|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
22.09.2024 To jest hit! TAK państwo chce "pomóc" przedsiębiorcom z terenów objętych powod |
Minister finansów Andrzej Domański ogłosił za pośrednictwem mediów społecznościowych nowy program pomocowy dla przedsiębiorców, którzy ucierpieli z powodu powodzi.
Minister finansów Andrzej Domański ogłosił za pośrednictwem mediów społecznościowych nowy program pomocowy dla przedsiębiorców, którzy ucierpieli z powodu powodzi.
Jak państwo może pomóc przedsiębiorcom, których dotknęła powódź? Tworząc dla nich ulgi podatkowe? Zwalniając ich, przynajmniej czasowo, z opłacania różnej maści składek?
Otóż nie. Polskie państwo chce pomóc polskim biznesmenom, pilnując, by pomimo tragedii, która ich dotknęła, dalej byli w stanie odprowadzać podatki.
"Ruszyliśmy z projektem wsparcia zakupu kas fiskalnych przez przedsiębiorców, którzy przez powódź stracili możliwość prowadzenia biznesu. Wsparcie wyniesie do 2000 zł" - poinformował za pośrednictwem mediów społecznościowych minister finansów Andrzej Domański.
Internauci nie pozostawiają na nim suchej nitki. Pod wpisem można przeczytać:
"Super robota! Wsparcie przedsiębiorców, aby móc ich dalej okradać z owoców ich pracy. Kapitan państwo w formie!"; "To konto satyryczne, prawda?"; "Sklep splądrowany, maszyny zalane, samochody szlag trafił, ale przedsiębiorcy na pewno mają teraz w głowie jak by tu na szybkości zorganizować kasę fiskalną".
Link
Brawo za refleks; "Jak Pan widzi tragedię powodzian, to pierwsza rzeczą o jakiej Pan myśli, to żeby ich móc jak najszybciej opodatkować?".
nbzas.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.09.24 |
Pobrań: 6 |
Pobierz () |
22.09.2024 Ukraińcy przemycali murzyńskich nachodźców z Kamerunu, Gwinei i Konga. |
Funkcjonariusze Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej we współpracy z funkcjonariuszami Izby Administracji Skarbowej z Zielonej Góry, zatrzymali pięciu murzyńskich, nielegalnych imigrantów i wiozących ich w kierunku Niemiec dwóch Ukraińców.
Jak się okazało Ukraińcy przemycali czarnych nachodźców.
14 września funkcjonariusze Izby Administracji Skarbowej w powiecie sulęcińskim dokonali rutynowej kontroli jadącego w kierunku granicy z Niemcami minivana na polskich tablicach rejestracyjnych. Kierowcą samochodu okazał się 61-letni tzw. "uchodźca wojenny" z Ukrainy. Pomagał mu jego 69-letni rodak - również "uchodźca wojenny" z Ukrainy. O dziwo, prawo jazdy Ukraińca było niepodrobione, a on sam trzeźwy. Niemniej i tak doszło do przestępstwa, gdyż w części ładownej pojazdu, funkcjonariusze znaleźli pięciu nielegalnych imigrantów, pochodzących z Kamerunu, Gwinei i Konga.
Zatrzymano wszystkie siedem osób. Powodem zatrzymania nachodźców, tj. trzech obywateli Kamerunu, jednego z Gwinei i jednego z Konga był nielegalny pobyt na terytorium RP oraz usiłowanie bezprawnego przekroczenia granicy państwowej z Polski do Niemiec we współdziałaniu z innymi osobami. Wobec wszystkich tych osób zostaną wydane decyzje nakazujące im powrót do swoich krajów pochodzenia.
Z kolei dwaj "uchodźcy wojenni" z Ukrainy zostali zatrzymanych za udzielenie pomocy w próbie nielegalnego przekroczenia granicy polsko - niemieckiej. Trafili do ośrodka zamkniętego, gdzie oczekują na wyrok oraz decyzje zobowiązujące ich do opuszczenia Polski. Dodatkowo, grożą im wieloletnie zakazy ponownego wjazdu do strefy Schengen.
Gdy stosowne decyzje zapadną. "uchodźcy wojenni" wrócą [czy aby na pewno?] na Ukrainę.
magnapolonia.org |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.09.24 |
Pobrań: 5 |
Pobierz () |
22.09.2024 Po "Zielonym Ładzie" Bruksela chce "Niebieskiego Ładu". Grzegorz Bra |
Po "Zielonym Ładzie" Bruksela chce "Niebieskiego Ładu". Grzegorz Braun alarmuje: kolejny kij, bicz, kaganiec, który chcą nam założyć
- Błękitny Ład to jest polityka kontroli zużycia wody, służąca kontroli naszego życia. Chodzi o kolejny kij, bicz, smycz, kaganiec, który można nam założyć. No bo jeżeli urzędnik ma wiedzieć, kto tam i jak długo się pluska w wodzie, to znaczy, że w perspektywie urzędnik będzie się zgadzał lub nie zgadzał na to, żebyśmy brali, dajmy na to, trzecią kąpiel w miesiącu - mówił w piątek podczas specjalnej konferencji prasowej w Sejmie europoseł Grzegorz Braun.
Podczas Konferencji Marta Czech z Konfederacji Korony Polskiej wyjaśniła szczegóły nowego zamordystycznego pomysłu Unii Europejskiej. Chodzi o Europejski Niebieski Ład, tzw. Blue Deal. - Najogólniej rzecz ujmując jest to swego rodzaju odpowiednik tak zwanego Europejskiego Zielonego Ładu. Niebieski został zatwierdzony, a w zasadzie jego założenia zostały zatwierdzone przez Komisję Europejską 26 października ubiegłego roku. Dla przypomnienia dodam, że zatwierdzenie założeń Europejskiego Zielonego Ładu to jest 2019 rok. I czym one się od siebie różnią? Otóż w Zielonym Ładzie chodzi o kontrolę emisji dwutlenku węgla poprzez ustalanie odgórnych jego limitów wydzielania, a także mierzenie tak zwanego śladu węglowego. W Europejskim Niebieskim Ładzie chodzi o kontrolę zużycia wody i mierzenie tak zwanego, uwaga, śladu wodnego - tłumaczyła.
Czech przytoczyła hasła jakie towarzyszą nowej inicjatywie UE. Są to m. in.: "walka z ubóstwem wodnym", "zrównoważony rozwój infrastruktury wodnej", "oszczędzanie wody w kontekście kryzysu klimatycznego, suszy, globalnego ocieplenia" itd.
- A jakie wytyczne zawiera Europejski Niebieski Ład? To są m.in. "monitorowanie dostępu do wody", "wprowadzanie etykiety zużycia wody na rynki", "audyty wodne" i "powierzenie odpowiedzialności za kwestię wody specjalnemu komisarzowi unijnemu" - dodała.
Według przedstawicielki stronnictwa Grzegorza Brauna Europejski Niebieski Ład będzie dotyczył nas wszystkich, "bo każdy z nas korzysta z wody, ale przede wszystkim dotknie to przedsiębiorców, przemysł i rolnictwo". - Jakie będą konsekwencje wprowadzenia w życie tych nieszczęsnych założeń? To oczywiście wyższe ceny wody; reglamentacja wody; większa, bardziej rozbudowana biurokracja, która będzie się wiązała m.in. z raportowaniem na razie dla przedsiębiorców o tzw. śladzie wodnym, o którym już wspomniałam. I tutaj rozróżniamy według tego, co nam podaje Unia Europejska w swoich założeniach, trzy rodzaje śladu wodnego, zielony, niebieski i szary - zaznaczyła, po czym podkreśliła, że "zielony ślad wodny" jest to informacja wysyłana do urzędu, ile wody pochodzącej z opadów zużywamy.
"Niebieski ślad wodny" to informacja wysłana urzędnikom o tym, ile wody podziemnej i wody powierzchniowej zużywamy. Z kolei "szary ślad wodny" to informacja wysyłana do urzędu, ile wody odprowadzamy do ścieków w wyniku naszej działalności, produkcji etc.
Następnie głos zabrał europoseł Grzegorz Braun. - Kiedy euro-kołchoz sięga po władzę nad naszym życiem w kolejnych obszarach, ci wszyscy, którzy łudzili się, że ten handel emisjami wprawdzie niszczący nasz przemysł, nie dotknie naszego domowego życia, nie wkroczy w nasze domowe pielesze. I oto, Szanowni Państwo, już nie tylko wielcy fabrykanci, ale także prywatni posiadacze domowego kominka mają legitymować się i rozliczać wielkiemu bratu z tego, ile tam drewek do ognia dołożyli - rozpoczął polityk.
- Przez analogię ten błękitny ład, to jest rzeczywiście polityka kontroli zużycia wody, służąca kontroli naszego życia. Chodzi o kolejny kij, bicz, smycz, kaganiec, który można nam założyć. No bo jeżeli urzędnik ma wiedzieć, kto tam i jak długo się pluska w wodzie, to znaczy, że w perspektywie urzędnik będzie się zgadzał lub nie zgadzał na to, żebyśmy brali, dajmy na to, trzecią kąpiel w miesiącu - mówił dalej Braun.
Europoseł zażartował, że cały program Blue Deal najlepiej proroczo streścił Jan Brzechwa w wierszyku o żabie, która przyszła do doktora i usłyszała zalecenie, że ma być sucha i unikać jakiejkolwiek wody. - No i wiadomo, że puenta tego wierszyka jest taka, że po troszku została z niej kubka proszku. My nie chcemy się w proch obracać inaczej niż w trybie przewidzianym przez Boga Stwórcę. Nie chcemy, żeby w proch, w pył starte zostały nasze dokonania, nasze tradycje, nasze osiągnięcia także w wymiarze materialnym. I dlatego do diabła, tam skąd przyszli, odsyłamy wszystkich autorów zielonego, niebieskiego dealu - podsumował europoseł Konfederacji.
Źródło: YouTube / Grzegorz Braun |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.09.24 |
Pobrań: 6 |
Pobierz () |
22.09.2024 Powodziowy chaos |
Zachodnia Polska przeżywa tragedię powodziową. Ludzie w jednej chwili stracili dorobek swojego życia. Nie mają gdzie mieszkać, gdzie pracować. Niektórzy stracili życie. A w tle ta straszna trauma, wywodząca się jeszcze z pamiętnej powodzi w 1997 r.
W obliczu takich nieszczęść panuje przekonanie, że nie czas na jakiekolwiek rozliczenia, że trzeba, tak jak mówił dzisiaj premier, zjednoczyć wszystkie siły. Słuszne twierdzenie, ale... Już teraz trzeba mówić o błędach rządzącej ekipy, aby dało się ich uniknąć w przyszłości.
Zacznijmy od początku. Pada wszędzie kluczowe pytanie - dlaczego Donald Tusk 13 września uspokajał mieszkańców, mówiąc, że nie ma powodów do paniki, bo prognozy nie są zbyt alarmujące. Zaś 10 września komisarz unijny ds. zarządzania kryzysowego wydał komunikat o wielkiej skali zagrożenia dla poszczególnych państw.
Ze strony UE dotarło do nich sto ostrzeżeń. Inni wzięli sobie je do serca i się przygotowywali na nadchodzący dramat. My byliśmy uspakajani przez premiera, który wówczas zajmował się ogłaszaniem demokracji walczącej. Ludzie z terenów dotkniętych powodzią uspokoili się, ufając premierowi, który ma przecież najaktualniejsze dane. Do dzisiaj nie wiadomo czym kierował się Tusk usypiając społeczeństwo.
Jak było do przewidzenia, później zapanował ogólny chaos. Woda zrównała niemal z ziemią wiele miasteczek, nie mówiąc już o wsiach. Ludzie byli pozostawieni sami sobie. Najbardziej to odczuli, gdy woda opadła, odsłaniając ogrom zniszczeń.
W poniedziałek w Kłodzku nie było nikogo, kto pomógłby mieszkańcom w sprzątaniu. Ludzie sami pracowali. Podobnie było w Lądku-Zdroju, Głuchołazach. Dlaczego do akcji zbyt późno zostało włączone wojsko i WOT, które czekało na rozkazy?
Tusk stanął na czele sztabu kryzysowego, a telewizje transmitowały posiedzenia. Internauci od razu podchwycili lans Tuska, obliczyli koszt jego kurtki, który wynosi tyle, ile dostają zalani mieszkańcy na pierwszą pomoc, jego fotografowanie się podczas jedzenia zupy z domowego słoika.
Ale to są drobne śmiesznostki, które nie wpływają na całość akcji. A tu nie wygląda dobrze. Nieskoordynowane ze sobą wiadomości, które przyczyniają się do chaosu. Wody Polskie oskarżają Tauron o spuszczenie wody do zbiornika retencyjnego, nie powiadamiając o tym Wód Polskich. Ci tłumaczą się, że wysłali mejla, a przecież w takich wypadkach używa się telefonu.
Do sztabu kryzysowego dociera wiadomość, że woda zalewa we Wrocławiu duży zbiornik. Prezydent Sutryk wybiega w popłochu ogłaszając natychmiastową ewakuację. Na szczęście, po pewnym czasie dementuje się tę wiadomość, że woda zalewa, ale ten mniejszy zbiornik. Ludzie umacniający wały workami z pisakiem, słysząc ogłoszenie o ewakuacji, nie wiedzą co mają robić - uciekać? czekać?
Tusk ogłasza doraźną pomoc: 10 tys. natychmiast, potem 100 tys. na zalane mieszkanie, 200 tys. na zalany dom. Początkowo ogłasza przeznaczenie na powódź 1 mld zł, potem podwyższa kwotę do 2 mld. To wszystko kropla w morzu. Warto przypomnieć, że gdy istniały kłopoty ze zbożem napływającym z Ukrainy, ówczesny rząd przeznaczył dla rolników kwotę 13 mld. zł.
Tusk ani słowem nie mówi o drobnych przedsiębiorcach, którzy utracili swoje miejsca pracy. Co mają zrobić zakłady usługowe: fryzjerzy, sklepikarze, restauratorzy, właściciele mini barów? Nie wiadomo. Minister Klimatu, znana wszystkim Paulina Henning-Kloska, daje propozycję, która zdumiewa wszystkich - zachęca do brania kredytu niskooprocentowanego, a potem uściśla swój komunikat, oznajmiając, że chodzi o kredyt dla samorządów i OSP. Wynika z tego, że strażacy, którzy w akcji potracili swój sprzęt, mogą wziąć na niego kredyt. Tusk nie wyciąga z tego żadnych konsekwencji, oświadczając jedynie, że było to niefortunne twierdzenie.
Żadnych konsekwencji nie ponosi także wiceminister Klimatu, która jeszcze niedawno wypowiadała walkę zbiornikom retencyjnym, twierdząc ,że w dobie suszy są niepotrzebne i nie będzie się ich rozbudowywać.
A jedyna dymisja w tym nieszczęsnym ministerstwie to rzecznik prasowy, który tylko przekazywał wiadomości swoich zwierzchniczek. Nie mówiąc już o tym, że od kilku miesięcy został zablokowany Fundusz Sprawiedliwości, ten z którego pochodziły pieniądze na wyposażenie OSP.
Tak wygląda w dobie kryzysu państwo zarządzane przez człowieka ogarniętego maniakalną chęcią zemsty. Nawet teraz nie może się wyzbyć swojej nienawiści i na posiedzenia sztabu kryzysowego nie wpuszcza reportera Republiki. Nie ważne, że przekaz tej telewizji dociera do wielu ludzi, którzy są zdezorientowani wiadomościami. Liczy się tylko nienawiść, zemsta.
Czego można się spodziewać po państwie będącego w okowach oszalałej z nienawiści władzy? Państwie, które we wszystkich instytucjach czyści ludzi aż do sprzątaczek. Na ich miejsce zostają powołani niekompetentni ludzie. Dlaczego do tej pory nie zostało zwołane nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, na którym mogłyby zapaść jakieś rozsądne decyzje.
I znów Tusk orzekł, że takie posiedzenie Sejmu jest teraz niepotrzebne. Kolejny raz zachwianie podziału trójwładzy. A marszałek Sejmu, druga osoba w państwie, godzi się z tym, wygrażając jedynie dziennikarzowi opozycyjnej telewizji, że nic nie zrobił, aby zbudować zbiornik retencyjny. Gdyby nie dramaty ludzie można by się jedynie z tego śmiać.
A już poważnie. - konieczne jest uregulowanie Odry, budowanie nowych zbiorników retencyjnych i nie traktowanie rzeki po naszej stronie granicy jako skansenu, bo tylko na to godzi się strona niemiecka, dbająca o swoje interesy żeglugowe.
Iwona Galińska
prawy.pl
------------------------------------
19 państw europejskich, plus USA, napadło na Jugosławię i zniszczyło kraj, bombami tradycyjnymi i uranowymi.
Z przerażeniem oglądam jak wszystkie niemal kraje UE i Stany Zjednoczone pomagają Ukrainie zniszczyć... Ukrainę!
Z przerażeniem oglądam tragedię Dolnego Śląska. Ogromnie mi żal mieszkańców i ich dobytku. Nie sypiam po nocach a w dzień nachodzą mnie po nocach rozpaczliwe myśli. Boże daruj, ale wśród tej rozpaczy nie mogę się pozbyć przykrych porównań i ataków bezsilnej złości na kolejne rządy w skolonizowanej przez obcych oligarchów - Polsce. I to za zgodą milionów Polaków.
To Polska w pierwszym szeregu i wszelkimi sposobami pomaga Ukrainie całym swoim potencjałem gospodarczym, finansowym i zbrojeniowym.
Kolejne uzurpatorskie (nie)rządy, których wolne, demokratyczne "wybory" kosztują Polskę miliardy dolarów - a w tej "demokratyczne" Polsce nikt nie był w stanie zaprojektować i wybudować rzetelnej infrastruktury przeciwpowodziowej!?
Czy w Polsce rządzą sami zdrajcy i złodzieje wybrani przez pijanych kierowców, opłaconych wyborców i zwyczajnych nieuków i pajaców??
Dziwnym trafem, powodzie nie dotarły do Ukrainy. I dziwnym trafem, jak dotąd, żadne państwo nie ma ochoty przyjść Polakom z pomocą.
A może były prezydent Ukrów, niejaki obywatel demokratycznej Ukrainy, pan Zelensky, wdzięczny za pomoc jaką w dalszym ciągu otrzymuje z Polski... zorganizuje oddział ochotników na pomoc powodzianom z Polski.
Jakoś tak się składa, że Polsce nikt nie współczuje i nie ma ochoty pomagać.
Czy Polska, to kraj... sezonowy?
---------------------------------
TIRY OWSIAKA TELEFONY BND!
Link
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.09.24 |
Pobrań: 4 |
Pobierz () |
23.09.2024 Powódź. Kalendarium zaniedbań w walce z żywiołem [ANALIZA] |
Business Insider Polska: stworzyliśmy kalendarium błędów walki z żywiołem. Naprawa większości wymaga jedynie przestrzegania prawa. Są jednak i takie niedociągnięcia, które wymagają inwestycji i zmian w przepisach.
* Jak pokazuje analiza publicznie dostępnych danych, nie podjęto działań, które mogłyby nas lepiej przygotować na katastrofę, a które przewiduje prawo i procedury
* Powódź pokazała, co trzeba jak najszybciej zmienić, by sytuacja się nie powtórzyła
* Po ponad tygodniu walki z wielką wodą widać, że błędy były na różnych poziomach: od komunikacji po decyzje np. o wprowadzeniu alarmu przeciwpowodziowego
* Brak zaniedbań nie oznacza, że ominęłaby nas powódź, która dotknęła też Czechy, Słowację, Austrię i Włochy. Być może jednak szkody byłyby mniejsze
Renata Surma, burmistrz Bystrzycy Kłodzkiej, na antenie Polskiego Radia zaapelowała, by nie oskarżać się nawzajem o komplikacje związane z katastrofalną powodzią. Na pytanie, kiedy dostała pierwszy sygnał ostrzegawczy, najpierw jednak odpowiedziała, że nie czekała na ostrzeżenie z zewnątrz, śledziła prognozy pogody, a akcję zaczęła w czwartek. Dopytywana przez dziennikarzy przyznała, że sygnał z rządu przyszedł za późno, bo dopiero w sobotę. Co więc zawiodło?
Oto kalendarium błędów, które warto naprawić
1. Prognozy sobie, rząd sobie, czyli błąd niedocenienia
Mimo ostrzeżeń Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej ani samorządy, ani Polacy nie otrzymali jasnego komunikatu o zagrożeniu i konkretnych informacji o przygotowaniach.
IMGW już w środę 11 września po południu informował o grożących wezbraniach z przekroczeniem stanów alarmowych. Dwa województwa: dolnośląskie i opolskie IMGW oznaczył na czerwono, co oznacza trzeci stopień zagrożenia, czyli stan wody ponad stany alarmowe z tendencją wzrostową.
Link
IMGW nie docenił zagrożenia na Śląsku, którego nie oznaczył nawet kolorem żółtym, na co zwrócił uwagę jeden z internautów.
Link
W środę 11 września pojawił się też alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, które wysłało SMS-y do mieszkańców województw dolnośląskiego, opolskiego i wybranych powiatów z łódzkiego i wielkopolskiego, że z 11 na 12 września w kilku województwach będą intensywne, nawalne opady deszczu i możliwe podtopienia.
Następnego dnia, we wtorek 12 września tuż przed godz. 13, IMGW objął trzecim stopniem zagrożenia także województwa śląskie i małopolskie. Tego dnia odbyła się wideo odprawa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, RCB, Wód Polskich z wideokonferencją z udziałem wojewodów: opolskiego, dolnośląskiego, wielkopolskiego oraz łódzkiego, ale bez śląskiego i małopolskiego. Uczestniczyli w niej minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak oraz wiceminister Wiesław Leśniakiewicz.
Zgodnie z informacją na rządowych stronach szef MSWiA podkreślił, że "najważniejsze jest przygotowanie odpowiednich sił i środków, by być gotowym na nadchodzące opady deszczu". Podkreślił, że ważny jest przepływ informacji pomiędzy wojewodami, Państwową Strażą Pożarną oraz kierownictwem resortu. Wiceminister dodał, że "zależy nam na dobrym komunikowaniu się ze społeczeństwem. Ta kwestia będzie kluczowa".
O tym, jak ta komunikacja wyglądała, przekonaliśmy się w piątek 13 września. Wtedy sztab kryzysowy zebrał się już we Wrocławiu, a uczestniczył w nim też premier Donald Tusk. Nie było transmisji na całą Polskę, ale na konferencji po sztabie szef rządu zapewnił, że nikt nie popełni błędu z powodzi z 2010 r.
- Wtedy w piątek żegnaliśmy się uspokojeni nie najgorszymi prognozami, a w poniedziałek już duża część kraju była pod wodą, więc dzisiaj na pewno nikt tego błędu nie popełni - powiedział. I zaznaczył, że "nie ma dzisiaj powodu do paniki, ale jest powód, żeby być w pełni zmobilizowanym, aby w tych miejscach, gdzie może wystąpić jakiś dramat, żeby wszyscy mogli liczyć na możliwie szybką i skuteczną pomoc".
Jaką konkretnie? Tego nikt nie usłyszał. Jakie konkretne działania zostały podjęte? Nikt nie powiedział. A z tego, co mówi burmistrz Bystrzycy Kłodzkiej, sygnał z rządu przyszedł za późno, bo dopiero w sobotę. W piątek w świat poszła informacja, że nie ma powodu do paniki.
Link
"Dziś liczą się tylko skuteczna pomoc, ludzka solidarność i bezpieczeństwo mieszkańców. Ważne jest, co kto robi, nie co kto mówi" - napisał w premier Donald Tusk w niedzielę na portalu X. Tak odpowiedział na krytykę działań rządu ze strony PiS. Dla bezpieczeństwa państwa ważne jest jednak, co władza mówiła i czego nie zrobiła, a powinna nawet zgodnie z prawem. Być może gdyby poszedł jasny komunikat o alarmie przeciwpowodziowym, dziś Wody Polskie nie słyszałyby od społeczeństwa tylu zarzutów.
2. Zabrakło alarmu przeciwpowodziowego
Jak mówi w rozmowie z Onetem Tomasz Nowicki, burmistrz zdewastowanego przez powódź Lądka-Zdroju, działania powinny być skoordynowane na dużo wyższym poziomie, dużo wcześniej. Wiedzieliśmy, jak wyglądają prognozy pogody, więc służby mogły wspomóc nas, nim zostaliśmy odcięci od świata.
Co można było zrobić wcześniej? Na przykład ogłosić stan pogotowia powodziowego, a potem alarm powodziowy na poziomie województwa Stan pogotowia ogłasza się w przypadku wystąpienia na rzekach stanu wód ostrzegawczych, a alarm z chwilą wzrostu stanów wód do stanu alarmowego. Gdy do zagrożenia dochodzi tylko na terenie jednego samorządu, odpowiedni stan ogłasza wójt, burmistrz, jeśli na kilku w danym powiecie - starostwa.
Jeśli zagrożenie obejmuje kilka powiatów, alarm ogłasza wojewoda. To on odpowiada za politykę rządu w województwie, a także zapewnia współdziałanie wszystkich organów administracji rządowej i samorządowej w zakresie zapobiegania zagrożeniu życia, zdrowia lub mienia, a także klęskom żywiołowym.
Z analizy Biuletynu Informacji Publicznej województwa dolnośląskiego wynika, że urodzony w Bystrzycy Kłodzkiej wojewoda Maciej Awiżeń, od grudnia 2010 r. do grudnia 2023 r. starosta kłodzki, wydał dziewięć zarządzeń, ale żadne nie dotyczyło ogłoszenia alarmu przeciwpowodziowego. A jak mówi dla Onetu Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego, pierwsze monity do służb wojewody szły już od piątku, potem w sobotę, no a w niedzielę już się stała tragedia.
Zarządzenie alarmu przeciwpowodziowego wydał za to 19 września wojewoda lubuski Marek Cebula. Być może zmobilizował go do działania premier Donald Tusk, który przejął dowodzenie sztabem kryzysowym. Zarządzenie alarmu ułatwia koordynację i może zobowiązać do wielu działań.
3. Jest stan klęski żywiołowej, ale i pokazówki
16 września premier Donald Tusk ogłosił bardzo ważną decyzję. Jako pierwszy premier skorzystał z obowiązującej od 2002 r. ustawy i ogłosił stan klęski żywiołowej, a obszar nim objęty jest poszerzany zależnie od rozwoju wydarzeń. Eksperci nie mają wątpliwości, że to był bardzo dobry ruch, który też pozwolił na lepszą koordynację. Płk dr Franciszek Krynojewski, ekspert w dziedzinie obrony cywilnej, wykładowca Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa, żałuje jednak, że wszystkie procedury są po raz pierwszy testowane na tak dużą skalę. Jego zdaniem, gdyby taki stan był ogłoszony wcześniej np. w 2010 r. czy 2020 r., gdy też mieliśmy do czynienia z powodziami, mielibyśmy przećwiczone różne scenariusze i przygotowane procedury, i np. premier nie musiałby pytać, jaka jest podstawa prawna pewnych działań.
A tak dopiero wszystko się wykluwa i to publicznie, dwa razy dziennie. Od 17 września bowiem posiedzenia sztabu kryzysowego - o godz. 7 i godz. 18 - są transmitowane na żywo, co nie wszystkim się podoba. - Tusk sięgnął po metodę putinowską, której się w demokracjach nie stosuje. Tak nie ma w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji, nigdzie. To jest typowy autorytarny model zarządzania - powiedział w programie TVP Info publicysta Jacek Żakowski. W ten sposób ocenił łajanie urzędników przez premiera podczas odpraw na sztabach kryzysowych w związku z powodzią.
4. Szok zamiast spójnej komunikacji
Transmisja posiedzeń sztabów przede wszystkim jednak wywołuje problemy komunikacyjne. We wtorek 17 września podczas pierwszego transmitowanego porannego sztabu premier został zszokowany przez Joannę Kopczyńską, prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, która poinformowane o zrzucie wody przez Tauron, który stworzył zagrożenie powodziowe dla wrocławskiego osiedla Marszowice. Tauron zaprzeczył tej informacji, a sporem między dwoma podmiotami żyła cała Polska. Z kolei na popołudniowym posiedzeniu prezydent Wrocławia Jacek Sutryk poinformował o pęknięciu wału w Mietkowie. Alarm okazał się fałszywy, ale zanim został zdementowany, usłyszały go miliony.
Ponadto do 17 września brakowało jednego miejsca w sieci, w którym można byłoby znaleźć wszystkie ważne informacje na temat powodzi: o prognozach, alertach, planowanej pomocy. Dopiero w środę 18 września została uruchomiona specjalna strona rządowa. Wcześniej szokujące informacje płynęły też z samego rządu, np. zapowiedź minister resortu klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloska o nisko oprocentowanych pożyczkach na likwidację skutków powodzi. Pojawiła się też informacja o odsunięciu od zarządzania, choć samorządy same prosiły o wsparcie.
5. Odsunięcie czy oczywista pomoc w zarządzaniu kryzysowym
W środę 18 września po południu TVN24 pokazał dramatyczny apel mieszkanki Stronia Śląskiego, która zwróciła się bezpośrednio o pomoc do premiera. - To miasto nie jest gotowe na zarządzanie kryzysowe. Władze miasta nie są na to gotowe. Bardzo prosimy, żeby przysłać kogoś, kto zajmuje się zarządzaniem kryzysowym, bo nikt nie wie, co ma robić - mówiła. Donald Tusk zareagował na apel blisko trzy godziny później. "Nadbrygadier Michał Kamieniecki przejął od burmistrzów Stronia i Lądka zarządzanie kryzysowe" - napisał na portalu X premier.
Link
Tomasz Nowicki, burmistrz Lądka-Zdroju, w rozmowie z Onetem powiedział, że o taką pomoc apelował już kilka dni wcześniej. ? Potrzebna jest dywersyfikacja działań, potrzeba ludzi, którzy są przygotowani zawodowo do walki z kryzysem, jakiego nie spotkaliśmy od II wojny światowej. Wiem, jak funkcjonują służby w Polsce, wiem, jak są doskonale przeszkolone, by koordynować działania, dlatego od samego początku, czyli od momentu, gdy zostaliśmy całkowicie odcięci od świata, gdzie tylko mogliśmy się dodzwonić, tam wysyłałem prośby o pomoc w koordynacji tego dramatu. Wydaje mi się, że wtedy nie było świadomości, jak ogromna jest skala zniszczeń - mówił Onetowi Nowicki.
Premier jednak posłuchał dopiero apelu w telewizji, a w świat poszła informacja, że obaj burmistrzowie zostali odsunięci od zarządzania. Z takim przekazem nie zgadza się Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego. - Ani ja, ani burmistrz Lądka-Zdroju od niczego nie zostaliśmy odsunięci. Może proceduralnie tak to wybrzmiało, że zabrano nam kompetencje, ale ja nie nazywam tego odsunięciem, ale współdziałaniem. Chciałbym, żebyśmy to tak nazywali, bo my od niczego się nie uchylamy, ale współpracujemy z dowódcą i nadbrygadierem przy działaniach prowadzonych w Stroniu Śląskim - zaznacza burmistrz.
Mały samorząd, w którym sztab kryzysowy składa się z kilku osób, m.in. wójta, burmistrza, pracowników gminy i przedstawicieli straży oraz policji, nie jest w stanie sobie poradzić z tak dużym zagrożeniem. Nie ma przełożenia np. na wojsko, które jak widać, jest niezbędne w niesieniu pomocy. Dlatego może specjaliści powinni przejąć też zarządzaniem kryzysowym w małych gminach czy nawet powiatach, np. kłodzkim, gdzie ciągle jest mnóstwo małych miejscowości odciętych od pomocy, a ich samorządy są za małe, by poradzić sobie ze skutkami powodzi. Stamtąd też słychać głosy o pomoc.
6. W gąszczu przepisów i procedur na papierze
Za ochronę przed powodzią i koordynację działań przeciwpowodziowych zgodnie z prawem wodnym odpowiada minister środowiska i Wody Polskie przy współpracy z premierem. Do powodzi przygotowuje już szef MSWiA, który jest jednak informowany przez m.in.: Wody Polskie czy IMGW o zagrożeniach.
W skrócie jednak wygląda to tak, że każdy szczebel ma swój sztab kryzysowy, a informacje są przekazywane z dołu do góry, lub z góry na dół, tzn. gminne centrum zarządzania kryzysowego raportuje do powiatowego, powiatowe do wojewódzkiego, a wojewódzkie do rządowego i na odwrót. Teoretycznie wszystko działa, póki jest łączność.
Renata Surma, burmistrz Bystrzycy Kłodzkiej, powiedziała w Polskim Radiu, że burmistrz Międzylesia nie mógł się skontaktować ze sztabem kryzysowym, bo nie było już łączności, przez to za późno dostała ważne informacje. Polska bowiem wciąż nie ma spójnego bezpiecznego systemu łączności dla administracji i służb bezpieczeństwa powiązanego z systemami wojskowymi do przesyłania informacji, w tym zastrzeżonych. Renata Surma szykuje krótkofalówki, ale zaznacza, że na przyszłość ta łączność powinna odbywać się inaczej. Płk dr Franciszek Krynojewski uważa, że powinien być jeden system informatyczny do zgłoszeń, w którym można byłoby na bieżącą monitorować sytuację i podejmować decyzję.
A to nie wszystko, czego brakuje. Konia z rzędem jednak temu, kto zna zasady ochrony ludności i zarządzania kryzysowego. Prawda jest bowiem taka, że obrona cywilna istnieje tylko na papierze. W 2022 r. weszła w życie Ustawa o obronie Ojczyzny, która chyliła regulacje dotyczące obrony cywilnej. W praktyce obrona cywilna ogranicza się do sprawdzania, czy działają syreny alarmowe, o ewakuacji wiemy niewiele. To ma się w końcu zmienić, bo rząd w cieniu powodzi, 17 września, w końcu przyjął projekt Ustawy o ochronie ludności. Zgodnie z nią za ochronę ludności ma odpowiadać minister właściwy do spraw wewnętrznych. Już dziś szef MSWiA to również najważniejsza osoba w zarządzaniu kryzysowym, choć obecnie dowodzi premier.
Business Insider |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 23.09.24 |
Pobrań: 4 |
Pobierz () |
27.09.2024 Forum Ekonomiczne w Karpaczu 2024 |
Wróciłem z Forum Ekonomicznego w Karpaczu, czyli z "polskiego Davos", w którym brało podobno udział aż 5.000 uczestników.
Byłem na tej imprezie pierwszy raz i korzystając z okazji chciałbym się z moimi Czytelnikami podzielić pewnymi obserwacjami i odczuciami, które wyniosłem z udziału w panelach dyskusyjnych i rozmów kuluarowych. Będzie to moje wrażenie osobiste i subiektywne.
Paneli dyskusyjnych było pewnie ze 150 czy 200 i siłą rzeczy wziąłem udział tylko w kilkunastu. Będzie to relacja subiektywna i musi taką być, gdyż jedna osoba nie może przysłuchiwać się wielu dyskusjom dziejącym się w kilku czy kilkunastu salach równocześnie.
Jeden element przewijał się na obradach bezustannie, a mianowicie problem miejsca Polski w świecie.
Generalnie polscy dyskutanci prezentowali stanowisko skrajnie kosmopolityczne. Permanentnie opowiadali o interesach "świata", o interesie Unii Europejskiej, o interesie Niemiec, o interesie Ukrainy, o zmianach klimatycznych, o demokracji i prawach człowieka, o "wartościach", etc.
Pojęcia takie jak Polska czy interes polski były w wystąpieniach polskich dyskutantów praktycznie nieobecne.
Tak się przypadkowo złożyło, że w dwóch panelach, którym się przysłuchiwałem, uczestniczył wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna. W jego wypowiedziach nie doszukałem się śladu zainteresowania Polską. Mieliśmy za to całą tę dobrze znaną nam narrację o "świecie", Europie, Ukrainie, etc.
W pewnym momencie Pan Minister złożył quasi-religijną deklarację wiary w zwycięstwo Kamali Harris w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, wprost posługując się słowami Martina Luthera Kinga: "I have a dream!". Na poparcie swoich tez raz za razem przytaczał cytaty z - jako to mawiano za komuny - "klasyków". Tym razem klasyk (klasyczka?) była jedna, a mianowicie Frau Ursula von der Leyen. Niestety, nie była to w Karpaczu postać wyjątkowa. Jeden z polskich ekonomistów wprost ogłosił, że najważniejszym problemem Polski jest wzrost PKB w? Niemczech.
Czy ten ostentacyjny kosmopolityzm wielu polskich dyskutantów wzbudzał sprzeciwy? Tak. Przeciwko temu poglądowi protestował jeden z biorących udział w debatach Węgrów, protestował były Prezydent Czech Vaclav Klaus. Ba! Zaprotestował nawet jeden z Niemców, gdy usłyszał, że trzeba skasować w poszczególnych państwach członkowskich UE własne instytuty badawcze i stworzyć jeden euro-instytut badawczy.
Niemcy oczywiście są za integracją europejską, ale tylko wtedy, gdy odpowiada to ich interesom. Tymczasem niemieckie fundacje i media wyhodowały w Polsce tak skrajnych Europejczyków, że nawet Niemcy uznali ten stan ducha za ekstremizm! Niestety, wszelkie głosy na temat istnienia narodowych interesów polskich, wypowiadane przez zagranicznych gości, spotykały się z gorącymi protestami posiadaczy polskich paszportów. Trudno powiedzieć czy było to bardziej przykre, czy bardziej żenujące. Ci ludzie Wielkiej Polski nie zbudują!
Drugą kwestią istotną były relacje Polski z Chinami i Indiami. W kuluarach szybko zauważono nadreprezentację gości z Indii w stosunku do gości z Chin. Zresztą na jednym z paneli wprost zapytała o to chińska dziennikarka. Dało się wyraźnie odczuć brak zainteresowania polskich elit do współpracy z Chinami, także ekonomicznej, przy jednoczesnej niezwykle dużej chęci do współpracy z Indiami. Uzasadniano to koniecznością dezintegracji grupy BRICS poprzez jednoczesny konflikt z Pekinem (i Moskwą) i intensyfikację współpracy z Delhi. Jeden z dyskutantów z Węgier zauważył, że Chiny inwestują na Węgrzech, gdy Indie mają współpracować z Polską.
Jest to oczywista wskazówka, że polskie elity dostały takie wytyczne z Waszyngtonu i Londynu, aby rozbijać BRICS i pacyfikować chińską inicjatywę Nowego Jedwabnego Szlaku. I Polska, jako państwo neokolonialne, realizuje w tej mierze polecenia Anglosasów. Wbrew swoim oczywistym interesom własnym.
Samosterowne Węgry Orbana wybrały Chiny i najprawdopodobniej będą ciągnęły wielkie zyski stając się hubem na linii Pekin-Europa. W zamian my będziemy mieli tysiące hinduskich imigrantów, których masowo zaczął do Polski wpuszczać już Mateusz Morawiecki, służących za tanią siłę roboczą głównie dla międzynarodowych korporacji działających w Polsce.
Widać było, że biorące w dyskusjach osoby z polskimi paszportami bardzo obawiały się skuteczności rzucenia wyzwania do walki o hegemonię "wolnemu światu" ze strony tandemu Chin i Rosji. Jeden z uczestników wprost powiedział w jednym z paneli, że wojnę ukraińsko-rosyjską należy traktować jako konflikt pomiędzy "wartościami Putina" a "wartościami Kamali Harris i Ursuli von der Leyen". Po czym, w stanie mistycznego uniesienia, zakrzyknął, że "Ukraina musi wygrać!".
I na koniec ciekawostka. Patrzę, w panelu na temat Zielonego Ładu ma uczestniczyć Jakub Wiech, wraz z dwoma znanymi "denialistami klimatycznymi", a przy okazji doktorami ekonomii. Biegnę na panel. W sali gęstwi się tłum czekający na ciężki nokaut, zachwycony, że ideolog klimatyzmu wreszcie będzie musiał zmierzyć się w walce z zawodnikami wagi ciężkiej.
Niestety, Wiech nie pojawił się, a prowadzący panel ogłosił, że dyskutant nie dotarł. Sala zaprotestowała, że przecież dyskutant jest w Karpaczu! Także zaprotestowałem, gdyż poprzedniego dnia osobiście go spotkałem i zamieniliśmy kilka słów, a w dniu samej debaty rano jadł śniadanie stolik ode mnie! Co więcej, na swoim profilu na "X" zamieścił dwie sweetfocie z Forum! Sala uznała tę absencję za rejteradę, a ja postanowiłem udokumentować całe zdarzenie fotką z pustym krzesłem i tabliczką "Jakub Wiech". To historyczne zdjęcie zamieszczam jako ilustrację tego tekstu.
Link
Adam Wielomski
https://konserwatyzm.pl
--------------------------------
Są Polacy, gotowi każdej chwili krzywdzić Polskę, z obawy, żeby nie skrzywdzić kogo innego?
Dla naszej malej gospodarki dobre stosunki handlowe z jakimkolwiek molochem mającym ok. półtora miliarda populacji mogą być bardzo korzystne. Dobra współpraca z Indiami może nam przynieść równe korzyści jak ta z Chinami. BRICS czy G7 dla rozwoju Polski, na tym etapie, nie mają kluczowego znaczenia. Potrzebujemy inwestycji w energię i w przemysł, potrzebujemy rynków zbytu dla naszej gospodarki.
Tak się gra, na ile przeciwnik pozwala, ważne aby były z tej gry wymierne zyski dla Polski. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 27.09.24 |
Pobrań: 1 |
Pobierz () |
27.09.2024 Tusk rżnie durnia, przedstawiając w Sejmie informację na temat powodzi, za którą ponosi |
Wrześniowa powódź, która uderzyła w Polskę, była jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń pogodowych w ostatnich latach.
Premier Donald Tusk, który jeszcze 13 września uspokajał, że "prognozy nie są przesadnie alarmujące", dwanaście dni później podczas wystąpienia w Sejmie wskazał, iż kataklizm był wynikiem "największej ulewy w historii regionu". To stwierdzenie miało na celu usprawiedliwienie pewnych niedociągnięć rządu w obliczu tak nagłej i bezprecedensowej sytuacji.
Tło: pierwsze prognozy i reakcja rządu
W środę wieczorem, 25 września, premier Donald Tusk wraz z ministrami zaprezentował w Sejmie informacje na temat powodzi oraz podjętych działań mających na celu usunięcie jej skutków. Premier podziękował "cichym bohaterom" - mieszkańcom terenów dotkniętych przez żywioł, którzy wykazali się solidarnością i współpracą, mimo trudnych warunków. Tusk zaznaczył, że "wszyscy - niezależnie od barw partyjnych - jednoczą się z nimi w tym trudnym czasie".
"Prognozy nie były przesadnie alarmujące"
Premier przypomniał słowa, które padły 13 września, gdy zapewniał, że "prognozy nie są przesadnie alarmujące, ale nie ignorujemy tych prognoz". Jeszcze wtedy nie było mowy o powodzi, a główne prognozy meteorologiczne nie wskazywały na skalę zagrożenia, która miała się objawić kilka dni później. Jednakże, jak wskazał Tusk, powódź, która nawiedziła Polskę, była skutkiem największej ulewy w historii Europy Środkowej. "Nigdy tak dużo deszczu nie spadło w tak krótkim czasie" - podkreślał premier.
Wezwanie do solidarności
Tusk zauważył, że w rozmowach z mieszkańcami zniszczonych terenów wielokrotnie spotkał się z prośbami o wsparcie ponad podziałami politycznymi. - Słyszałem, że oczekują od nas solidarności, a nie politycznej bijatyki - powiedział premier. Przypomniał także, że w momentach kryzysowych Polacy wielokrotnie zdawali egzamin z solidarności. "W polskiej historii zawsze sprawdzaliśmy się, kiedy w dramatycznych momentach jednoczyliśmy się z tymi, którzy najbardziej potrzebowali wsparcia".
Krytyka i odpowiedź opozycji
Podczas wystąpienia w Sejmie, premier odniósł się także do przerywania jego wypowiedzi przez posłów opozycji, zwłaszcza z PiS. "Kiedy nie ma się nic konstruktywnego, mądrego do powiedzenia, lepiej milczeć i słuchać tych, którzy chcą podzielić się informacją" - stwierdził Tusk. To odniesienie do posłów PiS miało na celu zwrócenie uwagi, że w obliczu tak dużej tragedii priorytetem powinno być wspólne działanie, a nie polityczna walka.
Problem fake newsów i "rosyjskiej dezinformacji" - czyli standardowy kabaret w wykonaniu ukraińskich sług z rządu
Premier Tusk przestrzegł przed rozprzestrzenianiem "dezinformacji i fake newsów", które w momencie kryzysu potrafią siać dodatkowy chaos. Jako przykład podał fałszywe informacje o wysadzaniu wałów powodziowych, co miało wzbudzać niepotrzebną panikę. Tusk podkreślił, że nie można dopuścić, by "złe działania" i "źli ludzie" zniszczyli zaufanie społeczeństwa do rządu i służb ratowniczych.
Wskazał także na wzrost aktywności kont powiązanych z Rosją, które miały na celu podsycanie niepokojów społecznych. Warto jednak dodać, że ruda kłamliwa świnia, która ponosi pełną odpowiedzialność za sytuację, z jaką mierzyła się południowa Polska, nie przestawiła na to żadnych dowodów.
Rozliczenie działań ratowniczych
Premier zapowiedział, że akcja ratownicza oraz działania antypowodziowe będą dokładnie rozliczone. "Wszystko zostanie sprawdzone" - zapewnił. Zwrócił się również do opozycji, uznając ich prawo do krytyki, ale zaznaczył, że krytyka powinna być oparta na faktach, a nie na politycznych kalkulacjach. Premier obiecał, że zostanie przeprowadzony audyt działań, który wyjaśni, czy i gdzie doszło do opóźnień w udzielaniu pomocy. [Winni będą producenci worków - admin]
https://legaartis.pl
---------------------------------
Jest problem panie Tusk - ani słowa o dochodzeniu, osądzeniu i ukaraniu winnych. No, gdzie jest Bodnar? Toż w pierwszych dniach państwo nie istniało...
Link
Mam ugruntowany pogląd , że II premierostwo Tuska to dwa ,trzy kroki do rozbiorów: pierwszy krok zrobiła Partia interesów(wiadomo czyich) wprowadzając konia trojańskiego a Tusek pogłębia ten UPAdek. Skoro prąd za darmo to za co Ukry do tej pory płacili ? Bonami w Biedronce czy Lidlu ?
Kto policzy czeskie szkody poczynione przez oczyszczalnie ścieków w czeskiej Ostrawie. Przez pół roku do Odry z 300 tys. miasta będą płynąć havelków fekalia. Jak to miało miejsce przy zrzutach warszawskich do Wisły w miejscu kolektora ścieków. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 27.09.24 |
Pobrań: 2 |
Pobierz () |
27.09.2024 Dlaczego Tusk nie chce wydalić przyjętych przez PiS 366 tys. niepożądanych migrantów? |
Od kilku dni przetacza się w mediach, wzmocniona potępieńczym chórem, zaczerpnięta z raportu NIK, informacja o wizach dla 366 tysięcy mieszkańców Afryki i Azji.
Fakt ten bardzo zbulwersował Donalda Tuska i innych polityków. Wielu z nich dało wyraz swojemu oburzeniu na Twitterze/X.
Link
grafika: kurier-pol-au.net
Elektorat KO podziela oburzenie swoich politycznych idoli, którzy biadolą w mediach nad skandalem. Jednak na pytanie skoro jest to złe, to dlaczego jeszcze te osoby nie zostały, w takim razie, wydalone z Polski - Elektorat Koalicji Olaków, słysząc to pytanie, wpada w mentalny stupor.
Czy ktokolwiek słyszał chociażby o rozpoczętej procedurze eksmisji nieproszonych gości? Nie. Tymczasem proceder wpuszczania świeżutkich nachodźców zagrażających mieniu, zdrowiu i życiu Polaków, trwa w najlepsze.
Od początku 2024 do końca maja Niemcy cofnęli i "zwrócili" Polsce 7371 "migrantów". Niezależnie od tego cały czas trwa proceder oficjalnego i nieoficjalnego przemytu od wschodniej strony.
Liczbę 7371 podał bankier.pl powołując się na dane pochodzące z Polsko-Niemieckiego Centrum Współpracy Służb Policyjnych, Granicznych i Celnych w Świecku.
Aktualności |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 27.09.24 |
Pobrań: 2 |
Pobierz () |
28.09.2024 Więcej prostackiej propagandy, powodzianie może wytrzymają (?) |
Choć powodzie na ziemiach należących obecnie do III RP zdarzały się co najmniej od ponad tysiąca lat i bywały znacznie gorsze w skutkach niż ta obecna czy z 1997 roku, to nikt się tym specjalnie nie przejmuje. Nikt z osób działających publicznie. W mediach bezwstydnie wygaduje się najbardziej banalne kłamstwa czy formułuje się absurdalne zarzuty.
Powodzie od setek albo tysięcy lat
Powodzie w Polsce, w szczególności na Dolnym Śląsku czy Śląsku, występują nie od lat, ale od wieków. A gdybyśmy mieli jak to sprawdzić, to zapewne występują od tysiącleci. Pojawienie się człowieka w tych regionach niczego nie zmieniło, choć niektórzy próbują sugerować, że jest inaczej.
Układ Dolnego Śląska sprawia, że region jest bardzo narażony na powodzie. Jedna z najgorszych powodzi miała mieć miejsce w 1310 roku. Jan Długosz w swojej kronice pisał, że drugi dzień powodzi zatopił "całe przedmieście Kłodzka", gdzie "utonęło przeszło dwa tysiące ludzi".
Solidna ulewa i powódź była również podczas starcia sił francuskich i prusko-rosyjskich pod Kaczawą, 26 sierpnia 1813 roku. Uznaje się, że powódź wielkich rozmiarów, która wówczas nawiedziła tereny Dolnego Śląska, była przyczyną porażki Francuzów w bitwie i gwoździem do militarnej trumny Napoleona Bonapartego.
Natomiast najstarsza historycznie odnotowana powódź w Polsce pochodzi z końca X wieku. Oczywiście, są to przekazy ustne, które kronikarz spisał, słysząc przekaz od kogoś, który ktoś kiedyś usłyszał od kogoś innego etc. Więc przekaz może być nie do końca dokładny.
Wskazuje jednak, że powodzie w Polsce występowały i bywały znacznie tragiczniejsze w skutkach niż dzisiaj. A i zanim historycznie odnotowano powodzie, te na pewno występowały w tym regionie.
Powódź spowodowało podważanie klimatyzmu
Nie przeszkadza to jednak klimatystom w wykorzystywaniu tragedii ludzi połączonej z nieudolnością władz w szerzeniu swoich fideistycznych bzdur, obarczając przy tym de facto winą osoby, które w pierdoły o zmianach klimatu rzekomo wywoływanych głównie przez człowieka, nie wierzą.
- "Ludzi, którzy publicznie kwestionowali zmiany klimatu i ich skutki dla Polski, należy wysłać do przymusowej pracy społecznej przy usuwaniu strat na zalanych terenach" - napisał na X Jan Mencwel, współtwórca stowarzyszenia "Miasto Jest Nasze".
Tak więc nie jesteś idiotą? Wiesz, że powodzie były znacznie wcześniej i bywały gorsze i zwyczajnie nie uważasz, że obecna powódź spowodowana jest dogmatyką klimatystów i tym, że nie chcesz pić z papierowej słomki? To należy wysłać Cię do obozu pracy.
Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii podobnie, z tym że nie chce wysyłać nikogo na przymusowe roboty. Zamiast tego proponuje rabunek, zwany "specjalną opłatą karną nakładaną na publiczne wypowiedzi negujące antropogeniczne zmiany klimatu".
Podobnych wypowiedzi było wiele, choć nie wskazywały na "karanie" zuchwalców mających czelność korzystać z wolności słowa i przytaczania faktów zgodnie z kontekstem sytuacyjnym. Tzw. denialiści klimatyczni - czyli osoby nie dające się zwariować i weryfikujące brednie klimatystów - są de facto współwinni powodzi. Absurd, ale przez wielu odbiorców klimatystycznych traktowany jako święta prawda.
Link
Wina Tuska/Kaczyńskiego/innego rządu
Najgorsze w tym wszystkim rzecz jasna jest zachowanie polityków, partyjnych i ich propagandystów, niesłusznie nazywanych "dziennikarzami". Tradycyjnie PiS zarzuca nieudolność KO, a KO PiS-owi. Opozycja - która przecież rządziła przez osiem lat - krzyczy: "wina Tuska", rząd zbagatelizował zagrożenie.
Wybitnie wyróżnia się tutaj strona pisowska z przystawkami. Użytkownik X Fan Jacka Gnoja zrobił kilka zestawień pasków z telewizji Republika. Co na nich możemy przeczytać? "Służby Tuska nie radzą sobie z ulewnym deszczem", "Służby Tuska nie radzą sobie z opadami deszczu", "Tusk zlekceważył zagrożenie - są ofiary i zalane miasta", "Czesi radzą sobie z powodzią, Polska tonie", "Tusk: ?Różne kraje różnie sobie radzą?", "Czesi ostrzegali przed powodzią - Tusk przekonywał, że ?prognozy nie są przesadnie alarmujące?".
To ostatnie jest akurat prawdą. Donald Tusk faktycznie w piątek dwa tygodnie temu twierdził, że "dzisiaj nie ma powodu, żeby przewidywać zdarzenia w skali, która wywołałaby zagrożenie na terenie całego kraju". - Nie ma powodu do paniki, ale jest powód, żeby być w pełni zmobilizowanym - mówił Tusk.
W mediach społecznościowych korzystają z sytuacji czołowi pisowscy politycy, formalnie do PiS (jeszcze) nie należący. Zbigniew Ziobro na X twierdził, że "kiedy Zjednoczona Prawica kierowała państwem, strażacy nie musieli prosić, żeby ktoś im przekazał środki na nowy sprzęt". Przy tej bezczelnej wypowiedzi przypomnieć muszę, że na Ukrainę za darmo wysłano dziesiątki tysięcy jednostek sprzętu, w tym pomp używanych do wypompowywania wody. W innym wpisie chwalił się, że "Fundusz Sprawiedliwości przeznaczył na ten cel [środki na sprzęt - red.] ponad ćwierć miliarda zł".
Z kolei rządowa strona wydaje się być istnym kosmosem. Urszula Zielińska, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu znana z radykalnie klimatystycznych postulatów i minister Klimatu Paulina Hennig-Kloska, są de facto twarzami wstrzymywania prac nad zabezpieczaniem rzek przed wylaniem. W imię natury i klimatu właśnie. Ponadto Zielińska, zapowiedziała propozycję pożyczek dla powodzian z oprocentowaniem 2,5 proc. Jedna z czołowych postaci rządu państwa, które za darmo oddawało sprzęt Ukraińcom, a setkom tysięcy z nich zapewniło przywileje w Polsce, proponuje Polakom dotkniętym powodzią pożyczkę z oprocentowaniem.
Polak przed szkodą i po szkodzie głupi
Podsumowując sytuację, III RP jest nadal formalnie państwem, które w rzeczywistości jest mokrym kartonem posklejanym ekskrementami. Obecnie jest wybitnie mokrym kartonem, lecz jego istota się nie zmieniła.
Faktem jest, że jeśli państwo już chce działać i się wtrącać - a III RP jest państwem socjalistycznym i interwencjonistycznym - to jest totalną kompromitacją fakt, że od 1997 roku nic się nie zmieniło. Fatalnie o politykach świadczy to, że nie potrafią powstrzymać się od ataków i zbijania kapitału politycznego, w momencie gdy trwa powódź. Choć - jak wielokrotnie już to zaznaczałem - najwyraźniej przywykliśmy do tego. Bo mnie te reakcje w ogóle nie szokują.
Państwo zajęte jest na co dzień rozkradaniem tubylców oraz podjudzaniem swoich wyznawców propagandą, nie ma czasu na konkretne działania. O zbiornikach retencyjnych, tamach czy innych zabezpieczeniach zaczyna się myśleć tylko w sytuacji kryzysowej, gdy już jest za późno na realne działania i prewencja w danym momencie nie ma racji bytu.
A ludzie? Ludzie to akceptują. Polacy dali się wytresować na partyjną lojalność i potakiwanie swoim umiłowanym przywódcom. Przyzwoitość nie ma dla nich żadnego znaczenia. De facto nie ma znaczenia jeszcze bardziej niż dla polityków, gdyż ludzie w partii politycznej widzą coś na kształt zbawienia.
Na koniec jeszcze pytanie. Spójrzcie, proszę, na chaos informacyjny oraz nieprzygotowanie państwa na realne zagrożenie. Wyobraźcie sobie teraz, że nie mamy powodzi, tylko inwazję obcego państwa. Nie musi być to Rosja, Ukraina czy Niemcy. Dajmy na to - państwo wielkości Słowacji czy Litwy. Jak myślicie, ile trwałaby obrona, zanim rząd ogłosiłby kapitulację? Przecież III RP nie potrafi poradzić sobie dosłownie z niczym.
Dominik Cwikla
nczas.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 28.09.24 |
Pobrań: 1 |
Pobierz () |
28.09.2024 Porażka Pana Applebauma |
W polityce tyle się dzieje, że aż nie tyle chce się, co musi się o tym pisać, a tu życie zaciska pętlę na szyi. Mama złamała kość biodrową, co oznacza dla mnie ogromne problemy. Mam nadzieję, że mama przeżyje, a może będzie nawet chodzić.
Nawet jednak najbardziej optymistyczny rozwój wydarzeń zakłada, że nie wiadomo jak długo potrwa okres rekonwalescencji, a dla mnie to oznacza ograniczone niemal do zera możliwości zarabiania. Bywało ciężko i jakoś dawałem radę. Jednak tak ciężko jeszcze nie było.
Nie dopuszczam myśli, że nie dam rady, ale to była do tej pory potężna tama, która chyba zaczyna przeciekać. Mamy nigdzie i nikomu nie oddam, nawet żebym musiał się stoczyć do jakiejś niewyobrażalnej nędzy. Ta nędza nigdy nie dotknie mamy.
.
To pewnie już moja zboczona maniera, żeby osobistą sytuację konfrontować z polityczną sytuacją w Polsce. I tak się dzisiaj dzieje.
.
Przed laty prowadziłem osobistą listę rankingową największych narcyzów i jednocześnie kabotynów w polskiej polityce. W latach 90. najczęściej dwa czołowe miejsca zajmowali Henryk Goryszewski i Grzegorz Kołodko. Nie chodzi tu o brak kompetencji obu panów, bo tego im nie odmawiałem, ale o styl i sposób prowadzenia polityki na styku media i opinia publiczna.
Dzisiaj na tym styku, bezsprzecznie największym narcyzem i kabotynem jednocześnie jest Radosław Sikorski. Pan Sikorski jest mężem pani Anny Applebaum. Pani Applebaum, to osoba bardzo wpływowa w świecie amerykańskiej polityki, zwłaszcza po jej demokratycznej, czyli lewicowej stronie.
Jak napiszę, że pani Applebaum, to Żydówka, to w pewnym kręgu zamknę dyskusję, jako antysemita. Trudno. Moi "polemiści" zarzucali mi już, żem pedał, komuch, faszysta, męska szowinistyczna świnia, dzierżymorda, endek (to ma być inwektywa, choć dla mnie to stwierdzenie pozytywnego faktu) i ostatecznie kawał łysego chu... Trudno, co robić? Satysfakcję czerpię z tego, że nie krzyczano za mną złodziej i łapówkarz.
Swego czasu pani Applebaum pozytywnie odniosła się do ukraińskiego nacjonalizmu - w moim rozumieniu szowinizmu w jego banderowskim wydaniu - ponieważ dobrze służył amerykańskiej, antyrosyjskiej polityce. Ta ostatnia opinia, to już moja interpretacja, ale twierdzę, że trafnie odczytująca amerykańską politykę.
Tymczasem mąż swojej żydowsko - amerykańskiej żony, jako minister spraw zagranicznych obecnej formy polskiej państwowości, dosłownie dewastuje dotychczasowe oficjalne, rządowe relacje polsko - ukraińskie. Co więcej, minister Sikorski osiągnął coś, co wydawało się zarazem niemożliwe, kuriozalne i absurdalne, czyli w wojnie ukraińsko - rosyjskiej, nastawił jednocześnie przeciwko sobie i tym samym Polsce, zarówno Rosjan, jak i Ukraińców.
Otóż minister Sikorski zaproponował, żeby Krym przekazać pod zarząd ONZ. Niedorzeczność tej sytuacji polega na tym, że propozycja Sikorskiego jest całkiem sensowna. Problem w tym, że mimo jej sensowności, to w danych realiach jest ona bezsensowna, ponieważ po pierwsze, jest efektem narcyzmu i co za tym idzie kabotynizmu ministra Sikorskiego, który najwidoczniej chciał się popisać przed żoną sprawczością w polityce międzynarodowej co najmniej równą jej.
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że państwo Applebaum - Sikorscy poczynania męża uzgadniali między sobą.
Po drugie, jest złożona przez ministra państwa, które nie ma żadnej sprawczości zarówno w konflikcie rosyjsko - ukraińskim, jak w szerszych relacjach europejskich o światowych nie mówiąc. I po trzecie, propozycja przedstawiona została w obecnej fazie wojny i międzypaństwowej sytuacji wokół niej, w której każda ze stron może tylko z najwyższym oburzeniem odrzucić tę propozycję.
W efekcie pan minister Sikorski poniósł polityczną klęskę, chyba że był zadaniowany przez swoja żonę, jako prominetną przedstawicielkę amerykańskich interesów strategicznych. Jednocześnie ostatnie poczynania ministra Sikorskiego w relacjach polsko - ukraińskich pokazują, jak mimo pozornych działań w polskim interesie narodowym, prowadzi to do całkowicie odwrotnych skutków.
Jutro będę u mamy i jestem przekonany, że jej choć trochę pomogę. Jutro pewnie państwo Applebaum - Sikorscy będą ze sobą rozmawiać. Obawiam się, że polskie interesy narodowe nic na tym nie zyskają.
A Państwo uważacie, że minister Sikorski w relacjach polsko - ukraińskich broni polskich interesów narodowych?
Andrzej Szlęzak
https://konserwatyzm.pl
-----------------------------------
Nie rozumiem, dlaczego propozycja Sikorskiego oddania Krymu pod zarząd ONZ ma być sensowna. Jest idiotyczna. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 28.09.24 |
Pobrań: 2 |
Pobierz () |
28.09.2024 Nauczyciele sparaliżowani strachem. Wycieczki odwoływane, rodzice i dziadkowie niewpuszc |
Wielu przeciwników ustawy "lex Kamilek" wskazywało na absurdalne i bezsensowne zapisy, ale politycy wiedzieli swoje i? znów nie mieli racji. Wiadomo już, jak nowa ustawa działa w praktyce - kurator oświaty i dyrektorzy szkół nie zostawiają na przepisach suchej nitki.
Tymczasem każdy, kto krytykował zapisy ustawy podczas jej procedowania, był szufladkowany jako zwolennik katowania dzieci.
Zapędziliśmy się z tą ustawą w kozi róg; może intencje były dobre, ale wyszło, jak wyszło; nauczyciele są sparaliżowani strachem - tak oceniają działanie "lex Kamilek" w piątkowej "Gazecie Wyborczej" stosujący ją w praktyce przedstawiciele oświaty.
"Mam traktować każdego jak przestępcę? Ludzie wpadli w panikę. Koleżanka po fachu ma segregatory wypchane różnymi zgodami. Zebrała od rodziców pisemne oświadczenia, że nauczyciel WF-u może dotknąć ich dziecko podczas asekuracji przy wykonywaniu ćwiczeń" - powiedziała cytowana w piątkowym wydaniu "Gazety Wyborczej" dyrektorka Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 12 w Krakowie Magdalena Mazur. Przyznała, że coś takiego nie przyszłoby jej do głowy.
Link
Jak przypomniała gazeta, od września obowiązuje ustawa "lex Kamilek", czyli nowelizacja kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Dodaje, że wszystkie placówki, w których przebywają dzieci, miały opracować i wdrożyć własne standardy ochrony małoletnich. W nowelizacji znajduje się istniejący już wcześniej wymóg weryfikacji karalności przyjmowanych do pracy nauczycieli, nie ma w niej jednak jasno określonych form kontaktu nauczyciel - uczeń.
"Zapędziliśmy się tą ustawą w kozi róg. Ukręciliśmy bicz na samych siebie. Może intencje były dobre, ale wyszło, jak wyszło. Po pierwsze zamiast kazać szkołom tworzyć własne standardy, trzeba było opracować wspólne, ale takie, które byłyby jasne dla wszystkich i nie pozostawiały pola do interpretacji. Obecne przepisy nie są jasne, co rodzi pole do własnych interpretacji" - powiedziała dyrektorka SP nr 2 Jolanta Gajęcka cytowana przez "GW".
Cytowany na łamach "GW" nauczyciel z VIII LO w Krakowie, Tomasz Włoczkowski dopytuje, co z przyjętym przez szkołę zakazem spania uczniów z uczniami w jednym pokoju. "Co, jak jedziemy do schroniska, w którym jest wspólna sala? Pytań jest wiele, a nauczyciele są sparaliżowani strachem" - mówi gazecie. "GW" podaje, że z tego tytułu część szkół odwołuje wycieczki, na które do tej pory jako opiekunowie jeździli rodzice.
https://x.com/
Źródło:PAP / Gazeta Wyborcza / nczas.info
https://nczas.info
-----------------------------
Lewackie oszołomstwo nie zna granic... |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 28.09.24 |
Pobrań: 2 |
Pobierz () |
29.09.2024 "Być może przesadziliśmy z oszacowaniem zagrożenia" czyli kto kreował "po |
Naczelny Lekarz Anglii przyznaje, że "być może przesadziliśmy z oszacowaniem zagrożenia związanego z covid-19"
Naczelny Lekarz Anglii zeznawał dziś przed (symboliczną i bezcelową) komisją dochodzeniową w sprawie covid-19 Link, twierdząc, że obawia się, iż rząd "przesadził", mówiąc o zagrożeniach związanych z covid-19.
No, bez żartów, Chris.
Jak podaje The Telegraph Link [podkreślenie dodane]:
"Profesor Sir Chris Whitty przyznał, że rząd na początku pandemii prawdopodobnie przesadził z przedstawianiem społeczeństwu zagrożenia, jakie niesie ze sobą covid.
Naczelny Lekarz kraju powiedział podczas dochodzenia w sprawie covid-19, że nadal martwi się, czy rząd właściwie zareagował na "poziom obaw", wprowadzając lockdowny i środki zapobiegawcze.
Sir Chris stwierdził, że trudno było znaleźć równowagę i że możliwe jest, że władze "przesadziły" z informowaniem na początku pandemii, jak niebezpieczny jest wirus."
Oczywiście, to wszystko jest bardzo brytyjskim niedopowiedzeniem w połączeniu z "oficjalnym rozwodnieniem dochodzenia", które automatycznie przekształca "Wiem, że zrobiliśmy X" w "Obawiam się, że mogliśmy zrobić X przez przypadek".
Whitty wcale nie "sądzi, że potencjalnie przesadzili z niebezpieczeństwem", on wie, że na pewno to zrobili. Wszyscy to wiemy, zostało to gruntownie udowodnione.
"Covid" był zbiorem kłamstw i plątaniną celowo zawyżanych statystyk stworzonych specjalnie po to, by umożliwić szerzenie tych kłamstw.
To wszystko już stare wieści.
Jednak sam Chris Whitty jest dobrym przykładem potencjalnie interesującego zjawiska.
Od początku "pandemii" wydawał się dziwnie chętny do dystansowania się od paniki, którą sam pomagał wywołać, i do podkreślania, w czystym dwójmyśleniu, całkowitego braku zagrożenia ze strony tak zwanej "śmiertelnej nowej choroby". Zobacz ten film z "Covid Briefing" z 11 maja 2020r.:
Link
Nie chcę przez to sugerować, że był jakimś bohaterem działającym w imię zasad - nie był. Był kłamliwym klakierem, który popierał narrację, kłamstwa i szczepionki tak samo jak każdy inny - ale wydaje się, że odczuwał pewien poziom dyskomfortu z powodu ogromu oszustwa.
Sądzę, że można to uznać za przypomnienie, że - bez względu na to, jak monolityczny może się wydawać establishment - nadal składa się on z elementów ludzkich, które nie zawsze w 100% się ze sobą zgadzają.
Tak, oszustwo "covidowe" miało poparcie niemal każdej instytucji na świecie, ale te instytucje składają się z jednostek. I przynajmniej część z tych jednostek prawdopodobnie miała wątpliwości.
Być może nie są to wątpliwości moralne - nie można osiągnąć szczytów w wywiadzie czy polityce, nie będąc w pewnym sensie psychopatą - ale może szczątkowy dyskomfort wynikający ze strachu przed wykryciem i/lub porażką, albo ego, które nie chce być postrzegane jako osoba kłamiąca, albo narcystyczne spojrzenie na to, jak potomni mogą ich zapamiętać.
Trzeba się zastanowić, ilu było takich, którzy prywatnie sprzeciwiali się jednemu z największych kłamstw w historii, kierując się własnymi interesami - i jaką rolę odegrali oni zbiorowo w ostatecznym niepowodzeniu narracji o covid-19.
Coś do przemyślenia.
England?s Chief Medical Officer admits "we may have overstated danger of Covid", Kit Knightly, Sep 26, 2024
------------------------------------
- Być może przesadziliśmy trochę z zagrożeniem sanitarnym i z dyscypliną w Auschwitz - powiedział, a po chwili kierując wzrok w stronę mroku, dodał - Wy też? Wy też przesadzaliście?
- My też. Archipelag Gułag nie był idealny.
Czy ta przypominająca pyłek szczypta refleksji zostanie położona na szali wagi, którą trzyma Temida? Po której ze stron?
Może chce zapewnić sobie dupochron na wypadek gdy, podobnie jak w USA, jakieś dokumenty rządowe zostaną ujawnione i matactwa wyjdą na jaw. Poczekamy, zobaczymy dlaczego zaczął o tym gadać.
Sędzia nakazuje FDA przyspieszenie wydania dokumentów dotyczących szczepionki Pfizera
Link
Oto co donoszą Wolne Media w dziale Wiadomości ze Świata:
Bill Gates postawiony przed sądem w Holandii, za skutki działań ubocznych szczepionek na Kowid
Link
Przed holenderskim sądem w Leeuwarden odbyła się rozprawa tymczasowa, którą Bill Gates wszczął w odpowiedzi na postępowanie główne wniesione przez prawników Arno van Kessela i Petera Stassena w imieniu osób poszkodowanych szczepieniem.
W tej sprawie Gates jest jednym z 17 oskarżonych w projekcie "COVID-19: Wielki Reset". Siedem ofiar szczepionki domaga się sprawiedliwości za szkody wyrządzone im przez szczepionkę. Jeden z nich już nie żyje. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 29.09.24 |
Pobrań: 1 |
Pobierz () |
29.09.2024 Odkatolicyzowani i sfrustrowani czyli gdzie jest sens zmagań - ks. Marek Bąk |
Polska jest pogrzebana. My mieszkamy na tej masie upadłościowej rozgrabianej przez czarny rząd ogólnoświatowy, przez zło wcielone. I program szatański jest realizowany również na naszej ziemi w stosunku do naszych ludzi, nas Polaków. I dlatego Polska jest tak silnie po raz kolejny sprzedana. Tylko to się robi teraz tak po cichu, bez anonsów, bez fanfar, bez przyjmowania czołobitności od niewolników. Wystarczy, że w podbitym kraju jest zniszczona kultura ludzi, mentalność. Odebrano im rozumowanie, logikę i wiarę. I tacy ludzie stają się bardzo łatwymi niewolnikami, którzy się nie buntują. I dlatego mamy sytuację straszliwego upadku cywilizacyjnego, narodowego. Wszystko przeciwko narodowi.
?
Polska musi być jednonarodowa i musi być charakteru polskiego. Kto z obcych chce tu mieszkać, niech cicho siedzi i przyjmuje to, co się jemu daje.
?
Jak nas Pan Bóg nie weźmie w obronę, to nam nikt nie pomoże. No, ale ten naród w dalszym ciągu dość bezbożny Pana Boga nie potrzebuje. Polacy potrzebują wszystkiego tylko nie Pana Boga. Jak potrzebują wszystkiego tylko nie Pana Boga, to Boga nie będą mieć i tego drugiego też nie będą mieć. Bo trzecia kategoria, to jest niewolnictwo. Nieukrywane niewolnictwo, które jest nam zorganizowane byśmy się ?odludnili? jako naród i by nas nie było. Stąd lansuje się np. bezdzietność i wyszukane sposoby konsumpcyjne w obrazach jak to się znajduję gwiazdy ekranu i wielcy tego świata w swoich posiadłościach, podróżach i używkach, które są ich codziennością i naród jakby im zazdrości. Próbuje do tego samego celu dojść.
Ojczyzna nasza jest w blokach, w opustoszałych wsiach, starych kamienicach - ks. Marek Bąk
Link
Na końcu jednak ks. Bąk zapala nam światło nadziei. - Jak już teraz, mimo wszystko, pomimo upadku, budować w Polsce Królestwo Chrystusowe? - pada pytanie.
- Ponieważ na inicjatywę rządzących liczyć nie możemy - odpowiada Ksiądz - trzeba uratować to, co można. Trzeba uratować siebie. Robić swoje. Zaczynać dzień w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Żyć w czystości, w prawości, w prawdzie, mądrze, z powściągliwością dla głodów zmysłowych. Trzeba widzieć obowiązki stanu, wiary, sytuacji, chwili. Wielu ludzi takiego ofiarnego moralnego utrudzenia, do siebie podobnych, będzie współtworzyć wspólną duchowość, wspólny cel. Będzie między nimi podobieństwo, jeden zamysł - słuszny, coś, jak Wola Boża w wielu ludziach, na miliony licząc. To ludzie, którzy utworzą coś pięknego i dobrego [bo] między ludźmi, którzy są prawi, jest twórczość i ofiarność. To przynosi owoce, nie tylko [przez fakt] Zbawienia. Tego nam trzeba. Potrzebujemy, by Chrystus Król królował w życiu indywidualnych Polaków. Potrzebujemy milionów wyznawców Chrystusa Króla. Skoro na inne inicjatywy nie możemy liczyć, inicjujmy to, co jest nasze. Uratować trzeba siebie: w tej chwili, w tym miejscu, w tej sytuacji i każda taka chwila, taka sytuacja będzie tym, aby nie upadł człowiek w słowach, w gestach [lecz] był człowiekiem powinności wykonanej z Woli Boga. Niech to będzie małe źródełko prawdy otwierające ludziom oczy, podnoszące ludzi, i tych inicjatyw musi być dużo, coraz więcej (...) Z czegoś, co się rozwija ze skromnych początków, niech będzie ciąg dalszy. Dobro posiane przynosić będzie owoc (...) Tak się ratuje Ojczyznę, tak się ratuje ludzi. Niech Bóg to wszystko błogosławi.
Czy te słowa kapłana nie brzmią jak manifest programowy Legionu? Z czasów sprzed lat, gdyśmy go zakładali - ale coraz bardziej aktualne, do dzisiaj. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 29.09.24 |
Pobrań: 1 |
Pobierz () |
29.09.2024 Powódź jest bobra na wszystko, czyli powodzianki zamiast kowidków |
Kiedyś, za kowida, z kilku powodów miałem takie cykliczne formy, które nazwałem kowidkami. Tematy zasadniczo pandemiczne były dość posępne, ja siedziałem w kwarantannie bezrobocia i ckniło mi się już za tematami nie tyle błahymi, co raczej pokazującymi przemianę świata jaki znaliśmy w formach mniej ponurych. Było tego sporo, to cały rozdział w moim pisanym (i wciąż gdzie niegdzie do kupienia) "Dzienniku zarazy". To tam, lapidaria współczesności, czyli kawałki większych całości dawały asumpt do wywiedzenia z okruchów świata większych konstrukcji rzeczywistości, zazwyczaj ukrytych. Może to tylko te kawałki oprą się presji czasu i wbrew pozorom najmniej się zestarzeją, dobitniej niż poprzez "naukawe" tabelki pokazując ludzki, kulturowy i społeczny wymiar "nowej normalności".
Teraz mamy to samo, można więc po kowidkach wprowadzić? powodzianki. Też kawałki zdarzeń około-powodziowych mogą wskazać w którym kierunku zmierza dziś świat, znaleźć jakąś wypadkową tej szarpaniny. Bo z każdego chaosu wyłania się w końcu jakiś kierunek, czasami uśredniony, czasami ukryty, bo wyznaczony, azymut zmiany. Tak samo i z powodziankami, fragmentami wymytych konstrukcji, odłamkami połamanych pni ideologii - pokazują one nam skąd przyszły, byleby się zatrzymać, popatrzeć i poanalizować. I nie dotyczy to tylko czasów powodziowych, w ich dosłownym znaczeniu.
Powódź trwa od dawna i zalewają nas fale, ale nie wody, tylko głupoty i kłamstwa. Tak - świat zgłupiał, wiedza staniała, od kiedy samo posiadanie, choćby i najgłupszych, poglądów usprawiedliwia ich wygłaszanie.
Tam, wygłaszanie - bez względu na rację, kłamstwo i manipulacje zrównuje się z wiedzą, nauką, a zwłaszcza z rozumem. Stąd ten potop. I wcale nie jest tak, że to proces gwałtowny, jakaś fala, którą można przetrzymać w zbiornikach retencyjnych zdrowego rozsądku. Nie, ta fala rośnie powoli, acz systematycznie, a właściwie rosła już od dawna, tak, że nie zauważyliśmy, że sięga już nam do szyi, do ust?
Prawdziwa powódź
Tak, potoki głupoty zalewają nam usta. Coraz mniej ludzi mówi co myśli. Najbardziej krzykliwi są sprzedawcy prymitywnych ideologii na bazarku chwilowych mód, trendów pozwalających nadać (choćby i chwilowego) sensu rozchwianym tożsamościom. Kiedy możesz być codziennie kimś innym, możesz być wszystkim, a więc i... nikim. Pływać w tych prądach błocka występujących z brzegów egzystencji, udawać, że to piękne chwile, choć dookoła piętrzą się brudne wody potoków kłamstw, półprawd i szaleństw. Spróbujemy dziś sobie nastawić taką sieć na te wylane wody i złapać co tam żywioł przyniesie.
Trzymając się dosłownej powodzi widać państwo z przemoczonej dykty. Zaprawdę rachunek III RP nie przynosi chwały klasie politycznej. Ta, zapatrzona w perspektywę czteroletniej swej kadencji na nachapanie się, ani myśli o projektach infrastruktury krytycznej, ani chce na to przeznaczać, w końcu publiczne, pieniądze. Te, wydane w zapobiegawczy sposób może i kiedyś uratują parę regionów, ale nie przyczynią się do realizacji podstawowego modelu biznesowego polskiej polityki - przekupywania elektoratu jego własnymi pieniędzmi. I tak jest teraz.
Kiedyś był za komuny taki żart: co się zbiera jak są żniwa latem? Odpowiedź brzmiała - plenum KC. I teraz mamy to samo. W Sejmie jeden obwinia drugiego, co daje pewność, że nic z tzw. odporności państwa nie będzie, za to jak jest powódź, to co się robi? Ustawę i tworzy nowe ministerstwo. Uwaga - ministerstwo od powodzi dowodzi... dalekowzroczności rządzących, bo ci wiedzą, że z takim podejściem powodzie będą się zdarzały coraz częściej i dlatego warto taki resort mieć pod ręką, bo będzie co robić. Przypomina to mądrość Rosji, posiadającej ministerstwo do sytuacji nadzwyczajnych. Tak, ruskie wiedzą, że sytuacje nadzwyczajne to u nich standard, pewniejszy niż... standard sytuacji normalnych i może warto się poduczyć od nich tam, skoro nas czeka, przez zaniechania własne, to samo?
Ale nie można wszystkiego zwalać na polityków. Ci to przecież zwierciadło duszy demokratycznej narodu naszego. No, bo ktoś toto wybiera, c'nie? Sami oni z kosmosu nie zlecieli. Ktoś to wynalazł i wypromował, bo przypadki samorodnych społeczników na poziomie polityków to widok rzadki. Nawet jak taki się gdzieś na kamieniu narodzi, to i tak musi przejść przez sito wodzowskiego systemu i ugiąć karku. Wielu też wyskakuje jak diabeł z pudełka, bo są depozytariuszami interesów nie naszych i ich nagłe wzrosty w górę to nie są przypadki. I w tym maglu siedzi suweren i wybiera "mniejsze zło".
W dodatku elektorat zaciśniętych zębów coraz mniej je zaciska, uważając stan dwójpolowki, który sam prokuruje - za normalny. Sam go prokuruje, bo jak się takim uświadomi, że poza wojną polsko-polską jest cały kosmos politycznych wizji i możliwości, to pytają się - to gdzie oni są? Łapią za łeb i ściągają z powrotem do gara zero-jedynkowych swar. Nie rozumiejąc, że pytanie o alternatywę to pytanie do nich samych. Lepiej narzekać, wybierać między kaczorem a potworem niż wziąć się do roboty, założyć coś ciekawego, zdobyć sprawczość, choćby i w radzie osiedla. Ale nie - na tym lenistwie bazuje mizeria politycznych propozycji polskiej "klasy" politycznej. Klient jest mało wymagający, w krawacie ciągłego nieawanturowania się, a więc można mu opchnąć wszystko na bazarku, gdzie do wyboru są tylko niby-prawicowe gruszki i niby-liberalne jabłuszka. Wszystko zaś lewicowe, gdyż wedle przepowiedni ojców-założycieli każda demokracja kończy się (co najmniej) socjalizmem.
Bóbr to zawsze bóbr jest ? nigdy nie zawiedzie
A więc cała powódź utonie w potokach gadulstwa, jakim było "sprawozdanie" z powodzi rządu uczynione przed ławami posłów. Obejdzie się ze wszystkim na poziomie PR-u i obrzucaniu się winą, a to charakterystyczne dla tego typu demokracji sondażowej, gdzie słupki poziomu wody są szybko zamieniane na słupki poparcia. I naród to kupił i kupi. Poparcie drgnie nieznacznie, gruszki potanieją o parę groszy, zaś w koalicji jabłek to premierowe pójdzie w górę, ale kosztem kolegów z rządu. I tak się skończy ten test na państwo, którym w pewnym sensie była powódź. Tak, państwo teoretyczne, służby w gotowości na kryzys zbijające z nudów bąki, tak bardzo, że jak przyjdą termina, na które mają być gotowe, ba - takie termina, które w ogóle uzasadniają ich tych służb istnienie, to jak nadejdą to okazuje się, że państwa nie ma, co najwyżej w przeddzień powodzi, w kilka dni po ostrzeżeniu o fali, bawią się, tak jak w Jeleniej Górze, zaraz potem zalanej, w (nomen omen) Dziki Zachód. Żeby tam Zachód! - wychodzi, że to celebra Dzikiego Wschodu, ale... bez bonusa posiadania ministerstwa do spraw nadzwyczajnych.
Na koniec wyszło, że winni wszystkiemu, oprócz PiS-u rzecz jasna, są... bobry. Czyli teraz gwiazdek będzie nie osiem, ale dziesięć, bo tyle wychodzi z hasła "jebać bobra". (Przepraszam za seksualny podtekst, ale co się tam komu kojarzy, to nie moja wina). Ten nowy winny, bóbr znaczy się, to może być przyczynek do końca kruchej koalicji rządzącej. Nie dość, że zieloni mianowani przez Tuska, jako opiekuni klimatycznej histerii, obsiedli "powodziowe" resorty i są nawet przez szefa rządu z lekka podgryzani za powodziowe zaniedbania, to jeszcze teraz trzeba się będzie zająć bobrami. A jak się zająć? Co z nimi zrobić? Ja wiem, że lewica, co to ich uważa za gatunkowych uchodźców i zastanawia się nad tym, by je traktować jak migrantów, to by pewnie z nimi poprowadziła dialog pt.: "wiecie, Bóbr, sprawa jest, wicie-rozumicie... Donek się wściekł i odpuśćcie sobie te mierzeje, zaś wały to jednak specjalność polityki a nie bobrowatych".
No, bo co - teraz już na poważnie - co z bobrami zrobić? Za okropnego, gnębiącego zwierzaki PiS-u (wide przecięta piłą przez ministra Szyszkę wiewiórka padła w pniu ściętego drzewa) populacja bobra wzrosła ponad dziesięciokrotnie i co teraz? Lewica, siedząca na klimatycznych stołkach ma się zwrócić do znienawidzonych myśliwych celem zorganizowania bobrów odstrzału? Będzie z tego kłopot.
Link
Lewica się wykrzyczała na powodzi z 1997 roku na słowach ówczesnego premiera, że "trzeba było się ubezpieczyć". Tuskom zaszkodził sam on, lekceważąc prognozy a dołożyła jeszcze klimatyczna minister bredząc coś o pożyczkach dla powodzian. PR-owsko się z tego jakoś wykręcają, ale już dołożył minister od finansów, gwarantując dotację na kasy fiskalne dla powodzian. Ja to przeżyłem w 1997 roku, kiedy prowadziłem we Wrocławiu magazyn komputerowy CHIP. Byliśmy w sporze podatkowym z aparatem zdzierczym w stolicy Dolnego Śląska. Mieliśmy pecha, bo się osiedliliśmy gospodarczo na Starym Mieście, a okazało się, że wrocławska Izba Skarbowa, a zwłaszcza nasza dzielnica to podatkowy poligon eksperymentalny, gdzie lokalnie testowano na jakie sposoby można pognębić polskiego przedsiębiorcę, by wyniki takich eksperymentów móc implementować na poziomie ogólnopolskim. I w trakcie takiego wieloletniego eksperymentu pismo z decyzją, by się nie przeterminowało, przywieziono do nas w trakcie powodzi... łódką. Tak, ze skarbówki. Nas zalewało, ale młyny podatkowe (nawet zalane) mielą konsekwentnie.
Tak i teraz - ludzie dziś potracili dorobek całego życia, łącznie z tzw. warsztatami pracy, ale pierwsze co dostaną, to dopłaty do odtworzenia narzędzia do zbierania od nich danin. Aparat zdzierczy działa z całą bezwzględnością. Roboty nie będziesz miał, ale w zrujnowanym sklepie, na zalanej ladzie pierwsze co stanie, to kasa fiskalna. Za którą zapłaci państwo do... kieszeni producenta takiej kasy. Składki na siebie i pracownika zapłacisz, co najwyżej rozłożą ci to na raty. ZUS, to samo. I nie ma tak, żeby nowy rząd sięgnął jedną ręką do gotowych przecież mechanizmów tarczowych za czasów nieszczęsnego kowida. To, że te tarcze to była bzdura, bo po co było robić lockdowny, skoro epidemiologicznie nie miały one żadnego znaczenia, ale PiS-owcy wtedy, a zwłaszcza zaplątany w to wszystko nieszczęsny równie PFR zrobili dofinansowanie na nieporównywalną skalę i to w sposób interwencyjny. Żadnych spowiedzi, kontroli, weryfikacji - na oświadczenie. Pomoc głównie bezzwrotna i w kilku falach. A tu, dzisiaj i skala mniejsza i - jeżeli już - to płatności odroczą. Tak, płatności od nieistniejących interesów.
Powodziowa mowa nienawiści do labilnego LGBT
Mamy pierwsze powodziowe ofiary dezinformacji. Gościa co się skarżył na socjal mediach na niedowład władz chłopaki od Tuska przymknęli. Powód był jasny, jak woda z pękniętej tamy: jest zagrożenie, a ten tu wprowadza dezinformację. No, przecież ćwiczyliśmy to za kowida, kiedy takie typki jak nie przymierzając ja, swymi wpisami siały wątpliwość wśród ludu ciemnego, który się przez takich nie szczepił, umierał masowo, ku uciesze depopulacyjnego Putina.
Od tego czasu zrobiliśmy postępy, tak bowiem wygląda ta "nowa normalność", że przed jej nastaniem to za takie kłamstwa niebu obrzydłe miałeś wytykanie palcem i stymulowany medialnie ostracyzm zaszczepionych. Dziś dostaniesz areszt, co pokazuje, że w ramach postępów w walce z "mową - tu powodziowej - nienawiści" doszlusowaliśmy do Europy, która szykuje wiele jeszcze w tym temacie.
No, Mumia Europejska przygotowuje, skoro jesteśmy już przy niej, elektroniczny portfel. To taki poszerzony eObywatel. Oczywiście dobrowolny, tak pewnie, jak kiedyś szczepionki. I zaraz się przypadkiem i nagle okaże, że bez niego nie wejdziesz, nie kupisz, nie polecisz. Też trenowane za kowida, teraz - jak i wszystko inne - rozwinięte na nowy poziom. Po prostu potestowaliśmy na ile w rozmiękczone paniką masło społeczne wejdzie rozpalony nóż obostrzeń (ale mi się grafomańska metafora przyplątała...) i wyszło, że można pociągnąć toto na różne obszary. A więc będzie taki portfelik. I wyszło, że Unia przy robieniu identyfikacji płci takiego posiadacza wykoncypowała płci siedem: dla nauki podaję jakie nas czekają, otóż płcie: męska, żeńska, nieznana, inna, między, zróżnicowana i otwarta. Proszę się tylko nie przejmować i nie wkuwać tego na blachę. Zaraz przecież stawią się niedoszacowane jednorożce-cis i trzeba będzie listę pci rozszerzać w nieskończoność.
Człek się gubi, gdyż jednocześnie taka np. Gruzja, poszła w inną stronę, ale oni tam walą ruską onucą, a więc, to jasne, że tam wszystko na odwrót niż postępowe hasła Unii naszej. W Gruzji oto ogłoszono, że nie będzie żadnych związków LGBT, żadnych adopcji z ich strony i żadnych tam zmian płci. Widać wyraźnie, że Gruzja tym samym odcięła sobie bezpowrotnie jakąkolwiek szansę na członkostwo w Unii, nie wiadomo tylko czy tak naprawdę o nie zabiega. Jest to też drogowskaz dla wszystkich aspirujących do członkostwa, zwłaszcza Ukraińców. Nie wiem, czy oni tam, jak my kiedyś, naiwnie myślą, że starają się o przyjęcie do grona cywilizowanego Zachodu. Jak w zamian otrzymają pigułę polit-poprawności, unurzaną w zielono-tęczowej brei, to mogą im się tam nagle priorytety pozmieniać. Myśmy kiedyś byli tak naiwni i teraz nie ma co płakać, że "nie do take Unie żeśmy wchodzily". Z Ukrainą to myślę, że ta będzie przez Berlin trzymana w wiecznym przedpokoju, co dla nas wróży jak najgorzej. Będziemy bowiem mieli quasi-członka, z przywilejami, ale bez obowiązków. Bez regulacji unijnych szybko nas zaleją swymi produktami, zabijając nasze rolnictwo, transport i co tam jeszcze z rozmontowywanej Polski zostanie.
Koniec z atomem
Jeszcze resztką wątku zahaczymy o powódź. Klimatyczni rozlewacze wód umoszczeni w ministerstwach klimatycznych dają po zaworach. W biały dzień opadały maski. Pamiętacie państwo jak toto się zarzekało, że elektrownie atomowe w Polsce będą, się zrobi, ale nie tak jak pisiory, co na atomie podkraść (jak zwykle) chciały. Zrobimy porządnie, ale trzeba przeprowadzić ponowne analizy, jakieś raporty, studia wykonalności, no po prostu na świętego nigdy. Coś jak z CPK - zrobiła się awanturka, a więc PR-owsko się będzie mówiło, że i owszem, tak-tak, policzymy jeszcze raz, a tu już Austriacy lotnisko zaczynają, zaś Orban zbuduje swoje CPK z Chińczykami. I tak będzie z atomem. Ostatnio prowadziłem panel z rządowym ekspertem od atomu a chwilę po tym się dowiedziałem, że minister klimatu 19 września rozwiązał zespół ds. rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. A więc mamy już po makale. Zostaną ulubieńcy klimatystycznej religii - wiatraki, fotowoltaika, grzanie gnojem i takie tam. Już nie muszą udawać, przynajmniej idą na szczerość, co jest smutnym wyjątkiem w czasach hipokryzji.
Smutne równie wieści z Rafako. Ta niegdyś perełka polskiego rodzimego biznesu właśnie ogłosiła upadłość. Specjalizowała się w instalacjach energetycznych, na nieszczęście "poważnych", czyli wielkoskalowych modułach energetycznych, a taka energetyka, w świetle biblii klimatyzmu, idzie na zatracenie, łącznie z prawie tysięczną załogą. Nie ma i nie będzie zamówień. Wiatraki - z Niemiec, fotowoltaika - z Chin. Nie załapiemy się. Ale ostatnio, jak wspomniałem, prowadziłem panel na kongresie budownictwa. Mówiliśmy o tym, czy polskie budownictwo zarobi na miliardach przeznaczonych na transformację energetyczną. Na panelu, i sali byli wszyscy: wykonawcy, dostawcy, dystrybutorzy, ale nie było żadnego przedstawiciela państwa. Czyli i inwestora, i regulatora zarazem. Wróży to "powtórkę z rozrywki".
Zaszczepione bankructwo inwestycyjne
Pamiętacie państwo inne, oprócz klimatycznego, koło zamachowe gospodarki za "pierwszego Tuska"? Program budowy autostrad? Tak żeby zdążyć na Euro 2012? Też było kasy w opór, ale się zrobił taki dziwny układ, że przetargi na drogi wygrywały wielkie firmy zagraniczne, które zbudowały je za pomocą polskich podwykonawców, którym w większości... nie zapłaciły. A więc zagraniczni dali takie ceny - wiedząc, że pod-wykonawcom nie zapłacą, że wygrali przetargi, kasę zwinęli, zaś polska branża drogowa, która miała urosnąć na tych inwestycjach - zbankrutowała.
Grozi nam teraz to samo, na zieloną transformację rząd wybierze zagranicznych wykonawców, bo ci będą mieli akurat "pożądane" technologie, ci wezmą polskich podwykonawców, podwykonawcy Ukraińców, marża popłynie na Zachód, nic nie zostanie w kraju, nawet płace pracowników. Upadek Rafako pokazuje jak to będzie szło - koniec z własną produkcją, wszystko (nawet i ich stare technologie) kupimy u "starszych i mądrzejszych", nawet pieniądz dotacyjny przepłynie przez Polskę jak woda przez gęś i wróci na Zachód. Zainwestujemy w wymuszane przez Unię technologie energetyczne, zostanie u nas niestabilne barachło, pieniądze z funduszy, pożyczek i podatków oddamy z powrotem, nawet nie zarabiając u siebie na inicjującej inwestycji.
Jak już tu pisałem, powódź przykrywa medialnie wiele innych rzeczy, co to ich tak na żywca wprowadzać może byłby i strach, a tak - pod falami medialnego błocka - dzieje się wiele. To, że na świecie dużo się dzieje, to już dla nas nie ma znaczenia, bo kto się tam polską powodzią na świecie przejmuje? Ale u nas, jak za kowida, dzieją się rzeczy równoległe, ba - nawet przyspieszają pod medialną osłoną powodzi.
Zastanawia akcja obrony rodziców przed szemranymi szczepieniami dzieci w szkołach, głównie na HPV, czyli mające zapobiegać (w sposób medycznie wysoce wątpliwy) rakowi macicy. Mają szczepić głównie dzieci, i to płci obojga i zobaczymy jak to będzie. Czy będzie egzekwowane prawo rodzica do decydowania o terapii, jakim poddane jest jego dziecko, czy systemowo, albo gorzej - na pół-legalu niepytania się rodziców, sprawa przejdzie jak w kowidzie: na poziomie przymusowej dobrowolności? Czy rodzice to oleją, tak jak olewali bezsensowne i wręcz zbrodnicze szczepienie dzieciaków szczepionką mRNA? W sieci wiele instrukcji, opinii prawnych co do uprawnień rodziców w stosunku do szkół w tym względzie, ale wszystko może się odbyć na rympał: szczepną ci dziecko i dowiesz się post factum.
Tak wyglądają rozsypane odłamki nowej, tym razem powodziowej, normalności. Są jak kawałki rozbitej butelki na barykadzie. Kształtu butelki nie zobaczysz, ale odbijają światło słoneczne. Słońca nowego, które już zaczyna razić rezolutne oko ale i cieszyć oczy naiwne, otwarte na patrzenie prosto w słońce nowego. Tuż przed oślepieniem.
Napisał Jerzy Karwelis 28.09
Wszystkie wpisy na moim blogu "Dziennik zarazy". |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 29.09.24 |
Pobrań: 1 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|