|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
06.10.2024 Legion Ukraiński w Polsce - sukces czy klapa? |
Słucham w radiu o wielkim sukcesie Legionu Ukraińskiego, który rekrutuje się w Polsce. Ministerstwo Obrony Ukrainy informuje o sukcesie frekwencyjnym.
Budzi to moje spore zdziwienie, ponieważ wczoraj w mediach przeczytałem serię tekstów informujących o zbyt małej liczbie chętnych. Ktoś znów nas robi w balona.
Z drugiej strony będąc Polakami powinniśmy już do tego przywyknąć. Tekstów o fiasku Legionu Ukraińskiego nie pisała Myśl Polska czy Najwyższy Czas!, tylko Businessinsider ["Legion Ukraiński w Polsce nie powstanie. Zbyt mała liczba chętnych"], Wirtualna Polska ["Klapa ukraińskiego legionu w Polsce. Nie ma chętnych"], czy TVP Info ["Szef MON o powstaniu Legionu Ukraińskiego"].
Pisało o tym również uciekające z kotła poprawności politycznej i jedynej słusznej prawdy Do Rzeczy ["Rząd chciał formować ukraiński legion w Polsce. Ukraińcy nie zgłaszają się jednak do walki"] W podobnym tonie wypowiedział się szef polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz: "Liczba Ukraińców chętnych do wstąpienia w szeregi Legionu Ukraińskiego jest zbyt mała, aby Wojsko Polskie mogło przeprowadzić szkolenie".
Dzisiaj jednak na stronie Onetu czytamy, że w Lublinie na terenie konsulatu ruszył pierwszy punkt rekrutacyjny dla obywateli Ukrainy zainteresowanych wstąpieniem do tzw. Legionu Ukraińskiego. Podobno w ciągu jednego dnia zgłosiło się 200 ochotników. W radiu słyszę deklaracje: "To jest niewątpliwy sukces Legionu Ukraińskiego".
Sukces? Codziennie wszyscy na ulicach polskich miast obserwujemy Ukraińców w wieku poborowym. Jest ich naprawdę sporo, chociaż chyba mniej niż rok temu. Więc mam wielkie wątpliwości, czy 200 osób to taki spektakularny sukces. Moim zdaniem liczba 200 świadczy o rozsądku przebywających w Polsce Ukraińców. Legion Ukraiński jak na razie jest równie liczny jak Legion Polski Słomki, który miał zdobywać Moskwę.
Prawdę mówiąc odetchnąłem z ulgą. Gdy w listopadzie 2022 roku Adam Słomka tworzył Legion Polski, który miał działać na Ukrainie to było zabawne, ale również niekorzystne dla Polski. Zabawne dla nas Polaków wiedzących kim jest były lider jednego z odłamów piłsudczyźnianego KPN-u i kim są jego Legioniści. Niekorzystne dla naszego narodu i państwa, ponieważ deklaracje prasowe tego człowieka w rodzaju: "Aż do zdobycia Moskwy" służyły do utrwalania stereotypu Polaka rusofoba w Rosji czy na Białorusi.
Dawało to również fałszywe poczucie bezpieczeństwa Ukraińcom. Natomiast gdy lipcu 2024 roku przywódca Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Donald Tusk zapowiedział tworzenie Legionu Ukraińskiego w Polsce, byłem mocno zaniepokojony. Nie tym, że Ukraińcy masowo zaczną wstępować do tego Legionu. Bo przecież nie po to uciekali z Ukrainy, by tam wracać. Obawiałem się jakiegoś wariackiego pomysłu w rodzaju szybkiego nadawania ukraińskiego obywatelstwa wszystkim, którzy chcą wojować z Rosją. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i mam nadzieję, że nikt przyszłościowo nie wpadnie na taki pomysł.
Więc kto nam tworzy takie "sukcesy"? Moim zdaniem za tym i innymi "sukcesami" stoi ukraińska propaganda. Ukraińcy mają znakomicie wyszkolone Jednostki Informacyjno-Psychologiczne Operacji (tzw. IPSO), które są składową Sił Operacji Specjalnych Ukrainy. Są to ludzie znakomicie przygotowani przez Amerykanów i Brytyjczyków o czym informował "Nowy Przegląd Wojskowy" czy ekspert Krzysztof Podgórski.
Walka na polu informacyjno/propagandowym jest naturalna. Obie strony ją stosują. Rosjanie w naszej części świata walkę na tym polu przegrywają. Wojna informacyjna nie powinna nikogo dziwić. Dziwić jednak powinno bezkrytyczne podejście do takich informacji polskich dziennikarzy. I nie dotyczy to tylko pracowników polskojęzycznych mediów, ale również tych z polskim kapitałem.
Dziennikarze w zdecydowanej większości są przekazywaczami treści narzuconej. A powinni zachowywać dystans do informacji podawanych przez wszystkie strony.
Gdy konflikt na Ukrainie się nasilił i przeszedł w fazę wojny "Myśl Polska" była całkowicie osamotniona w swoim wolnym od jednostronnego poparcia dla Ukrainy przekazie. Próbowano nam wmawiać, że brak wsparcia jednej strony równa się wsparciu drugiej.
Dzisiaj już jest trochę lepiej. Teksty krytycznie omawiające działania Ukrainy pojawiają się w "Najwyższym Czasie!", "Do Rzeczy", Tygodniku "NIE" i czasem w Tygodniku "Przegląd". Mainstream jednak pozostaje wierny tezie, która upatruje interes narodu polskiego z interesem rządzących na Ukrainie. Ciekawe jak z tego przyszłościowo wybrną?
Łukasz Jastrzębski
https://myslpolska.info
----------------------------------
Ukraińska propaganda jest prymitywna. Może konkuruje z nią żydowska która ludobójstwo Palestyńczyków nazywa prawem do obrony. Szkoda, że ta ukraińska narracja króluje w mediach - i w umysłach polactwa. Pomysł stworzenia legionu ukraińskiego na terenie Polski musiał wyjść od wyjątkowo antypolskiej kanalii, mieliśmy już taki legion na początku ll Wojny Światowej - walczył z Polakami. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 06.10.24 |
Pobrań: 6 |
Pobierz () |
07.10.2024 Generał Kukuła idzie na wojnę |
"Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa. I nie zamierzam ani ja, ani myślę żaden z was, przegrać tej wojny. Wygramy ją, wrócimy i będziemy nadal budować Polskę, ale coś się musi wydarzyć: musimy zbudować siły zbrojne przygotowane do tego typu działań" - powiedział gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, podczas inauguracji roku akademickiego w Akademii Wojsk Lądowych.
Można od razu zadać pytanie - w imieniu kogo takie deklaracje składa pan generał, w imieniu całego swojego pokolenia (rocznik 1972) i młodszego? Czy jest to wyraz niezrównoważenia emocjonalnego tego wojskowego (w stylu piosenki z serialu "Czterej pancerni i pies": "Do domu wrócimy, w piecu napalimy") czy tylko pogłos opinii panujących w jego otoczeniu.
Wszak już kilka razy takie buńczuczne zapowiedzi pojawiały się w ustach polityków, by wspomnieć tylko o wywiadzie ambasadora RP w Paryżu, który przekonywał, że jeśli Ukraina zacznie przegrywać, to nie będziemy mieli wyjścia i musimy "przystąpić do wojny".
Ostatnio takie pohukiwania często słychać z ust ekstrawaganckiego i nieodpowiedzialnego szefa BBN Jacka Siewiery, a i Donald Tusk miał na koncie szokujące wystąpienie, gdzie ni mniej ni więcej tylko zapowiadał nasz udział w wojnie.
Słowa Kukuły można by uznać za bredzenie niepoważnego człowieka, jednak jest to oficer pełniący od 2023 roku funkcję Szefa Sztabu Generalnego WP (i głównodowodzącego na wypadek wojny), i który mimo tego, że był ? jak to określili oficerowie WP ? "przydupasem" Antoniego Macierewicza - został w grze i jest na pierwszej linii.
Jego sylwetkę możemy poznać czytając głośną książkę Edyty Żemły pt. "Armia w ruinie". Anonimowi oficerowie WP określili Kukułę jako picera i wazeliniarza, który stał się pupilkiem Antoniego Macierewicza, bo zagrał na jego słabości do żołnierzy wyklętych organizując pikniki z udziałem grup rekonstrukcyjnych, co bardzo się panu ministrowi podobało. W efekcie Kukuła wygryzł doświadczonych i fachowych oficerów i stanął na czele Wojsk Obrony Terytorialnej.
Był to początek jego "wielkiej" kariery w Warszawie skąd przybył z prowincjonalnego Lublińca. Uznanie Antoniego zyskał także tym, że zgodził się posłać polskich żołnierzy z tajną misją na Ukrainę, bez wiedzy Prezydenta i Premiera, co o mało nie zakończyło się skandalem i nieobliczalnymi konsekwencjami międzynarodowymi.
Dlaczego Kukuła przetrwał zmianę rządu? To jest już tajemnica. Może, jak sugerują wypowiadający się w książce Żemły wojskowi - owinął sobie wokół palca naiwnego Władysława Kosiniaka-Kamysza, a może po prostu taki "pistolet" komuś na tym stanowisku odpowiada? Komuś znacznie wyżej postawionemu, i niekoniecznie w Polsce.
Optymistyczne jest tu tylko to, że kilku generałów, ale oczywiście już nie w służbie czynnej - ostro skrytykowało pohukiwania Kukuły. Były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni rezerwy Mirosław Różański napisał: "Osoby współodpowiedzialne za bezpieczeństwo kraju powinny wypowiadać się adekwatnie do miejsca i okoliczności. Liczę na refleksję".
Z kolei gen. Leon Komornicki napisał, że "pan generał brnie w narracje straszenia Polek i Polaków wojną", ale - jak zastrzegł - to "bardzo brzemienna w skutkach narracja". "Pan generał mówi, że nie zamierzamy przegrać wojny, zamiast kształtować przekonanie, że Rosja nie waży się nas zaatakować" - stwierdził. "Każda wojna z Rosją, nawet wygrana, będzie przegraną polskiego narodu i jego dorobku! Najwyższy czas to zrozumieć" - dodał.
Póki co, nie słychać jednak słów dezaprobaty ze strony przełożonych Kukuły. Czy to oznaczana, że aprobują "filozofię" Szefa Sztabu?
Będziemy czekać niecierpliwie na jakąkolwiek reakcję, jej brak będzie bardzo wymowny. A co do polskich generałów, to warto zacytować na koniec opinię anonimowego oficera służb specjalnych zamieszczoną w książce "Armia w ruinie": "Wojsko nie może bawić się w politykę. Ja w ogóle straciłem szacunek dla tych wszystkich naszych generałów. Przez ostatnie lata udowodnili, że nie powinni dowodzić armią."
Jan Engelgard
https://myslpolska.info
--------------------------
Pół roku temu niebezpieczne harce wyczyniał gen. Skrzypczak a teraz podobnie zachowuje się gen. Kukuła, ale póki co, nie słychać jednak słów dezaprobaty ze strony przełożonych Kukuły. Czyżby przełożeni generała boją się bardziej od niego - swoich przełożonych?
Generał Kukuła jest miernym dowódcą. W swojej karierze ma dowodzenie siłami obrony terytorialnej, a na takie stanowisko nie wyznacza się orłów. Został szefem SG po generale Jędrzejczaku, który próbował zachować niezależność wojska od układów partyjnych. Podpadł za to PiS-owi i praktycznie został odsunięty na bok. Trwało to około roku i wreszcie generał, który na Rakowiecką przyjeżdżał codziennie na kawę - bo obowiązki mu odebrano - honorowo podał się do dymisji.
No koniec taka mała dygresja. Czyż nie lepiej by było wrzucić Kukułę do tego samego tanka który poprowadzi Skrzypczak? Niech jadą generały na Moskwę. Oczywiście z solidnym zapasem pampersów. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 07.10.24 |
Pobrań: 4 |
Pobierz () |
07.10.2024 BRICS i bunt "globalnego południa" - Magdalena i Adam Wielomscy |
Zapraszam do wysłuchania. Naprawdę warto.
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 07.10.24 |
Pobrań: 4 |
Pobierz () |
07.10.2024 Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim - prof. Gabriel Łasiński |
Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim
Fragment rozdziału 5 pt. "Zaprzaństwo - pomiędzy obojętnością, wypieraniem, kosmopolityzmem i zdradą" z książki Gabriela Łasińskiego pt. "Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim".
***
Istota zaprzaństwa
Wprowadzeniem do rozważań nad istotą, uwarunkowaniami i konsekwencjami zaprzaństwa mogą być następujące pytania:
- Dlaczego dla tak wielu jest obojętne, jaka będzie Polska i czyja będzie Polska?
- Dlaczego wielu nie odczuwa dumy z Polski, tylko jej się wstydzi i wręcz jej nienawidzi?
- Dlaczego tak wielu Polakom nie zależy na suwerennej, bezpiecznej i silnej ekonomicznie Polsce, a demontaż polskiego bezpieczeństwa i polskich interesów nie ma dla nich znaczenia?
- Dlaczego tak wielu odpowiada rola państwa słabego, zależnego, podległego formalnie UE, a praktycznie supremacji niemieckiej i jej interesom, a ostatecznie przyjęcie roli państwa II kategorii?
- Dlaczego tak wielu Polaków głosuje przeciwko narodowemu interesowi?
Postawienie takich pytań uzasadniają wyniki badań przeprowadzonych w "Laboratorium Poznania Politycznego" Instytutu Psychologii PAN (w maju 2023 roku) na temat stosunku Polaków do polskości: "Czy i jak identyfikujemy się z Polską?". Badania dokonane zostały na reprezentatywnej próbie 1504 Polek i Polaków w wieku 18-96 lat i pogłębione później 40 wywiadami z przedstawicielami wyróżnionych pięciu segmentów postaw. "Oto one: Spełnieni Demokraci (20%) - dla nich "bycie Polakiem jest OK". To oni najczęściej głosują na Koalicję Obywatelską, lecz identyfikują się z polskością. Otwarci Tradycjonaliści (23%) przeważnie głosują na zjednoczoną prawicę. Dla nich "bycie Polakiem to wyróżnienie", ale zachowują tolerancję wobec innych wspólnot. Zaangażowani Konserwatyści (15%) - dla nich "bycie Polakiem to zaszczyt i misja". Zawstydzeni Polską to 14-procentowa grupa obywateli naszego kraju. Ostatni segment, szczególnie liczny, to Wycofani Pesymiści (28%). Dla nich "bycie Polakiem w sumie niewiele znaczy". Z raportu wynika, że zajęci są oni raczej życiem indywidualnym niż wspólnotowym."
Raport IP PAN tak definiuje Zawstydzonych Polską: "osoby o niskiej identyfikacji z narodem polskim. Mają niskie poczucie więzi z innym Polakami, polskość rozumieją bardzo płytko. Ta część Polaków lepiej postrzega inne narody niż własny. Dla nich bycie Polakiem jest powodem do wstydu. Często uznają, że nie mają swoich przedstawicieli wśród polityków". Autorzy badania oceniają, że wpływ na ich postawę mogą mieć także "ogólnie niska samoocena, niezadowolenie z życia, poczucie samotności, brak utożsamienia się z polskością na głębszym, wykraczającym poza politykę poziomie. (...) Zawstydzeni Polską to ludzie, których często nazywamy "ojkofobami" (niechęć do własnego narodu) lub "lewakami". (...) Wyżej cenią oni Unię Europejską, wręcz bardziej czują się Europejczykami niż Polakami. Zawstydzeni Polską nie dostrzegają sensu w pielęgnowaniu tradycyjnych wartości patriotycznych. Patriotyzm narodowy kojarzy im się negatywnie, z ksenofobią, rasizmem, manią wielkości" - czytamy w analizie. "(...) Ponadto "to osoby o niskiej samoocenie, zarówno zdrowej, jak i narcystycznej"." Jeśli do tej grupy dodamy "Wycofanych Pesymistów" (28%), dla których bycie Polakiem w sumie niewiele znaczy, to mamy już do czynienia z pokaźną, 42-procentową zbiorowością, dla której suwerenna i silna Polska nie ma istotnego znaczenia.
Zaprzaństwem nazywa się wyparcie się czegoś, kogoś - swojej ojczyzny, suwerenności, rodziny, religii, kultury, obyczajów itp. ? na rzecz innych. To także dopuszczenie się zdrady, sprzeniewierzenie się (targowica, kolaboracja) narodowym interesom, zaparcie się, sprzedanie się, wiarołomstwo, wyrzeczenie się dotychczasowych przekonań. Zaprzaństwo jest z jednej strony synonimem zdrady, z drugiej zaś pojęciem szerszym. W powszechnym odczuciu zdrada kojarzy się bardziej z radykalną formą zaprzaństwa, jest silniej zaznaczona negatywną konotacją i odnosi się bardziej do działań politycznych, antynarodowych i antypaństwowych, a nie tyle do sfery religijnej, rodzinnej i obyczajowej, gdzie częściej pojawia się termin wiarołomstwo, sprzeniewierzenie, odszczepienie.
W odniesieniu do ojczyzny zaprzaństwo jest bliskie pojęciu "ojkofobia" (gr. oîkos - dom + phóbos - strach - przed domem, rodziną). Termin wprowadzony został przez brytyjskiego filozofa, pisarza i eseistę - profesora Rogera Scrutona (2004). W swoich pracach określał zjawisko kryzysu tożsamości społecznej charakteryzującego dekadencką fazę rozwoju cywilizacji, przypisywaną środowiskom lewicowym i liberalnym, oznaczającą odrzucenie (od rezerwy do nienawiści) rodzimej kultury i apologię innych systemów wartości. W opisie Scrutona ojkofobia jest przeciwieństwem "ojkofilii", rozumianej jako miłość do domu, do tego, co nasze. Przyczyn tego zjawiska upatruje w buncie młodzieży, aktywnościach kojarzonych z poglądami lewicowymi, takimi jak odrzucenie tradycji, oraz w działaniach o charakterze inżynierii społecznej. Za charakterystyczne uważa się samookreślenie tych grup jako obrońców przed ksenofobią ? rozumianą jako awersja do obcych - bez precyzyjnego określenia sensu i aspektów zarzutów, a także poprawne polityczne szermowanie hasłami walki z seksizmem, rasizmem, homofobią i antysemityzmem. Deklarowanym celem ich działania jest stworzenie inkluzywnego, otwartego, wielokulturowego społeczeństwa. W opinii Scrutona część tzw. elit intelektualnych i politycznych Europy popada w ojkofobię. Postawę wyrzeczenia się dziedzictwa i domu, wyrażaną hasłem: "tam moja ojczyzna, gdzie mi dobrze", przypisuje się instytucjom międzynarodowym (Unia Europejska) oraz szeroko rozumianym intelektualistom kosmopolitycznym, pragmatycznym i postmodernistycznym. Jako skrajna forma ojkofobii określana jest nienawiść do rodziny, ojczyzny, kultury narodowej i wspólnoty cywilizacyjnej; wyobcowanie połączone z niezadomowieniem, lękiem i frustracją. Przyczyn upatruje w zeświecczeniu społeczeństwa. Jako remedium Scruton wskazuje powrót do metafizyki realistycznej, antropologii i - w konsekwencji - klasycznej cywilizacji chrześcijańskiej. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 07.10.24 |
Pobrań: 5 |
Pobierz () |
08.10.2024 Dwa oblicza komunizmu |
Szanowni Państwo!
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku pewien Polak znalazł się w Moskwie i wyszedł rano kupić chleb. Stanął w długiej kolejce, a kiedy wreszcie był przy ladzie, ekspedientka zapytała go, czy ma prawdę. Nie rozumiał o co jej chodzi, a chodziło o jedyną wychodzącą i do nabycia gazetę. - Ale ja chcę kupić chleb - perswadował. - Właśnie - odpowiedziała ekspedientka - to w co ci go zawinę, jak nie masz "Prawdy"?
Prawda radziecka nie wiele się różni od tej unijnej. Jedna i druga polega na wciskaniu nam bzdury do wierzenia. Treść samych bzdur różni się, bo to zależy od "mądrości etapu". Obecnie jesteśmy na etapie "walki o środowisko", poprzez produkcję opakowań na gigantyczną skalę. To jest ta prawdziwa różnica!
"Nieomylność władzy" pozostaje niezmienna, zarówno w wydaniu radzieckim, jak i obecnej "demokracji totalnej". Komunizm, to system permanentnej walki z burżujami, do których nie zaliczają się żadni milionerzy, a tylko zwykli ty i ja.
Obywatel ma prawo posiadać jedynie kredyt do wiecznego spłacenia, nic więcej!
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 08.10.24 |
Pobrań: 4 |
Pobierz () |
08.10.2024 Dziś 106. rocznica odzyskania niepodległości! Jesteśmy okłamywani od początku. |
Już dziś, 7 października, przypada prawdziwa rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę. Z tej okazji przypominamy, co o wydarzeniach sprzed 106-ciu lat mówili publicyści "Najwyższego Czas-u!" Stanisław Michalkiewicz oraz Janusz Korwin-Mikke.
To właśnie 7 października 1918 roku Rada Regencyjna przejęła zwierzchność nad wojskiem polskim i rozpoczęła proces przejmowania władzy i formowania państwa Polskiego.
"11 listopada właściwie nic takiego się nie stało"
Stanisław Michalkiewicz podkreślał, że "11 listopada właściwie nic takiego się nie stało, żadna niepodległość nie została wówczas proklamowana". - Niepodległość Polski po 123 latach niewoli została proklamowana 7 października przez Radę Regencyjną na wieść o tym, że Niemcy próbują utworzyć niepodległą Ukrainę, do której chcieliby inkorporować Lwów - mówił publicysta.
- Rada Regencyjna uznała, że to zagraża żywotnym interesom państwa Polskiego i w związku z tym 7 października 1918 roku proklamowała niepodległość Polski. 11 listopada Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu władzę. Czyli co dokładnie? Przekazała mu zorganizowane wcześniej państwo - wyjaśnił Michalkiewicz.
- Dopiero 16 listopada 1918 roku Piłsudski notyfikował powstanie państwa Polskiego opartego na podstawach demokratycznych. (?) Z tego wynika, że proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości był rozciągnięty w czasie - dodawał.
?11 listopada nie jest żadną rocznicą?
Janusz Korwin-Mikke podkreślił, iż "jesteście państwo okłamywani od początku, 11 listopada nie jest żadną rocznicą odzyskania niepodległości". - 11 listopada nastąpiło jedynie przekazanie władzy przez Radę Regencyjną towarzyszowi Ziukowi z partii socjalistycznej, czyli Piłsudskiemu - mówił poseł.
- 7 października Rada Regencyjna zadekretowała oderwanie się od mocarstw centralnych i tę rocznicę świętujemy, a nie rocznicę przekazania władzy socjaliście (...) niestety takie były wówczas nastroje społeczne, że Rada Regencyjna uznała, że lepiej przekazać władzę Piłsudskiemu, niż żeby miał być rząd lubelski złożony z komunistów - przypominał Korwin-Mikke.
- 11 listopada jako data odzyskania niepodległości został ogłoszony dopiero w 1937 roku i tylko dwa razy był obchodzony przed wojną. Rząd londyński zakazał obchodzenia tego (...) Chodzi o zamanifestowanie, że 7 października nastąpiło odzyskanie niepodległości, a 11 listopada władzę przejęli socjaliści, którzy potem gnębili Polskę podatkami i doprowadzili do klęski. 11 listopada to jest rocznica klęski - wyjaśnił.
nczas.com |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 08.10.24 |
Pobrań: 4 |
Pobierz () |
08.10.2024 Jak Sieroty po PRL-u zniszczyły Polskę. |
"Sieroty po PRL-u - to ludzie, którzy całe swe życie albo dużą jego część spędzili w PRL-u."
1989 to rok przełomu.
Wtedy to ówcześni 30-40-to latkowie (a obecnie emeryci) dostali szansę na stworzenie Polski.
Było ciężko. Neokomuna się przepoczwarzyła i umacniała. Zachodnie korporacje wyczuły łatwy łup. Dużo krwi nam upuścili. Była jednak szansa odzyskanie tego co nam początkowo zabrali. Trzeba było "tylko" zmienić niewolniczą PRL-owską mentalność.
Sierotom po PRL-u się jednak nie chciało pracować nad sobą. Byli jak ten niedźwiedź, który całe swoje życie przeżył w klatce gdzie chodził od ściany do ściany a gdy wreszcie zdjęli mu kraty on nadal chodził od ściany do ściany choć już ich nie było.
Polska nie musiała zostać pionkiem na szachownicy globalistów.
Przy odrobinie wysiłku mogliśmy zostać jakimś gońcem, skoczkiem a może nawet wieżą.
Jak to się stało, że pokolenie PRL-u zaprzepaściło tą szansę?
Po pierwsze - zachłysnęli się Zachodem. Rozumiem to. W tamtych czasach Zachód jeszcze nie był tym Zachodem co dziś. Wtedy stał wyżej i materialnie i jeszcze miał jakieś zasady (jak się później okazało - dla fasady). Kompleksy wobec Zachodu były silne. Niestety, zamiast się ich pozbyć pokolenie PRL-u przekazało te kompleksy swoim dzieciom i wnukom.
Błądzić to nic zdrożnego bo każdy błądzi ale nie mądrzeć i trwać w błędzie przez 30 lat to już nawet nie głupota - to zbrodnia wobec przyszłych pokoleń.
Po drugie - sieroty po PRL-u wniosły w nową sytuację mentalność niewolnika. Co gorsza - przekazały ją swoim dzieciom i wnukom.
Naiwna wiara w Zachód oraz świadoma ślepota na to co dzieje się z Polską gospodarką ciągną się czkawką do dziś.
Osiągnięcia również były, czemu nie? Mamy ładne ścieżki rowerowe i ulice i jesteśmy mocarstwem w produkcji palet.
Mądry jest głupi przez jakiś czas. Głupi jest głupi na zawsze.
Sieroty po PRL-u zamiast w pocie czoła budować nową Polskę wybierały przez 30 lat tych samych oszustów do władzy (chociaż były alternatywy), zachęcały młodych do emigracji ("emigracja to szansa"), wprowadziły kult kasy, kult zapierd***lu (żyłowanie pracowników przez co nie mieli czasu dla siebie i rodziny), a na koniec wieczny defetyzm i narzekactwo, że "nic się nie da zrobić" i "nic nie możemy" zamiast szukania wyjścia z tej pułapki.
I dziś mamy to co mamy: ładne domy i samochody na kredyt oraz żadnego hi-tech, dług 45tys/głowę Polaka, najniższą dzietność w Europie, najszybciej się starzejące społeczeństwo w Europie. Kraj w którym zaraz zabraknie rąk do pracy, a za niedługo pewnie wojnę na której zginą... młodzi.
Cóż, każde pokolenie ma swoje wady ale Sieroty po PRL-u to już lekka przesada. Ciekawe czy Karma do nich wróci?
kowalskijan584
https://kowalskijan5.neon24.net
--------------------------------
Mail: głosik ekstra
To bardzo skromna analiza "tych sierot", bo z krótkiego art. nie dowiedzieliśmy się czy to chodzi o "pokolenie" SIERPNIA 80 czy też o kołchoźników z PGR-ów? Z góry wiadomo było, że eks-pezetperowcy znali zachód i byli tymi klimatami zauroczeni, i wedle ich myślenia "łatwo" było pozyskać partnerów do TANGA! Natomiast populacja w post PRL-u zauważała jedno: BEZROBOCIE i wesoły "WYPRZ" wszystkiego co pobudował Edward G. i jego poprzednicy. Z niedowierzaniem widziałem jak gołota i głupota odrzuciła w REFERENDUM o UWŁASZCZENIU pomysł na Nową Polskę a czarę goryczy przelał AKCES do "UNII". Tedy to nie NARÓD
- bo elity zachowały co najmniej dystans czy bojkot a europejczycy dopingowani przez GW i jej klony sprokurowali ten LOS. Czy pójdą dalej tzn na front i to z własnej woli? Ojcowie zwycięstwa w referendum 2003 niczego nie wymyślili oryginalnego a widać to było już jak ochoczo przyjmowali "uchodzców" z krainy U. I do tej pory nie opamiętali się! |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 08.10.24 |
Pobrań: 3 |
Pobierz () |
09.10.2024 Bóbr - dobrodziejstwo przyrody |
W czasie tragicznej powodzi, podczas posiedzenia sztabu kryzysowego w Głogowie, premier Donald Tusk obwinił bobry za uszkodzenie wałów przeciwpowodziowych. To nie pierwszy raz, że te pożyteczne zwierzęta są obwiniane za spowodowanie powodzi. Tak było w 2010 r., tak jest i teraz. W rzeczywistości bobry pomagają odpowiednio gospodarować wodami.
Wiadomo, że dla naszego dobra musimy w sposób najmniej inwazyjny dostosować przyrodę do naszych potrzeb. I w takich działaniach królują właśnie bobry, które potrafią zmienić środowisko według swoich wymagań. A my musimy pamiętać, że nie tylko będziemy korzystać z darów przyrody, ale musimy ją odpowiednio chronić. I to właśnie bobry korzystając z przyrody jednocześnie ją chronią. Należy o tym pamiętać, bo nieodpowiedzialne słowa premiera mogą znów przynieść dużo złego.
Obecnie bobry są u nas wszędzie gdzie jest woda, nawet w rzekach przepływających przez centra dużych miast. Im do życia wystarczy nawet wąski rów czy niewielkie oczko. Nie zawsze tak było. W latach 20 XX w. bobry na polskich terenach były gatunkiem, który ginął. Było ich jedynie 235 osobników. Jeszcze mniej ich było po II wojnie światowej, bo tylko 130. Ale dzięki odpowiednim zabiegom ochronnych już na początku lat 90 było ich około 3 tys. . Znalazły się także w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt jako "gatunek wydobyty z niebezpieczeństwa". Regularne i liczne wypuszczanie do rzek będących dopływami Wisły spowodowało, że rozprzestrzeniły się w całym kraju. Bobry są odporne na zanieczyszczenie wód, nie boją się ludzi. Dzięki mozolnej pracy uratowano gatunek, zwiększono jego liczebność tak, że stał się ważnym elementem ekosystemu. Szacuje się, że obecnie w Polsce żyje sto kilkadziesiąt tysięcy tych zwierząt.
Co roku mówi się o szkodach, jakie wyrządzają bobry. To dzięki ich działaniom zalewane są pola, łąki i fragmenty lasów. Corocznie państwo wypłaca odszkodowania wartości dziesiątków milionów złotych. Ale są to znikome sumy w porównaniu z wkładem bobrów w ochronę przyrody. Każda budowana przez nie tama to podnoszenie bioróżnorodności, każde rozlewisko to masy wody nawadniającej okolice i powstrzymywanej przez zbyt szybkim spływem.
Pomagajmy w rozwoju bobrów nie tam gdzie szkodzą, tylko tam gdzie są potrzebne. Zwierzęta te chronią przed powodzią. W naturalnych rzekach wezbrania spływają wolniej, tracą siłę na rozlewiskach i wylewają tam gdzie są użyteczne. Tam gdzie bobry nie ma suszy.
Woda w dzisiejszym świecie staje się coraz bardziej unikatowa. Dlatego tak ważna jest umiejętność zarządzania nią. I tu znów powraca problem bobrów, bo uratowanie ich od wyginięcia to jedno z największych i najbardziej znaczących osiągnięć w dziedzinie ochrony przyrody. Udało się bowiem przywrócić naturze gatunek posiadający unikalną zdolność czynnego i pozytywnego kształtowania środowiska: zdolność ochrony zasobów wodnych.
Wiadomo, że bobry nie odpowiadają za spowodowanie powodzi, za to chronią przed wielką wodą, walczą z suszą i przywracają bioróżnorodność.
Aby chronić ludzi przed powodzią ideałem powinno być zlokalizowanie wszystkiego co nie powinno być zalane poza zasięgiem wody. Tak jest nad Biebrzą. Co roku na tych terenach wylewają szeroko wody, ale nie ma mowy o powodziach. Tam gdzie jest to niemożliwe, trzeba rozsądnie budować wały przeciwpowodziowe według wskazań gdzie je lokalizować, w jakiej odległości od rzeki, w jaki sposób zabezpieczyć przed zwierzętami. Ale najbardziej wałom szkodzi ich rozjeżdżanie, a nie bobry, które są dobrodziejstwem przyrody, a nie jej zagrożeniem.
Maria Górzna
prawy.pl |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 09.10.24 |
Pobrań: 2 |
Pobierz () |
09.10.2024 Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata w ciągu dwóch lat! |
Czy Donald Tusk sprzeda Polskę? Szef Ordo Iuris alarmuje: Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata
- Do 2026 roku Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata. I nie ma w tym cienia przesady - podkreśla mec. Jerzy Kwaśniewski, szef Ordo Iuris w najnowszym Newsletterze Instytutu. Jak to możliwe? Otóż zgodnie z rezolucją Parlamentu Europejskiego z listopada 2023 roku, "cechy suwerennego Państwa Polskiego mają zostać oddane zreformowanej, nowej Unii Europejskiej". - Po ponownym wyborze Ursuli von der Leyen na Przewodniczącą Komisji Europejskiej, proces reformy przyspiesza, a kluczową rolę ma w nim odegrać... polski rząd z Donaldem Tuskiem na czele - alarmuje mec. Kwaśniewski.
Jak czytamy, już za trzy miesiące Polska obejmie prezydencję w Unii Europejskiej. - Działając ręka w rękę z niemiecką przewodniczącą Komisji, Donald Tusk przez pół roku będzie miał szczególny wpływ na decyzje Brukseli. Coraz częściej można usłyszeć - w tym między innymi od śledzącego uważnie politykę UE Jacka Saryusz-Wolskiego - że zadaniem Donalda Tuska będzie przeprowadzenie wielkiej, traktatowej reformy - wskazuje.
Mec. Kwaśniewski przypomina, że Instytut Ordo Iuris od roku przewodzi w budowie europejskiego frontu sprzeciwu wobec oficjalnej procedury zmian w traktatach UE. Dlatego właśnie powstał raport "Po co nam suwerenność?", który ma już swoje wydania w kilku językach. To także serie infografik uświadamiających opinię publiczną w jakiej sytuacji jesteśmy. Instytut dotarł także do najważniejszych ośrodków analitycznych Europy i USA oraz polityków partii suwerennościowych i liderów opinii, a także do ludzi ze sztabu Donalda Trumpa.
- Osobiście odbyłem też kilkadziesiąt spotkań w Polsce, gromadząc na nich łącznie tysiące słuchaczy. Polacy - zaaferowani narastającym kryzysem, kataklizmem powodzi, podwyżkami cen prądu - bez naszej kampanii informacyjnej mogliby nie dostrzec skali zagrożenia dla Państwa i Narodu. Wszystkim rozmówcom wyjaśniamy, że autorzy zmian w traktatach UE chcą odebrać nam prawo do decydowania o sprawach ochrony życia i rodziny, programie edukacji, ale także o regulowaniu gospodarki, o podatkach, a nawet o wydatkach zbrojeniowych! Bruksela chce nabyć prawo do dowodzenia polską armią, do zastępowania polskich ambasad unijnymi, czy do przejmowania kontroli nad granicami państwowym i polityką migracyjną - podkreśla szef Ordo Iuris.
A jak przypomina, zarówno twórcy reformy, jak i Parlament Europejski powołują się w oficjalnej treści rezolucji na plan politycznego przekształcenia Europy ogłoszony w "Manifeście z Ventotene" przez komunistę Altiero Spinellego.
- Ten radykalny dokument zakłada likwidację państw, granic i tożsamości narodowych, ograniczenie własności i dziedziczenia, a - nade wszystko - wyraża najgłębszą pogardę dla demokracji, zalecając zaprowadzenie w Europie dyktatury partii europejskiej. Fakt, że "Manifest" umieszczono w treści rezolucji inicjującej reformę UE pokazuje, jak pewni siebie są autorzy zmian - wskazuje mec. Kwaśniewski.
Jak czytamy, "aby to wszystko było możliwe, Donald Tusk musi przekonać nowe kraje UE do przyjęcia 267 poprawek do traktatów UE. W tym celu Komisja Europejska już zaprzestała krytykowania Polski, a jej coroczny raport na temat praworządności chwali reżimowe metody rządzenia tak premiera jak i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Nowym komisarzem UE ds. budżetu został dawny szef gabinetu Donalda Tuska. Jego pierwszym zadaniem, ogłoszonym przez Ursulę von der Leyen, będzie uzależnienie dostępu państw do europejskich środków od lojalnego wdrażania polityki gender i Zielonego Ładu".
Zdaniem prezesa Ordo Iuris, w świetle tych planów proces pacyfikowania polskiej opozycji oraz niszczenia niezależnych instytucji państwa nabiera zupełnie nowego znaczenia. - Rząd odmawia posłuszeństwa orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, zapowiada odbieranie od sędziów swoistych hołdów i oświadczeń o "czynnym żalu". Upolityczniona prokuratura Adama Bodnara prześladuje przeciwników politycznych, ale także kapłanów i organizatorów patriotycznych demonstracji. Na zlecenie rządu, policjanci wtargnęli do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa, Prokuratury Generalnej, telewizji publicznej czy Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Brutalnie spacyfikowano protesty rolnicze - wylicza mec. Kwaśniewski.
I pyta - dlaczego unijni urzędnicy wydają się być jakby ślepi na to bezprawie? Odpowiedź jest oczywista: milcząca akceptacja eurokratów oraz ich wsparcie dla fali rządowego bezprawia ma swoją cenę - a będzie nią niepodległość Polski.
Dlatego Instytut Ordo Iuris podejmuje zdecydowane działania, by wznieść naprzeciw projektu "Państwa Europa" silną i międzynarodową koalicję oporu. Mec. Kwaśniewski w swoim liście szczegółowo opisuje podjęte aktywności, takie jak zorganizowanie we wrześniu br. w Warszawie wraz z The Heritage Foundation międzynarodową konferencję ekspercką. Wybrzmiał tam zdecydowany głos, że należy zatrzymać radykalną centralizację Unii Europejskiej, bo jej negatywne skutki odczuje cały świat. A konferencja, to początek dalszych, wspólnych działań. Podkreśla też jak ważna jest obecność Instytutu na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, skąd także nadchodzą regularnie ataki na polską suwerenność. Dość wspomnieć tylko Szczyt Przyszłości i przyjęcie dokumentu promującego cele Agendy 2030. A przecież globaliści chcą forsować narzucanie kolejnym państwom aborcji oraz wulgarnej edukacji seksualnej. Potrzeba też mocnego głosu w obronie życia i rodziny?
"Współpraca jest kluczowa dla skutecznej obrony suwerenności narodów europejskich, zagrożonych przez postępującą centralizację Unii Europejskiej. Tylko jako wielka koalicja możemy stawić opór radykałom, którzy od lat forsują swoją agendę w ramach UE i ONZ. Powstrzymanie budowy Państwa Europa zależy od milionów zwykłych Europejczyków, którzy muszą się przebudzić i wyrazić swój sprzeciw" - wskazuje mec. Kwaśniewski.
Źródło: Ordo Iuris
------------------------------------
OJCIEC ZAŁOŻYCIEL. UKRYTA PRAWDA O UNII EUROPEJSKIEJ [CAŁY FILM]
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 09.10.24 |
Pobrań: 3 |
Pobierz () |
09.10.2024 Formacja PiS zdewaluowała polski interes narodowy do poziomu socjotechniki |
Od wielu lat PiS nie reprezentuje polskiego interesu narodowego. Od wielu lat politycy tej formacji używają retoryki patriotycznej w celu manipulacji grupą swoich wyborców, kompromitując skutecznie ideę niepodległości Polski.
Trudno uznać za godnego reprezentanta idei suwerenności kogoś, kto od dziesięcioleci bierze udział w kupczeniu polską wolnością. Ostatnio w imię zrównoważonego rozboju, demokracji liberalnej i zielonej transformacji. Ta ostatnia stała się "niedobra" dopiero po utracie "władzy".
Trudno również zaufać komuś (Jarosław Kaczyński), dla którego jednym z głównych celów politycznych było uniemożliwienie powstania polskiej prawicy nazywanej przez prezesa PiS - prawicą: nacjonalistyczną, antyunijną i antysemicką /Kaczyński, "Klub Ronina"/.
Gdyby łże prawica Kaczyńskiego rozpoczęła kampanię z głównym hasłem wyborczym 2+2=4, to już po paru tygodniach zwolennicy KO et consortes z przekory i z właściwą sobie głupotą zaczęliby deklarować wiarę w każdy najbardziej absurdalny wynik byleby tylko nie cztery.
I nie chodzi w tym przypadku tylko o poziom umysłowy zwolenników Tuska, lecz również o zdegenerowane PiS, które od wielu lat kompromituje każdą ideę do której obłudnie się przyznaje, przecząc jej w codziennej politycznej praktyce.
Najgorszą winą tego środowiska jest zgoda na degradację Polski w ramach realizacji wytycznych światowej mafii globalistów oraz wprowadzenie zbrodniczego lockdownu, który spowodował śmierć 250 tys. Polaków. W tym kontekście nazywanie PiS "mniejszym złem" jest objawem poważnej, umysłowej i moralnej dysfunkcji.
CzarnaLimuzyna
--------------------------
Cóż, PO to partia komunistyczna, PiS to partia socjalistyczna. Więc jaka pomiędzy nimi jest ideologiczna różnica? Czyż to nie prezes PiS zawsze twierdził, że Polska bez UE nie będzie istnieć, a czym że jest Unia? Otóż komunistycznym tworem. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 09.10.24 |
Pobrań: 3 |
Pobierz () |
10.10.2024 "Usta władzy" |
Wielkie tragedie, takie jak wojna czy powódź, wymagają specjalnej narracji i takiej komunikacji między władzą a społeczeństwem, aby strach i emocjonalne pobudzenie wielu ludzi odpowiednio mitygować, uśmierzać i wyciszać.
Komunikatywność to zdolność takiego przekazywania myśli, koncepcji, poglądów, wiadomości, ocen, aby zostały odebrane zgodnie z intencjami nadawcy. To także zdolność docierania do poglądów odbiorcy w taki sposób, aby mieć możliwość skutecznego na niego wpływania.
Liczy się przede wszystkim wiarygodność nadawcy, na którą składają się kompetencje decyzyjne i znawstwo merytoryczne. Niezwykle ważna jest obiektywność czyli unikanie tendencyjności, wreszcie autorytet, poważanie czy reputacja.
Wielu politykom wydaje się, że posiadają wszystkie te przymioty, choć często nie grzeszą ani kompetencjami, ani atrakcyjnością przekazu. Najczęściej występują jedynie w imieniu swojej formacji, mieszają informacje z komentarzem, opierają się na preferowanych politycznie i determinowanych ideologicznie źródłach. Przykład kreowania informacji o wojnie na Ukrainie czy agresji izraelskiej przeciw Palestyńczykom razi jednostronnością argumentacji, obnaża koniunkturalizm i zewnątrzsterowność. W dłuższej perspektywie podważa wiarygodność władz i ośmiesza urzędy.
"Medioza"
Chorobą naszych czasów stała się "medioza" (termin wprowadzony przez Wiesława Gałązkę), czyli "błaznowanie" (nie mylić z brylowaniem) polityków w mediach, nawet gdy się nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
Pustosłowie, bylejakość argumentacji, zaczadzenie jadem wobec politycznych przeciwników i niechlujstwo językowe nie przynoszą im bynajmniej uznania społecznego ani zaszczytów. Psują jedynie publiczną debatę, a ze względu na kakofonię utrudniają ludziom prawidłowy odbiór przekazu osób odpowiedzialnych za państwo.
Najważniejszą rolę w przekazach informacyjnych odgrywają media masowe, obecnie także społecznościowe, oraz dziennikarze. Dlatego niezwykle ważna jest komunikacja między polityką a masami poprzez media. Politycy, którzy nie doceniają roli rzeczników prasowych, owych tytułowych "ust władzy", jako ważnych pośredników w przekazie informacji, kreatorów pozytywnych wizerunków i schematów myślowych, a także swoistych obrońców racji rządzących, prędzej czy później płacą za to wysoką cenę.
Nie wiadomo dlaczego w Polsce wbrew historycznemu doświadczeniu stale powraca błędne przekonanie, że "wodzowie" zawsze wiedzą wszystko najlepiej. Podobnie irytujące jest przeświadczenie, szczególnie prezydenta i premiera, że ich bezpośredni przekaz najlepiej służy pozytywnemu odbiorowi, zarówno zwolenników, jak i oponentów.
Okazuje się tymczasem, że na dłuższą metę medialna aktywność przywódców przynosi efekty odwrotne do zamierzonych. Ludzie czują się często zbałamuceni i oszukani. Są zmęczeni namolnością przekazu, oczekują chłodnej analizy, a nie kolejnych odsłon agitacji i perswazji wyborczej.
Liderzy polityczni nigdy nie zastąpią rzeczników prasowych, czyli pośredników między decydentami a adresatami decyzji. Rzecznicy dzięki współpracy z mediami, nieformalnym układom, a nawet więziom osobistym i towarzyskim, mogą wykorzystywać szczególne środki wpływu, np. przecieki, zaskoczenia, sugestie, patronaty, promocje i in., w celu osiągnięcia pożądanych efektów, przede wszystkim wzmacniania pozycji reprezentowanego organu i urzędu. Nierzadko te praktyki mają charakter nieetyczny i korupcjogenny.
Od takich praktyk niedaleko jest do lobbingu i podsuwania mediom tematów, które są ważne czy wygodne dla władzy. Oznacza to niemałe możliwości sterowania opinią publiczną. Przydają się one zwłaszcza podczas kampanii wyborczych swoich szefów, kiedy na porządku dziennym jest szybkie reagowanie poprzez suflerkę, reklamę orędowniczą, oświadczenia, blogi czy monitoring konkurentów.
Obywatele często wyobrażają sobie, że liderzy polityczni na co dzień ciężko pracują nad rozwiązywaniem żywotnych problemów, z udziałem specjalistów, a o efektach i skuteczności ich działań informują upoważnieni do tego profesjonaliści.
Tymczasem jeśli polityk gros energii poświęca na organizowanie odpraw, przewodniczenie obradom, czy komentowanie banalnych wypowiedzi uczestników takich gremiów, to jego faktyczna działalność konsultacyjna, negocjacyjna czy decyzyjna wyraźnie jest ograniczana. Praca w świetle jupiterów i kamer nie staje się bardziej efektywna. Ma być w zamiarze widowiskowa i spektakularna, aby pobudzać ludzkie emocje i racjonalizować ich postępowanie. W rzeczywistości przypomina sceny z propagandy sukcesu i kojarzy się z populistycznym arsenałem manipulacji politycznej ("wicie, rozumicie").
Politycy poprzez codzienną i nachalną aktywność medialną narażają się na surowy osąd publiczny. Chcą osiągnąć w bezpośrednim przekazie uznanie dla swojej elokwencji, talentów komunikacyjnych, umiejętności erystycznych i retorycznych. Ryzykują jednak surową ocenę nie tylko u medialnych odbiorców, ale i fachowych recenzentów, nie mówiąc o negatywnych reakcjach opozycji. Stąd potrzeba pośrednictwa, pomostu czy naturalnego zdystansowania.
Dlatego warto przypomnieć, że "ramieniem zbrojnym" w wielu państwach, niezależnie od ustroju, są specjalni funkcjonariusze publiczni, zwani rzecznikami prasowymi, którzy wraz ze sztabem fachowców odpowiadają za kontakty instytucji z całym otoczeniem wewnętrznym i zewnętrznym, kreując tym samym politykę informacyjną rządów czy resortów administracji państwowej.
Od Janiurka do Drzycimskiego
Polska ma pod tym względem bogate tradycje, gdyż funkcja rzecznika prasowego pojawiła się wraz z dojściem do władzy ekipy Edwarda Gierka. Pierwszym i najdłużej urzędującym rzecznikiem, pełniącym w ówczesnych okolicznościach wyłącznie fasadową rolę, był Włodzimierz Janiurek, od 1971 roku do 1980 roku.
Najbardziej spektakularną rolę w propagandzie PRL odegrał Jerzy Urban, którego kompetencje komunikacyjne oraz umocowanie w systemie władzy stanowią do dziś przedmiot uwagi biografów (por. Dorota Karaś, Marek Sterlingow, "Urban. Biografia", Kraków 2023). Wywołują ciągle gorące emocje, mimo że wyrosło już nowe pokolenie Polaków i tylko dojrzali obywatele mogą rzeczywiście pamiętać jego cynizm, wyrachowanie i osobliwą, acz zdumiewającą atrakcyjność i kompetencję. Młodsze pokolenia mogą kojarzyć Urbana jedynie z dowcipnymi memami w mediach społecznościowych.
Od dawna wiadomo, że rzecznicy prasowi, to "oficerowie polityczni" rządu. Funkcjonują na swoistych "poligonach komunikacyjnych". Są powoływani na stanowiska w wyniku poszukiwań ze względu na prezencję i umiejętności perswazyjne. Często w grę wchodzą rozmaite koneksje, protekcje, zakulisowe przetargi, a nawet intrygi. W przypadku rekrutacji na stanowiska rzeczników nie wystarczą same dyplomy uniwersyteckie. Potrzebne są przede wszystkim praktyczne dokonania w dziedzinie komunikacji społecznej.
Rzecznicy prasowi sprawują niewątpliwie zawód "wysokiego ryzyka". Są "zderzakami" między władzą a mediami i społeczeństwem. Ich byt i trwałość na urzędzie zależą od akceptacji i cierpliwości przełożonych. Wyrażają bowiem ich wolę, odczytują intencje, kreują wizerunek i budują autorytet. Mogą drażnić wybujałe ego władcy, a nawet prowadzić do otwartych kolizji i nieporozumień. Ze względu na bliskie związki z decydentem wpadają nieraz w pułapki zadufania i bezgranicznej wiary w swoje możliwości. Padają ofiarą rutyny, arogancji i samouwielbienia. Po jakimś czasie znikają z publicznej areny bez śladu.
Mało kto pamięta nazwiska i role rzeczników rządu czy prezydenta z ostatnich trzydziestu kilku lat. Wielu było na tyle nijakich i niemrawych, że nie zapisali się w ogóle w pamięci zbiorowej.
Z pewnością kojarzona jest do dzisiaj Małgorzata Niezabitowska (1989-1991) jako rzecznik rządu Tadeusza Mazowieckiego. Zapamiętana bardziej ze względu na swoją urodę i aurę niż dorobek twórczy i barwną biografię. Innym wyrazistym przykładem był Andrzej Drzycimski, rzecznik prezydenta Lecha Wałęsy (w latach 1990-1994), który zapisał się nie tylko jako jego "interpretator" i "tłumacz", ale także jako popularyzator "wiedzy rzecznikowskiej". Wielu następców nie sprostało ustanowionym przez nich wzorcom.
Rządzącym powinno zależeć na tym, aby swoim zamiarom i czynom nadać odpowiednią interpretację dla zdobycia aprobaty społecznej. Skomplikowane projekty i strategie muszą być przekładane na zrozumiały język odbiorców społecznych.
Nie jest jednak tajemnicą, że ludzie władzy we wszystkich systemach politycznych wolą otaczać się zaufanymi, lojalnymi i dyskretnymi współpracownikami, którym nie wolno przejawiać własnej inicjatywy w kreowaniu wizerunku instytucji, którą reprezentują. Stają się posłusznymi wykonawcami woli panujących. Czasami mogą nawet zdobyć pozycję najbliższych doradców i "szarych eminencji". Trafianie w oczekiwania włodarzy wcale jednak nie oznacza posiadania przez nich intuicji i instynktu społecznego, pozwalających na skuteczne oddziaływanie na masy.
W przypadku kreatywnych rzeczników prasowych ich dyspozycyjność wobec mocodawców nie może mieć charakteru absolutnego. Między nimi musi zaistnieć układ wzajemnego zaufania i wspierania na dobre i złe. Jeśli rzecznik musi każdą wypowiedź konsultować z przełożonym, to taka sytuacja świadczy o kompletnym niezrozumieniu jego roli. Uczestniczy on bowiem autorsko w tworzeniu narracji politycznej, którą przyswajają szerokie masy, a historycy traktują jako ?tworzywo? dziejów.
Doza tolerancji ze strony władzy wobec inicjatywności i kreatywności rzeczników prasowych zależy w dużej mierze od ich pozycji i siły przebicia. Nie mniej ważne są cechy osobowe, a to elokwencja i erudycja. Liczy się odporność psychofizyczna, stabilność emocjonalna oraz doskonała prezencja.
Rzecznik prasowy jest wizytówką instytucji, którą reprezentuje. Jego przygotowanie zawodowe musi obejmować nie tylko znajomość rzemiosła dziennikarskiego, ale także duże doświadczenie w dziedzinie tajników prawa (w tym prawa prasowego), meandrów polityki, paradoksów psychologicznych, procesów gospodarczych i złożoności stosunków międzynarodowych. Do tego dochodzi sposób wysławiania się i wysoka kultura języka (obok dobrej znajomości języków obcych), aby celnie trafiać w oczekiwania nawet najbardziej wybrednego odbiorcy.
O czym zapomina rząd?
Obecny rząd zapomina, że dla sprawczości i skuteczności politycznej konieczne jest wypracowanie w gronie specjalistów komunikowania społecznego spójnej strategii polityki informacyjnej. Musi ona uwzględniać równoprawny stosunek do mediów, bez stosowania wykluczeń i dyskryminacji ze względów ideologicznych czy zwyczajnie irracjonalnych uprzedzeń.
Otwartość informacyjna musi działać w obie strony: od władzy do mediów i społeczeństwa, ale także od mediów do władzy. Niedopuszczanie przedstawicieli mediów niemile widzianych przez władze do swobodnej artykulacji ich postaw i poglądów świadczy o obłudzie polityków, chełpiących się przywracaniem państwa prawa i dbałością o wolności demokratyczne.
Rzecznicy prasowi mogą w tych sprawach odegrać ważną rolę moderującą i mediacyjną. Powinni przede wszystkim merytorycznie, a nie emocjonalnie reagować na krytykę medialną, nie obrażać się na wytykanie słabości i wad władzy, a raczej być pasem transmisyjnym "głosu ludu" w stronę decydentów. Może to posłużyć korekcie postępowania, a przynajmniej zmianie retoryki.
Znane są praktyki rozdzielania obowiązków między funkcjonariuszami publicznymi a ich rzecznikami. W sprawach doniosłych i najczęściej godnych uznania czy pochwały wypowiadają się sami liderzy. Na rzeczników natomiast spadają przykre obowiązki informowania o porażkach i kryzysach. Władza w ten sposób liczy na mniejsze "zużycie" w odbiorze społecznym.
Ostatecznie najwyższą cenę płacą zawsze owi rzecznicy, co jest perspektywą silnie stresującą i deprymującą. Jak dowodzi praktyka polityczna, muszą oni jednak liczyć się z ryzykiem zawodowym, które oznacza niepewność zajmowanego urzędu. W każdej chwili mogą bowiem stać się "kozłem ofiarnym", aby chronić przed odpowiedzialnością publiczną swojego przełożonego.
Nie daj Boże, gdy rzecznik przyjmuje na siebie rolę buforu, zapory broniącej dostępu przedstawicieli mediów do liderów politycznych. Podobnie negatywne rezultaty przynosi pokrętne tłumaczenie błędów decyzyjnych bądź nadużyć funkcjonariuszy publicznych. To prawda, że rzecznicy z założenia są "stronniczy", ale to nie znaczy, że mają prawo do posługiwania się kłamstwem. Studenci dziennikarstwa znajdą szczególne bogactwo krętactw, uników i kłamliwej argumentacji z czasów rzecznikowania w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Rangę rzeczników prasowych podnoszą ich umiejętności skutecznego rozgrywania sytuacji kryzysowych. Jeśli unikają oni sensacji i dramatyzowania, wykorzystując wiedzę i zdolności komunikacyjne, stanową dla danego organu czy urzędu "tarcze ochronne", zyskując w zamian uznanie i nagrody.
Współczesne technologie komunikacji masowej (precyzja i szybkość przekazu) wymagają od rzeczników prasowych wyjątkowej operatywności, refleksu i błyskotliwości. Niezwykle przydatna jest czujność i zdolność antycypowania wydarzeń, przewidywanie skutków decyzji oraz właściwej reakcji na ich społeczny odbiór. Zwłaszcza, gdy następstwa niepopularnych decyzji mają wydźwięk negatywny.
Rzecznicy prasowi ryzykują swoją reputację i wiarygodność, gdy stają się dostarczycielami pożądanych wyobrażeń i mówią ludziom - nawet gdy to jest sprzeczne z kodeksem etycznym - to, co ci chcą usłyszeć.
Jak wiadomo, nikt nie lubi heroldów czy posłańców złych wieści. Dlatego poruszają się na niebezpiecznym polu ukrywania niewygodnych danych, zakłamywania rzeczywistości, dezinformacji, "kuglowania" i "mijania się z prawdą". Nie bez powodu rzecznicy są postrzegani jako potencjalni manipulatorzy, którzy traktują świat mediów w sposób instrumentalny. Lekceważą reguły obiektywizmu dziennikarskiego, wywołując irytację środowiska medialnego. Tworzą blokady informacyjne często na granicy prawa.
Nieobecne "usta władzy"
W polskim krajobrazie politycznym nie widać specjalistów marketingu politycznego (choć akademickich kierunków kształcenia w tym zakresie nie brakuje), którzy powinni kompetentnie kształtować popyt dotyczący informacji i budować wizerunki organów władzy w perspektywie strategicznej. Jest jasne, że na wizerunek władzy wpływa czynnik personalny i osobowościowy.
Jakość rządzenia jest pochodną kwalifikacji osób sprawujących najwyższe funkcje i pełniących stanowiska władcze. Ale tożsamość organów władzy określa także konstytucja i ustawy, pragmatyka służbowa i kultura polityczna. O tym przeciętny odbiorca relacji o decyzjach politycznych funkcjonariuszy publicznych dowiaduje się fragmentarycznie i ogólnikowo. Zapętlenie argumentacyjne w sferze prawnej osiągnęło w Polsce już taki stan, że sami politycy znaleźli się w potrzasku. Brak kompetentnych "ust władzy" komplikuje i pogarsza sytuację.
Dlatego w konkluzji warto zauważyć, że Rzeczpospolita Polska jest zobowiązana do przestrzegania zapisanego w Konstytucji z 1997 roku prawa każdego obywatela do uzyskania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osobach pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje także uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego oraz innych osób i jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa (art. 61).
Jest to mechanizm kontroli społecznej nad wszystkimi instytucjami publicznymi, finansowanymi z podatków. Dlatego tzw. czwarta władza, czyli szeroko pojęta opinia publiczna, a w jej ramach media, są niezwykle ważnym elementem tej kontroli. "Usta władzy" to ważna instytucja zaufania publicznego, którą rządzący powinni obowiązkowo powoływać i w sposób profesjonalny z niej korzystać.
Prof. Stanisław Bieleń
https://myslpolska.info |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 10.10.24 |
Pobrań: 2 |
Pobierz () |
10.10.2024 Prosto z Orwella: brytyjski rejsetr kurczaków |
Chciałbyś mieć kurczaka, żeby być trochę bardziej niezależnym?
Cóż, od 1 października mieszkańcy Wielkiej Brytanii będą musieli rejestrować swoje kurczaki w państwowym urzędzie, pod groźbą kary grzywny lub nawet więzienia.
Tak, ludzie, którzy trzymają na podwórku choćby jednego kurczaka, muszą go teraz zarejestrować w "urzędzie do spraw kurcaków", aby mieć nad właścicielem i kurczakiem pełną państwową kontrolę.
Każdy, kto nie zarejestruje swoich kurczaków, łamie prawo i grozi mu do sześciu miesięcy więzienia oraz grzywna w wysokości do 2500 funtów za każdego niezarejestrowanego kurczaka.
Mówią, że wszystko to ma na celu oczywiście powstrzymanie ptasiej grypy. Inna choroba wykorzystywana jest do jeszcze większej kontroli państwa nad życiem ludzi.
Ale ludzie robili dowcipy rządowej stronie internetowej. Zaledwie kilka godzin po uruchomieniu nastąpiła awaria, ponieważ ludzie zaczęli rejestrować gumowe kurczaki i nuggetsy z kurczaka w portalu i przeciążać witrynę fałszywymi rejestracjami.
Niektórzy nawet rejestrowali swoje smażone kurczaki w państwowych organach!
Jednak to nowe prawo nie dotyczy tylko kurczaków, ponieważ gołębie i inne ptaki żyjące na wolnym powietrzu również muszą być zarejestrowane.
Aby uczynić wszystko jeszcze bardziej biurokratycznym, musisz aktualizować rejestrację kurczaków co 12 miesięcy!
Witaj w orwellowskim świecie "wolności na opak"!
>Link
Ignacy Nowopolski
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 10.10.24 |
Pobrań: 3 |
Pobierz () |
10.10.2024 Kłamstwa na temat szczepień HPV w szkołach ujawnione w sejmie. |
Zamiar dokonania zbrodniczej depopulacji na całym pokoleniu młodych Polek i Polaków wychodzi na jaw.
Zapis posiedzenia parlamentarnego Zespołu do spraw Życia i Zdrowia Polaków, który odbył się w dniu 8.10.2024 r. w Sejmie RP.
Temat posiedzenia brzmiał następująco: "SZCZEPIENIA HPV W SZKOŁACH - PROPAGANDA VERSUS FAKTY. AKTUALNA WIEDZA MEDYCZNA I STAN PRAWNY WEDŁUG NIEZALEŻNYCH EKSPERTÓW".
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 10.10.24 |
Pobrań: 3 |
Pobierz () |
15.10.2024 "Skazano mnie z inicjatywy izb lekarskich" |
Justyna Socha została skazana na rok ograniczenia wolności. ?Skazano mnie z inicjatywy izb lekarskich?
https://nczas.info/wp-content/uploads/2024/10/Justyna-Socha-nczas-696x464.jpg
Justyna Socha 10 października została skazana przez poznański sąd na karę jednego roku ograniczenia wolności w postaci wykonywania nieodpłatnych prac społecznych w wymiarze 30 godzin miesięcznie za zniesławienie anestezjologa, Michała Szuszkiewicza. Oprócz tego sąd zobowiązał ją do zapłaty 20 tys. zł tytułem nawiązki.
"Skazano mnie dzisiaj na rok ograniczenia wolności z inicjatywy izb lekarskich" - napisała liderka ruchu antyszczepionkowców w swoich mediach społecznościowych, a następnie powtórzyła słowo w słowo to samo w komentarzu do wpisu.
Link
Zwolennicy Justyny Sochy zareagowali na tę wiadomość, m.in. cytując Biblię, a dokładnie fragmenty, które mówią o prześladowaniach z powodu głoszenia prawdy.
Zdecydowana większość komentujących ucieszyła się z wyroku, choć niektórzy utyskiwali na to, że jest on zbyt niski, a inni stwierdzili, że Socha powinna być sądzona za coś innego, a mianowicie za głoszenie "antynaukowych bzdur". Działaczka do wpisu dołączyła link do zbiórki, co też nie uszło uwadze komentujących i zostało przez nich... wyśmiane.
nczas.info
----------------------------------------
mail:
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 15.10.24 |
Pobrań: 2 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|