|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
18.11.2023 Zmarły Lech Jęczmyk ujawnił szokujące fakty z życiorysu Jacka Kuronia |
W dniu 17 lipca 2023 roku, w wieku 87 lat zmarł w Warszawie Lech Jęczmyk, wybitny tłumacz literatury światowej, publicysta, znawca fantastyki naukowej, niezwykle skromny i pogodny człowiek, erudyta i patriota.
Lech Jęczmyk to człowiek pewnej epoki, która bezpowrotnie się kończy. Na szczęście w 2013 roku opublikował swoje wspomnienia Światło i dźwięk. Moje życie na różnych planetach. Pełne refleksji zapiski wspomnień pokazują wielowymiarowość autora, ukazują go na tle istotnych i przełomowych wydarzeń historycznych.
Ze wspomnień dowiadujemy się o tym, że ojciec Lecha Jęczmyka współpracował w ramach działalności konspiracyjnej z Witoldem Pileckim, dowiadujemy się jak autor, dzięki wybitnej znajomości judo został ochroniarzem ks. Jerzego Popiełuszki, dzięki któremu z kolei się nawrócił i został oddanym synem Kościoła Katolickiego. Poczytać możemy o przyjaźni z poczytnym pisarzem Kurtem Vonnegutem, którego książki z języka angielskiego na język polski tłumaczył.
Jęczmyk nie ukrywa na kartach książki, swojego negatywnego stosunku do kierunku w jakim poszły reformy gospodarcze w Polsce po upadku PRL-u, wskazując przy tym na destrukcyjny kierunek, w którym za sprawą rządzących poszła Polska.
Niezwykle ciekawym aspektem wspomnień jest nawiązanie do okoliczności, w których Jęczmykowi pozwolono studiować jedynie rusycystkę. Okazuje się, że za ograniczeniem możliwości studiowania innych kierunków stał nie kto inny tylko młody Jacek Kuroń.
Jęczmyk na łamach wspomnianej wyżej książki swoją "znajomość" z Kuroniem opisał następująco:
Rektor w obecności mamy poprosił o moją teczkę, zajrzał do środka i stwierdził: Z taką opinią syn nie dostanie się na żadne studia. Oprócz świadectwa maturalnego, piątkowego w moim przypadku, w teczce figurowała tajna (dla mnie) opinia polityczna ze Związku Młodzieży Polskiej. W mojej dzielnicy, na warszawskim Żoliborzu, opnie takie wystawiał wszystkim maturzystom szczególnie zajadły bolszewik (potem nawrócił się na trockizm) niejaki Jacek Kuroń. (...)Postrachem żoliborskiej młodzieży był niejaki Jacek Kuroń, członek zarządu dzielnicowego ZMP. (...)
Jako zajadły bolszewik Kuroń chodził uzbrojony w pistolet. Stanowiło to dowód szczególnego zaufania ze strony partii i było romantyczną pozostałością z czasów, gdy działało jeszcze antykomunistyczne podziemie. Z pistoletami biegali też po uniwersytecie Geremek i Kołakowski.
Skąd wiedzieliśmy o tym pistolecie? Kuroń chodził wtedy po szkołach i wygłaszał demoralizujące pogadanki, zachęcające na przykład żeby donosić na rodziców. Zwłaszcza czy słuchają londyńskiego radia. Po takiej pogadance w żeńskiej szkole im. Sempołowskiej ojciec pięknej Kamili, dość znany pisarz Strumph-Wojtkiewicz, postanowił z Kuroniem popolemizować, wybrał się więc na "dzielnicę", ubrany jak przedwojenny dziedzic z nieodłączną grubą bambusową laską.
W obskurnym biurze (byłem tam raz wzywany na przesłuchanie) pan Strumph-Wojtkiewicz spytał grzecznie, który to jest pan Kuroń, po czym przy grzmocił mu lagą. Kuroń wyskoczył przez okno i na parapecie zgubi pistolet. (...)
Kuroniowi podlegało także harcerstwo w całej Warszawie, bo moi koledzy z innych dzielnic pamiętali, jak robił zbiórki i wyrywał im krzyże harcerskie razem materiałem. Wzorując się na wzorach sowieckich, gdzie młodzi komuniści spisywali osoby chodzące do cerkwi, Kuroń w kościele św. Stanisława Kostki ukrywał się za filarem na chórze i spisywał chodzących na mszę harcerzy. Stary pan Kuroń zaglądał do nas na herbatę i pamiętam, jak kiedyś wpadł bardzo podniecony: No, nie daj, Boże - mówił od wejścia - żeby ten mój Jacuś kiedyś się dorwał do władzy.
Jacuś wbrew obawom ojca nie tylko dorwał się do władzy, ale wspólnie ze wspomnianym Geremkiem kształtował polską rzeczywistość przez pierwsze lata III RP.
Kiedy czyta się tak bulwersujące fakty i człowiek weźmie pod uwagę, że taki Kuroń jest patronem polskich szkół, a tym samym ma stanowić wzór wychowawczy dla polskich dzieci i młodzieży, to zachodzi pytanie oto kto i jak kształtuje normy wychowawcze w Polsce. Może gdyby ministrami zostawali ludzie pokroju Jęczmyka zamiast Kuronia czy Geremka, Polska wyglądałby dziś zupełnie inaczej.
Arkadiusz Miksa
https://prawy.pl
-------------------------
Kuroń - obrzydliwa to postać... Może gdyby ministrami zostawali ludzie pokroju Jęczmyka zamiast Kuronia czy Geremka, Polska wyglądałby dziś zupełnie inaczej. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 18.11.23 |
Pobrań: 15 |
Pobierz () |
18.11.2023 Andriejew: Chęci brak po stronie polskiej |
Z Jego Ekscelencją Siergiejem Andriejewem, Ambasadorem Federacji Rosyjskiej w Rzeczypospolitej Polskiej, dla Myśli Polskiej i Wbrew Cenzurze, rozmawiają: Mateusz Piskorski i Tomasz Jankowski.
Panie Ambasadorze, od lat rozmawiamy o możliwych scenariuszach odmrożenia relacji polsko-rosyjskich. Ostatnio na szczycie w Chinach doszło do rozmowy między Władimirem Putinem, a premierem Węgier, Viktorem Orbanem. Na ile, według Pana Ambasadora, istnieje taka szansa na szczeblu Polska-Rosja?
- Na razie nie widzę żadnych przesłanek do zmiany na lepsze naszych stosunków. Takiej chęci nie wyrażają ani władze, ani opozycja, cała polska klasa polityczna. Do tanga trzeba dwojga.
W Polsce przekonuje się nas, że Rosja zawsze będzie dążyć do opanowania naszego i stąd nasze relacje nie mogą być dobre. Jaki jest więc pożądany model stosunków z Polską według władz Federacji Rosyjskiej?
- Oczywiście nie mamy ani chęci, ani planów zawładnięcia Polską. Nie potrzebujemy tego. Prezydent Putin ostatnio powiedział, że jako największy kraj świata mamy wystarczające terytorium. Nie potrzeba nam żadnych dodatków. Kwestie naszych stosunków należy rozwiązywać spokojnie. Jesteśmy sąsiadami, a z sąsiadami trzeba żyć dobrze. Dlatego jesteśmy gotowi na wszelkie porozumienia, o ile taka gotowość będzie po stronie polskiej. Na razie jej nie ma.
Czy są jakieś obszary, w których nasze kraje oficjalnie współpracują?
- Handel. W tym roku będzie wart ok. 5 mld dolarów, wobec ponad 20 mld dolarów w zeszłym roku, ale nadal jednak wymiana istnieje. Także humanitarna, choć bardzo ograniczona. Rosja jest dla polskich turystów otwarta, choć w drugą stronę to nie działa. Wolumen naszych stosunków jest obniżony do minimum.
Jak wiemy, władze polskie nie tylko przestrzegają sankcji Unii Europejskiej, ale także dodają swoje. Zdarzyło się, że do Warszawy nie mógł przyjechać rosyjski sportowiec. A czy w Federacji Rosyjskiej istnieją jakiekolwiek przepisy, które utrudniałyby polskiemu obywatelowi pobyt, pracę bądź naukę?
- Nie, takich decyzji nie ma. Można nawet wjechać za pomocą wizy elektronicznej, bez potrzeby przychodzenia do konsulatu i osobistego stawiennictwa.
Rosja nie stosuje więc symetrycznych odpowiedzi?
- Zależy. Czasem jesteśmy zmuszeni do lustrzanej reakcji na nieprzyjazne kroki strony polskiej. Jednakże nie we wszystkich przypadkach uznajemy to za stosowne. Choćby jeśli chodzi o turystykę.
Ukazały się surowe wytyczne KE ws. wjazdu obywateli FR na teren Unii Europejskiej. Czy w Polsce zdarzyły się przypadki np. konfiskaty samochodów z rosyjskimi rejestracjami?
- Nie mamy takich informacji. Znany jest nam jeden przypadek, gdy polska Straż Graniczna zawróciła na granicy samochód z tego powodu, ale nie skonfiskowała. Rosyjscy obywatele po prostu przyjęli do wiadomości to postanowienie.
Komisja Europejska uchwaliła ramy budżetowe dla tzw. wsparcia Ukrainy, które pokrywane ma być z zamrożonych obywatelom Federacji Rosyjskiej środków. Jakiej odpowiedzi na tego rodzaju kradzież można się spodziewać ze strony Rosji? A może wzrost cen zasobów, które Europa i tak okrężną drogą od Rosji nabywa?
- W takich sprawach nie należy się spieszyć. Na pewno znajdziemy odpowiednie środki do reagowania, ale dopiero po wnikliwym zbadaniu zagadnienia.
Ale wynikało by z tego, że Polska jednak oddała w polityce antyrosyjskiej, palmę pierwszeństwa innym podmiotom?
- Nie śledzę tego rodzaju wyścigów pomiędzy naszymi "nie-partnerami" z Zachodu. Trudno o takie podsumowanie.
Niemniej kraje bałtyckie pozostają w awangardzie rusofobii. W naszym regionie istnieje proceder dyskryminacji ludzi ze względu na to, że mówią po rosyjsku, a tam to występuje nawet na poziomie prawnym. Czy władze w Moskwie próbowały coś z tym zrobić? Często się u nas powtarza, że Rosja "wykorzystuje" mniejszości rosyjskojęzyczne, ale może jest na odwrót, tzn. Unia Europejska świadomie akceptowała taką politykę, by obywateli rosyjskojęzycznych nastawiać wobec siebie konfrontacyjnie?
- Nie wiem czy to było przemyślane, ale jesteśmy od dawna przyzwyczajeni, że w sprawach praw człowieka czy mniejszości narodowych na Zachodzie stosowane są podwójne standardy. To co się działo w Estonii czy na Łotwie, to oczywiste złamanie zasad podstawowych, z których są tak dumni nasi zachodni "nie-partnerzy". Tu jakoś nie działa ani Rada Europy, ani Komisja Wenecka. Wszystko zależy od tego, kto jest poszkodowany.
Czyli nie ma instrumentów do skutecznego działania w takiej sytuacji?
- Gdy jeszcze byliśmy w Radzie Europy, gdy mogliśmy się jeszcze zwracać do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, gdy byliśmy w Radzie Praw Człowieka ONZ, wszędzie poruszaliśmy te kwestie i protestowaliśmy, ale prawo międzynarodowe działa tak, że suwerenne państwa podejmują działania w ramach instrumentów, według dobrej woli i jeśli nie chcą się wywiązać z zobowiązań - nikt nie może niczego na nich wymusić. Gdy protestowaliśmy przeciwko rozszerzeniu NATO na wschód i odwoływaliśmy się do zobowiązań na wyższym szczeblu, słyszeliśmy że to "inna sytuacja" czy "inna sprawa".
Niedługo będziemy mieli drugą rocznicę sformułowania przez Rosję propozycji ws. zbiorowego bezpieczeństwa. Czy zakładając, że cele Specjalnej Operacji Wojskowej zostaną osiągnięte, możemy się spodziewać jej powtórzenia?
- Oczywiście sytuacja się zmieniła od grudnia 2021 roku, jak i kwietnia 2022 roku, gdy trwały rozmowy delegacji rosyjskiej i ukraińskiej. Doszliśmy wówczas do projektu porozumienia, ale pod naciskiem "zbiorowego Zachodu" strona ukraińska od tych ustaleń odeszła. Dużo się od tego czasu zmieniło i należałoby to uwzględnić.
A może potrzebna jest reforma międzynarodowych instytucji np. przy współpracy w ramach BRICS, gdzie Rosja odgrywa wiodącą rolę?
- Prawo międzynarodowe nie jest idealne. Ale na razie nie ma niczego lepszego. Jest prawo, które opiera się przede wszystkim na Karcie Narodów Zjednoczonych i innych dokumentach, i dopóki ono istnieje, trzeba go przestrzegać w całości. Niedawno pisał o tym minister Siergiej Ławrow. Można jego tekst przeczytać po polsku na stronie ambasady. Z naszego punktu widzenia jest prawo przyjęte przez społeczność międzynarodową i są "reguły", na które ciągle powołują nasi zachodni "nie-partnerzy". Problem nie leży więc w niedoskonałości prawa międzynarodowego, ale w niechęci do jego przestrzegania.
A może zachodnim "nie-partnerom" chodzi właśnie o spalenie mostów? Skoro Międzynarodowy Trybunał Karny, z powodów typowo politycznych, chce ścigać rosyjskiego prezydenta, to tym samym utrudnia przecież nawet organizację ewentualnego spotkania ws. rozmów o bezpieczeństwie?
- Ich celem jest pokonanie Rosji na polu walki. Oczywiście nie własnymi rękoma, ale Ukraińców. Usunięcie Rosji z międzynarodowej areny jako suwerennego aktora z odpowiednim wpływem na sprawy światowe. Zostało to powiedziane otwarcie.
Czy rację może mieć prof. Richard Sakwa, że oto mamy "drugą zimną wojnę"?
- Chyba tak. Żadne porównanie nie będzie w stu procentach adekwatne, ale w tym wypadku: chyba tak.
Czy postulaty wysunięte przez Rosję w 2021 roku można interpretować jako żądanie opuszczenia NATO przez Polskę?
- Chodziło o oddalenie infrastruktury wojskowej, zgodnie z Aktem Założycielskim Rosja-NATO z roku 1997.
Czy dotyczy to tak samo Unii Europejskiej? Mówi się o tym w kontekście Specjalnej Operacji Wojskowej na Ukrainie, jakoby Rosja żądała od Kijowa rezygnacji z członkostwa w UE?
- Wówczas tak nie było. Teraz mamy wątpliwości, bo zmienił się charakter Unii Europejskiej. Zawsze postrzegaliśmy ją jako sojusz ekonomiczno-polityczny, ale obecnie widzimy, że UE aktywnie angażuje się w kwestiach militarnych, w tym wsparcie wojskowe Ukrainy.
Czy pierwszym krokiem do skonfliktowania UE z Rosją było przyjęcie konkretnego projektu Partnerstwa Wschodniego UE, które wykluczyło Federację Rosyjską z tego programu?
- Nie było to wtedy tak ostro postrzegane jak teraz, ale jak pokazał czas: nasi - wówczas - partnerzy z Polski, Szwecji i Unii Europejskiej, patrzyli bardzo daleko naprzód i ich perspektywa była inna niż ta, o której nam mówiono.
A czy Partnerstwo Wschodnie nie było już cezurą, po której nie możemy wyróżniać poszczególnych graczy wewnątrz Unii Europejskiej?
- Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby nie widzieć różnicy. Jestem zwolennikiem podejścia detalicznego, konkretnego do stosunków z każdym krajem. Nie ma sensu uogólniać.
Czy wybory odbywające się w którymś z krajów tego "kolektywnego Zachodu" mogłyby coś zmienić w relacjach z Rosją?
- Zależy to od sytuacji. W Polsce raczej nie ma różnicy, ale w innych krajach owszem.
Czy obserwuje Pan w Rosji nastroje antypolskie wśród polityków czy dziennikarzy?
- Wśród polityków jest zrozumiała reakcja na to, co widzimy w Polsce, czy słyszymy od Polski. Jednak co do nastrojów społeczeństwa, najczęściej spotykam się ze zdziwieniem.
Czy sprawa ataku na ambasadora ma jakąś kontynuację prawną?
- Dostaliśmy informację z prokuratury, dosyć dawno temu, że śledztwo ws. napaści na ambasadora nadal trwa, chociaż jego wyników nie znamy, a sprawy znieważenia ambasadora i flagi umorzono z powodu braku symetrycznej odpowiedzialności w prawie w Federacji Rosyjskiej.
https://myslpolska.info
----------------------------------
Proszę porównać spokojną, rzeczową i kulturalną wypowiedź ambasadora Andriejewa z chamstwem i prostactwem psychopatycznych osobników piastujących różne funkcje w Unii Europejskiej (o polskich politycznych niedorozwojach nie wspominając). |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 18.11.23 |
Pobrań: 16 |
Pobierz () |
18.11.2023 Z pierdla do Brukseli. |
W piątek Włodzimierz Karpiński oficjalnie otrzymał mandat europosła w miejsce wybranego do Sejmu Krzysztofa Hetmana; mandat otrzymał również Witold Pahl, który zastąpi wybranego do Sejmu Bartosza Arłukowicza - poinformował w piątek w komunikacie Parlament Europejski.
----------------------------
W komunikacie wydanym w piątek przez Parlament Europejski czytamy, że na posiedzeniu 20 listopada PE "przyjmie do wiadomości wybór na posłów do Parlamentu Europejskiego dwóch nowych polskich euro-parlamentarzystów - Witolda Pahla i Włodzimierza Karpińskiego". Jak podkreślono, są oni oficjalnie uznani za europarlamentarzystów od 16 listopada.
Jak podał PE, gdy poseł do Parlamentu Europejskiego decyduje się odejść, umiera lub traci mandat, powiadamia o tym (lub robią to w jego imieniu władze państwa, z którego pochodzi) Przewodniczącego PE.
Następnie Parlament ogłasza wakat. Właściwe organy krajowe są wtedy proszone o obsadzenie wakującego miejsca. Państwo członkowskie informuje Parlament o zastępstwie, którego ogłoszenie następuje na posiedzeniu plenarnym. Następnie nowy poseł do PE podpisuje oświadczenie o niepołączalności i obejmuje urząd.
Marszałek Sejmu Hołownia podpisał dokumenty informujące trzy osoby o pierwszeństwie przysługującym im w objęciu mandatu do Parlamentu Europejskiego.
Włodzimierz Karpiński, były sekretarz w warszawskim ratuszu i były minister w rządzie PO-PSL w czwartek opuścił areszt, w którym przebywał od lutego. Zatrzymano go w związku z tzw. aferą śmieciową. Usłyszał zarzuty korupcyjne związane z zawieraniem kontraktów na zagospodarowanie odpadów w Warszawie.
Karpiński kandydował w 2019 r. w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy Koalicji Europejskiej. Nie zdobył jednak mandatu europosła. Posłem PE z tej listy został Krzysztof Hetman, który w październiku tego roku zdobył mandat do polskiego Sejmu i go objął. Do PE za Hetmana trafić powinna Joanna Mucha, lecz ona także została wybrana na posłankę. Następny w kolejności do mandatu europosła byłby Riad Haidar, ale polityk zmarł w maju br. Mandat europosła przypada więc kolejnemu kandydatowi - właśnie Włodzimierzowi Karpińskiemu.
Zgodnie z Kodeksem wyborczym, Marszałek Sejmu zawiadamia, na podstawie informacji Państwowej Komisji Wyborczej, kolejnego kandydata z tej samej listy kandydatów, który w wyborach otrzymał kolejno największą liczbę głosów, o przysługującym mu pierwszeństwie do mandatu w PE w miejsce osoby, której wygasł mandat.
Oświadczenie kandydata o przyjęciu mandatu do PE powinno być złożone w terminie 7 dni od dnia doręczenia zawiadomienia. Niezłożenie go w tym terminie oznacza zrzeczenie się pierwszeństwa do obsadzenia mandatu.
Drugi mandat europosła obejmie Witold Pahl - były sędzia Trybunału Stanu i były wiceprezydent Warszawy. Otrzyma on mandat po wybranym do Sejmu z list KO Bartoszu Arłukowiczu. W wyborach do PE w 2019 roku kilkoro kandydatów z listy zdobyło lepszy wynik; była marszałek woj. lubuskiego Elżbieta Polak również zdobyła jednakże mandat w Sejmie, podobnie jak Jarosław Rzepa, który został posłem z ramienia Trzeciej Drogi. Wśród kandydatów przed Pahlem znalazła się jeszcze była minister pracy i polityki społecznej oraz posłanka Jolanta Fedak, która zmarła w 2020 roku. W tej sytuacji mandat po Arłukowiczu przypadł więc Pahlowi.
Źródło:PAP
Przypominam: Afera śmieciowa w Warszawie
Z: Link
Były minister skarbu za rządów PO-PSL Włodzimierz Karpiński został zatrzymany przez CBA w lutym. Wraz z kilkoma innymi osobami, w tym z byłym wiceministrem skarbu Rafałem Baniakiem, jest podejrzany o załatwianie wartych 600 mln zł kontraktów z Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania w Warszawie.
Karpiński usłyszał zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w kwocie blisko 5 mln zł. Do tej pory przebywa w tymczasowym areszcie. Pod koniec marca został odwołany z funkcji sekretarza Warszawy przez Rafała Trzaskowskiego. Zasiadał również w radach nadzorczych spółek: Metro Warszawskie i Veolia.
Baniak usłyszał zarzuty m.in. kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, prania pieniędzy i płatnej protekcji w zamian za prawie 5 mln zł łapówki.
---------------------------
Marsz. Hołownia:
Próby wmontowywania mnie teraz w jakieś opowieści, że pierwsza decyzja marszałka to wypuszczenie przestępców z więzienia są po prostu żałosne |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 18.11.23 |
Pobrań: 14 |
Pobierz () |
18.11.2023 Czy na obu biegunach widzimy globalne oziębienie? |
Klimat i pogoda to dwie emanacje procesu przepływu energii słonecznej przez Ziemię. Nasza planeta każdej doby jednocześnie nagrzewa się po jednej, nasłonecznionej stronie globu, a po drugiej, nocnej stronie, oddaje taką samą porcję energii. Jeśli te ilości są równe, to ilość energii cieplnej na globie jest stała. Z obserwacji przyrody z ostatnich kilku tysięcy lat możemy wnioskować, że mechanizm homeostazy działa i utrzymuje bilans energetyczny naszej planety wokół stałej wartości.
Ruch wirowy planety powoduje, że co 12h jesteśmy w jednej z tych sytuacji. Dodatkowym czynnikiem zmieniającym pory roku jest nachylenie osi wirującej Ziemi do płaszczyzny, po której Ziemia okrąża naszą gwiazdę, czyli Słońce. Skutkiem tego jest zjawisko nocy i dnia polarnego trwających nawet do pół roku na samych biegunach. Tereny polarne w okresie zimy to potężne kominy, gdzie ciepło niesione prądami morskimi ulatuje w bezkresny kosmos przez długie miesiące.
Od dobowego bilansu cieplnego oraz zjawisk takich jak efekt cieplarniany zależy kierunek zmian klimatycznych na Ziemi. Jest wiele pośrednich dowodów, że Ziemia w przeszłości była bardzo zimna lub bardzo gorąca. W ostatnim stuleciu dowiedzieliśmy się dużo o tych procesach, ale nadal nie wiemy dość, by rozumieć, co się dzieje. Wśród naukowców nie ma zgody np. co do długości okresu, w którym ciepło słoneczne przechwycone od Słońca przez oceany, utrzymywane jest na planecie przed jego utratą w procesie nocnego stygnięcia. Opinie specjalistów wahają się pomiędzy kilkoma latami, a okresem blisko 200 lat. W obliczu takiej niewiedzy próba zbudowania wiarygodnego modelu termodynamicznego dla naszej planety jest strzelaniem na oślep.
Jeden, wielki "kipisz"
Potoczne rozumienie relacji Słońce-Ziemia sprzyja wielu mitom rozpowszechnionym na ten temat. Zacznijmy od tak banalnego faktu, że Słońce nie nagrzewa ziemskiego powietrza. Jakkolwiek mamy gorące lato, to promienie słoneczne przelatują przez na 100 km grubą atmosferę zupełnie swobodnie w 99 proc., tak jakby tej atmosfery nie było. Mówimy, że powietrze jest przeźroczyste i to jest prawda. Oznacza to, że miedzy promieniowaniem płynącym od Słońca a powietrzem nie zachodzą interakcje skutkujące wymianą energii, czyli powietrze się nie nagrzewa od promieni słonecznych. Zupełnie nieistotne dla całości zjawiska jest przechwytywanie energii słonecznej przez zanieczyszczenia, takie jak pyły.
Skoro tak, to dlaczego w letni poranek powietrze się szybko nagrzewa? Nagrzewa się ono od niewidzialnych dla człowieka promieni podczerwonych, które emitują nagrzewające się od Słońca: grunt, skały, budynki, drzewa itp. Tak to działa, dlatego w asfaltowych miastach upał jest szczególnie uciążliwy i nie wyczuwalny w gęstym lesie, gdzie korony drzew pracują jak nasze domowe lodówki, schładzając powietrze w chwili odparowywania cząstek wody przez powierzchnie liści. Ciekawych odsyłam do tematu: "chłodnictwo, przejście fazowe cieczy".
Skoro powietrze się nie nagrzewa od Słońca, a większość pasa międzyzwrotnikowego stanowią oceany, to większość ciepła słonecznego zbierane jest właśnie przez ziemskie wody. Prądy morskie rozprowadzają to ciepło w okołobiegunowe strefy chłodne, a stamtąd umyka ono na zawsze w bezkresny Kosmos w postaci fal podczerwonych. Atmosfera jest oczywiście elementem tego procesu. Termodynamika mówi, że energia przepływa od miejsc cieplejszych do zimniejszych. Ciepło, czyli energia termiczna, to nic innego jak ruch cząsteczek. Niewyobrażalne ilości cząstek różnych gazów atmosferycznych nieustannie się zderzają ze sobą, przekazując sobie energię, cieplejsze cząstki lecą do góry, gdzie oddają swoją energię w Kosmos w postaci podczerwieni. Jednocześnie, gdy podczerwień z nagrzanego gruntu natrafi na swym torze na gazową cząstkę, to ją podgrzewa. Atmosfera to jeden wielki "kipisz".
Wiemy z autopsji, że chmury odgrywają kluczową rolę w lokalnym, dobowym bilansie cieplnym. Latem w dzień chronią nas przed nadmiernym nagrzaniem naszej okolicy, a zimą w nocy chronią od zbyt gwałtownego wychłodzenia i pozwalają zachować nawet dodatnią temperaturę do świtu. Często jako ludzkość popadamy w pychę, np. panuje pogląd, że współczesna nauka wie już wszytko o atmosferze itp. Tymczasem nie jest dokładnie znany proces powstawania chmur. Po 20 latach badań i walki z ideologiami duński Henrik Svensmark opublikował w renomowanym piśmie naukowym "Nature" wynik swych mozolnych badań. Okazuje się, że na tempo powstawania "zalążków" kropel pary, które dopiero utworzą chmurę, kluczowy wpływ ma promieniowanie kosmiczne niepochodzące ze Słońca. Zmienność tego promieniowania reguluje grubość jonosfery, która to jest skutkiem 11-letnich cykli aktywności Słońca. Wiemy też, że aktywność naszej gwiazdy waha się w cyklu około 107 letnim i w roku 2020 oba cykle były w swych minimach. Wynika z tego, że na klimat i pogodę na Ziemi mają i miały w przeszłości wpływ kosmiczne katastrofy w dalekim Kosmosie, takie jak eksplozje Supernowych.
Upadły symbol
Symbolem przemian klimatycznych są topniejące lody Arktyki i topnienie lodowców na Antarktydzie. Lód Arktyki to pływająca po oceanie sezonowa czapka bieguna północnego. Jego ilość ma zerowe znaczenie dla poziomu globalnego oceanu zarówno z przyczyn ilościowych, jak i natury samego zjawiska zmiany objętości wody w chwili zamarzania. Pokazywanie topniejącej Arktyki i zalewanych oceanem wysp na Pacyfiku jest przejawem wielkiej niekompetencji z fizyki na poziomie szkoły podstawowej. Lody Antarktydy, wielkiego kontynentu, stanowią istotną masę słodkiej wody uwięzionej w lodzie na Ziemi. Górzysta Antarktyda nie ma najmniejszych szans na topienie się; z powodu położenia i wysokości temperatury tam oscylują między minus 30 a minus 80 stopni Celsjusza. Szczególnie opinię publiczną poruszają sceny odrywania się do oceanu olbrzymich gór lodowych. Obszary biegunowe są mało zbadane z wielu powodów, a jednym z nich jest fakt, że nad biegunami rzadko latają satelity i jest mało zdjęć tego obszaru. Aby się dowiedzieć, co dzieje się z brzegami Antarktydy, Europejska Unia Nauk o Ziemi z siedzibą w Monachium przeprowadziła badania pt. "Zmiana powierzchni szelfu lodowego Antarktyki w latach 2009?2019". Przez 10 lat zbierano według z góry opracowanej metodologii dużo zdjęć lotniczych i opublikowano raport mówiący, że ocean południowy stygnie, a Antarktyda szybko zwiększa swój lodowy szelf. W pewnych obszarach trochę lodu ubyło, ale w innych o wiele więcej lodu przybyło. Narastanie wielkiego lodowca trwa całe dekady i jest to proces bardzo powolny. Spektakularne załamanie się części lodowca i upadek do oceanu trwa chwilę i jest pokazywany przez media całemu światu. W raporcie też czytamy, że proces jest długoterminowy i po 10 latach badań wiemy, że musimy to jeszcze długo badać, aby zrozumieć, co się dzieje u brzegów Antarktydy.
Jednak globalne oziębienie?
Aby orzec o tym, czy klimat się zmienia i w którą stronę, trzeba przy stałej metodologii pomiarowej obserwować zjawisko przez setki lat. Ludzkość robi to od kilkudziesięciu lat w chaotyczny sposób. Jedną z poważnych wad metody jest mierzenie temperatur w miejscach nielosowych, a wprost przeciwnie - wybranych przez człowieka miejscach przyjaznych. Pomiary głównie są robione w osadach ludzkich, czyli miejscach o łagodnym, lokalnym klimacie. Najzwyklej zbieramy dane z miejsc wyjątkowych pod względem klimatu.
Nowe odkrycia, w tym związki między ilością chmur a cyklami solarnymi tłumaczy to, co się dzieje na Antarktydzie. Na północnej półkuli mamy równie ujemny bilans zimy w sezonie 2022/23. Jak podaje Światowa Organizacja Metrologiczna, w tym sezonie na północnej półkuli spadły rekordowe w historii pomiarów ilości śniegu i po raz pierwszy z powodu zimnego polarnego lata znaczne jego złoża nie stopniały i obecnie (październik) są już zasypywane nowymi opadami arktycznej zimy.
Na dzień dzisiejszy klimatyczne trendy długoterminowe są poza naszym poznaniem, nie znamy wszystkich zmiennych i ich wagi w procesie. To, co widzimy, to globalne oziębienie. Miejmy nadzieję, że coraz aktywniejsze Słońce powstrzyma je w ciągu najbliższych lat...
Antarktyda szybko zwiększa swój lodowy szelf. W pewnych obszarach trochę lodu ubyło, ale w innych o wiele więcej lodu przybyło...
Link
Antarktyda szybko zwiększa swój lodowy szelf. W pewnych obszarach trochę lodu ubyło, ale w innych o wiele więcej lodu przybyło... (źródło: https://tc.copernicus.org/articles/17/2059
nczas.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 18.11.23 |
Pobrań: 15 |
Pobierz () |
18.11.2023 Doktryna, CPK, czyli o Amerykanach wychodzących po angielsku |
Kolonie nie mają doktryny, ponieważ ze swej, ułomnej natury, są nie podmiotem, a przedmiotem.
Przedmiotem, podlegającym obrotowi, w którym to obrocie uczestniczą zbywca i nabywca.
***
Kiedy panowie Kriuczkow i Fried dogadywali szczegóły przekazywania dotychczasowej, sowieckiej kolonii w amerykańską sferę wpływów, pijany tzw. wolnością lud tubylczy, nie zwracał uwagi na takie detale, jak wielkoskalowa (to modne dziś określenie) grabież (marka handlowa - transformacja).
Trzeba przyznać, że Amerykanie zachowali się pragmatycznie i na początku, błyskawicznie wycisnęli z nowej kolonii co się dało (a dało się wiele, bo PRL była kolonią zasobną), po czym w ramach tzw. partnership in leadership, wydzierżawili Kraj nad Wisłą (dalej KnW) swoim, zaufanym wasalom, czyli Niemcom, którzy kontynuowali grabież latami, z właściwą sobie systematycznością.
Wyciskanie odbywało się przy udziale sitw kompradorskich (najpierw kapitalistycznych, potem socjalistycznych), pod czujną opieką przewerbowanych z rubli na dolary smutnych panów, co gwarantowało i regularność transferów haraczu, i spokój.
Pragmatyzm amerykański (czyli grab and run) wynikał z tzw. twardej przesłanki:
kolonia była położona daleko, bo aż za oceanem, a niemiecki wasal miał KnW tuż za rzeką, czyli najdosłowniej pod (grabiącą) ręką.
***
Emancypacja (nadmierna zdaniem Waszyngtonu) wasala niemieckiego, sprowokowała ponowne wejście do gry Amerykanów (to nie ja - to staliniątko Targalski), które spowodowało 8 lat temu przemeblowanie tzw. sceny politycznej w KnW.
Ale każdy, kto choć raz meblował mieszkanie wie, że meble (jak każdy sprzęt) się zużywają, nie tylko fizycznie, ale i moralnie.
Dlatego też, powróceni do gry Amerykanie, zmajstrowali nowoczesny zestaw meblowy "Szymek", który ma zastąpić zużytą (fizycznie i moralnie) post peerelowską meblościankę "Jarek", z jednoczesnym przyblokowaniem przestrzeni mieszkaniowej dla importowanych zza Odry meblarskich szrotów, pod roboczą marką "Donek".
***
Kolonia KnW była i jest kompradorsko zarządzana przez lokalsów w najlepszym razie bez kindersztuby, a w najgorszym... wstyd być precyzyjnym, co każdy mógł (i może) sam zauważyć i usłyszeć.
Oczywiście wiek zaawansowany daje tu wielki handicap, bo ja pamiętam ferajny Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego, Mazowieckiego, Bieleckiego. Suchockiej, Cimoszewicza...aż do Morawieckiego włącznie i bez problemu dostrzegam swoim, uzbrojonym w okulary okiem, nieustanną replikację buractwa, wyłażącego spod pseudo-inteligenckiej panierki.
I dlatego bardzo sobie cenię dobre maniery.
Rzecz jasna, wzorem savoir vivre jest Albion, znany ze swej uprzejmości aż po ostatni stopień szafotu.
Do kodeksu dobrych manier wrócę po krótkim opisie sensacyjki, której autorem jest prezes NBP Glapiński, który w przerwach pomiędzy naradami z asystentkami potrafi strzelić takim bon motem, że buzi dać (to przenośnia):
"Jest (...) bezpieczeństwo (...) militarne, bo jesteśmy częścią NATO.
Chociaż między nami Polakami (...) bez centralnego portu komunikacyjnego, ten 5 punkt NATO jest po prostu punktem.
Musi być taki port, żeby amerykańskie na przykład wspomożenie obrony naszego wschodu miało gdzie wylądować i się logistycznie rozłożyć.
O tym się nie mówi publicznie, bo każdy się boi, ja się nie boję, powiem: ogromne znaczenie strategiczne, militarne CPK a nie fiu bździu"
To piękne, że pomiędzy obowiązującym bajdurzeniem o wygodzie Polaków podróżujących po świecie, ktoś wreszcie powiedział, że budujemy CPK dla Amerykanów, żeby mogli tu przylecieć (do czego jeszcze wrócę).
Budujemy za w sumie nieduże pieniądze, bo 40 miliardów, co wobec 100 miliardów wydanych w rok na ferajnę pajaca Zełeńskiego jest niewiele.
Bo jak nam Ukraina te 100 miliardów odda, to będziemy mogli sobie wybudować kolejne 2 (i pół) CPK, tym razem już dla zwiedzających świat Polaków, albo 50 razy przekopać Mierzeję Wiślaną - bo kto bogatemu zabroni?
***
Wracając do dobrych manier (i mojej, długiej pamięci) zatrzymam się na wychodzeniu po angielsku:
Pamiętam, jak po angielsku wyszli Amerykanie z Wietnamu, co doskonale wizualizowały zdjęcia helikopterów startujących z dachu ambasady w Sajgonie, zabierających tylko najcenniejsze aktywa, w tym co ładniejsze panienki.
Cóż, helikoptery miały ładowność ograniczoną, stąd zrozumiałym jest, że zdecydowaną większość lokalnych sojuszników USA, trzeba było zostawić do dyspozycji wjeżdżających w tym samym czasie do Sajgonu na czołgach, komunistów.
A ci potrafili się nimi zająć wg najlepszych sowieckich wzorów.
Ale kogo to dziś obchodzi?
***
Znacznie później, gdy jako tzw. młody pracownik naukowy zarabiałem na swój pierwszy kolorowy telewizor (i magnetowid - było kiedyś takie słowo) zbierając na norweskich zboczach truskawki, Saddamowi zachciało się/został podpuszczony do podboju Kuwejtu.
Robota była prosta, łup atrakcyjny, ale wtedy do gry wkroczyli Amerykanie w osobie gen Schwarzkopfa, a dokładniej w ciągu 100 godzin armie sprzymierzone wyzwoliły Kuwejt i wkroczyły na ok. 200 kilometrów w głąb Iraku, jednak rozkaz ówczesnego amerykańskiego prezydenta George'a H.W. Busha zmusił generała do zaniechania ofensywy (Wiki)
Kłopot w tym, że "Pod wrażeniem wezwań amerykańskich przywódców do buntu przeciwko irackiej dyktaturze, do walki z nią spontanicznie przystąpiły dwie dyskryminowane grupy: iraccy szyici w południowym Iraku oraz zamieszkujący północną część kraju Kurdowie.
Powstańcy nie otrzymali zagranicznego wsparcia; słabo uzbrojeni i pozbawieni jednolitego kierownictwa ponieśli klęskę w walkach z Gwardią Republikańską. Podczas przeprowadzonej przez Alego Hasana al-Madżida, Husajna Kamila al-Madżida oraz Tahę Jasina Ramadana pacyfikacji szyitów zginęło od 50 tys. do 300 tys. powstańców i cywilów. Z Iraku uciekło ponadto ok. 2 mln Kurdów." (Wiki)
Swoją drogą, urocza jest ta dezynwoltura:
"zginęło od 50 tys. do 300 tys. powstańców i cywilów"
No, ale tu przecież chodzi o jakichś szyitów, irackich do tego, więc nie ma co się obruszać.
***
Amerykanów wyjście po angielsku z Afganistanu było tak niedawno, że kto chciał, mógł obejrzeć hollywoodzkie wręcz sceny z Afgańczykami, czepiającymi się podwozi startujących wieeeelkich samolotów i potem spadających na rodzinną ziemię lotem swobodnym, ze skutkiem rozczarowującym.
Sceny szturmowania odgrodzonego szpalerem marines lotniska, przez przerażonych, uciekających przed talibami lokalsów, wyglądały przy tym banalnie.
Swoją drogą, jakoś nie widzę/nie słyszę troski o los afgańskich kobiet pozostawionych przez Amerykanów na łaskę talibów, ale to pewnie kwestia niedoskonałości mojego wzroku i słuchu.
Zresztą - pewnie brzydkie te kobiety były.
***
Wracając do CPK:
prezes Glapiński nie powiedział jednak wszystkiego (bo odwaga nawet Glapińskiego, ma swoje granice:
otóż nie wspomniał, że pasy startowe CPK będą, jak by to ująć... o! mam! - dwukierunkowe, co oznacza, że będą służyły nie tylko samolotom lądującym w KnW z amerykańskim cargo, ale i startującym np. za Atlantyk, albo choćby tylko do (niemieckiej) bazy w Ramstein
***
Na koniec wytłumaczę położenie ekipy, która postawiła wszystko (z nami włącznie), na egzotycznego (no oczywiście, że egzotycznego) sojusznika:
kot, który jednej dziury pilnował, z głodu zdechł.
http://ewaryst-fedorowicz.szkolanawigatorow.pl/jak-pis-kondominium-na-kolonie-amerykanska-zamieniI
https://www.money.pl/gospodarka/prawie-40-mld-zl-na-cpk-tyle-potrzebuja-na-pierwszy-etap-budowy-nowego-lotniska-6886178680064960a.html
https://www.money.pl/gospodarka/przekop-mierzei-wislanej-pokazali-liczby-oto-efekty-sztandarowej-inwestycji-pis-6915190056385184a.html
Ewaryst Fedorowicz
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 18.11.23 |
Pobrań: 16 |
Pobierz () |
19.11.2023 Planowany medyczny terror - Traktat pandemiczny WHO |
Prawnik zajmujący się prawami człowieka, prof. Francis Boyle, wzywa obywateli USA, aby nakłonili Kongres do natychmiastowego wystąpienia ze Światowej Organizacji Zdrowia w celu uniknięcia "dyktatorskiej" kontroli zdrowia, która ma pierwszeństwo przed każdym szczeblem władzy.
Link
USA musi wystąpić z WHO, by uniknąć zamachu stanu i terroru medycznego - prof. Francis Boyle
Prawnik zajmujący się prawami człowieka, prof. Francis Boyle, wzywa obywateli USA, aby nakłonili Kongres do natychmiastowego wystąpienia ze Światowej Organizacji Zdrowia w celu uniknięcia "dyktatorskiej" kontroli zdrowia, która ma pierwszeństwo przed każdym szczeblem władzy.
Ekspert prawa międzynarodowego wzywa Stany Zjednoczone do natychmiastowego wystąpienia ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), aby uniknąć nieuchronnej "dyktatury medycznej", która przejęłaby kontrolę nad krajami na całym świecie.
"Zamach stanu" przeciwko Stanom Zjednoczonym zostanie przeprowadzony z wykorzystaniem WHO jako "organizacji frontowej", jeśli Stany Zjednoczone będą nadal członkiem WHO po przyjęciu dwóch z obecnie oczekujących "traktatów", ostrzegł obrońca praw człowieka prof. Francis Boyle podczas seminarium internetowego grupy zadaniowej Stop Vax Passports.
Podejmij działania, wyślij e-mail i zadzwoń do swoich przedstawicieli w Kongresie, aby zażądać natychmiastowego wystąpienia ze Światowej Organizacji Zdrowia.
Międzynarodowe "porozumienie pandemiczne", które jest obecnie negocjowane przez WHO i które ma zostać poddane pod głosowanie już w maju,"utworzy zupełnie nową organizację międzynarodową posiadającą uprawnienia do wydawania prawnie wiążących zaleceń aż do... lekarza pierwszego kontaktu" - twierdzi Boyle.
Działacz na rzecz praw człowieka Reggie Littlejohn zwrócił uwagę, że na mocy porozumienia, WHO może potencjalnie wymusić "szczepienia", przetrzymywanie w kwarantannie i cenzurę odmiennych informacji zdrowotnych.
Projekt "traktatu", który jak zauważył Littlejohn, nie jest oficjalnie nazywany traktatem w celu obejścia procesu zatwierdzania przez Senat USA, wymaga od państw członkowskich uznania WHO za "organ kierujący i koordynujący w zakresie międzynarodowej pracy w dziedzinie zdrowia, zapobiegania pandemii, gotowości, reagowania i odbudowy systemów opieki zdrowotnej, a także zwoływania i generowania dowodów naukowych oraz, bardziej ogólnie, wspierania wielostronnej współpracy w zakresie globalnego zarządzania zdrowiem".
"Jeśli traktat ten zostanie przyjęty zgodnie z art. 19 Konstytucji WHO - artykułem, który pozwala WHO na narzucenie prawnie wiążących konwencji na 194 państwa członkowskie WHO, jeśli dwie trzecie przedstawicieli państw członkowskich zagłosuje za konwencjami", zauważył Reclaim the Net.
Dokument zerowy z 1 lutego zawiera widoczną lukę, dzięki której WHO może unieważnić suwerenność narodową, która, jak twierdzi grupa, pozostaje nienaruszona na mocy porozumienia w jej krajach członkowskich. Projekt stanowi, że państwa członkowskie WHO zachowują "suwerenne prawo do określania swojego podejścia do zdrowia publicznego i zarządzania nim, w szczególności do zapobiegania pandemii, gotowości, reagowania i przywracania stanu zdrowia systemów opieki zdrowotnej, zgodnie z ich własną polityką i ustawodawstwem, pod warunkiem, że działania objęte ich jurysdykcją lub kontrolą nie wyrządzają szkód swoim narodom i innym krajom".
Czas pokaże, jak WHO w praktyce ustaliłaby, czy działania państw członkowskich "spowodowały szkody ich narodom i innym krajom", czy też nie.
Organizacje i media głównego nurtu zajmujące się zdrowiem zasugerowały już, że ci, którzy nie zastosowali się do często szkodliwych zaleceń dotyczących zdrowia publicznego wdrażanych podczas wybuchu Covid-19, pogłębiają rozprzestrzenianie się wirusa.
Jeśli porozumienie w sprawie pandemii zostanie przyjęte, efektem będzie "globalne medyczne państwo policyjne wydające rozkazy", które wykraczają poza polecenia lokalnych organów ds. zdrowia: "twojego gubernatora, twojego lokalnego prokuratora, twojego lokalnego chirurga i wbrew wszystkim demokratycznie wybranym urzędnikom" - powiedział Boyle.
Według Boyle'a kolejne oczekujące porozumienie, które wzmocniłoby "totalitarny" wpływ WHO i "osiągnęło dokładnie ten sam cel innymi środkami", znajduje się w poprawkach do Międzynarodowych przepisów zdrowotnych (IHR) z 2005 roku.
Obecnie IHR stanowią prawnie wiążący instrument prawa międzynarodowego. Wymagają od 196 krajów zdolności do wykrywania i zgłaszania potencjalnych zagrożeń zdrowia publicznego na całym świecie oraz szybkiego reagowania na stany zagrożenia zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym (PHEIC), gdy tylko zostaną one ogłoszone przez WHO.
W serwisie Reclaim the Net szczegółowo opisano, w jaki sposób proponowane poprawki do IHR, takie jak porozumienie w sprawie pandemii, uznają WHO "jako organ kierujący i koordynujący międzynarodowe reagowanie w zakresie zdrowia publicznego" podczas "stanu zagrożenia zdrowia publicznego o zasięgu regionalnym" (PHERC).
Jeszcze bardziej "nikczemna" - stwierdził Boyle ? jest ustawa Global Pandemic Prevention and Biosecurity Act z 2022 r. zawarta w ustawie National Defense Authorization Act, która "toruje drogę do poprawek do [IHR] i tego traktatu" tak, aby z wyprzedzeniem Kongres Stanów Zjednoczonych udzielił autoryzacji zarówno przepisom zdrowotnym, jak i traktatowi.
Więcej na stronach PSNLiN Link
Link
---------------------------------
Planowany medyczny terror - Traktat pandemiczny WHO
Planowany medyczny terror - medialna zmowa milczenia. Dorota Rodziewicz i Andrzej Poneta 18.10.2023
Zapraszamy do obejrzenia bardzo ważnego wywiadu na temat wdrażanego przez rządy 194 państw traktatu pandemicznego WHO.
Dzięki temu traktatowi grupa multimiliarderów kontrolujących skorumpowaną Światową Organizację Zdrowia, nie podlegającą żadnemu demokratycznemu nadzorowi będzie mogła obalić światową demokracje i zarządzać państwami ponad ich parlamentami i konstytucjami dokonując globalnego zamachu stanu oraz wprowadzając medyczny terror.
Wywiad na stronie: Link
Wywiad z Dorotą Rodziewicz na Ban Bye: Link
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.11.23 |
Pobrań: 14 |
Pobierz () |
19.11.2023 Bóg nie chce działać bez nas. Nadzieja w kryzysie |
"Żyjemy w świecie, w którym jest bardzo dużo 'zapalników'. I Tajwan, i Iran, i Izrael." "Podli ludzie nie będą nas głaskać. Będą nas dręczyć." "Jezus obiecał nam, że powróci. Ale zanim powróci i pojawi się w swojej Chwale, (...)będą poprzedzać Jego powrót różne zjawiska. I zaczął mówić o wojnach i przewrotach. Ale ostatnie słowo należy do Chrystusa."
Bóg nie chce działać bez nas. Nadzieja w kryzysie - ks. Robert Skrzypczak
18 paź 2023
W rozmowie z księdzem Robertem Skrzypczakiem, znanym z jego głębokich refleksji na temat tajemnicy Eucharystii, duchowości oraz kryzysów wiary jakich doświadczamy. Analizujemy trudne wydarzenia minionych pięciu lat i ich związek z końcem czasów. Ksiądz Skrzypczak zwraca uwagę na wyzwania, z jakimi się borykamy, podkreślając, że nie ma czasu na życie w kłamstwie, a ucieczka od Prawdy może mieć przykre konsekwencję.
W kontekście próby czasów, mówi o tym, jak działanie Eucharystii i życie z Chrystusem mogą stanowić pocieszenie w obliczu trudności i depresji. Przywołuje również pozytywną stronę - nadzieję w Chrystusie, która jest źródłem ufności i przyjaźni wśród ludzi. Epok dobrobytu, w którym żyjemy jest trudnym gruntem do powstania wykwintnej myśli.
Ksiądz Skrzypczak przypomina, że choć czasy mogą być pełne zagrożeń, ostatnie słowo należy do Chrystusa, a obietnica Chrystusa o Jego powtórnym przyjściu jest dla nas realnym pocieszeniem. Warto poznać jego inspirujące przemyślenia na temat duchowości w trudnych czasach.
Link
"Kultura umiera, duchowości nie ma. W związku z tym ludzie stają się żywymi trupami. Puste kościoły w Holandii, brak misjonarzy." "Przeszacowano. Myślano, że świat jest o wiele lepszy, o wiele bardziej spragniony Boga. Kościół sam jakby stracił w międzyczasie barierę immunologiczną." "Przyjdzie nowe pokolenie, przyjdzie pokolenie głodne. Przyjdzie pokolenie spragnione nadprzyrodzoności, piękna liturgii, sakramentu, Matki Bożej." "Będziemy niezadowoleni, będziemy wściekli, będziemy sfrustrowani póki nie znajdziemy Źródła."
***
Ludzkość wprowadzana w religię lucyferiańską - ks. Robert Skrzypczak
17 lis 2023
Druga część wywiadu z ks. Robertem Skrzypczakiem rzuca światło na głębokie zmagania Kościoła w obliczu choroby duchowej współczesnego społeczeństwa. Za Kardynałem Eijkiem, podkreśla konieczność nawrócenia i odnowy, szczególnie w kontekście kryzysu antropologicznego o którym ostrzegał nas Benedykt 16. Ksiądz Skrzypczak analizuje zagrożenia dla Kościoła, zwracając uwagę na destrukcyjne skutki postmodernizmu oraz potrzebę odnalezienia prawdziwego znaczenia bycia chrześcijaninem w dzisiejszym świecie.
Autor podkreśla potrzebę odnalezienia nadziei w Chrystusie oraz rosnącego oddolnego ruchu młodych, którzy kierują się miłością do Najświętszego Sakramentu i regularną spowiedzią jako fundamentami swojej wiary. Jednocześnie opisuje dążenia do powrotu do jednoznaczności w nauczaniu, odwołując się do kardynała Siri, który przewidywał, że Kościół w przyszłości odrodzi się, przywracając swoją pierwotną siłę i jednoznaczność w przekazywaniu wartości chrześcijańskich. Wszystko to ukazuje złożoność współczesnych wyzwań dla Kościoła, jednocześnie sugerując, że nadzieja w Chrystusie i potrzeba świętości mogą być kluczowe dla przetrwania i odrodzenia ducha wiernych.
Link
CDN...
AlterCabrio |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 19.11.23 |
Pobrań: 14 |
Pobierz () |
20.11.2023 Armia USA błaga nieszczepionych żołnierzy o powrót do służby |
Każdy, kto nie chciał poddać się terapii genowej za pomocą eksperymentalnych zastrzyków mRNA, musiał opuścić armię amerykańską.
Jednak brak nowej siły militarnej powoduje, że Pentagon błaga zwolnionych ze służby żołnierzy o powrót do wojska [odnośne pismo w języku angielskim w oryginalnym, niżej linkowanym tekście - przyp. ZB]. Oczywiście z poprawką oficjalnych osobowych dokumentów - jak gdyby nic się nie stało.
Pentagon ma ogromny problem z rekrutacją. Coraz bardziej otyła i pod wpływem narkotyków młodzież po prostu nie nadaje się już do czynnej służby z bronią, więc rezerw jest za mało. Jednocześnie żołnierze wielokrotnie odchodzą ze służby ze względu na wiek, stan zdrowia lub koniec służby. A potem wielu żołnierzy sił zbrojnych musiało zrezygnować ze służby, bo nie chcieli poddać się eksperymentalnej terapii genowej przeciwko covid-19.
Jednakże naczelne dowództwo armii amerykańskiej próbuje obecnie odwrócić tę sytuację - w nadziei, że uda się w jakiś sposób uzupełnić szeregi. W liście błagalnym - jak wynika z raportu - Sztab Generalny proponuje żołnierzom "mimowolnie oddzielonym" z powodu odmowy szczepienia na covida 'poprawienie ich dokumentacji wojskowej, aby mogli wrócić do czynnej służby'. I to po latach bycia traktowanym jak trędowaty.
Więcej żołnierzy amerykańskich odeszło ze służby w czasie covidowej pandemii niż podczas całej wojny w Afganistanie. 8339 żołnierzy, którzy zrezygnowali, to bez wątpienia najzdrowsi i prawdopodobnie najmądrzejsi i najbardziej odporni żołnierze w Stanach Zjednoczonych.
"Daily Skeptic" wskazuje w swoich raportach, jak żołnierze byli obrażani i dyskryminowani za swoją decyzję. Byli rasistami i zwolennikami teorii spiskowych.
Ale 97% żołnierzy posłuchało i zaakceptowało eksperymentalny zastrzyk. Pozostaje tylko makabryczna nadzieja, że ??wielu z nich otrzymało jedynie roztwór soli fizjologicznej - bo jeśli większość amerykańskich żołnierzy ma obecnie choroby serca, to 'najsilniejsza armia świata' sama się rozwiązała.
Kiedy weźmie się pod uwagę, że armia amerykańska ma obecnie 452 000 czynnych żołnierzy, czyli najmniej od 1940 roku, staje się jasne, dlaczego wzrasta desperacja. Dwa lata temu w czynnej służbie pozostawało jeszcze 485 tys. żołnierzy. Oczekuje się, że liczba ta będzie nadal spadać, chyba że coś się fundamentalnie zmieni.
Biorąc pod uwagę rosnącą liczbę globalnych punktów zapalnych, osobom odpowiedzialnym w Pentagonie wcale się to nie podoba. Wątpliwe jest też, że osoby wyrzucone z wojska za odmowę terapii genowej są nadal zainteresowane powrotem do czynnej służby.
Link
Opracował: Zygmunt Białas
https://zygumntbialas.neon24.org
------------------------------------
Zdrowa żywność? To jest dobre pytanie - bez oficjalnej kowidowej szprycy, ale specjalnie oznakowana. Jak na poniższym filmiku:
Link
Spożywać bezpiecznie, to dziś można żywność tak naprawdę tylko z własnego ogródka. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 20.11.23 |
Pobrań: 14 |
Pobierz () |
20.11.2023 Richard Matthew Stallman... |
... miał rację od samego początku, każde ostrzeżenie, każda przepowiednia się spełniła; śmieszne, bo od początku miał gotowe rozwiązanie...
... problemem jesteśmy my sami. Problemem jest to, że nie nigdy nie słuchamy, nigdy wniosków nie wyciągamy.
Link
Dekada przed Linuxem.
Richard Matthew Stallman, znany też jako RMS (ur. 16 marca 1953 w Nowym Jorku) - amerykański haker i jeden z twórców ruchu wolnego oprogramowania, założyciel projektu GNU oraz, z inspiracji Richarda Greenblatta, Free Software Foundation, współtwórca licencji GNU GPL, jeden z twórców wielu kluczowych programów takich jak edytor Emacs, kompilator GCC czy debuger GDB. Ustalił ramy moralne dla swojej wizji ruchu wolnego oprogramowania, jako alternatywy dla programów własnościowych.
Na początku lat osiemdziesiątych RMS zdał sobie sprawę, że oprogramowanie przestało być "sposobem korzystania z maszyny" i stało się produktem lub towarem. Przewidział, że położy to kres wspólnej zbiorowej inteligencji i dzieleniu się wiedzą. Przewidział także, że jeśli nie będziemy właścicielami naszego oprogramowania, szybko staniemy się niewolnikami maszyn kontrolowanych przez korporacje. RMS mówił o tym wielokrotnie.
Czterdzieści lat później musimy przyznać, że był doskonale przewidujący, że każde jego słowo wciąż brzmi prawdziwie i bardzo niewielu sławnych myślicieli przyszłości było tak przewidujący jak Richard Matthew Stallman.
RMS wysunął teorię dotyczącą potrzeby "czterech swobód oprogramowania":
- prawo do korzystania z oprogramowania według własnego uznania,
- prawo do studiowania oprogramowania,
- prawo do modyfikacji oprogramowania,
- prawo do udostępniania oprogramowania, w tym wersji zmodyfikowanej.
Jak zagwarantować tak daleko idącą wolności? RMS wynalazł Copyleft, było to rozwiązanie, które zostało zaimplementowane na licencji GPL (licencja wolnego i otwartego oprogramowania). Ideą Copyleft jest to, że nie można ograniczać praw użytkowników. Copyleft jest odpowiednikiem słynnego "Il est interdit d?interdire" (zabrania się zabraniać). Z perspektywy czasu rozwiązanie było wtedy, a i dziś nadal jest słuszne.
Copyleft to bardzo głęboka koncepcja. Chodzi o tworzenie i utrzymywanie tego, co wspólne. Zasoby wspólne, do których każdy miałby swobodny dostęp, zasoby, którymi zarządzałaby ogół społeczności.
Dobra wspólne przerażają korporacje, ponieważ w istocie korporacje stale usiłują wszystko sprywatyzować, przekształcić wszystko w produkt, towar. Dobra wspólne nie są ani towarem ani produktem.
Kapitalistyczny, korporacyjny biznes był oczywiście przeciwny koncepcji Copyleft. Był wówczas, gdy rodziła się koncepcja, dziś jest nadal jej przeciwny.
Steven Anthony Ballmer - amerykański informatyk i przedsiębiorca, były dyrektor generalny przedsiębiorstwa Microsoft nazwał GPL (licencję wolnego i otwartego oprogramowania) "rakiem".
RMS był i nadal jest przedstawiany jako niebezpieczny maniak, fanatyk propagujący tego "raka".
Bruce Perens i Eric Raymond, próbowali znaleźć złoty środek i zapoczątkowali ruch "Open Source" (rodzaj oprogramowania komputerowego, w którym kod źródłowy jest wydawany na podstawie licencji, na mocy której właściciel praw autorskich przyznaje użytkownikom prawa do badania, zmiany i rozpowszechniania oprogramowania w ramach licencji wolnego oprogramowania).
Z perspektywy czasu okazało się, że Open Source, pierwotnie był postrzegany jako prosty rebranding "wolnego oprogramowania", argumentując, że "bezpłatne" można rozumieć jako "bez ceny i wartości".
Większość utożsamiała te dwa pojęcia ("wolne oprogramowanie" i "otwarte oprogramowanie"), celowo? Podobieństwem było tylko to, że skupiały się na swobodach, myląc wolne z otwarte. Licencje kompatybilne z biznesem, takie jak BSD/MIT lub nawet te należące do domeny publicznej, są owszem, "wolnym oprogramowaniem", ponieważ szanują te cztery wolności, można je jednak zawsze sprywatyzować.
Wkurzający RMS szybko i słusznie zwrócił uwagę, że brak "wolności" powoduje, że ludzie o pomyśle zapomną i... znów miał rację.
Przez ostatnie 30 lat zwolennicy Open Source, w tym twórca jądra Linuxa, Linus Torvalds, potępiali GPL (licencja wolnego i otwartego oprogramowania) Stallmana ze względu na podstawowe prawo do "prowadzenia biznesu", czyli, jakby nie było, do "prywatyzacji dobra wspólnego". Uznali misję Free Software Foundation RMS-a, polegającą na gwarantowaniu dobra wspólnego za "bezużyteczną", a nawet "reakcyjną".
Praca FSF (Free Software Foundation) polegała na testowaniu GPL (licencja wolnego i otwartego oprogramowania) pod kątem słabości, łatając luki (GPLv3), następnie walczyli z "tivoizacją" (urządzenia używające wolne oprogramowania, które można by aktualizować, które jednak zostały tak zaprojektowane aby użytkownicy nie mogli ich modyfikować - spełnia to wymogi GPLv2 poprzez dostarczenie kodu źródłowego, niestety, nie ma możliwości go modyfikować), a następnie AGPL (połączenie Affero GPL, bazującej na GPLv1, i GPLv3), aby przeciwdziałać zastrzeżonym usługom działającym na wolnym oprogramowaniu, ale odbierającym wolność użytkownikom.
Niestety Microsoft za pośrednictwem Githuba, Google i Apple nalegał, aby oprogramowanie na licencji MIT/BSD stało się standardem Open Source. Umożliwiło im to wykorzystanie komponentów Open Source w ich zastrzeżonych, zamkniętych produktach.
Udało im się sprawić, że tysiące twórców wolnego oprogramowania pracowało dla nich swobodnie, otrzymując za tę pracę... nawet pochwały, czasami nawet zatrudniali jednego z programistów wolnego oprogramowania, jakby była to łaska lub przysługa dla całej społeczności. A ludzie ci pracowali nad krytycznymi komponentami infrastruktury.
Innym przykładem jest Google Summer of Code (corocznie realizowany przez Google program wspierania Otwartego Oprogramowania, w ramach którego studenci realizują różne projekty na rzecz Otwartego Oprogramowania, otrzymując za to stypendium), to po prostu tani sposób, aby nieopłacani wolontariusze byli przyszłą darmową lub tanią siłą roboczą.
Wolności programistów, własności do myśli, zostały odebrane później przez zastrzeżone oprogramowanie (Windows, Office...), które w większości sami kodują. Za nic. Cały wolny, poświęcony czas na opracowywanie, debugowanie i testowanie oprogramowania, został przekazany korporacjom, w idiotycznej nadziei, że, być może, któraś ich zatrudni.
Następcy RMS-a mówią, musimy odbudować to, co wspólne, odrzucając niechęć maluczkich:
- kiedy przemysł otrzymuje wielomilionowe dotacje publiczne, a następnie zgłasza patent, oznacza to, że przemysł ten prywatyzuje dobro wspólne,
- kiedy Google umieszcza jądro Linuksa w telefonie, którego nie można łatwo modyfikować, Google prywatyzuje to, co wspólne.
Bez Open Source, który nie był koncepcją Copyleft, nie byłoby prawnie zastrzeżonego systemu MacOS, OSX ani Androida, nie byłoby Facebooka i Amazona. Nie słuchając Richarda Matthew Stallmana, sami sobie programiści stworzyli Frankensteina, następnie uniżenie dostarczyli go korporacji, by ta go wysłała go przeciw nim.
Dziś kilku się ocknęło i mówią, musimy bronić tego, co wspólne, podobnie jak RMS 40 lat temu, z RMS-a zrobiono ekstremistę, poddając nas praniu mózgu - my się na to godziliśmy, nie powinniśmy więcej tego robić.
Tacy jak Bil Gates, jak Mark Zuckerberg, to zwykli oszuści i złodzieje , nie mając bystrego umysłu jak Richard Matthew Stallman, nie będąc tak bystrzy jak Torvalds (choć ten tu sporo zawinił)... są od nich tylko cwańsi. Zrobili ze społeczności durniów, a tylko dlatego, że my nie umieliśmy się porozumieć oraz dlatego, że niejeden naiwnie myślał, że dostanie się na sam szczyt.
A proszę mi pokazać programistę na szczycie, choćby jednego, może co który jest, chwilowo wyżej lub niżej w hierarchii, lecz zawsze na plecach czuje oddech kolejnego, młodszego, któremu się wydaje, że on się dostanie?
To tyle jeśli chodzi o kondycję społeczeństwa... tej części, z której programiści się wywodzą także. W tym sensie rację ma, Pan Wojtas, wypominając mi, że mówię iż to moja wina.
Jak na dłoni widać, na podstawie środowiska programistów, którzy budując, niemożliwe do wyobrażenia algorytmy, nie potrafili zbudować tego najważniejszego, dotyczącego kierunku w jakim to zmierza.
Czy to się czymś różni od postępowania polityków, burmistrzów, sędziów i prokuratorów? Niczym. Każdy na "swoje" patrzy, "swoim" się kieruje, chce przynależeć, następnie dziwi się że Świat zmierza tu gdzie zmierza. Można powiedzieć, że to nie oni, to my daliśmy sobie kit włożyć, ten kit, będzie obowiązywał nasze dzieci i wnuki, ich dzieci i wnuki.
Taki jak RMS, pojawia się rzadko, a jak już się pojawi, to nie ich, ale jego za wariata uważamy. Bo sądzimy, że nasze małe, ważne interesy są istotniejsze. To nie "pomiot" (zgodnie z tutejszą nomenklaturą), do nas przyszedł po "duszę", to my mu ją na tacy każdego dnia zanosimy, uniżenie prosząc by ją przyjął. "Pomiot" jest tylko cwany i cierpliwy, co jakiś czas podrzucając nam do ogródka jakiegoś ancymona, by kierunek nadał.
Link
TRichard M. Stallman - charyzmatyczny guru Ruchu Wolnego Oprogramowania
Dżon
https://dz.neon24.org
----------------------------
- MRS to potęga. To chodzący mit. Geniusz i wizjoner. Bożyszcze. To w olbrzymiej, może i w decydującej mierze dzięki MRS mamy Linuksa takiego, jakim jest. System Linuks kojarzy nam się raczej z Linusem Torwaldsem z Norwegii, ale jego sukces z grubsza na równi zawdzięczać należy Stallmanowi. Torwalds stworzył "tylko" jądro systemu operacyjnego. Istniało już jednak dostępne wtedy bezpłatnie ogromne oprogramowanie do wykorzystania pod to jądro, właśnie dzięki Stallmanowi.
Idee open source zostały podchwycone, przyjęły się szeroko, acz powoli. Licencja GNU to fenomen, z tego to wyrasta. Sens licencji GNU jest taki, że publikując oprogramowanie z klauzulą, iż jest ono na zasadzie licencji GNU, stajesz się prawnie właścicielem tego oprogramowanie, ale jednocześnie jakby całkowicie zrzekasz się do niego praw: każdy może zrobić z kodem co zechce, może wykorzystać w dowolny sposób, może nawet pobierać opłatę za ten kod. Ale nie może zrobić jednego: nie może tego kodu, ani cokolwiek z niego powstanie, czyli kodu zmodyfikowanego - nie może ukryć i ma obowiązek swój zmodyfikowany kod udostępnić publicznie. Ten model praw autorskich testowano już w sądach amerykańskich, ze skutkiem pozytywnym dla oryginalnych właścicieli.
Innymi słowy, idea otwartego oprogramowania i licencji GNU miała uderzyć w korporacje i zapobiec monopolizacji wiedzy i sztuki programowania.
- Niestety większość ludzi kompletnie nie rozumie idei wolnego, otwartego oprogramowania. Wkurzają się na windowsa, ale linux be, bo "nic nie działa" i "jest trudny". Co nie jest prawdą. Wolą być niewolnikami.
Ostatnio płaciłem w sklepie gotówką i ekspedientka poprosiła, bym jej rozmienił, bo brakowało jej w kasie drobnych. No i jak liczyłem drobniaki, to jakaś 60-tka z taką prawie niewyczuwalną nutą wyższości: "Ja zapłacę kartą". Nawet chciałem rozpocząć dyskusję o ZAGROŻENIACH świata bez gotówki. Ale dałem sobie spokój. I tak babsko nie zrozumie. A trzeba by trochę się natłumaczyć, niestety. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 20.11.23 |
Pobrań: 16 |
Pobierz () |
20.11.2023 "Ten kraj" zamiast "państwa PiS" |
Kilka godzin oddechu i możliwość głębszego namysłu nad polityką w Polsce. Przy czym mało obchodzą mnie personalne przetasowania w obecnej i nadchodzącej władzy.
Nie widzę polityków, którzy chcieliby i potrafili dokonać czegoś, co choć w części przywróciłoby Polsce niepodległość.
Ta cała celebra jedenastego listopada, której główną częścią jest drętwa gadanina, przestała mnie już irytować. To jest zwyczajnie nudne, a w wykonaniu Andrzeja Dudy bywa tragikomiczne ze względu na mimowolną vis comica w czasie jego wystąpień z tej okazji.
Po październikowych wyborach parlamentarnych, w powstałej przestrzeni politycznej nadal nie ma miejsca na realizację polskich interesów narodowych, a główne siły polityczne albo tego nie rozumieją, albo świadomie nie zamierzają się do tego odnosić.
Wynik wyborów potwierdził, że obecnie istnieją tylko dwa modele obecnej formy polskiej państwowości. Pierwszą określam mianem "państwa PiS", a drugą "ten kraj".
"Państwo PiS" najlepiej w krótkiej formie scharakteryzowano w pewnym kabaretowym tekście. "Może i kradną, ale za to chodzą do kościoła", tak brzmi ta charakterystyka.
Niestety nie mam takiej krótkiej i dowcipnej formy na scharakteryzowanie modelu "ten kraj". Nazwa dobrze oddaje dystans i rezerwę do tego, co jest polskim interesem narodowym, a i nawet co Polskę stanowi. Dla zwolenników "tego kraju" polskość, to bardziej balast czy brzemię niż istota tożsamości.
Czym jest "państwo PiS" już wiadomo. Osobiście obawiałem się, żeby "państwo PiS", czyli wielka patologia, nie stało się "Polską PiS". Tak się na szczęście nie stało, choć niewiele brakowało. Z drugiej strony nie zanosi się, żeby zwycięska koncepcja "ten kraj" przekształciła się w "naszą Polskę". Chyba będzie to prędzej "nasza Unia Europejska", w której "ten kraj" najlepiej gdyby się rozpuścił.
Oczywiście nie wolno zapominać o roli USA do których póki co należy ostatnie słowo w sprawach największej skali i najwyższej rangi. Niestety nie widzę szans na to, by w dającym się przewidzieć czasie, pierwszorzędną rangę polityczną zyskała koncepcja państwa realizującego przede wszystkim polski interes narodowy. Mimo tego nie przestanę o tym pisać oraz robić co mogę i potrafię, żeby ta koncepcja zdobyła jak największą rangę w polskiej polityce.
Jeśli jednak realnie pozostaje wybór między "państwem PiS", a "tym krajem", to wolę żyć w państwie, w którym rzadziej chodzi się do kościoła, a zdecydowanie częściej nie kradnie.
Ponieważ formacja "ten kraj" już rządziła, więc nie mam złudzeń, że w ogóle kraść nie będzie. Pewnie będzie i już niepokoją mnie sygnały, że głodni władzy, wpływów i pieniędzy reprezentanci "ten kraju" mniej będą rozliczać bezprawne i wręcz złodziejskie działania PiS-u, a bardziej wejdą w buty PiS-u, czyli obejmą instytucje i stanowiska, które PiS stworzył, legalizując swoje złodziejskie praktyki.
Co prawda mam zapewnienia dość wiarygodnych osób, że choćby w rodzinnej Stalowej Woli czyszczenie wszelkich instytucji z PiS-u będzie gruntowne i konsekwentne, ale ostatecznie uwierzę, gdy zobaczę. Pewnie jest coś na rzeczy, bo coraz częściej dostaję sygnały, że czapka gore na coraz większej liczbie pisowskich prominentów z partyjnego awansu.
Funkcjonuje w Polskim życiu politycznym zasada, według której jeśli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie. Czy odsunięcie PiS-u od władzy będzie rzeczywistą zmianą na uczciwsze reguły funkcjonowania życia publicznego? Czy objęcie ważnych i eksponowanych, jak i mniej ważnych i w ogóle nie eksponowanych stanowisk przestanie być zależne przede wszystkim od słusznej przynależności partyjnej? Czy zostanie zdelegalizowany cały system prawa mający legalizować oczywiste złodziejstwo?
Rosną we mnie obawy czy te pytania znajdą pozytywne odpowiedzi. Czy po raz kolejny jeśli coś może pójść źle, to pójdzie?
Andrzej Szlęzak
https://myslpolska.info
-----------------------------
Spoiwem dla "koalicji" - zamiast wspólnego programu - były zgodne a puste frazesy o nienawiści do pisiorów, a jednoczącą opozycję "ideą" było podzielenie się władzą, przywilejami, i korytami. Jednym słowem: ch... d... kamieni kupa. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 20.11.23 |
Pobrań: 15 |
Pobierz () |
21.11.2023 Uczciwy Żyd ostrzega Polaków przed swoją córką |
Związana z radykalną lewicą, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, aktualnie poseł, wyraziła chęć zostania "ministrą edukacji".
W złożonej deklaracji, jeszcze przed wyborami, zgłosiła zamiar wprowadzenia do szkół tzw. edukacji seksualnej i zmianę modelu nauczania.
Używanie słowa "edukacja" jest moim zdaniem celową manipulacją. Chodzi o zupełnie odwrotny proces, o zniszczenie umysłu dziecka, o spowodowanie zaburzeń rozwojowych uniemożliwiających osiąganie poszczególnych etapów dojrzałości. Znając obsesję neokomuny na punkcie niemieszczących się w normach zachowań seksualnych, słowami adekwatnymi będą nie "edukacja" itp., lecz
- molestowanie
- demoralizacja
- dewiacja
W praktyce są to m.in. "zajęcia z masturbacji lub nauka akceptacji dewiacji seksualnych". Dla dzieci?
WHO już wprowadza do "dyskursu" dwa nowe terminy:
- partner seksualny dziecka
- partner romantyczny dziecka.
Mówiąc wprost: myślę, że stoi za tym mniej lub bardziej widoczne lobby pedofilskie, a także "osoby niepedofilskie", ale wyznające nie tylko na zgubę własną, lecz przede wszystkim na zgubę dzieci - ideologię lgbtq+p-f.
Krzysztof Karoń uważał, że celem ideologii antykultury (gender + edukacji seksualnej) jest degeneracja rodzaju ludzkiego do poziomu zwierzęcia, a tym samym pozbawienie go umiejętności myślenia za pomocą pojęć kultury i pozbawienie zdolności do twórczej pracy.
Chcemy odwrócić wektory podstawy programowej - z przeszłości na przyszłość. Zamiast HiT-u i religii chcemy wprowadzić edukację seksualną, edukację klimatyczną oraz edukację pracowniczą, bo młodzi ludzie są grupą najbardziej narażoną na wyzysk - mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk... /Gazeta Wyborcza/
"Typowa nazi-bolszewiczka"
Zbigniew Herbert w Potędze smaku pisał: Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać/Kształt architektury rytm bębnów i piszczałek/Kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów?/A co z pochodzeniem? Od pewnego czasu krążą w sieci wypowiedzi Ojca pani Dziemianowicz-Bąk, który na różne sposoby ostrzega polskie społeczeństwo przed swoją córką
Tak wychowała ją moja żona, agentka WSW, o pochodzeniu etnicznym chazarskim, a więc córeczka jest typowa nazi-bolszewiczka, ale nie ja ją tak wychowywałem, a więc jedynie może mi być przykro.
Druga cytowana wypowiedź odnosi się do planów zawłaszczenia ministerstwa edukacji i wprowadzenia tam ideologicznej trucizny.
Link
"Z matki Żydówki, Polak"
"Z matki Żydówki, z Wielkopolski, jestem Polakiem i wyssałem miłość do ojczyzny z mlekiem mojej matki". Tak samego siebie określił działacz opozycyjny z okresu PRL, Remigiusz Dziemianowicz podczas spotkania promocyjnego poświęconego książce "Powrót do Jedwabnego" Wojciecha Sumlińskiego.
Na koniec komentarz obrazkowy do aktualnego stanu w aspekcie dziejowej chwili
"Szatan pokazuje dzieciom swoje miasto"
Link
Michael Hutter
CzarnaLimuzyna
------------------------------
Nigdy dość zwracania uwagi na neo komunizm, zrównoważony rozwój i eurokołchoz. Samo się nie zrobi. Wyciągajmy wnioski z historii Polski. Po 1944 największa część budujących komunizm w Polsce była tubylcza do stworzenia Polski jako 17 republiki radzieckiej. Teraz też tubylcy zamieniają Polskę w kolonię żydowsko-amerykańską w szczególikach niemiecką, bez wystrzału i przemocy. Wybrani w demokratycznych /powiedzmy: w demokratycznych/ wyborach z mandatem od obywateli, wręcz za naszą zgodą i przez PiS i przez PO, nie miejmy złudzeń. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 21.11.23 |
Pobrań: 15 |
Pobierz () |
21.11.2023 Koniec Niepodległości? - narodziny "Państwa Europa"?? |
Szanowny Panie,
tydzień temu ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości, objęty oficjalnym monitoringiem prawnym Ordo Iuris. Patriotyczną i rodzinną atmosferę Marszu dopełniało miasteczko namiotowe, w którym również my spotykaliśmy się z Sympatykami i Darczyńcami Instytutu Ordo Iuris. Ta budująca atmosfera jest już tylko wspomnieniem, bo nad naszą niepodległością gromadzą się najczarniejsze chmury. Z wielką powagą i troską o los Polski gorąco proszę Pana o poświęcenie czasu i zapoznanie się z tym szczególnie ważnym listem.
Sześć lat temu lider europejskich liberałów Guy Verhofstadt nazwał uczestników Marszu "neonazistami". Wówczas Parlament Europejski, który teraz ściga polskich europosłów za lajkowanie spotów wyborczych, oddalił wniosek Ordo Iuris o uchylenie immunitetu belgijskiego oszczercy. Dzisiaj jego postać wraca jednak w znacznie groźniejszej roli. Kierowana przez Verhofstadta Komisja Konstytucyjna Parlamentu Europejskiego zaakceptowała 267 poprawek do unijnych traktatów. Ziściło się zagrożenie, przed którym ostrzegaliśmy od kilku lat. Bez cienia przesady należy stwierdzić, że wejście w życie tych zmian byłoby końcem suwerennej i niepodległej Rzeczypospolitej.
22 listopada, w najbliższą środę, projekt 267 poprawek zostanie poddany pod głosowanie całego Parlamentu Europejskiego. Wiele wskazuje na to, że pakiet zostanie przyjęty przytłaczającą większością głosów. Rozpocznie się procedura zmian traktatowych - narodziny "Państwa Europa".
O powadze tej epokowej chwili i zagrożeniu dla Polski mówiłem w przemówieniu na zakończenie Marszu Niepodległości.
Wśród minionych pokoleń były te, które w odpowiedzi na zagrożenie dla niepodległości Ojczyzny zrywały się do boju ale i te, które zbagatelizowały zagrożenie. Dla nas decydująca walka rozpoczyna się teraz i to od nas będzie zależeć dalsze istnienie niepodległej Polski. Czas, by wszystkie nasze wysiłki i myśli oddać na służbę Ojczyzny. Jeżeli zignorujemy to dziejowe zagrożenie, kolejne Święto Niepodległości będzie tylko smutnym wspomnieniem utraconej suwerenności.
Projektowane zmiany traktatowe oznaczają przeniesienie do Brukseli decyzji w zakresie polityki zagranicznej, sił zbrojnych, polityki zdrowotnej, rozwoju przemysłu, przyjmowania milionów migrantów. Oznaczają także nieograniczoną władzę unijnych biurokratów do wprowadzania aborcji, przymusowej i wulgarnej edukacji seksualnej, promowania refundowanych przez podatników "tranzycji" czyli chirurgicznego okaleczenia dzieci i młodzieży. Opór Polski nie będzie miał znaczenia, bo poprawki odbierają nam prawo weta. Wystarczy, że Francja i Niemcy przekonają (lub skutecznie zaszantażują) kilka mniejszych państw UE, a każda decyzja ich rządów stanie się prawem obowiązującym także w Polsce.
Na szczęście wciąż jest szansa aby tę walkę wygrać.
Odpowiedź na to zagrożenie wymaga koordynacji i wspólnego działania, którego nie zapewnią ani pozbawione dotychczasowych rządowych grantów organizacje, ani tym bardziej rząd Donalda Tuska. Ze świadomością ciążącej na nas odpowiedzialności, musimy uznać, że Instytut Ordo Iuris - dzięki swej niezależności oraz wsparciu Darczyńców i Przyjaciół - jest obecnie jedynym ośrodkiem zdolnym zbudować merytoryczne i stabilne zaplecze profesjonalnego i masowego oporu wobec zamachu na polską suwerenność. Pracowaliśmy na to przez lata, budując silną społeczność ekspertów i Przyjaciół Instytutu oraz rozwijając wolne od konfliktów, dobre relacje ze wszystkimi środowiskami niepodległościowymi, pozarządowymi i partyjnymi.
Dlatego powołujemy całkowicie nowy projekt - Kolegium Suwerenności. W jego ramach zgromadzimy ekspertów wielu dziedzin, niezbędnych dla funkcjonowania suwerennego państwa, aby dać odpór zakusom UE na naszą Konstytucję i wyłączne, narodowe kompetencje. Kolegium Suwerenności będzie wspierać każdego, kto chce swymi działaniami bronić niepodległości. Do współtworzenia Kolegium Suwerenności zapraszamy wszystkich Polaków, którzy chcą wesprzeć budowę niepodległościowej koalicji społecznej i jej merytorycznego zaplecza eksperckiego.
Pierwszym wyzwaniem stojącym przed Kolegium Suwerenności, jego ekspertami i całą naszą społecznością, będzie ocalenie Polski przed forsowaną dzisiaj zmianą unijnych traktatów. Do rewolucyjnych zmian w traktatach UE może dojść tylko za zgodą wszystkich państw członkowskich. W Polsce ratyfikacja zmian wymaga większości 2/3 Sejmu oraz Senatu, którą nie dysponuje koalicja budowana przez Donalda Tuska. Alternatywą dla rządu będzie rozpisanie referendum, a to oznacza, że przed nami wielka kampania propagandowa, która ma wmówić Polakom, że głosowanie przeciwko federalizacji to głosowanie przeciwko Europie. Możemy spodziewać się zaangażowania większości mediów - w tym nowego formatu TVP, filmów, audycji, dokumentalnych programów - które będą utrwalać w Polakach przeświadczenie, że Naród i suwerenność to pojęcia przestarzałe, czy wręcz wstydliwe. W to miejsce promowany będzie mit wspólnej, pokojowej i altruistycznej współpracy europejskiej - możliwej, gdy tylko znikną blokujące ją mechanizmy wetowania w imię niezrozumiałych narodowych interesów. Obywatelstwo europejskie będzie miało stać się ważniejsze niż przynależność narodowa.
Nie bez przyczyny projekt 267 traktatowych zmian odwołuje się do komunisty Altiero Spinellego, który snuł wizję Europy wolnej od państw i granic, w której dyktatura "partii europejskiej" zmieni ludzką naturę i stworzy nową, "prawdziwą demokrację" na gruzach państw narodowych.
Jednak Kolegium Suwerenności to coś więcej niż pospolite ruszenie przeciwko zmianom w UE. To szansa na zbudowanie w Polsce stabilnego, niezależnego i profesjonalnego zaplecza niepodległościowych rządów. Bez względu na to, kto będzie je w przyszłości formował. Tylko długofalowa praca nad polityką państwa może ocalić Polskę przed ciągłą zmiennością wymuszaną przez kadencyjność władz. Taką stabilność zapewniają w USA czy Wielkiej Brytanii niezależne organizacje, finansowane przez społeczność obywateli czujących osobistą odpowiedzialność za losy państwa i narodu. Czerpiąc z tych wzorów budujemy Kolegium Suwerenności. Te słowa piszę zresztą do Pana z pociągu jadącego z Nowego Jorku do Waszyngtonu, gdzie odbywamy dziesiątki spotkań z najskuteczniejszymi amerykańskimi organizacjami, wspieranymi przez miliony Amerykanów i stojącymi od lat za skutecznością konserwatywnych rządów w USA.
Przed nami niesłychane wyzwanie. Aby bronić życia, rodziny i wolności, musimy najpierw ocalić suwerenność i niepodległość Rzeczypospolitej. Aby tego dokonać, musimy przekonać do dołączenia do Kolegium Suwerenności i do wsparcia naszego przedsięwzięcia nie tylko ekspertów, ale także tysiące niezaangażowanych dotąd rodaków - w tym rodziny zatroskane o swoje dzieci i wnuki, ale także przedsiębiorców, którzy doskonale rozumieją, jak ważna jest dla nich niepodległa Rzeczpospolita.
To jedna z najważniejszych wiadomości, jaką kiedykolwiek do Pana wysyłałem, bo mamy do czynienia z największym zagrożeniem dla polskiej suwerenności, przed jakim staną żyjące obecnie pokolenia Polaków. Dlatego bardzo zachęcam do przeczytania poniższego tekstu do samego końca.
Jako Naród wiele razy pokazywaliśmy, że w najtrudniejszych momentach potrafimy się zjednoczyć.
Dlatego będę Panu bardzo wdzięczny za każde wsparcie udzielone Instytutowi Ordo Iuris, dzięki któremu będziemy mogli sfinansować początki istnienia nowej inicjatywy i włączyć się z całą mocą w walkę o polską suwerenność.
Nadchodzi "dyktatura partii rewolucyjnej"!
O tym, że integracja europejska zmierza w bardzo niepokojącym kierunku mówimy od lat.
Już ponad 4 lata temu przetłumaczyliśmy na język polski "Manifest z Ventotene", w którym włoski komunista Altiero Spinelli pisał wprost, że celem integracji europejskiej musi być całkowite zniesienie państw narodowych, które uznawał za źródło wojen i tamę dla postępu. Spinelli - jako wierny, ideowy, radykalny komunista - pisał też o konieczności ograniczenia, a nawet zniesienia własności prywatnej, która "mogłaby być tolerowana jedynie w przypadkach koniecznych".
Z rozbrajającą szczerością pisał, że wyśnionego federalnego państwa europejskiego nie uda się stworzyć w demokratycznych procedurach i za zgodą Europejczyków. Twierdził, że "w czasach rewolucyjnych, gdy nie chodzi o zarządzanie instytucjami, lecz ich tworzenie, praktyka demokratyczna ponosi sromotną klęskę". Dlatego proponował realizację swojej wizji za pomogą "dyktatury partii rewolucyjnej, która stworzy nowe państwo, a wokół niego - nową, prawdziwą demokrację".
Dzięki naszej pracy, każdy może dziś przeczytać polskie tłumaczenie manifestu Spinellego i samodzielnie przekonać się, że mamy w nim do czynienia z radykalnym, twardogłowym trockizmem; rewolucyjnym, całkowicie bolszewickim podejściem do budowy państwa europejskiego.
I choć europejscy decydenci mówią wprost o tym, że Spinelli jest jednym z ojców europejskiej integracji (nawet jeden z budynków Parlamentu Europejskiego nosi jego imię!) - wielu Polaków ignorowało i bagatelizowało jego wizje zniszczenia suwerennych państw i uznawało ją za teorię spiskową, czy jedynie szaleńczą wizję pojedynczego człowieka.
Ale dziś widać już wyraźnie, że ta wizja jest konsekwentnie realizowana. Zresztą nikt tego nawet nie ukrywa. Autorzy projektu poprawek do traktatów już w preambule dokumentu przywołują Manifest z Ventotene - mówiący wprost o przemocy politycznej i dyktaturze partii rewolucyjnej - jako jedną ze swoich głównych inspiracji.
Europejczycy chcą zniszczyć własną suwerenność?
Plan Spinellego był rozpisany na lata i dokładnie tak samo jest realizowany. Wyznawcy europejskiego, internacjonalistycznego komunizmu od początku wiedzieli, że nie są w stanie zrealizować swojej wizji od razu. Gdyby otwarcie mówili jaki mają plan w 2004 roku - zapewne Polacy nie zgodziliby się na przystąpienie do Unii Europejskiej.
Ale po dwudziestu latach jesteśmy w momencie, w którym miliony Polaków nie widzą nic zdrożnego w tym, że unijni urzędnicy szantażują finansowo polski rząd i wpływają na proces demokratyczny w Polsce, uzależniając wypłatę środków z budżetu unijnego - na który się wspólnie składamy - od tego, kto rządzi w Polsce i jaką ma wizję reformowania państwa.
Jednym z elementów zaplanowanego na lata planu budowy unijnego superpaństwa była Konferencja o Przyszłości Europy - pozorowana kampania konsultacyjna, dzięki której teraz federaliści mogą mówić, że większość Europejczyków pragnie rewolucji; pragnie odbierania suwerenności własnym rządom krajowym i niszczenia własnej demokracji. W rzeczywistości - większość Europejczyków nawet nie miała świadomości, że taka kampania w ogóle się odbywała. W Holandii badania wykazały, że nie więcej niż 3% Holendrów wiedziało o tej inicjatywie. Polaków nawet nikt nie zapytał o zdanie.
Konferencja przebiegła pod ścisłą kontrolą federalistów, którzy zarezerwowali sobie kluczowe stanowiska w procesie wypracowywania jej dokumentu końcowego. Pisaliśmy o tym w raporcie, w którym przeanalizowaliśmy przebieg i finalne zalecenia Konferencji. Anglojęzyczną wersję naszego raportu przekazaliśmy wszystkim eurodeputowanym i mówiliśmy o nim na zorganizowanej w Brukseli międzynarodowej konferencji na ten temat.
System się domyka
Teraz przyszedł czas na ostatni cios w suwerenne państwa narodowe i powołanie europejskiego superpaństwa.
Już w przyszłym tygodniu, na sesji plenarnej w Parlamencie Europejskim ma się odbyć debata nad przyjęciem projektu 267 poprawek do Traktatu o Unii Europejskiej oraz Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Projekt został pod koniec października przyjęty przez Komitet Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego. Jego autorami jest pięciu eurodeputowanych z Belgii oraz Niemiec - na czele z Guy Verhofstadtem, założycielem europarlamentarnej Grupy Spinelli, do której władz należą także Danuta Hübner i Radosław Sikorski.
Jeszcze przed głosowaniem w komisji, opublikowaliśmy komentarz prawny poświęcony propozycjom zmian. Szczegółowo przeanalizowaliśmy przedstawione propozycje, wykazując, że mogą one umożliwić Unii promocję ideologii gender, wpływanie na treść programów szkolnych, a także dyktowanie państwom rozwiązań w zakresie ochrony środowiska, aborcji czy walki z dyskryminacją. Wprowadzenie postulowanych zmian doprowadziłoby między innymi do usunięcia z traktatów wzmianek o "kobietach i mężczyznach" i zastąpienie ich określeniem "płci społeczno-kulturowej". Wdrożenie propozycji pociągnęłoby za sobą też przyznanie Unii wyłącznej kompetencji w zakresie ochrony środowiska. Poprawki zakładają także wprowadzenie instytucji ogólnoeuropejskiego referendum, w drodze którego będzie można między innymi dokonywać przyszłych zmian traktatów bez zgody wszystkich państw członkowskich. Natomiast w ramach kompetencji do regulacji ochrony zdrowia, Unia mogłaby ograniczyć lub nawet zlikwidować ochronę życia dzieci nienarodzonych, wymuszając na państwach legalizację aborcji.
Niepokoić może też postulat uproszczenia - przewidzianej w art. 7 TUE - procedury zawieszania uprawnień członkowskich tym państwom, które naruszają wartości unijne takie jak "wolność", "demokracja", "równość", "prawa człowieka" czy "rządy prawa". Ogólnikowość tych pojęć powoduje, że instytucje unijne mogą je swobodnie interpretować, co rodzi ryzyko represjonowania państw z przyczyn politycznych, pod pozorem ochrony wartości unijnych. Gdy wszczynano taką procedurę przeciwko Polsce, mogła ona liczyć na weto Węgier, a gdy wszczynano ją przeciwko Węgrom ? Węgrzy mogli liczyć na weto Polski. Jeśli te poprawki wejdą w życie - procedura ta będzie bez najmniejszych przeszkód używana do represjonowania i surowego karania "niepokornych" rządów.
Walka dopiero się rozpoczyna
Przyjęcie projektu przez Parlament Europejski nie kończy oczywiście procesu powoływania "Państwa Europa". To początek długiej walki. Przed nami jeszcze kilka krytycznych momentów, w których będziemy mieli okazję zablokować tę rewolucję i obronić naszą suwerenność.
Jeśli projekt zostanie przyjęty na sesji plenarnej PE, zostanie formalnie zainicjowana procedura zmiany traktatów. Projekt trafi wówczas do Rady Unii Europejskiej (złożonej z właściwych ministrów poszczególnych państw członkowskich), a następnie do Rady Europejskiej (złożonej z szefów państw i rządów).
Trzecim etapem procedury będzie podjęcie przez Radę Europejską, zwykłą większością głosów, decyzji o zwołaniu konwentu złożonego z przedstawicieli parlamentów narodowych, szefów państw i rządów, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej, którzy przyjmą zalecenia dla konferencji międzyrządowej. Alternatywnie - Rada Europejska może samodzielnie ustalić takie zalecenie bez zwoływania konwentu, ale na taki ruch musi uzyskać zgodę Parlamentu Europejskiego.
Następnie przewodniczący Rady UE zwołuje konferencję międzyrządową, na której przedstawiciele rządów państw członkowskich dyskutują i wypracowują ostateczną treść poprawek traktatowych, które mogą przyjąć jedynie w drodze konsensusu. W efekcie, służby prawne Rady UE i Komisji dokonują legislacyjnej redakcji tekstu poprawek w formie traktatów rewizyjnych. Potem nie można już dokonywać żadnych zmian w treści poprawek.
Nawet jeśli na tym etapie nie będziemy mogli liczyć na polski rząd, to wciąż będziemy mogli prowadzić szeroką kampanię międzynarodową - przy współpracy z naszymi partnerami z całej Europy - by przekonać do sprzeciwu jak najwięcej decydentów. Radykałowie na pewno będą w stanie przełamać opór jednego lub kilku mniejszych krajów. Im więcej państw stanie w obronie własnej suwerenności - tym większa szansa na zatrzymanie ich planów.
Ostatnim etapem procedury jest ratyfikacja nowych traktatów przez wszystkie państwa członkowskie zgodnie z ich konstytucyjnymi wymaganiami. W przypadku Polski ratyfikacji takich traktatów mógłby dokonać Prezydent RP po uzyskaniu uprzedniej zgody parlamentu, wyrażonej odrębnie przez Sejm i Senat - w każdym przypadku większością 2/3 głosów.
Łatwiejsze dla większości parlamentarnej byłoby prawdopodobnie uzyskanie zgody na ratyfikację w narodowym referendum, w którym wystarczyłaby aprobata większości obywateli wyrażona przy ponad 50% frekwencji.
Do zmiany traktatów na pewno nie dojdzie zatem z dnia na dzień. Spodziewam się raczej wielu miesięcy intensywnych negocjacji, ale też... pewnego rodzaju politycznego teatru - gry pozorów ze strony rządów, które będą próbowały wmówić swoim obywatelom, że walczą o dobro swojego narodu.
Nie bez powodu radykałowie zaproponowali aż 267 poprawek. Zapewne doskonale wiedzą, że nie przeforsują wszystkich. Wystarczy jednak przyjęcie niewielkiej części - być może nawet kilkunastu kluczowych poprawek - by nasza suwerenność stała się fikcją. Ale zaproponowanie tak wielkiej liczby, rewolucyjnych zmian sprawia, że politycy tacy jak Donald Tusk mogą dziś dystansować się od całego projektu, a potem wracać z kolejnych sesji negocjacyjnych, ogłaszając swój sukces, jakim miałoby być odrzucenie jakiejś części traktatowych zmian. W ten sposób Polacy mieliby nie dostrzec w informacyjnym szumie tego, co najważniejsze.
Nasza rola będzie kluczowa. Musimy rozpocząć jak najszerszą akcję uświadamiania Rodaków, że przyjęcie proponowanych poprawek oznacza zmianę Unii Europejskiej w federalne superpaństwo ze stolicą w Brukseli oraz zmianę państwa polskiego w jeden z europejskich regionów - jeden ze "stanów" w komunistycznych "Stanach Zjednoczonych Europy", w których nie będziemy mieli żadnego wpływu na kształt polskiego prawa, narzucanego nam przez unijnych urzędników.
Zbudujmy powszechną koalicję obrońców suwerenności
Naturalnym rozwinięciem bogatego, dotychczasowego doświadczenia Instytutu Ordo Iuris jest powołanie Kolegium Suwerenności, którego celem jest precyzyjne identyfikowanie kluczowych zagrożeń dla ładu konstytucyjnego, mobilizacja sprzeciwu społecznego i politycznego oraz podejmowanie interwencji analitycznych i procesowych w obronie niepodległości i suwerenności Rzeczypospolitej.
Brak niezależnego ośrodka stabilizującego misję obrony suwerenności prowadzić musi do oddania przewagi na tym kluczowym polu rzecznikom wyzbycia się suwerenności w zamian za udziały w przyszłych i niepewnych korzyściach ponadnarodowego eksperymentu europejskiego. Pewne też jest, że leżące u podstaw cywilizacyjnego sukcesu Europy zasady aksjologiczne, moralne i kulturowe zrodzone na gruncie chrześcijańskiego dziedzictwa mogą być w obecnych uwarunkowaniach skutecznie chronione jedynie w kontekście narodowym, suwerennym i niepodległym.
To projekt ambitny i rozłożony na miesiące i lata. Stosownie do możliwości finansowych i pozyskanych ekspertów, w Kolegium Suwerenności funkcjonować z czasem powinny ośrodki badawcze odnoszące poszczególne aspekty polityki państwa do zagadnienia suwerenności:
1. Polityka Bezpieczeństwa i Obrona Narodowa
2. Suwerenność Państw Narodowych w Unii Europejskiej
3. Ład Konstytucyjny i Wymiar Sprawiedliwości
4. Kultura i Dziedzictwo Narodowe
5. Nauka i Edukacja
6. Patriotyzm Gospodarczy i Rozwój Strategiczny
7. Ochrona Zdrowia
8. Przestrzeń Medialna
Właściwy rozwój Kolegium Suwerenności pozwoli na dynamiczne i skuteczne kontrowanie inicjatyw zagrażających fundamentalnym zasadom ładu konstytucyjnego i zachowaniu suwerenności narodowej.
Każdy z obszarów badawczych i interwencyjnych, zatrudniający doświadczonych i uznanych ekspertów w swoich dziedzinach z wieloletnim stażem, powinien zostać zbudowany w ścisłej współpracy z zespołami komunikacyjnymi. Rozwiązaniem modelowym funkcjonowania Kolegium Suwerenności są działające obecnie i dowodzące od lat swej skuteczności centra badawcze i interwencyjne Instytutu Ordo Iuris. Te z kolei czerpią z bogatego doświadczenia partnerskich instytucji badawczych (think tanków) z USA, stanowiące zaplecze merytoryczne politycznych środowisk konserwatywnych, umiejętnie łączące zagadnienia cywilizacyjne, etyczne oraz szeroką paletę zagadnień z obszaru polityki krajowej i międzynarodowej.
Jednym z najważniejszych zadań stojących przed Kolegium Suwerenności oraz całą siecią naszych europejskich kontaktów jest przygotowanie naszego własnego pakietu propozycji zmian traktatowych, które umocniłyby suwerenność narodów w ramach Unii Europejskiej, wzmocniłyby znaczenie krajowych parlamentów, ograniczyłyby władzę Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i sprowadziłyby na nowo Komisję Europejską do właściwej pozycji sekretariatu obsługującego przedstawicieli państw członkowskich. Ta praca wymaga pilnego zebrania ekspertów oraz koordynacji ich analiz tak, by naprzeciw 267 poprawek nie podnosić prostej negacji, ale konkretny program wierny idei Europy współpracujących ze sobą niepodległych państw - idei przedstawionej niegdyś przez (tak często przeciwstawianego Spinellemu) Roberta Schumana.
Czas stanąć do walki o Polskę
Działalność i rozwój Kolegium Suwerenności to plan rozpisany na lata - podobnie jak realizowane właśnie plany rewolucjonistów. Jedno jest pewne - mamy do czynienia z absolutnie kluczowym momentem i nie mamy czasu do stracenia.
Kluczowe dla powodzenia całego projektu będzie oczywiście jego finansowanie. Nie możemy dopuścić do tego, żeby cała inicjatywa została przejęta i wykorzystana do celów politycznych.
Z doświadczenia realizacji naszej wspólnej misji Ordo Iuris wiemy, że utrzymanie instytucji powszechnie rozpoznawanej w Polsce oraz cieszącej się wysokim poziomem rozpoznawalności marki w globalnej przestrzeni konserwatywnej oraz w obszarze praw człowieka, nieustanny udział w debacie publicznej oraz zdolność wdrażania do niej nowych tematów, zostały osiągnięte przy bardzo skromnym budżecie, stanowiącym ułamek budżetu organizacji partnerskich z USA, Hiszpanii czy nawet Węgier. To doświadczenie pozwala na określenie kosztów powołania i rozwoju Kolegium Suwerenności. Wiemy, że na przestrzeni roku lub dwóch, gdy będziemy budować niezbędną suwerennościową strukturę Kolegium, musimy zgromadzić każdego roku kilka milionów złotych.
W skali wielkich kwot wydatków budżetu państwa to wydaje się niewiele. Ale my nie operujemy takimi środkami. Nie możemy też liczyć na globalnych filantropów, którzy - jak choćby George Soros - przekazują dziesiątki miliardów na wybrane organizacje realizujące lewicowe programy. Budując Instytut na bardzo rozważnym gospodarowaniu darowiznami naszych Darczyńców i Przyjaciół, wiemy, że pozyskanie stosownych kwot oznacza wielkie wyzwanie.
Dlatego wiemy, że będzie to możliwe jedynie wtedy, gdy nasi dotychczasowi Darczyńcy przekonają kolejne osoby, aby dołączyły do środowiska Ordo Iuris, a sam projekt przyciągnie także wiernych Ojczyźnie przedsiębiorców.
Taki już nasz narodowy los, że każde pokolenie Polaków musi usłyszeć dzwon bijący na trwogę, ostrzegający przed utratą narodowej niepodległości. Tylko od nas zależy, czy na jego głos zmobilizujemy się tak, jak wobec bolszewickiej nawałnicy w latach odrodzenia polskiej państwowości, czy też zignorujemy alarm, korzystając z życia, jak to symbolicznie ukazał Jan Matejko na słynnym obrazie "Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska".
Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli stworzyć i rozwijać niezależne zaplecze eksperckie dla wszystkich Polaków, gotowych do walki o suwerenność naszej Ojczyzny.
Z wyrazami szacunku
Link
P.S. To jest decydujący moment dla Polski, ale także dla misji Instytutu Ordo Iuris. Przez ostatnie osiem lat nie powstały inne niezależne organizacje, które mogłyby przyjąć na siebie ciężar i odpowiedzialność stworzenia niezbędnego, merytorycznego zaplecza dla wszystkich Polaków walczących o niepodległość. Wobec epokowych zagrożeń, musimy zająć się tematami dotychczas pozostającymi poza obszarem naszego bezpośredniego zainteresowania. Tylko tak możemy stanąć w obronie suwerenności, bez której nasza walka w obronie życia, rodziny i wolności byłaby skazana na porażkę. Wiem jednak, że nasza rosnąca wspólnota ekspertów i Przyjaciół podoła temu wielkiemu wyzwaniu.
Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 21.11.23 |
Pobrań: 16 |
Pobierz () |
22.11.2023 Pfizer pozywa Polskę. Żąda grubych MILIARDÓW za nieodebrane szpryce. |
- Jest pewne światełko, które będzie mówić, że mamy szansę by w dobry sposób zakończyć ten proces - powiedziała w TVN24 minister zdrowia Katarzyna Sójka pytana o pozew koncernu Pfizer.
Zaznaczyła, że sprawa jest trudna, ale dotyczy nie tylko Polski. Jest więcej krajów, które mają podobny problem.
"Dziennik Gazeta Prawna" poinformował w środę, że Pfizer pozwał Polskę za niewywiązanie się z umowy szczepionkowej. Żąda zapłaty 6 mld zł. Z ustaleń dziennikarzy dziennika wynika, że pierwsza rozprawa odbędzie się 6 grudnia.
Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna" pozew koncernu Pfizer przeciw Polsce został złożony w sądzie w Brukseli, gdyż umowa dotycząca pierwszej wspólnej umowy kupna szczepionek przez Komisję Europejską dla wszystkich państw członkowskich UE była podpisana przez KE, co oznacza, że podlega prawodawstwu belgijskiemu. Chodzi o postępowanie cywilnoprawne.
Sprawa dotyczy 60 mln szczepionek przeciw COVID-19, których Polska nie odebrała i za które nie zapłaciła, mimo wiążącej umowy z koncernem.
Dziennik przypomina, że w marcu ub.r. premier Mateusz Morawiecki w liście do szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen napisał, że Polska nie będzie odbierać szczepionek i jako bezpośrednią przyczynę podał "siłę wyższą", czyli wojnę na Ukrainie. W kwietniu ogłosił, że zrywa kontakty z Pfizerem ze względu na koszty, jakie ponosi w związku z inwazją Rosji.
Jak zaznacza DGP w międzyczasie próbowano z firmą negocjować, również na poziomie unijnym, jednak bez powodzenia.
Gazeta zaznacza, że Pfizer czekał z pozwem do momentu zmiany władzy w Polsce, a także czasu, w którym wojna na Ukrainie nie jest już najbardziej palącym tematem w mediach. Koncern, pytany przez DGP o pozew, odparł krótko: "Nie możemy komentować toczącego się postępowania prawnego".
Minister zdrowia Katarzyna Sójka zapytana została w TVN 24 czy jest szansa na porozumienie, które doprowadzi, że nie będzie procesu w tej sprawie, czy też proces ten jest nieunikniony.
"Ten proces jakby jest aktualny. (...) To są procesy, które będą realizowane na arenie międzynarodowej. Natomiast tutaj mamy światełko" - odpowiedziała minister. "Nie jesteśmy przede wszystkim sami w tym temacie, bo jest więcej krajów w Unii Europejskiej, które mają podobny problem" - wskazała.
"Jest pewne światełko, które będzie mówić, o tym że mamy szansę na to, by w dobry sposób zakończyć ten proces. Jest to trudna sprawa oczywiście i nie dotyczy tylko Polski - jest więcej krajów" - powtórzyła Sójka.
Odnosząc się do stwierdzenia prowadzącego rozmowę dziennikarza: "Rozumiem, że jest raczej nadzieja, że zapłacimy mniej, a nie że nie zapłacimy ani grosza" minister zdrowia powiedziała: "Raczej jest nadzieja, że żądania Pfizera w takiej formie nie zostaną zrealizowane. Taką mam nadzieję".
https://nczas.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.11.23 |
Pobrań: 14 |
Pobierz () |
22.11.2023 Liczba głodowych emerytur rośnie w zastraszającym tempie |
Kilkaset tysięcy seniorów emerytów w Polsce otrzymuje z ZUS emeryturę niższą od najniższej.
Co to znaczy? Zgodnie z art. 85 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych kwota najniższej emerytury od 1 marca 2022 r. wynosi 1 338,44 zł.
Emerytura w tej wysokości przysługuje osobom, które osiągnęły wiek emerytalny i posiadały okres składkowy i nieskładkowy wynoszący co najmniej 25 lat dla mężczyzn i 20 lat dla kobiet.
W przypadku, gdy emeryt nie posiada wymaganego stażu, jego emerytura jest znacznie niższa od tej minimalnej, czyli od 1.338,44. To znaczy, że jest to emerytura niższa od najniższej.
Jak informuje ZUS, w końcu 2022 r. świadczenia w kwotach niższych od najniższych otrzymywało 365,3 tysięcy emerytów. Ubezpieczyciel informuje też, że w ciągu ostatnich 12 lat liczba emerytur tzw. nowosystemowych wypłacanych w wysokości niższej niż najniższa emerytura wzrosła ponad piętnastokrotnie.
Wśród osób z najniższymi emeryturami zdecydowanie przeważają kobiety, stanowią one ponad 80 % ogółu. Od kilku lat zaobserwować można jednak rosnący odsetek mężczyzn pobierających taką emeryturę - jeśli w grudniu 2014 r. stanowili oni 1,2%, w grudniu 2015 r. - 5,0%, to w grudniu 2022 r. stanowili oni już prawie 20 %.
Spośród osób pobierających emeryturę niższą niż najniższa 14,6% otrzymywało ją w wysokości 600 zł i mniej, 19,9% emerytów dostawało pomiędzy 600 a 800 zł, zaś 65,4% powyżej 800 zł .
Najniższa emerytura jaką wypłacono wynosiła jeden grosz. Pobierała ją osoba, która nie podlegała ubezpieczeniu społecznemu przed 1.01.1999 r., a po tym okresie pracowała tylko jeden dzień i to na umowę-zlecenie.
Pomimo, że kobiety przechodzą na emeryturę wcześniej i mają ją wyliczoną z zastosowaniem dłuższego dalszego trwania życia, w przypadku emerytur niższych niż najniższa, ich świadczenia są korzystniejsze niż emerytury mężczyzn.
Co ciekawe, wśród osób pobierających emeryturę w wysokości niższej niż najniższa, aż 47,4% miało emeryturę wyliczoną jedynie z kwoty zwaloryzowanego kapitału początkowego (nie miało odnotowanych składek). Oznacza to, że osoby te nie odprowadziły ani jednej składki na ubezpieczenie emerytalne po 1998 r.
Warto dodać, że najwięcej najniższych świadczeń emerytalnych dla mężczyzn wypłaca oddział ZUS w Płocku (5,7%), a najmniej oddział ZUS w Chorzowie - 0,6%. W przypadku kobiet były to odpowiednio ZUS-y w Gdańsku (5,0%) oraz w Gorzowie Wielkopolskim (0,9%).
Jeśli chodzi o rozkład terytorialny, to najwięcej kobiet pobierających emerytury poniżej minimum zamieszkuje województwo śląskie i mazowieckie, w przypadku mężczyzn jest to wyłącznie województwo mazowieckie. Najmniej takich emerytów - mężczyzn ma województwo opolskie, zaś w przypadku kobiet - województwo lubuskie.
Przed 2014 r. emerytury nowosystemowe w wysokości niższej niż najniższa przyznawane były tylko kobietom. Pierwsi mężczyźni otrzymali je w 2014 r., ukończyli wtedy 65 lat. Początkowo odsetek mężczyzn, którym przyznano emerytury niższe od najniższych wynosił niecałe 5 procent, ale w 2015 r. było to już ponad 15, w 2019 r. ponad 24, zaś w 2021 r. prawie 30 procent.
Źródło: ZUS
https://prawy.pl
--------------------------------
Według ZUS-u kwoty najniższych świadczeń obecnie wynoszą:
- emerytura, renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i renta rodzinna - 1 588,44 zł;
- renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy - 1 191,33 zł;
- renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową i renta rodzinna wypadkowa - 1 906,13 zł;
- renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową - 1 429,60 zł
- kwota świadczenia przedemerytalnego - 1 600,70 zł. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.11.23 |
Pobrań: 14 |
Pobierz () |
23.11.2023 |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 23.11.23 |
Pobrań: 13 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|