Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
11
Download: Gazetka "Wolne Słowo"
10.11.2021 Legalny Marsz Niepodległości przejdzie tradycyjną trasą
W obliczu niezrozumiałej decyzji Prezydenta Stolicy Rafała Trzaskowskiego odmawiającej legalności Marszowi Niepodległości, a także krzywdzących organizatorów Marszu Niepodległości decyzji sądów, w poczuciu odpowiedzialności za to społeczne wydarzenie i bezpieczeństwo wszystkich, którzy 11 listopada chcą obchodzić w tej formule Święto Niepodległości, podjąłem decyzję, aby nadać uroczystości status formalny.

Jan Józef Kasprzyk
Szef Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych

Pomimo wysiłków środowisk faszystowskich, w tym prounijnych separatystów odmawiających prawa do obchodów narodowego święta środowiskom patriotycznym, Marsz Niepodległości odbędzie się według tradycyjnego planu.

"Za organizację uroczystości cały czas ma odpowiadać Stowarzyszenie Marsz Niepodległości Roberta Bąkiewicza. Młodzież Wszechpolska przygotowuje z kolei transport do stolicy z innych części Polski. Marsz wyruszy 11 listopada o godzinie 13:00 z Ronda Romana Dmowskiego i przejdzie tradycyjną trasą na błonia Stadionu Narodowego."

Ziemowit Przebitkowski, prezes Młodzieży Wszechpolskiej:

Faktycznie Urząd do Spraw Kombatantów daje nam formalną podstawę do zajęcia tradycyjnej trasy i wszystkie przejścia Marszu Niepodległości od Ronda Romana Dmowskiego do Stadionu Narodowego. Warto zauważyć, że mieliśmy przygotowane trasy rezerwowe, którymi byśmy szli, nie tą tradycyjną trasą, ale byśmy szli. Niemniej, przez wzgląd na remonty w Warszawie, to raz, sytuację, którą faktycznie wytworzył prezydent Warszawy, starając się eskalować jakieś niepotrzebne napięcia w dniu, który powinien być wspólnym świętem, najspokojniej będzie na pewno, jeżeli przejdziemy klasycznie to najszerszą trasą, tradycyjną, którą chodzimy co roku. Uważam, że decyzje sądu były absurdalne, tutaj prawnicy byli zgodni, że nie było możliwości, żeby zakazać nam tego przemarszu, a niemniej sądy podeszły do sprawy na zasadzie "nie mamy pańskiego płaszcza, i co pan nam zrobi?" i w kolejnych instancjach zakazywały marszu.

Czy państwo w jakiś sposób mogą pomóc osobom, które nie mają transportu, żeby się na Marsz Niepodległości wybrać?

Organizujemy wyjazdy autokarowe z całej Polski. Również z Poznania. Zachęcamy, żeby wejść na stronę wyjazdy.mw.org.pl i jechać razem z nami. Serdecznie do tego zapraszamy. Potem można wspólnie celebrować odzyskanie niepodległości. Startujemy o godzinie 13 z Ronda Dmowskiego w Warszawie i przedostajemy się normalną, zwykłą, tradycyjną trasą na błonia. W związku, z tym, że formalne podstawy dał Urząd do Spraw Kombatantów. Nadmienię tylko, że w takich sytuacjach zawsze powstaje niebezpieczeństwo jakiejś pokusy na upaństwowienie marszu, oczywiście byłoby to bardzo niekorzystne, ze względu na to, że rządy się zmieniają i nie chcielibyśmy, żeby na przykład za trzy lata Marsz Niepodległości był marszem tęczowo-liberalnym. /radiopoznan.fm/

Link

Link

Marsz Niepodległości 2021
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 10.11.21 Pobrań: 66 Pobierz ()
11.11.2021 Powstanie (niemal) bezkrwawe
Wybierając się na Marsz Niepodległości, warto sięgnąć do wydarzeń, które rozegrały się w Warszawie owego 11 listopada 1918 roku, kiedy to zrzeszeni w Polskiej Organizacji Wojskowej polscy patrioci, masowo wsparci przez warszawiaków, przystąpili do rozbrajania żołnierzy niemieckich.

W wyniku tego po raz pierwszy od upadku Powstania Listopadowego w stolicy naszego kraju nie było żadnych obcych wojsk.

Jak pisał dwa lat temu na łamach "Polski Zbrojnej" Piotr Korczyński, wśród peowiaków był między innymi młody Wielkopolanin Józef Gabriel Jęczkowiak, który w wydarzeniach tych odegrał kluczową rolę.

"Ten dwudziestolatek był już doświadczonym frontowcem, walczył bowiem w szeregach armii niemieckiej na froncie zachodnim. W sierpniu 1918 roku zdezerterował i wrócił do Wielkopolski, gdzie wstąpił do POW. 1. listopada przyjechał do Warszawy w niemieckim mundurze i z dokumentami, które zachował po dezercji. Bez trudu przeniknął do tutejszego landszturmu. Zorganizował tu siatkę złożoną ze służących tu Polaków, którzy mieli demoralizować swych niemieckich kamratów" - pisał Korczyński.

Jęczkowiaka polecił Piłsudskiemu szef wywiadu Komendy Naczelnej POW Adam Rudnicki. Ten przyjął go zaraz po "rozpakowaniu walizy" w domu na ulicy Moniuszki 2. Piłsudski zapytał go, czy jest w stanie wywołać ze swoją organizacją rewolucję w garnizonie warszawskim.

"Poprosiłem o bliższe wyjaśnienie tego pytania, gdyż nie rozumiałem, jak ją wykonać. [...] Piłsudski opowiedział mi, co widział 8 listopada w Magdeburgu i 9 listopada w Berlinie, jakie tam były rzucane hasła, jak się zachowywali żołnierze, a jako widomy znak rewolucji był kolor czerwony, czerwone opaski na czapkach i rękawach, czerwone chorągwie, wypowiedzenie posłuszeństwa przełożonym, jak i podoficerom, zniesienie kasyn oficerskich, zrównanie gaż, zaprzestanie walk, demobilizacja i powrót do rodzin, tworzenie rad żołnierskich dla zrealizowania tych planów" - napisał później w swoich wspomnieniach Jęczkowiak.

Otrzymawszy odpowiednie wskazówki, Jęczkowiak wrócił do kwatery przy ulicy Żurawiej i razem ze swymi ludźmi zabrał się do szycia czerwonych opasek. Następnie podzielił podwładnych na grupy i rozesłał do największych w mieście Soldatenheim - świetlic żołnierskich w Pałacu Staszica i Dolinie Szwajcarskiej. W tej ostatniej zjawił się osobiście w niemieckim mundurze i oświadczył landszturmowcom, że przybywa prosto z Niemiec, gdzie wybuchła rewolucja, i postawił wszystkim 30 piw. Następnie, wykorzystując wskazówki Piłsudskiego, zaczął im opowiadać o rewolucji.

"Na sali zaczęły padać pojedyncze, a później masowe okrzyki: "My zrobimy tak samo, niech żyje rewolucja!". Nie słyszałem głosów sprzeciwu, więc dla podniecenia nastroju ostentacyjnie zerwałem z czapki niemiecką kokardę, rzuciłem ją na podłogę i założyłem czerwoną opaskę" - wspominał Jęczkowiak.

Wtedy któryś z podoficerów zaczął wygrażać i przedzierać się w stronę "agitatora", ale został zatrzymany przez swych podkomendnych, którzy zdarli mu naramienniki. Czerwone opaski szybko rozeszły się wśród żołnierzy.

"Wieczorem zrewoltowani żołnierze zebrali się w Pałacu Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu, ówczesnej siedzibie władz Generalnego Gubernatorstwa, i ogłosili powstanie Rady Żołnierskiej Warszawy. Radzie podporządkowała się większość oddziałów landszturmu. Co więcej, w innych miastach gubernatorstwa żołnierze zaczęli organizować podobne rady. Ta warszawska bardzo szybko porozumiała się z POW co do oddawania broni i ewakuacji do Niemiec. Stąd od wieczora, zwłaszcza następnego dnia 11 listopada, brały się zdumiewające dla postronnych obserwatorów sceny "gładkiego" rozbrajania niemieckich żołnierzy nie tylko "przez wojskowych, ale też przez lada chłystków cywilnych", jak to dosadnie ujęła w swych pamiętnikach księżna Maria Lubomirska" - pisał Korczyński.

"Niestety, zneutralizowanie zagrożenia ze strony landszturmu nie rozwiązywało jeszcze problemu wojsk niemieckich nie tylko w gubernatorstwie warszawskim, lecz także w samej stolicy. Okazało się, że żołnierze obsadzający główne punkty Warszawy, takie jak sztab Generalnego Gubernatorstwa na Zamku Królewskim, Prezydium Policji w Ratuszu, Dworzec Kowelski, a przede wszystkim Cytadelę Warszawską, są odporni na argumenty i agitację Rady Żołnierskiej" - pisał Korczyński.

Szczególną wartość przedstawiały oddziały stacjonujące w Cytadeli.

"Bataliony "Donaueschingen" i "Diedenhofen" oraz Garnizonowa Kompania Karabinów Maszynowych "Warszawa" skupiały około 2000 żołnierzy i były zakwaterowane w Cytadeli oraz okolicznych koszarach. Nie zamierzały się poddać. Właśnie na nie liczył szef sztabu GGW płk Willi von Nethe, który rozważał stawienie Polakom czynnego oporu" - napisał w książce "Landszturm w Generalnym Gubernatorswie Warszawskim 1915-1918" Jacek Szczepański.

Próba rozbrojenia tych oddziałów musiałaby zakończyć się krwawą masakrą.

"To nie były, uważane za drugorzędne, oddziały landszturmu, lecz elitarne formacje, jak na przykład pułk aspirantów oficerskich. W starciu z tymi oddziałami, liczącymi około 8 tysięcy żołnierzy, Polacy nie mieliby żadnych szans. Tym bardziej Piłsudski zalecał spokój i pełną współpracę z Radą Żołnierską. Z jej delegatami spotkał się rano 11 listopada i potwierdził gwarancje bezpieczeństwa i ewakuacji dla żołnierzy niemieckich, pod warunkiem oddania strzeżonych obiektów, złożenia broni i nieprowokowania starć. Słowa niedawnego więźnia z twierdzy magdeburskiej były tym ważniejsze, że Rada Regencyjna oddała mu komendę nad wojskiem i naczelne dowództwo" - podkreśla Korczyński.

Tymczasem Polacy kontynuowali rozbrajanie "mniej wartościowych" formacji niemieckich.

"Po południu pododdziały POW wyruszyły z dziedzińca uniwersytetu, by przejąć od Niemców wspomniane obiekty. Mimo mediacji delegatów Rady Żołnierskiej i por. Ignacego Boernera, doskonale mówiącego po niemiecku oficera łącznikowego oddelegowanego przez Piłsudskiego do kontaktów z Radą, tym razem nie obyło się bez starć. Ofiary śmiertelne były po obu stronach, ale ostatecznie do wieczora 11 listopada Polacy przejęli większość ważnych budynków w stolicy. Komenda Naczelna POW mogła zameldować Piłsudskiemu, że "żołnierze niemieccy składają broń, oddają magazyny, które zostały częściowo obsadzone przez oddziały wojska polskiego, częściowo przez oddział POW. Z naszej strony kontakt z niemieckimi radami żołnierskimi ściśle utrzymany. Organizacja obsadziła magazyny z przeszło 800 karabinami maszynowymi". Tymi wspomnianymi oddziałami Wojska Polskiego były przede wszystkim kompanie Polskiej Siły Zbrojnej, czyli tzw. Polnische Wehrmacht, podległej dotychczas dowództwu niemieckiemu. POW wspomagali także żołnierze z innych formacji, na przykład podkomendni generała Józefa Dowbora-Muśnickiego z byłego I Korpusu Polskiego, a także pepeesowcy, harcerze i zwykli cywile" - pisał Korczyński.

Ale do ostatecznego rozstrzygnięcia było jeszcze daleko. 14 listopada w Berlinie ukonstytuował się nowy, socjaldemokratyczny rząd, a jego premier Friedrich Ebert wysłał do żołnierzy odezwę, by natychmiast wracali pod rozkazy swych dowódców.

Dramatyczny przebieg przybrały szczególnie wydarzenia w Międzyrzecu Podlaskim, w którym doszło do prawdziwej masakry. 13 listopada przybyła tam z Dęblina kompania Polskiej Organizacji Wojskowej, której dowódcą był sierżant legionowy Ignacy Zowczak. Po rozbrojeniu miejscowego garnizonu niemieckiego przystąpił on do organizowania władz w mieście. Miał on wówczas do dyspozycji 70 żołnierzy.

Tymczasem do Białej Podlaskiej przybył niemiecki 2 pułk huzarów przybocznych, zwany "huzarami śmierci". Miejscowy oddział POW został zmuszony do wycofania się z miasta.

Rankiem 16 listopada 1918 roku - jak pisał bloger piszący pod pseudonimem Godziemba - z Białej Podlaskiej wyruszyła na dwóch samochodach ciężarowych grupa huzarów. W podmiędzyrzeckim folwarku Wysokie Niemcy zamordowali dzierżawcę W. Orłowskiego, mszcząc się za udział jego syna i zięcia w akcji rozbrojeniowej. Na odgłos strzałów, członkowie polskiego trzyosobowego posterunku, złożonego z miejscowych ochotników, próbowali uciec, jednak Niemcy zdołali ich złapać. Dowódca posterunku kpr. Edward Zubik został zastrzelony na miejscu, drugi, Władysław Wieliczko, ranny w głowę i pchnięty bagnem także zmarł wkrótce. Jedynie trzeciemu peowiakowi udało się zbiec.

Po likwidacji posterunku droga do miasta stała przed Niemcami otworem. Ruszyli oni w stronę pałacu Potockich, gdzie swoją siedzibę miał Zowczak i gdzie znajdowała się zasadnicza część jego oddziału. Polacy nie spodziewali się ataku, a Niemcy po okrążeniu pałacu zaczęli ostrzeliwać budynek z karabinu maszynowego, a następnie obrzucili go granatami, powodując wybuch pożaru. Zaskoczeni Polacy wyskakiwali przez okna, ginąc od kul, bądź od ciosów bagnetem. "Tych, którzy w przedśmiertnej rozpaczy opuszczali płonący gmach - wspominał Czesław Górski - mordowano w okropny sposób, wprost zwierzęcy. Okrucieństwo pijanego żołdactwa niemieckiego nie miało granic. Zabijano, bito, znęcano się, pastwiono się, dobijając rannych ochotników polskich".

W międzyczasie Niemcy ze starej załogi miasta, szybko odzyskawszy broń, przyszli w sukurs swym kolegom z Białej, uderzając na stację kolejową, bronioną przez 10 miejscowych żołnierzy POW, pod dowództwem Kazimierza Mikołajczuka. Polscy obrońcy powitali agresorów strzałami, zadając im spore straty. Jednak mający znaczną przewagę liczebną Niemcy okrążyli budynek stacyjny, ostrzeliwując go z karabinów maszynowych. Po wyczerpaniu amunicji, część Polaków zdołała zbiec, część trafiła do niewoli, z której zbiegła, korzystając z wynikłego zamieszania.

Niemcy przystąpili do pogromu w mieście. "Wyciągano z domów i mordowano w okrutny sposób nawet bezbronnych ludzi - wspominał Górski ? nie należących do żadnej organizacji. Rzucano do mieszkań granaty ręczne, raniąc i zabijając mieszkańców. Dopuszczono się przy tym licznych rabunków".

Gdy opadła fala mordów i rabunków, Międzyrzec wyglądał jak wymarły. Mieszkańcy miasta bali się opuszczać swe domy, a Niemcy wzięli zakładników, którzy odpowiadali życiem za jakiekolwiek wystąpienie przeciwko nowej władzy.

W czasie walk i mordów zostało zabitych 19 żołnierzy sierżanta Zowczaka oraz 26 mieszkańców miasta. Wiele osób zostało rannych. Niemcy nie pozwolili pochować zamordowanych, a zwłoki ofiar "wrzucili do wykopanego w tym celu dołu w parku i zalawszy kwasem karbolowym, przysypali". Uroczysty pogrzeb poległych odbył się dopiero w grudniu 1918 roku po opuszczeniu miasta przez Niemców. Kondukt prowadził biskup podlaski ks. Henryk Przeździecki.

Wyprawa na Międzyrzec nie była działaniem odosobnionym. Podobną akcję Niemcy z Białej przeprowadzili na Janów Podlaski, zabijając 4 peowiaków, a kilkunastu biorąc do niewoli. W Komarówce także zabili 4 peowiaków, a do podobnych wypadków doszło w kilku jeszcze miejscowościach w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Inna wyprawa podjęta przeciwko Radzyniowi zakończyła się niepowodzeniem. W lesie pod wsią Kąkolewnica członkowie miejscowej organizacji POW, wzmocnieni oddziałem przybyłym z Radzynia, urządzili zasadzkę, zmuszając Niemców do wycofania się.

Także Niemcy stacjonujący w Warszawie przypomnieli sobie o "pruskiej dyscyplinie" i chcieli zerwać wynegocjowaną umowę. Porucznik Boerner musiał przekonywać delegatów Rady Żołnierskiej, by nie stosowali się do odezwy. Jak wspomina, trafiły do nich argumenty o nieuchronnym rozlewie krwi w wypadku zerwania umowy.

16 listopada nowo mianowany szef sztabu Wojska Polskiego gen. Stanisław Szeptycki wraz z płk. Sosnkowskim potwierdzili z Radą nowe warunki ewakuacji: żołnierze niemieccy mogli wyjechać z bronią, ale mieli ją zostawić na granicy. Lecz wtedy dotarły do Warszawy kolejne hiobowe wieści. Okazało się, że na pomoc rozbrajanym w Białej Podlaskiej i Międzyrzecu Podlaskim niemieckim żołnierzom dowództwo Ober-Ostu wysłało świeże oddziały, ściągnięte z okupowanych terytoriów zachodniej Rosji. W obu miastach doszło do masakry, w której zginęło ponad 50 peowiaków. Sztabowcy Ober-Ostu w Brześciu zaczęli rozważać, czy nie iść za ciosem i nie uderzyć na Warszawę, z której przychodziły niepokojące wieści o przelewaniu niemieckiej krwi. Wtedy to por. Boerner przekonał jednego z delegatów Rady Żołnierskiej, zresztą Polaka, by zatelefonował do Brześcia i powiadomił niemieckie dowództwo, że w Warszawie nie ma walk, a ewakuacja przebiega zgodnie z umową. Na szczęście to wystarczyło, by przekonać sztab Ober-Ostu do zaniechania interwencji pisał Korczyński.

19 listopada jako ostatnia Warszawę opuściła załoga Cytadeli. W sumie z miasta wyjechało około 30 tysięcy żołnierzy, którzy zgodnie z umową pozostawili na granicy swą broń i sprzęt, przejmowane następnie przez Wojsko Polskie.

Wojciech Kempa
https://www.magnapolonia.org
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 11.11.21 Pobrań: 61 Pobierz ()
12.11.2021 Wyszczepili połowę ludzkości, teraz mówią, że ?szczepionki tylko nieznacznie zmniejszają
Bill Gates, promotor szczepionek, wcielający się w opiekuna ludzkości i anioła pochylonego nad zdrowiem człowieka, a zarazem zwolennik depopulacji i aborcji, w najnowszym publicznym wywiadzie przyznał, że obecne tzw. szczepionki przeciwko Covid-19, tylko nieznacznie zmniejszają transmisję wirusa SARS-CoV-2.

Link

W półgodzinnym wywiadzie z brytyjskim politykiem Jeremy Huntem, szefem brytyjskiej komisji ds. zdrowia, na początku Bill Gates omawiał przebieg i dyskusje prowadzone podczas Szczytu Klimatycznego COP26 w Glasgow. W swoim typowym słowotoku, Gates stwierdził, że celem jest oczywiście "zmniejszenie emisji" i że musimy na ten cel "zorganizować dużo pieniędzy", bo w przeciwnym razie, "jeśli nie wymyślimy czegoś, to nawet w najbogatszych krajach będziemy [zmuszeni do] poproszenia obywateli do poniesienia kosztów, aby dojść uzgodnionego celu" ("...if we don't innovate, even in a rich countries, the costs that we'd be asking the citizens to bear to get to the point where's the consensus ok'ed...")

W dalszej części wywiadu, Gates powiedział, że na początku kryzysu (chodzi o tzw. pandemię z tzw. Covid-19) "nie mieliśmy szczepionek blokujących transmisję", lecz teraz ?mamy szczepionki, które pomogą ci zachować zdrowie, ale one tylko nieznacznie zmniejszają transmisje. Potrzebujemy nowego, nowego sposobu wykonywania szczepionek" ("we got the vaccines that help improve the health, but they only slightly reduce the transmission. We need the new, the new way of doing the vaccines.")

"Mam nadzieję, że jeśli napiszę za pięć lat książkę, to [stwierdzę w niej], że jesteśmy gotowi na kolejną pandemię, ale będzie to kosztowało dziesiątki miliardów na rozwój i opracowanie [szczepionek] ... co najmniej miliard rocznie dla WHO na Centrum Nadzoru... Mogą wystąpić naturalne pandemie albo bioterroryzm, które mogą być o wiele, wiele gorsze niż to co doświadczamy dzisiaj..." - snuł swoje wizje człowiek, który w profetyczny sposób "przewidział" tzw. pandemię zaistniałą w 2019 roku.

Obejrzyj PLANDEMIC - trzy odcinki: Link

W wywiadzie padło również pytanie o "teorie konspiracji" i sposoby przeciwdziałania im. Gates przyznał, że jest to wielki problem, lecz dał do zrozumienia, że "nie można mieć pretensji tylko do sektora prywatnego". Oznacza to, że dotychczasowe praktyki z cenzurowaniem prawdziwych informacji, zamykanie ust naukowcom przekazującym prawdziwie naukowe dane, zlikwidowanie wszelkiej publicznej dyskusji, jest niewystarczające. Gates uważa, że: "W pewnym momencie rządy będą musiały zdecydować, czy jakieś szalone teorie konspiracji będą musiałyby być podwójnie sprawdzone, czy może powinno się spowolnić ich przekaz, albo powinny być zrównoważone odmiennym spojrzeniem."

Po wyszczepieniu połowy ludzkości (według danych z 8 listopada 2021 r, na całym świecie "w pełni zaszczepionych" jest 40,4% ludzkości, a 51,6% otrzymało co najmniej 1 dawkę), po zarobieniu setek miliardów dolarów, twórcy tzw. pandemii przyznają, że produkty genetyczne mRNA aplikowane ludziom i reklamowane jako "bezpieczne i skuteczne", nie są jednak skuteczne. O niebezpieczeństwie tych preparatów wszelka dyskusja jest zabroniona, ale temat "skuteczności" jest przywoływany. Przyznają to bowiem z jednym jedynym celem: aby wprowadzić nowy model stałego, cyklicznego i obowiązkowego podawania coraz to nowych produktów farmaceutyczno-genetycznych każdemu (jeszcze) żyjącemu na tej planecie.

Oprac. http://www.bibula.com
2021-11-10
---------------------------
Link

Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 12.11.21 Pobrań: 64 Pobierz ()
12.11.2021 Od nowego roku HORRENDALNE podwyżki cen! Winny Zielony Ład?!
Już wiadomo, że od nowego roku czekają nas wielkie podwyżki cen energii, chociaż do końca nie jest pewne, w jak dużej wysokości. Premier Mateusz Morawiecki zapewnił na antenie RMF FM, że rząd nie ma na nie wpływu, a ostatecznie winna jest jej bardzo droga polityka klimatyczna Unii Europejskiej.

Przedstawiciele jednej ze spółek energetycznych, Enei na konferencji prasowej zaznaczali, że wnioskowali o podniesienie taryf o 40%, co według prezesa tej firmy oznacza realny wzrost cen prądu dla gospodarstw domowych o 20%.

To prezes Urzędu Regulacji Energetyki decyduje o tym, jakie decyzje zapadną w tej kwestii, ale rosnące ceny energii oraz kryzys energetyczny nie pozostawiają złudzeń.

Warto pamiętać, że nasz krajowy rynek energetyczny oparty jest na wycenie węgla i uprawnień do emisji CO2. Chociaż Polska jest teoretycznie potęgą węglową, bo mamy największe złoża węgla w Europie, to na skutek błędnych decyzji poprzednich i obecnego rządu mamy ograniczone wydobycie i wysokie ceny węgla. Dość powiedzieć, że mamy rekordowo niskie zapasy węgla, a elektrownie i elektrociepłownie już zgłaszają, że może zabraknąć im węgla na zimę. Poza tym największym problemem są koszty związane z uprawnieniami do emisji CO2, które zwiększają ceny energii.

Jak odpowiada prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin, na pytanie o to, czy wzrośnie taryfa za energię elektryczną: "To nie ulega wątpliwości. Będzie wyższa. Wzrost będzie dwucyfrowy na samej taryfie obrotu energią elektryczną. Nie będzie to tym samym wzrost odpowiadający poziomowi inflacji, jak to miało miejsce w poprzednim roku. Natomiast trudno precyzyjnie określić, jaki będzie finalny wzrost w taryfie. To spółki obrotu muszą ocenić swoje koszty. Wniosek taryfowy przygotowuje spółka i to ona wie, jakie poniesie koszty. W procesie taryfowym to spółka przedkłada wniosek, w którym może nam pokazać koszty niższe lub wyższe w odniesieniu do naszego modelowego przedsiębiorstwa".

Prezes Gawin dodaje, że stoimy przed olbrzymim wyzwaniem zmodernizowania infrastruktury energetycznej, co pozwoli obsłużyć Odnawialne Źródła Energii i ich rozproszony charakter. Co też z pewnością wpłynie na ceny energii.

Od początku 2021 roku ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla wzrosły o kilkadziesiąt procent. W czerwcu kosztowały ponad 50 euro za tonę. Rząd na razie zarabia na tym, bo Polska sprzedaje otrzymany przez siebie limit emisji dwutlenku węgla innym krajom. Szacuje się, że w 2022 r. może to być nawet 20 mld złotych. Problem w tym, że 10 mld złotych z tej kwoty rząd musi przeznaczyć na poprawę jakości powietrza i projekty ekologiczne. Reszta jest przeznaczana na dopłaty do samych elektrowni m.in. w ramach tzw. opłaty mocowej.

Kopalnie węgla od lat są zwijane w Polsce, mimo to, że na świecie trwa koniunktura, a ceny węgla wzrosły o 200%. Polski rząd już teraz 10% tego surowca sprowadza z zagranicy, w tym węgiel kamienny z Rosji. Jest to wbrew deklaracjom rządzących, którzy twierdzą, że reprezentują polski przemysł. W całym 2020 r. polskie kopalnie wydobyły ok. 7,2 mln ton węgla kamiennego mniej niż rok wcześniej, a sprzedaż tego surowca była mniejsza rok do roku o ok. 5,4 mln ton.

Wszystko to jest skutkiem podążania przez polskie rządy za szaleńczą ideologią neutralności klimatycznej. Odchodzenie od własnych i tanich źródeł energii, inwestowanie w technologie drogie i wciąż nie spełniające swoich zadań, zgoda na uprawnienia do emisji CO2 to tylko niektóre przykłady działań przeciwko Polakom. To bowiem zwykli ludzie zapłacą za mrzonki opracowane na europejskich salonach.

Najnowsza książka autora pt. "Wyprane mózgi. Jak przez kontrolę umysłów niszczy się naszą cywilizację i zniewala ludzi" do nabycia na stronie: https://capitalbook.com.pl

[1] https://energia.rp.pl/ceny-energii/art19087631-prezes-ure-rafal-gawin-podwyzki-cen-energii-w-2022-roku-beda-wyzsze-niz-inflacja.

https://prawy.pl
--------------------------
"rząd nie ma na nie wpływu" - traktaty unijne to niby krasnoludki podpisały??? Morawiecki mógł zawetować te przepisy i nie zrobił tego, więc kogo to wina??
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 12.11.21 Pobrań: 60 Pobierz ()
12.11.2021 Polska nie jest suwerenna
Polska nie tylko nie może sama decydować o sprawach ważnych, jak podatek VAT czy kształt własnej energetyki, ale nawet o kwestiach drugo- czy trzeciorzędnych, jak wycinka chorych drzew w Puszczy Białowieskiej, recykling odpadów czy rekreacyjne połowy dorsza. O tym wszystkim decyduje Bruksela. Zakazano nam tradycyjnych żarówek, plastikowych sztućców i rurek do napojów, rtęciowych termometrów czy paliw bez biopaliw. W planach jest zakaz lotów wewnątrzkrajowych i sprzedaż samochodów spalinowych.

Unia Europejska coraz bardziej wtrąca się do wszelkich dziedzin życia i prowadzenia działalności gospodarczej. Jest gorzej niż było w komunizmie, bo na międzynarodowym forum ustalane są takie kwestie, jak ilość energii wytwarzanej z odnawialnych źródeł, ale też wielkość klatek dla kur czy materiał, z jakiego mają być wyprodukowane patyczki do uszu. Za niewdrożenie tych regulacji grożą srogie kary, które może przysolić Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. I to bez oglądania się na racjonalne argumenty karanej strony, jak w przypadku nakazu zamknięcia odkrywki węgla brunatnego w Turowie, czego skutkiem byłby nie tylko brak energii dla ponad 3 mln Polaków, ale i brak ogrzewania w zimie dla wielu tysięcy mieszkańców okolicy. O utracie miejsc pracy w wielkim kompleksie górniczo-energetycznym i zamknięciu setek, a może i tysięcy firm kooperujących nie ma co wspominać. To dla luksemburskiego trybunału nie ma żadnego znaczenia.

To Unia jest państwem

Polsce grożą unijne kary także z innych powodów: za nieosiągnięcie unijnego poziomu recyklingu odpadów, związane z zanieczyszczaniem powietrza, brakiem skanalizowania i podłączenia mieszkańców do oczyszczalni ścieków czy choćby w związku z takimi sytuacjami, jak awaria oczyszczalni ścieków w Warszawie w 2019 roku, co doprowadziło do zrzucenia do Wisły setek ton azotu i fosforu. W 2018 roku w ostatniej chwili Polska uniknęła też kary za niewdrożenie dyrektywy dotyczącej charakterystyki energetycznej budynków. Podobnie jak w kwestii Puszczy Białowieskiej - pod naciskiem Komisji Europejskiej i TSUE by uniknąć kar finansowych, zrezygnowano z wycinki chorych drzew, co w rezultacie doprowadziło do katastrofy ekologicznej na dużych obszarach lasu.

Wstępując do Unii Europejskiej, przekazaliśmy jej znaczną część własnej suwerenności. Bruksela nie tylko ją od razu zabrała, ale na dodatek w sposób metodyczny i ciągły dobiera się do tych spraw, których jej nie przekazywaliśmy. Kiedy w 2003 roku odbywało się referendum akcesyjne, nawet polski Kościół katolicki, który opowiedział się za wstąpieniem do UE, szerzył bajeczki, jak to Polska będzie nawracać zlaicyzowane kraje Zachodu. Stało się dokładnie odwrotnie - to nie my ich nawracamy, tylko ich działania skutecznie odciągają Polaków od wiary. Zapewniano nas, że Bruksela nie będzie się wtrącać w sprawy ideologiczne, bo nie ma nawet takich kompetencji. Mimo to cały czas jest polityczny nacisk, by złagodzić prawo aborcyjne, uprzywilejowywać zboczeńców, dopuścić do małżeństw homoseksualnych no i w dalszej perspektywie - adopcji przez nie dzieci.

Będąc członkiem Unii Europejskiej, żadne państwo nie jest niepodległe. Dlaczego? Ponieważ to Unia Europejska jest państwem. Nikt tego głośno nie powie, bo być może oznaczałoby to bunt mas, ale fakty są jednoznaczne. Unia Europejska ma wszystkie atrybuty państwa federalnego. Ma terytorium, ludność i granice. Władzą wykonawczą jest Komisja Europejska, władzą ustawodawczą - Parlament Europejski, do którego odbywają się powszechne wybory, a władzę sądowniczą sprawuje Trybunał Sprawiedliwości UE. Ma także służbę dyplomatyczną w postaci Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, ma bank centralny z siedzibą we Frankfurcie nad Menem, własną walutę, własny budżet, nie ma granic wewnętrznych. Unia ma także osobowość prawną, a unijne prawo obowiązuje bezpośrednio w krajach członkowskich. Na razie Unia Europejska nie dysponuje siłami zbrojnymi z prawdziwego zdarzenia, ale istnieje ich zalążek w postaci Europejskich Sił Szybkiego Reagowania i plany w tym zakresie (zresztą posiadanie armii nie jest konieczne do tego, by być uznanym za państwo, wojska nie ma Islandia, Lichtenstein, Haiti, Kostaryka, Panama czy kilka państw Pacyfiku). UE ma nawet wspólne dziedzictwo kulturowo-historyczne oparte o chrześcijaństwo, którego jednak się wypiera. Prowadzona jest wspólna polityka bezpieczeństwa i obronna, imigracyjna, handlowa i celna, a co gorsze - energetyczno-klimatyczna. Bruksela uskutecznia też wspólną politykę podatkową - obowiązuje minimalna akcyza na paliwa, papierosy czy energię elektryczną, minimalny poziom VAT, a w planach jest minimalny CIT. No i jest też podatek od emisji dwutlenku węgla. Ponadto od 1 stycznia 2021 roku obowiązuje europodatek od plastiku niepodlegającego recyklingowi.

Państwo suwerenne nie płaci kar

Mało tego, w ramach Funduszu Odbudowy już zgodziliśmy się na przeniesienie na Brukselę dalszych istotnych elementów suwerenności, jak ustanawianie nowych podatków i zaciąganie kredytów. Wpływy z tych nowych podatków (opłata cyfrowa, mechanizm granicznych opłat od emisji dwutlenku węgla, rozszerzenie unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji na transport lotniczy i morski, zasoby własne w oparciu o system handlu uprawnieniami do emisji, a w przyszłości podatek od transakcji finansowych oraz podatek związany z sektorem przedsiębiorstw lub nową wspólną podstawą opodatkowania osób prawnych) mają trafiać bezpośrednio do unijnego budżetu, co uniezależni unijne finanse od potencjalnych kaprysów polityków z krajów członkowskich. A władza podatkowania jest typowym atrybutem państwa. Z kolei uwspólnotowienie długów może spowodować, że ucieczka z członkostwa będzie niemożliwa. Tak jak niejednokrotnie małżeństwo bardziej spaja kredyt niż cokolwiek innego.

Polska nie jest suwerenna tak samo jak suwerenne nie jest województwo, które zajmuje się kilkoma sprawami przekazanymi przez centralę i to w taki sposób i w takim zakresie, jak chce tego ta centralna. Podobnie jest z Unią. Wszystkie polskie ustawy muszą być zgodne z prawem unijnym. A konflikt pomiędzy prawem unijnym a krajowym prowadzi do nałożenia kar finansowych. Jak w takiej sytuacji możemy mówić o suwerenności? To zwykłe kłamstwo powielane wbrew oczywistym faktom. Tak jak pod naciskiem czy też w wyniku perswazji rządu sejmiki wojewódzkie z podkulonym ogonem wycofywały swoje uchwały w sprawie LGBT, tak polski rząd wycofywał się ze swoich decyzji, które nie podobały się Unii, jak w przypadku Puszczy Białowieskiej czy Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Zresztą samo branie unijnych dotacji wyklucza bycie całkowicie suwerennym. Darczyńca zawsze może zażądać usługi wzajemnej lub arogancko szantażować, jak robi to teraz Bruksela wobec Polski i Węgier. Sytuacja jest tym bardziej absurdalna, że w znacznej części są to NASZE pieniądze.

Zresztą o Polsce decyduje nie tylko Bruksela (pośrednio Berlin), ale i Waszyngton. Tu kłania się ustawa 447, ale też pouczenia ze strony byłej amerykańskiej ambasador Georgette Mosbacher, która na siłę i bezczelnie promowała amerykańskie interesy. Także pod naciskiem Amerykanów i Żydów PiS wycofało własną nowelizację ustawy o IPN. Czy tak zachowuje się państwo suwerenne? Wolne żarty. Tymczasem w miarę postępów w nacieraniu i rozprzestrzenianiu się lewicowej ideologii w Unii Europejskiej, jej wdrażanie przerzucane jest na państwa członkowskie. Bez dyskusji, choć nie gwałtownie, a stopniowo na zasadzie podgrzewania żaby w wodzie. Dzięki temu większość społeczeństwa tego nie zauważa, ale niektórzy obserwatorzy widzą to aż nazbyt wyraźnie.

Państwo suwerenne nie płaci żadnych kar. Państwo suwerenne wysyła armię uzbrojoną po zęby na tego, kto domaga się od niego jakichkolwiek opłat. Brazylia na przykład nie płaci nikomu za karczowanie amazońskiej dżungli. Gdyby Polska była suwerenna, to mogłaby wykarczować całą Puszczę Białowieską i nic nikomu do tego. Gdyby podejmowała suwerenne decyzje, to mogłaby wyłowić całego dorsza w wodach terytorialnych oraz obniżyć VAT do 1 proc., a nawet go zlikwidować i Brukseli nic do tego. Skoro nie może tego zrobić, to nie jest państwem suwerennym.

Tomasz Cukiernik
pch24.pl
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 12.11.21 Pobrań: 65 Pobierz ()
12.11.2021 Ponad milion krów zostanie zabitych w imie walki o klimat
Irlandia, jest silnie uzależniona od swojego przemysłu rolnego. Szaleni klimatyści, zmuszają jednak władze tego kraju do podjęcia drastycznych kroków. Pod pretekstem walki o planetę, Irlandia została zobowiązana do ograniczenia emisji metanu w kraju, poprzez ubój 1,3 mln sztuk bydła.

Zabijanie krów, ma służyć zmniejszeniu ich wpływu na klimat. Tak twierdzą analitycy z firmy audytorskiej, w badaniu zleconym przez Irish Farmers Journal. Twierdzą, że rolnictwo odpowiada za - uwaga 35% emisji gazów cieplarnianych w Irlandii. UE twierdzi, że właśnie otrzymała dowód na to, że irlandzkie krowy szkodzą klimatowi w Europie a więc mord czas zacząć.

Irlandia dołączyła do programu globalnej redukcji emisji metanu o 30 procent do 2030 roku. Rząd kraju zobowiązał się również do obniżenia poziomu zanieczyszczenia dwutlenkiem węgla o 50%. Analitycy KPMG rozważyli kilka możliwych scenariuszy i przewidzieli, że irlandzka gospodarka straci minimum 4 mld euro. Będzie się to wiązało z pozbyciem 20% bydła a więc 1,3 mln z 6,5 mln krów hodowanych obecnie w kraju.

Warto zauważyć, że australijskie władze odmówiły sugerowanych redukcji emisji metanu i włączenia ich do tego projektu. Urzędnicy uznali proponowane ograniczenia emisji za niebezpieczne dla dobrobytu gospodarczego kraju. Podobnie uczynili przedstawiciele Chin i Rosji, a więc największych emitentów gazów cieplarnianych na świecie.

zmianynaziemi.pl
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 12.11.21 Pobrań: 65 Pobierz ()
13.11.2021 Tak działają mądre rządy. Polski rząd idzie w przeciwną stronę.
Rząd Korei Południowej ogłosił w piątek tymczasową obniżkę podatku na benzynę, olej napędowy i gaz LPG o 20 proc., by złagodzić wpływ rosnących cen ropy naftowej na inflację i koszty życia - przekazała agencja Yonhap. Podatek stanowi ok. 40 proc. ceny paliw.

W Polsce taki sam pomysł zgłaszała Konfederacja, ale nasz rząd woli łupić Polaków.

20-procentowa obniżka podatku ma obowiązywać w Korei Płd. przez sześć miesięcy, do końca kwietnia 2022 roku. Według szacunków rządu wpływy z podatków zmniejszą się za jej sprawą w tym okresie o 2,5 bln wonów (2,1 mld dolarów), a inflacja spadnie o 0,33 pkt. proc. - przekazał Yonhap.

Pod koniec października rząd w Seulu i partia rządząca Koreą Płd. uzgodniły obniżenie podatku na paliwa, ponieważ cena ropy naftowej wzrosła na światowych rynkach do najwyższego poziomu od trzech lat na fali ożywienia gospodarczego po kryzysie związanym z pandemią koronawirusa.

W czwartek średnia cena benzyny w Korei Płd. wzrosła do 1,81 tys. wonów (6,07 zł) za litr. Benzyna kosztowała więc o 116 wonów (prawie 39 groszy) za litr więcej niż 13 października - wynika z danych państwowej korporacji naftowej.

Inflacja w Korei Płd. osiągnęła najwyższy poziom od prawie 10 lat. Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych był o 3,2 proc. wyższy niż w tym samym miesiącu poprzedniego roku, co oznacza najwyższy wzrost cen od stycznia 2012 roku - informowała Agencja Reutera.

Zgodnie z ogłoszoną w piątek decyzją podatek nakładany na benzynę spadnie z 820 do 656 wonów (2,75 do 2,20 zł) na litr, a w przypadku oleju napędowego z 582 do 466 wonów (1,95 do 1,56 zł) na litr.

Przedstawiciele branży oceniają, że uaktualnienie cen na stacjach benzynowych może zająć kilka tygodni. Według Yonhapu południowokoreańskie stacje są znane z szybkiego podnoszenia cen, gdy na międzynarodowych rynkach rosną ceny ropy, ale wolnego obniżania ich, gdy te spadają. Dokładnie tak samo jest w Polsce, głównie dzięki Orlenowi.

Poprzednio władze Korei Płd. zdecydowały się na obniżenie podatków od paliw w listopadzie 2018 roku. Wówczas obniżka również miała obowiązywać przez sześć miesięcy, ale była potem przedłużana i zakończyła się w sierpniu 2019 roku - przypomina Yonhap.

https://nczas.com
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.11.21 Pobrań: 65 Pobierz ()
13.11.2021 Rozszyfrować Niemcy
Oddajemy do Państwa rąk kolejny numer naszego czasopisma poświęcony kwestii niemieckiej. Zobowiązani geopolitycznym testamentem Romana Dmowskiego uważamy ją za kluczową dla przetrwania Narodu i Państwa Polskiego. Stąd też postanowiliśmy wypełnić coraz bardziej widoczną lukę, jeśli chodzi o głębszy namysł nad tą sprawą w polskich ośrodkach opiniotwórczych. Lukę coraz bardziej niebezpieczną.

Dlaczego? Rok temu Klaus Schwab, założyciel Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, ogłosił Wielki Reset. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, nie kryje się za tym żaden projekt Komunizmu 2.0, marksizmu "kulturowego" czy też "antykulturowego". Inspiracji tej agendy trzeba szukać zupełnie gdzieś indziej.

Niebezpiecznie przejmuje on wiele tych samych założeń, które leżały u podstaw programu, który rozpoczął się także od Wielkiego Resetu, ale tego z 1933 r. Głównym założeniem hitlerowskiego Nowego Początku było darwinistyczne, naturalistyczne i neopogańskie założenie, że: "Dla wszystkich nie starczy". Świat miał już wtedy stać na skraju załamania cywilizacyjnego, spowodowanego nadmierną konsumpcją, zużyciem surowców naturalnych i przeludnieniem. Niemcy mieli temu zaradzić, poprzez wprowadzenie nowego modelu społecznego, nowej ideologii i przede wszystkim - pozbycie się kilkudziesięciu milionów ludzi, którzy zostali uznani za zbędnych z rasowego punktu widzenia. Ten teutoński naród wybrany miał w ten sposób uratować ludzkość przed niechybną katastrofą.

Kiedy przyglądamy się uważnie programowi realizowanemu przez Klausa Schwaba, to widzimy rażące podobieństwa do tamtej antycywilizacyjnej agendy sprzed kilkudziesięciu lat. Nie, nie twierdzimy, że Schwab jest nazistą, że na biurku trzyma popiersie Adolfa Hitlera i Otto von Bismarcka, a wieczorami przebiera się w mundur oficera SS. Absolutnie nie! Rzecz w tym, że zasadniczo przyświeca mu ta sama idea: "Dla wszystkich nie starczy!".

Obwieszczona przez niego czwarta rewolucja przemysłowa, z triumfem sztucznej inteligencji i automatyzacji, ma zniszczyć większą część miejsc pracy. A to sprawi, że miliony ludzi staną się z ekonomicznego punktu widzenia zbędni... Tylko dla niektórych starczy miejsc pracy, zasobów naturalnych czy też przestrzeni życiowej. Więc lepiej, żeby ci przegrani w ogóle się nie urodzili? Stąd też uważamy, że za hasłami tzw. zrównoważonego rozwoju kryje się nic innego jak program depopulacji tej rzekomo bezwartościowej części ludzkości. Tylko wybrani załapią się na dobrodziejstwa czwartej rewolucji przemysłowej. I oni będą cieszyć się czystą planetą, która od czasu Wielkiego Resetu stopniowo jest oczyszczana, w ramach programu Zielonej Rekonwalescencji (Green Recovery). Program ten jest intensywnie wprowadzany przez Komisję Europejską.

Schwabowa agenda Wielkiego Resetu wyrasta z tego samego pnia co nazistowskie Niemcy. To świat po obwieszczonej przez Friedricha Nietzschego "śmierci Boga", gdzie redukcjonizm naukowy egzystuje w dziwnym sojuszu z postmodernizmem, gdzie czwarta rewolucja przemysłowa ma się dokonać w połączeniu z agendą "głębokiej ekologii" i tzw. zrównoważonego rozwoju.

Nie dziwi to, jeśli się wie, że postmodernizm wywodzi się z filozofii niemieckiej, a konkretnie z pism Friedricha Nietzschego i Martina Heideggera. Przedstawił to Adam Wielomski w swoim tekście Niemieckie korzenie postmodernistycznej deprawacji. Postmodernizm co prawda bezpośrednio narodził się we Francji na fali kontestacji studenckiej z maja 1968 roku i w świecie anglosaskim nadano mu nawet nazwę French Theory, ale jego korzenie bezsprzecznie tkwią w Niemczech, o czym twórcy postmodernizmu otwarcie mówią.

W interesującym nas kontekście kluczową sprawą jest to, że sam Heidegger uważał siebie za głównego filozofa narodowego socjalizmu, a Nietzsche, jak wiadomo, był dla nazistów ważnym punktem odniesienia, nawet jeśli w wielu punktach czytali go dość opacznie. Jedno jest pewne: obydwaj niemieccy filozofowie dokonali totalnej destrukcji kluczowych pojęć logocentrycznej tradycji, wywodzącej się z antycznej Grecji, która potem stała się podstawą łacińskiej Europy. W ten sposób otworzyli drogę dla totalnego Triumfu Woli silniejszych, którzy nie musieli już trzymać się żadnych obiektywnych ograniczeń krępujących ich "wolę mocy".

O neopogańskich korzeniach nazizmu traktuje także tekst Bogumiła Grotta i Olgierda Grotta Przedhitlerowskie korzenie nazizmu, czyli dusza niemiecka w świetle filozofii i religioznawstwa. Jest to wstęp do wydanej przez nich książki pod tym samym tytułem. Wyraźnie pokazali oni, że proces sekularyzacji był w przedwojennych Niemczech dużo bardziej zaawansowany niż w pozostałych państwach Europy. Przybrał tam też inną formę - całkowite odrzucenie dziedzictwa europejskiego humanizmu i przeciwstawienie mu naturalizmu, darwinizmu społecznego, idei hierarchii ras i otwarcie wyznawanego kultu siły i przemocy. Niemcy, cywilizacyjnie opuściły wtedy Europę.

Propagowana przez Klausa Schwaba i związane z nim globalistyczne elity agenda także opiera się na naturalizmie, kulcie Matki Natury i neodarwinizmie, czego pokłosiem jest ich neomaltuzjanizm. To neopogańska agenda, która stroi się w piórka "wartości europejskich". Odwoływanie się do nich przez jej twórców przypomina narrację narodowych socjalistów, którzy przecież także rzekomo bronili cywilizacji europejskiej przed licznymi zagrożeniami. W obu tych przypadkach "europejskość" nie ma nic wspólnego z tradycją europejskiego humanizmu, związanego z cywilizacją grecką, rzymską i łacińską!

W poprzednim numerze Nowoczesnej Myśli Narodowej publikowaliśmy fragment książki Andrzeja Krzystyniaka pt. Zagadki śląskiej duszy. Znalazły się w nim m.in. te oto ważkie słowa:

"Germański duch jest pozornie duchem triumfu, to duch przegranej. Ślązakom zwycięstwo mogła dać tylko Polska. Niemcy, które mamiły Ślązaków, były skazane na klęskę. Witać Niemców we wrześniu 1939 mogli tylko autodestrukcyjni samobójcy. Cieszyć się z ich terroru, to jakby nie móc się doczekać na ścięcie głowy przez kata. Gen samobójstwa nadal pozostał w germańskiej duszy... Jest arcymistrzem iluzji, obiecuje zawsze pełen triumf i nabiera miliony, lecz nigdy tak naprawdę nie dotrzymuje słowa. Przynosi cierpienie i klęskę".

Czyż te słowa nie są trafnym opisem Schwabowej agendy tzw. zrównoważonego rozwoju? Czyż Europa kierowana niemiecką ręką z Davos i Brukseli nie weszła na drogę do zbiorowego samobójstwa? Uważamy, że tak i chcemy wszystkich przed tym ostrzec.

Z dr. Andrzejem Krzystyniakiem, autorem także drugiej książki pt. Zwijanie polskości, planowaliśmy przeprowadzić wywiad do tego numeru czasopisma. Niestety stan zdrowia mu na to nie pozwolił. Pozostaje nam życzyć Mu powrotu do sił.

Motyw autodestruktywności niemieckiego ducha związany jest także z tekstem Tomasza Banysia, który w artykule Głupi jak Niemiec po szkodzie prześledził dążenia niemieckiego imperializmu do panowania w Europie Środkowo-Wschodniej. Zapoznając się bowiem z poczynaniami państwa niemieckiego na przestrzeni ostatnich 150 lat można śmiało nabrać przekonania, że niemieckie elity zupełnie nie znają się na strategii, a ich prawdziwą misją dziejową są: wyrugowanie państwa niemieckiego z mapy Europy oraz zadawanie cierpienia niezliczonym rzeszom ludzkim.

Dlaczego? Fakty mówią same za siebie: chęć realizacji idei Mitteleuropy - w oderwaniu od globalnego układu sił spowodowała, że Niemcy okupili ten miraż utratą na rzecz II RP ziem zaboru pruskiego, a Europie zabrali 12 mln ludzkich istnień. Z kolei wolę stworzenia Lebensraumu przypłacili oddaniem Rzeczpospolitej ziem piastowskich, przy okazji "fundując" Europie ludobójstwo na skalę niespotykaną w historii ludzkości.

W tej sytuacji aż strach pomyśleć, jakie konsekwencje będzie miał dla Niemiec ich najnowszy pomysł, czyli Europa Regionów (oficjalnie nazywana Unią Europejską) i ile cierpień przysporzyć może Polakom próba powtórnego rozbicia dzielnicowego (regionalizacji) III RP, której wielkim orędownikiem jest państwo niemieckie?

Mimo, że ostatecznie Niemcom nie uda się zrealizować swojej wizji świata - jak zresztą zawsze do tej pory - to ich pycha pociągnie za sobą znowu wiele ofiar. Stąd też trzeba zrobić wszystko, by nie wpaść w ich pułapkę. Przestrzega przed tym również Magdalena Ziętek-Wielomska, która pisze wprost, że jedyną siłą, która jest w stanie rozbić w proch niemieckie ciągoty imperialne, są Chiny. I że tylko we współpracy z nimi możemy wyrwać się z niemieckiej pułapki.

Takim rozwiązaniem na pewno nie jest Polexit, gdyż na to jesteśmy za słabi (?). W końcu Unia Europejska była sposobem Niemców na to, by odzyskać kontrolę nad byłymi terenami niemieckimi, poszerzonymi o tereny polskie wcielone do Rzeszy, jak choćby "Kraj Warty". Zaraz po 1989 r. pojawiło się w końcu hasło "Wrocław nie jest polski, nie jest niemiecki, jest europejski!".

W momencie wyjścia Polski z Unii czy też rozpadnięcia się tego sztucznego nowotworu na żywym ciele narodów europejskich - co jest tylko kwestią czasu - jak bumerang powróci problem rewizjonizmu niemieckiego. Polska w ogóle nie jest przygotowana na to, by zmierzyć się z tą kwestią! I bez wsparcia Chin, które bez wątpienia, ze względu na swój, skierowany do wielu narodów Europy i Azji, projekt Jednego Pasa, Jednej Drogi, mają KLUCZOWY interes w zachowaniu integralności terytorialnej Polski, nie poradzimy sobie z tym zagrożeniem.

W tym kontekście musimy zachować przytomność w kwestii statusu Obwodu Kaliningradzkiego, który musi pozostać przy Rosji, bo tylko w ten sposób nie dojdzie do odrodzenia pruskiego raka, a żadne głębsze porozumienie między Rosją a Niemcami nie będzie możliwe. O tej kwestii traktuje tekst Marcina Hagmajera Obwód Kaliningradzki jako gwarant nietrwałości zbliżenia rosyjsko-niemieckiego i bezpieczeństwa polskich interesów na Ziemiach Zachodnich i Północnych.

Powyżej padło słowo: rewizjonizm niemiecki. Niemieckie kanały wpływu wiele zrobiły, żeby pojęcie to wymazać ze zbiorowej pamięci Polaków albo przynajmniej je ośmieszyć, jako rzekomy wymysł propagandy PRL. Ileż po Polsce było kolportowanych publikacji choćby o "Europejczyku" Konradzie Adenauerze, w którym starannie zatarto jego niemiecki szowinizm w stosunku do Polski, której zachodniej granicy absolutnie nie uznawał... Stąd też warto przyjrzeć się sprawie denazyfikacji w Niemczech, której na dobrą sprawę, poza wyjątkowymi przypadkami, nigdy nie było. Opracowania tego tematu podjął się Arkadiusz Miksa w tekście Denazyfikacja Niemiec - prawda czy mit?.

Kwestii obrony przed niemieckim rewizjonizmem dotyczy także tekst Marcina Hagmajera NRD jako niewykorzystany mur obronny Polski przed zachodnioniemieckim rewizjonizmem. Zadał w nim arcyciekawe i ważne pytanie o to, czy Polska mogła rozgrywać sprawę podzielonych Niemiec w taki sposób, w jaki Chiny rozgrywały sprawę podzielonej Korei? Pokazuje, że możliwości takie były, ale zabrakło w Polsce strategów, którzy choć w części dorównywaliby tym chińskim... Uczmy się więc od najlepszych, żeby nie popełnić równie tragicznych w skutkach błędów w przyszłości.

Tradycyjnie publikujemy kolejny odcinek cyklu Andrzeja Połosaka poświęcony produkcji motocykli w Polsce. W ten sposób pokazujemy, że PRL posiadał swój własny przemysł, w tym motoryzacyjny, w przeciwieństwie do tej rzekomo "wolnej Polski" po 1989 r., która jest niczym więcej jak neokolonią świata zachodniego.

Podczas pracy nad tym materiałem redaktor Połosak odwiedził Muzeum Motocykli "Moto Strefa WueSKi" w Świdniku, w którym dokonał ciekawego odkrycia. Okazało się, że wystawa poświęcona motocyklom produkowanym w czasach PRL w Świdniku, powiązana została z wystawą poświęconą upamiętnieniu osób i działań mających na celu obalenie władz PRL, w tym Żołnierzy Wyklętych. Dziwna to sprawa, gdyż z jednej strony upamiętnienie osiągnięć myśli technicznej PRL powinno budzić w Polakach dumę z własnych sukcesów na tym polu, a tu okazuje się, że dumni raczej powinni być z działań tych, którzy dążyli do sabotowania normalnego funkcjonowania państwa polskiego, w tym rozwijania polskiego przemysłu...

Czyż niezorientowani w meandrach polskiej historii młodzi polscy patrioci nie wyjdą z niej w przekonaniu, że w imię obalenia PRL trzeba było nawet CAŁKOWICIE poświęcić rozwój własnego przemysłu i posiadanie suwerenności gospodarczej? I że właściwie posiadanie własnego przemysłu nie odgrywa żadnej roli, jeśli wszystkie towary z dziedziny motoryzacji czy high-tech możemy sprowadzać zza granicy? Obawiamy się, że taka może być właśnie wymowa tego przedsięwzięcia z zakresu polityki historycznej, w której od kilku dekad dominuje taki właśnie przekaz... Sprawa jest szczególnie bolesna w kontekście tego, że mogliśmy pójść zupełnie inną, bo chińską drogą, i powoli uniezależniać się od słabnącego Związku Radzieckiego, rozwijając przy tym własny przemysł i unikając wpadnięcia pod zachodnią neokolonialną rynnę. I w A.D. 2021 stalibyśmy w zupełnie innym miejscu. Klausowi Schwabowi moglibyśmy pokazać figę z makiem.

Nie mamy wątpliwości, że dla Zmartwychwstania Polski, o którym pisał niestrudzony tropiciel nowoczesnego barbarzyństwa G.K. Chesterton, kluczową sprawą będzie właśnie odzyskanie własnego przemysłu, myśli technicznej i potencjału gospodarczego. Chesterton w wielu tekstach pisał o tym, że to właśnie sprusaczone Niemcy są największym zagrożeniem dla Europy, w tym śmiertelnym dla Polski. W słynnej książce pt. Zbrodnie Anglii zarzucał własnej ojczyźnie przecież to, że... konsekwentnie wspierała Prusy i Niemcy...

Na zakończenie numeru przypominamy więc tekst wybitnego badacza twórczości Chestertona, o. Iana Boyda, w którym przedstawiony został stosunek do Polski i Niemiec tego wielkiego przyjaciela naszego narodu.

Ostatecznie chodzi nam przecież o to, byśmy u siebie czuli się jak w domu, by nasza ojczyzna była naszym Polskim Domem, a Polacy - gospodarzami we własnym kraju.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że treści zawarte w tym numerze mogą w dużym stopniu nie przystawać do obrazu Niemiec, który mają przed oczami miliony Polaków. Uważamy, że obraz ten jest nie tylko fałszywy, ale przede wszystkim niebezpieczny, gdyż wprawił nas w stan chocholego letargu, z którego musimy pilnie się obudzić, nim zabrzmi złoty róg! Stąd też podjęliśmy się zadania, by rozszyfrować Niemcy.

Nasi przodkowie rozszyfrowując enigmę sprawili, że wiele niemieckich tajemnic zostało wydobytych na światło dzienne. Już w grudniu 1932 r. polscy kryptolodzy, w tym głównie Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, odnieśli spektakularny sukces na polu wojny informacyjnej. Nie mieliśmy wystarczających środków energomaterialnych, by własnoręcznie pokonać wroga, ale inni ostatecznie zrobili to także w naszym interesie, przy wykorzystaniu osiągnięć polskiej inteligencji.

Inteligencja ta stała się przedmiotem bezprzykładnej, planowo przeprowadzonej eksterminacji od pierwszych dni po napaści Niemców na Polskę w 1939 r. Jej skutki odczuwamy do dziś, czego przejawem jest niebywały stopień penetracji naszego kraju i społeczeństwa przez niemieckie kanały wpływu. Utrzymywanie się takiego stanu rzeczy możliwe jest tak długo, jak długo faktyczne cele naszego zachodniego sąsiada będą ukryte przed Polakami.

Mamy nadzieję, że treści zawarte w tym numerze Nowoczesnej Myśli Narodowej przebudzą naszych Rodaków z chocholego snu, w który, jako naród, zostaliśmy wprawieni. Najbliższe lata będą absolutnie kluczowe dla kwestii przetrwania narodu i odbudowy państwa polskiego! Nasi przodkowie patrzą na nas z nadzieją i trwogą, czy doprowadzimy tę tysiącletnią walkę do zwycięskiego końca? Spoczywa na nas wielka odpowiedzialność. Zachowajmy więc całkowitą trzeźwość spojrzenia i patrzmy na to, co jest skrzętnie ukrywane przed naszym wzrokiem, bo od precyzyjnego rozszyfrowania tych utajnionych spraw zależy nasze przetrwanie.

Dziękujemy za zainteresowanie naszym czasopismem. Liczymy na wsparcie informacyjne: Państwa komentarze i polemikę z naszymi tekstami oraz nadsyłanie własnych artykułów. Można nas również wpierać materialnie.

Nowoczesna Myśl Narodowa
https://www.nowoczesnamysl.pl/2021/11/11/rozszyfrowac-niemcy/

Dane do przelewów:
Instytut Badawczy Pro Vita Bona
BGŻ BNP PARIBAS, Warszawa
Nr konta: 79160014621841495000000001

Dane do przelewów zagranicznych:
PL79160014621841495000000001
SWIFT: PPABPLPK
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.11.21 Pobrań: 63 Pobierz ()
13.11.2021 Zespół stresu popandemicznego, czyli co zrobiła nam pandemia
Choć zespół stresu popandemicznego nie istnieje na razie w międzynarodowej klasyfikacji zaburzeń psychicznych, to coraz więcej ludzi w wyniku pandemii potrzebuje pomocy psychologa lub psychiatry - wskazują naukowcy Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Określenie nawiązuje do Zespołu Stresu Pourazowego (PTSD), czyli zaburzeń psychicznych wynikających z nasilonego stresu, lęku i traum związanych z przykrymi doświadczeniami życiowymi.

Najczęściej jest on diagnozowany u osób narażonych na widok krzywdy i śmierci drugiego człowieka - żołnierzy, policjantów, czy służb medycznych działających w warunkach konfliktów zbrojnych.

W środowisku psychiatrów i psychologów rozpoczęła się już dyskusja, czy można mówić o zespole stresu popandemicznego w przypadku osób przejawiających objawy podobne do PTSD, ale związane ze stresem i lękiem bezpośrednio dotyczącym ryzyka zakażenia SARS-CoV-2, kontaktem z ludźmi cierpiącymi i umierającymi na COVID-19 czy utratą wskutek tej choroby bliskich.

"Zespół stresu popandemicznego nie jest na razie ujęty w międzynarodowej klasyfikacji zaburzeń psychicznych, ale możliwe, że się tam znajdzie. Mówimy tu o takich objawach, jak długotrwały spadek nastroju i stres będący efektem tego, co przyniosła choroba COVID-19 - osamotnienie, zerwanie relacji międzyludzkich, trauma związana z naszą chorobą lub chorobą i śmiercią bliskiej osoby" - wyjaśnił dr Mateusz Grajek z bytomskiego Zakładu Zdrowia Publicznego Wydziału Nauk o Zdrowiu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

W Zakładzie Zdrowia Publicznego przeprowadzono badanie ankietowe wśród pracowników korporacji, czyli osób, które z założenia mają dużą styczność z pracą zdalną - systemem pracy, który stał się podczas pandemii dominującym sposobem wykonywania obowiązków zawodowych w wielu sektorach. "Badania te wykazały, że pracownicy znacznie gorzej oceniali swoje samopoczucie wraz z rozwojem sytuacji epidemiologicznej, a nawet wykształciły się u nich objawy świadczące o początkowych fazach depresji" - poinformował dr Mateusz Grajek.

Drugą badaną grupą byli pacjenci onkologiczni. Zaobserwowano, że u tych pacjentów - w większym stopniu u kobiet - istotnie zwiększył się poziom strachu związanego z ryzykiem zakażenia, zwłaszcza porównując pierwszą i drugą falę pandemii.

Należy pamiętać również o dzieciach, które narażone są na wiele destabilizujących życie czynników powiązanych bezpośrednio z pandemią. Jak wskazuje psychiatra dziecięcy i szefowa Katedry Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach prof. Małgorzata Janas-Kozik, pandemia nasiliła jeszcze problemy psychiczne w społeczeństwie, zwiększając grupę potrzebujących fachowej pomocy o 30 proc. (PAP)

Anna Gumułka
https://naszapolska.pl
------------------------------
Po zakończeniu II Wojny Światowej nie było w Polsce żadnego tematu pod nazwą "stress pohitlerowski". Straumatyzowani ludzie nie mieli żadnej pomocy psychologów. Szli bezpośrednio do pracy, borykali się z nowymi problemami, budowali swe życie na nowo. A teraz bzdurna, zmyślona "pandemia" nieistniejącej choroby sprawia, iż potrzebna staje się pomoc psychiatrów, psychologów, terapeutów i innych specjalistów...

Podobno najlepiej stresy rozładowuje się w współczesnych obozach FEMA
Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.11.21 Pobrań: 65 Pobierz ()
13.11.2021 Mamy covidową pieredyszkę, bo Jarosław obawia się otwarcia drugiego frontu
Covidowy trup ściele się już nie tylko gęsto, ale wręcz warstwowo.

Każdy z cudem ocalałych z, cytuję: zarazy (to nie ja - to Jarosław), a zatem i każdy czytający ten tekst, nie zna dnia ani godziny (to z kolei Mateusz, ale nie ten, tylko tamten, ewangelista).

Okazuje się, że wierni, którzy przyjęli już 2 szprycę, bez 3 się nie wybronią przed statusem podczłowieka, pozbawionego dostępu do "usług publicznych" co jest o tyle grandą, że te usługi opłacili już podatkami, a szpryce żenili im wykropkowani, czyli tacy: (?), politycy i tacyż eksperci, jako skuteczne.

No i po fakcie okazało się, że jak Ewaryst (ten Ewaryst, nie tamten - papież) twierdził,
o - takiego eksperta/polityka są skuteczne!

Chyba, że chodzi o dojenie na ciężkie miliardy całych państw, kręcenie lodów na skalę niespotykaną pod covidową przykrywką czy zwyczajny NowyWał, który ma za zadanie, jak to wał - wszystko wyrównać, a każdy, kto ma oczy, widział, że wał równa w dół, co jest marzeniem każdego socjalisty, bez względu na to, czy bunkier ma na Czerskiej, czy na Nowogrodzkiej.

***

Jeszcze kilkanaście dni temu wydawało się, że nie unikniemy losu który Niemcy zgotowali Niemcom, Włosi Włochom, Austriacy Austriakom czy kangury kangurom (ot, sztuka!),

czyli segregacji na tych, co do szprycy i tych, co wprawdzie jeszcze nie do gazu, ale że do covidowego Gułagu, to pewne.

Pamięć ludzka jest zawodna, ale chyba jeszcze nie wszyscy zapomnieli zeszłoroczną bandyterkę z zamknięciem na 1 listopada dla Ciemnego Ludu cmentarzy, dzięki czemu Jarosław, który jest oświecony, mógł bez przepychania się przez ciemno-ludowy tłum, zapalić znicz na matczynym grobie.

Albo tę sylwestrową kombinację operacyjną o kryptonimie Krupówki, dzięki której wykropkowani politycy mogli zamknąć tysiące pensjonatów, kwater prywatnych, siłowni, stoków narciarskich, basenów w całej Polsce.

Dziś, wprawdzie Sonntager coś tam jeszcze konsultuje z sadystą Faucim, weterynarz, co to doktorat "na kuniach" zrobił, rytualnie o konieczności szprycy popierduje, ale już Mateusz (tak, ten wykropkowany) zapowiedział, że powtórki z brania Polaków za twarz... nie będzie.

"(...) przyznał, że czwarta fala COVID-19 "zapukała do nas bardzo głośno", ale wykluczył zarówno lockdown, jak i obostrzenia wobec niezaszczepionych. Jak uzasadniał, rząd "nie chce postępować wbrew bardzo dużej części opinii publicznej".

Oczywiście, że w stosunku do Mateusza wykropkowanego należy stosować znaną każdemu kierowcy zasadę ograniczonego zaufania, bo nie takie rzeczy już ten Narodowy Bankster wygadywał, ale na krótką metę możemy cieszyć się kolejną pieredyszką (mechanizm pieredyszki opisałem kilkanaście miesięcy temu).

Ba! Wczoraj - nawet 100 tysięczny Marsz Niepodległości okazał się być z pic-demicznego punktu widzenia i bezpieczny i nawet błogosławieństwo Patriarchy Nowogrodzkiego dostał.

Cóż zatem się takiego stało, że wykropkowany bankster okazał nam łaskę?

***

Nic szczególnego.

Po prostu Baćka otworzył front wschodni, a jak się to dla takich różnych podskakiwaczy kończyło (zaczynając od Napoleona, na Adolfie skończywszy) tego nawet w naszej? zdeformowanej szkole uczą.

Jarosław (choć ociera się o geniusz), jak każdy ma pewne ograniczenia, ale nawet on doskonale rozumie, że na dwa fronty to się długo nie da: 14 dni i po zawodach.

Tym bardziej, że jeden front jest wewnętrzny, a drugi zewnętrzny, i nawet Lenin w stosownym czasie wykonał w analogicznej sytuacji szag nazad, (dzięki czemu mieliśmy 20 latkę II RP), żeby potem Stalin mógł zrobić dwa szaga wpieriod, dzięki czemu od 1939 mamy to, co mamy, czyli fikcję suwerenności.

Dopóki zatem Baćka będzie testował trwałość ogrodzenia dla kóz (bo ludzie bez problemu je forsują) - będziemy mieli covidową pieredyszkę.

Jaki z tego wniosek (nie da pisowców, bo im wnioski niepotrzebne)?

ideałem byłoby utrzymanie na froncie wschodnim długoletniej, niezbyt gorącej, a najlepiej ledwie letniej, wojny pozycyjnej, takiej, która nie pozwalałaby na brutalną pacyfikację połowy z 38 milionów Polaków (bo do niewyszprycowanych trzeba doliczyć i tych nieszczęśników, którzy po 2 sztosach, trzeciego odmówią).

Ale skoro nie żyjemy w świecie idealnym, to niech ta wojna pozycyjna (w sumie mało dolegliwa), potrwa choć do końca roku, bo wtedy na czas Bożego Narodzenia i Sylwestra, Mateusz wykropkowany dostanie zgodę na powtórzenie swego starego grepsu, że COVID-19 jest w odwrocie, już nie musimy się go bać

I zarówno Boże Narodzenie, jak i Sylwestra będziemy, jak dawniej, świętowali normalnie.

A zatem, powtórzę radę sprzed miesięcy:

"mamy pieredyszkę, a z pieredyszkami jest tak, że parafrazując księdza-poetę trzeba się nimi szybko cieszyć, bo tak szybko odchodzą." !

Ewaryst Fedorowicz
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 13.11.21 Pobrań: 65 Pobierz ()
14.11.2021 Jak trafiony messerschmitt
Kto pomyślałby, że tak profesjonalna stacja jak CNN z właściwym patronatem może nagle tracić popularność i to z dnia na dzień. Co wydarzyło się, że oglądalność stacji topnieje szybciej niż śnieg w kwietniowym słońcu; ciesząca się wcześniej wysoką oglądalnością od stycznia straciła 76% dotychczasowych odbiorców.

Stacja Fox News odnotowała w październiku 1,4 miliona widzów, ze spadkiem 37%, natomiast MSNBC - 657 000 co oznacza spadek o 61% w porównaniu z danymi ze stycznia. "Financial Times" dostrzegł, że wszystkie liberalne media gwałtownie straciły zaufanie odbiorców. Przeciętnie 50% zeszłorocznej oglądalności jest wizerunkowym fiaskiem. Najbardziej znamienny jest spadek zainteresowania trzema głównymi nadawcami Fox, CNN i MSNBC w grupie wiekowej 20-30 latków.

Polityka jako zasadniczy temat medialny równoznaczna jest z dużym zainteresowaniem i businessem. Aktywne politycznie pokolenie wieku średniego z nawykiem oglądania głównego nurtu informacyjnego konfrontowane z politycznym zjawiskiem pandemii przekonało się, że główne stacje zamiast wiadomości, przekształciły programy do ustawicznie monotematycznych pozorów dyskusji. Programy zapowiadane jako publicystyczne nabrały charakteru plotek z poziomu targowiska próżności, czy magla.

Tradycyjnie republikańskie stany w procesie wyborczym prezentowane były jako wspierające hasła i kandydaturę demokratów, czemu przeczyła rzeczywistość ulicy. Ludzie dostrzegając, że świat nie jest jedno, czy dwubarwny, oczekują mediów nadążających za ich oczekiwaniami. Z tego powodu młodzi przenieśli swoje zainteresowanie informacją do niszowych nadawców o niewielkim zasięgu, ale spełniających ich oczekiwania. Przesyt przyprawiający o mdłości propagandy pandemicznej ostatecznie obrzydził natręctwem stylu resztki zaufania widzów do głównych nadawców.

Kłamliwe poranne komunikaty o rosnącej liczbie zachorowań, zgonów w konfrontacji z rzeczywistością doczekały się ostatecznej weryfikacji w postaci odrzucenia. Ludzie mieniący się dziennikarzami zatracili się w ustawicznym opatrywaniu wszelkich zdarzeń własnymi, albo zleconymi komentarzami. Prezentacje sprawności posługiwania się nowomową zastąpiły rzeczowość w tak zwanych "talk shows" (pokazach oratorskich). Jeśli uczestnikom wciąż wydaje się, że wypowiadają się w imieniu publiczności, to jedynie dowód na ich oderwanie się od rzeczywistości.

Nie inaczej jest na polskim rynku medialnym. Niezależnie od podejmowanej tematyki polityki migracyjnej, przez problem aborcji do kwestii nowego ładu, zwanego zielonym, czy jeszcze bardziej kłamliwie ?polskim ładem? narzucają odbiorcom myślenie, zatem sami są odrzuceni.

Ostateczna konkluzja jest jednoznaczna jak fakt, że liberalno-lewicowe niemal identycznie jak prawicowe media sojuszniczo kłamią. Odrzucone, chętnie zwalczać, bądź ośmieszać będą niewielkie platformy, indywidualnych nadawców powtarzając slogan o potrzebie uczciwej konkurencji, zawłaszczając monopol na prawdę, opatrując w Wikipedii tysiące wpisów jako "fake". Wielu święcie przekonanych, że takie jest oblicze prawdy nie ułatwia powrotu normalności. Ślepa wiara w kłamstwo ma wysoką cenę, a jaki rachunek wystawić kłamcy?

Opracowanie: Jola
Na podstawie: YouTube.com: https://www.youtube.com/watch?v=1Hzi8H52IiA
Źródło: WolneMedia.net
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.11.21 Pobrań: 62 Pobierz ()
14.11.2021 Wielka Brytania wysyła żołnierzy do Polski, by poprawili płot na granicy
Rząd brytyjski wysłał na prośbę strony polskiej dziesięciu swoich specjalistów od ustawiania żyletkowego drutu kolczastego i nie wyklucza "dalszej pomocy". Anglicy, podobnie jak Polacy, uważają się za ofiary "wojny hybrydowej" w postaci migrantów, tyle, że ze strony Francji, a nie Białorusi.

Brytyjczycy mają nauczyć Polaków, jak "wzmocnić barierę antymigracyjną", której sami nie mogą ustawić.

Podobnie jak Polska, Wielka Brytania jest w konflikcie prawnym z Unią Europejską. Uważa ona, że tak jak białoruski prezydent Łukaszenko, tak też i prezydent Francji Macron "instrumentalizuje" migrantów, pozwalając im przekraczać Kanał La Manche na łodziach i pontonach, by "zdestabilizować" Anglię w związku z francusko-angielską kłótnią o dostęp do obszarów połowowych na Atlantyku i w Kanale.

Rzecznik brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych oskarżył Francuzów nie tylko o pozwalanie na wypływanie migrantów w kierunku Anglii, ale i brak ich reakcji na działalność "gangów przemytniczych", co uznał za rzecz, której jego kraj "nie będzie akceptować". Oczywiście każdy ma prawo opuścić dowolny kraj, jeśli nie jest ścigany, ale Paryż i Londyn łączy specjalny układ, według którego Francja ma powstrzymywać migrantów, w zamian za pieniądze. Tymczasem, według Anglików, do ich wybrzeży dociera ok. tysiąca migrantów dziennie.

Francuzi z jednej strony twierdzą, że przestrzegają układu, zatrzymując ok. 60 proc. wypływających do Anglii, a z drugiej uważają, że Anglicy płacą za mało, i myślą o wyjściu z tej umowy, gdyż "nie są od pilnowania brytyjskiej granicy". Rząd brytyjski rozważał ustawienie płotu, jak zrobiła to Polska, ale płoty i drut kolczasty na plażach spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem lokalnych władz samorządowych i mieszkańców południowego wybrzeża Anglii.

Według The Guardian, brytyjska misja wojskowa na polsko-białoruskiej granicy ma potrwać "kilka dni" w ramach "pomocy technicznej", lecz gazeta uważa, że powody, dla których Warszawa zwróciła się do Londynu są "niejasne". Podejrzewa, że obie stolice chcą wywrzeć nacisk na Unię w swoich interesach. Jak dotąd, przeprawy przez Kanał La Manche zabiły dużo więcej migrantów, w tym kobiet i dzieci, niż próby przejścia granicy białorusko-polskiej.

Jerzy Szygiel
https://strajk.eu/
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.11.21 Pobrań: 65 Pobierz ()
14.11.2021 Nieprawdopodobna ilość toksycznych i nieznanych zanieczyszczeń w szczepionkach covid-19.
Podczas konferencji prasowej, która odbyła się 20 września 2021 roku w instytucie patologicznym w Reutlingen, głos zabrali niemieccy naukowcy, patolodzy i prawnicy, zapoznając opinię publiczną z zanieczyszczeniami znajdującymi się w tak zwanych "szczepionkach" przeciw Covid 19.

Po przeprowadzeniu sekcji zwłok kilkudziesięciu osób zmarłych w wyniku szczepień na covid- 19, niemieccy patolodzy odkryli w "szczepionkach" (i ciałach zmarłych) nieprawdopodobną ilość toksycznych i nieznanych zanieczyszczeń. Konferencja prasowa do obejrzenia i wysłuchania tutaj:
Link

Ustalenia niemieckich lekarzy i naukowców szokują: tak zwane szczepionki okazują się być trującymi miksturami o ogromnej ilości toksycznych substancji i nieznanych zanieczyszczeń (których nie udało się zidentyfikować).

Osobom, które wahają się czy "wyszczepić" się, albo przyjąć tak zwaną 3 dawkę "przypominającą" proponuję obejrzeć konferencję prasową niemieckich lekarzy.

Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.11.21 Pobrań: 62 Pobierz ()
14.11.2021 Zielony nieład
Napisała do mnie znajoma mieszkająca na wsi. Cytuję: "Ponieważ robi się zimno, zainteresowałam się kupnem węgla na zimę. Trochę później niż zwykle. Otóż: ekogroszek zdrożał o ponad 50% i teraz kosztuje 1550 PLN/tonę zamiast jak rok temu 950 PLN/tonę. A ogrzanie średniej wielkości domu to minimum 50 kg węgla dziennie. Konsekwencje w skali kraju są nie do wyobrażenia - ludzie będą zamarzać, bo gaz też drożeje. Albo będą mieszkać w jednej izbie z kuchnią kaflową, jako to niegdyś bywało. Ale jaja..."

Znajoma reprezentuje tak zwany wolny zawód więc tak czy owak sobie poradzi. Ludzie bez zawodu mieszkający w licznych znanych mi podgórskich i nadjeziornych wsiach po prostu sobie nie poradzą.

Ci najubożsi palili dotychczas w zimie tak zwaną gałęziówką czyli pozostałościami po wyrębie lasów, którą można kupić za grosze albo w ogóle dostać za darmo w nadleśnictwach. Za darmo, bo w wielu nadleśnictwach gałęzie pozostałe po wyrębie lasu pali się na miejscu. Nikt nie będzie zakładał w lesie hodowli korników czy innych szkodników nawet jeżeli tego oczekują zideologizowani (czyli zidiociali) ekologiści.

Teraz mieszkańcy wsi straszeni są grzywnami za palenie węglem i drewnem i rzekome zanieczyszczanie atmosfery oraz nakłaniani do przejścia na ogrzewanie gazowe albo elektryczne. Ceny gazu i prądu i tak zbyt wysokie dla niezamożnych ludzi mają wzrosnąć o ponad 40% co uczyni ogrzewanie gazem i prądem zupełnie nierealnym. Ludzie i tak będą palić drewnem i nikt ich nie zmusi do rezygnacji z tego najtańszego na wsi źródła energii. Tylko tyle, że będą wchodzić w nieustanny konflikt z prawem.

Unia Europejska przewiduje podobno rekompensaty podwyżek cen prądu i gazu dla ludzi niezamożnych. To właśnie typowe działanie skomunizowanego eurokołchozu. Stwarza się pod byle pretekstem problemy społeczne, a potem zatrudnia armię urzędasów którzy będą łaskawie przyznawać zapomogi lub ich odmawiać i kontrolować jak są wydawane. Sprowadza się wolnych ludzi do roli żebraków.

Teorie ekologicznych terrorystów od dawna były niestety traktowane poważnie przez władze państwowe. Przypomnijmy sobie akcję wymiany lodówek, z których wydostający się freon miał podobno powodować powstawanie dziury ozonowej, popularnego straszaka z końca ubiegłego stulecia. Może ktoś odpowie mi na pytanie gdzie się podziała dziura ozonowa?. Zniknęła fizycznie czy tylko zniknęła z mediów gdyż przestała być nośnym straszakiem, a wynaleziono kolejne, dużo skuteczniejsze. Takim straszakiem od dłuższego czasu jest właśnie globalne ocieplenie.

Dotarł do mnie również (niestety spóźniony) apel pani Joanny Gardynskiej: "Proszę o głos poparcia dla kominków i pieców na drewno kawałkowe, brykiet drzewny i pellet spełniające wymogi niskoemisyjności określone przez UE w tak zwanym "Ekoprojekcie"." Autorce apelu chodzi o to żeby nie eliminować z rynku głównego rodzimego OZE (odnawialnego źródła energii) i nie zlikwidować (z wszystkimi konsekwencjami społecznymi) całej branży produkcji kominków, pieców na drewno oraz paliwa wytwarzanego z drewnianych odpadów.

Z prawdziwym zainteresowaniem zapoznałam się z przysłanym mi opracowaniem inżyniera Adama Bednarczyka. Autor twierdzi, że teorie, które przypisują odpowiedzialność za globalne ocieplenie Ziemi wzrostowi ilości gazów cieplarnianych, a w szczególności dwutlenku węgla w atmosferze ziemskiej są błędne i że jest możliwe obniżenie temperatury atmosfery ziemskiej poprzez zwiększenie albedo (stosunek ilości promieniowania odbitego do padającego) powierzchni Ziemi. na przykład przez zainstalowanie zwierciadeł lub folii refleksyjnych oraz pomalowanie na kolor biały obiektów na które pada promieniowanie słoneczne. Pan Bednarczyk jest posiadaczem odpowiedniego patentu w USA lecz jak to zwykle bywa nie jest prorokiem w swoim własnym kraju.

Jeżeli produkuje się drewniane meble, jeżeli przewozi się towary na drewnianych paletach nieuchronne jest powstawanie drewnianych odpadów. Zakaz spalania tych odpadów w piecach i kominkach pogłębia problem śmieci z którymi ludzkość coraz gorzej daje sobie radę. Chyba, że jakiś kolejny idiota zakaże produkowania mebli z drewna podobnie jak proponuje się zakaz wędkowania, polowania, spożywania przez ludzi mięsa, a wkrótce zapewne wydalania i oddychania.

Tak nielubiany przez ideologów dwutlenek węgla jest przede wszystkim podstawowym surowcem asymilacji, a sama asymilacja wzorcowym procesem wykorzystania energii słonecznej do produkcji substancji niezbędnych dla całego ożywionego świata. Tymczasem we wszystkich większych miastach zamiast sadzić drzewa i hodować rośliny wycina się je pod lada pretekstem, betonuje podwórka i wykłada parkowe alejki kostką Bauma. W Warszawie takim pretekstem bywa na przykład oskarżenie drzew, że nie są rodzime lecz przywleczone z obcego ekosystemu.

W czasach sprowokowanej przez lewackie ideały wędrówki ludów brzmi to jak żart lecz pod tym pretekstem powycinano swego czasu setki drzew w parkach. Między innymi stuletnie akacje w Lesie Bielańskim. Nie tylko na Bielanach i Żoliborzu, ale również w mniejszych miejscowościach na przykład w Łaskarzewie przyjęto strategię pałowania większych drzew czyli obcinania ich do połowy co powoduje oczywiście ich wyschniecie. Tak można przycinać tylko wierzby, które potrafią jak wiadomo "odbić" z wbitego w ziemię na miedzy wierzbowego kołka, wegetując potem jako karłowate garbate stwory, ukochane podobno przez Chopina. Zdjęcia tych nostalgicznych roślinnych kalek nagminnie straszyły (a może zachwycały) na plakatach konkursów chopinowskich oraz na okładkach płyt winylowych z utworami Chopina w ubiegłym stuleciu. Mam kilkanaście takich płyt.

Wszyscy naprawdę troszczący się o ochronę przyrody dobrze rozumieją, że "Zielony ład" to tyko pretekst, to tylko lewackie hasło które jak wszystkie lewackie hasła służy złu. Ma służyć pokonaniu Polaków mrozem. Nie wystarczy jak proponuje wiceszefowa Parlamentu Europejskiego Katarina Barley ich zagłodzić.

Prawdziwego zielonego ładu nie ma. Jest tylko zielony nieład.

Izabela Brodacka Falzmann
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.11.21 Pobrań: 67 Pobierz ()
19.11.2021 Brak dowodów, że osoby z naturalnie nabytą odpornością przenoszą COVID-19
Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) twierdzi, że nie posiada żadnych danych o osobach z naturalnie nabytą odpornością, które przenosiłyby wirusa wywołującego COVID-19.

Jesienią CDC otrzymało prośbę od prawnika w imieniu Informed Consent Action Network o dokumenty "odzwierciedlające każdy potwierdzony przypadek osoby, która: (1) nigdy nie otrzymała szczepionki przeciwko COVID-19, (2) była wcześniej zarażona COVID-19, wyzdrowiała, a następnie była ponownie zarażona oraz (3) przeniosła SARS-CoV-2 na inną osobę po ponownym zakażeniu".

SARS-CoV-2 to inna nazwa wirusa KPCh (Chińska Partia Komunistyczna), który powoduje COVID-19.

Wiadomo również, że osoby, które wyzdrowiały z COVID-19, mają pewien stopień naturalnej odporności na wirusa.

W odpowiedzi z 5 listopada, która została niedawno opublikowana, CDC stwierdziło, że nie ma żadnych dokumentów dotyczących tego zapytania. CDC również potwierdziło The Epoch Times, że ich Centrum Operacji Kryzysowych nie znalazło żadnych zapisów odpowiadających na to zapytanie.

Agencja odmówiła podania informacji, czy w okresie od 5 do 12 listopada znaleziono jakąkolwiek dokumentację, informując The Epoch Times, aby złożyło wniosek o dostęp do informacji na podstawie Freedom of Information Act [FOIA - Ustawy o dostępie do informacji]. The Epoch Times złożyło taki wniosek.

"Można by założyć, że gdyby CDC zamierzało zmiażdżyć prawa obywatelskie i indywidualne osób z naturalną odpornością przez wydalenie ich ze szkoły, zwolnienie z pracy, odwołanie ze służby wojskowej lub jeszcze coś gorszego, CDC miałoby przynajmniej jakiś dowód na to, że istnieje chociaż jeden przypadek niezaszczepionego, naturalnie odpornego osobnika przenoszącego wirusa COVID-19 na inną osobę. Jeśli tak myślisz, popełniasz błąd" - powiedział w poście na blogu Aaron Siri, prawnik, który szukał danych w imieniu sieci [ICAN].

To ujawnienie ze strony CDC spowodowało odpowiedzi od kilku ekspertów medycznych, w tym dr Marty Makary'ego [Instytut Johnsa Hopkinsa], który powiedział, że to uwypukla, jak mało danych udostępniła agencja na temat ozdrowieńców. Makary wezwał CDC do upublicznienia danych na temat wszelkich reinfekcji, które doprowadziły do ??hospitalizacji lub śmierci, w tym informacji na temat chorób współistniejących u pacjentów lub ich braku.

"Działania CDC powinny być przejrzyste, jeśli chodzi o dane dotyczące naturalnej odporności. Zamiast tego otrzymujemy jakieś okruchy z wniosków FOIA takich jak ten" - napisał na Twitterze.

CDC ustala niewiele sztywnych zasad, ale jej wytyczne okazały się niezwykle wpływowe podczas pandemii COVID-19. Praktycznie wszyscy urzędnicy narzucający nakazy szczepień przeciwko COVID-19 usunęli możliwość odmowy szczepionki przez osoby, które mogą udowodnić, że przeszły COVID-19 i wyzdrowiały, choć wielu powołuje się właśnie na stanowisko CDC jako powód odmowy.

Urzędnicy w całym kraju wezwali ludzi do zaszczepienia się, twierdząc, że ochroni to osoby wokół nich.

"Zaszczepienie się to najlepszy sposób, aby chronić siebie i innych wokół siebie, zwłaszcza że bardziej zaraźliwa odmiana Delta rozprzestrzenia się w całym kraju" - stwierdziła dr Rochelle Walensky, dyrektor CDC, w oświadczeniu wydanym latem.

Ale już niedługo potem, podczas wystąpienia telewizyjnego, powiedziała, że ??szczepionki "nie mogą już zapobiegać przenoszeniu" wirusa.

Ponad 100 badań potwierdza charakter naturalnej odporności, która prawdopodobnie zapewnia podobną lub nawet lepszą ochronę w porównaniu ze szczepionkami przeciw COVID-19, w tym izraelskie badania w warunkach codziennej praktyki lekarskiej [real-world study]. Ale urzędnicy agencji promowali dwa własne badania, argumentując, że nawet ci, którzy mają naturalną odporność, powinni zostać zaszczepieni, gdyż [jak twierdzili] naturalna odporność nie okazała się tak trwała jak szczepienie.

Eksperci są podzieleni w tej sprawie. Niektórzy zgadzają się ze stanowiskiem CDC, podczas gdy inni twierdzą, że osoby z naturalną odpornością powinny jednak rozważyć przyjęcie pojedynczej dawki szczepionki. Ale są też tacy, którzy zalecają, aby większość lub wszyscy z naturalną odpornością nie poddawali się szczepieniu.

W informacji opublikowanej na początku tego miesiąca, CDC stwierdziło, że ??naturalna odporność i szczepionki zapewniają ochronę przez co najmniej sześć miesięcy. W swoim krótkim oświadczeniu nie wspomnieli nic o transmisji wirusów.

CDC: No Record of Naturally Immune Transmitting COVID-19, Zachary Stieber, November 13, 2021
-----------------------------
Niejaki Gates podczas ostatniego wywiadu stwierdził, że "na początku kryzysu (chodzi o tzw. pandemię z tzw. Covid-19) nie mieliśmy szczepionek blokujących transmisję, lecz teraz mamy szczepionki, które pomogą ci zachować zdrowie, ale one tylko nieznacznie zmniejszają transmisje. Potrzebujemy nowego, nowego sposobu wykonywania szczepionek".

Wyszczepili połowę ludzkości, teraz mówią, że "szczepionki tylko nieznacznie zmniejszają" transmisję, więc "potrzeba nowego podejścia".
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 19.11.21 Pobrań: 63 Pobierz ()
Strona 13 z 183 << < 10 11 12 13 14 15 16 > >>
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.