|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 4
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
29.06.2023 Psy wojny - raz jeszcze |
Niedawno na portalu Myśl Polska ukazał się artykuł pt. "Niewypowiedziana wojna", w którym autor opisał udział polskich najemników w ataku na terytorium Federacji Rosyjskiej i próbował ustalić czy polskie "psy wojny" działają pod patronatem RP czy nie.
Link
Logo Polskiego Korpusu Ochotniczego
Zostało postawione pytanie czy członkowie "Polskiego Korpusu Ochotniczego" uzyskali formalną zgodę od warszawskiego rządu, co według autora ma być kluczową przesłanką, by uznać lub odrzucić odpowiedzialność III RP. Jest to tylko część prawdy.
Majestat bezprawia
Są przesłanki, żeby stwierdzić, iż RP nie wydawała nikomu zgody na udział w siłach zbrojnych Ukrainy. Jednocześnie nie ma najmniejszej wątpliwości, że III RP w majestacie prawa, a właściwie bezprawia, o czym poniżej, popiera i identyfikuje się ze wszystkimi Polakami nielegalnie walczącymi po stronie Ukrainy. Podkreślam, że pisząc III RP mam na myśli całą sejmową klasę polityczną od Lewicy po Konfederację - może z małymi wyjątkami. Na tym właśnie polega perfidia tej sytuacji, że prawo jest łamane zarówno przez koalicję rządzącą, jak też przez tych, którzy mają na sztandarach "Konstytucja" i samozwańczo mianowali się obrońcami praworządności.
Gdyby jacyś polscy obywatele wstąpili do Grupy Wagnera, nie uzyskując przed tym stosownych zezwoleń z Ministerstwa Obrony Narodowej, to oczywiście Rzeczpospolita Polska z całą swoją mocą ukarałaby przestępców. Celowo użyłem określenia "wstąpili", a nie np. walczyli w Grupie Wagnera, bo przestępstwo określone w art. 141 k.k. ma charakter formalny i nie jest ono uzależnione od wystąpienia jakiegokolwiek skutku. Jest ono spełnione już z chwilą przyjęcia przez sprawcę (obywatela polskiego) obowiązków wojskowych w obcym wojsku lub w obcej organizacji wojskowej bez zgody właściwego polskiego organu (§ 1) lub obowiązków w wojskowej służbie najemnej zakazanej przez prawo międzynarodowe. Oczywiście jest to przestępstwo ścigane z urzędu, co znaczy, że zaniechanie ścigania jest przestępstwem niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego.
Nie prawo, lecz sejmowa wola polityczna
W przypadku polskich "psów wojny" walczących po stronie ukraińskiej mamy bez wątpienia do czynienia z zaniechaniem ścigania tych przestępców. Prokuratorzy nie mogą się tłumaczyć, że nie wiedzą o tym procederze i jego skali, albowiem jest to wiedza powszechna. Proceder trwa od roku 2014, a w 2022 roku przybrał na sile. Z najemnikami przeprowadzane są długie wywiady na różnych kanałach TV, opisuje ich wiele tytułów prasowych nazywając "polskimi żołnierzami" i "bohaterami" - co jest aberracją. W przypadku śmierci takiego człowieka często jest on żegnany przez władze RP.
Oczywiście ci prokuratorzy, którzy nie dopełnili swoich obowiązków (231 kk) mają swoich przełożonych, którzy także kogoś nad sobą mają. Jest wielce prawdopodobne, że ci prokuratorzy nie dopełnili swoich obowiązków, bo ich szefowie udaremniają im wszczęcie postępowania karnego, czyli zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa poplecznictwa (239 kk). Ci szefowie też nie działają w próżni, tylko w realiach politycznych III RP, która jak widać na tym przykładzie, nie jest już państwem prawnym określonym w art. 2 Konstytucji RP.
W naszych realiach państwowych nie prawo, a wola polityczna ma pozycję nadrzędną. Przecież cała sejmowa klasa polityczna ma gdzieś, że nikt nie ściga nielegalnie walczących po stronie ukraińskiej polskich najemników. Zarówno przez "kaczystów", jak też "obrońców konstytucji", prawo jest traktowane przedmiotowo i jest narzędziem do osiągania celów politycznych. To nie prawo wyznacza im zakres i zasady działania, co nakazuje Konstytucja, a wprost przeciwnie. To oni wyznaczają kiedy i w jakim zakresie prawo ma działać, a kiedy jest "wyłączone".
Takich praktyk nie było nawet w najmroczniejszym okresie PRL. Po ośmiu latach, gdy liczba walczących Polaków po stronie Ukrainy gwałtownie wzrosła, posłowie wszystkich partii zaczęli histerycznie szukać rozwiązania tego problemu. W grudniu 2022 roku do Sejmu trafił poselski projekt abolicji dla osób walczących po stronie ukraińskiej, pod którym podpisali się przedstawiciele wszystkich klubów oraz kół Polska 2050 i PPS (poza Konfederacją). Nie jest to niestety projekt abolicji tylko nieudolna próba zmiany treści części art. 141 kk z naruszeniem zasady lex retro non agit (prawo nie działa wstecz), ale po kolei.
Co to jest abolicja
Abolicja to akt prawny, ustawa, w oparciu o którą odstępuje się od ścigania określonych, popełnionych przestępstw, jak też umarza się postępowanie przygotowawcze i sądowe, nawet po ogłoszeniu wyroku, ale przed jego uprawomocnieniem. Abolicja może dotyczyć tylko i wyłącznie już popełnionych przestępstw. Abolicja nie powoduje zalegalizowania przestępstwa, a także nie zmienia jego kwalifikacji prawnej. Jest to jednorazowe anulowanie kary osobom, które popełniły czyn karalny w pewnym ściśle określonym czasie.
Projekt poselski określił tylko datę początkową - 20 lutego 2014 roku, po której odstępuje się od ścigania, ale nie określił daty końcowej. Według takiego zapisu nie powinno się ścigać także sprawców czynów, które dopiero zostaną popełnione w dowolnej przyszłości. Zatem nie jest to żaden projekt abolicji tylko prymitywna próba zalegalizowania przestępstw już popełnionych i tych, które zostaną popełnione.
Czy ci posłowie którzy złożyli ten projekt są tak merytorycznie słabi, że podpisali się pod takim potworkiem prawnym, czy tak leniwi, że nie zbadali co podpisują - pozostaje nierozstrzygnięte. A może ani jedno ani drugie, tylko są po chamsku cwani, bo wiedzą, że wytresowany lud zaakceptuje każdą ich głupotę, pod warunkiem, że będzie ona szkodziła Rosji. W takim brzmieniu z mocy prawa ten projekt musi być odrzucony w pierwszym czytaniu. Nie będzie on jednak póki co procedowany bo został wrzucony do "zamrażarki", nie z przyczyn merytorycznych tylko z powodu animozji wewnątrz PiS.
Link
Opozycja udaje przywiązanie do Konstytucji
Jedyna zaletą tego projektu jest to, że nasi "mężowie stanu" publicznie ujawnili, iż wojna trwa od 2014 roku, a polscy obywatele uczestniczą w niej od początku. Ujawnili też, że władze o tym wiedziały od dziewięciu lat i łamały prawo, nie ścigając tych przestępców.
Że do lutego 2022 taki stan rzeczy był dla polskich władz do zaakceptowania, bo skala procederu nie była zbyt wielka i można było to potem "zamieść pod dywan". Ponad rok temu "mleko się rozlało" i ujawniło się tylu ukraińskich patriotów z polskim obywatelstwem gotowych ginąć na stepach Ukrainy, że ukraińscy patrioci z Wiejskiej mają teraz nie lada problem.
Elektorat to widzi i póki co akceptuje. Ale czy będzie akceptował w nieskończoność? Czy dojdzie wreszcie do "Janów Kowalskich", że cała klasa polityczna ma ich za idiotów? Bo jak inaczej opisać zachowanie posłów Lewicy czy PO którzy jednego dnia drą mordę "Konstytucja!", a na co dzień razem z PiS łamią tą Konstytucję, akceptując, że nie ściga się wybranych sprawców przestępstw bo taka jest decyzja polityczna. Posłowie opozycyjni takim zachowaniem demoralizują obywateli jeszcze bardziej niż PiS. PiS nikogo nie gra, on taki jest. Natomiast posłowie opozycji grają szlachetnych i praworządnych, lepszych niż ogół obywateli.
Widać wyraźnie, że polscy najemnicy są chronieni przez polityków, którzy pozwalają im łamać prawo. Dlatego też cała polska klasa polityczna, co najmniej politycznie, odpowiada za poczynania naszych "zuchów" na Ukrainie i prędzej czy później zostanie im wystawiony za to rachunek. Ale póki co Agnieszka Romaszewska jest z nich dumna, chwaląc na Twitterze: "Chyba nikt nie jest w stanie zjednoczyć Polaków - już tylko Moskale...".
Na razie ludzie patrzą na ten teatrzyk i biją brawo. Pytanie jak długo jeszcze?
Cezary Michał Biernacki
https://myslpolska.info/
--------------------------------
Po dwóch latach bezprawia kowidowego i celowego testowania, jakim kolejnym bezprawnym idiotyzmom oraz notorycznym łamaniu prawa przez władzę Polacy poddadzą się bez szemrania? Chyba nic już nie powinno dziwić. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 29.06.23 |
Pobrań: 26 |
Pobierz () |
29.06.2023 Karierowicz - Orkiestra - Niedzielski już przygotowany na rządy Platformy? |
Czyżby już myślał o kolejnej fusze na wypadek zwycięstwa totalniaków?
Parę dni temu minister Niedzielski zamieścił na Twitterze wpis, który dość wyraźnie wpisuje się w lewicowo liberalną tendencję do otwarcia w Polsce drogi do przyzwolenia na wykonywanie aborcji na życzenie.
"Każda kobieta w tym kraju, w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia ma prawo do przerwania ciąży. Te dwa warunki powinny być traktowane rozłącznie. Zdrowie jest szeroko definiowane. Chodzi zarówno o zdrowie fizyczne, jak i psychiczne."
Mówiąc po ludzku i wprost: Jeżeli Szanowną Panią stresuje ciąża (ciekawe, czy może nie stresować?) to jest ona tym samym dla Szanownej Pani zagrożeniem dla zdrowia psychicznego, a zatem zapraszamy na aborcję.
Na sprawę zwrócili m.in. uwagę nieoceniony Jerzy Karwelis, autor bloga Dziennik zarazy [Niedzielski - minister wcale nie "jednej choroby". Tak rozszerzona praktyka dozwolonych przyczyn aborcji stanowi właściwie wprowadzenie aborcji na życzenie.] oraz dr Paweł Basiukiewicz, który podaje także interesujące dane [Morderczynie swych dzieci: "Bo psycha mi wysiada..."] z Wielkiej Brytanii, gdzie "zdrowie psychiczne" stało się pretekstem wręcz masowej likwidacji istnień ludzkich na etapie prenatalnym. Otóż w 2021 roku niemal wszystkie aborcje zostały dokonane tam z powodu ?domniemanego zagrożenia dla zdrowia psychicznego matki".
"98% wszystkich aborcji (209 939) zostało przeprowadzonych w następującym wskazaniu: "ciąża NIE przekroczyła 24 tygodnia i kontynuacja ciąży wiązałaby się z większym niż w przypadku przerwania ciąży ryzykiem uszczerbku na zdrowiu fizycznym lub psychicznym ciężarnej."
99,9% z spośród wymienionych wyżej 98% zostało przeprowadzonych na podstawie domniemanego zagrożenia dla zdrowia psychicznego matki (ICD10: F99 - zaburzenie psychiczne inaczej nieokreślone)."
Karierowicz Niedzielski, choć na tę chwile otrzymał już biorące miejsce na listach wyborczych PiS, myśli, jak widać, perspektywicznie. Swoją drogą plątać po instytucjach rządowych zaczęło się toto w czasach Włodzimierza Cimoszewicza w 1996.
Ale w tym miejscu oddajmy głos z kolei blogerowi Matce Kurce, który na swoim blogu Kontrowersje.net krótko opisał karierę tej postaci:
"Poniżej przedstawiam CV Adama Niedzielskiego i z puszczoną szczęką oświadczam, że czegoś takiego dawno nie widziałem, aby ekspert rządowy pasował do wszystkich rządów, w tak wielu departamentach i spółkach państwowych. Wydaje mi się, że to absolutny rekord i polecam lekturę najwyższej uwadze, ponieważ robi gigantyczne wrażenie
Adam Niedzielski karierę zaczął za czasów rządów Włodzimierza Cimoszewicza, w 1996 roku trafił do Departamentu Polityki Finansowej i Analiz Ministerstwa Finansów, gdzie zajmował się analizą makroekonomiczną i długiem publicznym. Stanowisko utrzymał przez dwa lata, a od 1997 roku jego szefem był Jerzy Buzek. Od 1998 roku kariera Niedzielskiego nabrała wyjątkowego tempa i człowiek orkiestra okazał się niezbędny na kilku stanowiskach jednocześnie. Pracował w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową (1998?2004), w Katedrze Teorii Ekonomii i Polityki Wyższej Szkole Handlu i Finansów Międzynarodowych (1999?2007), a w latach 2002?2007 był doradcą ekonomicznym w Najwyższej Izbie Kontroli, gdzie prowadził analizy dotyczące kontroli finansowych i wykonania budżetu państwa. Wszystko to działo się za kolejnych rządów: Jerzego Buzka, Leszka Millera, Marka Belki, Kazimierza Marcinkiewicza, Jarosława Kaczyńskiego. Gdy nastały światłe rządy Donalda Tuska, wszędobylski Adam Niedzielski trafił do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, gdzie do 2013 roku był dyrektorem Departamentu Finansów Zakładu oraz Departamentu Kontrolingu.
W 2016 roku, premierem Polski była Beta Szydło, a ministrem sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, wówczas nasz bohater Adam Niedzielski został dyrektorem Departamentu Strategii i Deregulacji oraz Departamentu Strategii i Funduszy Europejskich w Ministerstwie Sprawiedliwości. W tym samym roku nastąpił spektakularny powrót Niedzielskiego do ZUS, na początek w roli doradcy prezesa tej instytucji, ale już 23 listopada został dyrektorem generalnym w Ministerstwie Finansów. 12 lipca 2018, za rządów Mateusza Morawieckiego, minister zdrowia Łukasz Szumowski, powołał Adama Niedzielskiego na wiceprezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. 18 lipca 2019 ten sam Łukasz Szumowski, tego samego Adama Niedzielskiego awansował na pełniącego obowiązki prezesa NFZ, by 10 października uczynić prezesem. Wreszcie 20 sierpnia 2020 roku, Leonardo da Vinci naszych czasów, na mocy decyzji Mateusz Morawieckiego, został ministrem zdrowia i na tym stanowisku, niestety, zasiada do dziś.
Jak widać z przedstawionego CV, genialny człowiek, niezastąpiony od 24 lat, kolejno przetrwał rządy: Włodzimierza Cimoszewicza, Jerzego Buzka, Leszka Millera, Marka Belki, Kazimierza Marcinkiewicza, Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. W tym czasie Niedzielski był ekspertem: NIK, ZUS, PZU, NFZ, Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Zdrowia. Skoro już wiemy z jaką wybitną postacią mamy do czynienia to pora sobie odświeżyć pamięć i przypomnieć, jakie to spektakularne sukcesy odniosły instytucje, w których przez lata pracował Niedzielski? Która z jego "strategii", bo on zawsze był od analizy i strategii, doprowadziła do fantastycznego funkcjonowania ZUS albo NFZ? A może jakakolwiek próba wysilania pamięci, to czysty masochizm, ponieważ gołym okiem widać, że mamy do czynienia z pospolitym karierowiczem od wszystkiego i niczego, który z zawodu jest dyrektorem? O ile przyjmiemy do wiadomości tę oczywistą recenzję, to musimy zdać sobie sprawę, że ostatnim etapem kariery Niedzielskiego jest Ministerstwo Zdrowia i w tym przypadku jego ignorancja oraz kabotyństwo masowo zabijają ludzi!"
Co do mnie, uprzejmie wyjaśniam, że postać Niedzielskiego (obok podobnych zresztą innych "niezatapialnych" tego rodzaju indywiduów w rządzie Morawieckiego) jest dla mnie jedną z głównych przyczyn, dla których nie zamierzam już głosować na PiS w nadchodzących wyborach.
Chatar Leon 29-06-2023
https://naszeblogi.pl/66852-karierowicz-niedzielski-juz-przygotowany-na-rzady-platformy |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 29.06.23 |
Pobrań: 28 |
Pobierz () |
30.06.2023 Dość giedroyciowego romantyzmu |
Rozjazd pomiędzy nastawieniem rządzących a nastrojem dużej grupy Polaków w sprawie relacji z Ukrainą i pozycji Ukraińców w Polsce jest coraz większy. Punkty na tym zarabia Konfederacja.
Podczas niedawnej wizyty we Wrocławiu usłyszałem następującą opowieść. (Zaznaczam, że nie była to opowieść relacjonowana z drugiej ręki, czyli na zasadzie "sąsiadka usłyszała, że pani Gienia z warzywniaka ma kuzyna, który jej opowiadał..." lub "przeczytałem w internecie" - tego typu relacje z zasady odrzucam. Rzecz dotyczyła konkretnej osoby, z konkretnym imieniem i nazwiskiem, pracującej w konkretnym miejscu, a opowiadający był tej osoby najbliższym krewnym.)
Młoda nauczycielka w jednej z wrocławskich szkół ma w klasie kilkoro dzieci ukraińskich. Część z tych dzieci odmówiła nauki języka polskiego i porozumiewania się w tym języku. Jakie były tego przyczyny - tego nie wiem. Zakładałbym, że zapewne nieidentyczne we wszystkich przypadkach, być może psychologiczne. Jeden z uczniów wyjaśnił, że nie zamierza uczyć się polskiego, ponieważ wkrótce wróci na Ukrainę.
Problem w tym, że na nauczycieli zaczęła naciskać dyrekcja szkoły, aby tych uczniów koniecznie klasyfikowali. Pytanie brzmi, jak nauczyciel ma klasyfikować ucznia, który nawet nie to, że ma problemy z polskim, ale po prostu świadomie odmawia mówienia w języku, w którym prowadzona jest nauka? Można to zrobić tylko poprzez manipulację i maksymalne nagięcie, a właściwie złamanie zasad, co oczywiście oznacza, że poszkodowani stają się polscy uczniowie, bo ich oceny powinny zostać relatywnie podniesione. Zakładam, że nie jest to jednostkowy przypadek, ale przeciwnie - wzór powtarzający się w wielu miejscach.
Od osoby zajmującej się badaniem opinii publicznej usłyszałem, że przebywający w Polsce Ukraińcy - jest to wniosek z przepytywania respondentów - coraz częściej domagają się obsługiwania ich w języku ukraińskim, a gdy słyszą odmowę, stają się nieprzyjemni. Ma to być jedna z przyczyn pogarszającego się nastawienia Polaków do ukraińskich uchodźców.
Grzegorz Płaczek, założyciel i prezes Fundacji Nowe Spektrum oraz kandydat Konfederacji ze Śląska w nadchodzących wyborach, opisał sytuację, gdy 7-letnia Polka nie została przyjęta na półkolonie w Katowicach, ponieważ pierwszeństwo miały dzieci z Ukrainy. Rozmawiałem z Grzegorzem Płaczkiem, aby tę wiadomość zweryfikować. Ze zrozumiałych powodów nie podaję tutaj nazwy instytucji organizującej półkolonie oraz je finansującej (to także kwestia rodziców dziecka, którzy chcą uniknąć kłopotów), natomiast zapewniam, że fakty są niezaprzeczalne i twarde. Dziewczynka znalazła ostatecznie miejsce gdzie indziej, natomiast Płaczek skierował w tej sprawie zapytanie między innymi do pełnomocnika rządu do spraw równego traktowania (w zakres jego kompetencji wchodzą także sprawy walki z nierównym traktowaniem w związku z obywatelstwem czy narodowością).
Przypomina mi to słynną historię z trójmiejskiego domu dziecka, która wciąż przypominana jest w formie zarzutu wobec mnie ("Czy wyjaśnił pan już, z którego domu dziecka chciano wyrzucić polskie dzieci, żeby zrobić miejsce dla ukraińskich, ha ha?"). Gdyby tylko zadający w kpiącym tonie te pytania zadali sobie odrobinę trudu, wiedzieliby, że owszem, dawno już przedstawiłem w swoim wideoblogu tyle faktów w tej sprawie, ile uznałem wówczas za stosowne, tak aby nie wywoływać napięć wokół placówki i Bogu ducha winnych dzieci. Dziś mogę doprecyzować ? bo minęło już wystarczająco wiele czasu - że chodziło o placówkę opiekuńczo-wychowawczą nr 3 przy ulicy Druskiennickiej 38 w Gdyni. Odpowiedź, jakiej udzielił mi wtedy organ prowadzący, czyli gdyński samorząd, przedstawiłem we wspomnianym wideoblogu. Sprawą zajmowała się także wiceminister Barbara Socha z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Tymczasem wysłaniem kolejnej porcji uzbrojenia dla ukraińskich służb pochwalił się pan minister Mariusz Kamiński - postać wyjątkowo w polskiej polityce patologiczna. Przypomina się ostatnio - i słusznie - że to właśnie Mariusz Kamiński był gorącym zwolennikiem sprowadzania do Polski Czeczenów w okresie wojny tego kraju z Rosją, tylko dlatego, że właśnie z Rosją walczyli. Już tamta jego postawa wskazywała na widzenie tunelowe i niezdolność do uwzględnienia szerszego obrazu. Po pewnym czasie okazało się, że obecni w Polsce Czeczeni stali się ogromną uciążliwością dla społeczności, w których ich osadzono, a na dodatek pojawiły się wątki terroryzmu islamskiego. Sama Czeczenia parę lat temu była jednym z największych źródeł rekrutacji dla Państwa Islamskiego.
W czasie obecnej fazy wojny ukraińsko-rosyjskiej pan Kamiński stał się inicjatorem, a następnie operatorem pokaźnej części ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie przeciwdziałania wspieraniu agresji na Ukrainę oraz służących ochronie bezpieczeństwa narodowego z kwietnia 2022 r., na podstawie której kierowane przez niego ministerstwo może całkowicie uznaniowo i bez kontroli sądowej wpisywać na listę sankcyjną dowolne firmy, jedynie na podstawie mglistych domniemań o powiązaniach z Rosją. To znakomity instrument do niszczenia konkurencji zagrażającej przedsiębiorstwom dobrze żyjącym z władzą i do odgórnych interwencji w rynek, którego stosowanie przez MSWiA aż się prosi o sprawdzenie choćby przez Najwyższą Izbę Kontroli.
To również za sprawą płynących z resortu pana Kamińskiego poleceń służby zaczęły podejmować działania budzące ogromne wątpliwości co do swojej legalności, takie jak nękanie przez policję amatorów kolei za robienie zdjęć pociągów (pisałem o tym kilkakrotnie w Salonie24).
Co teraz zapowiedział Mariusz Kamiński? Po pierwsze - przekazanie (oznacza to podarowanie, nie sprzedaż) Gwardii Narodowej Ukrainy, ukraińskiej policji oraz służbie granicznej tysięcy sztuk broni (określanej jako karabiny maszynowe) oraz milionów sztuk amunicji. Po drugie - przewożenie rannych funkcjonariuszy pociągiem sanitarnym do Polski i umieszczanie ich w szpitalu MSWiA. Po trzecie - przekazywanie sprzętu medycznego nieokreślonego rodzaju i w nieokreślonej ilości. Oczywiście tradycyjnie nie dowiadujemy się, ile ta pomoc będzie kosztować polskiego podatnika ani o ile zmniejszy się dostępność miejsc dla polskich pacjentów w szpitalu MSWiA w związku z przyjmowaniem rannych z Ukrainy.
Najnowsza tura badań na temat percepcji uchodźców, prowadzonych systematycznie od początku 2022 r. przez zespół z Uniwersytetu Warszawskiego pod kierownictwem dr. Roberta Mirona Staniszewskiego (w najbliższy czwartej wywiad z dr. Staniszewskim na moim kanale YT) pokazują, że w maju i czerwcu wyraźnie bardziej krytyczne stały się opinie na temat dodatkowej pomocy udzielanej Ukrainie oraz ukraińskich uchodźców. Nie oznacza to radykalnie antyukraińskiego zwrotu, lecz rosnący sprzeciw wobec pomocy innej niż "dyplomatyczna" oraz coraz wyraźniejsze zaznaczanie takich cech uchodźców z Ukrainy jak roszczeniowość.
Zarazem zbliża się 80. rocznica rzezi wołyńskiej - bez jakichkolwiek zapowiedzi konkretnych kroków ze strony ukraińskiej czy polskiej, a na dodatek trwa spór o import produktów rolnych z Ukrainy.
Co łączy wszystkie te kwestie, należące przecież do różnych sfer? Najkrócej mógłbym to skomentować, pisząc: a nie mówiłem? Już późną wiosną ubiegłego roku wskazywałem, że skutkiem namolnej propagandy, wymuszania proukraińskiego stanowiska, zamilczania potencjalnych oraz już istniejących problemów będzie nagromadzenie napięcia i rosnący rozdźwięk pomiędzy oficjalną linią polityczną a sentymentami dużej grupy obywateli. Tego właśnie jesteśmy świadkami.
To jednak nie jest problem Rzeczypospolitej, ale obozu władzy. To ich poczynania rozjeżdżają się coraz mocniej z odczuciami sporej części obywateli, przy okazji dodając punktów Konfederacji, bo ta partia jako jedyna zaprezentowała w tej sprawie klarownie odrębny kurs. Wydaje się także, że przestał już działać argument "ad onucum" - zgrał się po prostu i stał się częścią beztreściowego politycznego jazgotu, który większość puszcza mimo uszu. Jest jak szum deszczu.
Problemem Polski jest natomiast, że ta polityka ma swoje konsekwencje również dla całego państwa. Te fragmenty - drobne wydarzenia, składające się na ogólne poczucie uprzywilejowania obcych obywateli kosztem obywateli polskich oraz bezwarunkowe zaangażowanie polskiego państwa nawet wtedy, gdy jasne jest, że druga strona nie zamierza odwzajemniać tych gestów w żadnej istotnej dziedzinie - wszystko to pozycjonuje Polskę jako państwo, które nie jest w stanie zatroszczyć się o własny interes. Które znowu ulega wpływom i naciskom innych, a w ich grze jest traktowane jako pionek.
W tym samym czasie Budapeszt blokuje kolejną transzę unijnego Funduszu na Rzecz Pokoju (skądinąd przewrotna nazwa dla funduszu służącemu finansowaniu zbrojeń) w wysokości pół miliarda euro, przeznaczonego na uzbrajanie Ukrainy. Warunkiem zniesienia blokady jest wykreślenie węgierskiego banku OTP, mającego na Ukrainie niemałą sieć placówek, z listy podmiotów wspierających rosyjską agresję, co realnie utrudnia jego działalność na Ukrainie. Bank znalazł się na tej liście z powodów oczywiście najściślej politycznych.
To prawda, że Polska jest w innej sytuacji niż Węgry, natomiast tylko ślepiec mógłby nie dostrzec dwóch rzeczy. Po pierwsze - że coraz wyraźniej widać, jak wiele mamy z Ukrainą interesów rozbieżnych (choć wciąż łączy nas ten podstawowy: powstrzymanie Rosji). Po drugie - że aby je chronić, powinniśmy jak najszybciej skończyć z polityką giedroyciowego wzmożonego romantyzmu i zacząć uprawiać pragmatyczną politykę transakcyjną. Taką, jaką uprawiają Węgry. Oraz sama Ukraina.
Łukasz Warzecha |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 30.06.23 |
Pobrań: 23 |
Pobierz () |
30.06.2023 Co z tą Polską...? |
Każde z Nas powinno zadać sobie to pytanie i odpowiedzieć na inne, czy zgadzam się na to, co się z Polską i Polakami obecnie dzieje. Zgadzamy?
Komu potrzebna jest Polska? - pytał ponad 30 lat temu przenikliwy Stefan Kisielewski. I odpowiadał sam sobie.
"Na pytanie tytułowe odpowiem na razie krótko: potrzebna jest mnie, to wiem na pewno (...) Niepotrzebne mi jest natomiast ani Księstwo Warszawskie, ani Królestwo Kongresowe, ani Generalne Gubernatorstwo. Niepotrzebna mi też Polska Jagiellonów czy Wazów, z Litwą, Białorusią i Ukrainą. Niepotrzebna mi nawet (choć ją kochałem) Polska 20-lecia, suwerenna od absurdu, lecz wciąż zagrożona tajemniczością czy nieufnością sąsiadów, brakiem europejskiej równowagi, zaś od środka niechęcią mniejszości ukraińskiej czy niemieckiej. Mimo też, że była to Polska z naszymi ulubionymi historycznymi miastami Wilnem i Lwowem. Potrzebna mi jest Polska dzisiejsza, ze Szczecinem, Wrocławiem, Opolem. Polska o logicznych granicach, z morzem, ze spławnymi rzekami, z obfitym rolnictwem, Polska nierozdwojona czy roztrojona wewnętrznie, Polska zdolna do życia w bogatej Europie. Polska, która nie byłaby ani "pawiem i papugą" narodów, ani Chrystusem narodów, ani tylko sercem, jak u Wyspiańskiego (...)"
To fragment jednego z najważniejszych tekstów dotyczących III RP. Zatrzymajmy się chwilę nad fragmentem "Niepotrzebna mi nawet (choć ją kochałem) Polska 20-lecia, suwerenna od absurdu, lecz wciąż zagrożona tajemniczością czy nieufnością sąsiadów, brakiem europejskiej równowagi, zaś od środka niechęcią mniejszości ukraińskiej czy niemieckiej"
Co dzisiaj obserwujemy? Recydywę II RP z jej wszystkimi niedoskonałościami i wadami. Bardziej przejaskrawioną, koślawą, komiczną. Rację miał Karol Marks pisząc "Hegel powiada gdzieś, że wszystkie wielkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa". Obserwujemy farsę.
II wojna światowa była potężnym ciosem dla naszego narodu. Ale wszyliśmy z niej jako zwycięzcy. Mieliśmy logiczne i bezpieczne granice. Dzisiaj tak już nie jest. Nasza szaleńcza prometejska polityka, potrząsanie szabelką i pohukiwania na sąsiadów ze Wschodu i Zachodu sprawiły - że musimy nasze bezpieczeństwo pokładać u zamorskich sojuszników. Powróciła wiara w pakty i sojusze jak w II RP. Znów otacza nas nieufność sąsiadów. Czy nie przypomina to Wam sanacyjnej Polski?
Te wszystkie fantasmagorie o suwerenności, niezależności, bezpieczeństwie, dostatku i naszym miejscu w Europie są satyryczną kalką operetkowej mocarstwowości z okresu II RP. Krzyczący o suwerenności prezydent Duda brzmi niczym marszałek Rydz-Śmigły, krótko przed wrześniową tragedią. We wrześniu 1939 roku po licznych klęskach naszej armii, wychodziły gazety informujące o polskich sukcesach wojennych i bombardowaniu Berlina. Czy obecne media nie przypominają wam propagandy przedwojennej Polski?
Polska z woli losu, tragedii ludobójstwa czasu wojny i działań powojennych Związku Radzieckiego stała się państwem prawie jednoetnicznym. Nie mieliśmy prawie żadnych problemów narodowościowych. Dzięki temu uniknęliśmy tragicznej sytuacji Jugosławii po rozpadzie bloku wschodniego. Dzisiaj Polska już taka nie jest. Obawiam się że czas "miesiąca miodowego" minie, pozostaną niespełnione obietnice i poczucie krzywdy. Czy nie przypomina Wam to problemów sanacyjnej Polski?
Do tego doszły w III RP prawie wszystkie bolączki II RP - łamanie Konstytucji, lekceważenie prawa, pęd ku dyktaturze, marginalizacja i kryminalizacja opozycji, powszechna cenzura, rządy styropianowej koterii, instrumentalne traktowanie Kościoła, stosunek do Cerkwi, obrzydliwa i prymitywna propaganda rządowa, przerost administracji, łapówkarstwo, wszechwładza obcych koncernów, oparcie władzy o wiernych towarzyszy z przeszłości - a nie umiejętności i kompetencje, pomnikomania. Działalność tajnych a wpływowych stowarzyszeń została zastąpiona działaniami różnorakich fundacji. Do tego doszła nauka myślenia insurekcyjnego, uwielbienie i sakralizacja powstań, krzykliwy i teatralny patriotyzm ...
Spoiwem II RP był mit czynu legionowego, spoiwem III RP jest mit smoleński. Nie chce przesadzić z porównaniami, ale Piskorski przesiedział ładnych parę lat w III RP. Witos i Korfanty sporo wycierpieli w II RP. Warto przypomnieć sobie tajemniczą śmierć generała Włodzimierza Zagórskiego, i porównać ją do dziwacznej śmierci lidera Samoobrony Andrzeja Leppera.
Doczekaliśmy się nawet swojego bożka, tyle że ten z II RP mieszkał w Sulejówku, a nasz na Żoliborzu. Poszło to nawet dalej, bo mamy żywego Prezesa i Prezydenta 1000-lecia na Wawelu. W tym samym czasie. W II RP było to podzielone na dwa etapy.
II RP to zdelegalizowana partia komunistyczna i nacjonalistyczna. W III RP podjęto próbę delegalizacji partii komunistycznej (KPP), jak i prześladowania opozycji nacjonalistycznej (Kamraci). I nie chodzi to o zgodę lub niezgodę z ich poglądami - tylko o sam fakt! Nawet tutaj kalka.
Te porównania oczywiście są przesadzone. Ale pamiętajmy o słowach Marksa o farsie. Co nas jeszcze czeka - obawiam się, że nowa klęska wrześniowa. Mam nadzieję, ze się bardzo mylę.
Łukasz Marcin Jastrzębski
myslpolska.info
--------------------------------
- No... czyli tradycyjnie, albo my ich wykopiemy od koryta, albo oni nas pozbawią wszystkiego. Manipulowanie koło Konstytucji w temacie przejmowania majątków za "szpiegostwo" to początek.
To co wybieracie? My, czy oni?
- O nic się nas Polaków nikt nie pyta, jesteśmy ubezwłasnowolnioną kupą najgorszych cech ludzkich... Kisiel jako artysta, mógł sobie lirycznie coś tam pobrzdąkiwać, ale prawda jest prosta i brutalna: polin eins miało służyć za bezpiecznik syjonistycznych interesów na wschodzie i polin zwei ma być tym samym. Okres PRLu był jedynie taką pieredyszką... Jako słudzy Żydów a obecnie Ukraińców możemy sobie "wybierać" i "potrzebować" co tam chcemy, ale to inni policzą te nasze głosy.
- Wybory to tylko teatr dla naiwnych gojów. Kogokolwiek się nie wybierze to będą to tylko polityczne marionetki realizujące interesy obcych, bo od 2002 r. nie ma Polski ale jest korporacja Poland Republic Of zarejestrowana w USA. Pomijam już tu kwestię uczciwości wyborów, a raczej braku tejże uczciwości co wykazał już dawno Tadeusz Cichocki i opisał w swoim tzw. dekrecie Cichockiego. Kto ciekaw niech poczyta jaką farsą są wybory.
I to rozkazy z USA wykonują te marionetki polityczne czy będą one mieć szyld PiS, PO, lewicy czy jakiś inny, Niemcy są pod okupacją USA do 2099 r. - tajna umowa z 1949 r. - której skan jest tutaj:
Link
więc Tusk wykonując rozkazy Niemców wykonuje tak naprawdę rozkazy USA.
Poza tym państwa dzisiaj są jedynie fasadą dla zmyłki nas tzw. obywateli. Faktycznie nie ma państw tylko korporacje i obszary powiernicze a wszystko jest handlem. Jest to zapisane w Karcie Narodów Zjednoczonych (art. 75 i 85), rozdział XII art. 78 co prawda mówi o tym, że obszary powiernicze nie mają zastosowania do krajów - członków ONZ bo tu stosunki odbywają się na poszanowaniu zasady suwerenności, ale przecież każdy myślący widzi, że Polska suwerenna nie jest, podobnie jak większość krajów na świecie - każdy kraj z bankiem centralnym będącym własnością prywatną Rothschildów w tym FED w USA suwerenny nie jest).
Link To nie jest tajne. Jest to powszechnie dostępne tylko po prostu nikt nas o tym nie informuje, w szkołach nie uczą. Nie wiemy, że wszystko obecnie opiera się na tzw. Trustach. Ostatni Trust został zawarty na 99 lat w 1926 r. (przewrót majowy gdzie Rothschildowie przejęli kontrolę nad NBP i podażą pieniądza w Polsce) i wygasa on w 2025 r. Inne takie Trusty też się kończą i toczy się teraz walka o to jakie będą nowe Trusty. Dlatego tak się na świecie gotuje. My jesteśmy zaś traktowani tak jak pisze sal2 - jak ubezwłasnowolnione bydło które nie ma nic do gadania i ma być po prostu wołami roboczymi czyli jak to się teraz pięknie nazywa kapitałem ludzkim albo zasobem ludzkim. Każdy taki pojedynczy "zasób ludzki" ma akt urodzenia który jest instrumentem handlowym na giełdzie. Dlatego oryginału nigdy się nie dostanie (jest najprawdopodobniej na Wall Street 55). Staliśmy się tym zasobem ludzkim (jakby ludzkim bydłem roboczym) tzw. państwa w momencie gdy rodzice (albo tylko matka) podpisali nasz akt urodzenia. Zawarli kontrakt w którym nieświadomie oddali nas na własność tzw. państwa a dzieci im państwo wypożyczyło na wychowanie bo tak jest prościej i taniej (i goje niczego nie podejrzewają). Potem gdy kończymy 18 lat i idziemy po dowód osobisty to przedłużamy ten kontrakt sami i jesteśmy obywatelami i z naszego aktu urodzenia dostajemy np. 500+ na dzieci, zasiłki, emerytury etc.
Jak myślicie skąd rządy zachodnich państw biorą pieniądze na utrzymanie nachodźców z Afryki czy Azji? Z ich aktów urodzenia właśnie.
Każdy akt urodzenia ma numer tzw. CUSIP. Jest podobno strona na której można wpisać swój numer aktu urodzenia i sprawdzić ile był wart w momencie powstania (rzekomo jest to równowartość wagi złota równej wadze noworodka). Zamierzam to sprawdzić, ale najpierw muszę odpis aktu urodzenia załatwić, aby mieć numer.
Niestety ludzie ogólnie żyją w matriksie i nie wiedzą że są niewolnikami i na żadne wielkie przebudzenie bym nie liczył. Dlatego ci co są świadomi i chcą żyć inaczej muszą tworzyć choćby małe grupy i walczyć o swoje prawa. Jednak nie na ulicy tylko rozgryzać system bezprawnych geszeftów w jakie nas nieświadomie wciągnięto i ogólnych zasad prawa jak Consensu facit legem - zgoda tworzy prawo. Nie wolno mi nikogo krzywdzić czy czynić szkód materialnych. To jest faktyczne prawo nas obowiązujące narzucone nam przez Stwórcę nazywane przez prawników prawem naturalnym. Intuicyjnie każdy z nas to wie, że takie prawo jest. Wszystko inne obowiązuje za naszą zgodą. Zgoda zaś jest przyjmowana w sposób domniemany w prawie. Nie sprzeciwiasz się to znaczy, że się zgadzasz. Sprzeciw jednak nie oznacz wyjście na ulice i wykrzyczenia że to czy tamto mi się nie podoba, Niedzielski czy Morawiecki do dymisji. To tak nie działa i to już jak sądzę widzimy.
Zanim odpowiemy sobie w ogóle na pytanie co z Polską to należy sobie odpowiedzieć na pytanie: co z nami Polakami? Czy wiemy co to znaczy, że władza zwierzchnia w RP należy do narodu i że naród sprawuje tę władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio? (art. 4 ust. 1 i 2 konstytucji z 1997 r.) Czy to znaczy, że raz na 4 lata idziemy do tzw. wyborów stawiamy X (jak analfabeci) przy jakimś nazwisku z jakiejś listy partyjnej i tyle? To jest nasza władza? To jest żenada a nie władza, bo potem urzędnicy sobie w tym Knessejmie i Knessenacie ustanawiają co chcą (jak choćby bandycka ustawa geologiczno-górnicza ostatnio gdzie będą mogli nas wywłaszczyć z ziemi bez odszkodowania!) i inni urzędnicy (gminni, powiatowi, wojewódzcy, policja itd.) to wykonują. Zatem to nie naród rządzi, ale ci wybrańcy nad którymi my nie mamy ŻADNEJ kontroli! Jeżeli ja czymś realnie rządzę to mam nad tym kontrolę. Jeśli nie mam kontroli to nie rządzę. To takie proste, a naród w swojej masie tego nie rozumie.
Urzędnik nie jest wybrany do rządzenia, ale na urząd. Ma nam służyć i realizować nasze interesy (patrz art. 30 konstytucji z którego wynika umowa społeczna). Jeśli nie robi tego to jest zbędny i powinien iść precz.
Skoro władza należy do nas i możemy ją sprawować bezpośrednio to trzeba to robić. Uświadamiać urzędnikom że mają wykonywać naszą wolę a nie wolę jakichś politykierów i jeśli ustawa jest bandycka (jak ta geologiczno-górnicza) to że nie mają prawa jej egzekwować. I tego trzeba żądać! Tu jest to dobrze przedstawione (dość krótko ok. 1,5 minuty):
Link
Warto obejrzeć (właściwie przeczytać) - prawo naturalne a prawo pozytywne, własność i władza:
Link
Są tu ważne cytaty z: John Bouvier "Institutes of American Law" edycja druga, Henryk Sienkiewicz "Ogniem i mieczem", Wilhelm Bogusławski "Dzieje Słowiańszczyzny Północno-Zachodniej" tom II 1889, Henry Campell Black "Black's Law Dictionary" (Słownik prawa Blacka) edycja druga.
Tu zaś ekspresowo (w minutę) mecenas Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris objaśnia czym jest prawo naturalne i że każda ustawa musi być zgodna z nim, aby była prawem.
Link
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 30.06.23 |
Pobrań: 24 |
Pobierz () |
01.07.2023 Kolejna haniebna wypowiedź Dudy. Tym razem o "bieganiu z widłami" |
Oskarżenie o "bieganie z widłami" to kolejna haniebna wypowiedź Andrzeja Dudy, który obiecał Rodzinom Ofiar Ludobójstwa godne pochówki, a który przez 8 lat nic nie zrobił w tej sprawie.
Co do wideł, to właśnie UPA, którą wciąż czci Ukraina, nabijała na nie polskie dzieci.
- napisał ksiądz Isakowicz-Zaleski na Twitterze
Słowa Andrzeja Dudy w RadioZET_NEWS przypominają czasy komuny, kiedy to dla aparatczyków PZPR wszystko było polityką, zwłaszcza pamięć o Zbrodni Katyńskiej dokonanej przez NKWD. Z kolei oskarżenia "latanie z widłami" i "podsycanie nienawiści" obrazują tylko poziom jego zakłamania.
Ksiądz Isakowicz - Zaleski, prezes Fundacji im. Brata Alberta, duszpasterz osób niepełnosprawnych, Ormian i Kresowian, represjonowany przez Służbę Bezpieczeństwa. W 1985 został dwukrotnie ciężko pobity przez funkcjonariuszy SB. Słowa Dudy o tym, aby ksiądz przestał zajmować się polityką rzeczywiście przypominają wypowiedzi komunistycznych aparatczyków oskarżających m.in. zamordowanego potem księdza Jerzego Popiełuszkę o politykowanie.
Andrzej Duda powiedział:
Ja bym wolał, żeby nie zajmował się polityką tylko zajmował się tym czym powinien zajmować się ksiądz.
Link
_________________________________________________________________________________________________________
1. Gość Radia ZET ? Andrzej Duda /wywiad/ Link
2. Ks. Isakowicz-Zaleski /Twitter/ Link
-------------------------------
Ewidentnie widać, że dla Dudy nie ma polskiej racji stanu.
Genów nie oszukasz. "Głodnemu zawsze chleb na myśli" - upańcowi widły, dla niego to jedyny argument w dyskusji i nie tylko w dyskusji.
--------------------------------
Dr Lucyna Kulińska - wspaniała dumna Polka mówi o Wołyniu
Link
Dr. Kulińska: Kraków. Niegdyś siedziba polskiej inteligencji w najszlachetniejszym wydaniu. Po wojnie gniazdo szerszeni - chachłów ukrytych pod polskimi nazwiskami, które skradli Polakom zamordowanym na Kresach. Dlatego zawsze mordowali całe wsie i wszystkie w nich pokolenia, żeby ani jeden świadek nie pozostał. W ten sposób mogli potem udawać "biednych uciekinierów przed bandami UPA". Ile tego badziewia wlazło w polskie życie, aż do dziś. Gdy np. patrzysz na pisiorską młodzieżówkę, to widzisz albo kolejne wcielenie kusych pejsów albo chachły rozrosłe jak szafy, o twarzach jak arbuzy. Dotyczy to obu płci. Nie potrafię przypomnieć sobie ani jednej polskiej szlachetnej twarzy o subtelnych rysach i prawym, dumnym spojrzeniu.
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 01.07.23 |
Pobrań: 24 |
Pobierz () |
01.07.2023 Niemcy spalą 755 milionów maseczek [namordników] |
Rząd federalny planuje spalić co najmniej 755 milionów masek ochronnych przeciw koronawirusowi, ponieważ minął już ich okres ważności. Według doniesień medialnych, koszty szacuje się na prawie siedem milionów euro.
Miliony masek do spalenia
Mnóstwo masek ochronnych przeciw Covid-19 z początku 2020 r. ma zostać zniszczonych, ponieważ minął ich termin ważności. Według raportu gazety "Die Welt", sam rząd federalny planuje spalić co najmniej 660 milionów certyfikowanych masek chirurgicznych i około 95 milionów certyfikowanych masek FFP2.
Ministerstwo planuje obecnie "odzysk energii zgodnie z przepisami celnymi i przepisami dotyczącymi odpadów", powiedział gazecie rzecznik Federalnego Ministerstwa Zdrowia. Przetarg na zewnętrzne firmy utylizacyjne ogłoszony przez federalnego ministra zdrowia, Karla Lauterbacha (SPD), trwał do końca maja. Według raportu, okres obowiązywania umowy wynosi 24 miesiące, a szacunkowa wartość zamówienia to prawie siedem milionów euro.
Masowa krytyka zbyt dużych zamówień
Politycy ostro skrytykowali projekt i byłego ministra zdrowia, Jensa Spahna (CDU), za którego kadencji maski zostały zakupione. "Kosztowne i zbyt duże zamówienia pod rządami byłego federalnego ministra zdrowia, Jensa Spahna, wymknęły się spod kontroli" - powiedział gazecie ekspert budżetowy FDP, Karsten Klein.
"Popełniono błędy, które nie mogą się powtórzyć". Klein wezwał kraje związkowe do ustanowienia specjalnego systemu, aby "maski były przekazywane placówkom medycznym, zanim stracą termin przydatności do użycia".
Opozycja wyraziła ostrą krytykę. "Masowe palenie masek przeciw Covid-19 przez Federalne Ministerstwo Zdrowia wystawia rządowi niemieckiemu jak najgorsze świadectwo" - skrytykowała Kathrin Vogler, rzeczniczka ds. polityki zdrowotnej z ramienia Lewicy.
Można było przewidzieć, że maski nie będą już używane w zbyt wielu obszarach po zakończeniu obowiązku ich stosowania. Obecny minister Lauterbach "powinien był zadbać o alternatywne rozwiązanie na czas i mógł przekazać maski na dużą skalę gabinetom lekarskim, szpitalom lub instytucjom dla osób niepełnosprawnych" - powiedziała Vogler. Placówki nie musiałyby już wtedy zamawiać własnych masek i mogłyby bezpłatnie chronić personel i pacjentów.
Kraje związkowe również planują zniszczenie zapasów
Jak dotąd Federalne Ministerstwo Zdrowia zniszczyło już maski na niewielką skalę, powiedział rzecznik "Die Welt". "W Niemczech około dwóch milionów masek chirurgicznych i około miliona masek PfH zostało do tej pory poddanych recyklingowi energetycznemu" - powiedział. Maski PfH to maski FPP2 i tym podobne.
Z raportu wynika, że kraje związkowe planują również spalić miliony masek lub już to zrobiły. Dziesięć krajów związkowych stwierdziło, że spaliło łącznie 57,38 miliona masek lub planuje ich spalenie w najbliższej przyszłości.
Nadrenia Północna-Westfalia, Badenia-Wirtembergia, Saksonia, Meklemburgia-Pomorze Przednie, Brandenburgia i Nadrenia-Palatynat należą do krajów związkowych, które już spaliły maski ochronne. Z kolei Dolna Saksonia, Saksonia-Anhalt, Saara i Hesja mają już pewne plany.
Źródło: www.tagesschau.de |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 01.07.23 |
Pobrań: 22 |
Pobierz () |
02.07.2023 Styropianowa dintojra trwa |
Niedawno informowałem o ogromnym zaangażowaniu PiS-owskich władz, by zlikwidować w Olsztynie Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński mówił wtedy, że bronią go ludzie o "mentalności kacapskiej".
Link
Wczoraj w radiu usłyszałem o likwidacji kolejnego "kacapskiego" pomnika. Tym razem zlikwidowano pomnik w Borach Tucholskich poświęcony żołnierzom Wojska Polskiego i Partyzantom z Grupy Wołga, którzy walczyli w tym miejscu z hitlerowską żandarmerią i SS. Grupa partyzancka została utworzona w sierpniu 1944 z żołnierzy Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego. Prowadziła działalność antyhitlerowską na terenie Pomorza.
W uzasadnieniu decyzji usunięcia pomnika wojewoda pomorski Dariusz Drelich napisał między innymi, że "stan pomnika nie pozostawia złudzeń co do jego społecznego odbioru. Pomnik jest porośnięty i popękany, tablica z inskrypcją nosi ślady aktów wandalizmu. Nie ulega wątpliwości, ze pomnik nie cieszy się społecznym uznaniem i nie jest otoczony jakąś szczególną troską".
To bardzo odważna teza. Bo wszyscy wiemy, czyje pomniki wyrosłe po 2010 roku nie pozostawiają złudzeń co do ich odbioru przez większość społeczeństwa.
Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów pozwalających opisać działalność hunwejbinów antykomunizmu.
Inną sprawą jest język używany przez rządzących. Pan Gliński odpowiadając na pytanie dotyczące olsztyńskiego pomnika mówi o "kacapach", zaś pan Ziobro nazywa niemieckiego polityka "bezczelnym szwabem".
Link
Łukasz Jastrzębski
https://myslpolska.info/ |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 02.07.23 |
Pobrań: 24 |
Pobierz () |
02.07.2023 Magdalenkowcy |
W 1989 roku pan generał Czesław Kiszczak, któremu panowie Daniel Fried z ramienia amerykańskiego Departamentu Stanu i Władimir Kriuczkow, ówczesny szef KGB, przekazali uzgodnione zasady transformacji ustrojowej w Polsce do wykonania, w Magdalence rozpisał polityczne role między poszczególnych aktorów, zaangażowanych przez wywiad wojskowy do tego przedstawienia. Od 1986 roku, kiedy po spotkaniu prezydenta Reagana z Gorbaczowem w Reykjaviku okazało się, że istotnym elementem nowego porządku politycznego w Europie, który miałby zastąpić rozsypujący się porządek jałtański, będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, w państwach tego regionu rozpoczęły się przygotowania do "transformacji ustrojowej".
W Polsce, oprócz uwłaszczenia nomenklatury, żeby w nowych warunkach ustrojowych zajęła odpowiednią pozycję społeczną, elementem tych przygotowań było skompletowanie przez wywiad wojskowy takiej "reprezentacji społeczeństwa", do której generał Kiszczak miałby zaufanie. Możemy to wydedukować z notatek z rozmów Jacka Kuronia z pułkownikiem SB Janem Lesiakiem, za pośrednictwem którego ten wybitny przedstawiciel "lewicy laickiej", czyli dawnych stalinowców, co to w latach 60-tych, na tle konfliktu na Bliskim Wschodzie, pokłócili się z partią, a w latach 70-tych utworzyli jeden z nurtów "opozycji demokratycznej" - Jacek Kuroń - przedstawił wywiadowi wojskowemu ofertę.
Ogólnie biorąc taką, że jeśli wywiad wojskowy dyskretnie pomoże "lewicy laickiej" w wymiksowaniu z podziemnych struktur "ekstremy", to "lewica laicka" w rewanżu zagwarantuje komunistycznej nomenklaturze zachowanie pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych i zachowanie łupów zdobytych w ramach uwłaszczania. Toteż rozpoczęło się eliminowanie "ekstremy", a w Magdalence generał Kiszczak zatwierdził "reprezentację społeczeństwa" pod przewodnictwem Kukuńka, który w drugiej połowie lat 70-tych został zdjęty z listy konfidentów SB, bo według wszelkiego prawdopodobieństwa został przejęty przez wywiad wojskowy.
Warto przypomnieć, że w Magdalence, obok Kukuńka, czy Michnika, siedział przy wódeczce Lech Kaczyński, a bracia Kaczyńscy w roku 1990 nastręczyli Polakom Kukuńka na prezydenta. W ten sposób ukształtowała się tubylcza scena polityczna. Z jednej strony "Jasnogród", a z drugiej "Ciemnogród"; siły jasności i postępu, a z drugiej - siły "patriotyczne", które miały się rotacyjnie wymieniać przy władzy. I tak to trwa już ponad 30 lat, a wszelkie próby zakłócenia tej reżyserii, są przez stare kiejkuty bezpardonowo likwidowane.
Jak wyjaśnił w pierwszej połowie lat 90-tych na łamach "Gazety Wyborczej" pan red. Stefan Bratkowski w odpowiedzi na list grupy AK-owców Stanisława Jankowskiego "Agatona" - tak musi być, bo zostało ustalone, że żadna autentyczna reprezentacja narodowa nie będzie do władzy dopuszczona.
Dlatego też "magdalenkowcy" przez te 30 lat pracują nad stworzeniem wrażenia, że walczą miedzy sobą na śmierć i życie - w co wielu poczciwych ludzi święcie wierzy. Jeśli jednak przyjrzymy się temu nieco uważniej, to okazuje się, że w sprawach istotnych dla państwa, które przesądzają o jego losie na dziesięciolecia, obydwa obozy idą ręka w rękę.
Tak było w przypadku referendum akcesyjnego w 2003 roku, tak było podczas głosowania 1 kwietnia 2008 roku nad ustawą upoważniającą prezydenta Kaczyńskiego do ratyfikowania traktatu lizbońskiego i tak było w roku 2021, kiedy to Naczelnik Państwa, nawet przy sprzeciwie części własnego klubu, przy pomocy Lewicy przeforsował w Sejmie ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, przyznającej Komisji Europejskiej prawo zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii, a więc - wszystkich państw członkowskich - oraz nakładania "unijnych" podatków. Przypominam o tym również dlatego, że ten sam Jarosław Kaczyński, na niedawnej konwencji Zjednoczonej Prawicy w Bogatyni, z miedzianym czołem oświadczył, że w Unii Europejskiej jesteśmy i być chcemy - ale "suwerenni".
No a teraz obydwie strony: Jasnogród i Ciemnogród robią wszystko, by stworzyć wrażenie, że tylko one walczą o władzę i jeśli któryś gang: Prawo i Sprawiedliwość, czy Volksdeutsche Partei przegra wybory, to następnego dnia świat się zawali, a jeśli świat jakoś to przetrwa, to nastąpi "finis Poloniae".
Socjotechnika jest - nie można powiedzieć - zręczna i dosyć skutecznie odwraca uwagę opinii publicznej od tego, że - jak pisał Mickiewicz w "Grażynie" - "cóż stąd, że bije? Nikogo nie zabił!" Tymczasem, zgodnie z ustaleniami z Magdalenki, III Rzeczpospolita została ufundowana na niepisanej zasadzie: "my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych". Dzięki temu, mimo, że przez każdorazowymi wyborami wszyscy się odgrażają, że puszczą przeciwników "w skarpetkach", albo powtrącają do więzienia, jeszcze NIKOMU NIC SIĘ NIE STAŁO - a nawet pan Sławomir Nowak nie jest nawet wyjątkiem od tej zasady, bo został aresztowany tylko dlatego, że oskarżyli go Ukraińcy i nie było innego wyjścia. Ale i jego sprawa z pewnością zakończy się wesołym oberkiem, jak tylko kurz opadnie, bo już w 2021 roku został przez niezawisły sąd wypuszczony z turmy po zapłaceniu miliona złotych kaucji. Chwała Bogu, miał z czego.
No a teraz rządowa telewizja puściła już trzeci odcinek horroru autorstwa pana doktora Sławomira Cenckiewicza i pana Michała Rachonia, obnażającego zdradę i łajdactwo Donalda Tuska i Księcia-Małżonka - jak do spółki z Putinem frymarczyli polskimi interesami państwowymi. Pomyślane było dobrze; na 4 miesiące przed wyborami Sejm ustanowi komisję do badania ruskich wpływów w polskiej - pożal się Boże - polityce, a swoistym pendant do odbywającej się przed jej obliczem kotłowaniny, będzie wspomniany "Reset". Ale kiedy po podpisaniu stosownej ustawy pan prezydent Duda został publicznie obsobaczony za samowolkę przez ambasadora Marka Brzezińskiego, po dwóch dniach zresetował własny podpis pod tą ustawą i zgłosił nowelizację.
Według jej postanowień członkami komisji nie mogą być parlamentarzyści, a ona sama nie będzie już mogła orzekać 10-letniego szlabanu na piastowanie stanowisk publicznych. W tej sytuacji chyba przez roztargnienie pan prezydent przewidział możliwość odwołania się od decyzji komisji do sądu powszechnego - ale nie bardzo wiadomo - od jakiej - skoro komisja żadnych orzeczeń już nie będzie mogła podejmować. Ta nowelizacja została wprawdzie uchwalona, ale nikt z parlamentarzystów już nie ma serca do powoływania komisji, w której nie będzie mógł brylować, więc nagle sprawa jej powołania została wyciszona. Tymczasem "Resety" zostały nakręcone, forsa zainkasowana, więc trzeba było je wyemitować - ale w ten sposób cała para poszła w gwizdek.
Ale i ten gwizdek też się może przydać, bo zagłuszy proste pytanie, dlaczego to przez 8 lat rząd Naczelnika Państwa, mając takie dowody zdrady Tuska i Księcia-Malżonka nie wszczął przeciwko nim śledztwa z art. 129 kodeksu karnego (?Kto będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10?), tylko posługuje się namiastkami w rodzaju pana doktora Cenckiewicza i pana Rachonia?
Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org/stanislaw-michalkiewicz-magdalenkowcy/ |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 02.07.23 |
Pobrań: 24 |
Pobierz () |
02.07.2023 "Motłoch ma jeździć zbiorkomem". Bo Światowe Forum Ekonomiczne tak chce... |
"Motłoch ma jeździć zbiorkomem". Światowe Forum Ekonomiczne chce gigantycznej redukcji prywatnych samochodów
"Jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, o co chodzi, gdy przedstawiciele krajów UE ogłosili, że od 2035 r. ma obowiązywać zakaz rejestracji nowych samochodów spalinowych, to postulat sformułowany przez Światowe Forum Ekonomiczne (WEF) powinien pozbawić go złudzeń", pisze na łamach tygodnika "Do Rzeczy" Jacek Przybylski.
Publicysta zwraca uwagę, że najnowszy postulat WEF to ostateczny dowód na to, że w całej walce o klimat nie chodzi o żadne globalne ocieplenie. Wszystkie teorie o tzw. zmianach klimatycznych, za które odpowiedzialny jest człowiek "wymyślono głównie po to, aby z ciężko pracującej klasy średniej wydusić jeszcze więcej podatków, danin czy opłat za wjazd do miast etc.".
Jak w związku z tym brzmi nowy postulat Światowego Forum Ekonomicznego?
"Ekoterrorystom nie wystarczy plan zmuszenia ludzi do przesiadki z oszczędnych aut spalinowych do drogich pojazdów elektrycznych, których baterie trzeba będzie szybciej niż później gdzieś zutylizować.
Klimatyczni autokraci ze Światowego Forum Ekonomicznego zaapelowali do światowych rządów o redukcję prywatnej własności samochodów o 75 proc.(!) do 2050 r. Wszystkich aut, w tym tych elektrycznych. Motłoch ma siedzieć w miastach i jeździć zbiorkomem. Zgodę na dalekie podróże dostaną tylko wybrani...", wyjaśnia Jacek Przybylski.
Źródło: tygodnik "Do Rzeczy" |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 02.07.23 |
Pobrań: 23 |
Pobierz () |
03.07.2023 Skradzione dzieciństwo |
Pokazano małą dziewczynkę, która podczas marszu Tuska wykrzykiwała histerycznym głosikiem jakieś brednie na temat praw kobiet. Cytuję dosłownie:
"Kobiety na początku nie miały swoich praw, były traktowane inaczej od chłopaków. Po co? Co zmienia płeć?
- Kobiety dostały te prawa, a teraz PiS, co chce zrobić? Chce nam je odebrać! Po co? Jaka jest różnica? Kobiety mają te same prawa, co chłopcy! Co zmienia płeć? Nic! I po co oni to robią? Nie wiem, po to, aby nam życie uprzykrzyć".
Niewątpliwie była podpuszczona przez dorosłych. Ten potoczny termin jest tu bardziej na miejscu niż termin "inspirowana". Nieskładność jej wypowiedzi koresponduje z poziomem marszu i jego przesłaniem wyrażonym przez Andrzeja Seweryna. Seweryn był członkiem czerwonego harcerstwa, tak zwanych walterowców. nazwanych tak na cześć ich patrona, generała Świerczewskiego. To jak widać zaciążyło nad całym jego życiem.
Dziewczynka skojarzyła mi się natychmiast z Gretą Thunberg aktywistką ekologiczną, która wykrzykiwała na forum ONZ w podobnie histeryczny sposób: "jak śmiecie?! ukradliście moje dzieciństwo". Jej międzynarodowa kariera musiała być inspirowana przez dorosłych. Ktoś ją na to forum wpuścił, ktoś dopuścił ją do głosu, ktoś sponsorował jej rejs przez Atlantyk. To właśnie ci ludzie ukradli jej dzieciństwo. Greta skutecznie odegrała swoją rolę. Otrzymała wiele nagród. Jej nazwiskiem nazwano również jakieś żyjątka, co gwarantuje jej przejście do historii. Jak mówi Stanisław Michalkiewicz to typowy autorytet wystrugany z banana, dodajmy - ze zgniłego banana. To niepełnosprawne umysłowo dziecko zostało wykorzystane przez dorosłych do ich własnych celów. Wykorzystano jej dziecięcą próżność, pychę i zwykłą głupotę.
Dobrym przykładem wykorzystywania dzieci dla zaspokojenia ambicji rodziców są młodociani zdobywcy wysokich gór. Wśród nich jest amerykański alpinista Jordan Romero, najmłodszy zdobywca Korony Ziemi. Na Mount Everest wszedł w wieku 13 lat i jest też najmłodszym zdobywcą tego szczytu. Jeszcze lepszym przykładem szaleństwa rodziców jest Selena Khawaja, nazywana górską księżniczką. Już w wieku 6 lat wspinała się w górach wysokich. W wieku 9 lat zdobyła Spantik Peak o wysokości 7027 metrów. Jej ojciec wymarzył sobie jednak. że Selena zostanie najmłodszą zdobywczynią ośmiotysięcznika Broad Peak. Zanim wraz z ojcem w 2021 roku dotarła do bazy pod Broad Peak światowe media napisały, że już ten szczyt zdobyła. Było to wręcz zabawne, z licznych wypraw koczujących w bazie nikt nie dotarł wówczas nawet do obozu trzeciego. Ojciec Seleny wybrał się pod Broad Peak ciężko chory, po jakiejś operacji - z cewnikiem i workiem na mocz. Nic dziwnego, że wkrótce helikopter zabrał go do szpitala. Ku zdumieniu wspinaczy zostawił córkę w bazie pod opieką oficera łącznikowego. Dziewczynka snuła się po bazie ale nie wyszła w góry i nigdzie nie dotarła. Zabrał ją kolejny helikopter. Co gorsza zaczęła konfabulować na temat swej bardzo rozsądnej rezygnacji ze zdobycia góry. Umieszczała wpisy na twitterze, w których groziła sprawą sądową ludziom komentującym nieodpowiedzialne zachowanie jej ojca i podającym lęk przed ekstremalną wspinaczką jako prawdziwą przyczynę jej decyzji. Nikt nie robił jej z tego zresztą zarzutu, to bardzo rozsądne, że się bała i całe szczęście, że nie podjęła próby zdobycia góry. Pomijając niebezpieczeństwa wspinaczki, długie przebywanie na tej wysokości, to znaczy w warunkach silnego niedotlenienia mózgu mogło wyrządzić jej niepowetowane szkody. Jednak dziewczynka podobnie jak Greta chciała zbudować całe swoje życie eksploatując szum medialny wokół niedoszłego na szczęście wyczynu. Zbyt szybko dorosła do zakłamanego świata mediów i reklamy.
Żeby nie było nieporozumień. Zupełnie czym innym jest zabieranie dzieci na wycieczki w górach niskich czy nawet na wyprawy trekkingowe. Pewien Rosjanin zasłynął udziałem w trekkingu do bazy pod Mount Everestem z czteroletnim synem. Podobno mały był zachwycony tą, w zasadzie bezpieczną przygodą.
Bardzo liczne są przypadki wpychania dzieci w świat filmu i reklamy. Zmuszanie ich do udziału w stresujących castingach, ondulowania włosów, malowania paznokci. Pół biedy jeżeli dziecko jest równie próżne jak jego rodzice i czerpie satysfakcję z ról w serialach oraz z ocierania się na planie filmowym o znanych aktorów. Zdarza się jednak, że dziecko nienawidzi tego procederu, nie przekonują go wysokie zarobki, chciałoby korzystać z przywilejów dzieciństwa.
Nadmierne ambicje rodziców przejawiają się również przeciążeniem dzieci dodatkowymi zajęciami, wymaganiem żeby brały udział w konkursach i olimpiadach. Znam przypadki dzieci. które od rana do wieczora uczestniczą w różnych kursach i treningach, które z angielskiego są wożone na konną jazdę, basen czy ściankę wspinaczkową. Każde z tych zajęć samo w sobie może być rozwijające, ale nadmierna ich liczba powoduje, że dziecko czuje się w opresji. Szczególnym przypadkiem są tu szkoły muzyczne. Wiadomo, że naukę muzyki trzeba zaczynać bardzo wcześnie i nie osiągnie się wyników bez morderczych ćwiczeń, do których dziecko trzeba zmuszać. Znam przypadek młodego człowieka, wybitnie uzdolnionego, realizującego w szkole podstawowej program liceum w ramach tak zwanego home schooling, który zapytany przeze mnie kim chciałby zostać odpowiedział, że chciałby wreszcie być normalny. Wymusił na rodzicach odebranie papierów ze szkoły muzycznej oraz oddanie go do zwykłego liceum. Nie chce koncertować, brać udziału w olimpiadach i się wspinać. Oczywiście może się zdarzyć, że będzie miał potem pretensje do rodziców, że go nie zmusili choćby do kontynuowania kariery pianistycznej.
Proceder wykorzystywania dzieci jest dostrzegany przez władze wielu krajów. W Nepalu można uczestniczyć w wyprawach dopiero powyżej 16 lat, a w Chinach po ukończeniu 18 lat. Te ograniczenia drażnią wszelakiej maści libertarian. W wielu krajach zakazane jest wykorzystywanie dzieci w reklamie. Powinno się zakazać wykorzystywania dzieci przede wszystkim w polityce.
Izabela Brodacka Falzmann
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 03.07.23 |
Pobrań: 22 |
Pobierz () |
03.07.2023 Wesołe przygody inżynierów - dżihadystów. Ubogacają Francję. Ucięli dłoń, bo nie oddał a |
Jak sobota to do lidla, do lidla...
Link
Ucięto dłoń facetowi bo nie oddał auta inżynierowi
Link
https://dakowski.pl/wp-content/uploads/2023/07/image-6.png
https://dakowski.pl/wp-content/uploads/2023/07/image-5.png
Panorama Francji po "ubogaceniu"
Link
Inne przygody
Link
To samo twitte4
Link
Link
A tu kupują smartfony
Link
Granatnikiem w komisariat
Link
CZARNA MAŁPA
Link
Link
Link
------------------------------------------
mail: Z kraju tego mogą wyłonić się niepodległe, lub autonomiczne emiraty islamskie. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 03.07.23 |
Pobrań: 23 |
Pobierz () |
03.07.2023 Wilno - 11 lipca: Nagroda pocieszenia od sojuszników? |
Jak wiadomo, pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Każdej - a cóż dopiero takiej, w której rzeczywiste działania wojenne toczą się - o ile się toczą - według możliwości, bo wiadomo, że sukcesy są możliwe na tyle, na ile nieprzyjaciel pozwala - ale równolegle do rzeczywistych działań wojennych prowadzone są działania na odcinku propagandowym.
Tutaj o ostateczne zwycięstwo jest znacznie łatwiej, bo nie trzeba krępować się żadnym nieprzyjacielem, ponieważ jedynym ograniczeniem jest własny tupet i wyobraźnia. Im więcej taki propagandzista ma tupetu i wyobraźni, tym większe sukcesy odnosi, zwłaszcza gdy zmonopolizuje przekaz.
Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w Polsce, gdzie "niezależne media głównego nurtu", podobnie jak inne zasoby naszego państwa, zostały oddane do dyspozycji ukraińskiego Sztabu Generalnego, który w telewizji rządowej i nierządnej codziennie brnie od zwycięstwa do zwycięstwa.
Kiedy jednak skonfrontujemy te entuzjastyczne komunikaty z sytuacją w terenie, to przekonujemy się z konfuzją, że tam od miesięcy nic się nie zmieniło, że żadnych sukcesów nie ma, strony wojujące pozostają na swoich miejscach, a wojna przechodzi w stan przewlekły.
Ponieważ nic tak nie gorszy, jak prawda, to rząd "dobrej zmiany", w dodatku przynaglany kampanią wyborczą, energicznie przystąpił do walki z "ruskimi agentami", a nawet - "onucami", to jest - z obywatelami, którzy próbują samodzielnie wyciągać wnioski z rozmaitych informacji i w rezultacie coraz bardziej powątpiewają w propagandę rządową i nierządną. Pierwsze uderzenie skupiło się na Donaldu Tusku i Księciu-Małżonku jako na ruskich agentach, co to sprzedali Polskę Putinowi za miskę soczewicy.
Tak w każdym razie przedstawili sprawę panowie Cenckiewicz i Rachoń - chociaż pan generał Nosek z uporem maniaka twierdzi, że "przesiąknięte" ruskimi wpływami jest akurat Prawo i Sprawiedliwość. Wprawdzie pan generał Nosek został - jak to się złośliwie mówiło w kołach wojskowych - zdjęty ze stanowiska szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego "chwytem za nosek" jeszcze w roku 2013, ale jako szef tej służby coś tam przecież mógł wiedzieć, więc bardzo możliwe, że i oskarżenia panów Cenckiewicza i Rachonia oraz twierdzenia pana generała Noska mogą być prawdziwe, bo przecież jedno drugiego nie wyklucza, przeciwnie - znakomicie uzupełnia, pokazując agenturalną ciągłość naszego państwa.
Myślę, że te wzajemne oskarżenia - bo jestem pewien, że lada dzień pojawią się one w telewizji nierządnej - zdominują nadchodzące miesiące kampanii wyborczej, dzięki czemu obydwa antagonistyczne obozy nie będą już musiały nic mówić na temat sytuacji w państwie, oczywiście poza tradycyjnymi przesłaniami; według TVN w Polsce jest źle, podczas gdy według telewizji rządowej - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze.
W ten sposób na odcinku wewnętrznym sprawę na odcinku propagandy mamy załatwioną, co pozwala nam rzucić okiem na odcinek zewnętrzny, a w szczególności - na wojnę na Ukrainie. Jak wiadomo, w tej chwili na sytuację tam panującą coraz większy wpływ wywiera zbliżający się termin 11 lipca, kiedy to w Wilnie rozpocznie się "szczyt" NATO.
Jak przypuszcza pan Anders Rasmussen, były sekretarz Generalny Paktu i były premier Danii, a obecnie - doradca doskonały prezydenta Zełeńskiego - na tym szczycie może nie dojść do ustalenia wspólnej strategii wobec Ukrainy, więc zaproponował rozwiązanie alternatywne - żeby mianowicie Polska, ewentualnie - jakieś państwa bałtyckie - wprowadziły na Ukrainę swoje niezwyciężone armie i w ten sposób dopomogły temu państwu w osiągnięciu ostatecznego zwycięstwa.
Wydawać by się mogło, że i z punktu widzenia samej Ukrainy, a przede wszystkim - z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych i poważnych europejskich członków NATO - jest to prawdziwy dar Niebios, bo umożliwia wciągnięcie w maszynkę do mięsa przynajmniej niektórych państw Europy Środkowej bez ryzyka uruchomienia sojuszniczych procedur z art. 5 traktatu waszyngtońskiego, które mogą być uruchamiane wyłącznie w przypadku "zbrojnej napaści" na państwo członkowskie. Ale minister spraw zagranicznych Ukrainy pan Kułeba kategorycznie sprzeciwił się wprowadzaniu na terytorium Ukrainy jakichkolwiek obcych wojsk. "Dajcie broń!" - zażądał.
Ale właśnie ta sprawa wygląda coraz bardziej problematycznie. O ile administracja prezydenta Bidena i on sam, który najwyraźniej uparł się przewodzić Stanom Zjednoczonym do upadłego, coraz bardziej uzależnia swój sukces wyborczy od ostatecznego zwycięstwa na Ukrainie, to jego konkurenci z Partii Republikańskiej swojego sukcesu od żadnego ostatecznego ukraińskiego zwycięstwa nie uzależniają.
Przeciwnie - sprawiają wrażenie, że swój sukces uzależniają od jak najszybszego zakończenia tej wojny, nawet w postaci "zamrożenia konfliktu" - o czym wspominała już dawno amerykańska ambasadoressa przy NATO. Skoro tedy w USA zdania są podzielone, to cóż dopiero mówić o sojusznikach europejskich - oczywiście tych poważnych, do których Polska niestety się nie zalicza?
Jakieś decyzje zostaną prawdopodobnie podjęte na szczycie NATO w Wilnie, ale już teraz można dedukować, co się może stać. Oto podczas ostatniego spotkania pana prezydenta Dudy z prezydentem Macronem i kanclerzem Scholzem w ramach tzw. "trójkąta weimarskiego" mówiono o stworzeniu dla Ukrainy "gwarancji bezpieczeństwa" w postaci obietnicy przyjęcia jej do NATO. Odnoszę wrażenie, że może to być próba obmyślenia dla Ukrainy rodzaju "nagrody pocieszenia" w sytuacji, gdy Zachód traci entuzjazm dla dalszego eksploatowania własnych zasobów gwoli iluzji "ostatecznego zwycięstwa".
Wprawdzie w obliczu zbliżającego się wileńskiego szczytu Ukraina usiłuje stworzyć wrażenie, jakby jej wielka kontrofensywa "ruszyła" - ale jak dotąd nie udało się armii ukraińskiej na żadnym odcinku przełamać głęboko urzutowanej rosyjskiej obrony, dla której dodatkowym uzasadnieniem jest włączenie zajętych obwodów: ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego do terytorium Federacji Rosyjskiej.
W tej sytuacji skłonienie ukraińskich władz do pogodzenia się z sytuacją nie powinno być specjalnie trudne, zwłaszcza gdyby do kija w postaci odmowy pomocy w dotychczasowej skali, dodać marchewkę w postaci "obietnicy przyjęcia do NATO". Taka obietnica być może pozwoliłaby obecnej ekipie ukraińskiej zachować twarz w obliczu konieczności pogodzenia się z faktycznym okrojeniem terytorium państwowego.
Z punktu widzenia Zachodu zaś taka obietnica nie kosztuje wiele, bo jej wypełnienie zależy od bardzo wielu warunków, których Ukraina na razie nie będzie w stanie spełnić, a poza tym jej spełnienie wymaga jednomyślności, o którą tak trudno nawet w przypadku Szwecji, a cóż dopiero - w przypadku Ukrainy?
Stanisław Michalkiewicz
nczas.com |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 03.07.23 |
Pobrań: 22 |
Pobierz () |
03.07.2023 Co robią w Polsce sprawni fizycznie Ukraińcy w wieku poborowym? |
Ukrainiec pobił Polaka. Ofiara nadal jest w stanie ciężkim.
Karą dla tego delikwenta powinna być m. inn. odesłanie go do karnej kompanii pod Bahmut.
Do szpitala trafił w ciężkim stanie 40-letni mężczyzna, który został zaatakowany w wielkopolskim Słocinie przez 18-latniego Ukraińca. Sprawcy grozi nawet 5 lat więzienia.
Ukrainiec zaatakował Polaka w nocy z soboty na niedzielę 24-25 czerwca w Słocinie w powiecie grodziskim. Jak podaje ?Głos Wielkopolski? Link, z ustaleń policji wynika, że w sali wiejskiej trwała prywatna impreza weselna. Pomiędzy godziną 4.00 a 4.30, część jej uczestników wyszła na zewnątrz. W tym samym czasie obok budynku przechodziła grupa młodych Ukraińców w wieku poborowym. Pomiędzy uczestnikami imprezy, a przechodniami doszło do utarczki słownej, która przerodziła się w szarpaninę.
Na miejscu konieczna okazała się interwencja zespołu ratownictwa medycznego, gdyż w trakcie szarpaniny 40-letni mieszkaniec powiatu grodziskiego, został zaatakowany przez 18-letniego obywatela Ukrainy. Poszkodowany upadł na twardą powierzchnię i doznał licznych złamań kości twarzy. Został przewieziony do szpitala. Jego stan jest ciężki.
Gdy zaalarmowani policjanci dotarli na miejsce zdarzenia, sprawcy nie było już w okolicy. Próbował zbiec, ale szybko ustalono jednak jego dane. Został zatrzymany jeszcze w niedzielę.
-18-latek usłyszał już zarzut naruszenia czynności narządu ciała, za który grozi mu kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Na wniosek prokuratury wobec podejrzanego zastosowano środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego, zakazu zbliżania się i kontaktowania z pokrzywdzonym ? twierdzi sierżant Kawala z lokalnego komisariatu.
NASZ KOMENTARZ: Po raz kolejny pytamy, co robią w Polsce sprawni fizycznie Ukraińcy w wieku poborowym. Naszym zdaniem karą dla tego delikwenta powinna być konfiskata mienia, z jakim przybył do Polski i odesłanie go do karnej kompanii pod Bahmut.
https://www.magnapolonia.org/ukrainiec-pobil-polaka-ofiara-nadal-jest-w-stanie-ciezkim/ |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 03.07.23 |
Pobrań: 22 |
Pobierz () |
03.07.2023 Bagno - pedofilia "elit" ma do końca świata pozostać nieodkryta |
W filmie "Bagno" staram się rzeczowo wyjaśnić problem tuszowania pedofilii w elitach. Niestety, ten problem jest realny, a nie zmyślony. To też film o przestępstwach i oszustwach, o promowaniu przez największe media fałszywych autorytetów. A media na to: nic się nie stało.
"Są sprawy, które do końca świata pozostaną nieodkryte" - mówi w moim filmie Andrzej Skworz, redaktor naczelny Press. I w zasadzie uważa, że powinniśmy się z tym pogodzić, bo to takie naturalne, a kto się wyłamie, zostanie szaleńcem i odszczepieńcem. Niestety tak traktujemy problem pedofilii w elitach. Ważny przecież problem społeczny. Media unikają go jak ognia, nie chcą wyjaśniać spraw, milczą, tuszują, a jak już się nie da, starają się tak pokazać temat, jakby on był mało istotny (a potem mówią: "no przecież piszemy").
W ten sposób próbowano zatuszować największą polską aferę pedofilską - sprawę Krzysztofa S., współtwórcy "Tęczowego Music Box" i "Co jest grane", człowieka ogromnie wpływowego w latach 90-tych (a te wpływy nie zniknęły). Człowieka, który okrutnie krzywdził małe dzieci, chłopców i dziewczynki. Nie tylko dotykał, robił zdjęcia, straszył, ale też gwałcił. Nic gorszego tym dzieciom nie mogło się zdarzyć niż to, co ten człowiek im zrobił. Przez to mają do końca życia traumę.
Nie jedną, tylko dziesiątki
Ale media tuszują nie tylko tę jedną aferę. Od 4 lat odbijam się regularnie od mediów, próbując im "sprzedać" (za darmo, żeby nie było) już opracowane dziennikarsko poważne sprawy pedofilii w różnych środowiskach. Te sprawy dotyczą znanych aktorów, muzyków, trenerów, milionerów. Ludzi ogromnie wpływowych. Dlatego nagłośnienie ich spraw jest tak ważne, bo inaczej oni skorumpują wymiar sprawiedliwości, zastraszą ofiary i nie da się im nic zrobić. Nagłośnienie jest w imię dobra ofiar, przyzwoitości, tego, żeby przestępstwo nie zostało bezkarne, a nie dla sławy czy pieniędzy (nie chcę nic za te teksty, mogą mnie nawet nie wymieniać jako autora).
Przekonuję media, żeby mi pomogły w tym nagłośnieniu, nie po to, żeby zrobić orkę na celebrycie czy kimś znanym. Zgadzam się na niepodawanie nazwisk i wizerunków sprawców, ale też pozostawiam to mediom do ich decyzji, bo ja te materiały opracowuję z najwyższą starannością i jestem pewien, że są uczciwe a zarzuty prawdziwe. Mnie zależy wyłącznie na wysłuchaniu ofiar (oczywiście też sprawdzeniu oskarżeń, żeby nie pozostały żadne wątpliwości co do ich prawdziwości) i nagłośnieniu problemu, ważnego społecznie problemu. A co na to media? "Musielibyśmy to sami od nowa zrobić". Na to ja: "to zróbcie". A oni: "nie mamy kasy". Media! Krzyczą dziś, jakie są niezależne i potrzebne, podpisują jakieś petycje. Nie mają kasy, żeby robić ważne tematy, ale mają, żeby promować prostytucję, pisać o tyłkach gwiazd, zastanawiać się, kto z kim sypia i czy to z miłości czy innego powodu, powielać jakieś nic nieznaczące dramy celebrytów, ustawki, publikują o rzeczach kompletnie nieistotnych, ogłupiających społeczeństwo. A poważny problem?
- No gdybyś miał temat księdza, to co innego.
Jest więc problem, czy go nie ma?
Staram się to wszystko w filmie "Bagno" pokazać na jednym (ale jakże znaczącym, bo dotyczącym sprawcy największej afery pedofilskiej w Polsce, w której skrzywdzono może nawet kilkaset dzieciaków) przykładzie, ale mam ich dziesiątki. Tylko żeby te dziesiątki pokazać, ujawnić musiałbym mieć budżet dziesięć razy większy niż udało mi się na ten film zebrać. Ze świadomością, że będę miał dziesięć razy więcej procesów, które jakoś muszę obsłużyć.
Tymczasem ja jestem przecież zwykłym nieznanym blogerem. To media są od wyjaśniania takich spraw. Czy nie są? Bo może już mediów tak naprawdę nie ma, tylko są propagandowe tuby?
Tuszowanie wielkiej afery
Media milczą o filmie, lekceważą go, choć internet buzuje od komentarzy, dyskusji. Właśnie o to mi chodzi: dyskutujmy, żeby zmienić ten chory system chronienia pedofilów (w każdym środowisku). Zauważyłem, że wielu ludzi nie rozumie, o jak poważnym temacie dyskutujemy i jak znaczące zarzuty zostały w "Bagnie" jasno postawione (choć starałem się być obiektywny, więc nie podkreślałem tych zarzutów, licząc na inteligencję widzów). Może mamy taką znieczulicę, a może po prostu uznajemy świństwa za normę?
To nie jest tylko film o pedofilii, jej kryciu, tuszowaniu, bezkarności sprawcy i odrzucaniu ofiar. To wszystko bardzo ważne, okrutne, prawdziwe, poruszające, chwyta za serce (mam nadzieję). Ale film mówi o całym systemie ochrony katów i traktowania ofiar. Adwokat wykreowany przez braci Sekielskich okazuje się być zwykłym wulgarnym oszustem, nastawionym na kasę i rąbanie Kościoła, na dodatek z ślimaczącą się od lat sprawą karną, w której jest oskarżony o konszachty z prokuratorem na szkodę własnych klientów. Ta sprawa w wolnych sądach ciągnie się od kilku lat i nawet nie było jednej rozprawy.
Ale to nie nowość, bo już w 2022 r. pisała o tym znakomicie "Rzeczpospolita". Tyle że ten artykuł "Rz" też nikogo nie poruszył, został przez pozostałe media przemilczany, a adwokat z Chodzieży cały czas brylował na salonach, publikował artykuły w innych mediach, dostał nagrodę Empiku, był zapraszany do programów radiowych i telewizyjnych, Agora przygotowuje jego kolejne książki, on sam pracuje nad filmem dla Netflix. Kreowano jego wizerunek jako znakomitego specjalisty od trudnych spraw. Tymczasem nie znalazłem ani jednego klienta, który by go szczerze polecił. ANI JEDNEGO. Niemal wszyscy, do których się zwróciłem, mówią o nim bardzo źle: nie umie pisać pism, spóźnia się, zapomina o rozprawach, ma bajzel w dokumentach, zdarza mu się wziąć kasę i nie robić już nic w sprawie, trzeba po nim poprawiać, nastawiony wyłącznie na kasę a nie dobro klienta, przedstawia niezgodne z etyką adwokacką umowy. Mnóstwo takich opinii. W filmie jest tylko sprawa Agnieszki, bo jest wyjątkowo poruszająca. Dziewczyna, która chciała tylko skazania sprawcy, tuż przed apelacją zostaje zaskoczona telefonem, że kat wpłacił Nowakowi 200 tys. zł zadośćuczynienia i żeby ona konto swoje podała, to on jej przeleje to po odliczeniu swojej prowizji.
Rozumiecie, jaka to podłość?
Adwokat miał pilnować skazania sprawcy na więzienie, a nie wziąć od niego 200 koła, żeby kat się wykpił z kary więzienia. Czy to trzeba pisać drukowanymi literami, że to największa z możliwych podłości?
Ale raczej tylko podłość, nie przestępstwo (choć mam nadzieję, że Okręgowa Rada Adwokacka to wnikliwie zbada). Natomiast w sprawie Krzysztofa S. ten sam adwokat dokonał zwykłego przestępstwa: naruszył tajemnicę adwokacką (grozi za to dwa lata odsiadki). Bez zgody klientek wysłał mi ich intymne wyznania, bo myślał, że ja jestem takim samym skurwielem jak on i sobie tę historię tych dziewczyn z nim ukradnę do książki. Rozumiecie to? A jak się okazało, że ja nie jestem złodziejem, nie chcę książki tylko skazania Krzysztofa S. to mnie adwokat od Sekielskich "wyciął z projektu". Zrobił to cwanie, bo wmówił mi, że musiał projekt komuś oddać. Ja przyjąłem, że Sekielskim, bo robił z nimi film "Tylko nie mów nikomu" wtedy. Do głowy mi nie przyszło, że może chcieć tę sprawę zatuszować. Zrozumcie: to było w czerwcu 2018 r. Dopiero gdy przez wiele miesięcy nic się z tą sprawą nie działo, ja nabrałem podejrzeń, czy Nowak mnie nie oszukuje co do robienia sprawy przez Sekielskich. I wtedy postanowiłem wstawić do książki o innym temacie (prostytucji biznesowej) prolog o Krzysztofie S., tak żeby temat nie został zamieciony pod dywan. Co ważne, ja w tym prologu nie wykorzystałem historii żadnej z ofiar, które reprezentował Nowak. Spisałem słowa trzeciej ofiary, którą sam znalazłem (żeby nie plątać, szczegółowo tego tu nie będę opisywał, bo to długa historia, opiszę ją dokładnie w książce).
Chcąc być fair wobec Nowaka, na początku 2019 r. uprzedziłem go, że ujawnię sprawę Krzysztofa S. w książce i ją nagłośnię. Powiedziałem mu, że znalazłem sam trzecią ofiarę i że chcę ją skontaktować z jego klientkami. Napadł na mnie, że wszystko zepsuję, że mogę storpedować sprawę w prokuraturze, że nie wolno mi tego robić. Absolutnie nie mogę się kontaktować z jego klientkami, bo narobię mu też smrodu, bo one się zorientują, że naruszył tajemnicę adwokacką. Błagał mnie, żebym tego nie robił. Oczywiście dziś wiem, że jestem kretynem i dałem się nabrać, ale uznałem, że będę tego adwokata chronił. W końcu kolega, może nawet przyjaciel, lubiłem go (bo nie wiedziałem, co robi i jaki jest naprawdę). No więc obiecałem mu, że nie ujawnię jego roli i historii tych 2 dziewczyn (podziękował mi za to po ujawnieniu). I obietnicy do końca dotrzymałem.
To spotkanie z Nowakiem miało miejsce już w chwili, gdy wydawnictwo Muza (po ocenach i analizach prawnych) zgodziło się wydać moją książkę na ten temat. No i teraz uważajcie: mija kilka dni i Muza pisze do mnie, że jednak tej książki nie wydadzą. Dlaczego? Bo tak. Podkreślam: byli już po rozmowach z prawnikami, że mogą wydać, znali szczegóły spraw, widzieli dowody, że piszę prawdę. Chcieli wydać. A nagle nie wydadzą.
Znów, pewnie jestem kretynem, ale nie skojarzyłem tego z Nowakiem, że on mógł kogoś poprosić o pomoc, żeby mi storpedować wydanie tej książki w Muzie. Mam na to wszystko, co piszę, twarde dowody: maile, zeznania, inne rzeczy. W sądzie to wszystko zostanie udowodnione. To nie są tylko słowa przeciwko słowom (dlatego Nowak i Sekielscy nie chcą konfrontacji, wolą przemilczeć).
Postanowiłem się jednak nie poddawać i wydać książkę samemu. I teraz zaczyna się najlepsze.
Gorący kartofel
Gdy wydaliśmy już książkę z tym prologiem o Krzysztofie S. ja najpierw poprosiłem o zajęcie się tą sprawą Tomka Sekielskiego. Przekazałem mu ją przez jego żonę Anię, z którą miałem lepszy kontakt. Ania potem nie odbierała ode mnie telefonów, więc przyjąłem, że po prostu nie chcą tematu. I znów nie widziałem w tym żadnego spisku, po prostu uznałem, że Tomek jest zmęczony "Tylko nie mów nikomu" i ma prawo nie chcieć robić tematu Krzysztofa S. No ale dostał ode mnie sygnał, że ja o tej sprawie wiem, więc jeśli on chce jednak ją ruszyć, to jest ostatni moment. Zacząłem szukać innych rozwiązań. Wtedy trafił do mnie w zupełnie innej sprawie Daniel Flis, dziennikarz śledczy Oko.press. Myślę: super, chłopak młody, ambitny, dobrze zrobi temat. No i zacząłem go namawiać do tego. Powiedziałem mu szczegóły sprawy (bez zdradzania tajemnic klientek Nowaka), korespondowaliśmy długo, on się zapalił, a potem nagle mi wypala: mam za mało danych, nic z tym nie zrobię. Dziś sobie myślę, że może jednak Nowak tu zadziałał, bo Flis potem pisał wiele tekstów z Nowakiem o Kościele, może więc dostał jakąś obietnicę, że jak zostawi temat Krzysztofa S. to mu się Nowak odwdzięczy przekazując inne tajemnice adwokackie? Tego nie wiem, to gdybania.
Faktem jest jednak, że Flis zrejterował i temat Krzysztofa S. odpuścił.
Próbowałem prosić o pomoc w nagłośnieniu wiele osób, przyjaciół, znanych filmowców, w końcu kolejnych dziennikarzy. WAŻNE: chciałem im oddać temat bez żadnych zobowiązań. Wysłałem propozycje do "Faktu" i "Super Expressu". Nikt tego tematu nie chciał.
W końcu 4-5 sierpnia opublikowałem informacje o aferze "Tęczowego Music Box" i Krzysztofa S. sam na blogu Salon24. Tylko ja, nikt inny. Wywołało to lawinę, ale tylko w internecie (jedynie WP mi pomagało, bardzo dzięki Magdzie Mieśnik). Telewizje solidarnie milczały. No więc zacząłem dzwonić po znajomych i ich wręcz szantażować: "Powiedzcie swoim szefom, że jak nie będziecie robić materiałów, to ja pójdę z tym do BBC, której gwiazdorem był pedofil Savile, i powiem im, że w Polsce jest identyczna sprawa i media nie chcą jej zrobić". No to się medialne tuzy wystraszyły wariata Zielke i zaczęły temat robić.
Do mnie tymczasem zgłosiło się lawinowo wiele ofiar Krzysztofa S. Wiadomo już było, że afera jest potężna. I wtedy, pisze do mnie dziennikarka "Wyborczej", że ona o sprawie wiedziała od jesieni 2018 r. (czyli od roku, prawie tak jak ja). Zdziwiłem się i ją trochę zaatakowałem, że wiedziała, a nic nie zrobiła? Ona na to, że nie miała zgody ofiar na upublicznienie. Nie miałem do niej wtedy żadnych pretensji. Rozumiałem, że bez zgody ofiar nie można publikować ich wyznań. Chciałem jej pomóc w przygotowywanym przez nią artykule, chciałem, żebyśmy działali razem, ale ona nie chciała. To też było dla mnie ok, robiłem swoje.
Dwa tygodnie po ujawnieniu przeze mnie sprawy, w "Wyborczej" ukazał się w końcu tekst tej dziennikarki (reportaż) o tych dwóch ofiarach. Był dobry i wstrząsający choć moim zdaniem niepotrzebnie epatował okrutnymi szczegółami. Tyle że pomijał całkowicie moje ustalenia, jakby ich nie było. Czytelnicy "Wyborczej" nie mogli dowiedzieć się, że jest już aż 20 ofiar (potem doszło kolejnych 20, łącznie 40). Gazeta napisała tylko o 2, a potem w społecznościówkach dziennikarze "Wyborczej" kpili ze mnie, oczerniali mnie, że ja nic nie ustaliłem, to oni ujawnili sprawę, a ja to jestem jakiś tam niewiarygodny bloger, oczywiście nikt nie zaprosił mnie do skomentowania tych bredni i dyskusji z wielkimi dziennikarzami największego polskiego dziennika. Już później autorka tekstu w "Wyborczej" w wywiadach mówiła, że były naciski, żeby ten tekst się w ogóle nie ukazał. No to jak to jest? Tuszowano tę aferę, czy nie?
Dzisiaj trolle internetowe piszą, że przecież w googlach można znaleźć dziesiątki artykułów o Krzysztofie S. więc moje tezy są wydumane i nieprawdziwe. No i jeśli nie przeczytacie tego tekstu, to może w te tezy uwierzycie, bo taki smutny świat kłamstwa dziś mamy, że kłamstwo wygrywa z prawdą, nikomu się długich tekstów czytać nie chce, ludzie wolą wydawać wyroki po "wygooglowaniu" a nie analizie. Może nikogo już nie obchodzi, że ta sprawa miała do końca świata pozostać ukryta i gdybym nie wyłamał się ze zmowy milczenia, może tak by było. Może nigdy byście o Krzysztofie S. i być może setkach jego ofiar (a na pewno 40) nie usłyszeli. Czy dla "Wyborczej", "TVN", Onetu, Newsweeka, Oko.press, Krytyki Politycznej tak byłoby lepiej? Pewnie tak, mogliby spokojnie sobie orać Kościół i nie przejmować się faktem, że promowali przez lata oszusta na autorytet.
Zapraszam do obejrzenia filmu:
Link
Mariusz Zielke
https://www.salon24.pl/u/zielke/1311140,bagno-pedofilia-elit-ma-do-konca-swiata-pozostac-nieodkryta |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 03.07.23 |
Pobrań: 22 |
Pobierz () |
04.07.2023 Narracja z czasów komuny i ustawiczne lobbowanie na rzecz obcego państwa. Ks. Isakowicz- |
Gościem Jacka Nizinkiewicza w programie "Rzecz o polityce" był ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Padły pytania m.in. o niedawne, skandaliczne słowa prezydenta Andrzeja Dudy oraz zbliżającą się 80. rocznicę apogeum Rzezi Wołyńskiej.
Dziennikarz "Rzeczpospolitej" pytał, czy ukraińskie ludobójstwo na Polakach to wciąż temat tabu. - W dużym stopniu tak, ale tak jest od 30 lat. Pomimo tego, że Polska i Ukraina stały się krajami niepodległymi i były różne próby rozwiązania tego problemu, to niestety nie doszło do wyjaśnienia tych spraw - wskazał ks. Isakowicz-Zaleski.
- To, co jest najboleśniejszą raną, to to, że na Ukrainie wciąż obowiązuje oficjalny zakaz pochówku ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach, ale także żołnierzy polskich, którzy zginęli w czasie I i II Wojny Światowej - zaznaczył.
Padło także pytanie o oczekiwania ze strony kapelana Rodzin Wołyńskich wobec władz RP. Ks. Isakowicz-Zaleski podkreślał bowiem, że mimo iż Duda pojechał do Kijowa, o pomordowanych na Kresach Polakach nawet nie wspomniał, ani też nie upamiętnił ich w żaden sposób.
- Należę do tych osób, które głosowały na pana prezydenta Andrzeja Dudę, oczywiście w II turze, bo w I głosowałem na kogoś innego, w 2015 i w 2020 roku. Słyszałem wtedy bardzo obfite obietnice ówczesnego kandydata, także szefowej jego komitetu wyborczego, pani Beaty Szydło - przypomniał.
- Oczekiwałem, jak myślę i wielu innych, że przez osiem lat pan prezydent w końcu zajmie jednoznaczne stanowisko. Niestety lawiruje. Jesteśmy na tydzień przed 80. rocznicą apogeum ludobójstwa i na dobrą sprawę nic nie wiadomo - wskazał.
- Co więcej, pan prezydent podkreśla, że to są sprawy tajne, że on jest dogadany ze stroną ukraińską, ale nie może nic powiedzieć. No więc myślę, że pan prezydent przede wszystkim osiem lat temu dogadał się z Polakami, że będzie prezydentem, a nie z Ukraińcami. Mamy jeden wielki chaos i tak na dobrą sprawę nie wiadomo, co będzie 11 lipca - dodał.
Kto się czym zajmuje?
Ks. Isakowicz-Zaleski odniósł się też do słów Dudy, który stwierdził, że "wolałby, gdyby ks. Isakowicz-Zaleski zajmował się tym, czym powinien zajmować się ksiądz" - nie zaś "polityką".
- Zajmuję się tym, czym powinien się zajmować ksiądz, czyli pochówkiem ofiar, dlatego że jednym z uczynków miłosierdzia chrześcijańskiego jest pogrzebać zmarłych - odparł ks. Isakowicz-Zaleski.
- Do tej pory tego nie zrobiły władze państwowe. Gdyby pan prezydent Polski zajmował się właśnie tym, czym powinien się zajmować prezydent a nie ustawicznym lobbowaniem na rzecz obcego państwa, to myślę nie musiałbym się wypowiadać na temat pochówku ofiar - wskazał.
- Niemniej jednak taką wypowiedź, to ja przypominam sobie z czasów komunistycznych, kiedy członkowie PZPR, partii komunistycznej, mówili, że wszystko jest polityką: nie wolno mówić o Katyniu, nie wolno mówić o pakcie Ribbentrop-Mołotow, no a lud niech tylko pokornie spuści głowę i milczy, a wielcy politycy będą za niego rozwiązywali sprawy - stwierdził.
- W jakiś sposób pan prezydent przejął tę narrację z czasów komunistycznych, wytykając rodzinom ofiar, że nie powinny się tym zajmować - dodał.
"Bieganie z widłami"
Padło także pytanie o komentarz do słów prezydenta, który insynuował zabiegającym o godne pochówki ofiar Rzezi Wołyńskiej "bieganie z widłami".
- To jest właśnie bardzo charakterystyczne dla pana Andrzeja Dudy. Z jednej strony składa obietnice, których nie dotrzymuje. I myślę, że każdy obywatel Rzeczypospolitej, zwłaszcza ten, który na niego głosował, ma prawo mu powiedzieć: panie prezydencie, czemu nie dotrzymałeś słowa w tej sprawie? - odparł duchowny.
- Natomiast określenie "bieganie z widłami" jest prostackie. Ja tu widzę jeden jeszcze element. To jest też takie podejście do środowisk wiejskich ze strony tych, co mieszkają w wielkich miastach, że panu prezydentowi chłopi polscy - a 95 proc. ofiar ludobójstwa to byli chłopi, jak moi dziadkowie - to są właśnie od wideł. Wielka elita jest od wielkich spraw, a chłopi są od wideł - skwitował.
- Niestety myślę, że te słowa będą jednak głównym przesłaniem środowiska obozu władzy dla rodzin ofiar ludobójstwa: że wy jesteście z widłami. Myślę, że to ocenią też wyborcy w październiku, czy im takie określenia z widłami odpowiadają, czy nie - dodał.
Pytany, czy żałuje głosu oddanego na Dudę, ks. Isakowicz-Zaleski stwierdził, że "nie miał specjalnie żadnego wyboru". - W pierwszej turze w czasie jednych i drugich wyborów na niego nie głosowałem, w drugiej turze był wybór, moim zdaniem, żaden. To pan prezydent mnie zawiódł, a nie ja jego - skwitował.
Odniósł się także do apelu rodzin ofiar Rzezi Wołyńskiej wystosowanego do Episkopatu Polski i Ukrainy. - Apel jasno formułuje trzy sprawy: po pierwsze, prawda, a więc przestać nazywać ludobójstwo "jakimiś tam konfliktami polsko-ukraińskimi", czy "czystkami etnicznymi". Po drugie, pochowanie ofiar. I to jest sprawa, która jest największą raną w tych relacjach polsko-ukraińskich, bo ani strona ukraińska ani polska nic nie robi de facto, żeby te ofiary pochować.
I trzecia sprawa: zaprzestanie gloryfikacji zbrodniarzy - wskazał.
- Niestety, te trzy warunki są niespełnione, dlatego ten apel na razie jest bez odpowiedzi, ale już wiadomo, że ta formuła, którą przyjmuje Kościół: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie", jest nieprawdziwa - ocenił.
- Relacje polsko-niemieckie, jednak bardzo trudne, są oparte o to, że Niemcy odcięli się od narodowego socjalizmu, nie zabraniają pochówku ofiar i nie stawiają pomników zbrodniarzom. Więc wtedy powiedzenie "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie" miało sens. W relacjach polsko-ukraińskich tego sensu nie ma - podkreślił.
Pytany o ewentualne plany kontaktu w tej sprawie z władzami RP, ks. Isakowicz-Zaleski stwierdził, że "pisanie do pana prezydenta to jest tyle samo, co pisz na Berdyczów, bo tych listów, petycji było bardzo wiele".
- Pan prezydent nie ma zwyczaju odpowiadać na te pisma, tzn. akurat jak piszą inne środowiska, odpowiada na drugi dzień, ale w wypadku rodzin kresowych - tych rodzin chłopskich - nie ma zwyczaju - dodał.
- Myślę, że rozmowy z panem prezydentem nie mają najmniejszego sensu. Ale gdyby nagle coś oświeciło pana Andrzeja Dudę, że chce się spotkać jednak z rodzinami, to myślę, że rodziny są gotowe. Takie zaproszenie wysłał abp Stanisław Gądecki, w ciągu dwóch dni zebrała się odpowiednia delegacja, która pojechała do Poznania i spotkała się - podsumował.
nczas.com
-------------------------
Pytanie: kim jest tak naprawdę Andrzej Duda? Pozostawię bez komentarza... |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 04.07.23 |
Pobrań: 21 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|