Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
11
Download: Gazetka "Wolne Słowo"
12.09.2023 Zmiany systemu sprawowania władzy w Polsce
O tym, że w Polsce dzieje się coraz gorzej wiemy wszyscy. Nie wszyscy jednak wiemy dlaczego tak się dzieje. Przyczyn zła upatruje się najczęściej w tym, że Polacy podejmują niewłaściwe decyzje wyborcze. Uważa się, że dlatego tak jest, bo ICH wybieramy a nie NAS.

Przez ostatnie 30 parę lat rządzili już i ONI i MY. Różnice były, ale kosmetyczne. Zarówno ONI jak i MY wygrywając wybory bogaciliśmy się kosztem Polski, dbaliśmy o interesy własne bardziej niż o interesy kraju. Jeżeli ktokolwiek czuje się urażony takim stwierdzeniem, bo powie, a my jeszcze nie rządziliśmy, to wam odpowiem tak. Jeżeli uda się wam kiedykolwiek rządzić, to będzie podobnie.

Dlaczego?

Dlatego, że pod rządami obowiązującej Konstytucji z dnia 2 kwietnia 1997 roku inaczej nie da się rządzić. Ta konstytucja umożliwia sprawującym władzę garnięcie pod siebie i nawet jeśli wśród rządzących będą jacyś idealiści, to zostaną oni zdominowani przez tych, co garnięcie pod siebie uznają za cel bycia w polityce. Wśród nas ludzi więcej jest takich, którzy dobra materialne cenią wyżej niż najszlachetniejsze idee.

Całe zło rozpoczyna się od konstytucyjnego sposobu powołania Rady Ministrów. Skuteczne powołanie Rady Ministrów wymaga uzyskania przez nią wotum zaufania Sejmu. W ten sposób Konstytucja wymusza powstanie w Sejmie rządzącej większości, a przez to również opozycji do tej większości. Powiecie Państwo, a co w tym złego? Przecież dla skutecznego rządzenia krajem Sejm musi mieć możliwość uchwalania ustaw, a do tego niezbędna jest większość.

Problem jest w tym, że ta większość może uchwalić każdą ustawę, niekoniecznie korzystną dla rozwoju Polski. Szczególnie wtedy, kiedy Prezydent wybierany w wyborach powszechnych, jest z tego samego obozu politycznego co partie tworzące większość sejmową.

Gospodarką nikt się nie przejmuje. Profesor Mirosław Matyja w jednej ze swoich wypowiedzi na Facebooku napisał : "Jedyną widoczną strategią działania gospodarczego w Polsce jest zasypywanie inflacyjną gotówką potencjalnych wyborców. A więc mamy tu do czynienia z fenomenem tzw. strategii doraźnej, od wyborów do wyborów. A co będzie po wyborach? Naiwne pytanie?. Po wyborach będą kolejne wybory. I tak toczy się polskie koło gospodarczo-finansowe".

Po co i dlaczego tak robią ugrupowania polityczne? Po to, że chcą kupić przedłużenie, bądź zdobycie poparcia wyborczego podatnych na przekupstwo wyborców. Dlatego, że chcą tkwić przy władzy lub zdobyć władzę umożliwiającą podporządkowanie gospodarki kraju interesom swoich rodzin i zwolenników. Partie opozycyjne w obawie przed utratą wyborców popierają populistyczne rozwiązania partii rządzącej. Dla każdej ze stron sporu politycznego władza jest najważniejsza.

Konstytucja jest tak napisana, że większość sejmowa może wszystko. Może nawet wyjąć kawałek placu z podporządkowania władzom samorządowym Stolicy Polski pod zarząd rządowy po to, aby postawić na nim pomnik smoleński.

Większość sejmowa, to również szef tej większości pełniący rolę niekoronowanego Króla Polski, bądź nieformalnego naczelnika państwa, któremu wszystko wolno, nawet bez żadnego trybu.

Zarówno opozycja parlamentarna, jak i Naród nie mają wpływu na treść przepisów prawa, nawet wówczas gdy władza państwowa decyduje o:
- wojnie i pokoju,
- wysyłaniu polskich Sił Zbrojnych na nie naszą wojnę,
- rozbrajaniu i uzbrajaniu polskich Sił Zbrojnych, wydając na ten cel gigantyczne pieniądze,
- sposobie gospodarowania bogactwami naturalnymi znajdującymi się w polskiej ziemi,
- wykorzystaniu pustych przestrzeni podziemnych na magazynowanie groźnych gazów odpadowych,
- rodzaju i wysokości podatków obciążających polskich obywateli,
- tworzeniu pozabudżetowych funduszy wydawanych poza kontrolą parlamentu,
- rozpoczynaniu inwestycji o miliardowych kosztach bez konsultacji i zgody obywateli,
- polityce wobec sąsiadów Polski,
- stałym stacjonowaniu wojsk sojuszniczych na polskiej ziemi,
- budowie elektrowni jądrowych,
- zadłużaniu kraju,
- i w wielu innych sprawach.

Jeżeli Polska jest własnością Narodu, to dlaczego ten Naród nie może uczestniczyć w podejmowaniu decyzji w powyższych sprawach? Chce, czy nie chce, musi przestrzegać przepisów prawa, na które nie wyraził swojej zgody.

Dlaczego Konstytucja mówiąc w Art.4 o władzy zwierzchniej Narodu nie zawiera ani jednego artykułu o prawach tego Narodu do wyrażenia skutecznej, cywilizowanej niezgody na niekorzystne, zdaniem obywateli, rozwiązania ustawowe serwowane przez władze. Dlaczego Naród pozbawiony jest swoich praw jako właściciel państwa? Dlaczego dzieje się tak, że władze publiczne, jako zarządca majątku, mówią nam, właścicielom tego majątku jak mamy żyć, a mając do dyspozycji wojsko, policję i kilkanaście uzbrojonych służb specjalnych, wymuszają na właścicielach określone przez siebie zachowania?

Naród, a zatem każdy obywatel będący cząstką Narodu, tą Konstytucją jest ubezwłasnowolniony. Zdeptana jest jego godność. Praktycznie mamy w Polsce ustrój autorytarny, a szefowie partii politycznych biją się w kampaniach wyborczych o urząd niekonstytucyjnego dyktatora.

Powiedziałem przed chwilą, że całe zło rozpoczyna się od konstytucyjnego sposobu powołania Rady Ministrów, bo skuteczne powołanie Rady Ministrów wymaga uzyskania przez nią wotum zaufania Sejmu. Wymusza to utworzenia w sejmie większości rządzącej i skutkuje powstaniem opozycji. Dwóch zwalczających się bezpardonowo obozów politycznych, z których jeden może wszystko, a drugi nic nie może. Do tej wojny na górze wciągani są również obywatele. Skłóceni jesteśmy niejednokrotnie nawet w rodzinach. Bardzo trafnie wypowiedział się na ten temat Andrzej Lepper: "Wlewają w nas ten jad nienawiści i ci z lewa, i ci z prawa, tylko po to abyśmy się żarli nawzajem, wyzywali i bili się między sobą. A oni? Oni zawsze się dogadają, będą kraść, bogacić się i będą robili z nami co tylko będą chcieli i powiedzą, że to wszystko w imię demokracji."

Po dokonaniu aktu wyborczego oddajemy nasz kraj do dyspozycji zwycięskiemu obozowi politycznemu, który robi co chce i nikt nie może mu w tym przeszkodzić, chociażby swoim działaniem prowadził nas do przepaści.

Tak być nie musi.

Potrzebna jest zamiana obowiązującej Konstytucji na Nową, która stanie się własnością całego Narodu, ustalając przepisy prawa gwarantujące Polskiemu Narodowi należną mu podmiotowość. Na początek wystarczy porzucić błędną teorię, że do zarządzania krajem musi powstać w Sejmie większość niezbędna do uchwalania wotum zaufania dla powoływanej Rady Ministrów.

Przecież wszyscy posłowie zostali wybrani do Sejmu dlatego, że ich programy poparły wielkie grupy obywateli. Każde z Sejmowych ugrupowań uzyskało poparcie co najmniej na poziomie 5% głosujących wyborców. Niech więc dogadują się ze sobą i uchwalają ustawy idąc na kompromisy. Im szersza jest koalicja, tym rządzenie jest trudniejsze i tym trudniejsze jest materialne wykorzystanie faktu sprawowania władzy do bogacenia się rządzących.

Aktualnie Polską zarządza najczęściej partia polityczna, która uzyskała najlepszy wynik wyborczy i ewentualnie jakaś mała partia zapewniająca uzyskanie w Sejmie większości. Druga w rankingu wyborczym partia zazwyczaj przechodzi do opozycji, a przecież głosowało na jej kandydatów kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent wyborców. Dlaczego postulaty programowe tak dużej partii opozycyjnych nie są realizowane? Musimy to koniecznie w nowej Konstytucji zmienić. Rządzenie będzie trudniejsze, bo nie da się uchwalić ustawy w ciągu jednej doby. Potrzebne będą na to miesiące, a może nawet lata. Uchwalanie ustaw będzie musiało pogodzić programy partii wchodzących w skład szerokiej koalicji rządowej. Niczego nie uda się przepchnąć ?legislacyjnym kolanem?.

Polskie partie polityczne nie są do współpracy przyzwyczajone i z pewnością nie wyobrażają sobie innego zarządzania państwem niż poprzez większość Sejmową. W takim razie trzeba ich do tego zmusić. Trzeba zmusić przepisami prawa zawartymi w nowej Konstytucji.

W pierwszej kolejności nowa Konstytucja powinna określić skład liczbowy Rady Ministrów i ustalić kolegialny sposób podejmowania decyzji.. Zapobiegnie to rozrastaniu się tej instytucji do rozmiarów przekraczających zdrowy rozsądek. Rada Ministrów powinna składać się z siedmiu członków. To optymalna liczba w sytuacji, kiedy decyzje są podejmowane kolegialne. Im więcej ministrów, tym trudniej o konsensus. Ponadto siódemka jest liczbą nieparzystą, co uchroni Radę Ministrów przed patowym głosowaniem w przypadku jednakowej liczby głosów ZA i PRZECIW.

Radę Ministrów powinno wybierać Zgromadzenie Narodowe spośród kandydatów czterech ugrupowań politycznych, które w wyborach do Sejmu uzyskały największe poparcie. Trzy partie polityczne o największym poparciu powinny przedstawić Zgromadzeniu Narodowemu po dwóch kandydatów na ministrów, a partia zajmująca czwarte miejsce w poparciu wyborczym - jednego kandydata.

Skąd pomysł na powołanie Rady Ministrów z konkurentów politycznych?

Taki sposób powoływania rządu funkcjonuje w Szwajcarii. Pewna różnica jednak jest między tym jak to funkcjonuje w Szwajcarii a moim tekstem. Odnośnie składu ilościowego poszczególnych ugrupowań politycznych w przyszłym rządzie, szwajcarskie partie porozumiały się między sobą, nazywając to porozumienie ?formułą magiczną? uwzględniającą poparcie społeczeństwa a także mniejszości językowe i regionalne. Formuła magiczna nie jest zapisem konstytucyjnym ani ustawowym. Jest po prostu porozumieniem zawartym między partiami politycznymi. W Szwajcarii jeszcze przed wyborami wiadomo które partie i ilu ministrów wprowadzą do rządu. Dlatego procesowi powoływania szwajcarskiego rządu nie towarzyszy taka rywalizacja polityczna, jaką mamy obecnie na polskiej scenie politycznej. W praktyce najczęściej jest tak, że te same osoby pełnią funkcje ministrów w kolejnych kadencjach.

Formuła magiczna sprawnie funkcjonowała do roku 2003. Zaburzenia wprowadził fakt wysokiego zwycięstwa wyborczego jednej z najmniejszych partii politycznych, co spowodowało konieczność przydzielenia jej przywileju wprowadzenia do rządu swoich przedstawicieli. Od 2003 roku formuła magiczna była kilka razy modernizowana. Szwajcarzy trzykrotnie próbowali zmienić system powoływania rządu, ale trzykrotnie obywatele w referendum nie zgodzili się na proponowane rozwiązania, ponieważ powołanie rządu metodą formuły magicznej gwarantuje dążenie do osiągania kompromisowych rozwiązań i zapobiega przejęciu władzy w kraju przez najsilniejszą partię polityczną samodzielnie lub w koalicji z mniejszą partią.

Nie sądzę, aby polskie partie polityczne zawarły ze sobą porozumienie na wzór szwajcarski. Dlatego, jak już powiedziałem należy je zmusić przepisami zawartymi w nowej konstytucji. Liczba ministrów desygnowanych przez poszczególne ugrupowania polityczne nie byłaby wynikiem negocjacji międzypartyjnych. Wynikałaby wprost z przepisów konstytucyjnych, bez długich politycznych targów.

Żadna partia nie posiadałaby większości w Radzie Ministrów. Tym samym również w Sejmie nie powstałaby większość rządząca, a jeśli nie byłoby większości, to i nie byłoby opozycji. Nie byłoby też naczelnika państwa, na którym realnie opiera cię cała władza. Na obrady parlamentu wróciłby język parlamentarny, bo nie można będzie konkurenta politycznego nazwać złodziejem, kanalią czy innym zdrajcą, gdyż trzeba z nim współpracować, zawierać kompromisy.

Partie miałyby wpływ na wyłanianie kandydatów na ministrów, ale o tym kto ministrem zostanie decydowałoby Zgromadzenie Narodowe, przegłosowując oddzielnie każdego kandydata na ministra. Zwracam uwagę na fakt, że w Sejmie i Senacie nie ma większości i opozycji, więc decyzje o powołaniu poszczególnych ministrów byłyby merytoryczne a nie partyjne. Zatem nie każdy kandydat nominowany przez partię zostałby ministrem. W miejsce kandydata odrzuconego przez Zgromadzenie Narodowe dana partia desygnowałaby na funkcję ministra kolejnego kandydata. Partia desygnując kandydata na ministra nie mogłaby sugerować rodzaju obowiązków wykonywanych w rządzie przez jej kandydata.

Rodzaj wykonywanych zadań i obowiązków ministrowie ustaliliby między sobą po powołaniu całego rządu. To jest bardzo ważna decyzja. Zazwyczaj przy powoływaniu rządu targi między koalicjantami idą o to jakie ministerstwa koalicjantom przypadną. Bój idzie zazwyczaj o ministra spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych, obrony narodowej, finansów i gospodarki.. W przypadku powoływania ministrów według proponowanej procedury takich targów, zabierających czas i nerwy, by nie było.

Powołany rząd, w którym żadna partia nie ma przewagi podzieli się obowiązkami w zaciszy gabinetów, nie nadając rozgłosu toczonym wewnętrznie sporom. Jednemu z ministrów Zgromadzenie Narodowe powierzyłoby dodatkową funkcję Prezydenta Polski na jednoroczną kadencję z zadaniem kierowania pracą Rady Ministrów, swoim resortem, i reprezentowania Polski na zewnątrz.

Myślę, że dużo kontrowersji wywoła konstytucyjna zasada wyboru prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe i to na jednoroczną kadencję. Na rok wybierany byłby również wiceprezydent, który najczęściej zastąpi prezydenta po upływie rocznej kadencji. Jak zaznaczyłem wcześniej prezydent przewodniczy obradom Rady Ministrów, wykonuje zadania jednego z ministrów, reprezentuje kraj na zewnątrz i sprawuje funkcje reprezentacyjne uczestnicząc w ważnych uroczystościach, przyjmując listy uwierzytelniające od przedstawicieli państw obcych, wygłaszając orędzie noworoczne.

Do mocniejszych uprawnień prezydenta należy wydawanie zarządzeń w sprawach pilnych, wymagających szybkiej decyzji nie mogących czekać na posiedzenie Rady Ministrów. Takie zarządzenie prezydent przedstawia do zatwierdzenia Radzie Ministrów na najbliższym posiedzeniu.

Nie będzie nam potrzebny prezydent do podpisywania, lub nie podpisywania uchwalonych ustaw. W podpisywaniu ustaw wyręczą go marszałkowie obu izb parlamentu. Weto prezydenckie zastąpimy silniejszym, bo skutecznym wetem obywatelskim. Do wręczenia nominacji generalskich wystarczy prezydent wybierany przez Zgromadzenie Narodowe. Polskie obywatelstwo nada województwo na wniosek gminy, prawo łaski przejmie Zgromadzenie Narodowe, wojskiem zajmie się minister i generałowie, zarządzeniem wyborów zajmie się Zgromadzenie Narodowe ustalając stały dzień wyborów po upływie kadencji.

Nie trzeba będzie czekać kiedy Prezydent łaskawie ogłosi termin kolejnych wyborów. Przyszły kalendarz wyborczy będzie znany bezpośrednio po wyborach aktualnej kadencji parlamentu, Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie - czy rzeczywiście Polska potrzebuje symboli dominacji władzy nad narodem w postaci pałaców dla premiera i prezydenta, Rady Ministrów i Kancelarii Prezydenta. Nie są nam potrzebni ministrowie prezydenccy dublujący ministrów rządowych. Walczymy o tanie państwo. Potrzebę istnienia prezydenta wybieranego w wyborach powszechnych dosadnie określił Andrzej Lepper mówiąc: Prezydent jest pracowity... gra w tenisa, pływa w basenie, jeździ za granicę, poklepuje się po plecach, ale jakie korzyści ma z tego Polska?

GŁOWĄ PAŃSTWA BĘDZIE SIEDMIOOSOBOWA RADA MINISTRÓW.

Nowa Konstytucja, o której tu mówimy, nie dopuści aby ktokolwiek podejmował jednoosobowo decyzje w istotnych sprawach dla Polski.

Organy wykonawcze państwa i samorządów nie mogą być sprawowane jednoosobowo, a decyzje powinny być przez nie podejmowane kolegialnie. Kierowanie zespołem wykonawczym powinno być corocznie zmieniane. Nowa Konstytucja będzie przewidywać coroczną zmianę na stanowiskach prezydenta kraju, marszałków Sejmu i Senatu. Konstytucje samorządowe podobnie.

Artykuł w nowej Konstytucji, dotyczący powołania rządu, otrzyma brzmienie:
Radę Ministrów wybiera Zgromadzenie Narodowe spośród kandydatów czterech partii politycznych, które w wyborach do Sejmu uzyskały największe poparcie. Trzy partie polityczne o największym poparciu przedstawiają Zgromadzeniu Narodowemu po dwóch kandydatów na ministrów, a partia zajmująca czwarte miejsce w poparciu wyborczym - jednego kandydata.

Jaki skład rządu miałaby Polska po wyborach z 2019 roku?

Załóżmy, że Konstytucja ustali 7 osobowy skład Rady Ministrów.
W 2019 roku wyborcy udzielili następującego poparcia poszczególnym ugrupowaniom politycznym:
- PiS 43,59%,
- KO 27,40%,
- SLD 12,56%,
- PSL 8,55%,
- Konfederacja 6,81%
- MN 0,17%
- Pozostałe 0,92%
Skład 7 osobowej Rady Ministrów byłby następujący:
- PiS 2 ministrów,
- KO 2 ministrów,
- SLD 2 minister,
- PSL 1 minister.

W stosunku do tak wyłonionego rządu, jak i poszczególnych ministrów nie byłoby głosowane wotum zaufania, bo kto w takim rządzie miałby zażądać głosowania nad wotum zaufania, jeśli największe partie polityczne, zgodnie z Konstytucją, ten rząd reprezentują. Ewentualne konsekwencje prawne poszczególni ministrowie ponosiliby po zakończeniu kadencji.

Byłby to silny rząd koalicji największych partii politycznych na całą kadencję, zmuszony konstytucyjnie do współpracy i zawierania licznych kompromisów przy opracowywaniu ustaw i podejmowaniu innych kolegialnych decyzji.

Członkowie takiego rządu dążyliby do zachowania najdalej idącego konsensusu w określonej sprawie, ale podejmując kolegialnie decyzję poprzez głosowanie, przy braku konsensusu, mieliby obowiązek bronić przegłosowanej decyzji niezależnie od tego czy się z nią zgadzają.

Ścieranie się poglądów podczas dyskusji w takiej Radzie Ministrów przy wypracowywaniu decyzji byłyby poufne. Żaden spór, czy kłótnia ministrów nie mogłaby ujrzeć światła dziennego. Ministrowie w publicznych wypowiedziach nie mogliby krytykować podejmowanych decyzji ani innych ministrów.
Czy wyobrażacie sobie, że taka Rada Ministrów opracowałaby ustawę podporządkowującą sądownictwo którejkolwiek partii politycznej? Czy wyobrażacie sobie, że taki rząd opracowałby ustawę Lex Tusk? Czy ministrowie tego rządu mogliby przydzielać środki finansowe organizacjom popierającym program którejś partii politycznej?

Zdaję sobie sprawę z tego, że przedstawiony wyżej sposób powołania Rady Ministrów spotka się z totalną krytyką partii politycznych. Nie po to przecież obiecują wyborcom gruszki na wierzbie aby dzielić się władzą z tymi, którzy nie potrafili tych gruszek odpowiednio sprzedać. Jeżeli Zjednoczona Prawica (PIS) w 2019 roku osiągnęła 43,59% poparcia, to z pomocą metody d`Hondta osiągnęła większość pozwalającą na samodzielne rządy, a SLD tylko 12,56% i obie te partie są zrównane w liczbie ministrów? To niesprawiedliwe!.

Otóż Szanowni Państwo. Radę Ministrów według Nowej Konstytucji tworzyć się będzie z przedstawicieli najpopularniejszych partii politycznych nie po to, aby zadowolić takie czy inne ugrupowanie polityczne. Tworzy się ją po to, aby projekty ustaw przez nią opracowywane uwzględniały godność człowieka i służyły Ojczyźnie. Pod rządami Nowej Konstytucji wysoki poziom poparcia wyborczego daje partii politycznej większą możliwość oddziaływania na kształtowanie poglądu i woli Narodu, bo w ostatecznym rozrachunku to Naród decyduje jakich przepisów prawa chce przestrzegać.

Zaproponowany udział największych partii politycznych w formowanej Radzie Ministrów zapewnia, że nikt nie będzie sprawować autorytarnej władzy w Polsce.

Czy tak powołana Rada Ministrów zawsze będzie uchwalać ustawy korzystne dla obywateli?
Powinna, ale licho nie śpi. Mogą zdarzyć się ustawy nieakceptowalne dla obywateli. Co z tym zrobić?

W nowej konstytucji powinniśmy się upodmiotowić jako Naród, i to na szczeblu krajowym i samorządowym.

Wyposażyć się w instrumenty prawne umożliwiające stałą kontrolę zarządzających państwem i samorządem.
Nadać sobie prawo inicjatywy w sprawie częściowej i całkowitej zmiany konstytucji. Zakończonej ogłoszeniem referendum w tej sprawie, na żądanie ustalonej grupy obywateli (np. 300 000).Powinniśmy także decydować w sprawie innych aktów prawnych, również poprzez referendum ogłaszane na żądanie ustalonej grupy obywateli (np. 200 000). Takie referendum nazywane jest referendum fakultatywnym, albo wetem obywatelskim. Fakultatywnym dlatego, że nie musi być ogłaszane w sprawie każdego aktu prawnego. Ogłaszać je będziemy w ciągu 100 dni od oficjalnego opublikowania danego aktu prawnego, na który nie chcemy się zgodzić.

Dotyczyć to może takich aktów prawnych jak:
1) ustawy Rzeczpospolitej
2) ustawy Rzeczpospolitej uznane za pilne, których czas obowiązywania przekracza rok;
3) uchwały Rzeczpospolitej, o ile przewiduje to konstytucja lub ustawa;
4) umowy międzynarodowe, które:
5) są bezterminowe i nie przewidują wypowiedzenia;
6) przewidują przystąpienie do organizacji międzynarodowych;
7) zawierają ważne przepisy prawne, których wdrożenie wymaga zmiany ustawodawstwa Rzeczpospolitej.

Nowa konstytucja powinna przewidywać również referendum obligatoryjne, obowiązkowo ogłaszane przez władze dla rozstrzygnięcia przez obywateli spraw ważnych wymienionych w konstytucji. Między innymi takich jak:
- całkowita lub częściowa zmiana Konstytucji niezależnie od tego kto jest jej autorem,
- przystąpienie Polski do organizacji zbiorowego bezpieczeństwa lub do wspólnot ponadnarodowych,
- udzielenie podmiotowi polskiemu z udziałem kapitału zagranicznego oraz podmiotowi zagranicznemu koncesji na wydobycie zasobów naturalnych znajdujących się w polskiej ziemi,
- udzielenie zgody na stałe stacjonowanie na polskiej ziemi wojsk sojuszniczych,
- jednorazowy wydatek z budżetu państwa przekraczający kwotę 50 miliardów złotych,
- i inne.

Referenda, o których wyżej mowa powinny być wiążące zgodnie z wolą głosujących obywateli. Nie powinny zawierać progów frekwencyjnych. Każdy ma prawo głosować. Nie biorący udziału w referendum godzą się na wynik ustalony przez głosujących.

Ważna kwestia w sprawie uchwalania nowych ustaw.

W dyskursie publicznym w Polsce, wśród zwolenników demokracji bezpośredniej, dosyć powszechnie uważa się, że referendum fakultatywne lub inicjatywa obywatelska, będzie służyło do uchwalania nowych ustaw. Niektórzy dyskutanci do tego stopnia się rozpędzają, że zaczynają twierdzić, iż po wprowadzeniu do konstytucji instrumentów demokracji bezpośredniej (Inicjatywa obywatelska Weto obywatelskie i Referendum) nie będzie nam potrzebny Sejm i Senat. Ustawy sami sobie będziemy uchwalać.

TAK NIE BĘDZIE.

Zgodnie z nową Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej z inicjatywą ustawodawczą będzie mógł wystąpić każdy poseł i każdy senator, komisja parlamentarna, frakcja parlamentarna, województwo, oraz Rada Ministrów. Nie ma tu Jasia spod budki z piwem. Praktycznie najczęściej projekty nowych ustaw wnosić będzie Rada Ministrów.

Inaczej będzie przedstawiać się ta sprawa na poziomie województwa. Konstytucja wojewódzka przewidywać będzie ogłoszenie referendum fakultatywnego, między innymi w sprawie uchwalenia, zmiany lub uchylenia jakiegokolwiek prawa wojewódzkiego, na żądanie ustalonej dla danego województwa grupy obywateli uprawnionych do głosowania, ustalonej liczby gmin, lub ustalonej liczby członków Rady Województwa. Ustalonej dla danego województwa dlatego, że w każdym województwie może być inna liczba obywateli, gmin, członków Rady Województwa.

Rada Ministrów składająca się z przeciwników politycznych i upodmiotowienie wyborców, to warunki niezbędne dla zarządzania państwem z korzyścią dla obywateli. Będzie również gwarantem zachowania godności Narodu Polskiego, który faktycznie, a nie werbalnie będzie sprawować w Rzeczypospolitej władzę zwierzchnią.

Wiele osób zaangażowanych i rozumiejących potrzebę zmiany sposobu zarządzania krajem uważa, że wpisanie do konstytucji tylko instrumentów demokracji bezpośredniej w postaci referendum dotyczącego zmiany konstytucji i referendum fakultatywnego rozwiążą problemy Polaków. Nie ma potrzeby, według nich, zmieniania całej konstytucji, w tym również opisanego wyżej sposobu powoływania rządu. Moim zdaniem nie mają racji.

Dlaczego?

Dlatego, że jeśli zostawimy dotychczasowy sposób powoływania Rady Ministrów, to w Sejmie pozostanie większość umożliwiająca uchwalenie wotum zaufania dla rządu i umożliwiająca uchwalanie ustaw siłą większości sejmowej. Powstanie też opozycja, która w dotychczasowym systemie jest ubezwłasnowolniona, a po wpisaniu do Konstytucji instrumentów demokracji bezpośredniej będzie mogła odwołać się do zdania narodu, poprzez zebranie podpisów o referendum w sprawie konstytucji i ustawy. Zatem nie można powiedzieć, że wpisanie do konstytucji tylko instrumentów demokracji bezpośredniej nic nie daje. Daje i to dużo, rządzący muszą liczyć się ze zdaniem opozycji i obywateli.

Zarządzanie krajem to jednak podejmowanie przez rząd bardzo, bardzo wielu decyzji, nie koniecznie poprzez ustawy uchwalane w parlamencie. Chociażby takich jak obsadzanie stanowisk rządowych, w radach nadzorczych i zarządach spółek skarbu państwa, w administracji i instytucjach centralnych. To są funkcje, które w aktualnym systemie opanowane są przez ludzi większości sejmowej. I nadal takimi pozostaną. Personel niektórych po wyborach i zmianie większości sejmowej wymieniany jest od prezesa do sprzątaczki.

Myślicie Państwo, że po wpisaniu do Konstytucji tylko instrumentów demokracji bezpośredniej większość sejmowa odpuści? Sądzę, że nie. Ustawa będzie gonić ustawę, zmiana uchwalonej ustawy gonić będzie zmianę. Opozycja utraci znaczenie w obradach sejmu, bo większość rządząca odbierze jej czas wystąpień i przegłosuje każdą ustawę jaką tylko zechce.

Jeżeli w każdej najdrobniejszej sprawie zechcemy zbierać podpisy i ogłaszać referendum, to nie nadążymy z głosowaniem i sprofanujemy ideę referendum. Procedura powoływania Rady Ministrów z przeciwników politycznych potrzebna jest też po to, aby już na etapie pomysłu dotyczącego uchwalenia ustawy podlegała ona wstępnemu uzgodnieniu głównych sił politycznych. Ustawa o sądownictwie podporządkowująca sądownictwo partii rządzącej zostałaby wyeliminowana już na etapie projektu. Nie byłyby potrzebne podpisy, nie byłoby potrzebne referendum.

Ten rząd będzie podejmować decyzje kolegialnie i nie dopuści do tego aby intratne stanowiska w spółkach skarbu państwa, administracji, instytucjach centralnych były po każdych wyborach parlamentarnych zmieniane, lub podporządkowywane jakiejś jednej partii politycznej, która w wyborach osiągnęła najwyższe poparcie.

Chciałbym abyśmy zrozumieli, że konstytucyjne powołanie Rady Ministrów z przeciwników politycznych jest dla prawidłowego działania państwa tak samo ważne jak instrumenty demokracji bezpośredniej. Ministrowie z różnych opcji politycznych przypilnują się wzajemnie przed przejmowaniem państwa przez którąkolwiek z partii politycznych. Ta Rada Ministrów składająca się z konkurentów politycznych będzie kontrolować i ujarzmiać samą siebie.

To oczywiście nie są wszystkie zmiany, które powinny być wprowadzone do nowej Konstytucji, ale myślę, że na potrzeby dyskusji między nami w dniach 16 i 17 września zmiana sposobu powoływania rządu i upodmiotowienie obywateli wystarczą.

Marian Waszkielewicz
Autor jest uczestnikiem dyskusji w Klubie Myśli Polskiej - Katowice.

https://myslpolska.info
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 12.09.23 Pobrań: 55 Pobierz ()
13.09.2023 Wojny
Wojna na Ukrainie trwa w najlepsze, polski rząd zadłuża się na potęgę i nikt nie zwraca uwagi na to, jak wielkie jest to zagrożenie. Owszem, niektórzy lamentują, że dług będzie tak wielki, że nawet nasze wnuki tego nie spłacą.

Problem jednak polega na tym, że tu wcale nie chodzi o jego spłacenie. Wojny kosztują i rządzący zawsze zadłużali się, by je prowadzić.

II pokój toruński - traktat zawarty w Toruniu 19 października 1466 roku pomiędzy Polską a zakonem krzyżackim, kończący wojnę trzynastoletnią, trwająca w latach 1454-1466. Papiestwo, stojąc po stronie Krzyżaków, nie zatwierdziło uchwał zawartego pokoju.

Postanowienia II pokoju toruńskiego to m.in.:

* Królestwo Polski odzyskało Pomorze Gdańskie z Gdańskiem (jako Prusy Królewskie), ziemię chełmińską i ziemię michałowską
* Polska uzyskała Warmię i Powiśle z Żuławami, a w ich obrębie miasta pruskie, m.in. Malbork i Elbląg.

Tak o tym pisze Wikipedia. Natomiast Antoni Mączak w książce Rządzący i rządzeni (1986) pisze:

"Szczególnie niszczące dla fiskusa były długotrwałe wojny. Konflikt polsko-krzyżacki, zwłaszcza trzynaście lat wojny 1454-1466, osłabił obie strony. Król polski na mocy statutów wymuszonych przez szlacheckie pospolite ruszenie w pierwszych miesiącach wojny utracił prawo nakładania podatków bez zgody sejmików, nadto prowadząc wojnę w dużym stopniu za pieniądze zbuntowanych przeciw Krzyżakom stanów pruskich, musiał odstąpić wielkim tamtejszym miastom sporą część domen Zakonu na terenach ostatecznie zdobytych. Z reszty trzeba było też niemało oddać w długotrwałe posiadanie dowódcom oddziałów zaciężnych."

Z kolei Wikipedia tak pisze o Związku Pruskim:

"W dniu 4 lutego 1454 Tajna Rada wysłała z Torunia do Malborka poselstwo z listem, w którym formalnie wypowiedziała wielkiemu mistrzowi krzyżackiemu posłuszeństwo. Wkrótce do Krakowa udał się z poselstwem Hans von Baysen, który w imieniu Związku Pruskiego zwrócił się do króla Kazimierza Jagiellończyka o przyłączenie Prus do Polski. W dniu 21 lutego 1454 roku Baysen został przyjęty na posiedzeniu rady koronnej i wygłosił mowę z prośbą o inkorporację. Rada przegłosowała prośbę i król się do niej przychylił. Następnego dnia król wypowiedział Zakonowi wojnę. Akt inkorporacji wystawiony 6 marca 1454 r. oznaczał równocześnie początek wojny trzynastoletniej, finansowanej głównie przez Związek Pruski (pół miliona dukatów), w tym wielkie miasta pruskie: Gdańsk (470 tys. florenów węgierskich) i Toruń (124 tys. florenów węgierskich), króla Kazimierza (pół miliona dukatów) i społeczeństwo Królestwa Polskiego (pół miliona dukatów). W maju król Polski odebrał hołd w Toruniu od Ziemi chełmińskiej, 11 czerwca w Elblągu od Gdańska i m.in. Elbląga oraz od trzech biskupów pruskich. W Królewcu hołd odebrał kanclerz Jan z Koniecpola."

Z powyższych cytatów wynika, że Kazimierz IV Jagiellończyk to, co zdobył na Krzyżakach, musiał oddać miastom pruskim. W sumie więc Polska, jako państwo, nic nie zyskała i można powiedzieć, że była to wojna w interesie Związku Pruskiego, który wciągnął ją do tej wojny. W praktyce był to początek likwidacji zakonu krzyżackiego, ale w taki sposób, by wszystko zostało w rodzinie. Samo przyłączenie Pomorza Gdańskiego do Polski w sytuacji, w której król był dłużnikiem Związku Pruskiego i miast pruskich, to była taka sztuka dla sztuki.

Trwa kampania wyborcza, statek tonie, a zabawa w wybory trwa. Zabawa, bo o sprawach najważniejszych, czyli stanie finansów państwa, nikt nie mówi. Jeśli zadłużenie jest tak wielkie, że nie da się go spłacić, a kredytujący nadal udziela pożyczek, to dlaczego to robi? Dlatego, że rząd polski, podobnie jak Kazimierz Jagiellończyk, będzie musiał "sporą część domen" odstąpić temu, od kogo pożyczył pieniądze. A on zdecyduje o tym, czy domenę zachodnią oddać "stanom pruskim", a resztę połączyć z domeną zachodniej Ukrainy i do tego nowego tworu dodać domenę białoruską.

Taka jest niewidzialna potęga kreowanego z niczego pieniądza. W takiej sytuacji pożyczającemu wcale nie zależy na tym, by dłużnik oddał mu z procentami te g..no warte pieniądze, bo on je może sobie w każdej chwili dodrukować czy wykreować, bo to on ma monopol na ten proceder.

Wojny to najlepsza okazja do tego, by niebotycznie zadłużać walczące strony, a ponieważ koszty ich są tak wielkie, że żadna ze stron nie jest w stanie spłacić zaciągniętych kredytów, to rozliczenie musi nastąpić w innej formie. Bardzo możliwe, że to dlatego wymyślono podatek dochodowy, by wmówić ludziom, że to wszystko z ich podatków i ukryć w ten sposób fakt, że kreowanie pieniądza z niczego służy zupełnie innym celom, niż operacje finansowe i zyski z nich czerpane, choć również może być w tym celu wykorzystywane.

Wiesław Liźniewicz
https://bb-i.blog
-------------------------------

W sprawie obchodzenia konstytucyjnych limitów zadłużania Michał Wawer zauważył, że mamy do czynienia z "festiwalem tworzenia pozabudżetowych funduszy, które formalnie, wg krajowej metodologii, nie są wliczane do długu publicznego".
Podczas konferencji podkreślono, że zarówno PiS, jak i Platforma Obywatelska tworzą koalicję partii, które dążą do zadłużenia Polski do granic bankructwa. Konfederacja uważa, że te partie nie przejmują się długoterminowymi konsekwencjami swoich działań i dążą jedynie do zaspokojenia swoich krótkoterminowych interesów.
Link

Krzysztof Baliński... przegrywamy z kretesem, za Krym - oprócz Polski, nikt nie chce umierać... wiemy, że jest wojna, ale nie wiemy, kto strzela.

Co Lech uzyskał w zamian za poparcie "naszej wojny" w Iraku? Żydowskie roszczenia majątkowe. A co jego brat w zamian za umizgi wobec nowojorskich trockistów? Tytuł "mocarstwa humanitarnego" i zaszczyt bycia największym dostawcą pomocy wojskowej dla Ukrainy. Przypomnijmy - interesy w "wyzwolonym" Iraku robił każdy, tylko nie my. Z wartego 3 mld dolarów programu uzbrojenia nowej irackiej armii, 85 procent przypadło Ukraińcom, tym samym, którzy biorą od nas broń za darmo. Czy czegoś to nie przypomina? Kaczyński robi wszystko, by "strategiczni partnerzy" uznali go za jedynego plenipotenta swoich interesów w Polsce. Problem w tym, że aby to osiągnąć musi zapomnieć o polskich interesach. I na tej ścieżce postąpił już bardzo daleko. Scenariusz, w którym Biden dogaduje się z Putinem, a Kaczyński przygląda się temu z rozdziawioną gębę, wydawał się koszmarem. Ale tak się właśnie dzieje - przegrywamy, i to z kretesem, bo za Krym, oprócz Polski, nikt nie chce umierać. Na koniec powtórzmy raz jeszcze: Wiemy, że jest wojna, ale nie wiemy, kto strzela.
Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.09.23 Pobrań: 53 Pobierz ()
13.09.2023 Casus rodziny Ulmów?
Znów powtórzę, nadgorliwy, bezmyślny katolik jest taki sam, jak islamski talib.

Kościół posoborowy mocno kontrolowany ostatnimi czasy przez talmudycznych "starszych braci" zamienił się w hurtownię, albo fabrykę od produkcji "błogosławionych i świętych".

Temat heroiczności rodziny Ulmów kilku teologów już skomentowało. Z punktu widzenia prawa kościelnego jest wiele zaniedbań i sprzeczności, ale nie będę się nad tym rozwodził...

Generalnie Szanowny katoliku, jeśli miła ci jest retoryka pozbawienia siebie życia i swojej rodziny za obcych, bo taką dwa dni temu dostałeś, to powiem krótko - nie masz moralnego prawa i jakiegokolwiek prawa poświęcać życia swojej żony i swoich dzieci, aby ratować kogokolwiek, a zwłaszcza obcych.

Możesz sam się wyniszczyć jeśli chcesz, ale życie swoich dzieci, które powierzył ci Bóg jest nadrzędne. Czyli - masz obowiązki wedle stanu - najpierw bronisz swojej najbliższej rodziny, czyli żonę i dzieci, potem dalszą rodzinę, potem sąsiadów, potem innych powinowatych rodaków?na końcu możesz bronić obcych, o ile uzgodnisz to z najbliższą rodziną i żoną, bo talmudyści są dla katolików obcy... dokładnie tacy jak "przybysze z Marsa".

Jeśli to rozkminisz i dojdzie do ciebie, że nawet św Józef nie poświęcił swojej rodziny, aby Herod ją rozszarpał, to zaczniesz normalnie myśleć i dojdzie do ciebie, że ktoś tutaj cię nieźle wkręca...

Po beatyfikacji rodziny Ulmów przekaz od talmudystów dla katolików jest jasny... "dobrze z punktu widzenia katolika jest poświęcić życie dla żydów". Jestem przekonany, że talmudyści szykują już areny i nie karmią lwów, aby jeśli trafi się okazja znów wystawić wiernych na próbę i pewną śmierć.

Powtórzę więc jeszcze raz, jeśli kiedykolwiek katoliku łykniesz tą retorykę i będziesz miał pokusę, aby poświecić życie swoich najbliższych w imię przetrwania, życia tzw "wybranych", to wylej sobie wpierw kubeł zimnej wody na łeb, ostudź czerep...nie masz moralnego i jakiegokolwiek prawa szafować życiem swojej żony i swoich dzieci...

Autor: Kogut Dyrektor
http://trybeus.blogspot.com
-----------------------------------

Jest dość oczywiste, że pseudokościół wmusza katolikom przekonanie, iż za pomoc żydom - a nie za czyny na chwałę Bożą - można być wyniesiony na ołtarze.
Nie zadam pytania, czy Ulmów beatyfikowano by za pomoc Polakom...
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.09.23 Pobrań: 54 Pobierz ()
13.09.2023 ?Zbiegowisko kanalii? ? jak Roman Dmowski przewidział wojnę na Ukrainie
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.09.23 Pobrań: 53 Pobierz ()
13.09.2023 "Zbiegowisko kanalii" - jak Roman Dmowski przewidział wojnę na Ukrainie
"Kolekcja kanalii" i "zbiegowisko aferzystów" - tak Roman Dmowski określał środowiska, które mogą chcieć rozgrywać kwestię ukraińską. Blisko 100 lat temu, w roku 1930 Roman Dmowski opublikował swoje opracowanie pt. "Kwestia ukraińska". Tekst ten poraża dziś swoim trafnym i aktualnym przesłaniem. Czytając ten tekst, czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że został napisany współcześnie, w roku 2023.

Na początku lat dwudziestych lider obozu Narodowej Demokracji, były szef Komitetu Narodowego Polskiego oraz były minister spraw zagranicznych rządu RP praktycznie porzucił aktywną działalność publiczną. W kraju od kilku lat szalał terror rządów sanacyjnych, w roku 1930 aresztowano najwybitniejszych polityków opozycji do rządów Piłsudskiego. Było to preludiom do słynnego procesu brzeskiego, w trakcie którego orzeczono kary więzienia dla uznanych polskich polityków opozycyjnych. Za kratki mieli wkrótce pójść tak oddani polskiej sprawie ludzie, jak Wincenty Witos czy Wojciech Korfanty. O Berezie Kartuskiej na razie niewiele się słyszało, ale już wkrótce wątpliwe uroki tego poleskiego miasteczka, a zwłaszcza zlokalizowanego właśnie tam specjalnego obozu odosobnienia, poznać mieli wszyscy ci, którzy ważyli się zadrzeć z marszałkiem. Roman Dmowski mieszkający już od pewnego czasu w dworku w podpoznańskim Chludowie oddał się niemal całkowicie swojej działalności pisarskiej i publicystycznej. Pod pseudonimem Kazimierz Wybranowski spisał nawet powieść historyczną pt. "Dziedzictwo", ale przede wszystkim pisał opracowania społeczno-polityczne, w tym szczególnie chętnie o tematyce międzynarodowej, w której czuł się szczególnie kompetentny.

Kierunek Wschód

Polityka wschodnia II RP, szczególnie kwestia rosyjska, była mu szczególnie bliska, a to przede wszystkim ze względu na jego polityczną drogę (był przecież przez wiele lat posłem do rosyjskiej Dumy Państwowej, a politycy obozu, któremu patronował, byli w dużej mierze odpowiedzialni za przebieg i kształt granicy wschodniej niepodległej Polski. Tezy, które Dmowski przedstawił w swojej pracy, mogły ówczesnych czytelników zaskoczyć, być może nawet szokować. Ukraina jako niezależny byt państwowy wówczas nie istniała, a jej narodowe terytorium podzielone było pomiędzy silniejszych sąsiadów. Przede wszystkim Polskę i Rosję Sowiecką, w mniejszym stopniu Czechosłowację i Rumunię. I choć wewnętrzne problemy na tle stosunków narodowościowych polsko-rusińskich przetaczały się regularnie przez polską scenę polityczną, to nie stanowiły w żadnym wypadku najważniejszej osi dyskursu politycznego w kraju.

A jednak Dmowski w "Kwestii ukraińskiej" postawił tezę, że zagadnienie ukraińskiej tożsamości jest problematem nie tylko wagi regionalnej, ale wręcz ogólnoświatowej.

"Jednym z ważniejszych zagadnień naszej polityki zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej - jest kwestia ukraińska. Pojmuje się ją powszechnie jako jedną z kwestii narodowości, które się obudziły do samoistnego życia w dziewiętnastym stuleciu, podniosły swą mowę z narzecza ludowego do godności języka literackiego, a w końcu osiągnęły niezawisły byt państwowy."

Dmowski antycypował, że prędzej czy później musi pojawić się niepodległe państwo ukraińskie.

"W tym pojęciu, na mapie Europy - zjawienie się odrębnego państwa ukraińskiego - jest tylko kwestią czasu i to niedalekiego".

Lider polskiego ruchu narodowego widział ogromne możliwości przyszłego państwa kijowskiego. Rozumiał jego potencjał ludnościowy oraz potęgę wynikającą z ogromnych bogactw naturalnych w zakresie produkcji żywności czy eksploatacji kopalin. Już w siedemnastym stuleciu ziemie ukrainne określano jako Egipt Wschodu i wielki spichlerz Europy. Dlatego też szczególnie akcentował predyspozycje gospodarcze dawnej Rusi Kijowskiej. Jednocześnie krytykował ówczesne polskie elity, które kwestię ukraińską traktowały z lekceważeniem.

"Kwestia ukraińska w obecnej swojej postaci daleko wykracza poza granice miejscowego zagadnienia narodowości: jako kwestia narodowości - jest ona o wiele mniej interesująca i mniej doniosła, niż jako zagadnienie gospodarczo-polityczne, od którego rozwiązania zależą wielkie rzeczy w przyszłym układzie sił nie tylko Europy, ale całego świata. To jej znaczenie trzeba przede wszystkim rozumieć, ażeby móc w niej zająć jakiekolwiek świadome własnych celów stanowisko. Nie licząca się z nim polityka ukraińska będzie niepoczytalną.

Kwestii tedy ukraińskiej nie można tak traktować, jak się traktuje kwestię pierwszej lepszej narodowości, obudzonej do życia politycznego w XIX stuleciu. Znaczeniem swoim przerasta ona wszystkie inne ze względu na liczbę ludności mówiącej po małorusku, jak na rolę obszaru przez nią zajmowanego i jego bogactw naturalnych w zagadnieniach polityki światowej."

Kolekcja kanalii

Obserwując, co od kilkunastu lat, a szczególnie silnie od wiosny ubiegłego roku, dzieje się nad Dnieprem, można się szczerze zdumieć nad profetyzmem i umiejętnością przenikania przyszłych wydarzeń urodzonego w Warszawie polityka. Dmowski pisze, że pojawienie się niepodległego państwa nad Dnieprem wywoła efekt pojawienia się tam "zbiegowiska aferzystów", stając się poletkiem dla mętnych interesów "bogatej kolekcji międzynarodowych kanalii". Czy to nam dziś czegoś nie przypomina? Oczywiście język pana Romana może dziś szokować, ale wówczas nie odbiegał specjalnie swym zabarwieniem emocjonalnym od polskiej średniej (żeby przypomnieć choćby słynne prostackie wypowiedzi Piłsudskiego).

"Nie ma siły ludzkiej, zdolnej przeszkodzić temu, ażeby oderwana od Rosji i przekształcona na niezawisłe państwo Ukraina stała się zbiegowiskiem aferzystów całego świata, którym dziś bardzo ciasno jest we własnych krajach, kapitalistów i poszukiwaczy kapitału, organizatorów przemysłu, techników i kupców, spekulantów i intrygantów, rzezimieszków i organizatorów wszelkiego gatunku prostytucji: Niemcom, Francuzom, Belgom, Włochom, Anglikom i Amerykanom pośpieszyliby z pomocą miejscowi lub pobliscy Rosjanie, Polacy, Ormianie, Grecy, wreszcie najliczniejsi i najważniejsi ze wszystkich Żydzi. Zebrałaby się tu cała swoista Liga Narodów...

Te wszystkie żywioły przy udziale sprytniejszych, bardziej biegłych w interesach Ukraińców, wytworzyłyby przewodnią warstwę, elitę kraju. Byłaby to wszakże szczególna elita, bo chyba żaden kraj nie mógłby poszczycić się tak bogatą kolekcją międzynarodowych kanalii."

Ideowy przywódca endecji oczywiście dostrzegał wagę, jaką stanowił aspekt ukraiński w polityce niemieckiej. Już od drugiej połowy XIX wieku emancypacja dążeń Rusinów była wykorzystywana przez rządy monarchii Habsburgów i Hohenzollernów w walce z głównym przeciwnikiem Niemczyzny na wschodzie, za jaki tradycyjnie uważana była Polska. Rodzący się ukraiński ruch narodowy obok nieco słabszego litewskiego czy białoruskiego miał osłabiać polskie dążenia do odbudowy dawnej Rzeczpospolitej.

"Już pod koniec ubiegłego stulecia zajęła ona poczesne miejsce w planach polityki Niemiec, pod których patronatem została tak szeroko postawiona. Odbudowanie państwa polskiego nie zmniejszyło, ale raczej zwiększyło jej znaczenie w widokach polityki niemieckiej: z jej rozwiązaniem wiążą się nadzieje na zmianę granicy niemiecko-polskiej i na zredukowanie Polski do obszaru, na którym byłaby państewkiem nic nie znaczącym, od Niemiec całkowicie uzależnionym. Ekonomiczna zaś strona kwestii tak wielką rolę grająca w widokach mocarstwa Hohenzollernów, dla dzisiejszych Niemiec, przy ich potężnych trudnościach gospodarczych, jest jeszcze donioślejsza. Niewątpliwie miał ją między innymi na myśli szef rządu niemieckiego, gdy niedawno w swej mowie wskazywał główne źródło finansowych i gospodarczych kłopotów niemieckich w układzie rzeczy politycznych na wschód od Niemiec.

W ostatnich latach, dzięki węglowi i żelazu Zagłębia Donieckiego oraz nafcie kaukaskiej, Ukraina stała się przedmiotem żywego zainteresowania przedstawicieli kapitału europejskiego i amerykańskiego i zajęła miejsce w ich planach gospodarczego i politycznego urządzenia świata na najbliższą przyszłość.

Do tego trzeba dodać - co nie jest wcale najmniej znaczącym - rolę, jaką Ukraina obok Polski odgrywa w zagadnieniach polityki żydowskiej."

Polski polityk doskonale przewidział, że niepodległa Ukraina wkrótce może zacząć dryfować nie w kierunku tworzenia zdrowych podstaw silnego i niepodległego państwa, ale powoli zacznie przekształcać się w coś na kształt "międzynarodowego przedsiębiorstwa" toczonego przez "szybki postęp rozkładu i zgnilizny".

"Ukraina stałaby się wrzodem na ciele Europy; ludzie zaś marzący o wytworzeniu kulturalnego, zdrowego i silnego narodu ukraińskiego, dojrzewającego we własnym państwie, przekonaliby się, że zamiast własnego państwa, mają międzynarodowe przedsiębiorstwo, a zamiast zdrowego rozwoju, szybki postęp rozkładu i zgnilizny. Ten, kto przypuszcza, że przy położeniu geograficznym Ukrainy i jej obszarze, przy stanie, w jakim znajduje się żywioł ukraiński, przy jego zasobach duchowych i materialnych, wreszcie przy tej roli, jaką posiada kwestia ukraińska w dzisiejszym położeniu gospodarczym i politycznym świata, mogłoby być inaczej - nie ma za grosz wyobraźni.

Kwestia ukraińska ma rozmaitych orędowników, zarówno na samej Ukrainie, jak poza jej granicami. Między ostatnimi zwłaszcza jest wielu takich, którzy dobrze wiedzą, do czego idą. Są wszakże i tacy, którzy rozwiązanie tej kwestii przez oderwanie Ukrainy od Rosji przedstawiają sobie bardzo sielankowo. Ci naiwni najlepiej by zrobili, trzymając ręce od niej z daleka."

Ukraina i kwestia chińska

W swej pracy Dmowski dostrzegał istotną rolę Chin w naszej wschodnio-europejskiej układance. Ostrzegał wprost, że pozbawienie Rosji (nie ważne w jakiej formie ustrojowej) gospodarczego znaczenia Donbasu i rolniczego zaplecza słynnych ukraińskich czarnoziemów osłabi mocarstwo moskiewskie w nieubłaganej konfrontacji z Państwem Środka. Było to o tyle zaskakujące, że ówczesna Republika Chińska była państwem pogrążonym w anarchii i piekle wojen domowych, które rozdzierały dawne azjatyckie imperium. Już wkrótce kraj ten miał zmierzyć się agresją Cesarstwa Japonii. W tej sytuacji mało kto zawracał sobie ówcześnie głowę potencjalnym chińskim zagrożeniem. Dmowski przeciwnie, już w okresie międzywojennym dostrzegał ogromny potencjał Chin i przewidywał, że prędzej czy później państwo to stanie się super-mocarstwem.

"Gdyby Rosja została pozbawiona Ukrainy, a przez to węgla, żelaza i nafty została pozbawiona - jej widoki na przeciwstawienie się Chinom w wojnie stałyby się wkrótce znikome. Historia bliskiej przyszłości byłaby historią posuwania się państwowego i kolonizacji chińskiej ku Bajkałowi, a potem niezawodnie dalej. Byłaby to zguba Rosji, z punktu widzenia niejednej polityki pożądana. Przyszedłby wszakże czas, i to może dość rychło, kiedy narody europejskie spostrzegłyby i nawet odczuły, że Chiny są za blisko.

To położenie sprawia, że Rosja, jakikolwiek rząd w niej będzie rządził, musi bronić Ukrainy jako swej ziemi, do ostatniego tchu, w poczuciu, że strata jej byłaby dla niej ciosem śmiertelnym."

Ukraina a Polska

Roman Dmowski nigdy nie lekceważył dążeń emancypacyjnych Ukraińców. Przeciwnie, był przekonany, że dla Polski są one skrajnie niebezpieczne. W jego opinii zostały one wystarczająco jasno wyrażone w zapisach Traktatu Brzeskiego. Niepodległa Ukraina, jeśli miałaby być władna przeciwstawić się Rosji, musiałaby być potencjalnie jak najsilniejsza, władać maksymalnie dużym terytorium i posiadać odpowiednio jak najliczniejszą i dobrze uzbrojoną armię.

"Położenie nasze w tej sprawie jest bardzo wyraźne. Choćbyśmy mieli najmętniejsze pojęcie o dążeniach ukraińskich, to przecie posiadamy pisany dokument, będący oficjalnym programem państwa ukraińskiego. Jest nim traktat brzeski. Konspirujący z naszymi konspiratorami Ukraińcy mogą nawet szczerze dziś deklarować wiele rzeczy, ale zdrowo myśląca polityka nie może się przecie opierać na deklaracjach pojedynczych ludzi czy organizacji, czy nawet urzędowych przedstawicieli całego narodu. Musi ona patrzeć przede wszystkim na to, co tkwi w instynktach, w dążeniach ludów i w logice rzeczy. Jakiekolwiek byłoby państwo ukraińskie, zawsze musiałoby ono dążyć do objęcia wszystkich ziem, na których rozbrzmiewa mowa ruska. Musiałoby dążyć nie tylko dlatego, że takie są aspiracje ruchu ukraińskiego, ale także dlatego, że chcąc się ostać wobec Rosji, która by się nigdy z jego istnieniem nie pogodziła, musiałoby być jak największym i posiadać jak najliczniejszą armię."

Jak pokazała historia, Dmowski miał całkowitą rację i pojawienie się niepodległej Ukrainy owocuje dziś potężnymi problemami na skalę ogólnoświatową. Dmowski przewidział zainteresowanie Ukrainą międzynarodowych środowisk żydowskich i pierwszorzędną rolę Chin w przyszłym konflikcie. Oczywiście dostrzegał rolę Niemiec, nie docenił tylko pozycji USA, której w swoich pracach nie widział w roli światowego hegemona, może dlatego, że w tamtym okresie Stany Zjednoczone przeżywały okres izolacjonizmu i dyplomatycznej bierności.

Zdumiewać musi przenikliwość i słuszność osądu pana Romana, a martwić może fakt, że tej miary polityk i mąż stanu został skazany na przymusową wewnętrzną emigrację przez polityków ówczesnego reżimu.

Marek Skalski
"Najwyższy Czas"
------------------------------
Tekst Dmowskiego z 1930 roku:
Link

Tekst z 2014 roku:
Przestańcie popierać Ukrainę!
Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.09.23 Pobrań: 52 Pobierz ()
13.09.2023 Apel do Polaków - ocalmy Gietrzwałd przed Lidlem i nierozumnymi urzędnikami i politykami!
Link

10 września odbywał się odpust w Gietrzwałdzie. Na zdjęciu politycy, którzy gremialnie przybyli na uroczystość.

Poniżej wypowiedzi obrońców Gietrzwałdu od 9 miesięcy walczących z planami zlokalizowania tutaj wielkiego śmietniska Lidla.

Link

Poniżej więcej najnowszych informacji:

Link

Link

Link

Pod powyższym linkiem warto wysłuchać przedwyborczych wypowiedzi polityków nagranych przez Radio Olsztyn.

Link

Link

Protest przed urzędami i Kurią w Olsztynie:
Link

Rebeliantka
---------------------------------
Materiały o Gietrzwałdzie w jednym miejscu.
Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.09.23 Pobrań: 56 Pobierz ()
13.09.2023 Jedno państwo, dwa światy
10 września miały miejsce dwie debaty polityczne, a ich organizatorzy śmiało zapowiadali, że w wydarzeniu udział wezmą przedstawiciele wszystkich ogólnopolskich komitetów, które udało się zarejestrować w związku ze zbliżającymi się wyborami.

Pierwszą debatę organizował Super Express oraz Polskie Radio, natomiast drugą TVN.

Ktoś, kto śledzi wydarzenia w kraju stwierdzi, że to nic nadzwyczajnego, w końcu idą wybory i jak zawsze w tym okresie takie debaty zwyczajnie się organizuje. No, jednak nie do końca. Okazuje się bowiem, że grono oficjeli poszczególnych komitetów wyborczych różniło się podczas obu tych wydarzeń, a organizator jednego z nich, który od lat nawołuje Polaków do tolerancji i próbuje Nas przekonać, że zależy mu na demokracji w Naszym państwie, dziwnym trafem zapomniał zaprosić przedstawiciela lub przedstawicielki jednego z ogólnopolskich komitetów?

Już słyszę to oburzenie sympatyków Konfederacji lub kogoś popierającego obecną władze zarzucających TVN-owi, że ten znów dyskryminuje ich przedstawicieli. Sęk w tym, że to nie pozująca na antysystemową Konfederacja ani Prawo i Sprawiedliwość zostały wczoraj pominięte. Do udziału w debacie nie zaproszono przedstawiciela Bezpartyjnych Samorządowców - nowej siły, która oficjalnie zarejestrowała swój komitet i którą od kilku miesięcy próbuje się przedstawiać w złym świetle, wysysając z palca różnego rodzaju insynuację na jej temat.

Żeby było zabawniej, dzisiaj w mediach społecznościowych pojawiła się wiadomość, że we wtorek odbędzie się kolejna debata z udziałem wszystkich zarejestrowanych komitetów wyborczych, tym razem organizowana przez Radio TOK FM i wiecie co? Dziwnym trafem Bezpartyjnych Samorządowców znów nie zaproszono.

Oczywiście, oba te przypadki można tłumaczyć zwyczajnym zaniedbaniem ze strony jednej oraz drugiej rozgłośni w końcu nikt nie jest doskonały. Trudno mi jednak uwierzyć, że ludzie, którzy w teorii odpowiadają za rzetelny przepływ informacji w kraju oraz ze świata byli na tyle nieprofesjonalni, że zarejestrowanie jednego z oficjalnych komitetów wyborczych w naszym państwie zwyczajnie im umknęło.

Pojawia się również kwestia realnego zagrożenia, a raczej konkurencji dla mainstreamowych ugrupowań politycznych, jaką stanowią Bezpartyjni Samorządowcy. Doświadczone kadry zahartowane wieloletnią pracą w samorządach w połączeniu z energią młodych działaczy, to wybuchowa mieszanka, a taka kooperacja może odbić się czkawką osobom, które co cztery lata jak w zegarku z powodzeniem uczestniczą w kolejnych posiedzeniach Sejmu i Senatu.

Kwestie tego, jaką naprawdę moc oddziaływania posiada doświadczona i sprawdzona kadra samorządowców z pewnością jeszcze kiedyś rozwinę. Przyznam się bez bicia, że przez lata samemu ignorowałem ten aspekt, za co już teraz składam samokrytykę.

Co się tyczy samej debaty oraz niezaproszonych gości, odnoszę nieodparte wrażenie, że ugrupowanie, które niesie na swoich sztandarach hasło nawołujące do zakończenia wojny polsko-polskiej zwyczajnie może się nie podobać tym, którzy przyzwyczaili się, do standardów jakie od lat funkcjonują w naszym państwie, bo zwyczajnie się im to opłaca.

Patryk Chruślak
https://myslpolska.info
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.09.23 Pobrań: 54 Pobierz ()
13.09.2023 Zełeński grozi Europie
Jedną z rozmów z Wołodymyrem Zełeńskim przeprowadziła redaktor naczelna brytyjskiego tygodnika "The Economist", uczestniczka spotkań grupy Bilderberg, Zanny Minton Beddoes.

Nie dla dyplomacji!

Zełeński opowiadał w wywiadzie, że jest przekonany o poparciu Donalda Trumpa dla Ukrainy w przypadku zwycięstwa wyborczego byłego amerykańskiego prezydenta w przyszłorocznych wyborach w Stanach Zjednoczonych. Podkreślał, że nie jest gotów do żadnych negocjacji z Moskwą, choć zauważył, że wojna zabiera życie kolejnych tysięcy Ukraińców.

Podobnie jak w poprzednich wypowiedziach, przekonywał, że zwycięstwem Kijowa będzie wyłącznie odzyskanie kontroli nad terytorium w kształcie z 1991 roku, z Krymem włącznie.

Szantaż Zełeńskiego

Szczególną uwagę zwraca jednak nowy element w tonie wypowiedzi byłego ukraińskiego komika. "Jeśli nie jesteście za Ukrainą, to znaczy, że jesteście za Rosją. Jeżeli nasi partnerzy nam nie pomogą, to znaczy, że pomogą zwyciężyć Rosji. To proste" - perorował Zełeński, kompletnie nie zostawiając miejsca na postawy neutralne w obecnym konflikcie.

Następnie przeszedł do gróźb pod adresem Europy. Jego zdaniem, do tej pory ukraińscy uchodźcy zachowywali się "godnie" i "okazywali wdzięczność" przyjmującym ich krajom europejskim. To się może jednak zmienić w przypadku rezygnacji lub ograniczenia wsparcia Kijowa przez kraje europejskie.

"Trudno przewidzieć jak zareagują miliony ukraińskich uchodźców w krajach europejskich, jeśli ich kraj zostałby porzucony" - ostrzegł Zełeński. Jednocześnie wyraził dość osobliwy pogląd, jakoby również sami Europejczycy gotowi byli wystąpić przeciwko swym rządom w przypadku ich rezygnacji z pomocy Ukrainie.

AD
https://myslpolska.info
-----------------------------
Link

Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.09.23 Pobrań: 54 Pobierz ()
14.09.2023 JEST JUŻ PÓŹNIEJ, NIŻ MYŚLISZ
To musi komuś służyć! Dlaczego za przyjęciem imigrantów są Michnik i Gross? Dlaczego Hartman, wnuk rabina Izaaka Kramsztyka, członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że "w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów"? Dlaczego "Polityka", organ prasowy uchodźców przybyłych w taborach Armii Czerwonej, pisze: "Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną, zamożną stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum"?

Gigantyczna katastrofa, kryzys z uchodźcami to nie tylko skutek niefrasobliwości Angeli Merkel. To perfidny instrument wrogów naszej cywilizacji. Wędrówka ludów, likwidacja granic, mieszanie ras znakomicie przyspieszają upadek państw narodowych. Paul Johnson w "Historii Żydów" wyodrębnił cel, jaki judaizm stawia sobie wobec kultury chrześcijańskiej: Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez propagowanie wielokulturowości i masową imigrację.

Ameryka przeżywa największy kryzys w swej historii, inwazję imigrantów, w tempie 250 tysięcy na miesiąc. Dlaczego Biden troszczy się o "integralność terytorialną" Ukrainy, a nie troszczy się o integralność terytorialną południowej granicy USA? Czy nie dlatego, że wraz z nim doszli do władzy marksiści, którzy wcielają w życie tezę "granice są rasistowskie", i bez zgody Amerykanów zmieniają oblicze etniczne kraju? Gdy 10 mln Ukraińców (oraz 150 tysięcy Azjatów i Afrykańczyków) przedarło się przez granicę Polski, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego triumfalnie oznajmił: "Polska stała się największym importerem cudzoziemskiej siły roboczej na świecie". "Ach, wyobrazić sobie Polskę różnorodną, kolorową, tolerancyjną, wzmocnioną genetycznie i kulturowo ludźmi spoza mdławej słowiańszczyzny. Polskę jak Francję, Holandię czy Belgię (...) ileż nowych wartości, perspektyw, talentów mogłoby wzmocnić naszą kulturę, współpracę, społeczeństwo obywatelskie - sekundowała mu "profesor" Magdalena Środa.

Dlaczego profesorskie cadyki dwoją się i troją, by przekonać, że monolityczność kulturowa czyni z Polski kraj ubogi i zaściankowy i że polskie społeczeństwo stanie się normalne, gdy będzie wymieszane etnicznie i religijnie? Dlaczego posługują się metodami przypominającymi Israela Singera, z jego "Polska będzie publicznie atakowana i upokarzana na arenie międzynarodowej"? "Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich, czy Polacy nie mają w ogóle wstydu?" - oskarża na łamach "Die Welt" Jan T. Gross. Przypomnijmy też złoty postulat redaktora naczelnego "Krytyki Politycznej": Polskie obywatelstwo dla wszystkich imigrantów; Podatek reintegracyjny pokrywający koszty sprowadzenia trzech milionów Żydów do Polski; Hebrajski, jako drugi oficjalny język w Polsce. Gdy w czerwcu 2012 r. zwołał w Berlinie kongres Ruchu Odrodzenia Żydowskiego, żądał: Polska powinna przyjąć nie 3,3, lecz 16 milionów Żydów, ponieważ to Polacy powinni znaleźć się w mniejszości.

"To tych 'obcych' boją się narodowcy i sprzyjający im dziennikarze?" - napisał Samuel Pereira, szef portalu TVP.info, wklejając swoje zdjęcie z dwiema imigrantkami o egzotycznych rysach. Tu, za komentarz, niech służą słowa blogera: "Sam tego nie wymyślił. Coś tu zaczyna śmierdzieć?". W kwestii imigrantów narracja TVP i "Krytyki Politycznej" stała się identyczna, a w rządowej telewizji zaroiło się od pro-imigracyjnych mętów pochodzenia uchodźczego. Kaczyński doszedł do władzy obiecując, że imigranci do naszego kraju nie trafią. Zaklinał się, że "takie decyzje nie mogą być podejmowane bez konsultacji z narodem". Testu jednak nie przeszedł. Skapitulował drugiego dnia po objęciu władzy. Informacja rozpętała w internecie burzę: Szydło zdradziła wyborców; wymieniliśmy marionetki, sznurki zostały te same; Jesteście tyle samo warci, co banda PO; Wielki oszustwo rządu PiS; wczoraj media podały, że mamy 32 tysiące bezdomnych, 500 tysięcy szuka pracy, a PiS rozdaje dowody osobiste islamistom wydrukowane przez PO; założę się, że te tysiące to tylko początek, bo ci zdrajcy zgodzą się na wszystko, co im rozkażą w Berlinie, Tel-Awiwie czy Waszyngtonie!

Francuska "Les Echos" potwierdziła, że pogłoski o antyimigracyjnym nastawieniu nowego polskiego rządu są mocno przesadzone: "Polska polityka migracyjna jest zakłamana, bowiem rząd deklaruje, że nie będzie przyjmował imigrantów, a jednak ściąga do Polski muzułmańskich pracowników. Rząd Polski odmówił przyjęcia 6162 osób w ramach systemu relokacji, ale udzielił prawa pobytu: 7200 Turkom, 3000 Pakistańczykom, 2000 osobom z Bangladeszu, 2000 osobom z Egiptu. Przyjmowane są również osoby z Iraku, Afganistanu i Azerbejdżanu".

Potem posypało się, jak z dziurawego wora. 2 maja 2018 r. Polska podpisała w tajemnicy deklarację z Marrakeszu. Czym jest, dowiedzieliśmy się od szefa węgierskiego MSZ, który zarzucił, że deklaracja jest "skrajnie pro-migracyjna", że ma jedynie na celu "dalsze inspirowanie imigracji i tworzenia nowych tras imigracji", że planuje "zmiany kompozycji populacji na kontynencie". Odnosząc się do postępowania polityków, którzy torpedowali projekty integracji Węgrów mieszkających za granicą, Victor Orbán powiedział: "Ci ludzie, ci politycy, po prostu nie lubią Węgrów. Wystarczy wyobrazić sobie, co by było, gdyby lewica utworzyła rząd. Po roku lub dwóch latach nie rozpoznalibyśmy naszej ojczyzny. Nasz kraj byłby jednym gigantycznym obozem dla uchodźców, Marsylią Europy Środkowej". A co zrobił prezes PiS? Utworzył lewicowy rząd i doprowadził do tego, że nie rozpoznajemy naszego kraju, który stał się jednym gigantycznym obozem dla uchodźców, Marsylią Europy Środkowej.

"Die Welt" pisał: "Wielu Ukraińców marzy o lepszym życiu w UE. Polska toruje im do tego drogę za pomocą Karty Polaka. Dla setek tysięcy osób może być szybką kartą wstępu do całej UE, bo to, na co inni muszą czekać latami, posiadacze Karty otrzymują w przyspieszonym trybie. Mogą od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne. A zatem kwalifikować może się niemal każdy i później sprowadzić swoją rodzinę". Dziennik ujawnia, że polski MSZ wystawił już ponad 200 tysięcy takich dokumentów. Od siebie dodajmy, że służby konsularne pracują nad ponad milionem nowych wniosków o wydanie Karty, a zalecania MSZ są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci.

Do tej pory to Ukraińcy, podszywając się pod Polaków, kupowali Kartę Polaka. Dziś często dochodzi do tego, że to Polacy, podszywając się pod Ukraińców, kupują dokumenty, żeby skorzystać ze specustawy pomocowej i nabyć przywileje Ukraińców. Wszystko to przypomina sytuację z pierwszych latach okupacji niemieckiej - gdy najbardziej prześladowani byli Polacy, gdy Żydzi delektowali się autonomią w gettach i dla odróżnienia się od tubylców nosili żółte opaski, a Polacy, dla uchronienia się przed łapankami i egzekucjami, podszywali się pod Żydów, zakładając żółte opaski.

W sierpniu 2012 r. weszła w życie ustawa o obywatelstwie. Jej przepisy dają możliwość nabywania obywatelstwa przez osoby, które mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także dezerterom z Korpusu Andersa w Palestynie, Ukraińcom służącym w SS Galizien i wnukowi Romana Szuchewycza. Dają też możliwość przywrócenia obywatelstwa tym, którzy dopuścili się zdrady państwa, gdyż anuluje ustawę z 1920 r., która odbierała obywatelstwo tym, którzy podczas wojny polsko-bolszewickiej przeszli na stronę wroga. Prawo do polskiego paszportu nabywają automatycznie ich dzieci i wnukowie. Zgodnie z ustawą, prawo takie nabywają wszyscy mogący udowodnić związek z przedwojenną Polską, czyli każdy Żyd, który oświadczy, że jego przodek był przejazdem w Polsce, jak ów handlarz niewolnikami z Muzeum Polin. Polskim obywatelem łatwiej jest, więc dziś zostać Ukraińcowi lub Czeczenowi, niż etnicznemu Polakowi z Kazachstanu.

Zgodnie z ustawą, przyznanie obywatelstwa polskiego nie jest przywilejem, ale prawem, którego można dochodzić przed sądem. Wcześniej o obywatelstwie dla cudzoziemca decydował prezydent. Teraz obywatelstwo osoby, która spełni określone warunki, "uznaje" wojewoda. Jeśli odmówi - delikwent może odwołać się do sądu administracyjnego. Zmiana jest rewolucyjna: obywatelstwo z czegoś w rodzaju aktu łaski staje się prawem, którego można dochodzić przed sądem. Zgodnie z ustawą, praktycznie każdy, komu przyznano status uchodźcy, po 2 latach spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, w Polsce łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż prawo jazdy.

Portal kresy.pl pisze o "niekontrolowanym procesie zmiany struktury narodowościowej Polski". Ależ kontrolowanym jak najbardziej! Przez Morawieckiego i Sorosa. "Rzeczpospolita" pisze, że nie mamy polityki imigracyjnej. Ależ mamy. I to ściśle zdefiniowaną i litera w literę realizowaną. Masowe przyjmowanie imigrantów zapowiada "Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju". O tym samym bez ogródek mówi rządowy raport "Priorytety społeczno-gospodarcze polityki migracyjnej". Oba dokumenty zakładają: kilkukrotny wzrost liczby cudzoziemców pracujących w Polsce, system zachęt i ścieżki integracji dla cudzoziemców oraz ich rodzin. Zawierają deklarację o "rozwijaniu sektora organizacji pozarządowych działających na rzecz cudzoziemców, w tym organizacji imigranckich" oraz przewidują na to fundusze. Mówią też o "prowadzeniu działań edukacyjnych skierowanych do polskiego społeczeństwa, w celu przeciwdziałania dyskryminacji, promocji postawy otwartości, przełamywania stereotypów i uprzedzeń". Czyli, wypisz wymaluj, piękny język poprawności politycznej, którym raczył nas Michnik.

Rząd nie tylko aktywnie zabiega o imigrantów, ale rywalizuje o nich z innymi państwami. Do każdej ustawy dopisuje uchodźców, traktując ich jak obywateli Polski. Przykład z ostatnich dni: W marcu przyjął projekt ustawy, który przewiduje, że z rządowego programu "Bezpieczny kredyt 2 proc", na zakup pierwszego mieszkania, będą mogli skorzystać cudzoziemcy. Z wyjaśnień Ministerstwa Rozwoju i Technologii wynika, że z programu skorzystają obywatele Ukrainy, którzy przebywają na terenie Polski na mocy tzw. ustawy pomocowej, a także cudzoziemcy, którzy przebywają w Polsce na mocy pozwolenia na pobyt stały. Mało tego - "Jeżeli obcokrajowiec prowadzi gospodarstwo domowe poza terytorium RP wspólnie z osobą posiadającą polskie obywatelstwo, to razem mogą ubiegać się o udzielenie kredytu".

"W czasie wojny zginęli prości Żydzi i wybitni Polacy. Uratowali się wybitni Żydzi i prości Polacy. Dzisiejsze społeczeństwo w Polsce to żydowska głowa nałożona na polski tułów. Żydzi stanowią inteligencję, a Polacy masy pracujące" - tak diagnozował Artur Sandauer. Metoda przeszczepu głowy całym narodom wymyślona została na ziemiach Polski. Do miasta Bar na Kresach przybył z Turcji "nowy mesjasz" Jakob Frank, skąd rozwlókł na cały świat zarazę znaną pod nazwą "Frankizm". Dla Rzeczpospolitej eksperyment zakończył się tak, jak Frank zapowiedział ? upadkiem. Trwający do dnia dzisiejszego proces wymiany elit metodą przeszczepu głowy, w drodze przechrzczenia, wżeniania w rody polskie, udawaną asymilację, sojusz parobka z arendarzem, przerwała na krótko II wojna. Zrekompensowany został dopiero po wojnie, i to z nawiązką. Odbierając Polsce Kresy żydokomuna głosiła: będziecie państwem narodowościowo jednolitym. Tyle, że poza granicami pozostawiła miliony Polaków, a w obecne granice przesiedliła z Kresów setki tysięcy Żydów. I wszystko byłoby git i cymes, gdyby nie demografia, odrastanie polskiej etnicznej konkurencji, która przybierała zastraszające rozmiary. Przystąpili więc do usuwania Polaków z Polski.

Wg Eurostatu, poza granicami Polski przebywa na stałe 3 mln Polaków. To wielka narodowa katastrofa. Ci wszyscy młodzi, których Polska utraciła, mówią to samo: wyjechali, bo w Polsce nie dało się żyć, bo nie mogli założyć rodziny, bo nie było ich stać na podstawowe potrzeby, bo kredyty zżerały większość dochodów. To już drugi tak wielki narodowy exodus - po wprowadzeniu stanu wojennego Polskę opuściło 2 mln Polaków. To za namową Geremka i Michnika, Kiszczak skazał na banicję tysiące działaczy "S", strasząc śmiercią, wręczając paszporty ze stemplem jednokrotnego przekroczenia granicy, a cała czołówka działaczy KK Solidarność została zlikwidowana według klucza rasowego - jeśli ktoś nie wypadł przez okno, to zmuszenie do emigracji dokonało reszty. To, a nie internowanie Macierewicza, była największa zbrodnia Jaruzelskiego.

Z Polski wygnali po 1980 roku, w ciągu zaledwie jednego pokolenia, 8 milionów Polaków, 20 procent całej populacji. Straciliśmy więcej ludności, niż podczas II wojny światowej. Gdyby nie Kiszczak, Tusk, Morawiecki, to dziś w Polsce żyłoby 60 mln Polaków. O tym i o takiej liczbie mówił prymas Wyszyński: Nie oglądajmy się na wszystkie strony. Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich. Chciejmy patrzeć w ziemię ojczystą, na której wspierając się, patrzymy ku niebu. Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie - aby nie ulec pokusie ?zbawiania świata? kosztem własnej ojczyzny.

Tusk zapowiadał "wielki powrót z emigracji". To samo Morawiecki. I jeden i drugi nie byli szczerzy. Proces przeszczepiania Polakom wielomilionowej, jednolitej, zwartej grupy etnicznej trwa. Niegdyś zajmował się tym triumwirat Berman-Minc-Bierut, dziś, pod hasłem "Bóg, Honor, Ojczyzna", triumwirat Kaczyński-Duda-Morawiecki, który żyje fanaberią Polski Jagiellońskiej, a ponieważ nikt nie chce słyszeć o tak cudacznym tworze, to serwują nam w zamian projekt wielonarodowego tworu pomiędzy Odrą a Bugiem. U zarania III RP zostaliśmy sługami narodu żydowskiego. 24 lutego 2022 jeszcze sługami narodu ukraińskiego. U zarania III RP wzięliśmy na utrzymaniu naród żydowski. Dziś jeszcze naród ukraiński.

Nic, dosłownie nic im nie wychodzi, ale w budowie Rzeczpospolitej Trojga Narodów są niezwykle sprawni. Polska jest już krajem imigrantów. We Wrocławiu można się poczuć jak w Kijowie, w Rzeszowie jak w przedwojennym Berdyczowie, na niektórych ulicach Warszawy jak w Marsylii. Z tym że to, na co Francuzi potrzebowali 40 lat, nadrobiliśmy i nadgonili w ciągu kilku miesięcy. Co to jednak premiera obchodzi. Już wkrótce obejmie inną intratną posadę. Może komisarza ONZ ds. uchodźców?

Jest źle. Będzie jeszcze gorzej. Za kilka lat Polska będzie nie do poznania. Nie będzie też nasza. Najwyższy czas na samoobronę, bo jeśli istnieje powód do wyjścia na ulice, to jest nim osiedlanie w Polsce milionów Ukraińców i setek tysięcy Azjatów. Są i tacy, najbardziej zdesperowani, którzy ratunek widzą w puszczeni z dymem Kancelarii Premiera. Inni zbawienia wypatrują w garnizonie rosyjskich sołdatów w Przemyślu. Jeszcze inni w rosyjskiej Dumie, gdzie ktoś powie: "Niech giną, niech zdychają, niech przyjdą i proszą nas o pomoc". "Jest już później, niż myślisz" - głosi napis umieszczany na tarczach dawnych zegarów słonecznych. Ale jest też "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy".

Krzysztof Baliński
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.09.23 Pobrań: 54 Pobierz ()
15.09.2023 Afery XXI wieku
"Z wszystkiego można szmal wydostać, tak, jak za okupacji z Żyda" - twierdził Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie "Towarzysz Szmaciak". Rzeczywiście, nasze człowieki akurat do tego mają dryg - podobnie jak inne uzdolnione środowiska, a nawet całe narody. Ten ostatni pogląd jest uważany za antysemicki, przynajmniej przez Żydowską Ligę Antydefamacyjną, która z zagadkowych prrzyczyn pragnęłaby ukryć przed światem, że Żydzi w Ameryce mają niepoporcjonalny do swojej liczebności wpływ na sektor finansowy, na media i na przemysł rozrywkowy.

Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że to powód do dumy, ale skoro Liga chciałaby to ukryć, to znaczy, że musi być coś do ukrycia. A co? Tego oczywiście nie wiemy, ale powiadają, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Najwyraźniej środowiska żydowskie muszą z tych wpływów czerpać rozmaite korzyści, nie tylko finansowe, ale i każde inne, no a korzyści - jak to korzyści - przekładają się na sumę korzyści, którą nazywamy władzą.

To już jest powód do stosowania minimum konspiracyjnego, bo jeśli by się to rozniosło, to szerokie masy ludowe mogłyby zwątpić w demokrację, nie mówię, że naszą - bo tę naszą, to kto tylko wcześniej wstanie, to bezlitośnie chłoszcze - tylko tę eksportową, amerykańską. Tymczasem z eksportu demokracji Nasz Najważniejszy Sojusznik też potrafi wydostać szmalec - no i wszystko się zazębia. Liga Antydefamacyjna stara się ukryć i napiętnować oczywiste oczywistości, żeby Nasz Najważniejszy Sojusznik mógł bez przeszkód eksportować demokrację i wydostawał z tego szmal - "tak, jak za okupacji z Żyda".

Rozgadałem się na temat sytuacji u Naszego Najważniejszego Sojusznika, bo wygląda na to, że tamtejsza bezpieka stała się przyczyną afery, którą Donald Tusk nazwał "największą" w XXI wieku. To nie do końca prawda, bo w XXI wieku wydarzyła się też afera hazardowa, w ramach której Wielce Czcigodny Zbigniew Chlebowski ("walczę, Rysiu!") wytapiał z siebie tłuszcz na oczach całej Polski, spłoszony premier Tusk wyrzucał z rządu jednego po drugim murzyńskich chłopców w rodzaju Wielce Czcigodnego Grzegorza Schetyny, no a stare kiejkuty wzięły w obroty samego Donalda Tuska, któremu dały szlaban na wybory prezydenckie.

I kto wie, czym by się to wszystko skończyło, gdyby nie Nasza Złota Pani z Berlina. Ta załatwiła Donaldu Tusku nagrodę im. Karola Wielkiego, co było sygnałem, że jeśli odtąd ktoś podniesie na niego rękę, to będzie miał z nią do czynienia - ale na wszelki wypadek ("bo na tym świecie pełnym złości, nigdy nie dość jest przezorności") przeniosła go na brukselskie salony i w ogóle - zrobiła z niego człowieka. Na taki widok stare kiejkuty aluzję zrozumiały do tego stopnia, że w końcu się okazało, że żadnej afery hazardowej "nie było".

My jednak wiemy, że oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, jak to ma miejsce w przypadku Wojskowych Służb Informacyjnych, czy izraelskiej broni jądrowej.

A w ogóle "nieistnienie jest atrybutem zaszczytnym, bo przysługuje także Bogu i sprawiedliwości" - napisał prof. Tadeusz Kotarbiński w liście do Antoniego Słonimskiego, kiedy w publikacji wydanej w 1968 roku na temat Związku Literatów Polskich okazało się, że w latach 1957-1959 nikt nie był prezesem tej organizacji.

Wróćmy jednak do afery. Chodzi oczywiście o aferę wizową, która ma charakter rozwojowy, chociaż pociągnęła już za sobą pierwsze ofiary, a właściwie jedną w osobie Wielce Czcigodnego Piotra Wawrzyka, który został dosłownie zdmuchnięty ze stanowiska wiceministra spraw zagranicznych. Wiele wskazuje na to, że pana ministra zgubiło nawet nie to, że zaczął dawać polskie wizy Hindusom, ale - że zaczął eksportować ich do Ameryki i to w dodatku w charakterze filmowców.

Szkoda, że nie był jakimś porządnym antysemitą, bo w przeciwny razie wiedziałby, że amerykański przemysł filmowy jest zazdrośnie strzeżonym monopolem starszych i mądrzejszych, więc kiedy wylądował tam desant filmowców hinduskich, w dodatku wyposażonych w wizy wystawione im przez polskie konsulaty, to amerykańscy bezpieczniacy zostali poderwani na równe nogi. Tymi nogami musieli tupnąć naszym mężykom stanu, dając do zrozumienia, że przegięli.

Taka reprymenda jest jeszcze groźniejsza, niż obsztorcowanie przez pana ambasadora Brzezińskiego, toteż pan wiceminister Wawrzyk został - jak wspomniałem - zdmuchnięty ze stanowiska w jednej chwili i to na pięć tygodni przed wyborami!

Wprawdzie pan Żaryn, rzecznik naszej tubylczej bezpieki zaprzecza, by amerykańscy bezpieczniacy tupnęli nogą na naszych mężyków stanu, bo nasza bezpieka miała wszystko pod kontrolą jeszcze od lata ubiegłego roku - ale kto by mu tam wierzył!

Gdyby nasza bezpieka miała wszystko pod kontrolą, to pan wiceminister Wawrzyk zostałby ze stanowiska spławiony dyskretnie, na przykład - ze względu na stan zdrowia lub z przyczyn natury rodzinnej - jeszcze w ubiegłym roku, a nie teraz, kiedy Tusk stoi ante portas głównej jaskini PiS na Nowogrodzkiej. Jeśli nasza bezpieka w ogóle cokolwiek kontrolowała, to najprędzej w ramach kontroli wewnętrzej - czy wszystkie łapówki są dzielone "po czinu" - czyli według rangi ? jak mawiają Rosjanie, co to, jak wiadomo, "wpływają" na naszą - pożal się Boże! - politykę.

A skoro już o Rosjanach mowa, to przypomnę zasadę ruskiego ministra spraw zagranicznych, księcia Gorczakowa, który nie wierzył nie zdementowanym informacjom. Ponieważ podana przez "Onet" informacja o udziale amerykańskiej bezpieki w położeniu kresu aferze wizowej została przez pana Stanisława Żaryna energicznie zdementowana, to wygląda na stuprocentowo wiarygodną.

Oczywiście odpowiednie organa wszczęły tak zwane "energiczne kroki" i podobno już siedem osób zostało w tej sprawie zatrzymanych - ale nie ma wśród nich żadnego urzędnika państwowego. To może być akurat prawda, bo przecież pan Wawrzyk wiceministrem spraw zagranicznych już być przestał, a poza tym nie wiadomo, czy jest on wśród zatrzymanych.

Jego sytuacja przypomina mi sytuację Władysława Gomułki po tzw. "wydarzeniach grudniowych" w roku 1970, w następstwie których utracił on stanowisko pierwszego sekretarza KC PZPR na rzecz Edwarda Gierka. Opinia publiczna gubiła się w domysłach, co się stało z Władysławem Gomułką, więc partia po dłuższym namyśle wydała komunikat, że "Władysław Gomułka mieszka w Warszawie, pisze pamiętniki, poza tym - leczy się". W sprawie pana Wawrzyka partia jeszcze się nie wypowiedziała, no, ale mamy wybory, więc i partia ma większe zmartwienia.

Stanisław Michalkiewicz
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 15.09.23 Pobrań: 53 Pobierz ()
15.09.2023 Jak sfabrykowano "pandemię"?
WSTĘP

1. Skoro już, spodziewam się, wiemy, że "pandemia" to hucpa stulecia, a może i całej nowożytnej historii, to teraz, już na spokojnie, możemy zastanowić się nad autorami tej operacji inżynierii społecznej i nad ich celami. Zamieszczam klasyczny już tekst. Autor daje mnóstwo bezcennych konstatacji, tropów, myśli, źródeł i cytatów. Dodaję też komentarze internautów, które celnie uzupełniają rysujący się przed czytelnikami obraz genezy plandemii.

2. Szacunek budzi precyzja z którą GloboPsych (GloboCap) wciska guziczki. Gdy tylko się ochłodziło ("załamanie pogody") i ludzie mogliby zacząć wybudzać się z matriksu globalnego ocieplenia - bez dnia opóźnienia - włączono dzisiaj przyciski COVID i MIGRACJA Z AFRYKI.

TV POLSAT dzisiaj 14.09.2023 (cenne źródło do badania globalnej dezinformacji, gdyż ściśle powiązany ze służbami) dał wypowiedzi ekspertów głoszące: COVID znowu zaczyna swój atak w Polsce. Na pasku był wielki napis: COVID WRACA DO POLSKI. Na ekran wrócił kto... Sutkowski.

Plandemia wiecznie żywa, jak Lenin. Bo i nim jest.

Czy to jest wznowienie, czy jego próba (nieskoordynowane klub skoordynowane próby na razie lokalne)? Niedługo się przekonamy, czy przystąpili ponownie do ataku, czy tylko testują, rozpoznają bojem... W każdym razie z ekranów TV zaczyna znowu straszyć czerwona kula z wypustkami (wyglądającymi jak trąby jerychońskie ogłaszające Armagedon). Istnieje jeszcze inna możliwa przyczyna wypełznięcia ekspertów, tematyki kowidowej i straszenia zmartwychwstałym wirusem: strach polskiej mafii kowidowej przed rozliczeniami. Dzisiejsze straszenie powrotem covid miałoby uwiarygadniać plandemię i przeszłe decyzje miejscowych gangsterów kowidowych. W takim przypadku byłaby to lokalna inicjatywa (linia obrony) nieuzgodniona z Centralą.
Oto zapowiadany tekst:

GENEZA PLANDEMII

W ogłoszonej "pandemii" wirusa o nazwie Novel Coronavirus (COVID?19) łatwo zauważyć wiele rzeczy wymyślonych, skonstruowanych i zaaranżowanych. Relacje medialne z tego wydarzenia mają wszystkie cechy skoordynowanej histerycznej kampanii, a mianowicie:

- użycie emocji zamiast liczb i logiki (na przykład filmy pokazujące rzekomo przepełnione szpitale i kostnice, które można łatwo inscenizować lub mogą mieć miejsce z powodu naturalnej sytuacji niezwiązanej z Covid-19)

- odmowa choćby wzmianki o najbardziej oczywistych kontrargumentach (na przykład media nigdy nie porównują liczby zgonów spowodowanych grypą w ostatnich latach ze zgonami Covid-19)

- oraz całkowita cenzura wszystkich opinii, które nie zgadzają się z narracją mediów głównego nurtu, nawet tych opinii, które pochodzą od uznanych ekspertów

- byliśmy świadkami publikacji wielu fałszywych historii, takich jak raport CNN o ciałach pozostawionych na ulicach Ekwadoru, który został później zdemaskowany [https://www.miamiherald.com/news/nation-world/world/americas/article241853291.html]. Często widzieliśmy histeryczne nagłówki, które nie zostały w żaden sposób poparte treścią artykułu

- wreszcie, "informacje" o ogólnokrajowym "natężeniu" zachorowań, jak również lokalnym, były zawsze niejasne, nigdy nie mówi się, kto dokładnie jest chory, na co, ani czy jest w domu, czy w szpitalu, i nigdy nie mówią, jak leczyć chorobę.

- Niejasność w mediach jest oczywistą oznaką kłamstwa.

Wbrew wszelkim proporcjom względem rzeczywistości, środki masowego przekazu nadal na okrągło, złowrogo "brzęczą" i "drą się", że to jest Nowa Normalność i że łatwo możemy się przyzwyczaić, że świat nigdy nie będzie taki, jaki był przed koronawirusem. Taka synchronizacja przekazu to nic więcej i nic mniej niż klasyczna wojna psychologiczna.

Dlaczego wybuch wirusa miałby wymagać [będących specjalnością wywiadów wojskowych] "operacji psychologicznych" ["psy-ops"], czyżby to miało znaczyć, że tu szykuje się coś o wiele większego?

Media głównego nurtu jak zwykle nazywają każdego, kto sprzeciwia się ich wersji wydarzeń, "wyznawcą teorii spiskowych".

Jednak oprócz zwykłej listy sceptyków, takich jak James Corbett czy Del Bigtree, mamy teraz także wielu uznanych naukowców i lekarzy, którzy publicznie kwestionują wersję wydarzeń prezentowaną przez główne media i rządy.

Są to między innymi: dr Sucharit Bhakdi, emerytowany profesor Uniwersytetu Johannesa Gutenberga w Moguncji i były dyrektor tamtejszego Instytutu Mikrobiologii Medycznej; dr Wolfgang Wodarg, członek PACE; prof. Dolores Cahill, wiceprzewodnicząca Komitetu Naukowego IMI (lista jej tytułów jest b.długa); dr Peer Eifler z Austrii; dr Claus Köhnlein; dr Scott Jensen, senator stanu Minnesota; prof. Harvey A. Risch, epidemiolog w Yale School of Public Health.

Każdy z tych inteligentnych, elokwentnych i godnych zaufania ludzi o najwyższych kwalifikacjach nie zgadza się z oficjalną narracją.
Wszyscy ci lekarze oskarżają media, rządy i WHO o sfabrykowanie pandemii Covid i nadużywanie swoich uprawnień poprzez podejmowanie ekstremalnych środków w obliczu choroby, która nie okazała się gorsza niż typowa grypa sezonowa.

Niektórzy z tych lekarzy dodają jeszcze bardziej niepokojące oskarżenia, a mianowicie, że niektórzy pacjenci zmarli, ponieważ lekarze stosowali niewłaściwy protokół leczenia, że władzom medycznym nakazywano podawać "koronawirusa" jako przyczynę śmierci, nawet jeśli nie przeprowadzono analizy na jego obecność, oraz że wiele zgonów były spowodowane umieszczaniem osób z aktywnym Covid-19 w domach opieki i wreszcie, że odmawia się populacji leku zdolnego do uratowania setek tysięcy istnień.

Pytanie brzmi... czy ta kampania strachu jest spontaniczną nadmierną reakcją na nowy wirus, czy też została zorganizowana przez kogoś, aby osiągnąć jakieś niecne cele?

Jeśli dojdziemy do wniosku, że pandemia rzeczywiście jest fałszywa, światowa kampania medialna wyprodukowana, urzędnicy rządowi i WHO przekupieni lub przymuszeni,
wówczas pojawiają się dalsze pytania. Czy jest ktoś, kto byłby zdolny to zrobić?

Jeśli tak, to dlaczego to zrobili i jak?

Na długo przed tą ?pandemią? słyszeliśmy, że żyjemy w czasie kryzysu, ale wydaje się, że nikt nigdy w pełni nie rozpoznaje kryzysu ani tego, co go spowodowało. Naszym zdaniem fałszywa pandemia jest ściśle związana z tym kryzysem i nie można zrozumieć bieżących wydarzeń bez jasnego zrozumienia kryzysu.

Krótka odpowiedź na postawione powyżej pytania: żyjemy w wyjątkowym czasie, u schyłku europejskiego projektu kolonialnego, który istniał przez 500 lat, czyniąc Europę i Stany Zjednoczone najbogatszą, najbardziej wpływową częścią świata i przedmiotem zazdrości większości jego mieszkańców.

Od końca II wojny światowej do lat sześćdziesiątych XX wieku ten projekt kolonialny był stopniowo zastępowany przez neokolonializm, kontrolowany prawie wyłącznie przez plutokratów ze Stanów Zjednoczonych. W ciągu ostatnich 10?20 lat systemy neokolonializmu zaczęły się załamywać w wyniku wzrostu gospodarczego Chin, a także degeneracji elit zachodnich. W ostatnich latach to, co nazywamy Wolnym Światem, utrzymuje swój styl życia po prostu poprzez coraz głębsze zadłużanie się.

Sytuacja ta nie może trwać w nieskończoność i już wkrótce możemy spodziewać się gwałtownego spadku poziomu życia w USA, Wielkiej Brytanii i większości krajów europejskich, któremu towarzyszyć będą ogromne wstrząsy społeczne. Plutokracja Stanów Zjednoczonych nie ma ekonomicznych ani militarnych środków, aby powstrzymać ten upadek.
Sprytnym rozwiązaniem byłoby zrzucenie winy na zjawisko naturalne, takie jak choroba, a następnie usprawiedliwienie wszelkiej przemocy niezbędnej do kontrolowania problemów wynikających z kryzysu.

Plutokraci z USA dogodnie kontrolują większość światowych mediów i mają ogromną sieć "charytatywnych" fundacji i powiązanych z nimi instytucji pozarządowych na całym świecie. Ta sieć była używana od pokoleń jako narzędzie wpływania na media, instytucje edukacyjne, rządy i organizacje międzynarodowe, czyli jednym słowem narzędzie inżynierii społecznej i kontroli ideologicznej.

Omówimy teraz bardziej szczegółowo powyższą krótką tezę.

1. CZY TAKA GLOBALNA KAMPANIA PROPAGANDOWA JEST W OGÓLE REALNA?

Czy jest ktoś, kto jest w stanie zorganizować ogólnoświatową propagandową kampanię medialną wspieraną przez rządy i organizacje międzynarodowe?
Tak, możemy być pewni, że tacy gracze istnieją, ponieważ mamy niedawny przykład jednej z takich kampanii medialnych, która została wyraźnie sztucznie stworzona.
Tak się składa, że ta kampania miała również na celu przekonanie ludności, że jesteśmy w bezpośrednim niebezpieczeństwie i że aby nas uratować, trzeba będzie podjąć drastyczne środki.

Mam tu na myśli oczywiście kampanię Grety Thunberg.

W mgnieniu oka tajemniczy agenci wynieśli 13-letnią pozbawioną wdzięku dziewczynę do światowej sławy. Ten, kto zorganizował tę kampanię, bez problemu zorganizował także przemówienie Grety w ONZ, Parlamencie Europejskim, na Forum Ekonomicznym w Davos i tak dalej. Oprócz tego Amnesty International przyznała jej nagrodę. Przyznanie temu dziecku nagrody przez... Amnesty jest totalnie bez sensu, no, chyba że Amnesty International jest kierowane z tego samego centrum, które kieruje naszymi "niezależnymi" mediami głównego nurtu.

Niedawno Greta otrzymała pierwszą nagrodę Fundacji Gulbenkiana za Zasługi dla Ludzkości, około milion euro. Nazywano ją "jedną z najbardziej niezwykłych postaci naszych czasów" oraz "charyzmatyczną i inspirującą osobowością".

Byłoby mało prawdopodobne, delikatnie mówiąc, aby dziennikarze na całym świecie byli jednocześnie zafascynowani tą małą dziewczynką i jej dość prymitywnym przekazem, do którego przekazania została przeszkolona. Równie mało prawdopodobne jest, aby ONZ, Forum w Davos i Parlament Europejski niezależnie od siebie zdecydowały, że jej frazesy były czymś interesującym i ważnym do osobistego wysłuchania. I jestem pewien, że ludzie z Amnesty International i Fundacji Gulbenkiana nie są tak obłąkani, by szczerze wierzyć w wielkość Grety.

Wiara, że ta kampania została spowodowana wyłącznie przez cnoty Grety, byłaby tak naiwna, jak wiara w to, że przyczyną sowieckiej kampanii medialnej z lat 60., która pewnego razu gloryfikowała "prostą sowiecką dziewczynę", co chciała oddać oczy niewidomemu przywódcy partii komunistycznej USA Henry'emu Winstonowi było szczere, dziennikarskie zainteresowanie tą "bohaterką", a nie wyreżyserowanie tego widowiska przez sowieckie Biuro Polityczne.

Możemy więc bezpiecznie stwierdzić, że istnieją siły zdolne do organizowania światowych kampanii medialnych i wpływania na gabinety władzy.

Napisano tomy o plutokratycznej kontroli amerykańskich mediów [a więc także rezonujących z nimi europejskich mediów, przypis mój, wawel], między innymi "Sfabrykowany consensus" Edwarda Hermana i Noama Chomsky'ego, "Monopol medialny" Bena Bagdikiana, "Podejmując ryzyko demokracji" Alexa Careya, "Kontrola mediów" oraz "Konieczne iluzje" Noama Chomsky'ego.

Już w 1928 roku Edward Bernays, uważany za ojca public relations w Ameryce, pisał:

W prawie każdym akcie naszego codziennego życia, czy to w sferze polityki, czy w biznesie, w naszym postępowaniu społecznym lub w naszym etycznym myśleniu, jesteśmy zdominowani przez stosunkowo niewielką liczbę osób? rozumiejących procesy psychiczne i wzorce społeczne mas. To oni pociągają za kable, które kontrolują publiczny umysł.

Noam Chomsky ujął to bardziej dosadnie:

Każdy dyktator podziwiałby jednolitość i posłuszeństwo amerykańskich mediów.

Należy pamiętać, że kontrolę nad mediami w USA uzyskuje się bez konieczności posiadania ich bezpośredniej własności. Herman i Chomsky cytują Sir George?a Lewisa, że ??rynek będzie promować te gazety,

które są preferowane przez reklamodawców... reklamodawcy stali się więc de facto organem wydającym prasie licencje, ponieważ bez ich wsparcia gazety przestałyby być ekonomicznie opłacalne.

Oczywiście tylko wielcy reklamodawcy mogą wywierać znaczącą przewagę polityczną w mediach. W dalszej części artykułu opiszemy jeszcze ważniejsze źródło kontroli mediów, czyli tzw. fundacje "charytatywne".

W znacznym stopniu główne media poza Stanami Zjednoczonymi są również kontrolowane przez amerykańskich plutokratów [por. mój poprzedni przypis, wawel].

Kontrolę uzyskuje się w dużej mierze dzięki temu, że przytłaczająca większość gazet na całym świecie otrzymuje swoje międzynarodowe artykuły od trzech (3) agencji informacyjnych. Dwie z trzech dużych agencji informacyjnych, Reuters i Associated Press, są bezpośrednio kontrolowane przez amerykańskich plutokratów.

Rola agencji informacyjnych jest analizowana w artykule "The Propaganda Multiplier" (Multyplikator Propagandy) [https://off-guardian.org/2019/03/08/the-propaganda-multiplier/] opublikowanym w Off-Guardian .
W jednym konkretnym studium przypadku przeanalizowano geopolityczne relacje w dziewięciu wiodących dziennikach z Niemiec, Austrii i Szwajcarii pod kątem różnorodności i efektywności pracy dziennikarzy.
Wyniki potwierdzają dużą zależność od globalnych agencji informacyjnych (od 63% do 90% treści, z wyłączeniem komentarzy i wywiadów) oraz brak własnych badań śledczych.

Bardziej bezpośrednie metody kontroli opisano na przykład w książce Dr Udo Ulfkotte "Dziennikarze do wynajęcia: Jak CIA płaci za treść serwisów informacyjnych".
[https://off-guardian.org/2018/01/08/english-translation-of-udo-ulfkottes-bought-journalists-suppressed/]

Dr Ulfkotte zmarł na zawał serca w stosunkowo młodym wieku, wkrótce po opublikowaniu swojej książki w 2014 roku. Angielskie tłumaczenie jego książki jest już od lat notowane na Amazon jako "Obecnie niedostępne". [https://off-guardian.org/2018/01/19/bought-journalists-an-introduction-to-ulfkottes-censored-book/]

Niewidzialna ręka wolnego rynku odmawia udostępnienia tej książki swoim czytelnikom. Chociaż dr Ulfkotte w tytule swojej książki wspomina tylko o CIA, wyjaśnia, że "charytatywne" fundacje są również mocno zaangażowane w kontrolę zagranicznych mediów. [dr Ulfkotte był też autorem innej, bardzo niewygodnej książki "Niemcy jako Mekka. Cicha islamizacja Europy", natomiast o dziwnych okolicznościach śmierci dr Ulfkotta powstała nawet książka J.Schneidera, przypis mój, wawel]

Najtrudniej jest zrozumieć, jak rządy na całym świecie zostały zmuszone do zaakceptowania narracji medialnych podczas tej fałszywej pandemii.

Po pierwsze, większość rządów nie ma niezależnych możliwości oceny zdarzeń medycznych i nie ma innego wyjścia, jak tylko przyjąć porady WHO. Co więcej, swój wpływ wykorzystał rząd Stanów Zjednoczonych i globalistyczne organizacje medyczne.

Jeden z nielicznych szefów państw, który odważył się odrzucić panikę koronawirusa, prezydent Białorusi Łukaszenko, zeznał, że zaoferowano mu 950 mln dolarów od MFW i Banku Światowego, gdyby wprowadził kwarantannę, izolację i godzinę policyjną ?jak we Włoszech?. [https://greatgameindia.com/belarus-world-bank-coronavirus-conditions/]

2. SIEĆ WPŁYWÓW PLUTOKRATYCZNYCH (PIN)

Aby zorganizować ogólnoświatową kampanię zmieniającą życie na całym świecie, potrzebna jest siła zasługująca na miano rządu cieni. Theodore Roosevelt, który był prezydentem USA od 1901 do 1909 roku, poinformował świat, że:

"Za rzekomym rządem siedzi na tronie niewidzialny rząd, który ani nie słucha ludu, ani nie ponosi przed nim żadnej odpowiedzialności".

Nazwał ten rząd cieni "bezbożnym sojuszem między skorumpowanym biznesem a skorumpowaną polityką".

[Por.: "Rząd, który został stworzony dla ludzi, wpadł w ręce wielkich posiadaczy kapitału i zarządców ich firm, grup wpływu. Niewidoczne imperium powstało ponad strukturami demokracji." - Woodrow Wilson, 28. prezydent USA, przypis mój, wawel]

Aby jednak uruchomić rząd cieni na taką skalę, potrzebne są duże, dobrze finansowane instytucje. Czy Skull & Bones, masoni czy iluminaci mogliby to zrobić? Wymaga to rozbudowanej sieci instytucji zatrudniających dobrze opłacanych profesjonalistów, których kariery przebiegały wiarygodną ścieżką.

Jedynym sposobem na prowadzenie tak rozległej sieci (zaprojektowanej niejako do zasadniczo nikczemnych celów) byłoby trzymanie jej w pełnej widoczności, ale zamaskowanej niewinnie wyglądającą osłoną. Amerykańscy plutokraci dawno temu znaleźli idealną przykrywkę, która pozwoliłaby im ustanowić instytucje rządu cieni.

Instytucje te są zamaskowane jako fundacje "charytatywne". Fundacje działają poprzez finansowanie szerokich sieci "think tanków" i organizacji pozarządowych (NGO) na całym świecie, w związku z czym ich siła nie jest ograniczona granicami państwowymi.

Najbardziej znane fundacje to między innymi Fundacja Rockefellera, Fundacja Forda, Fundacja Społeczeństwa Otwartego [Sorosa], Fundacja Carnegie oraz Fundacja Billa i Melindy Gatesów.

Jedną z ważnych dziedzin działalności fundacji jest pomoc w karierze służalczych dziennikarzy, naukowców i ekspertów, poprzez wydźwiganie ich na prestiżowe stanowiska. Fundacje wspierają dziennikarzy i naukowców, przyznając im "prestiżowe" nagrody, stypendia i granty badawcze. Chociaż wielu z tych profesjonalistów spędza większość lub całość swojej kariery na uniwersytecie i w rządzie, korzystając głównie z pieniędzy podatników, otrzymują te lukratywne i prestiżowe nominacje ze względu na ich konformistyczny przebieg kariery naukowej zgodnej z programem fundacji.

Na przykład nic nie pomoże nowemu doktorowi nauk politycznych lub społecznych w uzyskaniu stanowiska profesora na etacie lepiej niż otrzymanie stypendium od fundacji. W ten sposób fundacje wykorzystują swoje pieniądze dla specjalistów, którzy wykazują się wiernością [linii fundacji, przypis mój, wawel], windując ich na stanowiska wspierane z pieniędzy państwowych w kwotach znacznie większych niż pieniądze wydawane przez fundacje na nagrody, stypendia i granty. Rezultat jest taki, że chociaż niewielu czasami się buntuje, większość profesjonalistów ze sfery ideologicznej rozumie tę grę i podporządkowuje się.

Fundacje często ściśle współpracują z CIA, ale niewłaściwe byłoby twierdzenie, że są one kontrolowane przez CIA. To raczej ci sami ludzie, którzy kontrolują fundacje, kontrolują także rząd - w tym CIA. Oba systemy są jedynie częściami większego systemu, który swobodnie dzieli kadry pomiędzy obydwa podmioty; jest to często określane jako "drzwi obrotowe".

Na przykład Reuel Marc Gerecht, były oficer CIA, jest obecnie starszym pracownikiem "Foundation for Defense of Democracies" ("Fundacji dla Obrony Demokracji"). [https://en.wikipedia.org/wiki/Reuel_Marc_Gerecht]

Jak wspomnieliśmy powyżej, fundacje działają poprzez think tanki i organizacje pozarządowe. Istnieją setki lub tysiące takich organizacji. Tutaj nie podejmiemy wysiłku, aby je sklasyfikować i wyliczyć. Po prostu nazwiemy wszystkie te fundacje, razem z think tankami i organizacjami pozarządowymi zbiorczym mianem Plutocratic Influence Network (PIN, Sieć Wpływów Plutokratycznych).

Plutocratic Influence Network jest zaangażowana w kontrolę ideologiczną, inżynierię społeczną i bezpośrednią dywersję "dyktatur", czyli rządów narodowych, które nie pozwalają amerykańskim plutokratom na eksploatację swoich krajów. Plutokratyczne media wolą nazywać PIN "społeczeństwem obywatelskim", sprytnie ukrywając PIN jako luźną sieć niezależnych inicjatyw obywatelskich i podstawę demokracji.

Oto, czym zajmują się think tanki, zdaniem Martina S. Indyka , wiceprezesa i dyrektora programu polityki zagranicznej w Brookings, jednego z najstarszych i najbardziej prestiżowych think tanków w Waszyngtonie:

Naszą działalnością jest wpływanie na politykę za pomocą naukowych, niezależnych badań opartych na obiektywnych kryteriach, a żeby mieć znaczenie dla polityki, musimy zaangażować decydentów.

[https://www.nytimes.com/2014/09/07/us/politics/foreign-powers-buy-influence-at-think-tanks.html]

Oczywiście "obiektywne badania" nigdy nie przynoszą rezultatów sprzecznych z plutokratycznymi interesami.

Według Matta Taibbi:

"kilkanaście największych z tych "instytucji badawczych" finansowanych ze środków prywatnych ma ogromny wpływ na dyskurs publiczny. Heritage Foundation, American Enterprise Institute i Cato Institute istnieją wyłącznie w celu tworzenia badań i komentarzy, które będą miały wpływ na opinię publiczną. Mają wymyślne sale, w których odbywają się konferencje prasowe i spotkania przy okrągłym stole, a ich wynajęta pomoc - ludzie tacy jak Cohen z Heritage i McFaul z Carnegie - siedzą i czekają praktycznie przez całą dobę, aż dziennikarze zadzwonią [po wcześniej dla nich spreparowane "fakty, informacje i opinie"]."

Think tanki otrzymują również pieniądze bezpośrednio od korporacji i zachodnich rządów. Aby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, fundacje udzielają dotacji sobie nawzajem, a czasami także prywatnym firmom.


Skala działalności fundacji i think tanków jest ogromna. Według komentatora politycznego Władimira Simonowa w 2004 r. istniało co najmniej 2000 rosyjskich organizacji pozarządowych, które utrzymują się z... amerykańskich dotacji i innych form pomocy finansowej. Wiele milionów dolarów wydaje się na pielęgnowanie niektórych "niezależnych ośrodków prasowych", "zamówień publicznych" i "fundacji charytatywnych".

Diaboliczne rogi fundacji wyskakują w najmniej oczekiwanych miejscach. Światowa Organizacja Zdrowia, która najczęściej uważana jest za wspieraną przez środki publiczne, jest "hojnie" wspierana przez Fundację Billa i Melindy Gatesów (BMGF).

BMGF wspiera także Swissmedic, Szwajcarską Agencję Produktów Terapeutycznych (której nazwa brzmi jak uosobienie czystości i neutralności). Nie ma wątpliwości, że pieniądze fundacji znajdziemy w setkach innych organizacji, uznawanych [przez opinię publiczną, przypis mój, wawel] za neutralne.

Możemy się tylko domyślać, jak te pieniądze wpłyną na biurokratów, a tym samym podporządkują fundacjom o wiele większe kwoty pieniędzy podatników i znajdą się oni pod bezpośrednią kontrolą fundacji. Jak pokazuje doświadczenie, biurokratów i polityków zaskakująco łatwo jest przekupić. Wystarczy trochę dodatkowych pieniędzy na podróż lub kilka konferencji w fajnych miejscach. Albo mogą to być niewielkie premie do pensji, szansa na dobrze płatne i honorowe stanowisko po przejściu na emeryturę lub dobra praca dla krewnych i przyjaciół biurokraty.

Chociaż trudno jest przeniknąć do sekretnego świata Plutocratic Influence Network, czasami zdarzają się wydarzenia, które pokazują nam stopień skoordynowanej kontroli władającej wewnątrz tej sieci. Jaki jest związek między Transparency International (TI) a fałszywą pandemią Covid?

Dr Wolfgang Wodarg, wcześniej wybitny członek Rady Dyrektorów Transparency International, publicznie zaprzeczył istnieniu pandemii. W odpowiedzi Transparency International usunęło D. Wolfganga Wodarga ze swojego zarządu. Sytuacja jest maksymalnie dziwna.

Dr Wodarg (który jest lekarzem) wyraził swoją osobistą opinię zawodową, która nie była w żaden sposób związana z jego pracą w TI. Cenzurę TI można wytłumaczyć jedynie rozkazem tych, którzy tę organizację finansują i kontrolują, czyli tej samej Plutocratic Influence Network, która naszym zdaniem zorganizowała całą kampanię Covid.

Każde poważne dochodzenie w sprawie Plutocratic Influence Network wymaga ogromnych środków i woli politycznej. Kongres USA tylko dwukrotnie próbował zbadać jej podstawy, po raz pierwszy w latach 1913-1915 (Komisja Walsha, https://en.wikipedia.org/wiki/Commission_on_Industrial_Relations ), a następnie w 1954 r. ( Komitet Reece, https://en.wikipedia.org/wiki/United_States_House_Select_Committee_to_Investigate_Tax-Exempt_Foundations_and_Comparable_Organizations).

Komisja Walsha została utworzona w celu zbadania stosunków pracy i dotknęła podstaw tylko śladowo. Raport końcowy z 1915 roku wskazuje, że celem fundacji nie jest dobroczynność, przynajmniej nie w pierwotnym tego słowa znaczeniu, ale
ideologiczna kontrola nad edukacją i mediami:

Dominacja ludzi, w rękach których spoczywa ostateczna kontrola dużej części amerykańskiego przemysłu, nie ogranicza się do ich pracowników, ale jest szybko rozszerzana, aby kontrolować edukację i "służbę społeczną" narodu. Kontrola ta jest w dużej mierze rozszerzana poprzez tworzenie ogromnych, zarządzanych prywatnie funduszy na nieokreślone cele, zwanych dalej "fundacjami", poprzez dofinansowywanie szkół wyższych i uniwersytetów, poprzez tworzenie funduszy na emerytury nauczycieli, poprzez wpłaty na prywatne organizacje charytatywne, jak też poprzez kontrolowanie lub wywieranie wpływu na prasę publiczną.

Komitet Reece przeprowadził bardziej kompleksowe dochodzenie, które jednak nie zostało zakończone, ponieważ zostało sabotowane przez potężne siły w Kongresie. Mimo to zebrano wiele cennych materiałów i w 1958 r. członek Komitetu Rene A. Wormser opublikował książkę "Fundacje: ich siła i wpływ", w której opisał wyniki śledztwa.

Nie ma tu miejsca na przejrzenie tej książki i ograniczymy się do kilku krótkich cytatów.

Wormser zauważa wielki (i tragiczny) wpływ, jaki badania społeczne finansowane przez fundacje mają na rząd:

Wielu z tych uczonych... służy jako "eksperci" i doradcy wielu agencji rządowych. Można powiedzieć, że socjologowie stanowią czwartą główną gałąź rządu. Są konsultantami rządu, planistami i projektantami rządowej teorii i praktyki.

Są wolni od kontroli i reguł wzajemnego równoważenia się organów władzy, którym podlegają pozostałe trzy gałęzie rządu (ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza). Swoje wpływy i pozycję w rządzie osiągnęli dzięki wsparciu fundacji.

Co więcej, wiele z tych badań można zaliczyć do "scjentyzmu", czyli pseudonauki udającej obiektywizm nauk takich jak fizyka, ale w rzeczywistości dającej wyniki pożądane przez tych, którzy kierują całym tym przedstawieniem.

Wormser cytuje raport Carnegie Endowment for International Peace z 1925 r., który otwarcie określa swoje antydemokratyczne, wymuszane cele:

U podstaw i za wszystkimi tymi przedsięwzięciami pozostaje zadanie pouczania i oświecania opinii publicznej, aby nie tylko kierowała ona działaniami rządów i urzędników, ale także zmuszała je do konstruktywnego postępu.

Książka opisuje również pokrótce rażący przypadek inżynierii społecznej autorstwa Fundacji Rockefellera, kiedy wsparli oni fałszywe badania seksualne dr Kinseya. Raporty Kinseya ostatecznie spowodowały ogromne zmiany w życiu prywatnym Amerykanów.

W tym miejscu możemy stwierdzić, że Sieć Plutokratycznych Wpływów została stworzona, aby wpływać na edukację, opinię publiczną i rządy. Może nawet zmienić nasze najbardziej podstawowe i prywatne postawy, wykorzystując tajną propagandę i fałszywe "badania" społeczne. Plutokraci mają ogromne środki finansowe i wiele tysięcy wyszkolonych specjalistów do wykonywania tych zadań.
Dlatego jest bardzo prawdopodobne, że dysponują odpowiednimi narzędziami potrzebnymi do wywołania fałszywej pandemii.

Poniżej omówimy ich konkretne techniki i cele.

3. JAKI KRYZYS?

Przynajmniej od 2008 roku zewsząd słyszymy, że żyjemy w niespokojnych czasach, że nadchodzi kryzys. Według założyciela WEF [Światowe Forum Ekonomiczne - szwajcarska fundacja non-profit znana z organizacji corocznej konferencji w Davos. Konferencja w Davos jest spotkaniem prezesów najbogatszych światowych korporacji, przywódców politycznych oraz wybranych intelektualistów i dziennikarzy. Bierze w nim udział około 2000 osób], Klausa Schwaba, wymagany jest "Wielki reset". Cały porządek świata dobiega końca i nadchodzi nowy, złowrogi porządek. Czym dokładnie jest ten kryzys, pozostaje niewyjaśnione.

Jak już wspomniano we wstępie, twierdzimy, że szeroko nagłośniony zbliżający się kryzys jest po prostu rozwiązaniem, zamknięciem dziejów europejskiego projektu kolonialnego, który rozpoczął się ponad 500 lat temu. W tym okresie cywilizacja zachodnioeuropejska (w tym jej rozszerzenia, przede wszystkim USA) przewodziła światu gospodarczo i militarnie oraz zdominowała światową sztukę, naukę i ideologię. Skutkiem tego kryzysu będzie utrata wiodącej pozycji Europy i gwałtowny spadek poziomu życia jej ludności.

Oczywiście zachodnia propaganda przypisuje materialny dobrobyt Zachodu wolności, demokracji, wolnej przedsiębiorczości, wolnym mediom i prawom człowieka. I wreszcie, ważnemu wkładowi feminizmu i praw LGBTQ+. Chociaż niewielu ludzi z Zachodu odważyłoby się powiedzieć to otwarcie w dzisiejszych czasach, większość uważa, że ich dobrobyt wynika również z ich wyższej etyki pracy i zdolności umysłowych.

W rzeczywistości jest odwrotnie. Dobrobyt Zachodu opiera się w dużej mierze na sile militarnej, systematycznym naruszaniu najbardziej podstawowych wolności i praw człowieka w krajach wyzyskiwanych oraz systematycznej ingerencji w wolne rynki. Bogactwo Zachodu jest bezpośrednio związane z nędzą większości świata.

Bazy wojskowe USA na całym świecie, ciągłe wojny, bombardowania i ataki dronów nie są wymagane dla wolnego handlu i wolnego rynku. Byłoby naiwnością sądzić, że armia amerykańska jest wykorzystywana do niesienia wolności i praw człowieka biednym tubylcom. Wręcz przeciwnie, armie są zatrudniane do kradzieży zasobów i wykorzystywania podbitej ludności jako taniej siły roboczej.

Dla naszych celów możemy podzielić epokę kolonializmu na trzy etapy: bezpośredni kolonializm, neokolonializm, a od niedawna ostatni etap neokolonializmu, który opiera się na coraz głębszych poziomach zadłużenia (niewypłacalności).

Zachodni Bezpośredni Kolonializm Nowego Świata i to, co później stało się znane jako Trzeci Świat, zaczęło się na dobre ponad 500 lat temu, ale ten okres bezpośrednich rządów stopniowo zaczął się rozpadać po zakończeniu II wojny światowej.

Kiedy wybuchła wojna między nazistowskimi Niemcami a ZSRR, wyglądało na to, że anglo-amerykańska dominacja w powojennym świecie była ustalona. Na nieszczęście dla Zachodu II wojna światowa doprowadziła do powstania Związku Radzieckiego jako światowego mocarstwa i powstania socjalistycznych Chin (czego pełne implikacje były odczuwalne dopiero w ostatnich dziesięcioleciach). Amerykański establishment przez chwilę miał nadzieję, że sytuacja może zostać uratowana przez ich nową broń nuklearną; Jednak radziecka bomba atomowa przetestowana w 1949 r. położyła gwałtowny koniec ich marzeniom o wiecznej globalnej władzy.

Jednak ekonomicznie pełne zwycięstwo zostało osiągnięte. W tym momencie Stany Zjednoczone wytwarzały 50 % światowej produkcji gospodarczej. Większość technicznie zaawansowanych produktów była wytwarzana tylko w Stanach Zjednoczonych i dlatego sprzedawana była po najwyższych cenach z powodu prawie całkowitego braku konkurencji. Ich główni rywale przemysłowi, Niemcy i Japonia, legli w gruzach.

Stany Zjednoczone planowały zapobiec odbudowie ich przemysłu, próbując utrzymać dominację gospodarczą nad światem w nieskończoność. Plan Morgenthau był propozycją wyeliminowania zdolności Niemiec do prowadzenia wojny poprzez wyeliminowanie ich przemysłu zbrojeniowego i konkurencyjności poprzez ograniczenie innych kluczowych niemieckich gałęzi przemysłu. Japonia była całkowicie rozbita przez amerykańską marynarkę wojenną i siły okupacyjne.

Wraz z dominacją gospodarczą i morską Stanów Zjednoczonych na świecie, kolonie brytyjskie, francuskie i wszystkie inne w naturalny sposób zaczęły podlegać faktycznej kontroli Stanów Zjednoczonych. Aby je wykorzystywać, bezpośrednia kontrola kolonialna w starym stylu nie była już potrzebna.

Stąd proces dekolonizacji i przejście do neokolonializmu. W ustanawianiu formalnej niepodległości byłych kolonii pomoc sowiecka miała drugorzędne znaczenie, z wyjątkiem Chin, Korei i późniejszego Wietnamu.

Pod względem militarnym i politycznym Zachód wkrótce po drugiej wojnie światowej "wpadł w bagno". Związek Radziecki nagle stał się silnym rywalem militarnym, przejmując kontrolę nad Europą Wschodnią i zaraz potem pomagając Chinom w [gospodarczym] zliberalizowaniu się. We Włoszech, Francji i Grecji istniały silne partie komunistyczne; Chiny wkrótce zaczęły wywierać presję na Azję, przede wszystkim w Korei i Wietnamie.

Aby powstrzymać Związek Radziecki i Chiny, Stany Zjednoczone rozpaczliwie potrzebowały sojuszników. Jedynym rozwiązaniem było umożliwienie Niemcom i Japonii odbudowy i rozwoju ich przemysłu.

Jak się okazało, w rozwiązaniu tym znajdowały się zalążki własnego zniszczenia. Z biegiem lat niemieccy i japońscy producenci szybko stali się odnoszącymi sukcesy konkurentami i stopniowo podważali prymat Ameryki. Traktowanie Niemiec i Japonii przez Amerykę jest często przedstawiane jako uosobienie cnotliwej hojności, uszczęśliwiającego pragnienia dzielenia się demokracją i dobrobytem w stylu amerykańskim ze wszystkimi narodami świata.

Ta pozorna otwartość była jednak raczej wyjątkiem niż regułą. Gdyby te kraje nie były potrzebne jako bastiony do powstrzymania rozprzestrzeniania się komunizmu, zostałyby zdezindustrializowane, zacofane i wyzyskiwane.

Powszechna taktyka neokolonialistów obejmuje przekupywanie lokalnych elit, dostarczanie im broni, pożyczek, najemników, szkolenia policji i służb bezpieczeństwa, wsparcie polityczne i medialne, przybrzeżne raje dla ukradzionych pieniędzy i stale obecne zagrożenie bezpośrednią interwencją wojskową. Metody te zostały szczegółowo opisane między innymi przez Chomsky'ego i Perkinsa.

Po rozpadzie Związku Radzieckiego i reformach w Chinach, podobnie jak podczas II wojny światowej wydawało się, że zbliża się era dominacji Stanów Zjednoczonych na świecie. Rosja została znacznie osłabiona, jej bogactwo rozplądrowane. Politycznie świat był zdominowany przez Stany Zjednoczone. Chiny wydawały się niczym więcej jak nieograniczonym Bangladeszem, niekończącym się źródłem taniej siły roboczej, a utrata kontroli przez partię komunistyczną wydawała się tylko kwestią czasu.

Między Stanami Zjednoczonymi a całkowitą dominacją nad światem stała tylko jedna przeszkoda - rosyjskie strategiczne siły jądrowe.

Spodziewano się jednak, że Rosja nie może ich długo utrzymać. Amerykańskie zadłużenie zagraniczne, które rosło tak szybko przez całą erę Reagana z powodu rosnącej konkurencji Niemiec i Japonii, przestało rosnąć pod rządami Clintona. Wszystko wyglądało różowo. Pod rządami Clintona nawet wydatki wojskowe zostały nieco zmniejszone. Ogłosili, że to "koniec historii".

A potem zwycięstwo nieoczekiwanie zmieniło się w druzgocącą porażkę. Putin wywalczył kontrolę nad Rosją z dala od przyjaznych Zachodowi oligarchów i zaczął przywracać jej gospodarkę, niezależność i armię. Potem nastąpiły nieoczekiwane zwycięstwa nad wspieranymi i uzbrojonymi przez Amerykanów siłami gruzińskimi w Osetii Południowej, a następnie na Krymie, Donbasie i Syrii. Rosyjscy kontrahenci wojskowi zaczęli pojawiać się w Libii i innych krajach afrykańskich.

Chiny stały się jeszcze większym problemem. Chińczycy oszukali Zachód w wielkim stylu. Partia komunistyczna zachowała kontrolę. Przyciągnęli zachodnie firmy tanią siłą roboczą, dobrą organizacją i infrastrukturą. A potem Partia stworzyła warunki najpierw do kopiowania i opanowywania zachodnich technologii, a później do rozwijania własnych zaawansowanych technologii. W przeciwieństwie do Bangladeszu nie pozwolili, by ciężko zarobione dolary zostały roztrwonione na konsumpcję wyższych klas. Wydawali je na edukację, badania, infrastrukturę i budowanie własnej potęgi przemysłowej.

Dzięki rosnącej potędze gospodarczej Chiny były w stanie zrobić to, czego nigdy nie był w stanie zrobić Związek Radziecki - wyprzeć gospodarczo Zachód w Trzecim Świecie, który obejmował większość Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Po utracie dominującego miejsca na szczycie globalnej piramidy gospodarczej, zadłużenie zagraniczne Ameryki ponownie zaczęło rosnąć i osiągnęło obecnie naprawdę niezrównoważone rozmiary.

Podobne kryzysy zadłużenia miały miejsce w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoszech i innych krajach, które podczepiły się pod amerykański neokolonializm.

Ten kryzys nie zależy od niekompetencji Trumpa ani sprytu Putina czy Xi, jest całkowicie obiektywny.

Przez jakiś czas po początkowych niepowodzeniach rząd USA nadal pokładał nadzieję w wojsku. Po 2001 r. budżet Pentagonu ponownie rósł, rozpoczynając nowe wojny na całym świecie.

Jednak wojny te nie przyniosły pożądanych korzyści ekonomicznych. Wręcz przeciwnie. Stopniowo amerykańscy generałowie zaczęli zdawać sobie sprawę z ograniczeń amerykańskiej potęgi wojskowej. Zdali sobie sprawę, że nie mogą walczyć z Rosją i Chinami w realistycznych scenariuszach. Nie mamy tu miejsca na bardziej szczegółową analizę tego interesującego i ważnego pytania.

Znaleźliśmy tylko jedną pracę naukową, która próbuje obliczyć "realny" PKB krajów zachodnich - taką, która bierze pod uwagę ogromny deficyt w handlu zagranicznym. W badaniu Awara [https://www.awaragroup.com/blog/study-on-real-gdp-growth-net-of-debt/#:~:text=This%20groundbreaking%20study%20by%20Awara,in%20negative%20territory%20for%20years.&text=The%20study%20shows%20that%20the,%2Dnet%2Dof%2Ddebt.] dotyczącym wzrostu realnego PKB bez zadłużenia stwierdzono, że:

Realny, skorygowany o zadłużenie wzrost PKB krajów zachodnich od lat utrzymuje się na ujemnym poziomie. Tylko masowo zadłużając się, były one w stanie ukryć prawdziwy obraz i opóźnić początek nieuniknionego załamania swoich gospodarek. Badanie pokazuje, że realny PKB tych krajów ukrywa ogromne straty po odliczeniu zadłużenia, co daje realny-PKB-netto- zadłużenia.

Badanie to pokazuje, że od 2009 do 2013 r. realny PKB bez zadłużenia spadł o około 45% w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii; spadł w Hiszpanii o 55%, we Włoszech o 35%, we Francji o 30% i Niemczech o 18%. Chociaż nie uważamy tych liczb za dokładne, uważamy, że dość dokładnie odzwierciedlają rzeczywistość.

Chociaż Zachód już odczuwa jego zaczątki, większości mieszkańców Zachodu nadal bardzo trudno jest rozpoznać nadchodzący kryzys.

Mogą niechętnie przyznawać się, że kiedykolwiek byli beneficjantami brutalnej kradzieży kolonialnej lub że jazda za darmo dobiegła końca. Krótkowzrocznie koncentrują się na obwinianiu Chin za warunki pracy w przemyśle, ani przez chwilę nie wątpiąc w swoje prawo do tanich chińskich produktów. Nadal nie rozumieją, że kiedy na Zachodzie powrócą miejsca pracy, towary wytwarzane obecnie w Chinach przez tanią siłę roboczą staną się niedostępne dla większości mieszkańców Zachodu.

4. DLACZEGO MIELIBY TO ZROBIĆ?

Załóżmy, jak wykazaliśmy powyżej, że rządzący plutokraci mają możliwość zorganizowania fałszywej światowej pandemii. Dlaczego mieliby chcieć zrobić coś takiego? Co by dzięki temu zyskali? Spójrzmy na możliwe motywy.

Nic nie jest nowe pod księżycem, a rząd w Waszyngtonie od dawna wykorzystuje sfabrykowane kryzysy do osiągnięcia swoich celów. Według HL Menckena:

Ogólnym celem praktycznej polityki jest zaalarmowanie ludności (na tyle głośne, aby dała się poprowadzić w bezpieczne miejsce), grożąc jej niekończącą się serią różnych zjaw, widm i gnomów, z których wszystkie są wyimaginowane.

Jedną z przyczyn "pandemii" może być wyciągnięcie korzyści z rozległych zakłóceń i zaburzeń - poszczególnych narodowych gospodarek - wynikających z blokad. Jest całkiem prawdopodobne, że duże firmy będą w stanie wchłonąć swoich mniejszych konkurentów, których często zmuszały lokalne władze [pod presją "pandemii"] do zamykania swoich firm.

Administratorzy amerykańscy i administratorzy Unii Europejskiej ogłosili ogromne środki pomocy Covid19 o wartości odpowiednio setek miliardów dolarów i euro.
Kto skorzysta na tej gratce? Najprawdopodobniej kilku dobrze połączonych dużych graczy.

Magazyn Business Insider poinformował w czerwcu 2020 r., że "amerykańscy miliarderzy są teraz prawie 20% bogatsi niż byli na początku pandemii koronawirusa, według nowego raportu Instytutu Studiów Politycznych". [https://www.businessinsider.com/billionaires-got-565-billion-richer-during-the-coronavirus-pandemic-2020-6?r=US&IR=T]

Kompanie farmaceutyczne będą, oczywiście, zainteresowane zyskami ze szczepionek. Ale czy są one wystarczająco potężne, aby sfabrykować i kontynuować całe to przedstawienie "pandemii"? Raczej nie.

Atomizacja społeczeństwa, zerwanie solidarności społecznej, erozja wszelkich niepieniężnych powiązań między ludźmi, niszczenie relacji rodzinnych i osłabianie więzów krwi to wieloletni projekt plutokratyczny. Teraz, używając tej fałszywej pandemii ("fake pandemic"), plutokraci posunęli się jeszcze dalej, teraz uczą nas, abyśmy postrzegali siebie nawzajem nie jako przyjaciela, nie jako brata, nawet nie jako źródło zysku, ale głównie jako źródło śmiertelnej infekcji.

Ta wiadomość jest przekazywana nie tylko ustnie za pośrednictwem środków masowego przekazu; jesteśmy fizycznie zmuszeni do zachowania dystansu, zawstydzeni odmową uścisku dłoni sąsiada i zagrożeni grzywną za bycie widzianym bez maski. Fizyczny aspekt inżynierii społecznej jest bardziej skuteczny niż zwykłe werbalne pranie mózgu i sprawia, że [wymuszane fizyczną przemocą] zmiany zachowań społecznych są bardziej trwałe.

Powściągliwość fizyczna tworzy nawyki społeczne, które będą trudne do odwrócenia w przyszłości.

O ile wszystkie powyższe motywy [fabrykantów "pandemii"] mogą być trafnie odczytane, to naszym zdaniem głównym powodem [uruchomienia przedstawienia "pandemia"] jest zbliżający się kryzys Zachodu opisany powyżej. Paradygmat zachodniego społeczeństwa opiera się na stale rosnącej konsumpcji. Ludzie Zachodu nie rozumieją, że można żyć mając mniej i być szczęśliwym.

Można się spodziewać, że nadchodzący drastyczny spadek konsumpcji doprowadzi do trwałego załamania zachodniego społeczeństwa. Już teraz obserwujemy powszechne zamieszki w amerykańskich miastach. W szeroko akceptowanym niusie z okładki o "globalnej pandemii" rządzący plutokraci zamierzają ukryć swoje przeszłe niepowodzenia i nadal rządzić w sztucznie stworzonym stanie wyjątkowym.

5. WNIOSEK

Przedstawiliśmy naszą analizę obecnej "pandemii" Covid-19. Gdyby rzeczywiście było to celowo zaplanowane, można by to uznać za zbrodnię przeciwko ludzkości. Co gorsza, istnieją oznaki, że globalna blokada jest tylko pierwszym posmakiem tego, co ostatecznie może być półtrwałym (semi-permanent) stanem wyjątkowym.

Sam Bill Gates, 23 czerwca w filmie umieszczonym obecnie na stronie internetowej Fundacji Izby Handlowej Stanów Zjednoczonych, otwarcie obiecał nam, że będzie "następny" [stan wyjątkowy], i - "Powiem, że ten, jak mówię, zwróci tym razem uwagę."

Jednym z najważniejszych czynników w dochodzeniu w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa jest znalezienie motywu. Cui bono - kto korzysta? Opisaliśmy możliwy motyw wydarzeń i pokazaliśmy, że podejrzani dysponują narzędziami umożliwiającymi sfabrykowanie globalnej "pandemii".

Jeśli pracujesz dla fundacji, organizacji pozarządowej, organizacji międzynarodowej lub rządu i masz wewnątrzorganizacyjną wiedzę z pierwszej ręki o obecnych wydarzeniach, zapraszamy do pisania do nas.

Autor: Gregory Sinaisky, Sep 6, 2020, "Fabricating a Pandemic - Who Could Organize It and Why"
Gregory Sinaisky ma doktorat. Doktor nauk komputerowych, mieszka w Zurychu. Autor wielu prac naukowych, pisze m.in. o dezinformacji w mediach, sprawach wojskowych i socjologii.

ANEKS

WYBRANE KOMENTARZE Z INNEGO PORTALU
artemida-moderna 3 maja 2021, 00:34

"Najbardziej znane fundacje to między innymi Fundacja Rockefellera, Fundacja Forda, Fundacja Społeczeństwa Otwartego [Sorosa], Fundacja Carnegie oraz Fundacja Billa i Melindy Gatesów."

O roli Fundacji Rockefellera w planowaniu obecnej plandemii piszą W. Sumliński i T. Budzyński w książce "Zapis zarazy". O Gatesach i ich szczepionkowym eldorado wie już każde dziecko w Afryce, Ameryce Południowej i Azji, ale nie jestem pewna czy w Europie i Ameryce Północnej skoro biali ludzie tak chętnie i ufnie się dzisiaj szczepią. Co potwierdza przesłanie notki, że obudzą się z przysłowiową ręką w nocniku kiedy nastąpi spodziewany krach ekonomiczny.
Kruk6 33 maja 2021, 08:26

Skoro w tytule notki pojawiła się data 2022 ze znakiem zapytania, dodam że na ten rok, masoneria określiła czas ichniego sądu ostatecznego.
cisza 3 maja 2021, 10:27

@wawel
Przeczytałam. To kompendium wiedzy o mechanizmach "rządzących światem". Logiczne to z jednego punktu widzenia; materialistycznego. Rząd cieni wygrywa , gdy patrzymy na człowieka ( zgodnie z przez lata wypracowanym przez oświeconych ) jako na nieco wyżej zorganizowanego ssaka. Człowieka bezrozumnego, składającego się z materii, instynktów i emocji. Człowieka - obywatela, podatnika, konsumenta i wyborcę.
Wielu z nas żyje zgodnie z takim projektem! Teraz, używając tej fałszywej pandemii ("fake pandemic"), plutokraci posunęli się jeszcze dalej, teraz uczą nas, abyśmy postrzegali siebie nawzajem nie jako przyjaciela, nie jako brata, nawet nie jako źródło zysku, ale głównie jako źródło śmiertelnej infekcji.?Małym kosztem", z ogromnym zyskiem zapanowali nad miliardami ludzi i WYDAJE SIĘ tym "władcom świata", że ich wygrana będzie trwała.
Popełnili zasadniczy błąd!
Człowiek to dziecko Boże, ma duszę, pierwiastek Boży i wieczny.
Taki człowiek, miliarder, właściciel mediów, ateista, lewak, najemny "uczony", premier, prezydent, dziennikarz etc., który tego nie przyjmuje już przegrał.
Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?
Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? /Mt16.26/Plandemiści popełnili błąd w założeniu (antropologiczny), służą diabłu a ich przegrana mimo wielu ofiar będzie straszna.
Sursum Corda!
Przepraszam, wymądrzam się nieco...
Waldemar Żyszkiewicz 3 maja 2021, 21:13

@cisza
Wszystkie ideologie lewackie, typu antyteistyczny (lub tylko ateistyczny) konstruktywizm są oparte na fałszywej antropologii, więc w konsekwencji ich toporna metafizyka też musi być fałszywa : )
W tym nadzieja, ale niekoniecznie gwarancja sukcesu drugiej strony.
Kruk63 3 maja 2021, 12:19

Wielka szkoda, że nawet tak kompleksowe opracowania, dotyczące alternatywnego spojrzenia na strukturę władzy na świecie, są traktowane na równi ze śmieciowymi notkami. Najgorsze, że to, co zostało tutaj zapisane, nie jest żadną teorią spiskową. Wystarczy odrobina dociekliwości i pracy przy oficjalnych dokumentach, aby potwierdzić całość tego przekazu. Problem w tym, że wykładnia tego wszystkiego, mocno odbiega od mirażu roztaczanego przed oczami gawiedzi. Salon24, niestety również należy do źródeł fałszowania obrazu, na równi z taką interią lub wyborczą, stąd traktowanie per noga tak wartościowego tekstu.
Jedna moja uwaga. Z tekstu wynika obraz rozproszonego i spontanicznego systemu prawdziwej władzy. Myślę że sprawy mają się inaczej. Weźmy takie Stany Zjednoczone. Republika założona przez masonerię i wedle jej zamysłu. W tej organizacji, dostęp do wiedzy rozkłada się na kształt piramidy, więc to co oficjalne, jest przeznaczone dla ludu. Sprawy rzeczywistego układu władzy, ujawniają kolejne stopnie wtajemniczenia. Stąd mój wniosek, że USA od zarania jest rządzone zza kurtyny. Te enuncjacje kolejnych prezydentów, że władza "dostała" się ręce tajnych organizacji, to informacja dla mas. W rzeczywistości od początku układ władzy był inny. Stąd powolny wzrost znaczenia różnorakich fundacji, które stawały się organami wykonawczymi dla rosnącej ilości spraw kontrolowanych tą droga przez centralę.
Według pism opublikowanych przez Alberta Pike'a, masona 33 poziomu, obecne kryzysy były w planach już od końca XIX wieku. Tak więc ta spontaniczność wydarzeń, że np Chiny zrobiły psikus oligarchii, też mogła być wcześniej zaplanowana.
Waldemar Żyszkiewicz 3 maja 2021, 21:22

@Kruk63
Termin ?teorie spiskowe? wypracowali fachowcy z CIA dla ośmieszania i stygmatyzowania tych, co przedarli się nieco przez zasłony skrywające istotę rzeczy. Próby przejęcia kontroli nad globem i ludzką populacją nie są spontaniczne, ale trudno wykluczyć konflikt ambicji prowadzących do sytuacji niezaplanowanych. No i masoneria powstała na Wyspach i zaczęła od dekapitacji Francji, pierwszej Córy...
Waldemar Żyszkiewicz 3 maja 2021, 21:06

Przenikliwy w analizie i rekonstrukcji mechaniki gry wojennej, którą można by nazwać 'pandemicznością zorganizowaną', dogłębny w argumentowaniu stawianych tez i niezły w wykazywaniu słabych miejsc przeciwnika, więc bardzo ważny tekst.

Obawiam się zarazem, że jego zakrój i solidność, skutkująca rozmiarami może ograniczyć walor perswazyjności. Brawo za odesłanie do pozycji źródłowych!

Potiomkinowski charakter tzw. pandemii, przy rozumieniu tragedii ofiar i rozpaczy ich bliskich, jest już dość oczywisty dla tych, którzy nie dali sobie z procesów poznawania wyłączyć kryterium racjonalności.

Tym większe brawa za próbę odpowiedzi na pytanie o całkowicie niezrozumiałe wycofanie się z racjonalności oraz działanie na rzecz atakującego wroga przez z grubsza biorąc setkę rządów nominalnie suwerennych państw.

Tak, na słowo NGO-sy trzeba wyciągać i odbezpieczać broń. Ale prócz sieci instytucjonalnej (korporacje, fundacje, NGO-sy, media) tej grupie sięgającej właśnie po globalną władzę udało się skutecznie zbudować personalną sieć kadr oplatającą rządy, banki, służby? Tutaj cokolwiek operetkowe struktury rekrutacyjne, typu Sculls&Bones, bywają bardzo przydatne. Mościcki miał rację.

PS. Zamiast plutokraci z USA używałbym dokładniejszego terminu: plutokraci częściowo rezydujący w USA : )

wawel
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 15.09.23 Pobrań: 52 Pobierz ()
15.09.2023 Król Julian na prezydenta
W trakcie wyborów prezydenckich w 2005 roku byłam z ramienia PiS mężem zaufania w jednej z mokotowskich komisji wyborczych. Ku mojemu zdumieniu na bardzo wielu kartach wyborczych widniał dopisek: "król Julian na prezydenta". Nie rozumiałam o co chodzi dowcipnisiom szczególnie, że głosy z różnymi, nawet wulgarnymi dopiskami okazały się ważne, dopóki zgorszone moją ignorancją wnuki nie namówiły mnie do obejrzenia ich ulubionego serialu: "Pingwiny z Madagaskaru". Kilka dni temu z prawdziwą przyjemnością obejrzałam odcinek "Pingwinów" poświęcony pandemii, która wybuchła w ZOO. Objawem choroby było nieznośne swędzenie. Dla bezpieczeństwa ZOO król Julian, narcystyczny lemur, zarządził kwarantannę chorych w akwarium, do którego wepchnięto ich jak worki z kartoflami, jednego na drugim. Warto posłuchać wypowiedzi króla Juliana na temat jego odpowiedzialności za losy całego ZOO. Jakbym słyszała naszych propagandzistów od szczepionek, maseczek i zamykania ludzi w domach. Król Julian jest poza tym esencją - jeżeli można tak powiedzieć - przezydenckości. Esencją polityka, którego jedyną rolą jest pilnowanie żyrandola, lecz który swoimi chaotycznymi i megalomańskimi posunięciami przynosi społeczności ZOO wiele szkody.

Po wielu latach zrozumiałam wreszcie o co chodziło dowcipnisiom z 2005 roku i bardzo się wstydzę, że nie widziałam tego wcześniej. Wzorcem władcy absolutnego, zawsze słuchanego przez swoich poddanych jest również król z którym spotyka się Mały Książe, bohater słynnej powieści dla dzieci od roku do stu lat, którą napisał Antoine de Saint-Exupéry. Król podczas rozmowy przekazuje Małemu Księciu filozofię swojej władzy. Otóż jeżeli władca chce być dokładnie wysłuchiwany przez swoich poddanych musi im wydawać wyłącznie rozsądne rozkazy. "SI j?ordonnais ? un général de voler une fleur ? l'autre ? la façon d?un papillon, ou d'écrire une tragédie, ou de se changer en oiseau de mer, et si le général n'exécutait pas l'ordre reçu, qui, de lui ou de moi, serait dans son tort?" Co znaczy: "Gdybym nakazał generałowi latać jak motylek z kwiatka na kwiatek, albo napisać tragedię, albo zmienić się w morskiego ptaka i jeżeli generał nie wykonałby otrzymanego rozkazu to kto popełniłby błąd, on czy ja?"

Mały Książe dobrze zrozumiał króla. Poza tym poczuł się trochę znudzony jego wywodami więc powiedział: "Si votre majesté désirait ?tre obéie ponctuellement, elle pourrait me donner un ordre raisonnable. Elle pourrait m?ordonner, par exemple, de partir avant une minute". Co znaczy: "Jeżeli Wasza Wysokość pragnie być dokładnie wysłuchany może mi wydać jakiś rozsądny rozkaz. Może mi na przykład rozkazać abym odszedł stąd przed upływem minuty". Nie mogłam się oprzeć przed zacytowaniem tych tekstów w oryginale bo podczas szkolnego międzynarodowego obozu językowego w Giżycku odgrywałam właśnie rolę króla i swoją rolę pamiętam do dziś. Małego Księcia brawurowo odegrała koleżanka Basia Sokół. Na marginesie. W szkolnych przedstawieniach zawsze grałam króla, mędrca albo smoka. Nigdy nie zagrałam królewny, księżniczki a nawet choćby tylko nieszczęsnej topielicy czyli Ofelii - a tak o tym marzyłam. Taki już jest mój podły los. Kiedy mały Książe poprosił króla żeby rozkazał słońcu zajść ten odparł, że czeka na sprzyjające okoliczności. Na planetoidzie numer 325 oprócz króla mieszkał - o ile dobrze pamiętam - tylko stary szczur. Król zaproponował księciu aby jako minister sprawiedliwości regularnie skazywał tego szczura na śmierć a potem go ułaskawiał. A Małego Księcia opuszczającego planetoidę zgodnie z wydanym rozsądnym rozkazem król mianował swoim ambasadorem.

Revenons ? nos moutons - wracając do naszych baranów czyli do naszego tematu. Wydaje mi się, że filozofia władzy jaką prezentuje król z planety Małego Księcia jest dokładnie filozofią władzy naszego obecnego prezydenta. On też usiłuje zawsze być rozsądny i wydawać wyłącznie rozsądne rozkazy. Nie chce rozumieć, że nie da się wszystkich zadowolić i trzeba czasami zdecydowanie opowiedzieć się po jednej ze stron. Ne da się służyć Ukrainie (takie sformułowanie padło w oficjalnej rządowej narracji) oraz przyjaźnić z jej dość operetkowym prezydentem i wytłumaczyć potomkom ofiar rzezi wołyńskiej, dlaczego bezskutecznie się walczy o prawo do godnego pochówku ich krewnych. Jeżeli Ukraińcy chcą budować swą tożsamość narodową w oparciu o kult Bandery nie mamy prawa w tym uczestniczyć. Doszukiwanie się zasług Bandery oraz symetrii wzajemnych krzywd jest dla nas po prostu niedopuszczalne. To tak jakby trawestując znane powiedzenie zapalić Panu Bogu tylko ogarek a diabłu całą świecę. Nie można cieszyć się, że wilk jest syty jeżeli owca została pożarta.

W innych działaniach prezydenta też widać zdumiewającą niekonsekwencję. Bez sensu jest inicjować reformę systemu prawnego i natychmiast tę reformę blokować. Albo wnosić poprawki do już przegłosowanej i skierowanej tylko do podpisania ustawy. Pragnienie żeby zadowolić wszystkich to syndrom Zeliga, któremu w Chinach robią się skośne oczy. Trzeba wreszcie zrozumieć, że tak jak niemożliwa jest synkretyczna religia, niemożliwe jest stworzenie synkretycznej wersji historii. Interesy ludzkie są sprzeczne, podobnie sprzeczne są interesy narodowe. Sprawa sądowa, z której obydwie strony wychodzą usatysfakcjonowane wyrokiem jest jedną ze szlachetnych utopii. Podobną utopią okazał się koniec historii, który głosił Francis Fukuyama. Natomiast niefrasobliwe pisanie historii pod cudze dyktando grozi, że staniemy się w oczach świata winnymi wszystkich jego nieszczęść i wszelkich zbrodni. Forsowanie podyktowanej doraźnymi względami politycznymi wersji historii grozi również utratą narodowej tożsamości. Szczególnie niebezpieczne jest gdy doraźnie przyjęty paradygmat polityczny jest traktowany jak dogmat, a sprzeciwiający się jego wyznawaniu traktowani jak schizmatycy.

Tak został potraktowany ksiądz Isakowicz-Zaleski upominający się o pamięć o wołyńskim ludobójstwie nazywanym dla rozmycia odpowiedzialności tragedią.

Izabela Brodacka Falzmann
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 15.09.23 Pobrań: 51 Pobierz ()
15.09.2023 "Ucinamy temat". Tajny dokument PiS.
"Powtarzamy: Tusk = Inwazja Nielegalnych Migrantów. Ofensywnie i krótko ucinamy temat wiz i mówimy o Lampedusie, o relokacji migrantów przez UE" - tak brzmi partyjny "przekaz dnia" PiS, do którego dotarła Wirtualna Polska. Centrala partii wysłała swoim politykom tajną instrukcję w sprawie pytań o aferę wizową.

Centrala PiS przy Nowogrodzkiej - we współpracy z rządem i sztabem wyborczym Zjednoczonej Prawicy - regularnie wysyła swoim parlamentarzystom "przekazy dnia". Najkrócej rzecz ujmując: to swoiste instrukcje, z którymi politycy PiS idą do mediów, by powtarzać partyjną narrację.

Takie przekazy mają utrzymać spójność komunikacyjną całego obozu władzy. Często politycy PiS występujący w mediach - w programach politycznych lub udzielający wypowiedzi do serwisów informacyjnych - powtarzają z pamięci, słowo w słowo, fragmenty "instrukcji".

"Brief specjalny" - obowiązuje w sprawie najważniejszego dziś tematu, który rozpala scenę polityczną: polityki migracyjnej i afery wizowej w MSZ. Wirtualna Polska zapoznała się z najnowszym briefem rozsyłanym przez partyjną centralę. Brief został rozesłany w czwartek, 14 września, wieczorem. Przytoczone przez nas fragmenty są kluczowe, by zrozumieć obecną narrację obozu rządzącego.

Jak określiło biuro PiS w dokumencie, do którego dotarliśmy, to "odpowiedzi na zarzuty dotyczące nieprawidłowości przy wydawaniu wiz".

Fragmenty z partyjnego "przekazu dnia" cytujemy dosłownie, z błędami interpunkcyjnymi itd. Oto kluczowe punkty - co i jak mają mówić przedstawiciele PiS w mediach.

- "tam gdzie pojawiły się wątpliwości służby zaczęły działać na długo przed tym zanim tą sprawą zainteresowały się media i politycy PO; prokuratura zaczęła działać jeszcze w marcu br. sami wyciągnęliśmy konsekwencje personalne";

- "media wspierające opozycję najpierw piszą o milionach wiz, teraz o kilkuset tysiącach, a na końcu artykułu Onetu jest mowa o kilkudziesięciu niby filmowcach; sprawa jest skręcona przez PO i środowisko medialne z nimi związane";

- "w Polsce nie ma żadnego nielegalnego migranta z przymusowej relokacji; nigdy na to się nie zgodzimy; w Polsce jest bezpiecznie";

- "ta cała pseudo afera to próba nieudolna przykrycia tego co się dzieje na Lampedusie; tylko w ciągu ostatnich 2 dni napłynęło tam prawie 200 łodzi i ponad 8 tys. nielegalnych migrantów (bez dokumentów tożsamości, albo z podrobionymi); miejsc w hotspocie jest raptem 300; punkt recepcyjny jest przeładowany; UE nadal chce brnąć w przymusową relokacje";

- "na wiosnę było głosowanie w PE w sprawie stanowiska PE co do przymusu relokacji i wielu polityków opozycji, PO poparło te rozwiązania (Arłukowicz, Spurek, Thun, Biedroń, a inni się nie sprzeciwili)";

W partyjnym "przekazie dnia" zawarte jest twierdzenie: "Europosłowie opozycji w głosowaniu 11 lipca 2023 nie poparli poprawki ECR, w której wezwano KE do zaprzestania przymusowej relokacji migrantów wbrew woli Polski, która przyjęła miliony uchodźców z Ukrainy (europosłowie PSL wyjęli karty i nie wzięli udziału w głosowaniu)".

Michał Wróblewski
Wirtualna Polska
---------------------------
Były wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk trafił do szpitala w Warszawie - donosi RMF FM. Według ustaleń dziennikarzy, polityk znalazł się w placówce w "stanie zagrażającym życiu".
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 15.09.23 Pobrań: 51 Pobierz ()
16.09.2023 Jarosław Lindenberg wiceministrem Polin
O tym, że na terenach dawnej Rzeczypospolitej istnieje twór nazywający się Polin obwieścił w 2021 roku podczas zapalenia świec chanukowych sam Andrzej Duda piastujący urząd określany przez niektórych mianem prezydenta belwederskiego. O tym, że społeczność żydowska, według słów Dudy powołującego się na Lecha Kaczyńskiego, jest "elementem współtworzącym dzisiejszą Rzeczpospolitą także w jej elementach kulturowych" nikt nie powinien mieć wątpliwości. Szczególnie dziś, a najbardziej w tych elementach, które są najistotniejsze dla postępu w aspekcie "praw człowieka" i "tolerancji". Te jakże pozytywne zmiany wspierał "blok żydowski" na paradzie Lgbtq+p-f w Warszawie, a z pewnej odległości cały czas uważnie obserwuje ambasada Izraela w Polsce.

Link

Po tym, mam nadzieję, niezbyt nużącym wstępie...

Link

Czego można spodziewać się po tej zmianie, pytają niektórzy. Po pierwsze: nie po zmianie, bo Jarosław Lindenberg to dobry znajomy Czaputowicza, stary sprawdzony wieloletni funkcjonariusz MSZ, który potrafi utrzymać odpowiedni kurs pomimo niepomyślnych wiatrów. Zresztą co to za wiaterek nazywany wyborczym? Powieje i przestanie. Złośliwi już ironizują, że nowy kandydat tanio wiz nie sprzeda. A ja przypominam, że brat Jarosława, Grzegorz Lindenberg nie tylko zakładał przyjazną Polsce "Gazetę Wyborczą" ale również portal Euroislam.pl - "krytyczny wobec islamu i muzułmanów". Myślę, że tuż po wyborach "legalna imigracja" ruszy jak z bicza strzelił, a mam przede wszystkim na myśli wypełnienie nowym nawozem historii starej legendy, która z wersji Lech, Czech i Rus przepoczwarzyła się w Lech, Żyd i Ukr.

Aż strach pomyśleć co napisze specjalizujący się w tej materii ambasador Krzysztof Baliński. Czy równie optymistycznie nakreśli perspektywę ostatecznego przekształcenia polskiego kondominium w najnowocześniejsze osiągnięcie obcej myśli socjotechnicznej, a w perspektywach dozgonnych - geopolitycznej?

A teraz, na koniec, pocieszenie dla elektoratu PiS. Nie martwcie się. Nowy wiceminister jest podobno związany z klubem "półinteligencji katolickiej". Środowisko wam bliskie i ewoluujące w stronę katolików palących ogarek i Chanukę, śmiało zaciągających się oparami "zrównoważonego rozwoju".

CzarnaLimuzyna
------------------------------
Był czas, że głosowałem na PIS - teraz będę głosował na PJJ Rafała Piecha.
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 16.09.23 Pobrań: 52 Pobierz ()
16.09.2023 17 września 1939 r. - atak sowiecki na Polskę
Szanowni Państwo,
II Rzeczpospolita była dla sowieckiego dyktatora - Józefa Stalina państwem przejściowym, tzw. "bękartem traktatu wersalskiego", które powinno przestać istnieć w pierwszym, dogodnym do tego momencie. Z tego powodu stosunki obu krajów, czyli Polski oraz Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, były przez niemal całe dwudziestolecie międzywojenne, napięte i nieprzyjazne, pomimo zawartego przez oba państwa, paktu o nieagresji (1932 r.) W wyżej opisanym okresie Stalin robił wiele, aby zdestabilizować wewnętrzną sytuację Polski. Na przykład był niezwykle zadowolony z zamachu stanu, jaki w 1926 r. przeprowadził marsz. Józef Piłsudski. Bolszewicki przywódca liczył, że wydarzenie to doprowadzi do większych, aniżeli miały miejsce, wewnętrznych turbulencji w kraju nad Wisłą. Dodatkowo na terenie II RP ulokował trzy nielegalne, prowadzące działalność wywrotową partie komunistyczne: Komunistyczną Partię Polski, Komunistyczną Partię Zachodniej Białorusi oraz Komunistyczną Partię Zachodniej Ukrainy. Ponadto sowieccy dywersanci bardzo często przekraczali wschodnią granicę II RP, prowadząc różnego rodzaju nielegalne działania. Aby zablokować te akcje, już w 1924 r. utworzono Korpus Ochrony Pogranicza, który miał chronić granicę Polski i ZSRS.
Zniszczenie Polski stało się dla Stalina realne w chwili zbliżenia ZSRS z niemiecką III Rzeszą, które nastąpiło pod koniec lat 30. XX w. Było to możliwe dzięki skomplikowanym działaniom dyplomatycznym przedstawicieli obu państw. Szczyt dobrych stosunków pomiędzy Niemcami i sowiecką Rosją nastąpił w drugiej połowie 1939 r. Wówczas, dokładnie 23 sierpnia tr. podpisano tzw. pakt Ribbentrop-Mołotow. Dokument ten, w warstwie oficjalnej, był paktem o nieagresji.
Zawierał on jednak tajny protokół, w którym obie strony uzgodniły swoje strefy wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej oraz wyraziły wolę kolejnego rozbioru Polski. Granica obu państw miała przebiegać na linii rzek: Narwi, Wisły oraz Sanu. Powyższy, w wielkim skrócie opisany pakt, był jednym z kluczowych dokumentów, który doprowadził do wybuchu II wojny światowej. Rozpoczęła się ona 1 września 1939 r. atakiem niemieckiego Wehrmachtu na II RP. Wojsko Polskie próbowało stawiać opór. Był on niekiedy bardzo zaciekły, czego przykładem było Westerplatte. Powstrzymanie niemieckiej machiny wojennej nie było jednak łatwe. Niemiecka przewaga militarna była spora, z czego zdawali sobie sprawę najważniejsi polscy urzędnicy oraz dowódcy.
Początkowo nikt nie przypuszczał, że wojna obronna będzie trwała niewiele ponad miesiąc. W pierwszych dniach września ogromne nadzieje, tak polskie społeczeństwo, jak i nasi decydenci pokładali w siłach zbrojnych Anglii i Francji, z którymi Polska miała podpisane odpowiednie umowy. Co więcej! 3 września 1939 r. oba kraje wypowiedziały Niemcom wojnę, doprowadzając Polaków do prawdziwej euforii. Niestety... Przywódcy obu państw nie zamierzali nawet wyprowadzać wojsk z garnizonów, pozostawiając II RP samą sobie.
Działania niemieckie oraz angielsko-francuskie były poważnymi ciosami, które postawiły polską suwerenność w ogromnym niebezpieczeństwie. Decydujące uderzenie nadeszło jednak ze wschodu. Zapowiedzią tego co nastąpi za kilka godzin były wydarzenia, mające miejsce 17 września 1939 r., ok. godz. 3.00 nad ranem. Wówczas polski ambasador w Moskwie Wacław Grzybowski został wezwany do siedziby Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa. Tam dowiedział się, że Armia Czerwona przekroczy granicę II RP. Według Sowietów powodem takiego postępowania było m.in. "wewnętrzne bankructwo państwa polskiego" i "troska Rządu Sowieckiego o zamieszkującą terytorium Polski pobratymczą ludność ukraińską i białoruską", a także rzekoma ucieczka polskich władz z kraju.
Wszystkie wyżej przedstawione argumenty były nieprawdziwe. Faktycznym powodem działań sowieckich sił zbrojnych były zobowiązania wynikające z paktu Ribbentrop-Mołotow. Kilkadziesiąt minut po wręczeniu noty ambasadorowi Grzybowskiemu Armia Czerwona uderzyła na Polskę. Tym samym wzięła bezpośredni udział w rozpoczęciu II wojny światowej, czyli najbardziej krwawym konflikcie w dziejach świata, który pochłonął miliony istnień ludzkich. Krasnojarmiejcy zaatakowali Polskę na całej, liczącej blisko półtora tysiąca km. linii granicznej.
Pomimo, że stan bolszewickich sił zbrojnych był lichy, pod każdym możliwym względem, to zaatakowana z dwóch flanek II RP nie miała szans na skuteczną obronę. Polacy musieli przecież walczyć przeciw wrogom, którzy posiadali miażdżącą militarną przewagę. Warto bowiem pamiętać, że na Polskę najechały dwa sowieckie fronty: Białoruski, liczący pięć armii oraz Ukraiński, w skład którego wchodziły cztery armie, aczkolwiek jedna z nich nie brała udziału w operacji. Ponadto za regularnymi oddziałami wojskowymi posuwały się jednostki Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych czyli osławionego NKWD oraz Razwiedupru - Zarządu Wywiadu Armii Czerwonej, które miały na celu unicestwienie całej polskiej administracji na zajmowanych terenach i ulokowanie tam swoich przedstawicieli.
Od samego początku sowieckiej agresji Polacy stawili opór. Bohatersko walczono m.in. o Grodno i Wilno. Heroiczne boje stoczono np. pod Kodziowcami i Szackiem. Wiele krwi przelali żołnierze polskich jednostek takich, jak wspomniany wcześniej KOP oraz Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie". Niestety przygniatająca przewaga Sowietów i Niemców doprowadziła do upadku Polski. Jedni i drudzy okupanci od samego początku agresji posługiwali się metodami bezwzględnego terroru. Badacze szacują, że bolszewicy, w samym tylko czasie agresji - czyli de facto w ciągu kilku dni, zamordowali ponad dwa tysiące Polaków, najczęściej żołnierzy, policjantów oraz członków administracji. Do historii przeszły mordy dokonane m.in. w Grodnie, Rohatynie, czy też niedaleko Sarn, gdzie zabito całą kompanię tamtejszego batalionu KOP. Ponadto Sowieci zamordowali bez żadnych skrupułów dowódcę Okręgu Korpusu nr III w Grodnie gen. Józefa Olszynę-Wilczyńskiego.
Powyżej przytoczone przykłady stanowiły preludium horroru, jaki miał miejsce w tej części Polski, która została opanowana przez Sowietów w okresie II wojny światowej. Warto bowiem przypomnieć, że w walkach z Armią Czerwoną dostało się do niewoli kilkadziesiąt tysięcy polskich oficerów, z czego ponad dwadzieścia tysięcy zginęło w Zbrodni Katyńskiej. Dodatkowo Sowieci zorganizowali wielkie deportacje polskiej ludności cywilnej w głąb ZSRS. Ludzie ci przeszli gehennę na wschodzie, a wielu z nich już nigdy do Polski nie powróciło. [Było nas, w trzech rzutach, ok. 1 800 tysięcy Polaków. Te liczby są dalej ukrywane... M. Dakowski]
Oprócz wyżej opisanych faktów Sowieci, podobnie jak Niemcy rozpętali w zajętej części II RP terror, który mógł dotknąć każdego polskiego obywatela, tylko dlatego, że był Polakiem...

Z poważaniem
Zespół Reduty Dobrego Imienia
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 16.09.23 Pobrań: 54 Pobierz ()
Strona 117 z 183 << < 114 115 116 117 118 119 120 > >>
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.