Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
11
Download: Gazetka "Wolne Słowo"
08.05.2024 Żydzi i szabesgoje próbują zastraszyć Trybunał w Hadze
Senatorowie USA w liście otwartym zastraszają prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) w Hadze, jak też cały trybunał. "Target Izrael and we will target you" - napisali.

Żydzi i szabesgoje z USA próbują zastraszyć Trybunał w Hadze. Według doniesień medialnych, premier żydowskiego reżimu Benjamin Netanjahu w rozmowie z prezydentem Joe Bidenem przyznał, że obawia się wydania przez MTK nakazu aresztowania jego osoby. W sukurs błyskawicznie przyszli u usłużni szabesgoje z Senatu USA oraz Białego Domu.

- Nie popieramy śledztwa Międzynarodowego Trybunału Karnego w sprawie działań Izraela w Gazie, uważamy, że jest to poza jurysdykcją Trybunału - oświadczyła rzeczniczka Białego Domu, Karine Jean-Pierre. - Nie uważamy, by leżało to w jurysdykcji MTK i nie popieramy tego śledztwa - dodała.

Do stawienia oporu wobec zamiarów Trybunału wezwał prezydenta Bidena spiker Izby Reprezentantów, Mike Johnson. Według niego, działania MTK w sprawie ludobójstwa dokonywanego przez zbrodniczy reżim izraelski, mogą "podważyć interesy bezpieczeństwa narodowego USA", a brak reakcji Białego Domu mógłby narazić na podobne zarzuty amerykańskich polityków, dyplomatów i żołnierzy.

- Administracja Bidena musi natychmiast i zdecydowanie zażądać, by MTK powstrzymała się od działań, a USA powinny użyć wszystkich dostępnych narzędzi, by uniknąć takiej abominacji - powiedział Johnson. Jednocześnie już kilka dni temu senatoriwe USA wystosowali list otwarty przeciwstawiający się działaniom Trybunalu, który zmierza w kierunku skazania Izraela za ludobójstwo Palestyńczyków.

"Target Izrael and we will target you" (zaatakujcie Izrael, a my zaatakujemy was) - napisali senatorowie, próbując w ten sposób zastraszyć Trybunał zemstą. W dalszej części listu straszą konsekwencjami za oskarżanie Żydów nie tylko wobec pracowników MTK ale takżę członków ich rodzin (!).

Poniżej można przeczytać treść listu.

Link

magnapolonia.org
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 08.05.24 Pobrań: 12 Pobierz ()
08.05.2024 Wojna o UkroPolin?
Świat stoi dziś w obliczu dwóch wielkich zagrożeń: wybuchu WW3 i wielkiego kryzysu 2.0, znacznie poważniejszego niż ten z lat 2008-11 i podobnego do załamania rynków z lat 30-tych XX wieku.

Oba te zjawiska są zresztą ze sobą powiązane, bowiem trwająca seria wojen lokalnych i duże prawdopodobieństwo pojawienia się kolejnych ognisk zapalanych, na Bliskim Wschodzie i na Morzu Południowchińskim wydają się być metodami zakamuflowania nadchodzącego kryzysu neoliberalnego globalnego kapitalizmu.

W tej sytuacji uniknięcie wojny staje się zagadnieniem życia i śmierci, w szczególności dla narodów środkowoeuropejskich, znajdujących się w naturalnej strefie zgniotu między Zachodem i Wschodem.

Jakiekolwiek straty i zniszczenia, które dotknęłyby Polskę, Rumunię, Węgry czy Słowację i Czechy w związku z wojną z Rosją - przez Anglosasów uznawane są za koszty akceptowalne. Możemy być kolejnymi ofiarami tej wojny i ani w Waszyngtonie, ani w Londynie nikt się zawaha, by wysłać polskich czy rumuńskich żołnierzy, by ginęli najpierw na Ukrainie, a potem może i na terytorium naszych własnych państw.

NATO już jest na Ukrainie

Wojska NATO nie muszą zresztą nawet na Ukrainę wkraczać, bowiem od dawna już tam są. Z tygodnia na tydzień zwiększa się po stronie Kijowa obecność francuska i brytyjska, oficjalnie głównie szkoleniowa i logistyczna, no i wywiadowcza, ale wiadomo też o aktywności NATO-wskich sił specjalnych, saperów, żandarmerii, a nawet policji, m.in. polskiej. Po prostu informacje na ten temat są dawkowane opinii publicznej Zachodu tak, by stopniowo oswajać ją z coraz większym zaangażowanie militarnym NATO.

W ten sposób pełnowymiarowe włączenie się do wojny takich państw jak Polska będzie wydawać się po prostu logiczną konsekwencją już wcześniej trwających działań. Niestety, w obecnej sytuacji politycznej, jeśli taka decyzja zapadnie - nie można sobie wyobrazić uniknięcia udziału Polski w wojnie z Rosją, choć wysłaniu polskich wojsk na Ukrainę sprzeciwia się ponad 90 proc społeczeństwa. To nie Polacy jednak decydują, ale amerykański hegemon.

Miraż Kresów

Zwłaszcza w Rosji polskie wejście do wojny bywa niekiedy przedstawiane jako próba aneksji terytoriów stanowiących obecnie Zachodnią Ukrainę. Tymczasem trzeba rozdzielić sentymenty i nadzieje polskiego społeczeństwa od polityki rządu Polski.

Władze w Warszawie nie chcą anektować części Ukrainy, to zupełna oczywistość, której w Polsce nikomu tłumaczyć nie trzeba, a rosyjskie media niepotrzebnie łudzą się, że jest inaczej. Oczywiście, gdy blisko 1/3 Polaków ma jakieś historyczne, rodzinne związki z Kresami Wschodnimi, w tym z ziemiami zajmowanymi obecnie przez Ukrainę - trudno, byśmy zapomnieli, że miasta takie jak Lwów, Łuck, Stanisławów, Równe, Tarnopol przez stulecia stanowiły one żywe ośrodki polskiego życia kulturalnego i społecznego. Powrót tych terenów do polskiej macierzy byłby wydarzeniem epokowym i wielkim świętem narodowym, jednak obecni rządzący nie będą Polakom robić takich prezentów.

Przeciwnie, jeśli polskie wojska znajdą się na Ukrainie, to by ratować reżim kijowski i uratować dawne polskie ziemie... dla Ukrainy. Sami Polacy zresztą nie byliby obecnie wstanie zmierzyć się z jakimikolwiek zmianami granicznymi, nieważne, na korzyść czy niekorzyść Polski.

Oczywiście też jednak, jeśli polskie wojska wejdą do Lwowa, nawet jako sojusznicy prezydenta Zełeńskiego i mera Sadowego nie oznacza to wcale, że szybko stamtąd wyjdą. Stworzona zostanie nowa sytuacja geopolityczna, a ta zawsze może zostać nasycona nową treścią. Może nią być unia polsko-ukraińska, ale czy będzie ona bardziej polska, czy bardziej ukraińska - dopiero się okaże i wiele zależy od determinacji i zaangażowania samych Polaków, jeśli granica przedzielające odwiecznie polskie ziemie naprawdę zniknie.

W końcu milionom Ukraińców bardziej niż na ziemi zależy na wyjeździe dalej na Zachód. A próżnię na ich miejsce będzie można wypełnić. Na pewno Polacy nie zarządzaliby gorzej swoją dawną własnością na Wschodzie niż robią to dzisiaj oligarchowie i kapitał zachodni.

Z pewnością też jednak brać należy pod uwagę słabość polskiego potencjału, tak demograficznego, jak i gospodarczego. Wypluwszy na zachodni rynek pracy 3 miliony aktywnych zawodowo Polaków - III RP pozostaje tylko podwykonawcą gospodarczych Wielkich Niemiec. W takiej sytuacji to aktywny na Ukrainie kapitał międzynarodowy miałby z miejsca przewagę w ramach nierównej unii, co poniekąd może tłumaczyć samo pojawienie się i zadziwiającą trwałość całego konceptu.

Widmo UkroPolin

Pomysł unii polsko-ukraińskiej, czymkolwiek miałaby ona być co jakiś czas pojawia się zwłaszcza w kręgach bliższych brytyjskiej polityce wobec Kijowa. Można więc domniemywać, że jest to jeden kilku możliwych scenariuszy, przewidywanych w Londynie i Waszyngtonie dla Ukrainy, w zależności od przebiegu wypadków na froncie i zapewne od stabilności reżimu Zełeńskiego. Gdy zacznie się on chwiać, zaś Polska będzie musiała stać się kolejnym państwem frontowym, wówczas jakiś nowy polsko-ukraiński twór państwowy pozwoliłby tylnymi drzwiami wciągnąć Ukrainę do NATO, a ponadto inne państwa należące do sojuszu miałyby rozwiązane ręce, by nie udzielać UkroPolinowi bezpośredniej pomocy zbrojnej, nie zachodziłaby bowiem przesłanka art. 5 Traktatu.

Własność, a nie unia

Scenariusz taki ma więc wiele plusów dla Zachodu, byłby natomiast bardzo niebezpieczny dla Polski, która za jednym zamachem znalazłaby się w stanie faktycznej wojny z Rosją, a w dodatku wyrzekłaby się własnej suwerenności (i tak wprawdzie ograniczonej przez NATO i UE) na rzecz jakiegoś niedookreślonego tworu państwowego ze znaczącym wpływem nazistów i oligarchów.

Zamiast więc odnieść jakieś narodowe korzyści z upadku reżimu w Kijowie - zapewnilibyśmy mu bezpośredni wpływ na wewnętrzną politykę polską, w dodatku ostatecznie dewastując własną gospodarkę, zwłaszcza rolnictwo i transport. Tymczasem Polacy mogą i powinny dążyć do odzyskania polskiej WŁASNOŚCI na Kresach Wschodnich, ale bez zbędnego i szkodliwego obciążenia tamtejszą skorumpowaną ukraińską administracją oraz przede wszystkim bez uwikłania się w samobójczą z naszego punktu widzenia wojnę z Rosją.

Rosjanie nie są wrogami Polaków ani żadnego innego narodu Europy Środkowej, prawdziwym zagrożeniem są natomiast dla nas wszystkich podżegacze wojenni, zachodni kompleks wojenno-przemysłowy, a także kijowscy naziści i oligarchowie. To przed nimi musimy się bronić za wszelką cenę unikając wojny.

Konrad Rękas "chart"
https://chart.neon24.net
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 08.05.24 Pobrań: 9 Pobierz ()
08.05.2024 Polski sędzia Tomasz Szmydt prosi o azyl polityczny
Czyni to podczas konferencji prasowej w Mińsku.
Informacje te zawarte są w dwóch krótkich filmach-wideo przedstawionych w Neonie przez blogera Ikulalibala:

Link

Link

Tomasz Szmydt był sędzią II Oddziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Pełnił odpowiedzialne funkcje wydając jako sędzia poświadczenia bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji niejawnych - podają mainstreamowe media.

Tomasz Szmydt prosi prezydenta Białorusi Łukaszenkę o ochronę i opiekę, gdyż obawia się reakcji służb państw zachodnich i polskich, które potrafią zainscenizować wypadek samochodowy czy samobójstwo. Twierdzi, że wyraża swój protest wobec władz III RP, które z nakazu USA i Wielkiej Brytanii prowadzą kraj do wojny z Białorusią i Federacją Rosyjską.

Decyzja sędziego przyniosła szok i niedowierzanie w kraju. "Szokująca informacja" - stwierdza minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. - "Nie potrafię tego skomentować. Jestem w szoku, powiem szczerze".

"Najważniejsze pytanie dla mnie jest takie, jak to w ogóle możliwe i jak pan sędzia mógł w ogóle wpaść na taki pomysł" - mówi minister sprawiedliwości Adam Bodnar.

Jeszcze inaczej określa postępowanie Tomasza Szmydta dziennik 'Rzeczpospolita': "Trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy ucieczka Tomasza Szmydta to efekt zaburzeń psychicznych sfrustrowanego sędziego, czy może sprawa ma głębsze dno. W przypadku człowieka, który prosi o azyl polityczny u brutalnego dyktatora Łukaszenki, szkaluje swój kraj w białoruskich mediach i gwałtownie wywraca swoje życie do góry nogami, można sensownie podejrzewać, że utracił rozum".

A domysły nie znają granic. Powtarza się pytanie: "szpieg czy pożyteczny idiota?" - Nie znają chyba i nie pomyślą orzekający i sądzący, że mogą być przyczyny związane z wykonywaniem zawodu lub też z niezgodą na to, co dzieje się w Polsce.

Jest tak, że bezczelna propaganda pro-ukraińska i chorobliwie rusofobiczna stworzyła atmosferę nienawiści i potęgującego się strachu przed wojną. Strachu napędzanego przez łże-media i polityków III RP. Przed wojną, w której rozpętaniu uczestniczą reprezentujące nas władze. To może wywoływać bunt i chęć ucieczki z tej załganej rzeczywistości. I biorę te czynniki pod uwagę, gdy próbuję - przy bardzo niepełnych danych - zrozumieć motywy działania Tomasza Szmydta.

Zygmunt Białas
https://zygumntbialas.neon24.net
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 08.05.24 Pobrań: 8 Pobierz ()
08.05.2024 Śmiej się, pajacu... MEMy
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 08.05.24 Pobrań: 9 Pobierz ()
08.05.2024 Owsiak zaprosił zespół "Gnijący Chrystus".
Juras postanowił w tym roku zaprosić na swój festiwal zespół "Gnijący Chrystus". W oficjalnym komunikacie przedstawiony został jako "kontrowersyjny". W 2018 roku w Gruzji członkowie tej kapeli zostali aresztowani i uznani za propagujących satanizm i terroryzm.

Jureczek kolejny raz skacze Katolikom po głowie. A potem, w okolicy stycznia, będzie jak co roku gadka o negatywnym stosunku Kościoła do Jurasa i WOŚP. Skąd ten stosunek może się brać? Macie jakieś pomysły?

Link
Link
Link
Link

https://twitter.com/matt_magdziarz
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 08.05.24 Pobrań: 10 Pobierz ()
08.05.2024 Inwazja mediotów, czyli o niewolnikach propagandy
W demokracji liberalnej realną władzę posiadają media, a władza ta opiera się na zdolności kształtowania wśród mas z góry określonego obrazu rzeczywistości. Sytuacja to w gruncie rzeczy nowa, gdyż kiedy przyjrzymy się historii świata, kreowanie rzeczywistości na tak wielką skalę, jak na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, zwłaszcza w erze powszechnego tzw. "usieciowienia", nigdy nie było prostsze.

Jak do tego doszło, czyli krótki zarys historyczny

Jeszcze sto lat temu jedynym w zasadzie środkiem masowego przekazu pozostawała prasa. Dostęp do informacji był ograniczony, a możliwość weryfikowania ich prawdziwości była ograniczona w jeszcze większym stopniu. Taki stan rzeczy powodował, że społeczeństwa były poniekąd zmuszone kształtować swój obraz rzeczywistości w oparciu o doświadczenia własne, czyli doświadczenia rzeczywiste. Jednakże - co oczywiste - możliwości poznania jednostki mają swój limit, chociażby przez sam fakt indywidualnych ograniczeń kognitywno-intelektualnych, stąd też ogromną rolę w naturalnie funkcjonującym społeczeństwie odgrywał autorytet - zarówno na poziomie rodziny, lokalnej społeczności, wspólnoty religijnej, jak i państwa.

Wówczas to jeszcze narody Zachodu nie kwestionowały potrzeby posiadania autorytetów. Dla ludzi było oczywiste, że posiadają oni wspomniane ograniczenia poznawcze, oraz że sprawne funkcjonowanie społeczne nie jest możliwe bez akceptacji przewodniej roli elit. A te jako państwo ciągle posiadaliśmy i w odróżnieniu od pseudoelit III RP, były to elity bezwarunkowo stojące na gruncie interesu narodowego, reprezentujące zresztą znacznie wyższy poziom ogólnej kultury intelektualnej i osobistej.

Z czasem media zaczęły wkraczać w życie społeczne niczym śmierć do zadżumionej wioski, niosąc po cichu spustoszenie, które przestało być przez społeczeństwo odczuwalne. Okres bezpośrednio przedwojenny przyniósł ze sobą dynamiczny rozwój technik propagandowych, które to pozbawione kręgosłupów moralnych władze zaczęły wykorzystywać jako narzędzie powszechnego ogłupiania społeczeństw. Wbrew pozorom nic poza skalą tego działania, a także udoskonaleniem jego technik do dnia dzisiejszego się nie zmieniło.

Narodowi socjaliści w Niemczech oraz komuniści w Związku Radzieckim dysponowali jedynie prasą, radiem i raczkującym kinem. Dzisiejszy aparat propagandowy zielonego ekoterroryzmu i innych neomarskistowskich (a także liberalnych) ideologicznych odprysków zatruwających od środka naszą cywilizację obejmuje w zasadzie cały przemysł rozrywkowy, telewizję, Internet, radio oraz prasę, a ponadto posiada w rękach niedoceniany jeszcze w pełni klucz, poprzez który jest w stanie dotrzeć do każdego, o każdej porze dnia - smartfon. Propaganda jest w dzisiejszym świecie wszechobecna, a ludzkość przyzwyczaiła się już do stanu permanentnego "przebodźcowania" informacjami tak bardzo, że nie potrafi rozróżniać myśli własnych od myśli cudzych, co natychmiast przywołuje skojarzenia z rzeczywistością orwellowskiego "Roku 1984".

Cała ta ewolucja medialna pokryła się z rozprzestrzenianiem w świecie Zachodu systemu demokracji liberalnej. Wytworzyła się w ten sposób między światem mediów a polityki perfekcyjna symbioza. Demoliberalizm zapewnił mediom parasol tzw. pluralizmu, będącego w gruncie rzeczy iluzją, w której żyją współczesne masy, przeświadczone o tym, że każda telewizja kreuje swój samodzielny i niezależny przekaz. Z drugiej strony to właśnie te rzekomo pluralistyczne media kształtują rzeczywiste poglądy oraz tendencje polityczne w określonym społeczeństwie, stosując dokładnie te same wyrafinowane techniki, które w przeszłości do perfekcji opanowali Bernays czy Goebbels. Psychika ludzka jest bowiem niezmienna i poprzez jej dogłębne poznanie można w sposób bardzo prosty osiągnąć wpływ na ludzkie zachowania. Oczywiście pod warunkiem, że podtrzyma się tych ludzi w stanie ignorancji - człowiek, który zna techniki manipulacyjne, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kiedy jest manipulowany.

Mediota - studium przypadku

Opisane powyżej w bardzo dużym skrócie procesy doprowadziły do powstania typu człowieka, którego wTowarzystwie określamy mediotą (medialnym idiotą). Jednostka taka charakteryzuje się tym, że nie posiada podstawowych zdolności kognitywnych na poziomie indywidualnym i całą swoją percepcję rzeczywistości bezrefleksyjnie opiera na przekazie medialnym. Mediota to człowiek, który zatracił całkowicie zdolność myślenia zdroworozsądkowego ? w większym stopniu wierzy on w to co widzi na ekranie, niż to, co widzi własnymi oczami w sytuacjach życia codziennego.

Demokracja liberalna stała się systemem produkującym mediotów na masową skalę. W warunkach polskich pierwszą próbę produkcji takiego Homo medioticus podjęła komuna, która popełniła jednakże jeden zasadniczy błąd - podporządkowała sobie cały aparat medialny. Spowodowało to wśród społeczeństwa naturalną tendencję do nieufności - wszyscy mieli bowiem świadomość tego, kto posiada media, kto nimi kieruje i kto jest odpowiedzialny za ich przekaz. Manipulowanie ludźmi, którzy posiadają świadomość, że przekaz znajduje się w rękach wroga, jest o wiele trudniejsze niż manipulowanie tymi, którzy niczym dotknięcie syndromem sztokholmskim są przeświadczeni o dobrych intencjach swojego oprawcy.

Stąd też demoliberalizm okazał się o wiele skuteczniejszym narzędziem do powszechnej umysłowej kastracji społeczeństwa. Wspomniany wcześniej tzw. pluralizm medialny wprowadził w dotychczas funkcjonujący system przekonań i odczuć na temat mediów nowy dysonans. Proszę zwrócić uwagę na to, że przeciętny "oglądacz" TVN, czytelnik Onetu, albo słuchacz RMF FM nie potrafi nawet powiedzieć, do kogo powyższe media należą i kto jest odpowiedzialny za kreowanie w nich określonej linii propagandowej. Medioci uważają, że media te nie stosują technik propagandowych ani manipulacyjnych, a za kreowanie przekazu są odpowiedzialni "niezależni" dziennikarze.

Mediotę charakteryzuje więc skrajna naiwność, mniej więcej na poziomie trzyletniego dziecka. Odrzuca on z góry tezę o manipulacyjnym z natury charakterze wszystkich mediów, a ponadto za sprawą własnych ograniczeń intelektualno-kognitywnych nie jest w stanie dostrzec, że większość tzw. dziennikarzy, pracujących na poziomie mediów mainstreamowych to niedouczone osły, które - kiedy trzeba - nawet najbardziej absurdalne stwierdzenia będą przedstawiać na ekranie z pełną powagi miną i w pogrzebowym tonie.

Postaci z ekranu to zresztą dla medioty największe i zazwyczaj jedyne autorytety, a ktoś, kto wystąpi "w telewizorze", już przez sam ten fakt zyskuje status niemalże półboga. O tym jak łatwo wykreować autorytet w mediach, mogliśmy się przekonać już niejednokrotnie. Całkiem niedawno widzieliśmy chociażby robiących z siebie skończonych idiotów błaznów w kitlach, którzy wykazywali się fundamentalnymi brakami wiedzy medycznej czy nawet brakiem zdolności logicznego myślenia, co w normalnych warunkach powinno ich dyskwalifikować z jakiejkolwiek publicznej ekspozycji. Tymczasem wielu z nich nadal zaprasza się do mediów, gdzie w dalszym ciągu kompromitują się na oczach milionów zaślepionych mediotów. Nie będę w tym miejscu tego typu ograniczonych umysłowo person, z których robiono mędrców wymieniał, gdyż nie mam ochoty szarpać się z nimi po sądach za zniesławienie. Niemniej jednak prawda jest taka, że gdyby w telewizji wykreowano na taki autorytet nawet gadającego konia, to medioci w swojej masie wsłuchiwaliby się w każde jego słowo jak w wyrocznię.

Jest też naturalna konsekwencja metafizycznego obcowania z tego typu autorytetami. Słuchanie "mądrych głów" budzi w mediocie przeświadczenie o własnej nieomylności. Człowiek, który jest przekonany o własnej wszechwiedzy, nie jest w stanie dostrzec własnych ograniczeń, a co za tym idzie, wyklucza możliwość trwania w błędzie. Tworzy to pewnego rodzaju błędne koło, w którym niezdolność wykroczenia poza własne ograniczenia sprawia, że człowiek jest pozbawiony nie tylko realnej oceny otaczającej go rzeczywistości, lecz traci zdolność do obiektywnego samopoznania poprzez autorefleksję.

Przejdźmy jednak do tego co najważniejsze z naszego punktu widzenia, czyli wpływu mediotów na funkcjonowanie społeczeństwa i państwa. W demokracji to oni ostatecznie wrzucają kartki do urn zgodnie z instrukcją, jaką otrzymali w swoich ulubionych mediach. Tymczasem przeciętny mediota nie jest zdolny do zdefiniowania interesu państwowo-narodowego, co powinno człowieka automatycznie wykluczać z możliwości oddawania jakichkolwiek głosów, bo to tak, jak gdyby człowiekowi cierpiącemu na ślepotę barw kazać głosować na najładniejszy kolor. Nie rozumie on nawet, w jakich obszarach jego własny interes pokrywa się z interesem państwa, a także nie potrafi przewidzieć, jakie mogą być długofalowe konsekwencje jego wyboru. Mediota oddaje swój głos bezrefleksyjnie, często pod wpływem prymitywnych emocji, czyli dokładnie tak jak został uwarunkowany przez media, choć w swoich ograniczeniach jest przekonany, że decyzje podejmował sam na podstawie swoich własnych poglądów, czyli czegoś, co w rzeczywistości nie istnieje.

Rozprzestrzenianie się mediotyzmu przynosi opłakane skutki dla państwa, gdyż zmanipulowane przekazem medialnym społeczeństwo zatraca zdolność do obiektywnego odbioru i analizy rzeczywistości. Wiemy z kolei doskonale, że bez umiejętności trafnego diagnozowania, nie jesteśmy w stanie podejmować właściwych wyborów, tym bardziej w przypadku tak niezwykle skomplikowanej konstrukcji, jaką jest państwo oraz tak niezwykle kompleksowych realiów polityki międzynarodowej świata, w jakim przyszło nam żyć.

Wielu ludzi w pewnych środowiskach od lat nieustannie zadaje to samo pytanie: "Kiedy ludzie się obudzą?". Odpowiedź jest wbrew pozorom banalnie prosta - NIGDY. Wyczekiwane przebudzenie nie nastąpi nawet gdyby świat zaczął się walić, gdyż tak jak wspomniałem, społeczeństwo mediotów nie wierzy w to, co widzi, lecz w to, co szepcze mu do ucha aparat propagandowy, w który ślepo wierzy. Jeżeli ludzie nie są w stanie dostrzec, że już teraz żyjemy w czasach trójgłowego, pełzającego kryzysu ekonomiczno-cywilizacyjno-militarnego, to nic nie jest w stanie sprawić, aby w końcu zaczęli go dostrzegać. Zresztą nawet jeżeli, by go jakimś cudem dostrzegli, nie będą w stanie zrozumieć jego realnych przyczyn.

Czas na przebudzenie dawno już minął, a bierne oczekiwanie na tego typu cuda, to jedynie zwalnianie się od odpowiedzialności za przyszły los naszego państwa i narodu. Tymczasem, choć konkluzja ta nie jest dla większości z nas prosta do przyjęcia, wobec braku narodowej elity odpowiedzialność za ten los ponosimy my wszyscy.

Dominik Liszkowski
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 08.05.24 Pobrań: 8 Pobierz ()
09.05.2024 Trup w szafie lub krótka instrukcja obsługi elektoratu
Aristotle zapytał:

Czy warto chować trupa w szafie? :)

Postanowiłem odpowiedzieć.

Tylko do czasu wyborów. Potem i tak trzeba go wyciągnąć, bo może wyjść sam. Czy trupy mogą same wychodzić z szafy? Tylko w szczególnych okolicznościach. Najlepiej jest, jakiś czas po wyborach, wyjąć go uroczyście, i przedstawić jako sukces lub (wariant drugi) pokazać z metką konkurencji.

Niektóre trupy są wspólne. Mam na myśli ofiary lockdownu. Tutaj dla odmiany panuje consensus, a ten jest zdobyczą, można nawet rzec, spektakularnym osiągnięciem parlamentarnej demokracji.

Czy trupami można się chwalić?

W sposób powściągliwy, owszem - można, a w niektórych wypadkach nawet trzeba, ale nie wprost. Podczas jednego z przemówień majowych, pokłócony z mężem pani Applebaum, mąż pani Kornhauser zwrócił uwagę, że "Polska poradziła sobie z pandemią COVID?19...". Jak widać, można. Skromnie i bez wytykania palcami.

Trup "świeży czy dobrze zleżały"?

Niedawno, na fali pijackiego pogłosu trzeźwego polityka, były partyjny kacyk zwrócił się do inkryminowanego tymi oto słowy:

Jeśli jednak myślisz o "seryjnych samobójcach", to odpuść. Pewnie znam ich wszystkich. Oni - znają mnie. Nic z tego nie będzie, poza kolejną wtopą.

Fakt znajomości na szczeblu "wpychania do szafy" lub, powiedzmy wprost, pozostawiania na widoku - trupa (koniecznie w piątek) - nie spowodował większego poruszenia, a tym bardziej śledztwa. Tych trupów lepiej nie ruszać.

Ostatni wątek to trup ożywiony

Tutaj mamy dostatek. Na publiczny widok są wypychani, nie od wewnątrz, ale na widok publiczny, żyjący jeszcze, martwi moralnie - liderzy opinii publicznej. Pełen pluralizm, ale bez przesady. Ten rodzaj trupów służy do oznakowania łupów oraz ma, datującą się od momentu moralnej śmierci, koalicyjną gibkość.

CzarnaLimuzyna
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 09.05.24 Pobrań: 11 Pobierz ()
09.05.2024 Narodowy kompleks niższości, czyli dlaczego Polacy uwierzyli w koniec historii
Wiara w koniec historii i zbawienną rolę Unii Europejskiej nigdzie w Europie nie zakorzeniła się tak głęboko jak nad Wisłą. Dlaczego lewicowo-liberalna, prounijna propaganda okazała się tak skuteczna?

Koniec historii to znana koncepcja amerykańskiego politologa Francisa Fukuyamy, która w dużym skrócie mówi o tym, jakoby era powszechnego panowania liberalnej demokracji, była ostatnim stadium ustrojowej ewolucji świata. Nie zamierzam w tym tekście rozbierać tej koncepcji na czynniki pierwsze, bo jest to dziś - po 35 latach od publikacji słynnego eseju - niepotrzebne. Rzeczywistość sama bardzo szybko zweryfikowała teorię Fukuyamy i nawet w środowiskach liberalnych, nikt już chyba realnie nie wierzy w to, by era demokracji liberalnej okazała się zjawiskiem trwałym i powszechnym.

Niemniej jednak powracam do koncepcji końca historii, gdyż jest pewien aspekt z nią związany, który wiąże się bezpośrednio z naszą sytuacją - tj. podatność polskiego społeczeństwa na wiarę w mit wykreowany przez Fukuyamę. Z jakichś bowiem przyczyn wiara w koniec historii rozpowszechniła się w Polsce bardzo skutecznie w latach 90. i zakorzeniła w zbiorowej mentalności Polaków, co miało w późniejszym czasie znaczny wpływ na społeczną akceptację bezalternatywnego kierunku polityki polskiej na forum międzynarodowym "nowych elit" III RP.

Polska wiara w koniec historii nie wynika bynajmniej z faktu, że Polacy rozczytywali się w Fukuyamie, o którego istnieniu zapewne wielu nawet nie ma pojęcia. Jego koncepcja przesiąkała jednak do umysłów Polaków za sprawą narracji wykreowanej w Polsce za pośrednictwem mainstreamowych mediów lat 90., będących w rękach głównie lewicowo-liberalnego establishmentu i zachodnioeuropejskiego kapitału. Koniec historii okazał się dla nich doskonałym narzędziem do tego, aby wykreować w społeczeństwie postawy zgodne ze wspomnianego establishmentu oraz kapitału oczekiwaniami.

Metoda faktów dokonanych

Jednym z najważniejszych kierunków przyjętych w polskiej polityce we wczesnych latach 90. (zarówno na realnej lewicy, jak i jej umiarkowanym odłamie występującym pod sztandarem rzekomej prawicy) było jak najszybsze zintegrowanie państwa polskiego ze strukturami organizacji ponadnarodowych. Choć w początkowej fazie istnienia III RP, kiedy istniały jeszcze wątpliwości co do rozwoju wydarzeń za wschodnią granicą, stanowisko względem dołączenia Polski do NATO nie było jeszcze aż tak jednoznaczne (stan ten nie trwał zresztą zbyt długo), to wola integracji ze strukturami Unii Europejskiej, wówczas jeszcze funkcjonującej z formalnego punktu widzenia jako Wspólnota Europejska, została potraktowana niemalże jako niepodważalny dogmat.

Proces akcesji Polski do UE formalnie rozpoczął się w roku 1994, lecz jeszcze w latach 80. wykonano pierwsze kroki w kierunku zbliżenia ze Wspólnotami, a proces ten oficjalnie zainaugurowało nawiązanie relacji dyplomatycznych we wrześniu 1988 roku (czyli wszystko zaczęło się jeszcze za czasów PRL). Biorąc pod uwagę to, że w niedługim czasie w największych euroentuzjastów przekształcili się jeszcze niedawni sowietoentuzjaści, nie powinno nas to w ogóle dziwić. W lipcu 1989 roku Polska przystąpiła do programu PHARE (nomen omen powstałego w tym samym roku), którego rolą było wsparcie finansowe państw ubiegających się o członkostwo w Unii. Od tego to czasu następowało w tempie wręcz lawinowym podpisywanie przez władze polskie kolejnych umów, układów i wniosków, przy jednoczesnej ratyfikacji niekończących się aktów prawnych.

Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że kiedy prześledzimy ten proces, to bez trudu dostrzeżemy, że kierunek integracji Polski z Unią został obrany na długo przed tym, zanim poinformowano o tym społeczeństwo. Oznacza to, że decyzja o obraniu tego właśnie kierunku polityki przez państwo polskie została w gruncie rzeczy podjęta bez wiedzy i jakiejkolwiek formalnej aprobaty społeczeństwa, które z kolei zostało w czasie późniejszym postawione przed faktami dokonanymi. Jedyną rolę, jaką miało w całym procesie odegrać społeczeństwo, to "przyklepanie" woli elit poprzez zgodę na akcesję w demokratycznym głosowaniu.

Zgodnie z rozpowszechnioną dzisiaj narracją, wstąpienie polski do Unii miało być historyczną, dziejową wręcz koniecznością. Rzekomo jako państwo nie posiadaliśmy żadnej alternatywy - mogliśmy dołączyć do "cywilizowanego" Zachodu (na którym toczyły się już zaawansowane procesy rozkładu społeczno-kulturowego pod wpływem ideologii liberalnej i neomarksistowskiej) albo pozostać w rosyjskiej strefie wpływów. Jak zawsze w tego typu teoriach "bezalternatywizmu" pomija się te fakty, które pozostają niewygodne.

Prawda jest taka, że wejście Polski do Unii było nieuniknione dopiero w momencie, w którym zaczęto w naszym kraju wdrażać rozwiązania prawne, dostosowujące nas pod względem standardów prawnych do obszaru europejskiego, a proces ten rozpoczął się już w roku 1995, kiedy to Polska przyjęła strategię tzw. białej księgi we francuskim Cannes. Jeżeli więc wszystko zostało postanowione, a odpowiednie mechanizmy wdrożono w życie, to należało już tylko odpowiednio "urobić" społeczeństwo, aby w całej rozciągłości zaakceptowało z góry przyjęty przez elity jedyny słuszny kierunek polityki państwa polskiego.

Tymczasem strategia polskich elit była bardzo prosta - oddać całą odpowiedzialność za państwo w ręce obcych, którzy wykonają za nich lwią część pracy nad sterowaniem i kontrolowaniem rozwoju gospodarczego państwa. Tylko tak bowiem można określić kierunek przyjęty w potencjalnie przełomowym momencie dziejowym, czyli w roku 1989. "Solidarność" pozbawiona jakiegokolwiek realnego programu budowy niepodległej i suwerennej Polski, a ulegająca wpływom ideowym naczelnych doradców - odszczepieńców z KOR (którzy wyszli z socjalizmu, ale z których nie wyszedł socjalizm), poszła więc pod tym względem ręka w rękę z post-komuną i nie zaoferowała żadnej alternatywnej, suwerennościowej ścieżki rozwoju państwa polskiego.

Z tego też powodu nigdy nawet na poważnie nie rozważano kierunku, który z naszego punktu widzenia byłby po prostu najbardziej perspektywiczny, lecz który jednocześnie wymagałby od elit największego i obliczonego na dekady wysiłku - budowania suwerenności w oparciu o silną gospodarkę narodową oraz uwolnioną małą i średnią przedsiębiorczość, silną liczebnie i zmodernizowaną armię oraz własną politykę zagraniczną opartą na fundamencie strategii balansowania (jest to swoją drogą program, który w dalszym ciągu można, a nawet powinno się wprowadzić w życie). Stwierdzenia jakoby bez akcesji do Unii Polska pozostała na marginesie czy też zostałaby przez inne kraje wyizolowana, stając się "drugą Białorusią" to niesamowite wręcz bzdury, pokazujące jak infantylne politycznie rozumowanie charakteryzuje współczesne społeczeństwo polskie. Ożywienie relacji gospodarczych z Zachodem było nieuniknione bez względu na to czy weszlibyśmy do Unii, czy też nie. Gdybyśmy tego nie zrobili, kraje takie jak Niemcy czy Francja i tak miałyby zbyt wielkie możliwości zysku na współpracy ekonomicznej z Rzeczpospolitą, by w jakikolwiek sposób ją gospodarczo izolować.

Co oczywiste powyższego planu nikt nie chciał realizować. Z punktu widzenia nowej elity politycznej dołączenie do Unii częściowo zwalniało ją z odpowiedzialności za rządzenie państwem, a także z wysiłku związanego z kreowaniem własnej strategii politycznego działania. Jednocześnie akcesja wiązała się z rozlicznymi korzyściami dla polityków na poziomie personalnym, także tymi natury majątkowej. Proszę zwrócić uwagę, że Europarlament, będący organem, którego istnienie ze względu na marginalne kompetencje nie ma najmniejszego sensu, do dzisiaj służy za wymarzoną przystań dla emerytowanych komunistów i solidarnościowców, jak i karierowiczów młodego pokolenia. Jeżeli natomiast chodzi o korzyści jakie z całego tego przedsięwzięcia unijnego uzyskało państwo, to odsyłam do doskonałych publikacji Tomasza Cukiernika (Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa oraz najnowszej Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa), który fachowo przedstawia faktyczny, a nie wyimaginowany i oparty na mitach bilans polskiego członkostwa w Unii.

Jeżeli więc na poziomie formalno-prawnym wszystko było ustalone już w połowie lat 90., to post-komunistycznym i post-solidarnościowym elitom pozostawało jedynie przekonać do całego projektu naród. Tutaj właśnie posłużono się dwoma niezwykle użytecznym narzędziami - pedagogiką wstydu i mitem końca historii.

Pedagogika wstydu, koniec historii i Unia Europejska

Po pierwsze należało Polakom wmówić kompleks niższości względem Zachodu tak, aby bezrefleksyjnie zaakceptowali oni "przewodnią rolę" nowych narodów bratnich. Uruchomiono więc za pomocą lewicowo-liberalnych mediów oraz lewicowo-liberalnych "tfurcuf" kultury mechanizm, który przyjęło się powszechnie określać pedagogiką wstydu. W dużym skrócie ta strategia działania mająca na celu zohydzenie Polakom ich własnej kultury, tradycji oraz narodowych wartości, opierała się na szczególnym podkreślaniu w dziejach naszego państwa oraz narodu tzw. ciemnych plam, które - stanowiąc rzekomy dowód polskiego zacofania i zaściankowości (patrz pojęcie "Ciemnogrodu") - szczególnie wśród młodego, niedouczonego w dziedzinie historii pokolenia miały stać się powodem do wstydu i narodowego kompleksu niższości.

Zabieg ten udał się doskonale i do pewnego stopnia jest skuteczny do dnia dzisiejszego (vide casus Zielonej granicy). Nie potrzeba badań, by o tej skuteczności się przekonać - wystarczy porozmawiać z odpowiednią liczbą osób dorastających, wychowanych i urodzonych w III RP... Poczucie wstydu z narodowej tożsamości, kultury i historii stało się tak samo powszechne, jak marzenie o bezpowrotnym opuszczeniu "tego kraju", kiedy tylko nadarzy się okazja by wyjechać na "postępowy" Zachód.

Dlaczego pedagogika wstydu okazała się aż tak skuteczna? Otóż po 45 latach komuny, nieustającego niedoboru dóbr powszechnie dostępnych na Zachodzie, a także braku możliwości czerpania z finansowych owoców kapitalizmu, odruch idealizowania tegoż Zachodu był - i pozostał do dnia dzisiejszego - naturalnym dla szerokich mas. Tak jak wcześniej zresztą wspomniałem, ta bezrefleksyjna idealizacja Zachodu w oparciu o czynniki przede wszystkim ekonomiczne, całkowicie przesłoniła ludziom rzeczywisty obraz społeczno-kulturowego rozkładu, który w państwach zachodnich wkraczał w stan coraz bardziej zaawansowany. Podczas gdy wszystkim wydawało się, że komuna to przypadłość "Wschodu", to właśnie na zachodnich uniwersytetach marksizm kwitł bujniej niż w jakimkolwiek innym zakątku świata, a rolę tzw. autorytetów moralnych często przyjmowali ludzie otwarcie fascynujący się ideami komunistycznymi, czego doskonałym przykładem był chociażby uhonorowany Noblem Jean Paul Sartre.

Ten sztuczny i niewłaściwy podział na Wschód i Zachód do dzisiaj utrwalił się w świadomości wielu Polaków - ciągle powtarza się jakobyśmy byli "Europą Wschodnią", choć cywilizacyjnie od początku naszego istnienia przynależymy do Zachodu, a geograficznie jesteśmy położeni w Europie Środkowej! Fakt, że Polacy pozwolili sobie narzucić tak absurdalnie fałszywą i ignorancką optykę, to doskonała ilustracja tego, jak mało wiedzą oni dziś sami o sobie i swojej historii, a to z kolei świadczy tylko o żałosnym poziomie polskiego szkolnictwa.

Przy takich uwarunkowaniach wkodowanie w podświadomość społeczną teorii o końcu historii nie stanowiło żadnego większego problemu. Koncepcja ta z punktu widzenia elit III RP stanowiła idealne narzędzie dla uzasadnienia obranego kierunku polityki. Jeżeli historia się skończyła, a demokracja liberalna ma zapanować po wszystkie czasy na całym globie, który teraz będzie już żył jedynie w dostatku i pokoju, to za wszelką cenę musimy znaleźć się w epicentrum tego demoliberalnego mainstreamu, aby maksymalnie korzystać z dobrodziejstw jakie niesie ze sobą demokracja i liberalizm.

Nie było więc większego problemu z wyidealizowaniem w oczach szerokich mas obrazu zarówno demokracji, jak i liberalizmu. Wystarczyło bowiem wykorzystać klasyczny schemat budowania pozytywnego wizerunku w oparciu o podkreślanie przeciwieństw: komuna była zła, bo społeczeństwo cierpiało na niedobór wolności i możliwości wpływu na los państwa, ergo demokracja i liberalizm muszą być dobre, a gdyby ktoś jeszcze w to wątpił, to niech porówna sobie poziom życia na Zachodzie z poziomem życia na "Wschodzie".

Prości ludzie potrzebują prostej narracji - potrzebują wyjaśnienia im rzeczywistości w prostych słowach, które będą w stanie pojąć, przyjąć i zapamiętać. A pogląd raz zakorzeniony, choćby najbardziej błędny, wykorzenić jest niełatwo. Toteż z perspektywy czasu, ostatnia dekada XX wieku była okresem kluczowym w kształtowaniu nowego "liberalnego" Polaka, przepełnionego poczuciem wstydu i niechęci względem kultury, w której przyszło mu żyć.

Przekonanie o końcu historii z czasem jeszcze bardziej się w Polakach utrwaliło - w latach 1989?2020 żyliśmy bowiem w świecie, który na pierwszy rzut oka wydawał się niczym większym nas nie zaskakiwać. Trzy dekady względnego spokoju i gospodarczo-infrastrukturalnego rozwoju państwa napełniły nas przekonaniem, że tak będzie już zawsze. W marcu 2020 roku ta naiwna wizja przyszłości raz na zawsze odeszła do lamusa, a gwóźdź do trumny "starej normalności" wbił niemalże dokładnie dwa lata później Władimir Putin.

Nagle okazało się, że rozwój gospodarczy i gromadzenie bogactw może mieć swój kres, a wieczysty pokój to jedynie wytwór życzeniowego myślenia. Nagle okazało się, że demoliberalizm potrafi płynnie przejść w stan raczkującej totalitarnej tyranii - zamknąć ludzi w domach pod groźbą kary, zakazać sprawowania kultów religijnych, zakazać działalności gospodarczej, segregować obywateli na lepszych i gorszych w oparciu o sztucznie wykreowane kryteria, sprowadzające się w gruncie rzeczy do skali posłuszności względem władzy. Nagle okazało się też, że przez ponad 30 lat III RP doprowadziliśmy do demontażu polskiej armii, a w przypadku zagrożenia nie posiadamy nawet odpowiedniej liczby ludzi przeszkolonych do tego, by właściwie posłużyć się karabinem, gdyż znosząc obowiązkową zasadniczą służbę wojskową, nie wykreowaliśmy żadnego programu, który mógłby zagwarantować jakąkolwiek sensowną ciągłość szkolenia kolejnych roczników. Nagle mogliśmy sobie wszyscy uświadomić, że ta wspaniała Unia, która rzekomo wybudowała nam autostrady i otworzyła granice (pomijając już fakt, że nie trzeba być w UE, żeby być w strefie Schengen - to tylko kolejny mit), to w gruncie rzeczy biurokratyczne monstrum opanowane przez skrajnie lewicowych ideologów, którzy swoimi działaniami prowadzą do zrujnowania konkurencyjności gospodarczej Europy oraz znaczącego wzrostu kosztów życia za sprawą obłąkańczej polityki klimatycznej, a ponadto forsują utopijny projekt federalizacji, co potwierdzają zapisy w proponowanych zmianach traktatowych. Nagle okazało się, że nie jest to, jak nam wmawiano, Europa Schumana i de Gasperiego, a Europa Spinellego i Coudenhove-Kalergiego. Nagle okazało się, że to, co było, nie wróci, a my mamy żyć w ?nowej normalności? świata zrównoważonego rozwoju bez względu na to czy nam się to podoba, czy nie.

Konsekwencje

Dopiero teraz, po 35 latach istnienia III RP, zbieramy prawdziwe żniwo liberalnego spustoszenia umysłów i kreacji zbiorowych schematów myślowych przez propagandę establishmentu, przy wielkim udziale mediów z obcym kapitałem. O ich roli pisaliśmy już nie raz, lecz warto w tym kontekście do niej wrócić. Media reprezentujące kapitał niemiecki czy francuski, które w latach 90. weszły na polski rynek prawdziwym szturmem, miały - co oczywiste dla każdego logicznie myślącego człowieka - jeden zasadniczy cel - realizować na terytorium RP taką propagandę, za pośrednictwem której społeczeństwo polskie za swój własny interes uzna interes obcych państw.

Ta patologia o ogromnym znaczeniu historycznym, wraz z eldorado stworzonym dla zachodniego kapitału na ziemiach polskich w analogicznym okresie, uniemożliwiła nam kształtowanie prawdziwie suwerennej polityki państwowej. Społeczeństwo polskie myśli dzisiaj kategoriami interesów obcych mocarstw, nie rozumiejąc kompletnie tego, co leży w jego własnym interesie. Uruchomiło to w polskim narodzie spiralę tendencji autodestrukcyjnych.

Polska potrzebuje dziś rewolucji świadomościowej - otrząśnięcia się z infantylnego sposobu postrzegania polityki, ale przede wszystkim zrozumienia prawdziwej roli odgrywanej w globalnych procesach politycznych przez organizacje ponadnarodowe - z UE i ONZ oraz jej przybudówkami na czele. 45 lat intelektualnej izolacji od Zachodu za sprawą komuny z jednej strony opóźniło napływ do naszego kraju destrukcyjnych nurtów neomarksistowsko-postmodernistycznych. Z drugiej jednak strony całkowicie odizolowało nas od możliwości zrozumienia procesów, które między 1945 a 1989 rokiem zachodziły na poziomie rozwoju agend organizacji ponadnarodowych, a które za sprawą naszych oświeconych elit, konsekwentnie je od lat 90. podpisujących, jesteśmy zmuszeni realizować.

To nie sztuczny spór między lewicą i prawicą, którym pasjonują się dzisiaj miliony przed telewizorami, jest sporem, który ma fundamentalne znaczenie dla przyszłości nie tylko Polski, ale i świata. To rosnąca nierównowaga sił na linii organizacje ponadnarodowe - państwa narodowe stanowi nową, realną oś politycznego sporu. Jeśli chcemy niepodległego i suwerennego państwa, a nie jest to wcale na skutek opisanych powyżej procesów tak oczywiste, jak wielu mogłoby się wydawać, to prędzej czy później będziemy musieli tej bestii powiedzieć non serviam.

Dominik Liszkowski, 8 maja 2024
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 09.05.24 Pobrań: 8 Pobierz ()
09.05.2024 Dwadzieścia lat unijnego VAT-u w Polsce - ciszej nad tą trumną
Czy ktoś dziś pamięta festiwal głupot opowiadanych przed dwudziestu laty na temat "zalet" unijnej wersji VAT-u, którą wprowadzono w Polsce z dniem 1 maja 2004 r.?

Szczyty nonsensu jak zawsze osiągnęła "Gazeta Wyborcza" publikując wielomiesięczny wywiad z zapomnianym już ekspertem z tzw. wielkiej czwórki, który zachwalał zalety i domniemane przewagi tej wersji VAT-u oraz odsądzając jednocześnie od czci i wiary polski dorobek.

A przecież już wtedy było wiadomo (również w Polsce), że po ponad trzydziestu latach harmonizacji tego podatku stał się nieznanym w historii polem wyłudzania nienależnych i pozornie należnych zwrotów, a budżety wielu państw członkowskich stały się przysłowiową dojną krową dla wszelkiej maści oszustów.

Nawet wysocy funkcjonariusze państwowi chwalili w publicznych wypowiedziach swoiste "zalety" unijnej wersji tego podatku m.in. twierdząc, że dziś nie warto zarabiać popełniając pospolite przestępstwa (np. wyłudzenia rozbójnicze), lecz wystarczy wyłudzać zwroty unijnego VAT-U.

Ile w ciągu tych dwudziestu lat zarobili wyłudzacze, oszuści i wszelkiego rodzaju "biznes optymalizacyjny" na tym podatku? Było to co najmniej 350 mld zł, a "luka" z lat 2008-2014 - oficjalnie była szacowana na ponad 280 mld zł. W zeszłym roku zwrócono aż 219 mld zł, czyli prawie dwa razy więcej niż w 2021 r. (113 mld zł) i owa luka znów ma dwucyfrową wysokość. Żniwa więc były obfite, a uczciwi podatnicy sowicie finansowali "optymalizację podatkową" wybranych, czyli masową grabież środków publicznych.

Czy musiało się tak stać? Czy unijna wersja tego podatku jest aż tak patologiczna, że państwa członkowskie były skazane na masową grabież środków publicznych?

Odpowiedź jest oczywiście negatywna. Są państwa członkowskie, które implementując ten sam "unijny szmelc" (bardzo trafne określenie jednego ze znanych publicystów), nie dały pola oszustom i wyłudzaczom, czyli implementowali te nonsensy w sposób umiejętny, kierując się interesem swojego kraju i uczciwych podatników.

Nam się to nie udało, przynajmniej w latach 2004-2018, bo w okresie od 2017 do 2020 r. uchylono kilka przepisów umożliwiających wyłudzenia zwrotów tego podatku. Dlaczego jednak nie zrobiono tego wcześniej?

Odpowiedź być może jest dość banalna: wszystkie ośrodki decyzyjne rządzące tym podatkiem zostały opanowane przez ludzi, którzy albo nie mieli pojęcia o tym podatku lub psuli go nieświadomie albo działali w złej wierze. Nie było tu również istotnych różnic między dwoma wrogimi częściami tzw. POPiSu, bo gdy rządzili liberałowie, to najwięcej do powiedzenia na temat tego podatku miała pewna dama z tzw. międzynarodowej firmy doradczej ("społeczna doradczyni ministra finansów") a w czasach rządów prawicy "ekspert" z tego samego podmiotu był nawet wiceministrem finansów do spraw podatków.

Wokół resortu kręcą się wciąż ci sami ludzie, którzy na łamach "opiniotwóczych" mediów od dwudziestu lat chwalą te patologie legislacyjne jako rozwiązania "korzystne dla podatników". I tu zapewne mieli rację i nawet z reguły wiadomo, którzy to są podatnicy. Przykładowo: wprowadzono i następnie rozszerzano zakres tzw. odwrotnego obciążenia (lata 2011-2019), przez co całe branże (np. złomiarska, stalowa, metali kolorowych, elektryczna) przestały płacić ten podatek i uzyskiwały wielomiliardowe zwroty.

Każdy kto chciał przeciwstawić się tym działaniom podlegał politycznej i medialnej agresji a nawet próbom zastraszania (byłem adresatem tego rodzaju działań). Warto było jednak podjąć tę walkę, bo po ośmiu latach zmagań udało się wreszcie zlikwidować owo odwrotne obciążenia i wprowadzić w to miejsce obowiązkową podzieloną płatność (2019 r.) a ostatnio udało się zablokować całkowitą degradację fakturowania dokonaną przy pomocy tzw. obowiązkowych faktur ustrukturyzowanych. Były też i mniejsze sukcesy, ale o nich opowiem kiedy indziej.

Podatnicy już się połapali na czym polega biznesowo-legislacyjna praktyka unijnego VAT-u:

- najpierw wprowadzono nowe przepisy, które są wyrazem implementacji rozwiązań unijnych,
- potem pojawili się "renomowani" usługodawcy, którzy chwalą się, że to oni napisali te przepisy znając sposoby ich wykorzystania w interesie klientów,
- na koniec przychodził kontroler, a często wręcz prokurator, który kwestionował owe "schematy optymalizacyjne" i trzeba było wstecznie płacić zaległe podatki lub zwracać zwroty,
- znów pojawia się ten sam usługodawca, który chce zarobić na obsłudze sporów, które sam sprowokował.

Może warto by stworzyć galerię ojców (i matek) unijnej wersji tego podatku i docenić ich "zasługi" dla rozwoju optymalizacji podatkowej i rozwoju wiedzy o "luce podatkowej".

Prof. Witold Modzelewski
https://konserwatyzm.pl/
-----------------------------------
Najgłupszy podatek jaki może być. Nie dość że potrzeba do jego rozliczania i kontroli setki tysięcy urzędników oraz księgowych w firmach to jeszcze jest duże pole do nadużyć i wyłudzeń. To są cuda nowoczesnej ekonomii, sprzedany majątek państwowy, otrzymaliśmy dopłaty unijne a deficyt i dług publiczny urósł do poziomu niespłacalnego. Do lekarzy kolejki jak były tak są itd. To jest hydra nienasycona jak to śpiewał Kazik. Im więcej wrzucisz do tego worka tym więcej ucieka bokami. Wielu ekonomistów dowodzi, że vat hamuje rozwój gospodarczy a koszty jego naliczania i rozliczania przewyższają korzyści. Można by go rozłożyć na inne daniny i ograniczyć wydatki budżetowe oraz wyłudzanie. Po za tym VAT jest podatkiem ludzi biednych. Bogaci go nie płacą. Przykład. Zarobiłem 1000 zł. Wszystko wydałem bo jestem biedny. Zapłaciłem 230 zł VATu. Zarobiłem 10 tys. Wydałem 1000 bo tyle wystarcza na przeżycie. Zapłaciłem 230 zł VATu. Od reszty nie zapłaciłem.
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 09.05.24 Pobrań: 8 Pobierz ()
11.05.2024 Wokół wyborów do PE
W związku z wyborami do Parlamentu Europejskiego, w których swoje kandydatury powystawiali nie tylko liczni ministrowie rządu koalicji 13 grudnia pod przewodnictwem Donalda Tuska, jak i wybrani niedawno do Sejmu parlamentarzyści, pojawiły się na mieście fałszywe pogłoski, że nie jest to przypadek i że wcale nie chodzi o to, iż posłowie do PE dostają znacznie większe pieniądze, niż ministrowie, nie mówiąc już o parlamentarzystach tubylczych.

Owszem, pieniądze są większe, a poza tym podobno żadna Schwein nie stoi nad takim jednym z drugim posłem i nie patrzy mu na ręce - podczas gdy w naszym nieszczęśliwym kraju nad każdym byłym ministrem czy posłem wydziwia nie jakaś pojedyncza Schwein, tylko cały chlewik, w którym porozumiewawczo chrząkają, albo dla odmiany - przeraźliwie kwiczą - płomienni szermierze praworządności ludowej pod batutą pana ministra Bodnara.

Nie to jednak jest przyczyną dla której dygnitarze uczestniczący w koalicji 13 grudnia, kierowanej przez Volksdeutsche Partei, jeden przez drugiego stają do wyborów.

Pozornie idzie o to, by zmobilizowani przez Reichsfuhrerin Urszulę von der Leyen folksdojcze wszystkich krajów połączyli się i viribus unitis dali odpór tym wszystkim, którzy pragną sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, co to pędzi prosto do Ausch... to znaczy pardon - nie do żadnego "Auschwitz", tylko ku świetlanej przyszłości - ale prawdziwa przyczyna, o której mówią wspomniane fałszywe pogłoski może być całkiem inna.

Chodzi o to, że kto jak kto - ale ministrowie, a nawet niektórzy parlamentarzyści - coś tam przecież muszą wiedzieć, więc kto wie, czy już się nie dowiedzieli, że zaraz po czerwcowych wyborach do PE, tak, żeby zdążyć ze wszystkim przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w Ameryce, a już najpóźniej - do stycznia następnego roku, kiedy to wybrany w listopadzie na prezydenta USA twardziel obejmie urzędowanie - nasz nieszczęśliwy kraj zostanie zlikwidowany, nie tyle może w sensie dosłownym, chociaż oczywiście wszystko jest możliwe - tylko w tym sensie, że III Rzeczpospolita zostanie przekształcona w Generalne Gubernatorstwo.

A w Generalnym Gubernatorstwie nie będzie potrzeby zatrudniać aż tylu ministrów, zwłaszcza na stanowiskach czysto operetkowych, jak na przykład resort równości, którym kieruje Wielce Czcigodna pani Kotula, czy resort kultury, z którego właśnie czmycha do PE moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, co to myśli, że Średniowiecze było "ciemne" - i wielu innych.

Toteż, zgodnie z rozkazem zawartym w "Międzynarodówce" ("ruszamy z posad"), opuszczają tubylcze dygnitarstwa, żeby w nowej sytuacji ustrojowej zająć odpowiednią pozycję społeczną, materialną i polityczną w aparacie nadzoru i terroru nad mniej wartościowymi narodami tubylczymi, o których zarówno Alfiero Spinelli, jak i przywódca socjalistyczny Adolf Hitler mówili, że powinny zostać zlikwidowane.

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, więc nic dziwnego, że w sytuacji gdy nasz mniej wartościowy naród tubylczy ze swoim - pożal się Boże! - państwem, zostanie poddany likwidacji, lepiej się trzymać od niego z daleka. Przecież ośrodek przygotowawczy dla przyszłych kadr pełniących służbę wartowniczą i porządkową w uruchomionych, a chwilowo nieczynnych obozach, w Trawnikach koło Lublina nie został jeszcze uruchomiony, chociaż pan minister Bodnar już zapowiadał zwolnienie co najmniej 20 tys. więźniów kryminalnych, którzy te wszystkie obowiązki przejmą.

A z doświadczenia wiadomo, że nie ma nic gorszego, niż takie niedoszkolone kadry, które jeszcze nie do końca rozróżniają między interesem państwowym i prywatnym. Dopóki zatem Generalne Gubernatorstwo ze swoimi kadrami nie okrzepnie, lepiej trzymać się od niego z daleka, żeby nie oberwać nawet przypadkowo, jakimś rykoszetem.

A tu jeszcze jak na złość, na Ukrainie sytuacja się komplikuje. Wprawdzie ostateczne zwycięstwo nadejdzie, bo - jak wiadomo - nadejść musi, ponieważ taki jest rozkaz, ale na razie brakuje tam 200 tysięcy żołnierzy. Tak w każdym razie uważa jeden z naszych generałów, który chwilowo odzyskał poczucie rzeczywistości.

Spora część tych brakujących żołnierzy, a może nawet wszyscy, znajduje się w naszym nieszczęśliwym kraju. Problem jednak w tym, że nie chcą oni wcale wracać na Ukrainę, by tam chwalebnie zginąć w amerykańskiej wojnie o osłabienie Rosji, tylko woleliby przyczyniać się do nieubłaganego postępu w naszym nieszczęśliwym kraju. W takim razie ukraińskie władze mogą nakazać naszym Umiłowanym Przywódcom, żeby zaczęli ich wyłapywać i dostarczać na Ukrainę, gdzie... - i tak dalej.

Jakieś zobowiązania musiały zostać podjęte, bo jeszcze niedawno Książę-Małżonek wprawdzie wspominał o takiej możliwości, ale właśnie - jako o "możliwości", która w dodatku obfitowałaby w "trudności natury etycznej", ale cóż robić; Polska nadal pozostaje przecież "sługą narodu ukraińskiego", więc nic dziwnego, że pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz niedawno oznajmił, że jak padnie taki rozkaz, to Ukraińcy będą łapani.

Czy te łapanki będzie prowadziła nasza niezwyciężona armia, czy też 16 tysięcy żołnierzy brytyjskich, o których niedawno mówił brytyjski premier - tego jeszcze nie wiemy, podobnie jak nie wiemy, czy ci młodzi Ukraińcy nie stawią na przykład jakiegoś desperackiego oporu. W takiej sytuacji również ukraińskie władze mogłyby dopatrzyć się plusów dodatnich, bo niewątpliwie ułatwiłoby to uzyskanie dla Ukrainy jakiejś rekompensaty za terytoria utracone na rzecz Rosji w ostatniej wojnie Ameryki z Rosją, prowadzonej do ostatniego Ukraińca.

To niewątpliwie ułatwiłoby Ukrainie podjęcie decyzji o nawiązaniu z Rosją jakichś rokowań, a z drugiej strony ułatwiłoby to Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, albo jakiemuś innemu Reichsfuhrerowi, jaki objawi się po czerwcowych wyborach do PE, przeprowadzenie zamiany III RP w Generalne Gubernatorstwo, łącząc ją z dokończeniem procesu zjednoczenia Niemiec, zgodnego z aktualną konstytucją, czyli - do granicy z 1937 roku.

W takiej sytuacji mandaty parlamentarzystów zarówno z tamtych okręgów wyborczych chyba by wygasły, podobnie jak z terenów przeznaczonych na rekompensatę dla Ukrainy. Nie jest wykluczone, że jakimści sposobem wszyscy zainteresowani już się o tym dowiedzieli i dlatego obserwujemy taki exodus części Wybrańców Narodu do Brukseli, gdzie te wszystkie zawirowania będzie można bezpiecznie przeczekać, aż do momentu, gdy wszystko się - jak pisał Adam Mickiewicz - "jak figa ucukruje, jak tytuń uleży".

Stanisław Michalkiewicz
https://prawy.pl/
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 11.05.24 Pobrań: 12 Pobierz ()
11.05.2024 Czas na przebudzenie i zmianę systemu
Wystarczy się przyjrzeć naszej klasie politycznej, która w zasadzie od wojny nami rządzi. Ale po 89r. też mamy ćwierćinteligentów, mamy pijaków, mamy degeneratów, mamy ludzi z przeróżnych nawet nizin społecznych, którzy nagle dorwali się do władzy przez system układów popychanych przez służby, wypychanych na wysokie stanowiska. Ludzi, którzy nie dorastają dużej części społeczeństwa polskiego, wśród których jest bardzo dużo mądrych, zdolnych ludzi, do pięt. Ale maj ą oni nad nami władzę. Pozwalają sobie nawet na to, aby własnym społeczeństwem poniewierać, żeby własnym społeczeństwem zamiatać po prostu dlatego, że stworzyli pewien system, który pozwala im sprawować władzę bez względu na to, kogo ludzie wybiorą. Dlaczego? Ustawiają, podzielili sobie role. Jedni światłych i zaradnych liberałów, drudzy patriotów. Pod tymi płaszczykami kryją się ich sponsorzy. Ci, którzy tak naprawdę chcą Polakami rządzić i im wszystko ustawiać. Po stronie tych nowoczesnych, wyzwolonych, europejskich chowa się twarz naszego byłego okupanta niemieckiego, który nigdy nie stracił ochoty na realizację planów Generalplan Ost. Ten plan, tylko w inny sposób, jest przecież realizowany. Jest to parcie nie tylko w kierunku Polski, ale w zasadzie wszystkich byłych Demoludów i teraz też wdarcia się, wraz z Amerykanami, na tereny dzisiejszej Ukrainy. Zawłaszczania i wprowadzania swoich porządków. Rozliczne przykłady państwo w tej chwili mają. Wszystkie rozwiązania, które mogłyby Polskę wyprowadzić na jakąś samodzielność są odrzucane, kasowane i niszczone. Mamy z drugiej strony ekipę, która oparła się na etosie patriotycznym. Dzięki temu przyciągnęła duże rzesze Polaków. Ale jeżeli pogrzebiemy dalej, to okazuje się, że z jednej strony Polaków mamiono właśnie tymi tradycyjnymi, patriotycznymi wzorcami, a po cichu wprowadzano decyzjami polityków te rozwiązania, które Polskę de facto uczyniły bankrutem.

dr Lucyna Kulińska
---------------------------
Czy nawet 900 tys. Palestyńczyków trafi do Polski? Macron przeciwko białym dzieciom - dr Lucyna Kulińska

Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 11.05.24 Pobrań: 13 Pobierz ()
11.05.2024 PolExit to słowo zakazane
Dlaczego nie ma debaty o wyjściu Polski z UE? Stanisław Michalkiewicz: PolExit to słowo zakazane

Politycy najwyraźniej mają surowo zabronione wypowiadania słowa "PolExit" - ocenił red. Stanisław Michalkiewicz w rozmowie z Łukaszem Karpielem w programie Prawy Prosty na kanale PCh24.TV.

Jak dodał, jest przyzwolenie na "konstruktywną krytykę" - jak w czasach sowieckich - tzn. dozwolona jest taka krytyka, która odbywała się na akceptacji ustroju socjalistycznego i sojuszu ze Związkiem Radzieckim.

Tu mamy dokładnie tą samą historię. Można krytykować Zielony Ład (no za bardzo nie można), ale ta konstruktywna krytyka jest dopuszczalna, natomiast na nieubłaganym gruncie uczestnictwa w UE. Dlatego pewne rzeczy nie mogą naszym politykom przejść przez gardło. Skoro my to wiemy, że mają to surowo zakazane, to oni tym bardziej to wiedzą - mówił.

Zdaniem red. Michalkiewicza, ów zakaz pochodzi dokładnie od tych samych, co "wystrugali z banana" owych polityków. - Tak było 20 lat temu. Przypomnę, że w czerwcu 2003 roku, kiedy było referendum w sprawie "anszlusu" PiS ramię w ramię z dzisiejszą PO i Lewicą, a nawet częścią przewielebnego duchowieństwa, zgodnie agitowało za "anszlusem". Więc co dzisiaj mają mówić? Jarosław Kaczyński latem ub. roku w Bogatyni powiedział, że w UE jesteśmy i być chcemy, ale suwerenni. Nie wiem jak on sobie to wyobraża, bo to jest próba skonstruowania kwadratury koła - albo w UE, albo suwerenni - mówił.

Jak zauważył, skoro Polska w traktacie akcesyjnym zobowiązała do pewnych rzeczy, m.in. do wejścia do unii walutowej, a referendum akcesyjne odbywało się w 10 lat po wejściu traktatu z Maastricht, który miał zasadnicze znaczenie dla kształtowania Wspólnoty Europejskiej i nakreślał kierunki UE jako IV Rzeszy, co miało następować "na drodze pokojowego jednoczenia Europy" i zasadniczo zmieniał formułę funkcjonowania Wspólnoty Europejskiej (do traktaty działającej w formule konfederacji, czyli związku państw). Zatem od tego czasu nie mamy już formuły związku państw, ale państwa związkowego.

- Powinni nasi umiłowani przywódcy wiedzieć co tak naprawdę nam stręczą, stręcząc nam UE. Dalszym krokiem było wejście w życie traktatu lizbońskiego, który amputował każdemu państwu członkowskiemu, z wyjątkiem Niemiec, ogromny kawał suwerenności. Do dzisiaj nie wiemy jak duży. Nie jesteśmy w stanie uzyskać odpowiedzi ani od Pana prezydenta, ani od Pana premiera, od nikogo - do czego Polska się zobowiązała w traktacie lizbońskim - wskazał red. Michalkiewicz.

Częściowo wyjaśnia to okoliczność, że Donald Tusk, który traktat podpisał 13 grudnia 2007 roku, przyznał, że go nie czytał. Stąd też jest wielce prawdopodobne, że posłowie, którzy 1 kwietnia 2008 roku głosowali nad ustawa upoważniającą prezydenta Kaczyńskiego do ratyfikacje tego traktatu, też go nie czytali. W tej okoliczności trudno oczekiwać od prezydenta, żeby on ów traktat czytał - ironizował gość PCh24.TV.

Jednak zdaniem red. Michalkiewicza, nawet po lekturze traktatu, udzielenie odpowiedzi może sprawić trudności. Dlaczego? Więcej o tym w programie Prawy Prosty - zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy na kanale PCh24.TV:
Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 11.05.24 Pobrań: 10 Pobierz ()
14.05.2024 Hydra podniosła łeb. Jak przez lata wymóżdżano kolejne pokolenia młodych.
11 września 2001 r. Amerykanie zamarli z niedowierzania i szoku. Widok dwóch samolotów wbijających się w wieże World Trade Center w Nowym Jorku, widok samolotu uderzającego w Pentagon w Waszyngtonie i widok szczątków samolotu w polach Pensylwanii, robiły wrażenie.

Te obrazy rodziły strach i stawiały pytania, co się dalej stanie, czy jeszcze ktoś zaatakuje. Obrazy te z czasem rodziły kolejne pytania: jak będziemy żyć, jak będzie wyglądać nasza, mimo wszystko bezpieczna Ameryka.

To był czas jedności. Widok stojącego na zgliszczach World Trade Center w otoczeniu nowojorskich strażaków prezydenta George'a W. Busha był pokazem wspólnoty i nadziei. Nikt chyba wtedy nie pytał, czy flaga i hymn USA są takie same dla białego człowieka i czarnego, dla hetero i homo, dla socjalisty i konserwatysty. To było jasne. Poczucie jedności społeczeństwa największego mocarstwa świata było zapewne powszechne. Bo choć mocarstwo zostało uderzone i krwawiło, wiadomym było, że odpowie. I to odpowie skutecznie - we wspólnocie.

Ta wspólnota miała wroga. Był nim, co oczywiste, radykalny islamski ekstremizm, byli nim terroryści planujący - gdzieś daleko w Afganistanie czy Arabii Saudyjskiej - kolejne zamachy. Ta wspólnota pomimo różnic, sporów, a nawet kłótni, miała w tym czasie jedną - szanowaną! - flagę i system wartości najważniejszej demokracji świata.

Ale ta wspólnota miała jeszcze innego wroga, wroga wewnętrznego, czasami pokazującego rogi, czasami przyczajonego; wroga może i gorszego niż terroryści, bo wyhodowanego u siebie.

Zła Ameryka

Powyższy przykład to mały elemencik pokazujący jak przez lata wymóżdżano kolejne pokolenia młodych Amerykanów. Okazuje się, że pomimo formalnego zakazu działalności partii i organizacji komunistycznych, można wyhodować sobie marksistów. Niektórzy początków tego procesu dopatrują się w latach 60. i 70., latach rewolucji obyczajowej i kulturowej, czasów festiwalu Woodstock, "dzieci kwiatów" i protestów wobec wojny w Wietnamie. To jest jednak uproszczenie. Nie każdy hippis był w końcu komunistą.

Wyhodowanie młodego Amerykanina zajęło dekady, ale odbywało się systematycznie, powolutku i bezwzględnie. Wystarczyło kroczek po kroczku forsować lewackie i marksistowskie programy nauczania. Wystarczyło pisać "progresywne" książki i podręczniki, aby nimi zapełnić księgarnie i biblioteki. Wystarczyło spokojnie i konsekwentnie obsadzać kadrę nauczycielską i akademicką "progresywnymi" nauczycielami i wykładowcami. Wystarczyło tworzyć "progresywne" i politycznie poprawne filmy. Wystarczyło "swoimi" ludźmi, lubiącymi nazywać się antyrasistami i antyfaszystami, obstawić media.

I wbijać do głów, że Ameryka jest zła, że jest najbardziej niesprawiedliwym państwem świata, że czarni, brązowi, homo i wszelkiej maści trans-ludzie są nieszczęśliwi i prześladowani. Że potrzebujemy innej Ameryki. Nazwijmy ją następnie Ameryką demokratycznego socjalizmu, bo na komunistyczną Amerykę, przynajmniej oficjalnie, jest za wcześnie. Obrzydźmy armię, obrzydźmy policję, obrzydźmy kościoły, w końcu - obrzydźmy tradycyjną rodzinę. Mówmy, że nie jesteśmy komunistami, bo to inna epoka. Mówmy, że chcemy wyrównywania szans, że jesteśmy za prawami człowieka i demokracją, że chcemy sprawiedliwości dla słabszych i uciśnionych, że chcemy w ogóle sprawiedliwości. I ? co najważniejsze - że chcemy wszystkiego za darmo! Darmowe mają być studia, mieszkania i opieka medyczna.

Mówmy ludziom, że świat i Ameryka to samo zło. Dlatego nie trzeba uczyć się matematyki, bo ona jest rasistowska. Trzeba uczyć się literatury homo i przekazywać, że jest ileś dziesiątek płci. Nie trzeba uczyć się, jak wymienić wycieraczkę w samochodzie, bo i po co - zawsze można podjechać do warsztatu. A mamusia i tatuś za to zapłacą.

Trzeba żądać pieniędzy i przywilejów dla potomków niewolników. Jak popełnią przestępstwo, broń Boże nie wsadzać ich do więzienia, gdyż już przeżyli traumę i cierpią. Mało tego, można zezwolić im na napady, gwałty i kradzieże. Na morderstwa również. Można to nawet usprawiedliwić. Wszak wyrównują rachunki krzywd.

Trzeba głosić, że dziecko można "abortować" nawet po urodzeniu (co już czasami się dzieje). To przecież mieści się w "prawach człowieka" i "prawach kobiet". Należy głosić, że "małżeństwa" gejowskie mogą adoptować dzieci, gdyż pedofilia ich nie dotyczy. A nawet jeśli, to kiedyś i tak się ją zalegalizuje.

Komunista Obama

Nowy Amerykanin, intelektualny eunuch, poczuł się lepiej już za prezydentury Billa Clintona. Ten był pierwszym amerykańskim prezydentem urodzonym po II wojnie światowej, znał marihuanę i potrafił grać na saksofonie. Co ważniejsze, jak na warunki amerykańskie - wyraźnie ideowo komunizował. Ale jeśli nawet nie on komunizował, a wyłącznie był liberałem, lewakiem - jak zwał, tak zwał - to robiła to doskonale jego małżonka Hillary.

Czasy telefonii komórkowej, Internetu, Facebooka i Twittera napędziły proces hodowli "progresywnego" Amerykanina. A proces nabrał galopu po objęciu prezydentury przez zdecydowanego i już jawnego komunistę Baracka Obamę. Wtedy wszelkiej maści "postępowcy" dostali wiatru w żagle. To Barack Obama rozłożył intelektualnie i charakterologicznie Amerykanów. To on pozwolił, aby wszyscy lewacy, dziwacy i szaleńcy, doszli do głosu. Poczuli się wtedy pewniej i nikt nie mógł im podskoczyć. To Barack Obama podzielił Amerykę. Wtedy ze strony tego nieszczęsnego prezydenta przyszło pozwolenie, aby odrzucić Amerykę jako taką, aby odrzucić przeszłość i tworzyć ją na nowo - jak bękarta.

Ten nowy Amerykanin chce odrzucić historię (cancel culture) i zacząć ją od zera. Należy zburzyć pomniki Krzysztofa Kolumba i Konfederatów, bo to byli rasiści. Pomniki należy stawiać na przykład George'owi Floydowi, przypadkowo zmarłemu w maju 2020 r. w Minneapolis po przyduszeniu go (zgodnie z prawem) przez policjanta - kryminaliście i narkomanowi. Dla nowego Amerykanina to Floyd był bohaterem, świętą wręcz postacią, bo... po prostu był czarny.

Nowy Amerykanin chce reparacji dla czarnoskórych za niewolnictwo (o Indianach nikt nie wspomina, bo to temat jakoś wstydliwy). Chce reparacji i przywilejów dla jakichkolwiek mniejszości. Chce wszystkiego za darmo. Ale on za nic nie musi płacić, bo ciągle mieszka u mamusi i tatusia. Nie musi pracować, bo nie ma na to czasu - musi spędzać dnie i noce "na facebooku", korzystając z iPhona za 1200 dolarów, aby walczyć ze złą Ameryką o sprawiedliwość. Jeśli już pójdzie na studia, to nie wybierze na przykład bioinżynierii lub budownictwa, lecz historię Ameryki jako państwa opresyjnego lub literaturę gejowską.

Nadzieja w Trumpie

Dla lewackiej "elity", wykładowców akademickich i dziennikarzy, dla komunistycznej organizacji Black Lives Matter, dla podobnie komunistycznej Antify, dla zblazowanych ideowo aktorów i piosenkarzy, w pewnym momencie pojawiła się przeszkoda, wróg przeogromny - Donald J. Trump.

Prezydent USA nie jest w stanie wpływać na program nauczania w szkołach czy na uczelniach wyższych, nie jest w stanie wybierać dziennikarzy poszczególnym redakcjom, nie jest w stanie zrobić wielu, wielu rzeczy. Ale jednak trochę może... Może coś powiedzieć, może wybrać sędziów Sądu Najwyższego, może obciąć jakieś fundusze.

Każdą decyzję Donalda Trumpa jak o prezydenta można oceniać i poddać analizie. Były decyzje dobre i były decyzje złe. Nie był (i nie jest) biznesmen z Nowego Jorku uosobieniem wszelakich cnót. Ale jako prezydent był prawdziwym wrogiem wewnętrznego lewactwa, wrogiem komunistów i marksistów, obojętnie, jak by się chcieli nazywać. I za to był tępiony i teraz jest zwalczany.

Chciał Ameryki normalnej, z jej wadami i zaletami, a nie Ameryki przygłupów. I w nim jest jeszcze nadzieja, aby temu szaleństwu się przeciwstawić. Nadzieja jest także w tym, co się widzi, wyjeżdżając poza Nowy Jork, Chicago czy Los Angeles. Tam jeszcze jest normalna Ameryka.

Marek Bober
https://nczas.info/
----------------------------------

Link

Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.05.24 Pobrań: 12 Pobierz ()
14.05.2024 Zielony Ład, Czerwony Jad
Kto nam podłożył Zielony Ład? Zauważyliście, że dzisiaj nikt się nie chce przyznać do tego bękarta? Są wszelkiego rodzaju analizy, dyskusje dotyczące poszczególnych aspektów, obszarów. Jedni zwalają na drugich, a ojców i matek tego "sukcesu" brak...

Proszę, znajdzie mi chronologicznie ułożoną historię, kalendarium, czyli dokument, głosowanie, kto podpisał, jakie to miało skutki, czy miało skutki itd, Nie potrafię, ale może jest tutaj taki Mocna/Mocny, który pochyli się nad tym tematem. Proszę ...

Podobno, współpracownicy Mateusza Morawieckiego zapowiadali prezentację "białej księgi" decyzji w UE podejmowanych m.in. w sprawie Zielonego Ładu. Dokument miał zawierać głosowania w PE. Za przygotowanie "białej księgi" jest odpowiedzialny europoseł Adam.Bielan. Może ta "biała księga" już jest tylko ja nie potrafię jej znaleźć. Niemożliwe, że nie potrafię...

(Notabene - o skonsolidowaną informację, analizę dotyczącą różnych zagadnień proszę i apeluję już od dawna. Z jakiś powodów ich nie ma ...)

Spróbujmy znaleźć więc architektów i sługusów tego ekoterrorystycznego dramatu.

Europejski Zielony Ład, jako flagowy projekt Komisji Europejskiej, został zaproponowany w grudniu 2019 roku przez przewodniczącą Komisji, Ursulę von der Leyen. To przedsięwzięcie miało na celu zainicjowanie szeroko zakrojonej "transformacji ekologicznej" w Unii Europejskiej. A projekt ten był aktywnie promowany i wprowadzany w życie przez Fransa Timmermansa, holenderskiego wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej z ramienia Socjalistów, odpowiedzialnego za politykę klimatyczną Unii Europejskiej.

Warto tu przy okazji zacytować Manifest z Ventotene, komunistyczny koszmar Unii Europejskiej, na którym opiera się forsowany projekt Nowego Traktatu. Zielony Ład jest bowiem jednym z głównych elementów budowania Eurokołchozu/IV Rzeszy i zlikwidowania państw narodowych, w tym Polski.

"Chodzi o stworzenie państwa federalnego, które stoi na własnych nogach i dysponuje europejską armią zamiast armiami narodowymi. Trzeba ostatecznie skończyć z gospodarczą samowystarczalnością, która stanowi kręgosłup totalitarnych reżimów. Potrzeba wystarczającej ilości organów i środków, żeby w poszczególnych państwach związkowych wprowadzić zarządzenia wydane w celu utrzymania porządku ogólnego".
/ Altiero Spinelli

Sprawdźmy więc, jak głosowali "nasi" przedstawiciele w PE. Głosowanie to jest takie SPRAWDZAM.

Wyniki głosowania w sprawie rezolucji Parlamentu Europejskiego, popierającej Zielony Ład z dnia 15 stycznia 2020 roku:

Link

Głosowanie w sprawie nowelizacji dyrektywy budynkowej, zgodnie z którą według Komisji Europejskiej ma zmniejszyć się zużycie energii i emisja gazów cieplarnianych w budownictwie (czytaj ubóstwo mieszkaniowe i energetyczne Polaków):

Link

Czyli co innego się mówi, co innego robi ...

Po sieci krąży, wiele starych screenów z poprzednich rządów PiS, gdzie PiS wyrażał się dość pozytywnie o Zielonym Ładzie. No i sprawa komisarza Wojciechowskiego, który za wiele nie mógł w tym PE, ale o swój public relations mocno dbał, tylko nie przewidział, że docelowo to będzie czarny pijar ...

Prezes Jarosław Kaczyński, podkreślił ostatnio, że Zielony Ład wprowadziła Komisja Europejska, a wszystkie zasadnicze decyzje jego dotyczące były "oprotestowywane przez PiS". Jak dodał, "były dwa potknięcia, ale nie miały one żadnego praktycznego znaczenia".

Zapewne chodziło o brak veta Morawieckiego, który powiedział, że w sprawie Zielonego Ładu było kilka dyskusji w PE, które pokazały, że cel 55 proc. redukcji CO2 cieszy się powszechnym poparciem praktycznie wszystkich państw z wyjątkiem Polski. "Więc jego wetowanie przez Polskę (co oznacza brak stanowiska Rady, a nie sprzeciw Rady (sic!)) nie miało żadnego znaczenia" - zaznaczył.

Niestety różnie oceniana jest ta decyzja Morawieckiego i przyniosła na pewno wiele szkody naszemu środowisku. Natomiast przypomnijmy, że dyskusja toczyła się w UE w XII.19 r. i dotyczyła środowiska naturalnego oraz energetyki. PiS nigdy się nie zgodził się na regulacje, przeciw którym rolnicy dziś protestują. Podrzucę Wam link do wypowiedzi Morawieckiego.

Sprawdźmy więc co poparli, a czego nie Eurodeputowani Zjednoczonej Prawicy w PE. Przypominam oponentom, że wszystko można zweryfikować, zarówno w głosowaniach PE, jak i stenogramach wypowiedzi.

Za Anną Zalewską - pod tym linkiem

"Delegacja @pisorgpl w Europarlamencie od początku opowiadała się przeciwko planom ustanowienia Zielonego Ładu. 15 stycznia 2020 roku, delegacja Polski zagłosowała przeciwko rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie Europejskiego Zielonego Ładu [RSP 2019/2956], w której Parlament nawoływał między innymi do zwiększenia ambicji Unii na lata 2030 i 2050 poprzez ustanowienie wiążących celów redukcji emisji; sugerował Komisji wdrożenie bardziej rygorystycznych norm dla samochodów spalinowych oraz postulował przedstawienia strategii "Od pola do stołu" opartej na dążeniach do wprowadzenia zrównoważonych standardów w rolnictwie.
(...)
Posłowie PiS konsekwentnie głosowali przeciwko wszystkim aktom wchodzącym w skład Pakietu Fit for 55, między innymi, przeciwko:

* Dyrektywie o handlu uprawnieniami do emisji CO2 (dyrektywa ETS, EU 2023/959), która rozszerza system i nakłada dodatkowe opłaty na obywateli ogrzewających domy węglem lub gazem oraz używających samochodów spalinowych:
* Dyrektywie dotyczącej odnawialnych źródeł energii [COM/2021/557], która znacznie zwiększa krajowe cele użycia energii odnawialnej we wszystkich sektorach gospodarki;
* Rozporządzeniu zakazującym sprzedaży samochodów silnikowych od 2035 [COM/2021/556]
* Dyrektywie w sprawie efektywności energetycznej budynków [COM 2023/1791] która w negatywnym stopniu wpłynie na ceny i wynajem mieszkań i domów z uwagi na nowe cele związane z "zero-emisyjnością" budynków czy instalacją paneli słonecznych

Nie poparliśmy również szeregu propozycji Parlamentu Europejskiego w zakresie:

* Strategii "Od pola do stołu" [2020/2260(INI)]
* Strategii na rzecz bioróżnorodności 2030 [2020/2273(INI)]
* Nowej strategii leśnej [2022/2016(INI)]

Posłowie PiS w Europarlamencie konsekwentnie podkreślali, iż projektowany Zielony Ład nie uwzględnia analizy kosztowej przyjmowanych zmian. Komisja w dalszym ciągu nie przedstawiła skumulowanej oceny skutków wdrożenia Zielonego Ładu i Pakietu Fit for 55 oraz jego kosztów. Ponadto, pomimo licznych apeli posłów PiS, Komisja nigdy nie podjęła się analizy tego jakie koszty w związku z implementacją Zielonego Ładu poniosą poszczególne państwa członkowskie co ma duże znaczenie przy określaniu celów krajowych.

W sposób szczególny eurodeputowani PiS starali się ograniczać zakres tzw. "zielonej architektury" reformowanej Wspólnej Polityki Rolnej. Nasze działania zmierzały w kierunku:

* uzyskania pełnej konwergencji zewnętrznej dopłat bezpośrednich
* ograniczenia zasad warunkowości dopłat w nowym modelu wdrażania WPR
* szczególnego traktowania małych i rodzinnych gospodarstw wiejskich
* zapewnieniu państwom członkowskim szerokiego marginesu elastyczności w zakresie http://m.in(link is external). przenoszenia środków między dwoma filarami WPR oraz w konstruowaniu krajowego planu strategicznego
* odłożenia w czasie warunkowości dopłat bezpośrednich związanych z realizacją tzw. ekoschematów, aby państwa członkowskie i rolnicy otrzymali jak najdłuższy tzw. "okres na naukę" nowych przepisów (2 lata, 2023-2024).?

Chaos informacyjny jest konkretny. Brak mocnego wybrzmienia w przestrzeni medialnej wszystkich działań dotyczących Zielonego Ładu. Dlaczego ? Jak można dopuścić to takiej dezinformacji. Jak można nie zadbać, o przejrzystość w tak kluczowej kwestii, która jest informacją priorytetową przy wyborze swojego europosła w nadchodzących wyborach do PE.

Na pewno coś pominęłam, więc apeluje, o KALENDARIUM dotyczące ZIELONEGO ŁADU i ewentualnie komentarze pod artem, to uzupełnię.

(...)

Poniżej utwór MIłosza Lodowskiego. Są już kolejne szykowane. Na pewno powiadomię. Dzieje się ...

Link

Mika
https://naszeblogi.pl/
--------------------------------

Link
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.05.24 Pobrań: 11 Pobierz ()
14.05.2024 Unijne prawo talmudu. System hodowli niewolników
"Ludzie mają być pozbawieni wiedzy. Zamiast tego mają być tresowani i mają być u nich wykształcone "umiejętności". System określi do czego ten człowiek się nadaje w kontekście korporacji unijnych. Wszyscy mają mieć niskie kwalifikacje, co jest napisane wprost."

"Rada dla rodziców: robić z dziećmi zadania domowe, nawet gdy ich nie zadają. Śledzić program, ten który jeszcze jest, te podstawy programowe przed ich wycięciem. Jeszcze są podręczniki. Śledzić postępy nauczania w szkole. I nawet jeśli szkoła nie wymaga, to samemu wymagać od dzieci."



Unijne prawo talmudu. System hodowli niewolników

Rozmawiają: Edyta Paradowska, Bartosz Kopczyński

Link

AlterCabrio
Licencja: O/S: Wersja:
Dodano: 14.05.24 Pobrań: 11 Pobierz ()
Strona 155 z 183 << < 152 153 154 155 156 157 158 > >>
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.