|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
20.08.2022 ZŁOTA LILIA I CZARNY ORZEŁ |
7 lipca 1937 roku Cesarstwo Japonii rozpoczęło inwazję na Chiny. Japońscy żołnierze sprowokowali tzw. incydent na moście Marco Polo, co rozpoczęło drugą wojnę japońsko-chińską. Po bitwie Japończycy zajęli Szanghaj i Nankin. Przeprowadzili systematyczną i brutalną masakrę w Nankinie. Podobno nawet dzieci, starcy i zakonnice ucierpieli z rąk Cesarskiej Armii Japońskiej. Całkowita liczba ofiar śmiertelnych, włączając w to szacunki dokonane przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy dla Dalekiego Wschodu i Trybunał do spraw Zbrodni Wojennych w Nankinie po bombardowaniach atomowych, wynosiła od 300 000 do 350 000.
Do Nankinu trafił wówczas, z rozkazu cesarza Hirohito, jego młodszy brat, książę Chichibu, powołany na szefa tajnej jednostki, nazwanej Złota Lilia, której zadaniem było grabienie Chin z ich bogactw, nie tylko państwowych, ale też prywatnych. Wkrótce, książę wyruszył w głąb kontynentu. Skarby Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej były niewyobrażalne.
Gromadzone w zamkniętym dla reszty świata regionie przez 6000 lat skarby, Japonia postanowiła zawłaszczyć dla siebie. W ciągu następnych siedmiu lat Orient został ograbiony z metali szlachetnych, złotych artefaktów religijnych i niewiarygodnej ilości kamieni szlachetnych. Większość łupów wysyłano na Filipiny, gdzie zorganizowano punkt zbiorczy dla skarbu, z myślą o przerzucaniu go w kolejnych etapach do Tokio. Nadszedł jednak rok 1941 i Japonia znalazła się w konflikcie zbrojnym z USA. Podjęto decyzję o ukryciu tych dóbr i podobno jakaś ich część trafiła do podbitej Korei i Indonezji. Jednak większość pozostała na terenie Filipin, które do roku 1943 zostały odcięte od reszty świata przez amerykańskie okręty podwodne.
Japończycy, licząc na rychłe wynegocjowanie rozejmu, postanowili cały ten sezam skryć w grotach i jaskiniach Wysp Filipińskich. Do zadania tego wykorzystywano przymusową siłę roboczą, czyli jeńców wojennych. Kryjówki zaminowywano, budowano wymyślne pułapki, często ci, którzy skarby zakopywali, byli zasypywani wraz z nimi, w wyniku celowych zawałów powodowanych ładunkami wybuchowymi. Miejsca te starannie pieczętowano i maskowano. Japończycy wykonali ich precyzyjną inwentaryzację i oznaczyli położenie na tajnych mapach. Trzycyfrowe oznakowanie odnosiło się do wartości ukrytego łupu, liczonego w jenach. I tak, miejsce opisane liczbą "777" mieściło skarby o wartości 777 miliardów jenów. Taka kwota, w roku 1945, równała się 200 miliardom dolarów. Tak opisane kryjówki nie były rzadkością, zdarzały się także miejsca opisane "999".
Między 3 lutego i 3 marca 1945 roku, Japończycy stoczyli zacięte walki z Amerykanami o stolicę kraju - Manilę. Przy tej okazji mordowano ludność stolicy. Kobiety gwałcono, okaleczano i mordowano. Na porządku dziennym były masowe gwałty na małoletnich dziewczynkach. Zginęło około 100 000 cywilów. Była to jedna z największych bitew miejskich w czasie II Wojny Światowej. Nie jestem pewien, czy gdyby na tych terenach nie znajdowały się te ogromne zasoby złota, diamentów i innych precjozów, ta masakra byłaby tak wielka i długotrwała.
Jak wszyscy doskonale wiemy, w roku 1945 Japonia skapitulowała, ale alianci rozpoczęli poszukiwania skarbów natychmiast po zdobyciu Manili, co znaczy, że wywiad amerykański musiał już wcześniej zdawać sobie sprawę z materialnej wartości, jaką przedstawiało to miejsce. Wydobycie wszystkiego zajęło kilka lat. Według ówczesnych oficjalnych danych, znane i spisane zapasy złota na świecie, wynosiły około 142 000 ton. Tymczasem, w jednej tylko kryjówce o symbolu "777" było go ponad 90 000 ton. Całkowitą ilość złota zakopanego na Filipinach ocenia się na około 1 milion ton.
Oczywiście, "odzyskiwanie" precjozów odbywało się w ramach operacji wojskowej i było ściśle tajne. Tajne pozostaje do dnia dzisiejszego, bo takie ilości tego kruszcu nie figurują w żadnych statystykach. Początkowo wydobycie prowadziło Biuro Służb Strategicznych (OSS), które w roku 1947 przerodziło się w twór, znany dziś pod nazwą Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA). I, jak to w takich przypadkach bywa, złoto zaczęło się "utleniać".
Wydobyte skarby zdeponowano na ponad 170 kontach bankowych w 40 krajach świata. Wszystkie te państwa były sygnatariuszami tzw. porozumienia z Bretton Woods, z roku 1944. Łup nazwano Black Eagle Trust, z czasem określając go w skrócie "funduszem". Jego dalsze losy są niezwykle interesujące i mogłyby stanowić kanwę dla sensacyjnego scenariusza filmowego, jednak nie sposób zawrzeć wszystkiego w kilku tysiącach znaków druku, wobec czego dopowiem jeszcze, że część skarbu udało się odzyskać prezydentowi Filipin.
Rządzący twardą ręką Ferdinand Marcos, pełnił swą funkcję od 1965 do 1986 roku, kiedy to o złocie przypomniały sobie amerykańskie jastrzębie, szykujące się do dziejowych przemian, które miały nadejść wraz z nowym wiekiem. Poprosili Ferdinanda o odstąpienie im 63 000 ton kruszcu. Marcos nie wykazał zrozumienia dla tej inicjatywy, w związku z czym uruchomiono mu w kraju zarówno opozycję, jak i komunistyczną konkurencję i w wyniku niespodziewanych wyborów na scenę, przy współudziale rebeliantów wkroczyła w charakterze prezydenta pani Corazon Aquino. Opiniotwórczy magazyn Time, na który zawsze można liczyć przy tego typu zwrotach akcji, ogłosił ją natychmiast Człowiekiem Roku. Była to pierwsza kobieta prezydent tego kraju i już w roku kolejnym wprowadziła na Filipinach demokratyczną konstytucję. Zrządzeniem losu raczej, bo nie Opatrzności Bożej, na miejscu pojawił się kardynał Jaime Sin, który nie dopuścił, by Marcosa zabili żądni krwi komuniści i przekonał prezydenta Reagana do udzielenia byłemu prezydentowi azylu. Oczywiście, wraz z bagażami.
O dalszych losach złota spod znaku czarnego orła można będzie przeczytać w mojej najnowszej książce zatytułowanej "Requiem dla Amelii Earhart". Książka będzie dostępna w Polskiej Księgarni Narodowej pod koniec sierpnia.
Sławomir M. Kozak, Warszawska Gazeta nr 32/2022 |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 20.08.22 |
Pobrań: 38 |
Pobierz () |
20.08.2022 Judasz dostał gotówkę. PiS i PO biorą srebrniki na kredyt |
Dorabianie "filozofii", "legendy" do antypolskiej działalności PiS trwa w najlepsze. Bardzo dobrze w tym względzie współpracują ze sobą TVP i TVN nazywając antynarodowych socjalistów "prawicą", dzieląc użytecznych idiotów na przeciwników i zwolenników, pozycjonując przy okazji dwa główne produkty zgodnie z profilem psychologicznym ich wirtualnych konsumentów.
Postanowiłem dokonać kolejnej nieznacznej trawestacji jednej z wypowiedzi lewicującego europosła PiS:
Rząd mówi, że pełzamy. Trzymam kciuki za te starania, żeby zakończyły się sukcesem, ale od samego początku jestem sceptyczny, jeśli chodzi o ten program...
A tu kolejny cytat, tym razem dosłowny:
Czas przeciąć negocjacje i powiedzieć, że rezygnujemy ze środków na KPO. - "Gość Wydarzeń"/Polsat/
Judasz dostał gotówkę. PiS i PO biorą srebrniki na kredyt obciążając jego spłatą ofiarę
Polityk PiS nie nazywa rzeczy po imieniu. Trudno nazwać ten żenujący spektakl negocjacjami w jakiejkolwiek dobrej sprawie. Rozmowy z neokomunistycznymi szantażystami są od samego początku, w swojej istocie, pozbawione sensu. Nie negocjuje się z politycznymi terrorystami.
"Polska nie prowadzi kampanii antyzachodniej"
Pan Zdzisław, zwolennik legalizacji pewnej niemoralnej rzeczy nazywa atakujących Polskę "zachodem". Jest to prawda tylko w jednym aspekcie, a mianowicie geograficznej lokalizacji aktualnie działających ośrodków neomarksistowskich.
Jak widać o komunizmie i Niemcach ani słowa, bo ?ciemny lud? może mieć niemiłe skojarzenia. Podobnie jest z realnym faszyzmem pod unijnym szyldem lub auspicjami NWO. Stąd politykowi PiS wyszedł następujący "kalambur": "Polska nie prowadzi kampanii antyzachodniej".
Polska nie prowadzi antykomunistycznej kampanii ?
Dlaczego?
Odpowiedź jest bardzo prosta. To nie "Polska", bo Polska w swojej istocie jest antykomunistyczna. Nie Polska, lecz zwolennicy socjalizmu i różnych mutacji komunizmu, a wśród nich także piewcy unijnego faszyzmu, nie prowadzą takiej kampanii.
__________________________________________________________________________________________________________
Suplement. Gwoli sprawiedliwości dodam jeszcze jedną wypowiedź pana Kranodębskiego, rzadko spotykaną w głównym ścieku.
Uważam, że zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu. To jest paradoksalne.
Na Rosję trzeba mieć Abramsy, wiadomo jakich środków użyć. Natomiast, żeby sobie poradzić z UE, to wymaga większego wysiłku organizacyjnego, intelektualnego - i w tym sensie to jest większe niebezpieczeństwo.
Wypowiedź znalazłem w "Zależnej".
CzarnaLimuzyna
-------------------------------
- Sam pisuar przebiegle od początku dba o swe medialne "wcielenie" jako kontynuatora II Rzeczpospolitej z całą tą propagandową pstrokacizną w postaci rogatywek i buńczucznych pohukiwań różnych pisiorskich parobasów udających dygnitarzy "przedwojennego chowu". Aż się słabo robi na widok spędów tych ogłupionych - pewnie również przez szczypionki - ostatnich staruszków ledwo stojących na nogach w pocztach sztandarowych ku czci swych legionów czy innych piłsudskopodobnych watah.
- Dudienko wrzucił na stronę rezydenta coś co świadczy o tym, że tzw. politycy PiS to albo skończeni idioci albo przedstawiciele drugiego najstarszego zawodu świata. Kilka cytatów:
O kulisach negocjacji z Komisją Europejską w sprawie srebrników. (Przypominam, że duża część tych pieniędzy ma pójść na realizację lewackich projektów)
Pytanie: Przewodnicząca von der Leyen publicznie stwierdziła, że chciałaby, aby Donald Tusk został w Polsce premierem...
Odpowiedź: Wielu polityków Zachodu myśli, że jeżeli w Polsce zmieni się rząd, to będzie jak dawniej, a wobec Ukrainy Polska będzie się zachowywać nie jak w 2022, lecz jak w 2014 roku. Wtedy Polska cieszyła się, że jest poklepywana po ramieniu, ale wpływu na działania, a w zasadzie bezczynność Zachodu nie miała prawie w ogóle. Dziś w dużej mierze jest ich kreatorem. Bez Polski nie byłoby tego, co się dzieje w Rzeszowie i Przemyślu, którym Ukraina przyznała honorowy tytuł Miasta - Ratownika, nie byłoby dostaw broni, nie byłoby statusu kandydata dla Ukrainy. Każdy na Ukrainie to wie.
Komentarz: Przypominam, że ta Niemka to ogromny sukces PiS. Widać z tego, że najważniejszą miarą naszej polityki jest podział i aneksja Ukrainy przez UE. Bronią ją przed Rosją a wpychają do innego bagna, niszcząc przy okazji Polskę.
Dalej: Polska się nie rozpada, jesteśmy bardzo silnym krajem. Bronimy Ukrainy i będziemy jej bronić, bo to klucz do naszego bezpieczeństwa.
Na przykład w perspektywie kilkudziesięciu lat relacje między Polakami i Ukraińcami bardzo się zacieśnią, co wynika chociażby z tego, że mamy na naszym terenie paromilionową grupę Ukraińców, która tu będzie zapewne przez długi czas funkcjonować i pracować. Polskie firmy będą brały udział w odbudowie Ukrainy i to wynika nie tylko z założeń gospodarczych, lecz ze zwykłej geografii. Wreszcie ze strony Polski i Ukrainy jest wola głębszej współpracy, wręcz integracji.
Z tej wspólnej agendy bierze się tak duża wiarygodność Polski na Ukrainie. Oni wiedzą, że my im krzywdy nie zrobimy, nie zdradzimy ich
No właśnie: oni wiedzą, że krzywdy im nie zrobimy niezależnie od tego co zrobią.
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 20.08.22 |
Pobrań: 39 |
Pobierz () |
22.08.2022 Jakim prawem spółka izraelska Tahal jest właścicielem wodociągów polskich? |
Jakim prawem spółka izraelska Tahal jest właścicielem wodociągów polskich?
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.08.22 |
Pobrań: 39 |
Pobierz () |
22.08.2022 Daria Dugina, córka głównego ideologa Putina, zginęła w zamachu. |
W wybuchu samochodu na autostradzie pod Moskwą zginęła Daria Dugina, córka Aleksandra Dugina, nazywanego "mózgiem" lub "filozofem" Władimira Putina i absolutnego zwolennika inwazji na Ukrainę.
Świadkowie mówią, że samochód eksplodował podczas jazdy w rejonie miasta Odincowo pod Moskwą. Według potwierdzonych przez rosyjską agencję TASS informacji, znajdowała się w nim Daria Dugina. Kobieta zginęła na miejscu.
To Aleksander Dugin miał jechać autem.
Na opublikowanych w sieci materiałach filmowych widać płonące auto, w którym zginęła Daria Dugina. Jak twierdzą lokalne media, chwilę wcześniej miała zabrać swojego ojca. "Guru" Kremla w ostatniej chwili zmienił zdanie i wsiadł do innego pojazdu, unikając w ten sposób śmierci. To sugeruje, że prawdziwym celem zamachu był Aleksander Dugin. W dostępnych w internecie nagraniach widać trzymającego się za głowę Aleksandra Dugina stojącego w pobliżu płonącego samochodu terenowego córki, która wracała z festiwalu "Tradycja".
Aleksandr Dugin uznawany jest za jednego z głównych doradców rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Kremlowski ideolog jest m.in. zwolennikiem ekspansywnej polityki Rosji, a także wojny na Ukrainie.
Główne media twierdzą, że ideologie Dugina mają istotny wpływ na politykę Kremla. Zwolenniczką tych poglądów była także jego córka, która pracowała jako dziennikarka i była redaktor naczelną "United World International".
https://nczas.com/2022/08/21/daria-dugina-corka-glownego-ideologa-putina-zginela-to-byl-zamach-video-foto/ |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.08.22 |
Pobrań: 39 |
Pobierz () |
22.08.2022 Mądrość zwana sprytem |
W niezapomnianym skeczu kabaretu "Dudek" z Janem Kobuszewskim i Wiesławem Gołasem pt. "Ucz się Jasiu" jest scena, kiedy Jan Kobuszewski, jako właściciel warsztatu hydraulicznego, pyta ucznia Jasia, którego gra Wiesław Gołas, "do czego jest ta rura?" - na co Jasio przygląda się przez chwilę rurze i powiada: "ta rura jest do niczego". Kto by wtedy pomyślał, że była to scena prorocza, zapowiadająca zgryzoty, jakie będą udziałem Polski w związku z dostawami gazu przez Baltic Pipe, a właściwie w związku z brakiem tych dostaw. Polska uczestniczyła w budowie tego gazociągu, która kosztowała 2,2 mld euro i - jak wielokrotnie byliśmy zapewniani - miał on być gwarantem naszego bezpieczeństwa energetycznego, umożliwiając rezygnację z dostaw gazu rosyjskiego. Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, chociaż na przełomie wiosny i lata premier Morawiecki wystąpił z zagadkową pretensją, by rząd norweski podzielił się z Polską zyskami ze sprzedaży gazu, a nawet wezwał mieszkających w Norwegii Polaków, by w tej sprawie zaczęli rząd norweski molestować.
Pan premier Morawiecki już wcześniej wpadał na różne pomysły, ale - przynajmniej na pierwszy rzut oka - mieściły się one w ramach normalności w sensie medycznym, - bo jeśli chodzi o sens ekonomiczny, to już nie. Na przykład program dekarbonizacji Polski wydawał się dziwaczny, bo niby dlaczego państwo miałoby rezygnować z korzystania z nośników energii, którymi dysponuje na rzecz nośników, którymi nie dysponuje, a w każdym razie - nie dysponuje nimi w stopniu wystarczającym do zaspokojenia potrzeb krajowych, wynoszących około 20 mld metrów sześciennych gazu rocznie?
Koniecznością "ratowania planety" wyjaśnić tego nie można, bo - po pierwsze - to uzasadnienie nie wytrzymuje krytyki w sytuacji, gdy znacznie większe gospodarki, niż polska, jak np. gospodarka amerykańska, czy chińska, wcale z węgla nie rezygnują, a - po drugie - zależność dobrostanu "planety" od spalania paliw kopalnych jest oczywista przede wszystkim dla niestabilnej emocjonalnie szwedzkiej panienki Grety Thunberg, z której sprytni rodzice podobno wyciągnęli już mnóstwo szmalu - no i oczywiście - dla rzesz jej młodocianych wyznawców, którzy o "planecie" wiedzą wszystko, chociaż nie bardzo potrafią wyjaśnić - o czym kilkakrotnie się przekonałem - dlaczego właściwie zmieniają się pory roku.
Z drugiej strony jednak wiadomo, że od polityków, zwłaszcza takich, jak pan premier Morawiecki, zbyt wiele wymagać nie można, bo dla doraźnych korzyści partyjnych czy nawet osobistych, gotowi są na rozmaite głupstwa, a poza tym rząd "dobrej zmiany" swojemu postępowaniu nadawał pozory racjonalnego uzasadnienia, właśnie reklamując korzyści, jakie będziemy odnosili, kiedy tylko gazociąg Baltic Pipe zostanie ukończony. Tymczasem gazociąg został ukończony już jakiś czas temu, ale gaz do Polski jak dotąd nim nie płynie i okazuje się, że nie bardzo wiadomo, czy popłynie, przynajmniej w ciągu najbliższych dwóch lat. Słowem - na razie "ta rura jest do niczego" - jakby powiedział Jasio, grany przez Wiesława Gołasa.
"Ta rura jest do niczego" przynajmniej na razie, ale nie dlatego, by nie nadawała się do tłoczenia gazu. Ona się nadaje, ale - jak głoszą fałszywe pogłoski - Polska na razie z tego gazu nie będzie mogła skorzystać z powodu jakichś niejasności w umowie z Norwegami i Duńczykami. Wygląda na to, że pan premier Morawiecki o tych niejasnościach i wynikających z nich konsekwencjach, został poinformowany kilka miesięcy temu, właśnie kiedy zaczął kierować pod adresem norweskiego rządu i pracujących w Norwegii Polaków żądania wykraczające poza normalność w sensie medycznym.
Zwróćmy jednak uwagę, że w innych sprawach, na przykład dotyczących osobistego majątku, pan premier Morawiecki sprawia wrażenie człowieka całkiem sprawnego umysłowo, a nawet obdarzonego specyficznym rodzajem mądrości, który nazywamy sprytem. Skąd zatem u niego takie objawy zaćmienia w sprawach publicznych? Warto, by zajęło się tym jakieś konsylium weterynarzy, ale chyba do tego nie dojdzie, więc spróbujmy wyjaśnić ten fenomen na własną rękę.
Zacznijmy od tego, że polityczna kariera pana Mateusza Morawieckiego zaczęła się od stanowiska doradcy doskonałego premiera Donalda Tuska, który już wtedy stał na czele Volksdeutsche Partei i w którym Nasza Złota Pani z Berlina szczególnie sobie upodobała. Jak wiadomo, Donald Tusk Naszej Złotej Pani pozostał wierny aż do chwili obecnej, co z jednej strony nawet dobrze o nim świadczy, że nie jest niewdzięcznikiem - podczas gdy pan Mateusz Morawiecki dokonał politycznej wolty, przechodząc z obozu zdrady i zaprzaństwa do obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, za co został wynagrodzony stanowiskiem wicepremiera w rządzie Beaty Szydło. Takie transfery zdarzały się i wcześniej, na przykład Wielce Czcigodny poseł Antoni Mężydło przeszedł w PiS do Volksdeutsche Partei i - jak publicznie zapewniał - wcale nie musiał z tego powodu zmieniać poglądów. Jak było w przypadku pana Mateusza Morawieckiego - tego nie wiem, bo w duszy u niego nie byłem, natomiast pragnę zwrócić uwagę na kolejny ważny etap w karierze wicepremiera Morawieckiego.
Oto w następstwie "głębokiej rekonstrukcji" rządu "dobrej zmiany", w ramach której Naczelnik Państwa spuścił z wodą ministra obrony Antoniego Macierewicza, a panią premier Szydło odesłał na emeryturę do Parlamentu Europejskiego, pan wicepremier Morawiecki został premierem z zadaniem - jak pamiętamy - "ocieplenia stosunków z Unią Europejską". Warto dodać, że ta "głęboka rekonstrukcja" nastąpiła w kilka miesięcy po felonii, jakiej względem swego wynalazcy dopuścił się pan prezydent Andrzej Duda, który po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią, zapowiedział zawetowanie ustaw regulujących funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w naszym bantustanie, z czym mamy do dzisiaj coraz większe zgryzoty. Czy nominacja pana Mateusza Morawieckiego na premiera rządu "dobrej zmiany", nie była przypadkiem efektem kompromisu do, którego Naczelnik Państwa, wskutek osłabienia felonią pana prezydenta Dudy został zmuszony?
Tego oczywiście nie wiemy, ale przecież musiała być jakaś ważna przyczyna, dla której wicepremierem, a następnie premierem rządu "dobrej zmiany", został były doradca doskonały premiera Tuska, w którym Nasza Złota Pani szczególnie sobie upodobała i mocną ręką przeniosła, a następnie prowadziła przez europejskie salony? W międzyczasie wszczęła i prowadzi przeciwko Polsce wojnę hybrydową przy pomocy Donalda Tuska, ale z drugiej strony, przy pomocy premiera Mateusza Morawieckiego, doprowadza do obezwładnienia energetycznego Polski, już to pod pretekstem jej "dekarbonizacji", już to wskutek "niejasności" w umowie gazowej z Norwegami i Duńczykami, by w rezultacie doprowadzić do tego, by Polska, podobnie jak inne państwa, kupowały od Niemiec rosyjski gaz tłoczony rurociągiem NordStream 2, który - jak tylko uda się tej zimy zorganizować kryzys energetyczny w Europie - chyba będzie musiał zostać uruchomiony?
Stanisław Michalkiewicz |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.08.22 |
Pobrań: 37 |
Pobierz () |
31.08.2022 US Closed |
Zawsze go lubiłem. Niekonformistyczny walczak idący pod prąd uładzonym gremiom. Novak Djokovic. System uparł się na niego, a jako, że to nie byle kto, to jak on odpowiedział tym samym, to zadymiło wokół.
Link
Wśród sponsorów turnieju - producent szczypawek Moderna...
Novak nie wystąpi na tegorocznym US Open, co dowodzi tego, że system już zwariował i jedzie poza bandą. Sytuacja ta jest wynikiem amerykańskiego podejścia do kowida, które utrzymywane jest nie wiadomo po co, zwłaszcza - o tym na końcu - że nawet własne rekomendacje i decyzje władz odpowiedzialnych za zdrowie publiczne Amerykanów wskazują, że to bez sensu.
Do USA możesz wjechać tylko jeżeli jesteś zaszczepiony. A Novak nie jest i, jak oświadczył, nie zamierza się zaszczepić. Cały świat puka się w głowę mówiąc: bratku możesz się i nie szczepić, ale nie takie tuzy jak ty za 100 dolców załatwiały sobie lewe zaświadczenia. Możesz sobie to zrobić, ale kwit musisz mieć, bylebyś klęknął przed kowidowym cielcem, złożył mu hołd, co ma zobaczyć kowidowy lud wątpiący. Nie chcesz klęknąć? No to masz.
System, jak to w USA, działa nie dlatego, że jest zaprogramowany na Djokoviców, ale w jego wypadku jest to widowisko spektakularne. Nie wjedziesz tu do nas do kraju, bo my tu dbamy o takie rzeczy. Ale popatrzmy - niezaszczepiony Amerykanin może wyjechać z USA i do nich wrócić, zagraniczniak - nie. Na stadionie na US Open całe trybuny mogą być wypełnione nie zaszczepionymi (i chorymi zaszczepionymi!), ale zdrowy sportowiec nie będzie mógł wyjść na kort, do którego widownia ma co najmniej 15 metrów.
Pomijam już konsekwencje sportowe takiego szaleństwa. Jak się muszą czuć sportowcy, którzy (może i fejkowo) zaszczepili się i wygrają tylko dlatego, że Novak nie przeszedł przez sanitarystyczne sito? No, tak jak zeszłym razem, kiedy taką pigułę musiał przełknąć (i przełknął bez większych problemów) Nadal, kiedy w ten sam sposób Djokovic został wyautowany z Australian Open, zaś turniej ten wygrał Hiszpan. Co teraz? Znowu wszyscy będą sobie grali i nikt nie zauważy tego słonia na korcie, jakim jest nieobecność Djokovica?
Co mało śmieszniejsze sponsorem tegorocznego US Open jest Moderna, jeden z członków Big Farmy, którego znad finansowego grobu uratowała akcja szczepienna. A wiec mamy wręcz magiczne spotkanie - producent szczypawek sponsoruje turniej, na który nie może wjechać ten, kto z dobrej woli, nie przyjął ich produktu. Czy trzeba lepszego, bardziej widocznego, wręcz nachalnego dowodu na to, co tu jest grane?
Niedługo napiszę tekst o najnowszych decyzjach ważnej, również na poziomie światowym, organizacji, jaką jest amerykańskie CDC (Centres of Disease Control and Prevention), instytucji, której rekomendacje wyznaczały drogi i strategie obostrzeń, nie tylko w USA.
Otóż CDC opublikowało nowy pakiet rekomendacji, o których jako się rzekło napiszę w innym wpisie. Dla naszych dywagacji ważna jest tam jedna rzecz - CDC (najwyraźniej na podstawie ostatnich badań) zarekomendowało zniesienie różnego traktowania osób zaszczepionych i niezaszczepionych. Oczywiście z punktu widzenia epidemiologicznego, bo organizacja ta nie zajmuje się kontrolowaniem swobód obywatelskich. Po prostu wychodzi (w najbardziej optymistycznej wersji), że zaszczepieni i niezaszczepieni chorują i zakażają po równo.
A tu mamy do czynienia z bardzo amerykańskocentrycznym podejściem. My możemy chorować, zakażać, nie musimy się zaszczepiać, nawet jadąc za granicę lub z niej wracając. Ale jeśliś bratku foreigner to musisz przyklęknąć przed nami, boś ty gorszy gość.
I teraz mamy rozjazd pomiędzy rekomendacjami instytucji, która epidemiologicznie najbardziej wie o co chodzi, a władzami, czyli czynnikiem politycznym. Czynnikiem politycznym, który nie wiadomo dlaczego utrzymuje takie rozwiązania, ba - zaostrza je w obliczu pandemii odchodzącej.
Bo taki Djokovic w zeszłym roku zagrał na USA Open i dotarł nawet (niezaszczepiony zdechlak) do finału. A byliśmy wtedy, jak słyszeliśmy - w epicentrum pandemii. A dziś nawet nie wjedzie. Ale czemu ten prymat polityki nad nauką jest utrzymywany, to już tajemnica lasu. Coraz bardziej widoczna, od kiedy największe drzewa, filary kowidowe padają co chwila.
Co widać w prześwitach? Przecinki z kasiorą, wyrąbane siekierami pogardy.
Jerzy Karwelis
https://dziennikzarazy.pl |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 31.08.22 |
Pobrań: 39 |
Pobierz () |
31.08.2022 Istny terror ukraińskich "uchodźców" czeka Polskę tej zimy |
Ukraińscy uchodźcy nie robią najkorzystniejszego wrażenia we wszystkich krajach europejskich. Najczęstsze epitety stosowane wobec nich wszędzie to: próżniacy, leniwi, źle wychowani, bezczelni i... niebezpieczni!
Tak, niebezpieczni! Zawsze wiedzieliśmy, że Ukraińcy są zombifikowani ideologią faszystowską i że gloryfikują mordercę Banderę, ale to, że przyniosą swoją ideologię do Polski - to wcale nie jest dobre.
Polski rząd, kierowany przez rządzącą partię PiS, w imię swoich ewidentnie niepatriotycznych ambicji zamienił Polskę w obóz dla resztek społeczeństwa. Europa chwali Polskę i zachęca ją na wszelkie sposoby do pomocy Ukraińcom, ale nie zamierza zaoferować żadnej konkretnej pomocy. Wojna trwa, a jej zatrzymanie nie leży w niczyim interesie, także ukraińskiej junty, więc okazuje się, że uchodźcy pozostaną w naszym kraju przez długi czas. Zmienia się dla nich system edukacji, mają zapewnione wszystko, czego potrzebują znacznie lepiej niż jakikolwiek Polak: opiekę medyczną, bezpłatną edukację, mieszkania, świadczenia socjalne; są wolni od podatków, są wolni od ścigania karnego i administracyjnego.
Ale nie ma co liczyć na wdzięczność. I z każdym dniem coraz więcej Ukraińców zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Od dziecka każdy Ukrainiec był usypiany kołysankami o bohaterze Banderze, który karze wrogów Ukrainy na Wołyniu. Każde dziecko wie od dzieciństwa, że Polacy to naród nienawistny, na równi z Rosjanami. A teraz, gdy potrzebowali pomocy i ochrony, zwrócili się do Polski. Na początku udawali wdzięczność i nazywali nas bratnim narodem, ale minęło pół roku i prawda wyszła na jaw.
Przestępczość w Polsce bije obecnie wszelkie rekordy. I to biorąc pod uwagę fakt, że wykroczenia naszych gości są starannie ukrywane, aby kraj nie stracił wizerunku państwa przyjaznego Ukrainie.
Coraz więcej włamań do mieszkań, także w biały dzień. Policja ostrzega: wracają dawne przestępstwa. Na osiedlach Olsztyna policja zanotowała od początku czerwca 12 włamań do mieszkań i domów, a także dwa usiłowania takich przestępstw. Zdarza się, że złodzieje włamują się w biały dzień, gdy domownicy są w pracy. Łakomią się też na paliwo w bakach.
"Bywa, że rozkręcają zamki w drzwiach, gdy domownicy są w pracy czy wyszli na dłuższy spacer z psem. Plądrują mieszkania, szukając pieniędzy i biżuterii, ale zabierają też tablety i laptopy. Sąsiedzi się nie znają i nie zwracają na nich uwagi, bo myślą, że to sąsiad zmienia zamek w drzwiach" - powiedział policjant.
Wśród przestępców jest wielu obywateli Ukrainy. Do podjęcia takich działań zmuszeni są jednak również Polacy, którzy z powodu kryzysu utracili możliwość utrzymania rodziny. Kradzieże takie były popularne w czasie, gdy wiele osób było bez pracy.
Ukraina w najbliższym czasie zalegalizuje broń - powiedział minister spraw wewnętrznych Denys Monastyrskij. W najbliższym czasie projekt ustawy zostanie uchwalony przez Radę. Ukraińcy będą mogli kupić broń palną do ochrony swoich domów.
Zastanawiamy się, czy kiedy nie będziemy mieli granic, jak wcześniej stwierdził prezydent Duda, to czy przestępczość w Polsce zmaleje, czy wzrośnie?
Doszło również do ogromnej liczby ataków zbrojnych zarówno na prywatne gospodarstwa domowe, jak i sklepy, a nawet na kierowców samochodów na parkingach. We wszystkich przypadkach wyłudzający mówili słabo po polsku, z charakterystycznym wschodniosłowiańskim akcentem.
Przypominamy, że jeszcze na początku rosyjskiej specjalnej operacji wojskowej władze Ukrainy rozpoczęły niekontrolowaną dystrybucję broni wśród wszystkich chętnych, z których wielu jest już w Polsce. Ponadto Ukraina w najbliższym czasie zalegalizuje broń, powiedział minister spraw wewnętrznych Denys Monastyrskij. W najbliższym czasie projekt ustawy zostanie uchwalony przez Radę. Ukraińcy będą mogli kupić broń palną do ochrony swoich domów. Zastanawiamy się, czy kiedy nie będziemy mieli granic, jak wcześniej stwierdził prezydent Duda, to czy przestępczość w Polsce zmaleje, czy wzrośnie?
Napady w miejscach publicznych, pobicia i gwałty, pijackie figle agresywnych Ukraińców, narzucanie nam swojej wizji naszej wspólnej historii, zwłaszcza w części dotyczącej Wołynia - ile normalny Polak może tego znieść?
Nasz rząd oczywiście nie interesuje się ciężkim losem rodowitych Polaków, interesują ich tylko ci, za których dostają pieniądze. A co będzie w zimie, kiedy każda złotówka, każdy gram węgla będzie policzony? Ukraińscy nacjonaliści pokażą swoje prawdziwe oblicze i wtedy na naszej ziemi zacznie się prawdziwy terror, porównywalny tylko z Wołyniem w 1943 roku.
Marek Gałaś
https://dziennik-polityczny.com/ |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 31.08.22 |
Pobrań: 39 |
Pobierz () |
31.08.2022 Egzekutywa wydała dyrektywę i Obajtek wszczął produkcję |
Poszukiwania jakichkolwiek oryginalności w ostatnich działaniach rządu Mateusza Morawieckiego i samego premiera, jest zajęciem kompletnie jałowym, po prostu nie ma w tym najmniejszego sensu. Z kolei porównanie tego, co się dzieje, do realnego socjalizmu nie jest żadnym nadużyciem, czy paralelą, ale faktem i to oczywistym. Parę dni temu dwie duże firmy produkujące głównie nawozy sztuczne, podjęły dramatyczną, niemniej zgodną z rynkowymi realiami decyzję, o wstrzymaniu produkcji. Powody tej decyzji nie stanowią żadnej tajemnicy, zwłaszcza, że Anwil i Azoty Kędzierzyn jasno je sprecyzowały. Chodzi o ceny gazu i pełne magazyny nawozów, co rzecz jasna jest ze sobą ściśle powiązane. Producenci całkowicie uzależnieni od dostaw gazu kupują to paliwo po abstrakcyjnych cenach i tym samym windują ceny nawozów.
W Internecie można znaleźć rozmaite zestawienia i porównania, jeśli nawet część z nich jest przesadą na poziomie było po 800 zł, a jest po 4000 zł za tonę, to praktycznie nikt nie podważa tego, że ceny nawozów poszły ostro w górę. Naturalną konsekwencją jest ograniczony popyt, rolnicy od lat żyli na skraju opłacalności produkcji i doskonale potrafią policzyć każdy grosz. Wiadomo, że "jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz", ale gdy smar kosztuje więcej niż koła i osie, to interes jest żaden. Mniejsza ilość nawozu oznacza mniejsze plony, jednak wielu rolników uznaję tę stratę za bardziej korzystną, niż niemal dosłowne wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo przy tych cenach nawozów tak to wygląda. No i nagle nastąpiła zmiana frontu w bardzo tradycyjnym schemacie. W TVN i GW rozpętano aferę, że idzie głód, PiS przez pierwsze dni wyśmiewał te zarzuty, skądinąd słusznie, w końcu aż tak tragicznie jeszcze nie jest, ale sprawa nie przycichła i wtedy znaleziono cudowne rozwiązanie. Egzekutywa na Nowogrodzkiej podjęła uchwałę, że Obajtek ma nakazać wznowienie produkcji. Po co i za co? Nieistotne, cel jest jeden, w mediach ma nastąpić cisza, a w kraju socjalistyczny dobrobyt.
W całym tym groteskowym zamieszaniu trudno się połapać i to na podstawowym poziomie. Jak rozumieć "pełne magazyny" połączone z brakiem dwutlenku węgla i suchego lodu? Przecież średnio rozgarnięty biznesmen wie, że produkuje się to, czego rynek szuka i nie zapycha magazynów towarem niezbywalnym. Wniosek? Raczej dość prosty, odpuszczamy sobie nawozy, do czasu opróżnienia magazynów lub zmiany cen gazu i produkujemy komponenty dla przemysłu spożywczego i motoryzacyjnego, skoro wszyscy się o nie upominają, pomimo wyższej ceny! Nie da się, tak się nie da w warunkach gospodarki centralnie planowanej, gdzie polityczne decyzje muszą popadać w gigantomanię i robić wrażenie na klasie pracującej miast i wsi. Kto ma swoje lata i pamięta, jak to wyglądało w PRL-owskim oryginale, ten doskonale zdaje sobie sprawę, że do wszystkiego trzeba będzie dopłacić i żaden problem w ten sposób nie zostanie rozwiązany. Oddzielny skecz socjalistyczny zawiera się w jeszcze innym fakcie, otóż produkcję wznawia Anwil, ale Azoty Kędzierzyn już nie, przynajmniej żadna decyzja do tej pory nie zapadła.
Praprzyczyna chaosu, czy raczej początku chaosu, bo najgorsze dopiero przed nami, jest jedna. Na przełomie marca i kwietnia Morawiecki i cały PiS w patriotycznym uniesieniu zerwali kontrakty na dostawy "krwawego gazu i węgla". Przez jakiś czas Orlen importował jeszcze "krwawą ropę", ale i tutaj wygrał "patriotyzm". W sumie "szlachetne" pobudki, jednak za gigantyczną cenę narażania 38 milionów Polaków, plus 4 milionów uchodźców na ciemność, głód, chłód i ubóstwo, czyli powrót do realnego socjalizmu. Nie potrafię na to wszystko patrzeć spokojnie i gdybym jeszcze na własne oczy nie widział PRL-u, może wykrzesałabym z siebie iskierkę nadziei, że wszystko będzie dobrze.
Na pewno nie będzie i najgorsze dopiero przed nami.
Matka Kurka |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 31.08.22 |
Pobrań: 37 |
Pobierz () |
31.08.2022 Ceny gazu szaleją. Zagrożenie dla 2 mln polskich rodzin. Rachunki mogą wzrosnąć o 400 pr |
Ceny gazu szaleją. Jeśli rząd nie zainterweniuje, w przyszłym roku koszt ogrzewania domu tym surowcem wzrośnie nawet od 25 tys. zł - podaje portal WysokieNapiecie.pl. Z drugiej strony próba zamrożenia cen byłaby silnym ciosem dla budżetu państwa, uszczuplając go o blisko 10 proc.
WysokieNapiecie.pl wskazuje, że rodzinom ogrzewających domy gazem rząd nie zaproponował wsparcia. Wprowadzenie dodatków do pozostałych źródeł ogrzewania będzie kosztować państwo w sumie 20 mld zł. "Koszty zamrożenia cen gazu dla 2 mln gospodarstw domowych (i zrównanych z nimi od stycznia odbiorców wrażliwych, takich jak szpitale), sięgnęłyby w przyszłym roku 46 mld zł. Dodatkowe 14 mld zł budżet utraciłby na podatku VAT, gdyby rząd przedłużył tarczę antyinflacyjną" - podaje portal.
Rachunki za gaz wyższe o 400 proc.
Obecna taryfa na gaz ziemny, zamrożona na poziomie 20 gr za 1 kWh, będzie utrzymana do końca tego roku. "Natomiast środowe notowania gazu z dostawą w ostatnim kwartale tego roku zamknęły się ceną 1,4 zł/kWh, a z dostawą w całym przyszłym roku przekroczyły 1,33 zł/kWh.
To 5-6 razy więcej od cen, jakie do końca roku będą płacić polskie rodziny".
Rząd zakłada, że już w tym roku strata PGNiG na zamrożonych taryfach dla gospodarstw domowych sięgnie maksymalnie 10 mld zł. Według szacunków WysokieNapieice.pl ostatecznie będzie to blisko 12,7 mld zł. Początkowo koszty miały być zrolowane w formie taryf na kolejne trzy lata, ale rząd zdecydował o pokryciu niemal całego deficytu PGNiG OD z budżetu państwa.
W stosunku do wzrostów kosztów LPG (o 50 proc.), ciepła sieciowego (o 100-200 proc.), węgla (o 200 proc.), czy biomasy (200-300 proc.), wzrost kosztów ogrzewania domu gazem o 400 proc. byłby najbardziej dotkliwy i politykom Zjednoczonej Prawicy trudno byłoby uzasadnić brak działań wobec tej grupy Polaków - pisze WysokieNapieice.pl.
- Jeżeli od nas by to zależało, to proponowalibyśmy utrzymanie obecnych taryf także i w przyszłym roku. Boimy się, że w przypadku znacznych wzrostów cen zaczną narastać długi gospodarstw domowych - mówi w rozmowie z portalem jeden z gazowników.
Co może zrobić rząd?
Całkowite zamrożenie cen na obecnym poziomie nie mogłoby nie być sprawiedliwe wobec innych gospodarstw. Ceny energii zimą dotkną bowiem wszystkich. Całkowite zamrożenie byłoby też wyjątkowo kosztowne. Można się więc spodziewać pułapu wzrostu rachunków na poziomie 40 proc., jak w przypadku ciepła sieciowego.
Niewykluczone jest także rolowanie części podwyżki taryf na kolejne lata, jak miało to działać w tym roku. Ograniczeniem w tym wypadku może być jednak zdolność kredytowa PGNiG. Na koniec drugiego kwartału koncern miał 15,7 mld zł długów, z czego tylko w ostatnim kwartale przybyło 6,5 mld zł.
money.pl
-------------------------
Mail:
Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl: W stabilnych czasach gaz na rynku kosztował 20-30 euro za MWh, a teraz - ponad 260 euro i zmierza ku 300 euro. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 31.08.22 |
Pobrań: 36 |
Pobierz () |
31.08.2022 Piekarnie na skraju bankructwa. Gigantyczny [5-krotny] wzrost rachunków za gaz! Chleb bę |
Już na przełomie 2021 i 2022 roku w Polsce zaobserwowaliśmy dużą podwyżkę cen energii. To był jednak dopiero początek. Szalejące ceny... Piekarnie płacą za gaz nawet pięć razy więcej miesięcznie niż jeszcze rok temu.
Produkcja pieczywa w Polsce staje się coraz mniej opłacalna. Rekordowe ceny doprowadzają lokalne piekarnie na skraj bankructwa.
Wojciech Jaros, prezes Spółdzielni Produkcyjno-Handlowej "Samopomoc Chłopska" w Kolbudach na Pomorzu, w rozmowie z portalem money.pl zdradza, że rachunek za gaz rok do roku wzrósł mu aż pięciokrotnie.
Rachunek za gaz. Było 20 tys. zł, jest 100 tys. zł
- Kupuję gaz spotowo. Ostatni rachunek, jaki dostałem, opiewa na około 100 tys. zł za miesięczne zużycie, a rok temu wynosił on 20 tys. zł. Udział energii w kosztach rośnie w niesamowitym tempie, a końca nie widać - wskazuje.
Piekarnie bazują na gazie, więc horrendalne ceny tego surowca odbijają się szczególnie na tej branży.
- Każdemu z nas wydawało się, że są granice absurdu. Jak była podwyżka pod koniec 2021 r., to myśleliśmy, że gorzej być nie może. Okazuje się, że może być i to znacznie gorzej. Coraz trudniej prowadzić firmę według jakiegoś planu. Dziś to bardziej "radosna twórczość" - uważa Jaros.
Piekarnie czy cukiernie nie mają wyjścia i muszą podnosić ceny, by pokryć koszty. Problem w tym, że nie mogą tego robić w nieskończoność. A koszty wciąż rosną.
Ludzie kupują coraz więcej mrożonego pieczywa
Branża już zauważa zmianę nawyków konsumentów. Rzemiosło zaczyna przegrywać z przemysłem. Ludzie coraz częściej kupują mrożone pieczywo z hipermarketów, bo jest tańsze.
Stowarzyszenie Producentów Pieczywa zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny problem.
- Miesiąc przed wojną otrzymaliśmy pismo, w którym dystrybutor gazu - Polska Spółka Gazownictwa - poinformował nas, że w przypadku niedoborów, my tego gazu nie otrzymamy w wymaganych ilościach. Jeśli nie dostaniemy gazu i prądu, to nie wypieczmy pieczywa. Nawet mrożone pieczywo jest podpiekane - mówi Jacek Górecki, prezes SPP, które odpowiada za 30 proc. krajowej produkcji pieczywa.
Dodaje, że jeszcze kilka miesięcy temu koszt gazu stanowił 1-2 proc. finalnej ceny produktu. Dziś to już ok. 7 proc. A podrożały także inne składniki (mąka, drożdże, cukier - itd.), podrożał transport. Stąd coraz więcej płacimy za sam chleb czy bułki.
Górecki wskazuje, że od kilku miesięcy trwają rozmowy z rządem, by branżę uznać za odbiorców chronionych. Urzędnicy wykazywali niby zrozumienie, ale finalnej odpowiedzi nadal nie ma.
nczas.pl |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 31.08.22 |
Pobrań: 40 |
Pobierz () |
31.08.2022 Energetyczny walec zmiecie nas z planszy |
Energetyczny walec wkrótce zniszczy nas wszystkich. Nadciąga energetyczna apokalipsa i nie są to słowa na wyrost. Naprawdę nadchodzą ciężkie czasy i przekonamy się o tym już tej zimy. Będzie drogo i chłodno a na dodatek może być też głodno.
Wygląda na to, że nasz świat zaczyna się walić jak domek z kart. Jeszcze tego powszechnie nie dostrzegamy bo kończy się ciepłe lato, ale dekompozycja resztek naszej przedkowidowej rzeczywistości już się niestety rozpoczęła. Metodą jest szok energetyczny, który zmiecie europejskie gospodarki zbliżając nas do świata w którym przetrwają tylko najwięksi, czyli korporacje i rządy.
Objawy kolapsu energetycznego można obserwować od 2021 roku. To wtedy ceny gazu poszybowały w szalonym tempie, ale to był dopiero początek. Teraz gaz jest jeszcze droższy a do tego bardzo drogi zrobił się węgiel - i na dodatek go w Polsce brakuje - pellet, olej opałowy. bardzo podrożało drewno. Metr drewna sezonowanego kosztuje teraz w 2022 roku mniej więcej tyle ile kosztowała tona taniego węgla w 2021 roku.
Doprowadziło to do sytuacji gdy wielu Polaków chcąc opłacić rachunki za ogrzewanie będzie musiało przestać jeść, bo wszystkie środki pójdą na opał. Rząd nie ma wyjścia - musi drukować więcej pieniędzy i obdarowywać nimi ludzi - przynajmniej do wyborów. Ta inflacja, która przy okazji zostanie zastymulowana będzie i tak przypisana Putinowi. Pytanie tylko jak długo można jechać na drukareczce z NBP.
Nawet jeśli rząd jakoś postara się ratować osoby fizyczne, firmy są skazane na zniszczenie. Dla firm nie ma taryf, są ceny rynkowe. Dlatego ceny gazu wywalają do góry nogami budżety takich jednostek. Do tego dochodzą wielokrotnie już zwiększone koszty prądu. Firmy płacą znacznie drożej niż ludzie prywatni a to oznacza, że mogą po prostu bankrutować jedna po drugiej. Reszta podniesie ceny aż nie będą akceptowalne dla klientów, którzy też zbiednieją i zaczną oglądać każdy grosz.
Oznaki upadku gospodarki są już widoczne w Polsce. Monstrualne podwyżki cen prądu, tygodniowe kolejki do kopalń, o których donosił nawet Reuters. Upadliśmy naprawdę nisko, ale to dopiero początek. Grupa Azoty i Anwil Włocławek - dwie największe rządowe firmy azotowe - zostały zmuszone do zaprzestania produkcji nawozów z powodu ekstremalnie wysokich cen gazu. Zakłady azotowe obawiają się, że wyprodukują towar, który będzie za drogi z powodu obecnych cen gazu i postanowiły wygasić produkcję w zimie, przenosząc ją na wiosnę przyszłego roku kiedy być może ceny gazu nie będą tak wygórowane jak obecnie.
Oznacza to nie tylko ograniczenie produkcji nawozów i prawdopodobnie ich jeszcze wyższą cenę. Uruchomiło to również sekwencję zdarzeń, która na pewno wpłynie bezpośrednio na ceny żywności. Bez wątpienia w 2023 roku będzie drożej bo rolnicy kupią drożej nawozy sztuczne - o ile kupią - ale na dodatek okazało się, że zatrzymanie produkcji zakładów azotowych może też wygenerować kryzys mięsny i piwny. Wygląda na to, że brakuje dwutlenku węgla, ale nie tego, który tak gorliwie zwalczają klimatyści i zieloni komuniści z UE. Chodzi o gaz techniczny, stosowany do konserwacji, chłodzenia mięsa w chłodniach i do napojów, w tym - o zgrozo - piwa.
Brak CO2 spowoduje, że nie będzie można przechowywać mięsa, co może zdecydowanie zmniejszyć jego dostępność i radykalnie wpłynąć na jego cenę. Stanie się zatem to, co już dawno przepowiadała turbo lewaczka Sylwia Spurek z Parlamentu Europejskiego. Mięso będzie droższe i mniej dostępne dla plebsu. Aby "ratować Ziemię" od niedawna dość agresywnie namawia się ludzi do spożywania robaków, stosując do tego rozmaitych "influenserów".
Z produkcją wieprzowiny walczy się za pomocą ASF. Pod pozorem zwalczania afrykańskiego wirusa niszczy się wielkie hodowle i zakazuje się rolnikom posiadania świń nawet na swoje potrzeby. Tak źle nie było nawet za okupacji niemieckiej. W inne rodzaje mięsa, jak drób wymierzone są inne patogeny. Jest przecież ptasia grypa, która skutecznie czyści z żywych ptaków liczne kurniki na świecie. Z kolei wołowinę toczy choroba szalonych krów, ale przede wszystkim jej spożycie ogranicza i tak już wysoka cena czerwonego mięsa. Jedno jest pewne - będzie jeszcze drożej i dostępność mięsa ma spadać.
Skoro nie będzie nawozów, albo będą ekstremalnie drogie. Uprawy będą plonować mniej, żywność stanie się jeszcze droższa. Mięso wkrótce Polacy będą jedli od święta. Do polskich kuchni niechybnie zagoszczą znowu "schabowe" z mortadeli. Rosnące bezrobocie przyspieszy tylko takie adaptacje żywieniowe. Niestety właśnie takie są przeważnie rezultaty rządów socjalistów. Zbliżamy się do bankructwa systemu i do wielkiego kryzysu - tak oczekiwanego przez możnych tego świata, gotowych dokonać jego transformacji na swoją modłę.
Energetyczny szok cenowy to świetna metoda zniszczenia przedsiębiorczości w taki sposób, aby nie było to widoczne jako celowe działanie. Można szybko pozamykać setki tysięcy firm, których operacje przestały się opłacać z dnia na dzień na skutek eksplozji cen energii w Europie. I trzeba przyznać, że może to być zjawisko obserwowane we wszystkich krajach UE.
Perfidia tego wszystkiego polega na tym, że większość ludzi zachodzące procesy postrzega tylko jako niezwiązane z sobą wypadki losowe, podczas gdy jesteśmy bezwolnymi uczestnikami dziejowych zmian zaplanowanych i metodycznie wdrażanych, których ukoronowaniem jest spełnienie wymagań tak zwanej Agendy 2030. Wszystkie korporacje dostosowują swoją nowomowę do tej ideologii firmowanej przez ONZ i wdrażanej konsekwentnie. Czasu zostało coraz mnie to i odpowiedzialni za #Agenda2030 zagęścili ruchy, co obserwujemy od marca 2020 r. Co będzie z nami? Co będzie z ludzkością? Wchodzimy w kluczowy moment historii naszych czasów i niestety możliwe są wszelkie scenariusze...
zmianynaziemi.pl |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 31.08.22 |
Pobrań: 37 |
Pobierz () |
31.08.2022 Wojna, fakty, mity |
Wojny dzielą się na nieuniknione - i pozostałe.
Te nieuniknione, to wojny o panowanie nad światem.
I taką, nieuniknioną wojną, której zdecydowana większość z nas dożyje (nie napisałem - przeżyje, bo to coś zupełnie innego), jest wojna pomiędzy USA a Chinami.
Wojna ta została już dawno zdecydowana, a jej kolejne fazy zaplanowane w szczegółach.
Teraz jesteśmy w fazie czyszczenia przedpola, czego widocznym w telewizjach dowodem jest przepychanka pomiędzy USA i Rosją, tocząca się na Ukrainie, a której stawką jest neutralność nie tyle Rosji, co jej potencjału nuklearnego w przyszłej wojnie nieuniknionej.
Parafrazując klasyka Donalda: policzmy głowice!
Chiny - głowic ok 400, a USA - ok 5500.
Z tego rachunku wynika, że USA są w stanie zniszczyć Chiny kosztem (stosunkowo) niewielkich strat.
A ile głowic ma Rosja?
A tu niespodzianka, bo ma ich prawie 6000, z czego wynika, że bez spacyfikowania Rosji, USA w nieuniknionej wojnie z Chinami grałyby pokerowo, co w sytuacji, gdy gra się kartami znaczonymi i do tego nuklearnymi, brzmi nierozsądnie (eufemizm).
Tak tak, wiem: te ruskie głowice są gówno warte, ale jak już na tym portalu tłumaczyłem, na gównie wyrosły gigantyczne fortuny, a nawet toczyły się o gówno zajadłe wojny, więc w tych głowicach grzebać nie proponuję.
***
Przegniła (OK, niech będzie, że przekompostowana - tak lepiej?) Europa, która ma potencjał ekonomiczny i ludnościowy większy od USA, już została przez golfistów waszyngtońskich spacyfikowana, poprzez nasłanie milionów nachodźców z Afryki i Bliskiego oraz Środkowego Wschodu, w wyniku rozpętanych tam wcześniej przez USA wojen i rozwalenia tamtejszych państw, więc liczyć się już nie będzie.
***
Wydaje się, że waszyngtońscy golfiści, wykiwali też moskiewskich szachistów, sugerując im, że przepychanka na Ukrainie będzie wewnętrzną sprawą Rosji.
Z taką deklaracją wystąpił DementOne nazwiskiem Biden, który 20 stycznia b.r. obiecał publicznie Putinowi, ni mniej ni więcej, że jeśli ten się zbyt daleko na tej Ukrainie nie zapędzi, to on, DementOne, wielkiej afery z tego robił nie będzie.
Putin wziął ten żeton za monetę i to dobrą, posłał czołgi do Kijowa "kak na parad" i... już ich nie ma.
***
Ukraina, jak jeszcze niedawno było wiadomo, jest krajem skorumpowanym do cna, i rządzonym przez konkurujące ze sobą gangi, nazywane klanami oligarchicznymi.
Dlatego USA, na Ukrainie zastosowały sprawdzony w bananowych republikach patent pt "może to jest sukinsyn, ale to jest nasz sukinsyn" (? Franklin Delano Roosevelt, prezydent USA, który Polskę Stalinowi w Teheranie sprzedał)) i postawiły na sukinsyna Igora Kołomojskiego z klanu dniepropietrowskiego, który wystrugał ze wspomnianego banana Wołodię, któren jest z zawodu aktor i potrafi zagrać każdą rolę.
Nawet bohatera.
To i gra.
Polsce w tej wojence przypadła rola bezpośredniego zaplecza, ze wszelkimi tego konsekwencjami:
i tymi, które już widzimy gołym, a osłupiałym okiem - i kolejnymi, które dopiero zobaczymy.
Generalnie - bezpośrednie zaplecze ma wysyłać, przyjmować, płacić i nie pyskować.
Co też ma miejsce.
***
Jak wiadomo (a wiadomym być powinno), pierwszą ofiarą wojny jest prawda.
I to jest fakt.
Ale jest równie wiadomym, że życie nie znosi próżni. I to jest również fakt. Fizyczny.
I dlatego w trakcie wojny fakty wypierane są przez mity.
Ponieważ, jak napisałem powyżej, życie nie znosi próżni, logicznym jest pytanie następujące:
skąd się biorą mity?
Odpowiedź brzmi: moim (i rzecz jasna niesłusznym) zdaniem,
mity są produkowane.
Przez Grupę Produkującą Mity (GPM) - i w tym momencie, uprzedzam odmową odpowiedzi, pytania o adres producenta.
***
Każdy, kto przeczytał dostępne w PRL książki o mitologiach greckich i rzymskich, rozumie potęgę mitu.
W czasach odległych bardzo, odległych mniej czy nawet dziś.
A że czasy mamy spsiałe (lubię siebie cytować) to i mity też zeszły na psy.
Przykładem takiego, spsiałego mitu jest mit o zorganizowanej przez ferajnę z Nowogrodzkiej ukrainizacji Polski, poprzez miliony przybyszów z Donbasu i Wybrzeża Morza Czarnego.
Oba mity są łatwe do zdemaskowania, ale w dzisiejszych czasach, w zalewie codziennego bulszitu, nie o to chodzi już nawet o to, że coś jest mitem, a nawet ordynarną ściemą, ale o fenomen, że nikt już nie zwraca uwagi na szycie tych mitów: nawet nie grubymi nićmi, a snopowiązałkowym sznurkiem, czy wręcz ordynarnym postronkiem.
Ukrainizację już dawno podrzucił, w ramach kolejnej kombinacji operacyjnej/operacji kombinacyjnej jakiś fachura z Rakowieckiej, by mieć wygodny temat do grzania i odwracania uwagi od faktu:
że w rzeczywistości mamy rusyfikację.
Dokładnie tak: RU-SY-FI-KA-CJĘ.
Skąd wiem?
A dlatego, że doskonale znam rosyjski i nikt mnie nie weźmie na plewy, że przybysze z Ukrainy mówią po ukraińsku (bo nie mówią.
To znaczy, w ponad 90% przypadków - nie mówią).
Co zresztą oddaje rozkład demograficzny pomiędzy Małopolską Wschodnią i Wołyniem - a zakordonową (po Traktacie Ryskim) częścią USSR.
To rosyjski, nie ukraiński, jest codziennym językiem warszawskiej (i każdej innej, polskiej do niedawna) ulicy, transportu publicznego, sklepów, campusu na SGGW, Dworca Centralnego, wiślanych bulwarów itd. itp.
I galerii handlowych.
Przed Arkadią, w czasie największych upałów, pluskające się w fontannach dzieci, ich mamy nawoływały po... rosyjsku.a
a wg oficjalnych danych, obywateli Ukrainy jest dziś w Rzeszowie 37%, we Wrocławiu 27%, a w Warszawie - nieco poniżej 20%
***
Do obrony mitu o ukrainizacji Polski, stosowne organy zaangażowały odpowiednią liczbę propagandystów, którzy pociskają narrację:
to są Ukraińcy mówiący po rosyjsku.
Tyle, że w przypadku przestrzeni postsowieckiej (a ona liczy sobie raptem lat 30) język stanowi zdecydowanie mocniejszy identyfikator narodowościowy, niż w krajach normalnych.
Dlatego też faktem niezbitym jest, że do Polski, w ciągu ostatnich 6 miesięcy, przybyły miliony obywateli Ukrainy w ogromnej większości posługujących się językiem rosyjskim.
Z przyjemnością obserwuję narracyjne wygibasy pt. po rosyjsku mówią tylko starzy, którzy pamiętają czasy Sojuza, a urodzeni po 1991 - nie.
Bo to jest prawda Tischnera i to ta ostatnia, czyli numer 3 (guglować młodzi guglować).
Zapraszam do dowolnego polskiego miasta (nawet małego) by usłyszeć, jak 2 pokolenie Samostijnej Ukrainy (matka) mówi do pokolenia 3 (dziecko) po rosyjsku.
Jeśli dwudziestoparoletnia matka mówi do swego, kilkuletniego dziecka po rosyjsku, to znaczy, że to ten język identyfikuje narodowościowo ją i jej dziecko, a nie ukraiński.
A że paszport ukraiński ma?
No taki dostała w spadku po Stalinie i Gorbaczowie razem wziętych.
Bo skoro Sowiety się rozpadły, a granice (Polski też) Stalin rysował jak chciał, to ludzie, którzy byli obywatelami ZSRR ("moj adries nie dom i nie ulica - moj adries Sawietskij Sajuz...") , w sposób mechaniczny stali się obywatelami Ukrainy, a 8 lat temu, niektórzy z nich, obywatelami bytów zwanych Krym i Sewastopol, a wreszcie, po ostatecznym wcieleniu - Rosji.
Taka i dola ludzi (i terenów), którzy teraz staną się obywatelami republik Donieckiej, Ługańskiej i zaraz potem Rosji.
A skoro paszport ukraiński daje wolny wjazd do UE wraz z socjalem, o jakim na Ukrainie nawet marzyć by ci ludzie nie mogli, to i go używają, bo mają w tym osobisty interes i byliby idiotami, gdyby z tej, jedynej w życiu okazji, nie skorzystali.
Na wypadek grepsu, że w Donbasie walczą po obu stronach żołnierze mówiący po rosyjsku, wypada odpowiedzieć, że najokrutniejsze są wojny domowe, w których skala potworności jest niewyobrażalna.
Reasumując:
do nas, w ciągu ostatnich 6 miesięcy, milionami przybyli obywatele Ukrainy mówiący po rosyjsku i to tym językiem rusyfikują polską przestrzeń publiczną i w latach najbliższych - strukturę społeczną.
https://www.rp.pl/polityka/art19074921-ile-glowi-atomowych-beda-miec-chiny-pentagon-gwaltownie-zmienia-szacunki
https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1056888%2Cbrytyjskie-media-biden-jest-niepokojaco-naiwny-w-roli-glownodowodzacego
http://blog.wirtualnemedia.pl/ewaryst-fedorowicz/post/lancet-pan-szczepionka-i-rodzina-na-200-bankach
http://ewaryst-fedorowicz.szkolanawigatorow.pl/mowa-nienawisci-vs-mowa-taknawisci#95891
https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8497929,ukraincy-polska-wojna-uchodzcy-miasta-raport.html
Ewaryst Fedorowicz
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 31.08.22 |
Pobrań: 40 |
Pobierz () |
01.09.2022 Inflacja ostro przyspiesza: 16,1% r/r. Prąd, gaz i węgiel 40,3% |
Inflacja konsumencka w sierpniu wyniosła 16,1 proc. w skali roku - podał w środę GUS we wstępnym odczycie. Oznacza to, że inflacja w Polsce nie tylko nie spadła, jak prognozowali ekonomiści, ale bardzo mocno przyspieszyła.
- Inflacja w sierpniu przyspieszyła do 16,1 proc. w skali roku z 15,6 proc. w lipcu
- Najnowsze dane o inflacji są kluczowe dla wrześniowej decyzji RPP w sprawie stóp procentowych
- Żywność zdrożała w sierpniu aż o 17,4 proc. w skali roku
Inflacja w sierpniu przyspieszyła do 16,1 proc. w skali roku z 15,6 proc. w lipcu ? podał w piątek GUS w swoich tzw. szybkich wyliczeniach, które jednak zwykle niewiele się różnią od wyliczeń ostatecznych. Średnia prognoz ekonomistów wskazywała na spadek do 15,4 proc.
Przypomnijmy, że po spadku w lutym do 8,5 proc. z 9,2 proc., w kolejnych miesiącach wzrost cen w Polsce zaczął nabierać tempa. W marcu inflacja wyniosła 11 proc., w kwietniu 12,4 proc., w maju 13,9 proc., w czerwcu przyspieszyła do 15,5 proc., a w lipcu do 15,6 proc. w skali roku. Najnowszy odczyt pokazuje, że wzrost cen w sierpniu dalej przyspiesza.
Z kolei licząc miesiąc do miesiąca, uśredniony wzrost cen w sierpniu wyniósł 0,8 proc., wobec 0,5 w lipcu. Ekonomiści spodziewali się wzrostu zaledwie o 0,2 proc.
Inflacja w sierpniu. GUS podał, jak rosły ceny
Wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych o 16,1 proc. w skali roku jest wartością średnią. Ceny niektórych produktów rosną bowiem szybciej, a innych wolniej. Co i o ile zdrożało, dowiemy się za dwa tygodnie, kiedy poznamy finalne dane za lipiec.
W środowym raporcie GUS podał jedynie wzrost cen w trzech głównych kategoriach. Najszybciej drożały w ciągu roku nośniki energii, czyli prąd, gaz i węgiel (o 40,3 proc.) i paliwa samochodowe (o 23,3 proc.). Ceny żywności szły w górę szybciej od ogólnego wskaźnika inflacji, bo o 17,4 proc. rok do roku.
Inflacja w sierpniu. Co zrobi RPP?
Dane o wzroście cen są uważnie śledzone przez bank centralny. Aby walczyć z inflacją, Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła w październiku 2021 r. cykl podwyżek stóp procentowych. Od tego czasu stopa referencyjna NBP wzrosła z 0,1 proc. do 6,5%.
Dla wrześniowej decyzji RPP kluczowy jest środowy odczyt inflacji, a równie prawdopodobna jest niewielka podwyżka lub utrzymanie stóp - powiedział w środę rano, jeszcze przed publikacją danych GUS, w TVP Białystok członek RPP Henryk Wnorowski.
https://businessinsider.com.pl/gospodarka/inflacja-mocno-zaskoczyla-miala-spasc-a-przyspiesza |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 01.09.22 |
Pobrań: 37 |
Pobierz () |
01.09.2022 |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 01.09.22 |
Pobrań: 38 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|