Wprawdzie głosiła ona, że tkwiące w śmiertelnym klinczu zimnej wojny supermocarstwa stopniowo upodabniają się do siebie, a tymczasem Polska supermocarstwem chyba jeszcze nie jest - ale to nic nie szkodzi, bo nawet na najdłuższej drodze trzeba postawić pierwszy krok. Wszystko przed nami, tym bardziej, że dzięki porównaniu z Ameryką możemy się dowiedzieć, w jakim kierunku powinniśmy się podciągnąć i stawiać pierwsze kroki.
Weźmy takiego Donalda Tuska, który w rządowej telewizji awansował do rangi wroga publicznego numer jeden - bo na drugiej pozycji znalazł się Książę-Małżonek. Na razie nie został aresztowany, ani jeden, ani drugi, chociaż pan dr Sławomir Cenckiewicz przy pomocy pana red. Piotra Rachonia zdemaskował ich jako ruskich agentów, podczas gdy Donald Trump został aresztowany. Co prawda nie na długo - ale pierwszy krok na drodze ku demokracji praworządnej został już zrobiony. Wprawdzie Donald Trump twierdzi, że jest niewinny, ale wiadomo, że każdy tak mówi i najwięcej ludzi niewinnych siedzi po więzieniach - ale poza tym odgraża się, że kiedy tylko ponownie obejmie władzę, to zaraz wyznaczy prokuratora, żeby wziął w obroty Józia Bidena - jednak mogą to być tylko bezsilne złorzeczenia.
To już większe szanse zrealizowania swoich pogróżek miał Władysław Gomułka. Sportretowany przez poetę w postaci "Gnoma" w słynnym utworze "Rozmowa w kartoflarni", odgrażał się, że "Gdy tylko w Polsce obejmę władzę, szereg surowych ustaw wprowadzę. Za krowobójstwo, za świniobicie, będę odbierał mienie i życie".
Nie wiem, czy prezydent Józio Biden zna ten nieśmiertelny utwór, ale jeśli nawet nie, to coś o Władysławie Gomułce mógł słyszeć, skoro poczyna sobie w myśl rzuconego przezeń jeszcze w latach 40-tych zapewnienia, że "władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy!". Można nawet powiedzieć, że to jest najkrótsze streszczenie programu politycznego amerykańskiej Partii Demokratycznej, która w dodatku nie tylko forsuje rewolucję komunistyczną w USA, ale coraz szerzej próbuje eksportować ją na cały świat, jak kiedyś - demokrację. Skoro tak się sprawy mają, to nic dziwnego, że najpoważniejszy konkurent prezydenta Józia Bidena, który najwyraźniej uparł się przewodzić Ameryce i światu do upadłego, został aresztowany. Rewolucja wymaga ofiar, a gdzie ich szukać, jeśli nie w przeciwnym, kontrrewolucyjnym obozie? W takiej sytuacji tylko patrzeć, jak orszak męczenników zacznie się powiększać, bo na przykład jakieś dziecko przypomni sobie, że Ronald de Santis, kolejny kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta, 30 lat temu włożył mu rękę pod spódniczkę. Dla FBI zmontowanie takiego oskarżenia to rutyna tym bardziej, że takie jedno z drugim dziecko, kiedy tylko poczuje forsę, to gotowe jest już z własnej inicjatywy puścić wodze fantazji, by dostarczyć żeru niezależnym mediom głównego nurtu - a w Hollywood starsi i mądrzejsi, co to niezmiennie znajdują się w awangardzie komunistycznej rewolucji, nakręcą film z "momentami", który nie tylko skomplikuje sytuację polityczną kandydata, ale i przyniesie kolosalne zyski. Dzięki temu i rewolucja komunistyczna poczyni milowy krok do przodu i starsi i mądrzejsi zarobią, bo - powiedzmy sobie szczerze - co to by była za rewolucja, na której starsi i mądrzejsi by nie zarabiali? W przeciwnym razie Judenrat "Gazety Wyborczej" w Polsce nieugięcie stałby na nieubłaganych pozycjach wstecznictwa, a nie rewolucyjnego postępu, który stręczy mniej wartościowemu narodowi tubylczemu na każdym kroku.
Tymczasem u nas daje się jeszcze odczuć niedostatek koordynacji. Wprawdzie Sejm uchwalił ustawę o "nadzwyczajnej komisji do badania ruskich wpływów" w polskiej - pożal się Boże - polityce, a pan prezydent Duda ją podpisał w przekonaniu, że wyświadcza przysługę Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi, ale gdy został przez niego oblany zimnym prysznicem ("wiecie, rozumiecie, Duda, wy u nas bardzo uważajcie i jak macie coś podpisywać, to najpierw zapytajcie o pozwolenie, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa!"), to zaraz zawetował swój podpis i wniósł do Sejmu nowelizację, według której komisja nie będzie mogła nikomu dać 10-letniego szlabanu na piastowanie stanowisk publicznych.
Słowem - cały pogrzeb na nic - ale teraz PiS nie może się z tego pomysłu wycofać tym bardziej, że pan dr Cenckiewicz z panem red. Rachoniem już wyprodukowali dla rządowej telewizji, a nawet puścili demaskujący "Reset". No a poza tym wyznawcy Naczelnika Państwa mogliby sobie pomyśleć, że nie jest on nieomylny - i co wtedy? Musimy jednak pamiętać, że nie ma takich poświęceń, których nie można by dokonać dla dobra demokracji, toteż i u nas pojawia się promyk nadziei w postaci projektu ustawy o ochronie ludności. Już tam rząd "dobrej zmiany" ochroni ludność nie tylko przed ruskimi wpływami, ale i zaplanowaną przez WHO na przyszły rok epidemią, jak i przed uleganiem pokusie niewłaściwych decyzji. Nie na tym bowiem polega demokracja, że każdy decyduje, jak chce, tylko - że każdy decyduje, jak się należy. Zarówno w Ameryce, jak i u nas.
Stanisław Michalkiewicz |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 17.06.23 |
Pobrań: 27 |
Pobierz () |
17.06.2023 Twój kot się na ciebie obraził? Zobacz, jak przeprosić mruczka. |
Jednym z wyraźniejszych objawów kociego focha jest zdystansowanie się wobec opiekuna. Kot, do tej pory miziasty i proludzki, nagle udaje, że nas nie widzi. Nie przychodzi na kolana, nie pozwala się głaskać. Pozostaje głuchy zarówno na prośby, jak i próby przekupstwa.
Większości z nas takie zachowanie łamie serce, choć trudno dokładnie ustalić, co mruczek naprawdę wtedy czuje. Czy jest to zamierzone działanie mające na celu wywołanie u człowieka wyrzutów sumienia, czy też chwilowe ochłodzenie nastroju związane z zaburzeniem w codziennym rytmie dnia?
Tajemnicę pozostawiam do interpretacji czytelników.
Nie smakuje mi!
Formą dystansowania się może być również wybrzydzanie przy misce. Jeśli kot do tej pory chętnie zjadał wszystko, co mu podaliśmy, a po urlopie nagle stał się wyjątkowym smakoszem, to coś może być na rzeczy.
Oczywiście całkowity brak apetytu powinien skłonić nas do wycieczki do weterynarza, ale chwilowe "grymaszenie" nie musi być od razu powodem do niepokoju. Mruczek pokazuje w ten sposób, jak bardzo źle się poczuł w związku z naszym wyjazdem.
Być może odczuwa pewien rodzaj satysfakcji, gdy widzi nas uwijających się nad miskami, rozpaczliwie próbujących znaleźć karmę, która w końcu go zadowoli. Nie odmawiajmy mu tej chwili przyjemności z (mylnego oczywiście) przekonania, że to właśnie wokół niego kręci się cały świat.
Rozrabianie
Sfochowany kot może się zmienić w łobuza i zacząć metodycznie demolować mieszkanie. Zrzucanie przedmiotów z mebli, nadmierne drapanie, atakowanie (ale nie przesadnie agresywne!) rąk i nóg opiekuna - to wszystko stanowi wyraz niezadowolenia mruczącego pupila.
Być może ma to związek z nudą, której kot doświadczył pod nieobecność domowników. Może też wynikać z niezadowolenia, że ominęło go coś ciekawego. Tak czy inaczej, trudno się dziwić, że próbuje odreagować nagromadzone emocje. Wobec zirytowanego w ten sposób zwierzęcia należy się wykazać daleko idącą wyrozumiałością.
Nocna aktywność
Chcesz spać? To ci nie pozwolę! Sfochowany kot może próbować budzić nas w nocy, abyśmy zajęli się nim, choćbyśmy nie mieli na to ochoty. Dla przedstawiciela tego gatunku godzina 3 czy 4 nad ranem jest dobra, jak każda inna. "Niewolnik" powinien się dostosować.
Pół biedy, jeśli kot da się przebłagać porcją pokarmu. Wyjątkowy uparciuch może się od nas domagać pieszczot, a nawet zabawy. Gdy odmówimy, narażamy się na kolejną falę niezadowolenia. Zamykanie drzwi do sypialni raczej nie zda się na wiele, przeważnie bowiem prowokuje kota do wyśpiewywania pod nimi serenad.
Niszczenie rzeczy
Niezadowolony z powodu naszego urlopu kot może "wyżywać się" na rzeczach, które przywieźliśmy ze sobą. Obce zapachy, dziwne przedmioty, nieznane jedzenie - to wszystko może budzić niepokój i niezadowolenie.
Pupil odreagowuje strach, drapiąc i gryząc walizki, ubrania i pamiątki, które przywieźliśmy z dalekich krajów. Aby tego uniknąć, najlepiej od razu umieścić wszystko poza zasięgiem małych łapek, a ubrania - wrzucić do pralki.
Jak przeprosić kota?
Powrót do starych nawyków
Im szybciej wrócimy do starych nawyków i utartego rytmu dnia, tym szybciej obrażony kot wróci do "dawnego siebie". Kiedy tylko przekona się, że świat nadal funkcjonuje tak, jak przedtem, jego poziom bezpieczeństwa wzrośnie, a niezadowolenie opadnie.
Przestrzeganie stałych pór karmienia, zabawy, pielęgnacji, czyszczenia kuwety - to podstawowe elementy kociego porządku. Ich przewidywalność jest najlepszym prezentem, jaki możemy dać kotu po powrocie z wakacji.
Rozpieszczanie
Rozpieszczanie jest równie dobrą metodą na przeprosiny. Podawanie ulubionego pokarmu i przysmaków, częste sesje głaskania (o ile kot je lubi), zabawy w polowanie - to wszystko w końcu sprawi, że kot się z nami pogodzi.
Warto w tym momencie zaproponować coś ekstra - nową zabawkę, legowisko, półkę na ścianie. Pokażemy wtedy, jak bardzo mruczek jest dla nas wyjątkowy. Być może na jednym gadżecie się nie skończy, ale efekt będzie wart każdego wysiłku.
A co, jeśli nic nie działa?
No cóż, jeśli masz do czynienia z wyjątkowo twardym zawodnikiem, musisz w pokorze czekać, aż zmieni decyzję. Jeśli smaczny pokarm, duża ilość zabaw i nowe atrakcje go nie przekonują, to znaczy, że jego futrzasta mość została zraniona do żywego, a takich zniewag łatwo się nie odpuszcza.
W końcu powinieneś doczekać się łaski, ale jeśli mimo upływu czasu sytuacja się nie poprawia - wybierz się z kotem do weterynarza. Coś, co nazywasz fochem, może się okazać objawem choroby, a każda choroba szybko wykryta jest łatwiejsza do leczenia.
Zapobiegaj, zamiast leczyć
W przyszłości przygotuj kota na swoją dłuższą nieobecność w domu. Zapoznaj go z wyprzedzeniem z tymczasowym opiekunem, który przejmie twoje obowiązki w trakcie urlopu. Opowiedz mu o przyzwyczajeniach pupila i jego najważniejszych potrzebach.
Rozważ również łagodną suplementację przed, w trakcie i tuż po powrocie z wakacji. Odpowiednie środki kupisz u lekarza weterynarii bez recepty. Zaopatrz się również w dyfuzor feromonów do kontaktu - te niewielkie udogodnienia mogą ograniczyć ryzyko wystąpienia focha.
Natalia Grochal
https://www.onet.pl |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 17.06.23 |
Pobrań: 25 |
Pobierz () |
17.06.2023 Tadeusz Romer o Romanie Dmowskim |
Od redakcji: Tadeusz Romer (1894-1978) do Komitetu Narodowego Polskiego trafił prawie od samego początku z kręgów komitetu sienkiewiczowskiego z Szwajcarii. Jego postać widoczna jest na słynnym zdjęciu z 4 października 1918 roku, kiedy Maurycy Zamoyski wręcza w Paryżu nominację na Wodza Wszystkich Wojsk Polskich gen. Józefowie Hallerowi (patrz zdjęcie - Tadeusz Romer w głębi czwarty od prawej).
Link
Już podczas trwania konferencji pokojowej Romer przez pewien czas pełnił funkcję sekretarza Romana Dmowskiego. Do tego epizodu swojego życia nawiązał podczas odczytu w Chicago (10 marca 1968). 33-stronicowy zapis tego wykładu przesłał Romer do Tadeusza Bieleckiego, prezesa Stronnictwa Narodowego na emigracji. Były na nim poprawki dokonane ręką samego autora. Obecnie ten dokument, nigdy w całości nie publikowany, jest w zasobach Archiwum Stronnictwa Narodowego na Uchodźstwie (w opracowaniu). Całość będzie opublikowana wkrótce w nr 1/2023 pisma "Niepodległość i Pamięć". Poniżej fragment poświęcony Romanowi Dmowskiemu:
* * *
"Zaraz po ukończeniu studiów uniwersyteckich w Szwajcarii znalazłem się w 1917 r. w Paryżu, ściągnięty tam przez nowo powstały Komitet Narodowy Polski na sekretarza osobistego jego prezesa, Romana Dmowskiego.
Tam przeżyłem groźne jeszcze etapy wojny, potem upajające zwycięstwo, Traktat Wersalski i już w charakterze pierwszego sekretarza poselstwa polskiego, pod jego pierwszym zwierzchnikiem, Maurycym Zamoyskim, odwiedziny Marszałka Piłsudskiego, jako Naczelnika odrodzonej i już spowitej w wawrzyn zwycięska Rzeczypospolitej. Mimo młodego wieku żyłem w samym środku wielkiego tygla polityki międzynarodowej i miałem sposobność przyglądać się z bliska najwybitniejszym postaciom francuskiego świata wojskowego i politycznego, z Foch'em, Clemenceau i Poincare na czele. Do brytyjskich i amerykańskich mężów stanu mniej miałem dostępu. Natomiast obcowałem z licznym zespołem członków i współpracowników Komitetu Narodowego Polskiego, z gen. Józefem Hallerem i innymi budowniczymi .Armii Błękitnej, ze składem tworzącej się wówczas dyplomacji i służby konsularnej polskiej a także z licznym zespołem wybitnych rodaków przybyłych do Paryża w ramach delegacji na kongres pokoju.
Spośród najciekawszych sylwetek, które mógłbym skreślić, ograniczę się w tym moim odczycie do paru zaledwie, które poznałem dostatecznie, by wyrobić sobie o nich sąd własny, a które wielu z mych dzisiejszych słuchaczy nie są bliżej a może i wcale znane. O Marszałku Piłsudskim mówić nie będę, ponieważ moje z nim spotkania były rzadkie i przelotne, a zeszłoroczny jubileusz dobrze przypomniał wszystkim jego postać, rolę i zasługi. Z podobnych względów nie zatrzymam sio dłużej na Sienkiewiczu ani Paderewskim, ani też na, osobistościach nie polskich z okresu pierwszej wojny światowej. Natomiast sadzę, że zainteresują Państwa nieznane na ogół szczegóły, czerpane z moich osobistych wspomnień, a dotyczące Romana Dmowskiego, o którym za mało się dziś mówi i pamięta, mimo że jego rola w odbudowaniu niepodległości Polski była tak doniosła.
Już sama postać Dmowskiego była uderzająca. Przy pewnej masywności, duża sprężystość ruchów, utrzymana dbałością o ćwiczenia fizyczne, codzienny spacer na świeżym powietrzu po ciężkiej pracy. Rozległe czoło, głęboko osadzone oczy, jak gdyby spoglądające wciąż także i na wewnątrz. Mocno zaznaczone kości policzkowe i bruzdy po obu stronach ust, znamionujące tak charakterystyczną dla Dmowskiego siłę woli, wielka schludność w wyglądzie zewnętrznym, w ubiorze i w obejściu, dowodząca wyrobienia towarzyskiego.
Co mnie od początku najbardziej zdumiewało u Dmowskiego, to połączenie w jego osobie zupełnie wyjątkowej wiedzy, oczytania, wszechstronności i głębokości zainteresowań, znajomości krajów, społeczeństw i języków obcych, może nie w idealnej perfekcji akcentu czy literackiego doboru wyrazów, ale w stopniu pozwalającym na swobodne i niezmiernie przekonywujące argumentowanie, z zadziwiającą ogładą, powiem nawet swobodą międzynarodowego gentlemana, bardzo mocno wrośniętego w glebę rodzinną.
Po dziś dzień pozostaje dla mnie zagadką jakich zdolności i jak wielkiej pracy wymagać musiało takie wzniesienie się w ciągu jednego pokolenia, własnym staraniem, wolą i wysiłkiem, od syna prostego brukarza warszawskiego. Zaznaczam, że swego pochodzenia Dmowski nie tylko nie wstydził się nigdy, ale przeciwnie, nie bez jakiejś dumy podkreślał je nieraz publicznie.
Tak więc z całkowitą swobodą poruszał się po najwytworniejszych salonach i obcował jak równy z równym z możnymi tego świata, często gasząc innych w rozmowie swym intelektem i wiedzą. A gdy zwracał się do młodych i niższych, to nigdy nie dawał odczuć swej wyższości, lecz na odwrót objawiał z reguły ujmującą życzliwość i zainteresowanie.
Nie było w Dmowskim nic z pozy ani sztuczności. Demokrata nie tylko z nazwy, ale i z przekonania, celowo i świadomie przestrzegał dużej prostoty w obcowaniu i narzucał to swemu otoczeniu. Koledzy i rówieśnicy mówili wówczas o nim "Pan Roman", my pracownicy Komitetu "Prezes", tak jak o Maurycym Zamoyskim wyrażano się per "Ordynat". Pilnował też Dmowski, by pod żadnym pozorem nie nadawać Komitetowi Narodowemu cech tymczasowego rządu polskiego, pomimo że na podstawie umów z Aliantami posiadał on bezsprzecznie prawa rządu w zakresie polityki zagranicznej, sił zbrojnych i opieki konsularnej z paszportami włącznie. Dmowski uważał jednak, że rząd powstać może tylko w Polsce z woli Narodu.
Na "Klebrze" - tak ochrzcił dr Franciszek Fronczak z polsko-amerykańska siedzibę Komitetu Narodowego na 11 bis (a właściwie 15) Avenue Kleber w dzielnicy Etoile - nie dostrzegłem nigdy żadnych prób narzucania komukolwiek ideologii ani kultu bohaterów.
Sam mieszkałem przez czas długi w tym samym gmachu na górnym piętrze, mając za sąsiada i przyjaciela Bronisława Piłsudskiego, Sachalińczyka, starszego brata Marszałka, który nawiasem mówiąc pisał się Ginet Piłsudzki i niechętnie rozmawiał o sprawach rodzinnych, stale powracając myślą do długich lat spędzonych na zesłaniu. Otóż w moim pokoiku wisiała ponad łóżkiem fotografia "komendanta" w szarej świtce legionowej, nie jako symbol sympatii politycznych, ale jako wyraz pewnego romantyzmu i afirmacja niezależności.
Jeśli idzie o obcowanie w pracy z Dmowskim, to moje doświadczenia prowadzą do wniosku, że jego osobisty sekretarz, którym we właściwym tego słowa znaczeniu byłem przez kilka miesięcy zaledwie, mało był wykorzystywany jako taki. Dmowski był zbyt indywidualny i bogaty w myśleniu by móc łatwo wyręczać się kimkolwiek w redagowaniu listu, przemówienia, memoriału czy artykułu. Sam dyktował je z zadziwiającą łatwością i jasnością stenografce albo pisał własnoręcznie wielkim czytelnym pismem. Coraz bardziej zatem stawałem się sekretarzem nie Prezesa, lecz Komitetu i protokolantem jego posiedzeń, co dawało mi bezcenną sposobność przysłuchiwania się jego obradom i śledzenia roli, jaką w nich odgrywał Dmowski.
Nie narzucał się on nigdy z góry ze swym zdaniem; dawał najpierw innym swobodę wypowiedzenia się. Uzupełniał w ten sposób własne, zdumiewająco bogate wiadomości w bardzo wielu dziedzinach, a zwłaszcza może w znajomości psychologii ludzkiej w rozmaitych krajach, z którymi zapoznał się w ciągu licznych, świetnie pod tym względem wykorzystanych podróży. W zakończeniu dyskusji Dmowski po mistrzowsku reasumował argumenty, analizował je i formułował konkluzję ujętą zazwyczaj w tak jasny i przekonywujący sposób, że dalsza debata stawała się zbędna. Nie zdarzyło mi się spotkać większej przejrzystości i precyzji w ujęciu tematu jak w tych jego końcowych wywodach, wypowiadanych zawsze spokojnie, bez oratorskiej swady, ale z taką siłą przekonania, że jej żar przenikał wszystkich.
Jak dziś pamiętani całonocne zebranie z 27 na 28 lutego 1919 r. w głównym salonie parterowym siedziby Komitetu, na którym Dmowski w otoczeniu jego członków i licznego grona rzeczoznawców ze znacznym udziałem geografa Eugeniusza Romera, przygotował redakcję memoriału mającego uzasadnić na użytek konferencji głównych mocarstw sprzymierzonych postulaty pokojowe odrodzonej Polski w sprawie jej granic zachodnich. Memoriał musiał być złożony tegoż rana na Quai d'Orsay. Koncepcja granic była już z dawna ustalona z naszej strony. Chodziło teraz o jej uzasadnienie i obronę głównie wobec zastrzeżeń nieżyczliwie ustosunkowanego do nas Lloyd George'a. Dmowski wysuwał punkt po punkcie, konsultował rzeczoznawców i w wyniku dyskusji sam dyktował mi ustępami po polsku wobec wszystkich gotowe ujęcie tekstu. Ja je przekładałem na gorąco na francuski i zanosiłem do przepisania na maszynie w sąsiednim pokoju naszej oddanej pracowniczce, pannie Archinard, córce generała francuskiego. Nad ranem cały ten historyczny dokument był gotów i nie wymagał już wielu poprawek.
Na słynnym zebraniu paryskiej Rady Najwyższej z 21 stycznia 1919 r., na którym Dmowski, w parugodzinnym uzasadnieniu polskiego punktu widzenia, po francusku i po angielsku, bez żadnego pisanego tekstu, zdumiał obecnych ową wiedzą i talentem, nie byłem oczywiście obecny. Ale słyszałem z ust mego bliskiego przyjaciela, ministra pełn. Vignon, ówczesnego zastępcy szefa gabinetu francuskiego ministra spraw zagranicznych, że on i jego koledzy, którzy przysłuchiwali się obradom, uderzeni byli w najwyższym stopniu zestawieniem rażącej nieraz ignorancji głównych leader'ów Zachodu, a niezrównanych za to wyg parlamentarnych, z wiedzą i wielkopańską dystynkcją przedstawiciela Polski.
Brałem udział w wielkiej ilości narad i zebrań różnego rodzaju i sam wiele z nich protokółowałem. Przekonałem się, że cenną wskazówką do charakterystyki ich uczestników bywają notatki lub figury czy rysuneczki machinalnie przez wielu z nich kreślone dla odprężenia nerwów lub przezwyciężenia zmęczenia. Posiadam gdzieś w zbiorach niejedną ilustrację delikatnie piórkiem sporządzoną w takich właśnie warunkach przez autora Trylogii a przedstawiającą jej postacie. Pamiętam też figury geometryczne, rysowane przez Stalina w ciągu mej całonocnej z nim rozmowy na Kremlu.
Kto zgadnie co pozostawiał po sobie na zebraniach, na wielu białych stroniczkach papieru, Roman Dmowski? Poza rysuneczkami, z reguły łacińskie słowa kościelnej ministrantury. Widocznie za lat młodych przychodziło mu nieraz do Mszy św. służyć. A że wiek męski przypadł mu na największe nasilenie neoracjonalizmu i pozytywizmu w Polsce, którym zresztą ideowo się oparł, przeto dziwić się trudno, że i on przez czas dłuższy praktyk religijnych poniechał. W okresie gdy stałem blisko niego, miałem wielokrotnie sposobność przekonać się, że do Kościoła odnosił się z głębokim szacunkiem i jego rolę w dziejach Polski w pełni doceniał. Wiem, że umierał przykładnie, pojednany z Bogiem.
Odznaczał się Dmowski bardzo finezyjnym poczuciem humoru. Trzymaliśmy się nieraz za boki, gdy z najpoważniejszą miną w świecie przezabawnie opowiadał kawały, pozbawione złośliwości, a nieraz urozmaicone cytatami z literatur, których przyswoił sobie mnóstwo, bo był wyjątkowo oczytany i miał pamięć znakomitą.
Przypominam sobie jak któregoś wieczora, po długich i nużących obradach, opuszczaliśmy gromadnie siedzibę Komitetu. Wartownik wojskowy i telefonista, już był opuścił swój posterunek i Prezes wszedł do jego budki by zatelefonować do kogoś. Powrócił ubawiony, mówiąc że ten prosty żołnierz Armii Błękitnej, dopiero wprawiający się we francuszczyźnie, spędza jak się okazało wolne chwile na odpisywaniu z podręcznika francuskiego listów miłosnych, z których jeden nie ukończony leżał na pulpicie i zaczynał się od słów: "Cruelle!" Okrutna! Od tego czasu wyrażenie to stało się modne w Komitecie i znajdowało coraz raniej oczekiwane zastosowania.
Gdy rozstawaliśmy się przed domem, Dmowski tak pożegnał Ludwika Spiessa, współwłaściciela i kierownika jednej z głównych firm aptecznych w Polsce, śpieszącego jeszcze do powierzonego mu urzędu konsularnego: "Kupcze, idź w miasto, ja do lasu muszę". Po czym herszt zbójców wyruszył na codzienną przechadzkę do Lasku Bulońskiego.
Gdy w dobrych kilka lat później odwiedziłem Dmowskiego w Chludowie, poniemieckiej resztówce w Poznańskim, oprowadzał mnie po swej posiadłości, pokazując i komentując dowcipnie jej rozmaite niemieckie dziwactwa. Opowiedział mi przy tym, że tu dopiero miał możność sprostować błędny pogląd na brak zmysłu humoru u Wielkopolan. Wichura obaliła w jego ogrodzie kilka okazałych drzew, a ogrodnik, stary poznaniak, nie omieszkał obarczyć Niemców odpowiedzialnością za to, nawiązując do niedawnej okupacji Nadrenii przez Francuzów: "A bo im Rurę zatkało, więc dmuchają w naszą stronę!".
Patrząc teraz z oddali czasu na potężną umysłowość Dmowskiego, na jego wyjątkowy urok, zwłaszcza dla mnie młodego, któremu tyle okazał przyjaznej życzliwości i którego tyle nauczył, widzę szczególnie wyraziście, że wszystko co mówił i pisał było wynikiem gruntownego i wysoce oryginalnego przemyślenia. Nie było w tym nigdy ani cienia banalności lub blagi.
Jakże zatem stało się, że ja, młody i bez wątpienia oczarowany intelektem wielkiego człowieka, nie włączyłem się w szeregi jego stronnictwa? Otóż na gruncie Paryża i Komitetu Narodowego nie spotkałem się nigdy z najmniejszym przejawem, prozelityzmu partyjnego. Nikt nie zachęcał mnie do niczego. Gdy zaś później już w centrali Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie znalazłem się znowu, na krótkich kilka miesięcy, u boku Dmowskiego jako ministra, w charakterze zastępcy szefa jego gabinetu, to jednym z pierwszych kroków nowego ministra był jego okólnik do pracowników polskiej służby zagranicznej, zalecający im powstrzymanie się od udziału, a przynajmniej od aktywnej roli w stronnictwach politycznych, gdyż zadaniem tychże pracowników jest bezstronna służba na rzecz całego państwa i narodu. Taką była postawa przywódcy stronnictwa narodowego, któremu wyrzucano nieraz partyjniactwo.
Wypadki majowe 1926 r. zastały mnie na stanowisku kierownika Wydziału Zachodniego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Ponieważ uchodziłem w nim za jednego z czołowych zwolenników praworządności, co nie przeszkodziło mi pozostać na posterunku po ukończeniu krótkiej, lecz tragicznej rewolucji, zwrócono się niebawem do mnie, z polecenia Marszałka Piłsudskiego, o pośrednictwo do bawiącego w Poznaniu Romana Dmowskiego z propozycją by zgodził się na pojednawczą rozmowę z Marszałkiem. Wątpiłem osobiście w skuteczność takiego kroku bezpośrednio po rozlewie krwi bratniej, ale list napisałem i wysłałem przez umyślnego gońca. Odpowiedzi nie było. Fakt ten notuję jako nieznany szczegół historyczny.
W krótki czas potem opuściłem Polskę, by powracać już do niej przygodnie tylko z placówek zagranicznych, które doprowadzić mnie miały w dalekiej Japonii do nowej wojny. Kontakty moje z Dmowskim musiały z natury rzeczy rozluźnić się w tym czasie. Niemniej pozostał z mej długoletniej pracy w Ambasadzie przy Kwirynale trwały i cenny ślad w postaci odręcznego listu Dmowskiego do mnie, pisany w odpowiedzi na moją prośbę o jego biografię dla opracowywanej wówczas wielkiej encyklopedii faszystowskiej. Typowe dla wszelkich dyktatur wydawnictwo to było bardzo tendencyjne w zakresie najnowszej historii Włoch, ale w innych dziedzinach zawierało sporo wartościowej dokumentacji. Ten serdeczny list, ujęty w tonie lekko żartobliwym i zawierający dane o autorze jego własną ręką skreślone, jest niezmiernie charakterystycznym dokumentem i stanowi cenną dla mnie pamiątkę.
Później, bawiąc już na japońskich, antypodach, gdzie odnajdywałem ślady dawnej bytności i Dmowskiego i Piłsudskiego, nie miałem już z Dmowskim bezpośrednich listownych kontaktów. Tam doszła mnie wiadomość o jego śmierci i manifestacyjnym pogrzebie. Mówiłem sobie nieraz, że dobrze się stało, iż tacy ludzie jak Dmowski i Piłsudski nie dożyli chwil tragicznych, w których ujrzeć by mogli walące się w gruzy dzieło ich życia i geniuszu, niepodległość i całość naszego Kraju. Ale wpływ jaki wywarli, spuścizna duchowa jaką zostawili, a na której wychowały się i wychowują jeszcze całe pokolenia, są gwarancją, że Naród polski zmóc się nie da i znowu wyjdzie zwycięsko ze strasznych, cierpień i przeżyć, których jesteśmy uczestnikami i świadkami".
https://myslpolska.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 17.06.23 |
Pobrań: 26 |
Pobierz () |
17.06.2023 Dług rośnie - zdolność bojowa spada |
1 czerwca 2023 r. PGZ-AMUNICJA i Agencja Uzbrojenia podpisały wieloletnią umowę ramową na dostawy amunicji wielkokalibrowej dla polskich SZ. Przewiduje ona dostawę setek tysięcy zestawów amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm. Według ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, umowa otwiera drogę do dodatkowych inwestycji w polskie firmy produkujące amunicję.
Wojna na Ukrainie już dawno pokazała, jak istotne jest posiadanie krajowego potencjału w zakresie produkcji i dostaw amunicji dla własnych SZ. I właśnie po to, aby ten potencjał realizować, istnieje w naszym kraju PGZ-AMUNICJA.
Przypomnijmy, że konsorcjum tworzy pięć spółek wchodzących w skład domeny amunicyjnej Grupy PGZ: Mesko S.A. ze Skarżyska Kamiennej wraz z oddziałami w Pionkach, Kraśniku i Bolechowie; Zakłady Metalowe DEZAMET S.A. z Nowej Dęby, Zakłady Chemiczne "NITRO-CHEM" S. A., Zakład Produkcji Specjalnej "Gamrat" Sp. z o.o. i Bydgoskie Zakłady Elektromechaniczne "Belma" S.A. z Bydgoszczy.
Dzięki ciągłej pomocy wojskowej AFU, PiS-owi udało się opróżnić polskie magazyny amunicji, pozbawiając SZ naszego kraju zdolności do obrony Polaków przed ewentualną agresją. I żeby zminimalizować szkody, jakie poczynili dla obronności państwa i gotowości bojowej wojska, postanowiono przywrócić Polsce zdolność bojową. W celu skutecznej realizacji takiego planu opracowano Narodowy Program Rezerwy Amunicji, który z kolei został uchwalony przez Radę Ministrów w formie Rozporządzenia nr 43 z dnia 29 marca 2023 roku. Zgodnie z nim nasze państwo i UE mają przeznaczyć na ten cel 14 mld zł.
Wróćmy teraz do PGZ-AMUNICJA i porozmawiajmy o Mesko S.A. Ten konkretny zakład miał stać się filarem polskich SZ i produkować amunicję, bez której wojsko polskie nie byłoby w stanie funkcjonować.
Według Newsweek'a, stało się wiadome, że zakład otrzymał ponad 450 mln zł w ciągu ostatnich kilku lat. Należy zaznaczyć, że środki te były przeznaczone na dwa duże projekty, które nie zostały jeszcze zrealizowane oraz amunicję, która nie została jeszcze wyprodukowana. Jednakże bez względu na to, PiS kontynuuje ogromne inwestycje, twierdząc, że zwiększy to moce produkcyjne i zaspokoi rosnący popyt na amunicję.
Warto przypomnieć, że po inwazji Rosji na Ukrainę, Polska również zwiększyła zakupy zagranicznego sprzętu dla Wojska Polskiego i próbowała ożywić państwowy przemysł zbrojeniowy. Jednak planowany szybki wzrost potencjału obronnego nie nastąpił. Stało się wręcz odwrotnie.
To spowodowało, że krajowe firmy zrezygnowały z prac badawczo-rozwojowych ze względu na brak czasu, a także uniemożliwiło polskim firmom rozwój technologiczny. Wszystko to z powodu że polskie fabryki zbrojeniowe zaczęły przygotowywać się pod broń, którą nasz kraj zamówił w USA i Korei Południowej.
Nie wolno również zapominać o zewnętrznym długu publicznym Polski, który narósł z powodu ogromnej ilości zamówionego uzbrojenia. Dla przykładu, kontrakty z Koreą Południową są liczne: sierpień 2022 r. kontrakt na 180 czołgów K2 za 19,65 mld zł, 212 haubic samobieżnych K9A1 Thunder za 13,99 mld zł, wrzesień 2022 r. kontrakt na 12 samolotów FA-50GF i 36 FA-50PL za 17,52 mld zł, listopad 2022 r. kontrakt na 218 wyrzutni K239 Chunmoo za 21,92 mld zł. Łączna wartość kontraktów przekracza 73 mld zł.
Jak podało SBS, zakupy te są finansowane przez Polskę za pomocą kredytu, zaciągniętego w Korei Północnej. Część wsparcia finansowego - w przeliczeniu ponad 38 mld zł - Polska już otrzymała. Jednak nasz kraj powinien otrzymać dwa razy więcej, czyli prawie 77 mld zł.
Według doniesień mediów Korei Północne, władze kraju są jednak niechętne przyznawaniu Polsce dodatkowego kredytu. Ich zdaniem problemem może okazać się niewypłacalność polskich władz.
W tej chwili nie wiadomo dokładnie, jakie są warunki tego kredytu, przez jaki okres jest on udzielany oraz jakie będą warunki spłaty oraz oprocentowania. Warto podkreślić, że dług ten nie jest częścią Wieloletniego Planu Finansowego Państwa i będzie spłacany przez nasze dzieci.
Link
Niesłabnąca pomoc dla Ukrainy się opłaca? Obecnie sytuacja w Warszawie jest następująca: brakuje amunicji, zamówiono duże ilości uzbrojenia w innych krajach, zaciągnięto ogromne kredyty i długi. Powstaje pytanie - czy Wojsko Polskie, przy obecnej niskiej zdolności bojowej oddziałów, będzie w stanie wypełnić zadania bojowe? ?zy Polska będzie mogła spłacić swoje miliardowe zobowiązania wobec dostawców uzbrojenia?
Wszystko wskazuje na to, że Mariusz Błaszczak znalazł kartę debetową poza kontrolą Ministerstwa Finansów i Sejmu, dzięki której ma nieograniczony dostęp do środków. Oczywiście, wynikiem jest ogromne ryzyko dla stabilności gospodarczej naszego kraju. Co więcej, PiS wciąż nie podał kwoty zadłużenia kraju oraz nie przeprowadził nawet konsultacji z powołanymi do tego celu organami państwowymi.
Jacek Tochman
https://ndp.neon24.org |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 17.06.23 |
Pobrań: 26 |
Pobierz () |
18.06.2023 Mocarstwo w obliczu rozbioru |
W związku ze zbliżającym się 11 lipca dwudniowym szczytem NATO w Wilnie, były sekretarz generalny Sojuszu i były premier Danii, pan Anders Rasmussen wyraził obawę, że na szczycie może nie udać się wypracowanie jednolitej strategii wobec Ukrainy.
W takiej sytuacji pojawia się potrzeba wypracowania rozwiązania alternatywnego i pan Rasmussen właśnie je zaproponował. Chodzi o to, by w takiej sytuacji Polska, a być może - również państwa bałtyckie, przynajmniej niektóre, wprowadziły na Ukrainę swoje wojska i w ten sposób zapewniły jej większe bezpieczeństwo.
Pan Rasmussen jest obecnie doradcą prezydenta Zełeńskiego, który - jak wiadomo - od początku wojny, jaką Stany Zjednoczone prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca, marzy o tym, by ta wojna rozlała się na inne państwa Europy, przede wszystkim - na państwa Europy Środkowej. Taki pomysł siłą rzeczy musiałby do tego doprowadzić i to bez ryzyka, że w bezpośrednie działania wojenne zostaną wciągnięte Stany Zjednoczone i inne państwa NATO.
Słynny art. 5 traktatu waszyngtońskiego stanowi bowiem, że przewidziane w nim procedury uruchamiane są tylko w przypadku "zbrojnej napaści" na państwo członkowskie NATO. Natomiast jeśli członek NATO sam na kogoś napadnie, albo z własnej inicjatywy weźmie udział w toczącym się już konflikcie, to o "zbrojnej napaści" na niego nie może być mowy i żadne procedury sojusznicze uruchamiane być nie muszą.
Wydawać by się zatem mogło, że takie rozwiązanie byłoby korzystne zarówno dla Stanów Zjednoczonych i pozostałych europejskich państw NATO, jak i dla Ukrainy, bo doprowadziłoby do upragnionego rozszerzenia wojny na kolejne terytoria.
Że w Wilnie może być trudno ustanowić jednolitą strategię NATO wobec Ukrainy, to całkiem możliwe. Nie wiadomo na przykład, jak zachowa się Turcja, która skutecznie blokuje dostęp do NATO Szwecji, ponieważ kraj ten wspiera Kurdów, a Kurdowie pragną niepodległego państwa, które musiałoby powstać z terytoriów kilku państw, przede wszystkim - Turcji, więc nic dziwnego, że turecki prezydent blokuje Szwecję.
Ale i na wileńskim szczycie może on też się usztywnić w sprawie Ukrainy, bo tamtejsze władze "z oburzeniem" odrzuciły jego pomysł, by sprawę zbadania przyczyn katastrofy tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce powierzyć międzynarodowej komisji. Z jakichś powodów Ukraina nie lubi międzynarodowych komisji, bo, mimo różnych sugestii, by taka komisja, na przykład - Międzynarodowego Czerwonego Krzyża - zbadała sprawę masowych mordów w Buczy, Ukraina sama wszystko zbadała i potem te badania skontrolowała.
Wydawać by się mogło, że - zwłaszcza w tej sytuacji - Ukraina nie powinna kręcić nosem na "alternatywne rozwiązanie" zaproponowane przez pana Rasmussena, który w dodatku doradza prezydentowi Zełeńskiemu. A jednak minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba ostro ten pomysł skrytykował, stwierdzając, że Ukraina nie życzy sobie na swoim terytorium żadnych obcych wojsk, nawet wojsk państw NATO. "Mówimy: dawajcie broń!" - powiedział.
Czy szczyt NATO w Wilnie z podkulonym ogonem ten rozkaz pana ministra Kułeby wykona, czy też przyjmie go chłodno, jak i inne roszczeniowe, żeby nie powiedzieć: mocarstwowe ukraińskie deklaracje - o tym w odpowiednim czasie się przekonamy. W niektórych państwach NATO, na przykład - w Polsce - propagandowa teza, jakoby Ukraina "broniła Europy", jest podawana do wierzenia, jako oczywista oczywistość, podczas gdy tak naprawdę służy ona tylko w charakterze pozoru moralnego uzasadnienia ukraińskich postaw roszczeniowych wobec całego świata - ale nie wszystkie państwa są "sługami narodu ukraińskiego", a tylko niektóre.
Zwraca natomiast uwagę zdecydowana niechęć pana ministra Kułeby do sprowadzania na terytorium Ukrainy jakichkolwiek obcych wojsk, w tym również polskich - chociaż Polska dla Ukrainy zrobiłaby wszystko.
Polskie władze natomiast, już od XVIII wieku, nie tylko nie boją się sprowadzania na własne terytorium obcych wojsk, ale przeciwnie - uważają to za cnotę i dowód politycznej mądrości. Pan minister Błaszczak broń także kupuje w Korei Południowej na kredyt, którego Polsce to państwo udzieliło, bo panu prezydentowi Dudzie najwyraźniej nie przyszło do głowy, by zaproponować prezydentowi Bidenowi, żeby w ramach "wzmacniania wschodniej flanki NATO", Stany Zjednoczone sfinansowały uzbrojenie dodatkowych 200 tysięcy żołnierzy, o których - zgodnie z ustawą o obronie ojczyzny - ma zostać powiększona nasza niezwyciężona armia.
Tymczasem pan minister Kułeba najwyraźniej nie kuca przez prezydentem Bidenem, tylko w krótkich żołnierskich słowach żąda: "dajcie broń!" i - ciekawa rzecz - póki co dostaje wszystko, czego zażąda. Bardzo możliwe, że w tej sytuacji Polska odda Ukrainie również broń kupowaną przez pana ministra Błaszczaka na kredyt w Korei, bo - jak już wspomniałem - nie ma takiego poświęcenia, do jakiego polski rząd nie zmusiłby własnych obywateli, byle tylko dogodzić Ukrainie.
Tymczasem z obfitości serca usta mówią, więc nic dziwnego, że deputowana do Bundestagu z ramienia Alternatywy dla Niemiec i rzeczniczka tej partii, pani Alicja Weidel z jakiejś okazji nazwała terytorium dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej "Niemcami Środkowymi". Pokazuje to, że w niemieckim społeczeństwie wcale nie wygasło pragnienie dokończenia dzieła zjednoczenia, to znaczy - powrotu do granicy sprzed I wojny światowej.
Wielce Czcigodna Anna Maria Żukowska z pierwszorzędnymi "korzeniami" wprawdzie wygnała ją do "naziolskiej budy" - ale co z tego, skoro nie tylko ona sama, ale i pan prezydent Andrzej Duda, który ostatnio podlizywał się Unii Europejskiej bez opamiętania, nie widzą dla Polski innej przyszłości, jak tylko w IV Rzeszy?
Tymczasem "IV Rzesza", to znaczy - instytucje Unii Europejskiej - wprost prześcigają się w wymyślaniu coraz to nowych pretekstów dyscyplinowania Polski i doskonalą w ten sposób metodę szantażu finansowego. Pani komisarz Vera Jurova, która w swoim CV ma epizod kryminalny, w podskokach wszczęła wobec Polski procedurę sprawdzania, czy komisja do zbadania ruskich wpływów w - pożal się Boże! - polskiej polityce, nie zagraża aby demokracji. Z kolei Trybunał w Luksemburgu też nie próżnuje i soli kary za przywracanie do pionu niezawisłych sędziów, co to zadają "pytania prejudycjalne", czy inny sędziowie są aby na pewno sędziami, czy tylko przebierańcami.
Jeszcze się na tej drodze trochę posuniemy, to upowszechni się praktyka, że niezawiśli sędziowie będą jeden przez drugiego, zadawali Trybunałowi "pytania prejudycjalne", jaki wyrok wydać w konkretnej sprawie. I tak, krok po kroku - do następnego rozbioru.
Stanisław Michalkiewicz
------------------------------
Link
HERB ORŁA BIAŁEGO 1919 R
Link
Kredyty zaciągnięte w latach 70. nie zostały przejedzone. Wybudowano 557 nowych przedsiębiorstw i 2,5 mln nowych mieszkań. Uniknięto bezrobocia - całość: Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 18.06.23 |
Pobrań: 25 |
Pobierz () |
18.06.2023 Czy przy kolejnej pandemii WHO przejmie kontrolę nad całym światem? |
Zgodnie z planowanym traktatem pandemicznym Światowa Organizacja Zdrowia ma otrzymać kompleksowe uprawnienia w zakresie kontroli i monitorowania. Aby zapobiec przenoszeniu wirusów ze zwierząt na ludzi, WHO musiałaby kontrolować całą produkcję żywności i rolnictwo. Kompleksowe programy szczepień zwierząt i ludzi służyłyby zapobieganiu pandemii.
Link
Na początku lutego Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała projekt nowego traktatu pandemicznego i nowych przepisów zdrowotnych. Dałoby to WHO coraz to większe uprawnienia - jakby była rządem światowym, tak to skrytykował portal informacyjny tkp.at z Austrii.
W artykule magazyn internetowy przeanalizował konkretne plany, które WHO chce zrealizować za pomocą nowego traktatu pandemicznego. Według 32-stronicowego projektu planowanych planów, Światowa Organizacja Zdrowia miałaby przejąć kontrolę nad rolnictwem i zaopatrzeniem w żywność na całym świecie.(Farmy owadów: Żywność stanie się jeszcze bardziej upiorna).
Pierwszą rzeczą, którą organizacja chce osiągnąć, jest kontrola nad hodowlą drobiu, powiedział raport tkp. Drób w państwach umawiających się z WHO powinien być jednolicie kontrolowany, monitorowany i szczepiony na całym świecie, aby zapobiec rzekomemu przenoszeniu wirusa między drobiem a ludźmi. Nowy traktat pandemiczny miałby stanowić, że większość chorób zakaźnych u ludzi jest spowodowana przez przenoszenie wirusów ze zwierząt. Podpisując traktat, dany kraj uznawałby że "większość pojawiających się chorób zakaźnych pochodzi od zwierząt, w tym dzikich i udomowionych, a następnie rozprzestrzenia się na ludzi". cytuje magazyn projekt traktatu pandemicznego WHO. W związku z tym strony musiałyby lojalnie zobowiązać się do przyjęcia "podejścia opartego na jednym zdrowiu", którego zakres obejmowałby zdrowie ludzi, zwierząt i ekosystemów.
Zgodnie z oświadczeniem Federalnego Ministerstwa Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, podejście One Health "służy profilaktyce i promuje interdyscyplinarną współpracę, zwłaszcza pomiędzy medycyną ludzką, weterynarią i naukami o środowisku".
W centrum uwagi One Health znajdują się interfejsy między ludźmi, zwierzętami gospodarczymi i domowymi, dzikimi zwierzętami i ekosystemami, w których żyją. Aby zapobiec przyszłym pandemiom, ministerstwo promuje podejście One Health, na swojej stronie internetowej poinformowało:
"Aby zapobiec ryzyku wystąpienia w przyszłości kryzysów zdrowotnych, takich jak obecna pandemia - Federalne Ministerstwo Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (BMZ) promuje podejście One Health".
Planowany traktat pandemiczny ma na celu optymalizację i równowagę zdrowia ludzi, zwierząt i ekosystemów - wynika z uzasadnienia Światowej Organizacji Zdrowia dla nowego podejścia. Zagrożenia zdrowotne na styku zwierzę-człowiek muszą być rozpoznawane na wczesnym etapie i należy zapobiegać "odzwierzęcym transmisjom i mutacjom".
"W celu zrównoważenia i optymalizacji zdrowia ludzi, zwierząt i ekosystemów w sposób zrównoważony" - wynika z tekstu nowego traktatu o pandemiach. Jednocześnie strony traktatu musiałyby "uznać ustanowienie Grupy Czterech", aby "lepiej zająć się wszystkimi kwestiami związanymi z One Health."
Skład tej czteroosobowej grupy wskazywałby, kto będzie miał nową władzę nad żywnością i rolnictwem:
O produkcji żywności i rolnictwie nie decydowałyby już ministerstwa rolnictwa dawniej niepodległych państw, ani wybrani przedstawiciele, parlamenty narodowe czy rolnicy. Zamiast tego Światowa Organizacja Zdrowia miałaby w przyszłości monitorować i kontrolować nie tylko ludzi, ale także zwierzęta i rolnictwo. Dlatego też w planowanym traktacie pandemicznym wyraźnie stwierdzono, że "Quadripartite" składałby się z WHO, Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt i Programu Narodów Zjednoczonych do spraw Ochrony Środowiska. Wśród trzech głównych donatorów znalazły się Stany Zjednoczone, Fundacja Billa i Melindy Gatesów oraz inni amerykańscy oligarchowie.
Zgodnie z tekstem nowego traktatu pandemicznego, obszary kontroli i nadzoru mające na celu zapobieganie nieuchronnym pandemiom wywołanym przez przenoszenie się wirusów ze zwierząt na ludzi istnieją niemal wszędzie:
"Krytyczne obszary, którymi zajmuje się ten panel, obejmują produkcję i dystrybucję żywności, urbanizację i rozwój infrastruktury, międzynarodowe podróże i handel, działania prowadzące do utraty różnorodności biologicznej i zmian klimatycznych oraz te, które wywierają zwiększoną presję na zasoby naturalne - wszystkie one mogą prowadzić do pojawienia się chorób odzwierzęcych."
Ten "One Health" i "One World Order" można zatrzymać jeszcze teraz, zanim ta nowa dominacja świata zakończy się "totalną katastrofą".
https://inny.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 18.06.23 |
Pobrań: 28 |
Pobierz () |
19.06.2023 Skandaliczne słowa z Ukrainy. "Zimny kubeł wody" |
- Wypowiedź szefa ukraińskiego IPN jest kubłem zimnej wody wylanym na mitomanię polskich władz. Polska strona powinna natychmiast zareagować - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski po wypowiedzi Antona Drobowycza na temat ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej. Padły w niej warunki wobec Polski.
Szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej (UIPN) Anton Drobowycz, w wywiadzie dla portalu glavcom.ua, stwierdził, że "Kijów nie może się zgodzić na ekshumacje Polaków zamordowanych na Ukrainie, ponieważ groby ukraińskie w Polsce są nadal zagrożone".
Jako jeden z warunków postawił m.in. przywrócenie tablicy upamiętniającej żołnierzy UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii, która jest m.in. współodpowiedzialna za rzeź Wołyńską) zabitych w 1945 roku przez NKWD.
- To jest konsekwentne działanie ze strony władz ukraińskich, które budują swoją tożsamość narodową na kulcie organizacji nacjonalistycznych. Chodzi tu o Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, której szefem był Stefan Bandera oraz Ukraińską Powstańczą Armię, której komendantem był Roman Szuchewycz. Ta narracja trwa od tzw. pierwszego Majdanu w 2004 roku - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który przez polski IPN określany jest jako rzecznik upamiętnienia ofiar i potępienia sprawców ludobójstwa dokonanego na Kresach Wschodnich przez nacjonalistów ukraińskich.
Isakowicz-Zaleski podkreśla, że kwestia ekshumacji ofiar Zbrodni Wołyńskiej jest ogromną raną, której nie jest w stanie rozwiązać żaden obóz rządzący.
Zdaniem księdza jedyne działania próbował podjąć Aleksander Kwaśniewski, za którego prezydentury odsłonięto pierwsze pomniki i dokonano pierwszych ekshumacji. - Ale to się załamało właśnie w 2004 roku. Skutek jest taki, że zdecydowana większość ofiar ludobójstwa - nie tylko Polacy, ale też Żydzi, Ormianie, Czesi i też sprawiedliwi Ukraińcy, którzy ratowali Polaków - nie została godnie pochowana.
"Zimny kubeł wody"
- Ta rana będzie się pogłębiała, a najnowsza wypowiedź UIPN jest zimnym kubłem wody wylanym na mitomańskie twierdzenia Polski, że Ukraińcy sami dojrzeją i pozwolą na pochowanie ofiar rzezi. Po stronie Polski cały czas mamy działania oderwane od rzeczywistości. A w tej chwili doszło do apogeum.
Według ks. Zaleskiego, warunki przedstawione przez Drobowycza są absurdalne. - Kult UPA dyktuje, co wolno ofiarom. Od lat na Ukrainie mamy oficjalny zakaz ekshumacji i pochówków ofiar. Nic się w tej sprawie nie zmieniło, nawet za prezydentury Zełenskiego. Mimo wielkiej pomocy jaką Ukraina dostała od Polski po rozpoczęciu wojny.
Duchowny zaznacza przy tym, że trzeba oddzielić sprawy historyczne od teraźniejszych. Przekonuje, że Polska powinna dbać o dobre stosunki z Ukrainą, pomagać w walce z Putinem, dostarczać pomoc i broń oraz wspierać uchodźców wojennych, a także poprzeć przystąpienie Ukrainy do UE i NATO.
Twierdzi jednak, że nie może to oznaczać uległości i rezygnacji z obrony własnych interesów. Za przykład podaje to, jak wyglądały obchody 79. rocznicy rzezi wołyńskiej w 2022 roku.
"Jedna strona może walić z armaty"
- Andrzej Duda zapewniał wówczas, że kwestia pochówków jest niemal rozwiązana, a Zełenski miał wygłosić przesłanie do pokrzywdzonych rodzin. Wszyscy byli przekonani, że cofnie zakaz ekshumacji. Zamiast tego, rodziny ofiar, które trzymały transparent "Nie o zemstę, lecz o pamięć wołamy" usłyszały, że należy ważyć słowa. Że o jedno za dużo, może popsuć relacje polsko-ukraińskie - przypomina.
- Jak widać po wypowiedzi szefa UIPN, jedna strona może walić z armaty, a druga nie może się nawet wypowiadać. To jest fatalne zderzenie dwóch światów. To kolejne potwierdzenie tego, w co nie chcą uwierzyć nasi politycy. Mówienie, że prowadzą dialog, że jest zapewnienie ze strony ukraińskiej to zwykłe mitomaństwo. I to mitomaństwo zderza się ze słowami Drobowycza.
Duchowny twierdzi, że wojna nie może być wymówką do zaniechania negocjacji i rozmów w sprawie Wołynia. Dodaje, że od lat '90 w przestrzeni publicznej pojawiały się tylko nowe argumenty, żeby nie wyjaśnić tematu, a słowa "Ukraina nie jest do tego gotowa" powtarzali ciągle zarówno politycy PiS, jak i PO.
- Więcej czasu nie mamy, bo umierają świadkowie zarówno po polskiej, jak i po ukraińskiej stronie. Za chwile okaże się, że przeciąganie w czasie doprowadzi do tego, że nie będzie miał kto wskazać, gdzie są doły śmierci. Bo te 90 procent pomordowanych nie ma grobu. Są powrzucani do dołów czy studni. I to wszystko powoduje, że ekshumacje z roku na rok są trudniejsze. Być może o to chodzi, żeby umarli świadkowie, żeby powiedzieć, że nie wiadomo, gdzie Ci Polacy są pochowani - alarmuje ks. Zaleski.
Rozmówca WP uważa, że kwestia Wołynia jest sprawą międzynarodową. - Ukraina chce dołączyć do UE i NATO, ale jest jedynym krajem, który zakazuje pochówku ofiar faszystów. Jest to zaprzeczenie wartościom europejskim, sprzeczne z konwencjami międzynarodowymi. Do tego gloryfikacja zbrodniarzy. Zabrania się postawienia krzyży ofiarom, a stawia się pomniki ludobójcom, UPA, Szuchewyczowi. Boli mnie, że księża grekokatoliccy, czy prawosławni, biorą udział w poświęceniu tych pomników.
Rzeź Wołyńska. Gorzkie słowa do polskich władz
Zaleski nie szczędzi też mocnych słów w kierunku polskich władz. - Jeżeli pan prezydent bezwarunkowo wspiera Zełenskiego, to go uczy, że Ukraińcy nie muszą nic zmieniać, a on i tak będzie lobbował na jego rzecz. Widać, że całkowicie akceptuje to, że nie będzie pochówku ofiar. Przypominam, że przed wyborami obiecywał zajęcie się pochówkami. Wiele osób głosowało na Dudę i PiS, licząc, że dotrzyma obietnic - przypomina.
Jego zdaniem, rząd musi natychmiast zareagować na słowa szefa UIPN. Apeluje o zdecydowaną odpowiedź premiera oraz ministra spraw zagranicznych - Zbigniewa Raua i wicepremiera Piotra Glińskiego. - Jeżeli oni wszyscy milczą i chowają głowę w piasek, to nie ma co się dziwić, że strona ukraińska pozwala sobie na skandaliczne wypowiedzi.
I dodaje, że milczenie strony polskiej jest akceptacją warunków narzuconych przez Ukrainę. - Prezydent i premier powinni uderzyć się w piersi, że to co robili przez ostatnie lata, nie dało żadnego efektu. Powinni przeprosić rodziny zamordowanych i radykalnie zająć się sprawą. Cały czas podkreślam, że trzeba oddzielić bieżącą pomoc Ukrainie od wyjaśnienia spraw historycznych - podsumowuje.
Mateusz Dolak
Wirtualna Polska
-------------------------
Boże, jak to skomentować? |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.06.23 |
Pobrań: 26 |
Pobierz () |
19.06.2023 Czwartego czerwca |
4 czerwca 1989 roku chińska armia wjechała czołgami na plac Tiananmen w Pekinie, dokonując masakry kilku tysięcy osób, przede wszystkim studentów.
Masakra dokonana przez armię stanowiła krwawy finał wydarzeń, które rozgrywały się w Chinach od połowy kwietnia 1989 roku. Demonstracje na największym placu świata trwały 6 tygodni. 4 czerwca 1989 chińskie wojsko rozjechało protestujących czołgami i rozpędziło ogniem z broni maszynowej. Liczba ofiar nigdy nie została ujawniona. Według nieoficjalnych danych zginęło blisko 5 tysięcy osób, rannych zostało 10 tysięcy, aresztowano prawie 2,5 tysiąca osób.
Od dawna Chiny promieniują wypracowanymi w tym kraju wzorcami na cały świat. To w Chinach realizowany jest obecnie totalitarny system punktowania pożądanych przez władze zachowań obywateli i uzależniania od tej punktacji dostępu do ich własnych pieniędzy. To z Chin wyciekła pandemia, która sparaliżowała cały świat, spowodowała miliony zgonów (tak zwanych nadmiarowych) ludzi, którym pod pretekstem pandemii odmówiono opieki medycznej. Tę pandemię przez wielu nazywaną plandemią można traktować jako generalną próbę zniewolenia ludzkości przez globalne nią zarządzanie.
4 czerwca 1989 roku odbyły się w Polsce wybory parlamentarne nie mające nic wspólnego z demokracją i wolnością gdyż komuniści mieli w tych wyborach zagwarantowane 65% miejsc w Sejmie. Wykreślenie przez Polaków w całości tak zwanej listy krajowej spowodowało zmianę ordynacji wyborczej w trakcie wyborów i zmuszenie ludzi do ponownego głosowania na tę listę, dzięki czemu dostali się do Sejmu wszyscy uprzednio wykreśleni przez wyborców. Te całkowicie niedemokratyczne, lecz niesłusznie zwane częściowo demokratycznymi wybory ukonstytuowały bękarta Okrągłego Stołu - III RP. W konsekwencji ugody z komunistami powołano na stanowisko prezydenta generała Jaruzelskiego, funkcjonariusza wrogich Polsce obcych służb, który wprowadzając Stan Wojenny wypowiedział wojnę polskiemu społeczeństwu. Zmianę ordynacji wyborczej wymusili tak zwani doradcy Solidarności w tym Geremek i Michnik, których deklarowanym celem była ugoda z komunistami tłumaczona zobowiązaniami podjętymi w Magdalence, a prawdziwym doprowadzenie do tego żeby jak mówią dowcipni "komunizm upadł, ale na cztery łapy".
Przy Okrągłym Stole i w Magdalence dokonano przecież podziału przyszłych łupów i ustalono warunki utrzymania się komunistycznej nomenklatury przy władzy politycznej i finansowej. Ciekawe w jakim celu Adam Michnik wybrał się w lipcu 1989 roku do Moskwy? KGB już w czerwcu 1985 roku przewidywało, a może inspirowało pierestrojkę w Polsce sprowadzającą się do dopuszczenia do władzy tak zwanej konstruktywnej opozycji. Komuniści posunęli się na rządowej ławie za cenę uzyskania pierwszeństwa w rozkradaniu majątku narodowego. Nic dziwnego, że wielu uważa Okrągły Stół za zdradę narodową. Okrągły Stół i transformacja ustrojowa to czas zamordowania przez nieznanych sprawców księży - Suchowolca, Niedzielaka i Zycha. Również czas rezygnacji z lustracji i dekomunizacji o czym upewnił komunistycznych zbrodniarzy w swoim expose premier Mazowiecki. "Gruba kreska" Mazowieckiego stała się programem, wręcz wyznaniem wiary elit III RP. Programem totalnej amnezji postulowanym przez tych, którzy chcieliby ukryć pewne wstydliwe choć nie koniecznie podlegające prawnemu osądzeniu etapy swoich życiorysów. Tak jak sam Mazowiecki, który nie chciał się przechwalać udziałem w prześladowaniu biskupa Kaczmarka. Szymborska, która wolałaby ukryć swoje miłosne wiersze do - jak pisała - "nowego człowieczeństwa Adama" czyli Lenina. Tak jak Michnik, który nie chciał bez przerwy się tłumaczyć ze swego pochodzenia oraz za czyny brata i ojca, a wreszcie odkrył karty zadając się z Urbanem, nazywając Kiszczaka człowiekiem honoru i nakazując odczepić się od generała Jaruzelskiego. Dodam, że zamiast słowa "odczepić się" użył sformułowania właściwego dla języka naszych obecnych artystycznych, politycznych i naukowych elit.
4 czerwca 1992 roku nocą zostaje odwołany gabinet premiera Jana Olszewskiego, przede wszystkim dlatego, że próbował ujawnić sieć komunistycznych agentów funkcjonujących na najwyższych stanowiskach państwowych w Polsce. W ten sposób zerwał umowę Okrągłego Stołu sprowadzającą się do zasady: "my nie ruszamy waszych, a wy nie ruszacie naszych". Jeszcze ważniejsze było uniemożliwienie Lechowi Wałęsie podpisania z sowietami umowy pozwalającej na utworzenie sieci eksterytorialnych placówek sowieckich w Polsce, poprzez oddanie terenów po dawnych sowieckich bazach wojskowych w ręce polsko-sowieckich spółek. W kilkanaście godzin po wykonaniu przez ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza uchwały Sejmu o ujawnieniu tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, na wniosek Wałęsy, Sejm w nocnym głosowaniu z 4 na 5 czerwca 1992 odwołał rząd Jana Olszewskiego, a premierem został Waldemar Pawlak. Trudno ustalić co stało się z mikrofilmami na których utrwalono niszczone akta PRL. Nadal mogą służyć jako źródła nacisków politycznych na osoby, które wolą zapomnieć o swojej przeszłości. Lista Macierewicza była pełna błędów, co stało się nośnym argumentem przeciwko lustracji. Historycy będą spekulować czy Korwin Mikke prowokując tak pospieszne uchwalenie ustawy lustracyjnej nie zablokował czasem lustracji na całe lata metodą "wypalania lasu przed zbliżającym się pożarem".
4 czerwca 2023 roku na marszu organizowanym przez Tuska, którego gorliwy udział w obaleniu rządu premiera Olszewskiego dokumentuje film "Nocna zmiana", spotkali się wszyscy starzy znajomi, przeciwnicy (z najbardziej oczywistych przyczyn) lustracji. Czego można oczekiwać na przykład po Bolku, który sprzedawał esbecji za kilkaset złotych kolegów, a potem chciał pozostawić sowieckie bazy w Polsce? Czego można oczekiwać po Tusku, który brał czynny udział w obaleniu rządu premiera Olszewskiego?.
W swoim dramatycznym przemówieniu w Sejmie premier Olszewski zapytał: "czyja będzie Polska?". Ja zapytam tylko: "czyj był to właściwie marsz?"
Izabela Brodacka Falzmann
-------------------------------
W składzie marszu przeważali Olacy. Duża część miała faszystowskie i komunistyczne flagi. Taki poziom świadomości znaczenia współczesnych symboli "demokracji", "tolerancji" i "praworządności". Nikt z uczestników nie sprzeciwiał się strategicznym planom PiS. Najprawdopodobniej dlatego, że KO i reszta lewicy mają identyczne zamierzenia. Strategia działania (program) pokłóconej między sobą targowicy (PiS vs KO) jest ogłaszana na forum WEF, ONZ, WHO.
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.06.23 |
Pobrań: 26 |
Pobierz () |
19.06.2023 Światowy sanitarny stan wojenny |
5 maja WHO dokonała na swojej stronie internetowej podsumowania "pandemii" Covid-19. Wnioski są oczywiste. Zrealizowano potężny plan w interesie Big Pharmy:
"Pandemia COVID-19 to globalna epidemia koronawirusa, choroby zakaźnej wywoływanej przez wirusa SARS-CoV-2 (zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej). Pierwsze przypadki nowego koronawirusa (nCoV) wykryto po raz pierwszy w Chinach w grudniu 2019 r., a wirus szybko rozprzestrzenił się na inne kraje na całym świecie. To skłoniło WHO do ogłoszenia w dniu 30 stycznia 2020 r. stanu zagrożenia zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym (PHEIC) oraz do określenia wybuchu epidemii jako pandemii w dniu 11 marca 2020 r.
W dniu 5 maja 2023 r., po ponad trzech latach od wybuchu pandemii, Komitet ds. Nagłych Wypadków WHO ds. COVID-19 zalecił Dyrektorowi Generalnemu, który zaakceptował to zalecenie, że biorąc pod uwagę, iż choroba jest już "ugruntowana i trwa", nie pasuje to do dalszego utrzymywania stanu PHEIC. Nie oznacza to, że sama pandemia się skończyła, ale że globalna sytuacja kryzysowa, którą spowodowała, jest na razie opanowana. Komitet przeglądowy, który ma zostać powołany, opracuje długoterminowe, stałe zalecenia dla krajów dotyczące sposobu zarządzania COVID-19 na bieżąco."
Przypomnijmy zatem, co ogłaszał 11 maja 2020 r. Dyrektor Generalny WHO podczas briefingu dla mediów na temat COVID-19. Jego wypowiedź była kompilacją sprzecznych i wątpliwych komunikatów: m.in. informacji o liczbie chorych i zgonów, które w żaden sposób nie były alarmujące, fałszywej wiadomości, że nie było jeszcze pandemii koronawirusowych (gdy nawet angielska Wiki podaje, że grypa azjatycka z lat 1889?1890 mogła być spowodowana koronawirusem OC43), informacji, że epidemię można kontrolować, przy czym środki kontrolowania epidemii są ciężkie, jak w Chinach, a zatem kryzys dotknie każdy sektor publiczny i gospodarczy, itp., etc. Cytuję tą emocjonalno-manipulacyjną enuncjację:
"W ciągu ostatnich dwóch tygodni liczba przypadków COVID-19 poza Chinami wzrosła 13-krotnie, a liczba dotkniętych krajów potroiła się. Obecnie jest ponad 118 000 przypadków w 114 krajach, a 4291 osób straciło życie. Tysiące innych walczy o życie w szpitalach. Spodziewamy się, że w nadchodzących dniach i tygodniach liczba przypadków, liczba zgonów i liczba dotkniętych krajów wzrośnie jeszcze bardziej.
WHO ocenia tę epidemię przez całą dobę i jesteśmy głęboko zaniepokojeni zarówno alarmującym poziomem rozprzestrzeniania się i dotkliwości, jak i alarmującym poziomem bezczynności. W związku z tym dokonaliśmy oceny, że COVID-19 można scharakteryzować jako pandemię.
Pandemia nie jest słowem, którego można używać lekko lub beztrosko. Jest to słowo, którego niewłaściwe użycie może wywołać nieuzasadniony strach lub nieuzasadnioną akceptację zakończenia walki, prowadząc do niepotrzebnego cierpienia i śmierci. (,,...) Nigdy wcześniej nie widzieliśmy pandemii wywołanej przez koronawirusa (...) Jak powiedziałem w poniedziałek, samo spojrzenie na liczbę przypadków i liczbę dotkniętych krajów nie mówi wszystkiego. Spośród 118 000 przypadków zgłoszonych na całym świecie w 114 krajach, ponad 90 procent przypadków występuje tylko w czterech krajach, a dwa z nich - Chiny i Republika Korei - mają znacznie zmniejszające się epidemie. 81 krajów nie zgłosiło żadnych przypadków, a 57 krajów zgłosiło 10 przypadków lub mniej (...) Kilka krajów wykazało, że tego wirusa można stłumić i kontrolować. (...) Jesteśmy wdzięczni za środki podjęte w Iranie, Włoszech i Republice Korei w celu spowolnienia wirusa i kontrolowania ich epidemii. Wiemy, że środki te zbierają ciężkie żniwo w społeczeństwach i gospodarkach, tak jak miało to miejsce w Chinach (...) Wszystkie kraje muszą znaleźć równowagę między ochroną zdrowia, minimalizacją zakłóceń gospodarczych i społecznych oraz poszanowaniem praw człowieka. Misją WHO jest zdrowie publiczne. (...) To nie jest tylko kryzys zdrowia publicznego, to kryzys, który dotknie każdy sektor - więc każdy sektor i każda osoba muszą być zaangażowani w walkę. Od początku mówiłem, że kraje muszą przyjąć podejście obejmujące cały rząd, całe społeczeństwo, zbudowane wokół kompleksowej strategii zapobiegania infekcjom, ratowania życia i minimalizowania skutków. (...) Przypominam wszystkim krajom, że wzywamy was do uruchomienia i zwiększenia skali waszych mechanizmów reagowania kryzysowego; Komunikuj się ze swoimi pracownikami o zagrożeniach i o tym, jak mogą się chronić - to sprawa każdego z nas; Znajdź, wyizoluj, przetestuj i lecz każdy przypadek oraz prześledź każdy kontakt; Przygotujcie swoje szpitale; Chroń i szkol swoich pracowników służby zdrowia. I wszyscy dbajmy o siebie nawzajem, bo potrzebujemy siebie nawzajem. (...) Jesteśmy w tym razem, aby ze spokojem robić właściwe rzeczy i chronić obywateli świata. To wykonalne."
Absurdalny plan został wykonany.
Choroba Covid-19 pod względem klinicznym nie różni się - co podawało oficjalnie WHO - od grypy. Na stronie internetowej potwierdzała to 22.10.2021 r. dr Sylvie Briand. Cytuję:
"Tak więc grypa jest bardzo powszechna, zwłaszcza w sezonie, a zwykle jej objawami są gorączka, ból głowy, ból mięśni, ale także objawy ze strony górnych dróg oddechowych, takie jak kichanie i kaszel. W przypadku COVID-19 są to w zasadzie te same objawy, ale dodatkowo mamy specyficzne objawy, takie jak anosmia, czyli brak węchu i ageusia, czyli brak smaku (...). Ale czasami ludzie mają bardzo niewiele objawów, czy to grypy, czy COVID-19. To naprawdę zależy od poziomu odporności. W przypadku tych dwóch chorób ważne jest, aby wiedzieć, że środki zapobiegawcze działają w przypadku obu z nich, a szczególnie mycie rąk jest bardzo ważne. Następnie wietrzenie pomieszczeń, gdy jesteś w zatłoczonych pomieszczeniach, w których jest dużo ludzi, w szczególności, aby otworzyć okno. Również noszenie maseczek, jeśli nie można otworzyć okna i zachowanie dystansu fizycznego. A obu chorobom można naprawdę zapobiec, jeśli zastosujemy te środki."
Trzeba też przypomnieć, że zgodnie z definicją WHO, pandemia jest epidemią występującą na skalę przekraczającą granice międzynarodowe, na skalę światową, gdy następuje niemal jednoczesna transmisja. W 2009 roku (podczas świńskiej grypy A/H1N1) WHO usunęła ze swojej definicji słowa "z ogromną liczbą zgonów i chorób". Deborah Cohen and Philip Carter twierdzą w artykule pt. "WHO and the pandemic flu "conspiracies"" ("WHO i "spiski" związane z pandemią grypy"), że: "Kluczowi naukowcy doradzający Światowej Organizacji Zdrowia podczas pandemii grypy wykonywali płatną pracę dla firm farmaceutycznych, które mogły zyskać na przygotowywanych wytycznych. Te konflikty interesów nigdy nie zostały publicznie ujawnione przez WHO, a WHO odrzuciła zapytania dotyczące postępowania z pandemią A/H1N1 jako "teorie spiskowe"."
Bezsporne jest jednak, że w 2009 roku (cytuję za: Marcin Bojanowski "Gigantyczny rachunek za świńską grypę", 2010-03-26): "Ogłoszenie pandemii spowodowało obciążenie podatników w wielu krajach dodatkowymi kosztami. Straty poniesiono m.in. z powodu zakupu szczepionek. Rząd Holandii wydał w tym celu 300 mln euro, czego następstwem stały się zalegające, nikomu niepotrzebne szczepionki. Z zamówionych przez rząd Francji szczepionek za 860 mln euro, skorzystało 5% obywateli. Wśród Włochów, nabywcami szczepionek o wartości 184 mln euro zamówionych przez rząd, okazało się tylko 4% obywateli. Natomiast z niemieckich zasobów o wartości 417 mln euro skorzystało 10% Niemców.
Dodatkowym wydatkiem były wynagrodzenia dla pracujących po godzinach lekarzy i pielęgniarek. W samej Francji wydano w tym celu 150 mln euro; a także 95 mln euro - na wynajęcie magazynów; 8,5 mln - na strzykawki, a 6 mln euro pochłonęły tam same kampanie informacyjne. Dodatkowo, oprócz wydatków na sam zakup leków, rządy poniosły straty za zwroty tych, które zalegały w magazynach. Taki koszt wyniósłby w samej Francji 358 mln euro, jednak po zawarciu ugody z trzema koncernami, obniżył się do 48 mln euro. Również inne rządy (m.in. Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Holandii, Hiszpanii, Czech) negocjują warunki zwrotu zalegających szczepionek. W Europie tylko jeden kraj nie zamówił szczepionek - Polska. W związku z tym, była minister zdrowia - Ewa Kopacz - miała być ekspertem w jednym z europejskich śledztw przeciwko WHO."
Niestety, z powyższej sytuacji rządy na świecie nie wyciągnęły żadnych wniosków. Wszystko wskazuje na to, że kolejna "walka z pandemią", tym razem covida, przyjętymi środkami (w tym szczepieniami) okazała się dramatycznie szkodliwa (nadmiarowe zgony, lockdowny, potężne koszty, skutki uboczne szczepień) i ponownie korzystna przede wszystkim dla Big Pharmy. Śmiertelność choroby Covid-19 była bowiem niska, co było wiadome od samego początku.
Na stronie WHO opublikowano wyniki badań światowej klasy epidemiologa Johna Ioannidisa dotyczące wskaźnika śmiertelności zakażeń COVID-19 (Biuletyn Światowej Organizacji Zdrowia, 99 (1), 19 - 33F. Światowej Organizacji Zdrowia ttp://dx.doi.org/10.2471/BLT.20.265892). W 51 badanych lokalizacjach mediana rzeczywistego współczynnika śmiertelności dla COVID-19 wyniosła 0,27% (0,23% po korekcie).
A zatem, urządzono wielki światowy sanitarny stan wojenny bez żadnych podstaw. Szukanie "winnych" odbywa się opornie lub nie odbywa się wcale, a najskuteczniejszy w USA prokurator generalny Teksasu Ken Paxton, który prowadził śledztwo w sprawie szkodliwości preparatów promowanych jako "szczepionki przeciw COVID-19", został właśnie poddany procedurze usunięcia z urzędu przez Izbę Reprezentantów.
Czyżby macki Big Pharmy były jeszcze potężniejsze, niż nam się wydaje i groził nam rząd światowy WHO?
Rebeliantka
Opublikowałam w "Warszawskiej Gazecie" z 9 czerwca.
-------------------------------------
WHO jest firmą prywatną. A sam wirus okazał się mniej inteligentny niż przewidywano. Miał szansę na swoje odrodzenie podczas niekontrolowanej migracji z Ukrainy do Polski niezaszczepionych osób w liczbie kilku milionów. Dlaczego mu się to nie udało. O to pytają już dzieci w podstawówce. Tylko dlaczego wielu posłów nadal powtarza jak mantrę, że rzekomo była jakaś pandemia. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.06.23 |
Pobrań: 28 |
Pobierz () |
19.06.2023 Ukraina - nasz "sojusznik" |
Polityka międzypaństwowa prowadzona przez PiS, która odnośnie Ukrainy, Rosji oraz Chin, popierana jest przez PO, PSL i Lewicę, stała się już kompletnym absurdem. Utarło się, że w polityce między wrogimi państwami, obowiązywała zasada "wróg mojego wroga jest moim sojusznikiem".
Polityka rządów PiS-u, co prawda prowadzona na krótkiej smyczy przez ambasadora USA o polskim nazwisku, wywróciła tę zasadę do góry nogami. Cały czas dla większości Polaków Rosja jest największym wrogiem. Ukraina będąca wrogiem Rosji stała się zatem, według wspomnianej zasady, sojusznikiem Polski.
Jednak co zrobić, jeśli to rozumowanie nie trzyma się kupy? Oto ostatnie wystąpienie kierującego ukraińskim odpowiednikiem polskiego Instytutu Pamięci Narodowej, to jakby przypieczętowanie faktu, że myślenie o Ukrainie, jako sojuszniku Polski zawaliło się w gruzy. To myślenie nigdy nie miało szans na przekształcenie się w solidny gmach, ponieważ jego fundamentem miało być i wygląda, iż nadal jest, zapomnienie o dziesiątkach tysięcy Polaków wymordowanych przez Ukraińców. I o tym po raz kolejny przekonał w ostatnich dniach wspomniany szef ukraińskiej instytucji od polityki historycznej.
Rozmiary tego tekstu nie pozwalają na cytowanie tego, co powiedział wspomniany Ukrainiec ani nie warto wspominać jego nazwiska. Wystarczy stwierdzić, że nie dał żadnych nadziei na to, iż Ukraińcy mają zamiar budować relacje z Polską na innym fundamencie niż ten wspomniany powyżej.
W normalnym kraju po tym i wielu innych faktach, Ukrainę uznano by za kraj wrogi. Przecież Ukraina działa na dużą skalę całkowicie otwarcie przeciw polskim interesom gospodarczym. Władze Ukrainy konsekwentnie starają się wciągnąć Polskę do wojny. Polityka Ukrainy w przestrzeni pamięci historycznej, która w relacjach polsko-ukraińskich jest szczególnie ważna, jest również otwarcie wroga wobec Polski, czego kolejnym dowodem jest wspomniane wystąpienie ukraińskiego urzędnika. I co? I nic! Znaleźliśmy się w nonsensownym układzie, w którym wróg (Ukraina) naszego wroga (Rosja) jest naszym wrogiem, a nie sojusznikiem.
Idiotyzm działań PiS-u w tej sytuacji dopełnia polityka wrogości wobec Niemiec. W minionych dwustu latach największym zagrożeniem dla Polski był sojusz rosyjsko-niemiecki, który z reguły kończył się unicestwieniem naszego państwa. Szansą dla Polski była sytuacja, w której Rosja i Niemcy były w konflikcie. Tak jest teraz, a rząd PiS-u zamiast wyciągać z tego korzyści, doprowadza do absurdalnej sytuacji coraz większego konfliktowania się zarówno z Rosją, jak i z Niemcami.
Ten absurd polityki wobec Ukrainy, Rosji i Niemiec dobrze obrazuje krążąca w internecie myśli według której rząd PiS-u domaga się miliardowych odszkodowań od Niemców, którzy do zbrodni na Polakach się przyznali, przeprosili za nie i przepraszać nie przestają, a jednocześnie miliardy płacą tym, którzy do zbrodni się nie przyznali, uparcie o tym kłamią i tym bardziej nie mają zamiaru przepraszać.
Uważam, że wszystkie sznurki polityki wobec Ukrainy, Rosji i Niemiec dzierży wspomniany ambasador USA w Warszawie, którym oczywiście kierują jego zwierzchnicy w Waszyngtonie. Pewnie również oni - jako bez-alternatywny sojusznik - dbają o to, by nikt w Polsce nie odważył się nazwać Ukrainy inaczej niż "sojusznikiem".
Służby specjalne w Polsce - już dawno przejęte przez Amerykanów - pilnie baczą, żeby żaden polityk nie ośmielił się oficjalnie określić Ukrainy państwem wrogim. Biorąc pod uwagę liczbę polityków na których różne służby - również zagraniczne - mają różne haki, nie należy oczekiwać, żeby na przykład z trybuny sejmowej padło to stwierdzenie.
W rządzie PiS-u są takie porządki, że ze stanowiska wylatuje minister, który odważył się ledwie wspomnieć o ludobójstwie Ukraińców na Polakach. Czy za stwierdzenie zgodne z faktami, że Ukraina, to państwo wrogie Polsce, będzie się lądować w więzieniu? A może kogoś takiego spotka los Andrzeja Leppera? To nie demagogia!
Trawestując powiedzenie Stalina można wysunąć hipotezę, że w miarę zacieśniania - amerykańskim łańcuchem - oficjalnego sojuszu ukraińsko-polskiego, będzie narastać walka z tymi, którzy widzą i ośmielają się publicznie mówić, o jego katastrofalnych skutkach dla Polski.
Andrzej Szlęzak
https://myslpolska.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.06.23 |
Pobrań: 26 |
Pobierz () |
19.06.2023 Efekty nielegalnej migracji. Kraje UE masowo odsyłają nam cudzoziemców |
Polska już odczuwa efekty nielegalnej migracji - kraje UE, w tym głównie Niemcy, masowo odsyłają nam cudzoziemców, którzy przez nasz kraj dostali się z Białorusi na Zachód. Dotyczy to kilku tysięcy migrantów rocznie.
Tylko w tym roku - do początku czerwca - państwa członkowskie zadeklarowały przekazanie nam już blisko 2,2 tys. takich osób, a w całym ubiegłym - 3,9 tys. Najwięcej cudzoziemców chcą do Polski przekazać Niemcy, a w dalszej kolejności Francja, Holandia, Norwegia oraz Szwecja.
Chociaż zapora na granicy z Białorusią, w większości naszpikowana elektroniką, znacząco ograniczyła nielegalną migrację, to nie zablokowała jej całkowicie.
Zorganizowane grupy przestępcze nadal przez Rosję i Białoruś przemycają ludzi, którzy słono płacą za miraż lepszego życia na Zachodzie. W tym roku usiłowało nielegalnie dostać się do Polski już ponad 10 tys. migrantów z kilkudziesięciu krajów świata.
Wielu wpadło już przy wschodniej granicy, ale niektórzy docierają aż do Niemiec, które - jak sami przyznają - najczęściej stanowią cel ich podróży. Najwięcej migrantów odsyłanych przez Niemcy oraz inne kraje pochodziło z Iraku, Białorusi, Rosji i Afganistanu - i dotyczy to zarówno obecnego, jak i ubiegłego roku.
nczas.com |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.06.23 |
Pobrań: 26 |
Pobierz () |
19.06.2023 Rewolucja pożera własne dzieci |
Cieszy mnie afera związana z TVN-owskim satyrykiem Krzysztofem Daukszewiczem. Wiem, że brzmi to okropnie, ale ja nigdzie nie mam zamiaru kandydować i nie muszę szukać poklasku. Uważam to, co się stało, za pożyteczne dla społeczeństwa. To znakomita lekcja.
Daukszewicz oprócz tego, że jest wybitnym satyrykiem, to również przez długie lata był lojalnym żołnierzem UW-olstwa. Dzielnie stał na straży poglądów obowiązujących. Bardzo uważał, by nosa nie wychylić poza linię narzuconą przez Gazetę Wyborczą. Walił w wszystkich, którzy mieli odwagę mieć inne zdanie niż Michniki.
Powodowało to pewność bywania i uznania, ze szkodą dla talentu. Nie trzeba się było wysilać - wystarczyło co kilka dni pośmiać się z 500 plusów czy katoli. Artystycznie kiepsko to wyglądało, ale kasa na koncie się zgadzała.
Kilka tygodni temu myśląc, że jest poza anteną "Szkła Kontaktowego" powiedział mało śmieszne zdanie dotyczące mniejszości seksualnych. Mało śmieszne, więc doskonale wpisujące się w poziom programu. Ubodło to wpływowego Piotra Jaconia. Nie sądzę, by satyryk chciał przywalić w wielobarwne środowisko. Zapewne nie nadąża za nowymi mądrościami etapu. I nie wie z kogo i czego, nie wolno aktualnie żartować.
Żart spowodował infamię atlantyckiej kasty w mediach. Potraktowali go jak wroga. Nie dali mu szansy by się wytłumaczył i nie pozwolili mu by złożył samokrytykę. Został potraktowany tak, jak on traktował tych, którymi przez lata gardził.
To co obserwujemy to pierwszy etap narzuconej dyktatury "poprawności politycznej". Wszyscy odczujemy czym jest to szaleństwo - już w najbliższym czasie.
Dziś w jego obronie stają nieliczni - w tym satyryk Robert Górski. Napisał on między innymi: "W ramach niezgody na podobieństwo TVN24 do TVP Info, jako gość Szkła... (...) Stacja niszczy niewinnego człowieka i dlatego nie chcę tego wspierać swoją obecnością".
Ładnie, ale przecież Daukszewicz kreował ten system i zestaw obowiązujących poglądów w III RP. Rozsądni ludzie od dawna wiedzą, że obie formacje i ich media ścigają się w wzajemnej nienawiści. Tak McPolska zżera własne dzieci. I to mnie cieszy.
Czekam na kolejne odsłony liberalnej dintojry. Co jeszcze czeka sędziwego satyryka? Wór pokutny, pielgrzymka, samobiczowanie?
Łukasz M. Jastrzębski
https://myslpolska.info/
--------------------------
Noo, nie tylko polski Żyd Michnik uwziął się na katoli. Oto francuski rabin, Żyd, David Touitou mówił w 2013 r., że Europa zostanie wkrótce "najechana" przez islam i opisuje tę "inwazję" jako "doskonałą wiadomość" dla Żydów. Opowiada się również ów rabin za tym, by islam zastąpił chrześcijaństwo jako religia większościowa w Europie. Rabin twierdzi, że islam może być użyty jako "miotła Izraela", aby chrześcijaństwo zniknęło.
Czy Daukszewicz rozumiał trzydzieści lat temu do czego Polska zmierza? Mało kto rozumiał, a na pewno wiedział to Jaruzelski.
Możliwe, że Michnik przyganiał katolicki elektorat agenturze CIA.
Dzisiaj - Żyd Morawiecki z żydowskim zięciem Dudą bazują na tym elektoracie. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.06.23 |
Pobrań: 28 |
Pobierz () |
20.06.2023 Krótka uwaga o Królestwie Polskim, lekceważąco przez licznych Rodaków moich "Kongre |
16 czerwca 1815 roku, w rezultacie postanowień kongresu wiedeńskiego, w ramach unii personalnej z Rosją, powstało Królestwo Polskie. W dniu tej doniosłej rocznicy przypominamy naszym czytelnikom komentarz profesora Jacka Bartyzela na temat tego, wręcz zapomnianego państwa polskiego.
A. Jakubczyk
Link
To, co napisałem poniżej, będzie zwięzłym skonkludowaniem mojego stanowiska wyrażonego w sporze, który stoczyłem przypadkiem na Facebooku, wtrącając się zresztą w cudzą dyskusję. A brzmi ono tak.
W 1795 roku trzej zaborcy likwidując ostatecznie Rzeczpospolitą zobowiązali się między sobą uroczyście, że imię Polski jako państwa zostanie na zawsze wymazane z mapy świata, a żaden z nich nie przyjmie tytułu króla Polski do swojej tytulatury. Było to wydarzenie bez precedensu w prawie już tysiącletniej historii Europy (przyjmuję nieproblematyczne chyba datowanie jej początku w sensie politycznym od koronacji cesarskiej Karola Wielkiego w 800 roku). Przez ten czas oczywiście zlikwidowano odrębność niejednego królestwa, księstwa, hrabstwa, marchii, wolnego miasta etc., dokonując aneksji, inkorporacji, zwykłego zawłaszczenia, ale nigdy nie przekreślono jego istnienia, przeciwnie - włączano je nie tylko do terytorium, ale jak nowy klejnot, z dumą, do korony tytulatury nowego władcy.
Jednak zaledwie 20 lat później, w 1815 roku, na Kongresie Wiedeńskim, ci sami zaborcy, wraz z innymi jego uczestnikami, przekreślili tamtą decyzję, przywracając nazwę Polski, tworząc - wprawdzie terytorialnie kadłubowe, ale z własną konstytucją, sejmem i armią, z czysto polską administracją, sądownictwem, szkolnictwem wszystkich szczebli, Królestwo Polskie, a jeden z zaborców został nawet królem Polski, zaś jego pierwszy bezpośredni następca został ukoronowany w Warszawie przez Prymasa Królestwa Polskiego.
Że wszystkie te zdobycze w ciągu następnych dekad stopniowo straciliśmy, ale przynajmniej po części z własnej lekkomyślności, to inna sprawa. Lecz nawet w najgorszych czasach: rusyfikacji Priwislinskowo Kraju, potem obu okupacji i niewoli komunistycznej, już nigdy ta jedna rzecz: istnienie choćby nazwy "Polska" - choćby in potentia, w tytulaturze cesarzy rosyjskich po tym, jak wszelka odrębność została po 1874 roku zniesiona - jako podmiotu ius gentium nie zostało przekreślone.
Odtąd, Polska, mała czy duża, suwerenna czy nie, prześladowana czy wolna, upokorzona czy dumna, już nie była tylko wspomnieniem albo określeniem geograficznym. Ten stan rzeczy, w którym było inaczej, to znaczy, w którym nastąpiła niejako "dezontologizacja" Polski, trwał zatem tylko 20 lat. To, co najgorsze - zniknięcie w "czarnej dziurze" niebytu i niepamięci - zostało oddalone.
I dlatego nigdy nie przestanie mnie zdumiewać to, że tylu moich rodaków potrafi z taką pogardą i nienawiścią mówić o tym, tak czy inaczej wskrzeszonym, Królestwie Polskim. Nawet z bezwiedną niekonsekwencją, bo przecież jeśli było ono wrogie i "nielegalne", to naszych warg nie powinna "skalać" pieśń "Boże, co Polskę", skomponowana na cześć króla polskiego Aleksandra I i w oryginalnej wersji ze słowami "ojczyznę, króla, zachowaj nam Panie".
Ci, którzy pogardzają tym Królestwem, a jego królów uważają za "nielegalnych", z pewnością uważają się za patriotów i nie przeczę, że są nimi; niestety, ich patriotyzm nie zaleca się cnotami rozumu i roztropności. Za to zdają się mieć nieograniczone zapasy emocji czysto negatywnej, dawno temu już nazwanej "chorobą na Moskala".
Profesor Jacek Bartyzel
https://myslkonserwatywna.pl
--------------------------------
Polecam książki Lecha Mażewskiego a szczególnie "Rzeczpospolita 1 i pół" oraz "Powstańczy szantaż". |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 20.06.23 |
Pobrań: 29 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|