|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
11
|
Download: Gazetka "Wolne Słowo" |
|
|
22.01.2023 Najważniejsze wydarzenia w Davos 2023 |
Link
Dziś dobiega końca coroczny tygodniowy szczyt Światowego Forum Ekonomicznego. Nie wiedziałbyś tego, gdybyś czytał gazety głównego nurtu, które 'zakopały' to pod doniesieniami o Ukrainie.
Ale dla tych z nas, którzy uważali, to było pracowite pięć dni w Davos. Przyjrzyjmy się kilku kluczowym rozmowom wyznaczającym agendę na nadchodzący rok.
Nieufność i dezinformacja
We wtorek doszło do epickiego podwójnego uderzenia z redaktorką opinii z New York Timesa, Kathleen Kingsbury, prowadzącą "Disrupting Distrust" [Przerwać nieufność] i byłym redaktorem CNN Brianem Stelterem, który przewodniczył "The Clear and Present Danger of Disinformation".
W ogromnej mierze dwie strony tego samego medalu. Zasadniczo "jak sprawić, by ludzie nam wierzyli" i "cenzurować ludzi, którzy się z nami nie zgadzają".
Panel 'Distrust' to 45 minut najgorszego rodzaju korporacyjnych sloganów, jakie kiedykolwiek słyszałeś. Katorga, przez którą trzeba przejść, ale z pewnością da się zauważyć niewypowiedziany strach - "Jak powstrzymać ludzi przed zwróceniem się przeciwko nam, gdy gospodarka się załamie?"
Najciekawszą częścią jest dyskusja na temat organizacji pozarządowych (NGO) i tego, jak mogą one wykorzystywać politykę tożsamości, aby podstępem skłonić ludzi by im zaufali i - między innymi - wciskać szczepionki biednym mniejszościom.
Prowadzi to do tego, że dyrektor generalny firmy zajmującej się sondażami korporacyjnymi, Richard Edelman, lamentuje nad upadkiem zaufania do organizacji pozarządowych:
"Grupy prawicowe wykonały naprawdę dobrą robotę pozbawiając organizacje pozarządowe praw obywatelskich. Rzucili wyzwanie grupom finansującym, powiązali cię z Billem Gatesem i George?em Sorosem, powiedzieli, że jesteś wielkim światowcem, w przeciwieństwie do tego, czym jesteś, a przecież działamy lokalnie."
Według Edelmana, pięć lat temu organizacje pozarządowe znajdowały się na szczycie rankingu zaufania, teraz są na dole. To zwycięstwo mediów alternatywnych, które prowadzą skrupulatne badania źródeł finansowania i polityki dla wszystkich dobroczynnie brzmiących organizacji pozarządowych, które pojawiają się obecnie wszędzie.
Panel ds. dezinformacji jest znacznie bardziej bezpośredni, a przewodniczący z "New York Timesa" stwierdził w swoim wystąpieniu otwierającym, że dezinformacja "odwzorowuje każde inne główne wyzwanie, przed którym stoimy jako społeczeństwo".
Większość dyskusji można przewidzieć. Post-prawda to, cenzura tamto. Wielokrotne wezwania do reklamodawców do wycofania pieniędzy na promocję z platform, które rozpowszechniają "dezinformację".
Ale jeśli wysłuchasz całych 90 minut obu rozmów - co zrobiłem, nie ma za co - zauważysz nowy powracający temat: lokalizacja. Powtarza się to ad nauseam. Ludzie bardziej ufają lokalnym wiadomościom, lokalne wiadomości mają większe zastosowanie w codziennym życiu ludzi, organizacje pozarządowe odnoszą sukcesy, gdy ludzie myślą, że są lokalne. I tak w kółko.
Spodziewajcie się odrodzenia "lokalnych wiadomości" jako odpowiedzi na rozprzestrzenianie się niezależnych wiadomości. Organizacje pozarządowe i fundacje mogą równie dobrze zacząć przelewać pieniądze do małych lokalnych gazet, aby stworzyć iluzję wspólnoty i niezależności. To chyba już się dzieje.
[UWAGA: Jeśli możesz przetrwać monolog Setha Moultona o nauczaniu okupowanych Irakijczyków, że propaganda jest zła, bez odruchów wymiotnych i plucia inwektywami w monitor, to jesteś silniejszym człowiekiem niż ja.]
Szczepionki. Wszędzie szczepionki
Wcale się temu nie dziwię. We wtorek zostaliśmy zaproszeni na panel z udziałem dyrektora WHO Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa na temat wyeliminowania gruźlicy, ze szczególnym uwzględnieniem nowych "bezpiecznych i skutecznych" szczepionek.
Najwyraźniej od ponad stu lat nie były dostępne żadne nowe szczepionki przeciw gruźlicy, ale obecnie opracowywanych jest szesnaście nowych produktów.
Trochę jak koronawirusy, przeciwko którym nie można było się zaszczepić przez dziesięciolecia, tylko po to, by prawie każda firma farmaceutyczna na świecie zrobiła zwrot i wypluła działającą szczepionkę na covid w nieco ponad rok.
Dobrą wiadomością jest to, że przynajmniej te szczepionki przeciw gruźlicy (jeśli kiedykolwiek trafią na rynek) nie zostały stworzone, przetestowane i zatwierdzone w ciągu zaledwie trzech miesięcy. Bo taki jest plan na "następną pandemię".
Tak, wracamy do "Misji 100 dni" inicjatywy WHO mającej na celu stworzenie systemu, w którym każda przyszła epidemia choroby będzie miała nową szczepionkę gotową do użycia w ciągu 100 dni.
Link
Wczoraj kolejny panel omawiał przyszłość gotowości na wypadek pandemii i "misję 100-dniową". Z gwiazdorską obsadą, w którym udział wzięli dyrektor generalny firmy Pfizer, Tony Blair oraz Helen Clark, główna autorka analizy covid przeprowadzonej przez ONZ.
Clark wspomina o planowanym przez WHO Traktacie Pandemicznym i zreformowanych Międzynarodowych Przepisach Zdrowotnych, co jest ważnym przypomnieniem, że globalne ustawodawstwo jest już na horyzoncie.
Dyrektor generalny firmy Pfizer, Albert Bourla, opłakuje "upolitycznienie" szczepionek na covid i granice państwowe, które pomniejszyły możliwości rozpowszechniania ich produktów na całym świecie.
Ale cytaty dnia należą do Blaira, który radośnie ogłasza, że ??na horyzoncie pojawia się "cały nowy zestaw szczepionek i preparatów do wstrzykiwania", a covid dał możliwość stworzenia "infrastruktury cyfrowej".
Link
Żeby było jasne, 100-dniowe szczepionki nie są możliwe. Ale to nie powstrzyma ich przed forsowaniem tego.
I w końcu...
Kanadyjska aktorka Evangeline Lilly (znana z Zagubionych i Ant-Mana) na początku tego tygodnia obrała ciekawy sposób na zakończenie swojej kariery, kiedy promowała transmisję na żywo o tematyce Davos Russella Branda na swoim Instagramie:
Link
W ciągu zaledwie jednego dnia pojawiły się artykuły oskarżające ją o rozpowszechnianie dziwacznych "teorii spiskowych".
To zabawne, szczerze mówiąc. Co roku najbogatsi i najpotężniejsi ludzie na świecie - korporacyjni giganci, politycy, miliarderzy i potentaci medialni - spotykają się na tydzień, aby porozmawiać o tym, jak planują rządzić światem, ale zwrócenie uwagi na to ludziom sprawia, że stajesz się ??"teoretykiem spiskowym".
*
Inne potencjalnie odkrywcze rozmowy w programie obejmowały:
* Transformacja Medycyny, Przedefiniowanie Życia - Podczas którego panel omawia między innymi bioinżynierię i "zmieniającą się definicję bycia człowiekiem".
.
* Rewolucja w bezpieczeństwie żywnościowym - obalanie mitów o mięsie i zmianach klimatycznych oraz programu dot. zmian klimatycznych, a także omówienie "wzmacniania" żywności i reformowania rolnictwa.
A co wy sądzicie? Czy przegapiliśmy coś ważnego?
Pięć dni rozmów to napięty harmonogram, więc zachęcamy do dzielenia się wszelkimi znaleziskami, kąskami lub rewelacjami w komentarzach poniżej.
Highlights of Davos 2023, Off-Guardian, Jan 20, 2023
-------------------------
Warto zajrzeć:
Tony Blair w Davos: musimy stworzyć "cyfrową infrastrukturę" celem ustalenia "kto został zaszczepiony, a kto nie". Konieczne podczas "następnej pandemii" Link
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.01.23 |
Pobrań: 30 |
Pobierz () |
22.01.2023 Komentarz z czasów "panowania" Platformy |
Komentarz jak najbardziej aktualny:
Kuglarze!
Szanowny Panie Andrzeju!
Pragnę zwrócić Pana uwagę, że na czele naszego rządu stoi autentyczny "cudotwórca", z "Midasem finansów" po prawej ręce i "malarzem rzeczywistości" po lewej ręce.
Wokół nich biegają jako fauni co pomniejsi ministrowie i dyrektorzy urzędów centralnych i cała gromada służących im trolli.
Całość porusza się w mitologiczno-matriksowej rzeczywistości, wypełnionej milionami lemingów.
Cóż czynią ci wielcy kuglarze?
Realizują to czego wszyscy oczekujemy.
Wzrost gospodarczy, pstrykniecie palcami, nowy dyrektor GUS i mamy wzrost o 4.3%.
Dług publiczny poniżej 55%, dotyk Midasa i budżet zwiększył się o 40 mld.
Zielona Wyspa, druga Japonia, Eldorado, co kto chce.
Malarz rzeczywistości oczaruje nas feerią barw kolorowych bączków oraz prezentując logo naszej prezydencji roztoczy przed nami alegoryczną wizję nowoczesnego (bezgłowego) społeczeństwa.
Nad tym wszystkim stoi nasz cudotwórca, wykonujący rękoma szamańskie gesty dla wzmocnienia podprogowego przekazu.
Co prawda czasami manipulatorom z zaplecza poplączą się sznurki poruszające marionetką, ale dostrzega to jedynie garstka.
A bajeczna, kolorowa i matriksowa rzeczywistość płynie dalej nurzając się w odmętach absurdu. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.01.23 |
Pobrań: 35 |
Pobierz () |
22.01.2023 Gorliwi Usłużni Spolegliwi - czyli gusinflacja |
Radio Maryja, to interesujące źródło interesujących (mnie przynajmniej) informacji.
Różnych.
Na przykład takich:
"Inflację własną odczuwamy nawet na poziomie 40-60 procent - podkreślił dr Artur Bartoszewicz, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, podczas piątkowych "Aktualności dnia" w Radiu Maryja."
A w tym czasie media nie tylko rządowe, pchają przed oczy Ciemnemu Ludowi/Suwerenowi (wersja zależna od tego, czy swobodna, nienagrywana rozmowa - czy oficjalny spicz) info, że inflacja w grudniu spadła (z 17,5 w listopadzie) do 16,6 procent.
***
Kilka tygodni temu, w gościnie u rozpaczliwie walczącego o utrzymanie się na mediowej powierzchni red. Jankowskiego, wypowiadali się doktorzy od ekonomii dwaj:
Sadowski i Bartoszewicz.
I kiedy redaktor (rozpaczliwie walczący itd.) nieopatrznie dotknął gusowskiego wskaźnika inflacji i zapytał kiedy ta inflacja spadnie?
padła odpowiedź:
inflacja spadnie, gdy GUS zmieni koszyk.
A koszyk ten (jak to czasach socjalistycznego dobrobytu) pełen po brzegi!
Dnia nie wystarczy, by te wszystkie, włożone przez GUS do koszyka dobra policzyć.
Dlatego, zamiast liczyć (bo czas mój jest cenny) poszedłem na skróty i po przeskanowaniu mojej wciąż doskonałej pamięci, natychmiast skojarzyły mi się, opisujące wygibasy socjalistycznej statystyki,
2 PRLowskie dowcipy (takie skojarzenia przywilejem wieku są).
Najpierw pierwszy:
na utyskiwania przedstawiciela ludu pracującego miast i wsi, obruszonego podwyżką urzędowej ceny kiełbasy, towarzysz z Centrali tłumaczy pryncypia (oczywiście, że pryncypia) socjalistycznej statystyki:
"Wprawdzie kiełbasa zdrożała, ale za to lokomotywy staniały!"
Prawda, że logiczne? I budujące, bo komunistyczni mentorzy Prezesa Kaczyńskiego potrafili nie takie numery ze statystyką wykręcać, jak banalne zmieszczenie w koszyku lokomotywy:
według komunistycznej propagandy, byliśmy 10 potęgą gospodarczą świata!
***
No to skoro wyjaśniliśmy sobie na starym, a wciąż aktualnym przykładzie, zasady wyplatania gusowskiego koszyka, nie jest dla nas niczym dziwnym, że jak za dotknięciem czarodziejskiej pałki (bo to nic wspólnego z różdżkaną delikatnością nie ma) w PRL-bis gusinflacja spadła, i to 2 miesiąc z rzędu!
I nie wierzgać mi tu, że sobie z ludzkich tragedii żarty robię, bo mnie też socjaliści żoliborscy 2 emerytury rocznie (wersja gusowska) zajumali, ale to jeszcze nie powód, bym przestał (samodzielnie) myśleć.
A na samodzielne myślenie zapotrzebowanie coraz gwałtowniej wzrasta, jako że dzisiejsi kontynuatorzy propagandowego dzieła redaktorów Willmana, Wojny, Woźniaka czy Falskiej (guglować młodzi, guglować!), wtłaczają (dziś się ponoć mówi - pociskają) narrację nie tyle o spadku inflacji, co o jej poziomie, niemającym nic wspólnego z (jak to nazwał przywołany przeze mnie ekonomista) odczuwaną rzeczywistością.
I żeby zrozumieć te żywcem wzięte z komunistycznej propagandy numery,
teraz czas na drugi, z obiecanych, komunistycznych dowcipów:
Przychodzi pacjent do okulisty, i na standardowe pytanie: na co pan się uskarża? odpowiada
- bo, panie doktorze, ja jak tylko się obudzę, to włączam radio i potem przez cały dzień tak mam, że co innego słyszę - a co innego widzę.
***
A jeśli, po przeczytaniu tego tekściku, ktoś zbulwersowany kulisami robienia statystycznej kiełbasy (kiełbasę pożyczyłem od Bismarcka), naiwnie zapyta:
jak tak można?!
poproszę o wyjaśnienia Ciocię Wiki, która natychmiast podpowie, że
"Na czele Urzędu stoi Prezes GUS, który podlega bezpośrednio Prezesowi Rady Ministrów.
Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego powołuje i odwołuje Prezes Rady Ministrów"
https://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-dr-a-bartoszewicz-inflacje-wlasna-odczuwamy-nawet-na-poziomie-40-60-procent/
https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C5%82%C3%B3wny_Urz%C4%85d_Statystyczny
Ewaryst Fedorowicz
------------------------------
Już w połowie zeszłego roku Andrzej Sadowski z Centrum A. Smitha mówił o inflacji 'konsumenckiej' na poziomie 30%.
Tzw. "koszyk" czyli CPI [Consumer Price Index] to fajny mechanizm. Jak widać nawet nikt się nie krępuje w manipulacjach. Masz temperaturę? Zbij termometr. I po inflacji. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.01.23 |
Pobrań: 29 |
Pobierz () |
22.01.2023 Cennik Morawieckiego |
Link
Miała być reforma sądownictwa i repolonizacja mediów, miała być reforma szkolnictwa, poprawa w Służbie Zdrowia - zwiększona dostępność diagnostyki i leczenia. Miał być polski węgiel i ogólny rozwój gospodarczy. Miała być wolność mediów. Miało już nie być drenażu publicznych pieniędzy. Jest zupełnie na odwrót: bezprawie i niesprawiedliwość.
Link
Zamiast wstawania z kolan - pełzanie i umizgi do wyznawców totalitarnych ideologii, ponad 200 tys. nadmiarowych zgonów, spadek liczby urodzeń do poziomu niższego niż podczas II Wojny Światowej, likwidacja polskiego górnictwa, niszczenie polskiej służby zdrowia i polskiego rolnictwa, upadek tysięcy polskich firm, a na dodatek nastąpiło podpisanie wszystkich cyrografów łącznie ze zgodą na Wielki Reset co jest równoznaczne z wdrożeniem Polski w system cyfrowego niewolnictwa.
Ludzie, którzy będą likwidować w Polsce ostatnie resztki niezależnej państwowości, wolności i własności mają zamiar zarobić przy tym duże pieniądze. Aby wygrać nadchodzące wybory najgorszy rząd w historii III RP sięgnął po sprawdzone w historii systemów totalitarnych, narzędzia - algorytm Goebbelsa i cenzurę. Targowica z Nowogrodzkiej licytuje się z targowicą totalną w gorliwym dziele pozbawiana Polaków wolności i własności.
Plany "polityków PiS" omawia dokładnie Łukasz Warzecha
* Cennik Morawieckiego: "25 mld złotych za zniszczenie sądownictwa".
* Projekt powołania "sądów kapturowych" mających kompetencje do pozbawiana praw publicznych osób krytykujących aktualną politykę PiS, a w przyszłości politykę każdego innego rządu.
* System obowiązkowych e-faktur.
* Likwidacja prywatności; sprawdzanie korespondencji osobistej (Nowe Prawo komunikacji elektronicznej - ustawa licząca 3 449 stron!)
* 15 minutowe miasta - wstęp do zniewolenia (na naszym portalu tematykę tę omawia AlterCabrio)
Likwidacja prywatności obywateli - likwidacja tajemnicy zawodowej: dziennikarskiej, lekarskiej, adwokackiej, tajemnicy korespondencji (listy, komunikatory internetowe, zakupy prywatne, dane personalne naszych znajomych)
Link
CzarnaLimuzyna
---------------------------
Warzecha podał informację o interwencji Blinkena w sprawie polskiej ustawy
(...) minister Czarnek rozpowiada na lewo i prawo, że prezydent zrobił to po telefonie od amerykańskiego sekretarza stanu Antony'ego Blinkena. Ten telefon miał miejsce. Amerykanie kierowali się tu względami ideologicznymi. Ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński jest na gorącej linii z polską opozycją.
Prezydent zawetował "lex Czarnek 2.0" po interwencji USA
Tzw. Przydacz o to zapytany powiedział, że to mu się kojarzy... "z narracją rosyjską". Znam wiele opowieści rodzinnych jak było w czasach głębokiej komuny, a było bardzo podobnie jak za czasów PiS. Partyjnym kacykom również wszystko kojarzyło się z wrogą propagandą, z agenturą zwalczającą socjalizm. |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.01.23 |
Pobrań: 32 |
Pobierz () |
22.01.2023 "Umieram. Zamordowany przez Modernę". |
Ofiara ludobójstwa szczepionkowego opowiada swoją historię przed śmiercią: bez ogródek ostrzega, że jego ciało się pogarsza, narządy zawodzą, nerwy umierają, a to morderstwo w zwolnionym tempie odbywa się na naszych oczach
Stefan Stanford
Link
Przeglądając wiadomości we wtorek po tym, jak dowiedziałem się w poniedziałek wieczorem o śmierci dr Harriet Hall, zagorzałej krytyk "antyszczepionkowców" i medycyny alternatywnej, która zmarła nagle we śnie, wpadłem na absolutnie rozdzierający serce wątek na Twitterze, w którym występuje muzyk, pisarz i kompozytor o imieniu Mike O'Mara, którego można usłyszeć grającego na pianinie w pierwszym filmie na dole tego artykułu, wątek, w którym Mike opowiada nam o swojej pogłębiającej się chorobie, która prowadzi do śmierci, i która w końcu nastąpiła.
Założyciel niezależnej szkoły muzycznej, Mike bez ogródek mówi nam o tym, czego inni się obawiają, bez ogródek obwiniając "wielką mafię farmaceutyczną" i zastrzyk śmierci mRNA za zabicie go w tej chwili, jego ciało się pogarsza, nerwy obumierają, tkanka mięśniowa rozpuszcza się, jego układ trawienny zatrzymuje się, a jego narządy zawodzą.
Twierdząc w jednym tweecie: "To niesamowite, straszne uczucie wiedzieć, że wkrótce będziesz martwy. Wiedzieć, że każda mała rzecz, którą robisz, każda czynność, o której nie pomyślałbyś dwa razy, może być robiona ostatnim razem. Stanie, chodzenie, jedzenie, spanie, podnoszenie rąk... to wszystko się kończy" - powiedział światu w poprzednim tweecie tego samego dnia: "Budząc się, czuję się, jakby małe kałuże kwasu zostały wylane w różne miejsca gdzie mięśnie łączą się, gdy nadal rozpuszczają się w moim ciele. Za każdym razem, gdy myślę, że tortury nie mogą się pogorszyć przed końcem, tak się dzieje. W jakiś sposób może mnie to zranić jeszcze bardziej, zanim mnie zabije.
Ostrzeżenie w kolejnym tweecie następnego dnia "Do widzenia wszystkim. Moje nerwy umierają, moja tkanka mięśniowa się rozpuszcza, ostatnie kawałki drgają, gdy zawodzą. Moje trawienie jest zatrzymane, narządy zawodzą powoli, ale nieuchronnie. Czekam na ostatnią jazdę do mój ostatni przystanek przed jakąkolwiek ostateczną porażką, która mnie zabije. Miłość do tych, którzy mnie wspierali. Do widzenia", był dość dosadny w tym, kogo i co obwiniał za tortury, przez które przechodził w 3 innych tweetach:
Ciągle coś się nie udaje. Zanik mięśni postępuje, nieustanny jak horror, który następuje. Nie mam jeszcze oficjalnej diagnozy skazującej na śmierć, ale nadejdzie. Podobnie jak wielu innych zamordowanych przez szczepionki COVID , wszyscy będą zachowywać się jak zaskoczeni. Znam od miesięcy. Umieram. Zamordowany przez Modernę. Masa mięśniowa w moim ciele zniknęła. Żadna dieta, ćwiczenia, suplementy itp. nie działały i nie będą działać. Na całym świecie dochodzi do masowego morderstwa. Nie bądźcie jak ci, którzy stali z boku i nie chcieli robić hałasu w latach 30-tych... Miałbym jakąkolwiek nadzieję, że uda mi się przeżyć ten uraz poszczepienny / morderstwo w zwolnionym tempie, gdyby nie dosłowne części mnie, których brakuje teraz z powodu zaniku mięśni w postępującym ALS. To przerażające, nieskończenie bolesne, a ci, którzy zrobili to światu, zasługują na powieszenie .
O'Mara mówi nam w innym tweecie , że wygląda na to, że zostanie całkowicie wyrzucony z Facebooka za opowiedzenie tam swojej historii, jednocześnie ostrzegając, że prawdopodobnie wkrótce zostanie zbanowany przez youtube za opowiedzenie tam swojej historii, a także można usłyszeć ją w tym wideo poniżej, ostrzegł w innym tweecie, że wielu lekarzy odmawia mu pomocy, której potrzebuje, zwrócił uwagę, jak okrutny stał się nasz okrutny świat.: W jakiś sposób wielu lekarzy odmawia pomocy w szybkim ponownym przyjęciu na ostry dyżur, ponieważ sytuacja nadal się pogarsza. Dlaczego aktywnie umierający ludzie muszą błagać, aby ich zobaczyli, potraktowali poważnie i otrzymali szybką ocenę oraz komfortową opiekę, jest więcej niż okrutne. Wciąż błagając o pomoc...
W innym tweecie powiedział nam, że był zdrowy i kiedyś ćwiczył, ale teraz jego mięśnie całkowicie się rozpuszczają. Mówi nam również, że wielu ludzi go nienawidzi za podzielenie się swoją rozdzierającą serce historią i że wyniszczająca choroba na co teraz cierpi, została spowodowana przez szczepionkę. Ostrzeżenie, wydaje się, że to coś "średniowiecznego", ilu jeszcze czeka podobny los w nadchodzących dniach, tygodniach i miesiącach?
Mam dwie reakcje na moją okropną, nieodwracalną wyniszczającą chorobę wywołaną przez szczepionkę COVID - pogarda/nienawiść lub litość, ja też nie chcę tego. Chciałem swojego życia. To takie okrutne, jak to wszystko trwa i trwa, krok po kroku. Jakże chciałbym, żeby to się teraz dla mnie skończyło. Niech to się skończy. Niech to się skończy! Boże, proszę, zabierz mnie z tego zrujnowanego życia. Pozwól mi odejść, gdy śpię. Proszę proszę. Nic nie zostało. Nigdy nie będzie radości, nigdy nie będzie wyzdrowienia, nigdy nie będzie niczego, na co można by czekać, ale będzie coraz więcej cierpienia. Pozwól mi odejść. Nie mogę uwierzyć, że umieram w ten sposób. Z całym moim mięśniami systemowo rozpuszczonymi. Wszystkie moje narządy powoli i pewnie wykazują coraz większe uszkodzenia. Najwolniejsze, najbardziej torturujące morderstwo, jakie można sobie wyobrazić, jak coś "średniowiecznego". I byłem zdrowy, miałem życie do przeżycia. Wszystko zniknęło .
I z absolutnie przerażającym doświadczeniem, przez które przechodzi O'Mara, jest tylko większym potwierdzeniem, że ci z nas, którzy zdecydowali się odrzucić szczepionkę, podjęli właściwą decyzję, a jego otwartość jest bardzo potrzebną i odświeżającą zmianą w porównaniu z tym, co wciąż dostajemy od agencji rządowych, mediów głównego nurtu i wielu agencji zdrowotnych, nawet jeśli coraz więcej Amerykanów "umiera nagle", czuje się dziwacznie, jakbyśmy żyli w odcinku "Strefy mroku", z połową kraju wciąż nie widzącą rzeczywistości.
Jak wspomniano pokrótce powyżej, według tej historii z Gateway Pundit, dr Harriet Hall, emerytowana lekarz Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych i chirurg lotniczy, a także zagorzała krytyk "antyszczepionkowców" i ogólnie "medycyny alternatywnej", właśnie odeszła we śnie. Wraz z dr Hall, która jest również zdeklarowaną zwolenniczką "mandatu szczepień", która dobrze wyraziła swoją opinię, że ponownie jest Iwermektyną i wszelkimi "całkowicie naturalnymi lekami" na COVID, jej mąż Kirk właśnie napisał na Facebooku: "Z wielkim smutkiem muszę wam powiedzieć, że moja ukochana żona odeszła cicho i nieoczekiwanie zeszłej nocy we śnie. W tej chwili prawdopodobnie po prostu poprosiłaby was o dobre myśli, bycie dla siebie życzliwi i kontynuowanie aby wesprzeć jej wiarę w prawdę".
Mimo że przyczyna śmierci dr Halla nie została podana, nie trzeba być lekarzem ani chirurgiem mózgu, aby zobaczyć wszystkie niepokojące zgony, które mają miejsce teraz w 2023 roku, ludzi umierających we śnie lub z powodu nagłej i nieoczekiwane ataki serca, a dr Hall nawet zapowiadała własną śmierć we wpisie z 24 maja 2021 r. na swoim blogu Skeptical Inquirer zatytułowanym "Odmawiający szczepionek nie są głupi". Powtarzając w tym wpisie te same argumenty, które słyszeliśmy w kółko przez ostatnie kilka lat od dr Anthony'ego Fauci, "wielkiej mafii farmaceutycznej", głównego nurtu mediów i medycznego establishmentu "bezpiecznych i skutecznych", powtórzyła te same bzdury, o których teraz wiemy, że są kłamstwami, jednocześnie wydobywając kilka bardzo dobrych punktów z tej historii:
Autorytarny rząd może wymagać szczepień i karać każdego, kto nie zastosuje się do nich lub rozpowszechnia negatywne informacje na temat szczepionek. Ale żyjemy w demokratycznym społeczeństwie, które ceni wolność słowa i osobistą autonomię. "Nie pochwalam tego, co mówisz, ale do śmierci będę broniła twojego prawa do mówienia tego". Jeśli po prostu scharakteryzujemy odmowę szczepienia jako "głupią", nie mamy powodu, by wchodzić w interakcje z odmawiającymi. Kto chciałby zawracać sobie głowę słuchaniem ich głupich twierdzeń? Ale jeśli spróbujemy zrozumieć powody ich odmowy, być może uda nam się z nimi porozumieć i wpłynąć na niektórych z nich, aby zaakceptowali szczepienie.
Ale spójrz, jak blisko tego byliśmy! Z "rządem" używającym "wielkiej technologii" do cenzurowania różnych opinii na temat zabójczego strzału COVID, z lekarzami zakazanymi na Twitterze, Facebooku i tym podobnych za dzielenie się różnymi opiniami medycznymi, wyobraź sobie, gdzie bylibyśmy w tej chwili jako kraju, gdyby zebrali nas wszystkich i "wstrzyknęli" nam coś, o czym teraz wiemy na pewno, że zabija ludzi, i to w coraz większej liczbie każdego dnia! Jesteśmy na dobrej drodze do ludobójstwa na pełną skalę!
Całkowicie zgadzamy się więc z Mikiem O'Marą i jego jednym tweetem powyżej: "Ci, którzy zrobili to światu, zasługują na powieszenie". Jednak dopóki naród amerykański i dobrzy ludzie na świecie nie pociągną tych morderczych diabłów do odpowiedzialności za ich masowe ludobójcze zbrodnie, wciąż nie jesteśmy na dobrej drodze.
Jak wskazano w doskonałym komentarzu jednego z komentatorów na jednym z tych wątków na Twitterze: To okropna sytuacja, w której się znaleźliśmy... Po prostu myślę tutaj na głos - ale to wszystko może być bardzo inteligentnym, wysoce zaplanowanym sposobem, w jaki Wielcy Resetujący w końcu wybiją kapitalizm i zachodnią demokrację i sprowadzą swój nowy typ autorytarnej / rządy totalitarne. Innymi słowy, rosnąca liczba zgonów i obrażeń spowodowanych przez szczepionki mogła być przez cały czas kluczową częścią planu mającego na celu zniszczenie obecnych systemów, gdy ludzie powstaną przeciwko niemu... rozwiązanie problemu. Tak, w jakim bałaganie jest Ameryka.
youtube.com/embed/NKzimpCeLiU
Victim Of Vax Genocide Tells His Story Before He Dies
https://gloria.tv/post/HMYjfaJ2cwUe2GmzGgBBGZKd8 |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 22.01.23 |
Pobrań: 31 |
Pobierz () |
23.01.2023 Kornel Makuszyński o rzeziach na Ukrainie w 1918 r. Koniecznie do przeczytania. |
Radosne i smutne
Kornel Makuszyński
Instytut Wydawniczy "Bibljoteka Polska", Warszawa,1922
PO POWROCIE
I.
Niech mnie dobry, polski Pan Bóg broni, iżbym miał opisywać to wszystko, na co patrzyły zdumione oczy moje w tych czasach, kiedy się zdawało, że "bogi i ludzie szaleją". Tylko zawodowy, rutynowany warjat zdołałby to wszystko minione pojąć i ująć w oszalalą calość. Człowiek, który nałogowo wiąże przyczynę że skutkiem, został zmiażdżony i wytrącony z kolei prawowitego myślenia, pobladł, oslabnąl, potem z pogardliwym grymasem człowieka, którego już nic na świecie zdziwić nie potrafi, ze śmiertelnym spokojem filozofa, który poznał tysiąc czterdzieści trzy rodzaje śmierci, patrzył w niebo, które każdej chwili również mogło oszaleć i mogło urządzić wybuch księżyca, strzelanie gwiazdami, lub z Wielkiego Wozu zbudować opancerzony automobil. Wielu już uczciwych ludzi osiwiało, czytając o tem, co się działo u naszych nieszczęsnych sąsiadów za owych dni, kiedym w r. 1918 w starym, złoconym Kijowie wiódl przez długie dni pogodny dyskurs ze śmiercią na temat: jak umrzeć najwygodniej i bez bólu?
Nie należy tedy straszyć raz jeszcze spokojnych ludzi i nie należy psuć zdrowych nerwów.
Pismo niniejsze jest raczej prywatną relacją dla przyjaciól, którzy mają dobrotliwą manję zdumiewania się przy spotkaniu, że jeszcze żyję, że mi nie brak choćby jednej ręki lub nogi, jakiejś wreszcie drobnej oznaki burzliwych przejść, chociażby wybitych kilku zębów, lub takiej drobnostki, jak jedno oko. Dobrze jest też czasem pomyśleć o tem, co było, i przyjrzeć się temu, co się znalazło po powrocie, co wlaśnie uczynić zamierzam, okpiwszy śmierć i jeszcze serdeczniej ukochawszy życie, chociażby tak dychawiczne, jak to, co się snuje po Warszawie w kamedulskich trepkach i w braku lepszego pokarmu zjada wlasną wątrobę.
Należy przy tej sposobności zachować grecką pogodę umysłu i rozważać miłosny do Warszawy stosunek z jesiennym, łagodnym, cichym spokojem, na wszelki wypadek bez uprzedzeń, starając się dokładnie pojąć chimeryczne sentymenty Warszawy, która wie o tem, że jest piękna, w sobie zabójczo zakochana i wskutek tego ma w sobie wiele z prześlicznej kobiety, której najwybitniejszym wdziękiem jest to, że od czasu do czasu sama nie mnie, czego chce. Ale takie łagodne, przemijające szaleństwa są ozdobą milości. Oto Warszawa uczyniła piękny grymas na pięknej twarzy, patrząc z pod zmrużonych powiek na tłum "powracających". Tak samo śliczna kobieta patrzy na powracających po latach kochanków, którzy stracili styl. Daremnie taki tłumaczy, że przez kilka lat jęczal i tęsknil, patrzył w niebo i przez grudę gwiazd bieżal myślą nad Wislę, że zarobił ręce po łokcie, byle wrócić, że dał sobie zaszczepić z wielkiej i obląkanej milości tyfus, ospę i cholerę, że, w bydlęcym wagonie jadąc przez dwa tygodnie, drżal z niecierpliwości, a kiedy zdaleka ujrzał srebrem zasnutą Wislę, wtedy rękawem ciężką i cieplą otarł lzę... No, tak... Wszystko jedno... Warszawa zawsze jest tą najdroższą, dla której... Jeszcze raz, wszystko to jedno?
Wobec tego, niejeden z tych, co powrócili, najpierw bardzo pilnie, z dziwnie zdumionem spojrzeniem patrzył w niebieskie oczy najpiękniejszego tego miasta; potem zacząl myśleć glęboko i smutno zwieszał glowę na piersi; wreszcie dwóch takich romantyków powiesiło się wedle wszelkich zasad sztuki, jeden się starym, dobrym zwyczajem, zastrzelił, a jeden, biedaczyna już taki, że go nie stać było na żaden patentowany przyrząd do uśmierzenia rozpalonej głowy i do uspokojenia rozwichrzonego z wielkiej milości serca, rzucił się łbem na dól na gościnny bruk warszawski, zupełnie niepomysłowo. Należaloby o tych straceńcach napisać to, co się pisze w kronikach policyjnych, podając jako drobiazgowy i małoznaczny powód samobójstwa: "nieszczęśliwą miłość".
Na resztę nieprzyzwoitych "reemigrantów" patrzą ludzie stołeczni z dobrotliwą podejrzliwością i z tym paralitycznie słodkim uśmiechem, zlożonym chemicznie z dozy politowania, wspólczucia, arszeniku, kwasu siarczanego i tym podobnych serdecznych ingredjencyj. Istnieje bowiem epidemiczne podejrzenie, że te zmizerowane Don Kiszoty, których wojna, jak pies w pięty gryząc, pędzila przed siebie, wciąż dalej i dalej, czasem aż na chińską granicę, - wszyscy są utajonymi miljonerami. Mam zawsze wrażenie, ilekroć mi się kto serdecznie i ze wzruszeniem w dobrych oczach przygląda, że ów człowiek zacny myśli i pilnie w gościnnem sercu rozważa, iż w podeszwie lewego buta mam ukryty milion, a w podeszwie prawego brylanty, z wrodzonej mi zaś obłudy, w celu ukrycia skarbów, piszę wiersze. Bardzo to jest wesołe i straszliwie zabawne, powoli zaś można do tego przywyknąć. Gdy się jednak rzecz tę wszechstronnie rozważy, nie można nie przyznać sluszności ludziom spokojnym i dobrze wychowanym, którzy napracowali się nad stworzeniem dla stolicy siedemdziesięciu siedmiu kabaretów, kiedy nagle zjeżdża tłum biednych krewnych i rozsiada się ze stosem manatków. Żeby to jeszcze był przyzwoity gość, taki, co przyjdzie i pójdzie, ostatecznie gościnność polska zna swoje tradycje, ale to są goście nieprzyzwoici, bo taki to przyszedł, siadł, a wyjedzie dopiero na Powązki.
Wojna w istocie rozpętala namiętności i rozzuchwaliła ludzi.
Dość trudno tedy jest pojąć radość tej części Warszawy, która, szczęki zaciąwszy, postanowiła pracować bez wytchnienia, stwarzać szkoły i budować na rumowiskach, radość z powrotu wielu rąk do pracy. Swój zawsze swego znajdzie, przeto i ci się prędko znajdą, wynajdą jakieś pokrewieństwo serc i dusz, zaklną się imieniem polskiego Pana Boga i zaczną nauczać dzieci, uczciwie szyć buty, uczciwie pisać wiersze i siać zboże. Jakoś to tam w wielkiej, Wspólnej, serdecznej pracy dojdą zacni ludzie szybko do przekonania, że jest jedna Ojczyzna, jedna dla niej praca i nic niema ponadto. Bo my tak z początku zawsze. Trochę fochów, trochę komeraży, grymasy, mówienie przez nos, uśmieszki lewą stroną fizjognomji, wszystko to zaś bardzo grzecznie i prawie, że wytwornie. Potem to już jakoś się przeciera.
Pusta radość mnie chwyta na myśl, kiedy się spotkamy wreszcie po wielu, wielu latach i kiedy po nabożeństwie uroczystem w katedrze, podczas którego sam Pan Bóg, wzruszony cieplą lzę obetrze, po wiwatach i rozczuleniach serc, ludzie polscy, od wzruszeń osłabli, zaczną się sobie nawzajem przyglądać. Wtedy to się znów dobry, mądry Bóg uśmiechnie na widok polskich grymasów, kiedy się szczery Polak z nieszczęsnego Lwowa spotka z warszawianinem, a Poznańczyk wejdzie do szczęśliwej kompanji.
Bo tak zawsze było, że Galicjanin to jest w glębokiem, serdecznem pojęciu warszawianina Polak drugiej klasy. Co zaś, wyśpiewując wdzięcznie swoją polszczyznę, mówi zawsze Galicjanin o "warszawskim arystokracie", tego mi znowu zbyt szczerze powtarzać nie wypada, by nie robić plotek dzielnicowych. Będą one w powietrzu krążyly tak długo, aż wreszcie i Polacy nabiorą rozsądku, niema bowiem dla wszechmocnego Boga rzeczy niemożliwych. A wtedy to już nie będzie miary w wylewie uczuć, bo się stare, nieokiełznane, rozwichrzone i puste dzieci polskie ucalują z wielkim hałasem, z obcieraniem z wąsów łez, potem się pomieniają na czapki, a potem na serca. Jest to taka stara, nieznośna polska komedia, że mówić już o tem nie warto.
A wspominam o niej dlatego tylko, by tym wszystkim, którym się zdaje, że po powrocie patrzyli na nich zezem i z litościwym uśmiechem - wytlumaczyć, że tylko barbarzyńskie narody mają zwyczaje nieogładzone, polegające na tem, że, gdy jeden barbarzyńca spotka nagle drugiego po kilkuletniem niewidzeniu, wtedy taki jeden z drugim, bez uwagi na dobre maniery, rzucają się sobie w objęcia, najpierw placzą z dzikiej, nieokrzesanej radości, potem rzucają się jeszcze raz w objęcia, (jakież to dzikie!) potem jeden drugiego nakarmi, pomoże wynaleźć tanie mieszkanie, pomoże wynaleźć pracę i żyć poczynają w śmiesznej, jednostajnej, bez najmniejszych wrażeń braterskiej zgodzie. My jednak nie jesteśmy barbarzyńcami i poznaliśmy tajemnicę ludzi doskonałych, która orzeka, że wszelkie objawy gorących uczuć nabierają wtedy wartości czynnika społecznego, jeśli są ujęte w wytworne karby powściągliwości. Najpierw powściągliwość, potem serce. Najpierw trzeba odegrać scenę pięknego powitania, a potem można się na śmierć upić z radości.
Pojąwszy tedy należycie ten szczegól narodowej psychologji, można sobie nic nie robić z zezowatych spojrzeń i z chłodu powitań i zgóry zaznaczyć termin narodowego festynu, na którym zabite będzie tłuste cielę, w międzyczasie zaś należy nieco przecierpieć, nocując na bruku, kiedy zacny rodak, chcąc tem ściślej ukryć w stosie pozorów oszalałe z radości swoje zacne serce, by go naprawdę nikt o wzruszenia nie posądzil, - podniesie do tego stopnia komorne za mieszkanie bardzo ciasne, ale zato bardzo wilgotne, że móglbyś, naiwny synu marnotrawny, posądzić go naprawdę w zaślepieniu swojem o brak serca. A to jest tylko pozór, zręczny, przemiły pozór, bo jednego dnia otworzą ci bezpłatnie naoścież serca i przycisną do piersi. Ja osobiście tak uwielbiam Warszawę, że nie uwierzę, by w takiem cudnem mieście mógl kto zostać, rzeknijmy lekko - skorupiakiem na dluższy termin.
Warszawę trzeba jednakże rozczulić. O, tak! Wobec kapryśnej kobiety należy być albo demonicznym i stosować do niej nietzscheańskie metody, co się w obrazowym języku chłopskim tłumaczy dobitnie przez sentencję, pelną miłosnego czaru: "Kocha mnie, bo mi odbił wątrobę i złamał żebro", - albo też należy przewrócić po murzyńsku białka oczu, z fizjognomji urządzić calą cukiernię, mówić tylko wierszami, wylać parę perfumowanych łez i glęboko, glęboko westchnąć. Warszawa dlatego tak lubi teatr i dlatego tak kocha się w aktoraoh, że ci umieją z serca zrobić karmelek; czanne charaktery basem gadające, co obnoszą po scenie zawsze sztylet, albo truciznę, czasem zaś wyrwą nieszczęśliwej naiwnej że łba garść złotych, fałszywych wlosów, mają mniej powodzenia. A Warszawa (ta, którą trzeba rozczulić) jest zawsze cudnie naiwna, chociaż ma coś tysiąc lat. Otóż Warszawa stamopanieńską modą niezmiernie lubi wszelkie miłosne oświadczyny i dowody, że ktoś za nią śmiertelnie tęsknil. Potrzebna jej tedy jest opowieść miłosna, cicho, miękkim głosem mówiona, opowieść o sercu, co umierało dla niej z milości, a jeśli nie umarło to tylko dlatego, by ją ujrzeć raz jeszcze.
O, Warszawo! ta, którą trzeba rozczulać!
Gdyby ci, o najpiękniejsza z pięknych, zaczęli opowiadać biedni ludzie o tem, co im na twarzach i na sercach wypisała nędza, rozpacz, glód, trwoga, lub śmierć, osiwiałabyś, o, promienista.
Gdyby ci opowiadać zaczęli o tem, jak widmo twoje, całe z wiślanych uprzędzone mgieł, w obramowaniu wiślanego srebra, zjawiało się po nocach tym, co sto razy umierali z niepokojów i ze śmiertelnych dreszczów serca, napełniłyby się niebieskie twoje, cudne oczy wielką, cieplą milością łez.
Przygarnęlabyś to biedactwo, co się tysiącem dróg do ciebie zbiegło, ucalowalabyś ich oczy, co cię przez krew zrozpaczonego spojrzenia wyglądaly na widnokręgu, i pomieszałyby się wasze polskie, serdeczne, na świecie najczystsze łzy!...
Och, nie lubię tego, kiedy, pisząc, przestaję widzieć czerń liter, bo te niemądre oczy zawsze nie w porę... O czem tedy myśmy mówili? - O tem, że Warszawie potrzeba rozczuleń. Jest w Warszawie taka Warszawa, która to wszystko wie, ale ta jest tak zapracowana, poważna i surowa, że jej nie sposób trudzić narzekaniem. Niech pracuje w imię Boga; więc tylko tej Warszawie, co się w Wiśle przegląda, w sobie zakochana, tej ślicznej, co omdlewa, czytając wierszyk, w którym rym się z rymem całuje, trzeba wedrzeć się w serce. W języku komedjowym nazywa się to "uwodzeniem naiwnej", ostrożnem i poetycznie pięknem. W takich rozmowach należy unikać slów gorzkich, albo takich, co sieją zapach krwi, albo takich, które przypominają śpiewy nad grobem. Sprawa jest z czulą rozwódką, co śpiewala pastorałki i miała męża, niewiernego pięknego króla.
Unikając tedy słów zadzierzystych, które drą papier szponem i zawyją czasem, jak ktoś, wielkim nagle pobity bólem, należy opowiedzieć o tem, co było, opowiedzieć zaś krótko i w, tym tonie, który ma z racji oszalałych przeżyć lekkie pomieszanie zmyslów i nie wie dobrze, czy płacze, czy się śmieje. Należy zaś opowiadając, od czasu do czasu, tak jak się pokazuje podczas odczytu obrazek na ekranie, zdjąć but i ukazać zdumionemu słuchaczowi, że w lewym niema miljona, we wnętrzu zaś prawego niema brylantów, tylko kawał starej tektury, która, wedle doświadczeń domowego przemysłu, wybornie udaje stateczną tężyznę skóry. Potem należy wezwać dziesięć tysięcy świadków, którzy stwierdzą, że ci, zmrożeni chłodem przyjęcia, wrócili do Warszawy po prawowitą wlasność swoją, bez której żyć nie mogą, bo po własne serca, zestawione z ufnością na zakład powrotu i że tam, gdzie ich los polski nieszczęsny zaniósl, pracowali bez wytchnienia. Świadków stanie tylko dziesięć tysięcy, bo drugie dziesięć tysięcy umarło na wygnaniu, unosząc zapewne do grobu w lewym bucie milion, a w prawym brylanty. Rzecz jest prawdopodobna, mimo tego, że wielu chowano bez butów. Ci byli obłudni, nawet wobec grobu.
Niema takiego statystyka, któryby, żyjąc sto siedem lat, zdołał obliczyć ilość pracy polskiej na wygnaniu, ująć w jeden doniosły i wzniosły hymn rachunku, niepoliczone wysiłki jednej rwącej strugi potężnej polskiej rzeki. Kiedyś to się wszystko okaże i zdumieni ludzie dowiedzą się, że gdzieś w Charbinie, gdzie się podobno ziemia kończy, duch polski nagle poczuł się w niezmierzonej swojej mocy i zapragnąl nauczać i krzepić i rzesze rozpierzchnione wiązać w jedno. Więc się najmilsi szaleńcy zebrali na naradę, która, prowadzona o tysiąc mil od Warszawy, nie była długą, lecz zwartą i owocną, i postanowili wydawać polskie pismo tam, gdzie się, jako rzekłem, ziemia kończy. I wydawali pismo, najdziwniejsze na świecie, pismo doskonałe, rozumme, w którem było wszystko, co polskiemu, znękanemu sercu było potrzebne - i niedrukowane. Ktoś pisał sercem artykuł, czy wiersz, a ktoś drugi rysował literki, jedna po drugiej, jak litery druku, ktoś inny rysował obrazki, inny pracowicie czynił co innego i ten serdeczny, bezcenny twór w setkach egzemplarzy biegł po drogach i wołał i świecil.
Jestem człowiek śmieszny, którego rozrzewniło to pisemko, bo się nie znam na innej robocie, stokroć większej. Przyjdzie kto inny i opowie; tysiące zaświadczą, każdy o sobie, lub o innych i pewnie wtedy Warszawa się rozczuli gotowa tych spracowanych ludzi w nadmiernem uniesieniu powitać, - Jezus, Maria! - prawie tak, jak Messalównę... Toby było za wiele! Stanowczo za wiele! Wystarczy wyciągnąć do nich rękę i mocno uścisnąć.
Widocznie jednak Warszawa, jak zauważylem, zastrzega sobie, i słusznie, czas do namysłu; jeszcze nie wszyscy powrócili, tych zaś, którzy już są, spotykają mimo wszystko wprost rozczulające dowody pamięci niezagasłej, pamięci z całego serca. Jednego z wybitnych pisarzów powitał, wśród ogólnego milczenia, dziwnie do niego przywiązany krawiec, lecz uniesienie, z jakiem mu padł w ramiona, świadczy, że sto tysięcy rodaków wybrało do okrzyku niewinne i proste serce krawca.
Po stwierdzeniu, że pod pancerną plytą serca płonie iskierka, co się w plomień milości rozżarzy, godzi się już wreszcie opowiedzieć, z jasnym i promienistym uśmiechem na przybladłej nieco twarzy, opowiedzieć, jak można tylko najweselej, by nie truć szczęśliwej chwili spotkania, - o tych chwilach tragicznych, które zoddali dają z siebie pozór koszmaru, co, śmiesznie w kształtach pokręcony, wije się z wścieklości, że mu uszła ofiara.
I nietylko uszła, lecz i pisze.
II.
Powszechnem było dotąd przekonanie, że świetność Kijowa ukryta jest w Złotej Bramie, a jego rozpacz w powieściach panny Heleny Mniszkównej; zaśniedziale te opinje uległy jednakże zmianie, bo choć nie przybył podczas wojny drugi taki zabytek, rozpacz Kijowa zwiększyla się przez przybycie kilku innych powieściopisarek. Nie zmącilo to jednakże wcale radosnej pogody miasta, które wlazło nogami w Dniepr, glowę zaś ustroiło w kokosznik ze złotych kopuł; wcale piękne miasto, będące pod opieką śpiżowego świętego Włodzimierza, który co wieczora rozpala na śpiżowym krzyżu, slużącym mu jako oparcie, kilkaset elektrycznych lamp, aby było po rosyjsku ładnie; pozatem czuwa nad miastem jakiś święty nieboszczyk w Pieczerskiej Ławrze, któremu z głowy sączy się wiecznie olej. Jest to, jak dotychczas, jedyny człowiek w tamtych stronach z olejem w głowie.
Żylo się tedy w tym Kijowie jako tako, wcale zresztą przyjemnie, grzęznąc w rozmiękczonym asfalcie w lecie, lamiąc od czasu do czasu nogę w zimie na straszliwych ulicach kijowskich, które mają tę glupią wlaściwość, że wszystkie wiodą wgórę.
Że jednak wszystko się kończy, skończylo się tedy i w Kijowie.
Stare to dzieje i dokładniejszego niegodne wspomnienia. Tragiczne sprawy zaczęly się od początków małych i niepozornych w owych czasach, kiedy nagle piękne miasto poczęlo szarzeć od nadmiernej liczby szarych szynelów bohaterskich dezerterów, sprzedających papierosy. Czasem ten drobny i wdzięczny handelek uliczny poważnial i uwodził kupujących świetnym połyskiem srebrnego kandelabra, lub miękkością damskiego futra, którego prawowita wlaścicielka w przewiewnym stroju lady Godivy z Coventry odeslaną została z pustego zaułka do domu. Wielu zresztą uczciwych ludzi chodziło w owym czasie nago, co przestało być wreszcie zbytnią sensacją.
Kijów ożywil się nieco dopiero w czasie utworzenia Republiki ukraińskiej i po mianowaniu ministrami kilku studentów uniwersytetu, którzy, przerwawszy studia, musieli uczyć się znów, przyzwoitość bowiem wymagała by ukraiński minister nauczył się ukraińskiej mowy, co dotąd nie było w modzie. Trochę tam późnej wśród tych wybitnych mężów stanu zaszło drobnych nieporozumień, prokurator wołał nadaremnie jednego z ministrów bolesnym głosem, aby ten roztargniony człowiek oddał pięć miljonów ohydnie drukowanych ukraińskich pieniędzy, ten jednakże nic mu nie odpowiedział, rozumując słusznie, że człowiek, mający pięć miljonów, nie będzie gadał z byle kim. Sprawy takie nikogo dlużej nie zajmowały, bo w powietrzu poczęlo coś krążyć, z pod ziemi slychać było szmery, niebo nieco pociemniało, a noce poczęly się nudnie dlużyć. Po zawalonych śniegiem, nieczyszczonych, wzdętych w straszliwe wały ulicach zaczęla krążyć plotka, szepcąca, nasluchująca, czujna, zalękla, szybkonoga i denerwująca. Nikt niczego nie wiedział i wszyscy wiedzieli wszystko; wracająca z targu kucharka, przynióslszy krwawy ochłap mięsa, przynosiła równocześnie krwawe wieści; stróż domu, zawsze "wtajemniczony", robił minę tajemniczą i wylęklemu lokatorowi litościwem spojrzeniem groził śmiercią wymyślną, na raty.
Na widnokręgu w istocie pociemniało; rozsiadły na wyniosłych wzgórzach Kijów patrzył tysiącami oczu swych okien na rozległy step, co się polożyl po drugiej stronie rzeki, skąd miało coś przyjść. Długo jednakże nic nie przychodziło, to zaś niepokoiło najbardziej, ludność bowiem, objedzona plotką, osłabła i, w braku innej roboty, przędla nowe wieści, czyniąc przypuszczenia na temat przyszlości.
Przyszlość zaś była straszniejsza od rzeczy strasznych, nikt bowiem, wytwórca nałogowy najczarniejszych nawet myśli, nie mógl wyprorokować dwutygodniowego bombardowania miasta.
Zaczęlo się ono jednego wieczora około godziny siódmej wieczorem, kiedy ulice są rojne. Miasto dawno już przywykło do brzęczenia kul karabinowych, co nie czyniło większego wrażenia na doświadczonym obywatelu niż brzęczenie much, lub jeśli dawka strzalów była ponad codzienną normę, niż strzały rakietowe na niedzielnym festynie. Strzelano zwykle w nocy, pora zaś ta nie była obojętną jedynie dla spóźnionego przechodnia, dla reszty spokojnych obywateli przechodziła bez wrażenia. Teraz jednakże przejęli się naglą salwą dzialową wszyscy bez wyjątku, co pojmie każdy, kto zna głupie narowy szrapnela, który bezmyślnie, z idjotycznej uciechy chichocąc, leci bez celu w stronę czarnego, nieruchomego zbiegowiska domów.
Takie wlaśnie oszalałe szrapnele poczęly gwizdać ponad miastem, nikt zaś nie wiedział, ani kto strzela, ani do kogo. To tylko się wiedziało, że szrapnel, prochem obżarty, jest to bydlę nierozumne, które nie pozna adresata i że uczciwe poczucie, iż się nie jest ministrem, którego chcą zabić, nic nie pomoże. Toteż na wielkie, gwarne, lubiące wlóczęgę po ulicach miasto padł nagle lęk, ten najgorszy, bo bezradny i zrozpaczony, lęk, w nieboglosy wolający o pomoc, rwący pędem po ulicach, tulący się do muru, pobladły strach, patrzący oszalałym wzrokiem w czarne niebo, pod którem dzieje się coś niepojętego.
To było pewne, że ktoś nie na żarty oszalał i w ataku nagłej furii, strzela z dział; Więc i ulica wpadła w szał; pobladli ludzie poczęli gnać we wszystkie zaułki, kierując się w stronę mieszkań w tem zawodnem przekonaniu, że kto dopadnie mieszkania, ten już jest bezpieczny. Przejście przez ulicę było jednakże nielatwem, bo jeśliś już dopadł swojego zaułka, wyszczerzał nagle z jego gardzieli stalowe zęby maszynowy karabin, jako asekuracją śmierci, wrazie, gdyby zawiodły szrapnele. Te zaś dawno już nie miały takiego dobrego dnia, uradowane, że znowu powracają do znaczenia po owych smętnych czasach, kiedy armatę z zaprzęgiem można było od wolnego rosyjskiego bohatera kupić na froncie za sto rubli. Szrapnele dodawano gratis, wobec czego w tej chwili szrapnele oszalały z djabelskiej radości, lecąc jak stado rozwrzeszczanych wron na piękne miasto, nie na jakiś zabagniony okop. Prezentowały się też przerażonemu, niemal miljonowemu miastu z najpiękniejszej strony, rozwijając przedewszystkiem talenty swoje muzyczne, które rezonans ogromnych pudeł kamienic doskonale uwydatniał.
Kiedy więc działo wypluło z rykiem z gardzieli swojej taki "miejski" szrapnel, on gwizdnąl najpierw z radości, wydostawszy się na wolność, zachichotał potem piekielnym śmiechem, że aż mróz przechodził po kościach, ujrzawszy w pędzie wspaniały cel, jak gdyby klasnąl następnie, już lotem obląkany i rwał się z szurnem, hukiem, wrzaskiem, z glębokim jękiem, z towarzyszeniem wszystkich glosów, jakie wydaje śmierć. Za nim biegł dziesiąty, dwudziesty, setny, każdy następny jakby wścieklejszy i bił gdzie mógl: tłukł szalonym łbem w mury kamienic, rwał się nad dachami, blądzil w pędze wśród ulic. Wtórem tej djabelskiej pieśni oszalałego ognia był wielki, urywany ludzki krzyk, czasem krótki jęk, dźwięczny, lecz przejmujący łoskot padających szyb, krótki, potwornie wrzaskliwy terkot żelaznych sklepowych rolet, warczenie automobilów uganiających w panice. Zziajany tłum rozprysnąl się wreszcie i wsiąkl w czeluście domów, które stały ciemne, jak gdyby oświetlone okno mogło sprowadzić nieszczęście.
Jak po nagłej burzy, która wystrzeliła stem piorunów i minęla, deszcz jeszcze ostatnie wylewa krople, tak przez tę pierwszą noc, która znaczyła początek swój granatami i szrapnelami, padały tylko strzały karabinowe; zrzadka slychać było w oddaleniu naglą, ohydną czkawkę karabinów maszynowych i znów przez długie godziny tylko stukanie zwykłych kul, co było nudne i usypiające i nie mącilo glębokiego rozmyślania, co się to wlaściwie stało i co z tego będzie? Po naradzie wszystkich lokatorów każdej kamienicy, gdzie do godności marszałka, oglądanego z nabożnym podziwem, podnoszono przez aklamacię jakiegoś nieszczęsnego "praporszczyka", doszli wszyscy do zrozumienia bardzo prostej strategicznej sytuacji, że część ukraińskich wojsk niezadowolona, strzela z armat do wojsk zadowolonych i chce koniecznie trafić z wielkiej armaty w cały gabinet ministrów, rezydujących w brudnym hotelu Savoy. Taka piękna idea była jednakże wcale trudną do przeprowadzenia, ponieważ granaty, posyłane z za miasta, nie mogły zastać żadnego ministra, wobec czego z prostej wścieklości zawodu mordowały uczciwych ludzi.
Nikt nie wiedział, skąd do miasta strzelają, gdyż strzelano ze stron kilku, pewność zaś, że mierzą "z za Dniepru", była dla tak wybitnych, jako my, strategów pociechą i wiadomością małej wartości. To było pewnem, że miasto stoi na górach, jak kamienny bałwan, którego nie ocali święty z oliwą w szlachetnej głowie. Gdyby to było na froncie, człowiek by uciekał starym, dobrym zwyczajem, tak było trudniej. Rozsądnych ludzi pocieszało jednak słuszne rozumowanie, że, nastraszywszy miasto, dadzą sobie z glupiem tem strzelaniem spokój, trudno bowiem w ognomnem, szeroko rozsiadłem mieście wyszukać czarnem okiem armaty tego, którego wlaśnie się szuka, mieszkańcy zaś winni byli Bogu ubogiego ducha. Ten jednakże, który ma armatę, nigdy nie był filozofem; zauważyć było można ponadto, że w huku armat niknie i głuchnie nawet ta szczypta rozsądku, którą każdy człowiek posiada do domowego użytku.
Przekonanie to utrwaliło się niebywale wyraziście zaraz nazajutrz rano, gdy około godziny dziesiątej zaczęly szaleć za miastem całe baterje, strzelające dziś już z pewną metodą oblędu.
Wczoraj to była tylko pełna muzycznych efektów "uwertura dramatyczna", dziś rozwijano już tragiczny motyw przewodni konsekwentnie i z pewną precyzją. Można było zauważyć, że pewne punkty miasta cieszą się niebywalem zajęciem i troskliwością nieprzyjacielskiej artylerii, więc przede wszystkiem wszystkie zabudowania rządowe, dworce kolejowe i wszystkie przypuszczalne schroniska ówczesnego ukraińskiego rządu; że jednak chciano godzić celnie, więc pociski próbne wysyłane były w wysokie, okazałe domy, w takie szczególnie, które nadmierną swoją wysokością mogły słusznie razić poczucie równości u oblegających miasto.
Jeden z takich domów (ponieważ wielcy ludzie mają szczęście, więc w nim mieszkał Weyssenhoff) otrzymał ze dwadzieścia gwałtownych upomnień i pociski wyrywały z niego płatami ceglane cielsko. Jeden z pierwszych wpadł do cichego mieszkania twórcy "Sobola i panny", łbem twardym ścianę rozbiwszy, gwizdnąl z obląkanej radości, poznawszy, jaka mu przeznaczona była ofiara i pękl z hukiem i jękiem z nadmiernej żalości, że jej nie zastał w domu. Trudno, żeby najświetniejszy piewca łowów sam się dał upolować, choć za ścianą, śmierci był bliski.
Kijów jest to miasto spokojne i widać było, że może znieść wiele; wreszcie i jemu było tego zanadto. Centralna ukraińska Rada, po długiem wahania, zawrzała słusznym gniewem i genialnie wykombinowała, że jeśli do niej strzelają z dość wyraźnym zamiarem pozbawienia jej miłego żywota, sluszność nakazuje, aby i ona zaczęla strzelać. Bohaterskiemu temu przedsięwzięciu racji odmówić niepodobna, z tem zastrzeżeniem, że oblegający strzelali, jak w pierzynę, Kijów zaś postanowił strzelać w pustkę, do niewidzialnego nieprzyjaciela, który miał do dyspozycji cztery strony świata i mógl krążyć swobodnie dokoła miasta. To postanowienie obrony rozpoczęlo dopiero nieszczęścia prawdziwe; broniący bowiem miasta kryli swoje baterie za domami i strzelali ponad dachy za Dniepr, oblegający zaś rozpoczęli wyszukiwanie miejskich gniazd anmatnich, tlukąc, gdzie się dało, już bez uwagi na nic. Celem stało się całe miasto, jak długie i szerokie, całe bowiem zaczęlo pluć ogniem poza swoje grnanice. Nieszczęsny był dom, za którego munami ustawiono kilka armat; mury trzęsly się, jak w febrze, szyby dzwoniły nieustannie, tynk leciał ze ścian, straszliwy huk napełniał wszystko. Po godzinie takiego strzelania, bateria oblegająca wypatrzyła wreszcie ukrycie i poczynała w nie bić szaleństwem ognia. Wtedy armaty "miejskie" brały nogi za pas i przenosiły swój strzelający kram w sąsiednie ulice, niestety dom, indywiduum nieruchome, sterczał w tem samem miejscu i jęczal teraz i drżal, bity dziesiątkami pocisków, i szalał w swojem wnętrzu rozpaczą, napełniał się krzykiem i jękiem, glośnym, niemożliwym płaczem kobiet i ustawicznem kwileniem nieszczęśliwych dzieci.
Zrozpaczony ludzki tłum zbiegał pędem do piwnic wilgotnych i ciasnych i tam spędzal całe dnie i noce, drżący od zimna, odurzony stęchlizną, wygłodniały, niezmiernie zmęczony; mówiono nerwowo i szeptem, czasem tylko ktoś glośno zakrzyknąl, kiedy pocisk uderzył w dom, sypiące się zaś gruzy sprawiały wrażenie, że i to ostatnie schronienie, sklepienie piwnicy, za chwilę runie na nieszczęsne ludzkie głowy.
Czasem jakiś człowiek, bardzo odważny, lub bardzo już zgłodniały, czając się przy murze, wypełzał na ulice, puste i straszne; czasem go stamtąd spędzaly kule maszynowych karabinów, czasem zaś przynosił wieści, które w katakumbach piwnic rosły do potwornych rozmiarów i zapowiadały jeszcze gorsze rzeczy, niż te, które się wydawały już najgorszemi. Czasem zjawiał się poseł z innej dzielnicy miasta, który dotąd był odcięty od swego mieszkania i teraz wracał bohatersko; ten przynosił wiadomość o stosach trupów, zalegających ulice, lub o pożarach wielkich domów. Wprawdzie wiele tych nieboszczyków chowa się zdrowo do dzisiaj, owe zaś zgorzałe gmachy rosną w cenie, nie było jednak w owych czasach niedowiarków. Gdyby kto powiedział, że mu przestrzelono trzy razy serce, uwierzonoby również, zmęczone oczy widziały tylko trupy i ognie. Każdy oczekiwał jedynie swojego czasu.
Noc przynosiła nieco ukojenia. Należy przyznać owym oblegającym, że mordowali miasto tylko w dzień, z nastaniem mroku jednakże sami czcili radośnie pracę dnia, miastu zaś dawano sposobność korzystania z mądrej rady nocy, aby się zastanowiło nad swoim losem i by się poddało. Zrozpaczone miasto byłoby to uczyniło bez wahania, jednakże jego obrońcy postanowili nie dać za wygraną, wobec czego z nastaniem dnia, zawsze z kolejową dokladnością, rozpoczynano około godziny dziesiątej bombardowanie. Życie zaczęlo się systematyzować. Ponieważ nie było widoków na szybkie załatwienie sprawy, przemyślny człowiek, który chciał jeszcze pożyć lat kilka, począl życie owo pod armatami urządzać biurokratycznie; o jednej godzinie szedł spać, o jednej jadł, o jednej, znaczonej pierwszym "porannym" strzałem, uciekał do piwnicy.
Zaczęlo się na zupełnie nowych podstawach towarzyskich oparte życie piwniczne, pełne romantycznego uroku w swojej nienagannej prostocie; cały dom wchodził z sobą w zażyle stosunki bez uwagi na stanowisko społeczne człowieka, zmienionego w pieczarkę. Piwnica stawała się salonem, gdzie w złotem świetle skwierczącej lojówki wiedziono w rozmaitych językach dyskursy na tematy oddalone, jak literatura, lub bliższe, jak zdobycie kawałka zapleśnialej kiełbasy. Szerzyły się tam również w formie lekkiej i wytwornej wiadomości w owych czasach pożyteczne, jak naprzyklad, że operacja, czynioną na człowieku, ugodzonym odłamkiem szrapnela w brzuch, jest znacznie trudniejszą, jeśli indywiduum się przedtem obżarlo. Najgwałtowniej szerzyły się wiadomości pożyteczne z dziedziny strategji. Każdy wtedy był doskonałym znawcą i łgał na potęgę, mimo tego jednak po tygodniu oblężenia słuchem rozpoznawać umiałem, czy strzelają do nas, czy "od nas", czem strzelają i jakim kalibrem (o!); w piwnicy byli po pewnym czasie sami generałowie artylerji i weterani osiwiali w bojach. Ludzie mrukliwi, niezdolni do salonowej konwersacji, chodzili nerwowo z kąta w kąt i liczyli strzały, żegnając się po każdym dziesiątym.
Szczególnie miłe były wieczory, kiedy damy, podobne do aniolów, które przyszły odwiedzić gnijących w lochach więźniów, zaparzały herbatę i mówily słodko o tem, że jeśli trzeba umrzeć, to już najlepiej razem. Nikt tam z nas wprawdzie razem nie umarł (jeden tylko, zaręczywszy się w mrokach katakumby, ożenil się) - można jednak łatwo było postradać rozum, kiedy się około pólnocy salon zmieniał we wspólne cubiculum, na materacach, lub krzesłach i kiedy cię, znękany człowieku, los polożyl głową przy głowie przy niewieście kształtnej, jak armata bolszewicka... I bombardowanie ma swoje powaby.
III.
Zajęciem podczas bombardowania miasta zgoła niewdzięcznem, niemal wcale sensu nie mającem, jest pisanie wierszy. Oszalałe warkotanie karabinów maszynowych, odbywające się bez najmniejszej uwagi na zasadnicze prawidła harmonji, mąci do tego stopnia poczucie rytmu, że tylko przy wielkim wysiłku można pisać jedynie "wierszem wolnym". Rymy wskutek idjotycznego hałasu, wyprawianego przez śmierć, są politowania godne. Wtórem dogodniejszym przy pisaniu jest poważny, skupiony basso profondo armaty, wystrzałami zaś można mierzyć strofy. Są to spostrzeżenia, oparte na glębokiem doświadczeniu, tak, że można było w owym czasie rozpocząć wszelkie pismo tym bohaterskim zwrotem, jakim pewien Gaskończyk rozpocząl list do kochanki: "Piszę do ciebie z pistoletem w jednej ręce, a z szablą w drugiej".
Z ohydną rozpaczą przypomniałem sobie te, ociekające krwią, słowa, kiedy mi jednej nocy dano zardzewiały karabin w jedną rękę, nie wychodzącą z pochwy szablę w drugą i kazano iść na pól nocy "na wartę".
Każdy dom przez noc calą utrzymywał taką groźną wartę, a warta miała pod karą imfamji lec trupem na schodach, możliwem bowiem było, że bandy szumowin, zlożone z dezerterów i więźniów, posiadających broń, jako pokrywkę napadu mundur, jako pozór zaś rewizję, gotowe rabować domy w niespokojnym czasie. Spojrzałem tkliwym, zlekka obląkanym wzrokiem na szablę, potem na karabin, potem długo, długo patrzyłem w niebo. Zadrżeli z wielkiej dumy w grobach przodkowie, ujrzawszy rycerską moją postać. Wstąpila tedy we mnie odwaga płowego lwa; wytężywszy wszystkie siły, dobyłem szabli i ze wzruszeniem, któreby zdumiało i rozczuliło w tejże scenie Frenkla, mówilem jej: "Hej, hej, pani Barska, pod Slonimem, Podhajcami, Berdyczowem, Lomazami..."
Ale szabla nie zadrżala ze wzruszenia, bo było to tępe bydlę, nadkruszone i zardzewiałe, jak stara chórzystka, choć z pewnością widziała Berdyczów, gdzie handlują też i starem żelazem.
Uczestnicy warty ściągają ze wszystkich pięter i ze wszystkich piwnic; zbroje są niekompletne, bo senni bohaterowie są bez kolnierzyków, jak gdyby i umrzeć nie można było w stroju nienagannym. O, Aramisie, który chustką z brabanckich koronek dawaleś znaki, przyzywając pogardliwie śmierć!?
Takie podłe czasy!...
Przychodzi dowódca warty i szeptem poucza, że nie wolno palić papierosów, stanowiących widomy cel i że w razie napadu należy strzelać bezustannie do ostatniego naboju. Potem dowódca warty idzie spać, jak przystało na człowieka wyższej rangi w pięciopiętrowej kamienicy; "warta" zaś zaczyna działanie. Rozpoczynało się ono od roztropnego rozpatrzenia sytuacji, zbadania wszystkich drzwi i schodów, instynkt zaś wytłumaczył mi w jednej chwili, że cała warta ma jedno niezłomne przedsięwzięcie: uciec przy pierwszym alarmie na cztery wiatry i w cztery strony kamienicy. Po dokladnem rozpatrzeniu tego zamysłu, poznałem, że jest genjalnie prosty i glęboko dowcipny. Dodaję nawiasem, że tak było jedynie w początkach oblężenia, później (co opowiem) i w innym, bardziej bohaterskim domu, było naprawdę bohatersko.
Stoję tedy, jak ułan na widecie, na ciemnych schodach i obmyślam fortele na wszelki wypadek; czas się dluży i jest zimno dlatego, że tak było istotnie, i dlatego, że na warcie tak jest zawsze. Oparłem się "stylowo" na zimnej lufie karabinu, szablę powiesiwszy na zamku okna, aby już sam widok jej poraził wrogów. Pozycję miałem dogodną, bo wprost oszklonych drzwi glównych, tak, że krwawy nieprzyjacielski generał dlatego dotąd żyje, że wtedy na mnie się nie natknąl. Los bitwy byłby przytem zależny i od tego, ktoby z nas dwóch prędzej uciekł. Odwaga zresztą rodzi się w potrzebie, czułem też ją, naplywającą ostrożnie w stronę serca, które wietrzyło krew. Poza sobą, w życiu miałem już dwa trupy: dwa podolskie zające, którym to musiało zrobić chyba przyjemność, że zginą z mojej ręki i same dały się zamordować; co do jednego zaś mam podejrzanie, że to był stary łajdak zając, taki z Dygasińskiego, który skonał ze śmiechu.
Mija godzina jedna i druga i jakoś nic; czasem po bruku ulicy zaczłapie szkapa, ulicznej pikiety, czasem w oddaleniu o ściany domów obiją się groch kul. Wtem, w jednym załomie korytarza miga niespokojny błysk światla, po ścianach przebiegły wydlużone cienie, slychać mocno podejrzane szmery. Ja zadrżalem i mój karabin zadrżal; poleciłem się Bogu, przebaczyłem moim wydawcom i ruchem Beghery począlem się skradać w stronę podejrzaną, gdzie szmery coraz to rosły, jak gdyby się odbywała narada; było prawdopodobnem, że korzystając z niedbalstwa reszty straży, której od pewnego czasu nie widziałem, ktoś przyszedł od strony pustych ogrodów i wszedł, wyłamawszy cicho okno, teraz zaś obmyśla szczególy ataku.
Kto tam na schodach? - zapytuję cicho, głosem umyślnie drżącym.
Ten ktoś jest tak bezczelny, że na moje przyjacielskie zapytanie nie daje odpowiedzi.
Nie krzycz pan, sto rubli do bicia!
Mój karabin udławił się wlasną kulą i zamarł.
Straż przysiadła w kącie w całym swoim bohaterskim składzie, do którego przylączyl się stróż kamienicy i gra wedle wszelkich reguł klubowych. Towarzystwo jest trochę mieszane, co na grę nie ma wpływu, bo obok kart leżą jak śpiące psy, browningi. Komendant straży, który się zjawił na "inspekcję", znalazłszy wszystko w należytym porządku, został mianowany członkiem klubu honoris causa i gra z wielkim wdziękiem. Gdyby w tej chwili zjawił się nieprzyjaciel, nicby się straszliwego stać nie mogło, nieprzyjaciel bowiem nosi zawsze karty w cholewie buta i gra bardzo wysoko, rzucając całe arkusze "kierenek". Porozumienie nastąpiloby w tej chwili. W rezultacie stróż, wielki majster, ograł calą straż z komendantem na czele. Zdaje mi się, że wygrał też ze dwa karabiny i trzy szable.
Sielanki te były wonczas możliwe, bowiem dobierano się dopiero do dalekich przedmieść, i jak zadzierzystą kość, dławił wróg gardziele dalekich ulic. Rano zaś znów grzmiał oblegający ze stu armat i rozbijał złocony łeb nieszczęsnego miasta. Kanonada rosła crescendo, do szczytu szaleństwa dochodziła w porze obiadowej, słabła pod wieczór; wielkim, wyjącym brytanom armatnim wtórowaly wciąż małe pieski maszynowych karabinów, lub nierasowe kundle, opancerzone automobile, kąśliwe i wściekle.
Aż i na nas przyszła smutna kolej.
Bohaterscy obrońcy, zamiast uczynić z miasta wycieczkę i rozprawić się w polu z armją oblężniczą, chowali się coraz skrzętniej za mury, zewsząd naciskani. Jednego dnia wyciągnęli cztery ochrypłe armaty i ustawili je na placyku za naszym domem. Armaty te szybko dostały ostrego szału i kołowacizny i wyły w stronę rzeki. Dom drżal w posadach szyby jęczaly przerażonym dźwiękiem, nagła zaś rozpacz skrzyknęla wszystkich obląkanym głosem do piwnic, gdzie również wytrzymać było trudno; głowa pękala od huku, wszystkich zaś ogarnęla nieznośna trwoga na myśl, że się wkrótce staniemy celem artylerji nieprzyjacielskiej. Na szczęście zapadł mrok i dano sobie z jednej i z drugiej strony ze strzelaniem spokój. Wzburzony odmęt przerażenia począl się wygladzać w nocnej ciszy i z czeluści piwnic poczęli, jak z grobu, wylazić ludzie, naprawdę do nieboszczyków podobni, trochę bladzi z zielonym, łagodnym odcieniem, trochę żólci, w rozmaitych zresztą trumiennych kolorach, aby przez niewiele godzin odetchnąć lepszem powietrzem i lec na materacach w przedpokojach.
Przebywanie w mieszkaniach było niemożliwe, bo onegdaj pocisk jakiś samotny, jak samotnik odyniec, stalowym ryjem rozrył ścianę naszego domu, w którym z przestrachu wyleciały z niesłychanym szklanym wrzaskiem wszystkie co do jednej szyby. Dla tego wlaśnie pocisku mam dziś serdeczny sentyment, mimo wybitych szyb. Był to pocisk o zacnem sercu, pocisk przyjacielski, z pozoru tylko łajdak i chamsko natarczywy, - on bowiem, krzywdy nikomu nie uczyniwszy, ostrzegł wszystkich, z hukiem zapowiedziawszy, że dom nasz, dotąd bezpieczny, przestał być bezpiecznym, że jakaś armatnia, bezzębna, z czarnem podniebieniem paszczą, skierowana jest w naszą stronę. Gdyby nie on, przysłuchiwałbym się z niebieskiej loży przez lat jakiś tysiąc, do znudzenia, rozprawom Rady miejskiej nad sprawą teatralną, a szlachetny, gościnny feljetonista jednego z pism warszawskich miałby o jedno zmartwienie mniej, że tylu Galicjan, samo licho wie, po jakiego kicha, przyjechało do stolicy.
Po tem zacnem ostrzeżeniu spaliśmy, jako naród koczowniczy, na podłodze, w przedpokojach, rano zaś na wezwanie pierwszego wystrzału, porwawszy garderobę, zbiegaliśmy w mroczne podziemia. Kiedy jednak pod wieczór ustawiono cztery śmiesznie krzykliwe armaty obok naszego domu, nazajutrz dom nasz znalazł się na czarnej liście pierwszy z brzegu i to bez żadnych uprzedzeń, lecz co gorsze, nie został skazany na rozstrzelanie w czasie zwyczajnym, nieco po dziesiątej! Tego dnia (atrament mój przybladł w tej chwili!) pierwszy granat był mój, osobiście mój, dla mnie przeznaczony, znacznie wcześniej, niźli to było dotąd.
Śnilo mi się wlaśnie coś śmiesznie miłego, kiedy cisnęlo mnie coś o ścianę, coś nade mną zawyło, coś wrzasnęlo nieludzko i ryknęlo grzmotem, potem zaczęlo coś grzmieć i coś zaczęlo się walić z wścieklym impetem; ujrzałem nagle najpierw czerwone, wirujące kręgi, w ich zaś pierścieniu, w gęstym obłoku białego pyłu, z tego powodu podobną do posągu i jak posąg nieruchomą, moją żonę. Granat uderzył w pokój sąsiedni, wywalił ścianę i rzygnąl plugawą strugą cegieł na pokój; impet tego oszalałego zwierzęcia ze stali rozbił się o ścianę, która nas chroniła. Leżalo temaz to bydlę, w dziesięć części rozerwane wśród gruzów, wśród pobitego szkła, porwanych książek i obrazów; jakiś paraliż powykręcal meble i dziwnie udrapował portjery. Zato na boży świat, na marcowe, śnieżące niebo otworzył się widok przez wybitą ścianę, jak przez loggię renesansowego pałacu, z którego jednak, z garderobą w ręku trzeba było uciekać w te pędy, bo pociski bolszewickie mogły mieć baranie narowy i gdzie jeden polazł, tam zaraz lezie ich całe stado.
IV.
W piwnicy kijowskiej, do której schowaliśmy się w czasie bombardowania bolszewickiego, patrzono na nas z trwożliwym szacunkiem i z tem dobrem wspólczuciem z Rochefoucaulda, które spostrzegło, że dość jesteśmy silni, by znieść cudze nieszczęście; patrzono na nas z miną łagodnie uśmiechniętą na temat: dobrze, że to oni, nie ja! Potem zaczęly się wywiady:
Czy bardziej się pan bał w pierwszej chwili, czy potem?
Nie mogłem odpowiadać logicznie, bo miałem w głowie szum diabelski, zauważylem jednak, że pytający mnie, w tej chwili już starego, doświadczonego rutynistę, szczękają zębami z doskonałym wdziękiem i boją się teraz już i za mnie także, ja już bowiem nie miałem powodu.
Ktoś tam przyniósl wiadomość, że w mojem mieszkaniu wybuchł pożar; obchodziło to mnie równie tyle, ile nieboszczyka obchodzi sprawa, czy go wystawią na mróz, czy na gorąco. Czekano teraz nawzajem swojej kolei; dom nasz stał się w oczach nieprzyjacielskiej artylerii nad miarę popularnym, czego pojąć nie mogę, bo budą była obskurna; coraz to przelatywał ponad nim pocisk, jak oszalały, widmowy kruk, i gwizdał z wścieklości że go minąl; inny nadgryzł komin, inny zarył się niechlujnie w błoto podwórza, zakrztusił się ziemią, potem ją z diabelskiem parskaniem wykrztusił z |pyska, wraz z ogniem i żelazem czerepów.
Kiedyśmy patrzyli w górę z czeluści piwnic przez okienka, cofnęly się nagle wszystkie głowy, zimną ręką strachu odrzucone w tyl, dom drgnąl i jęknąl, bo się pocisk wgryzł nagle w mansardy i, przez jedno mgnienie tam buszując, ryknąl, klasnąl i bluznąl ogniem przez wszystkie okna. "Mój" pocisk był bardziej stateczny i prosto szedł do celu, ten jednakże był to pocisk wiercipięta, jakiś nerwowy, trochę niespełna rozumu, jakby mu do łba zbyt mało nakładziono prochów, pocisk bez charakteru i lekkomyślny, gdyż zamiast rozbić ścianę, zlamać jakieś krzesło i lec w spokoju, niedowarzony ten pocisk poprzebijał wszystkie cienkie ścianki, zgniótl na miazgę, co tylko było i zygzakiem chyba biegł przez biedne studenckie izdebki. A w dodatku był to pocisk "swój". Ukradziona artylerja ukraińska, broniąca miasta, strzelała z taką wprawą, że, "zdolowawszy", rozbijała kijowskie mansardy, wobec czego artylerja nieprzyjacielska rozbijała pierwsze piętra. A porządny człowiek był w środku.
Wreszcie zaczynało to być straszne. Jeden dzień, dwa dni, niechże będzie, jeśli nie może być inaczej; ale trzynaście dni, to już za wiele. Można było wreszcie umrzeć z głodu, choć dobrzy ludzie ratowali się nawzajem. Jednemu prawdziwemu księciu rosyjskiemu pożyczylem w owym czasie sześć kartofli, zaczęliśmy się jednakże w zielonkawem świetle piwnicy przyglądać sobie wzajemnie, badając ukradkiem, kto jest mniej żylasty i, w ostateczności, jako tako jadalny. Kobiet, przypuszczaiąc zbytnią cierpkość, nie brano pod uwagę. Jeśli nawet było co do zjedzenia, można to było ugotować tylko w mieszkaniu, na to zaś zwykle nie starczyło odwagi, kiedy na dodatek poczęly padać, jak ciężkie dowcipy, bomby z aeroplanów.
Zdobywcy zaś byli coraz bliżej wnętrza miasta; strzały karabinowe trzaskały coraz bliżej i bliżej, i już za każdym widocznym przez nas węglem ktoś leżal na bruku i strzelał, trafiając zwykle w jakiś parkan, bo zdobywcy wchodzili czujnie, zajmując dom po domu, gdzie w tej chwili zabierano wszystko, co może wystrzelić. Trzynastego zaś dnia pod wieczór zajęto Kijów zbiedzony, wymizerowany, doprowadzony już do ostatniej rozpaczy, głodny, odarty, ze zwisającemi płatami tynku, z czerwonemi ranami zw murach, z porwanemi drutami telefonów, odurzony i tej nocy oświetlony pożarem wielu domów, zapalonych przez pociski. Tejże nocy wielu, wielu ludzi widziało świat boży przy świetle tych pożarów po raz ostatni.
"Bohaterzy" uciekli, mordowano tedy najniewinniejszych; każdego spotkanego na ulicy mężczyznę, którego ruchy przypominały zmechanizowane ruchy wojskowe, rozstrzeliwano bez sądu, ustawiwszy go pod najbliższym murem. Jakaś straszliwa żądza krwi zalała te straszne, ohydne, dzikie mózgi. "Graduszczyj cham" upił się krwią i brodził w niej po kolana, krwio-oki, uśmiechnięty paralitycznie, przemożny, rozjuszony, wściekle bydlę, urwane z lańcucha, oszalałe w rozpędzie, przed którym padało wszystko bezwolne i bezsilne. Rewolucyjny potop krwi francuskiej wylalny był w imię czegoś wielkiego, wytworzony z gestem grozy wśród oszalałej pieśni, w której był zawarty krwawy, rymowany motyw wyroku. Ci zaś, z pianą krwi na ustach przed się idący, mordowali haniebnie, ponuro, dla rozkoszy mordu i co straszniejsze, zabijali, jak zloczyńcy. Po ulicach drętwialy, niezamkniętemi, okropnemi oczyma w niebo patrzące, niezliczone trupy - nagie. Sześć kul w piersi miał człowiek brat jedynie za to, że miał piękne, świecące się buty. Z powodu tych butów, które natychmiast ściągnięto z trupa, z powodu niedziurawego płaszcza, robactwo toczyło zwłoki po ulicach.
Przez pierwsze dni bolszewickich owych rządów, salwa padała za salwą w rozmaitych stronach miasta. Mordowano młodych i starych. Jakaś wściekla histerycznie Judyta, ohydna w ponurej żądzy krwi, wysyłała na śmierć całe gromady. Potulny Slowianin mordował ojca i brata na skinienie rozjuszonej czarownicy. Działo się to wszystko w prześlicznym ogrodzie dawnego cesarskiego pałacu. Skazani kopali najpierw sami dla siebie groby, potem stawiano ich nad brzegiem dołu i strącano weń uderzeniem kuli. Z wielkiego parku uczyniono okropny cmentarz, na którym trupy, zlekka ziemią przesypane, groziły zarazą wielkiemu miastu. A czasem z pod nasypu dobyła się ściśnięta ostatnim kurczem sina, straszna ręka...
Obok, w cesarskim pałacu rezydowały bolszewickie, rzadko ochrzczone cary.
Byłem w tym budynku w dni kilka po wybuchu rewolucji i abdykacji cara, kiedy w pałacu rezydował rewolucyjny komitet kijowski. Był w nim też i jeden Polak, jedyny człowiek, który nie pluł na posadzki i wschodząc, zdejmował nakrycie głowy. Reszta wyglądala i zachowywała się serdecznie po ukraińsku. W salonach, wcale tandetnie umeblowanych, snuły się figury nie z prawdziwego zdarzenia, ale z prawdziwego kryminału.
Szwargocące kursistki i dziwnie młodociane drybiasy redagowały w jednym z salonów żydowskie pismo rewolucyjne, w innym jakowyś drab zabłocony, gotował herbatę. W gabinecie cesarskim, podobnym do lepszego hotelowego pokoju, rezydowały panienki nozchichotane i czasem piszące na maszynie. Biurko cesarza zakurzone, smętny grat, przyczaił się w rogu, a pod oknami sypialni, na trawie, leży stłuczone wspomnienie lepszych czasów: melancholijny trup szampańskiej butelki. Na marmurowych schodach plugalstwo, błoto i brud. Nie było tylko krwi.
Teraz się po nich lała smugą krew ludzka, Ukrainiec bowiem w ciągu roku dojrzał politycznie i mordował z lubością, z coraz większą wprawą; cieniutki pokost kiepskiej imitacji kultury obmył we krwi i stanąl w bydlęcej swojej nagości, śmierdzący wódką i juchtem, zabłocony i opluty, ohydnem zrządzeniem losu podobny jednakże do człowieka. Zwycięski rezun przypomniał sobie dobre czasy, więc nie dość mu było, że zamordował, prawdziwą rozkosz sprawiło mu dopiero wyłupywanie oczów, wycinanie języków, rozpruwanie brzuchów kobiecych.
Historja najnieszczęśliwszych ludzi na świecie, Polaków na Ukrainie, Wołyniu i Podolu, potem krwawa opresja Galicji, była wielkiem rozszerzeniem ówczesnych historyj kijowskich. Przywykło się w owym czasie do rzeczy strasznych, dusza ludzka nie może jednak znieść już nawet nie widoku, lecz słuchu o tem czego dokazać potrafił dziki łotr ukraiński. Plakać się chciało wówczas nad zhańbieniem czlowieczeństwa, zgrzytało się zaś później zębami, kiedy rozumni, wielcy egoiści ententy rozmawiać zaczęli ze zwierzem, dzikszym od najdzikszego kafra, lecz chytrym, jak plugawy wąż, z okrwawionym opryszkiem, który przeniesiony na bezludną wyspę zdemoralizowałby uczciwie mordujące tygrysy.
Pojąlem w owym czasie najokropniejszą z nowel Maupassanta, w której człowiek biczuje, wiszącą na ścianie, odciętą rękę swojego wroga, a ten zabił zapewne jedynego tylko człowieka. Cóżby należalo uczynić z tymi? Niech im Bóg przebaczy, jeśli zdola...
Nigdzie już na świecie stworów takich się nie najdzie. Ludożerca nie jest temu winien, że nim jest; kiedyś zasię jakiś misjonarz mu to wytłumaczy i ludożerca będzie miłym portierem paryskiego kinematografu. Tych jednakże rozchelstanych, krwawych upiorów nie zmieni nic nawet za lat tysiąc, szkoda zaś, że szlachetny Lloyd George nie widział paru takich egzemplarzy w oryginale, posłano bowiem do niego "śmietankę", która sama wprawdzie nie morduje, nie jest jednakże wylączone, by prezes ukraińskiej delegacji nie ukąsil nagle w nogę szlachetnego ministra Zjednoczonych Królestw. Wszystko się może zdarzyć w tym narodzie ukochanym.
Nie zapomnę do końca życia fizjognomji pierwszych ukraińskich bolszewików, którzy weszli do zdobytego Kijowa; przyszli z rewizją między innymi i do mojego zrujnowanego mieszkania, w poszukiwaniu broni. Najpierw tedy powiało, jakoby morowe powietrze: to polączone wonie wódki, okropnej machorki, brudu i juchtu. Potem się zwaliła gromada z pięćdziesięciu w szarych szynelach mużyków. Kałmuckie nosy i oczy chytre, na wsze strony biegające, podejrzliwe, a pożądliwie patrzące; każdy obwieszony pasami nabojów, każdy z karabinem i rewolwerem, który strzela niezmiernie łatwo, jeśli jego wścieklemu panu przyjdzie cokolwiek do zawszonej głowy. Straszny ten czambuł wszedł z brzękiem i hałasem, z wielkim tupotem i zgiełkiem, jak wchodzi gromada ludzi pijanych, na ich czele zaś, na czele tych nieszczęśliwych, bardzo nieszczęśliwych, starych, chorych na wścieklość glupców ich dowódca: czternastoletni żydek z rewolwerem w każdej ręce. Typowy żydek z kantoru, z binoklami na nosie, kędzierzawy, w ubraniu cywilnem. Chytry i sprytny wiódl tę okropną trzodę na rzeź ich własnych braci i własnych ojców.
Szczęściem mojem był stan mojego mieszkania, rozbitego w gruzy przez ich szrapnel, skończylo się tedy lirycznie, gdyż przy szukaniu broni ukradły mi dzielne mołojcy coś niecoś z nieslychaną wprawą, przedewszystkiem więc talję kart, rzecz dla owych idealistów najbardziej lakomą, pyjamę, dlatego, że była wściekle kolorowa i sluży dziś zapewne, jako wspaniały mundur jakiemuś bolszewickiemu generałowi i co najweselsze! - pudeleczko... z pudrem do paznokci. Zdawało się bowiem temu krwawemu idjocie, że to pudełeczko z klejnotem. Niech mu sluży aż do nagłej i niespodziewanej śmierci.
V.
Należące do dalekich już wspomnień rządy ukraińskich bolszewików w Kijowie znane są z wielu
relacyj, tak samo jak i ulubiona anegdota z owych czasów, która się stała wreszcie zmorą, nie było bowiem miasta, w któremby się nie zdarzyła historja ze zdarciem futra ze spokojnego obywatela, któremu za nie dano żolnierski szynel. Obywatel począl przykrawywać szynel na swój wzrost i znalazł zaszyte w kołnierzu rubli czterdzieści trzy tysiące, kopiejek dwadzieścia trzy. Znam stu świadków tego zdarzenia, naocznych świadków, każdego z innego miasta.
Wspomnieniem z czasów tych takiem, które grozą swoją wryło się w pamięć, jest wspomnienie pogrzebów, jakich nikt na świecie nie widział; przeciągaly ulicami korowody, karawany długie wozów, zwyczajnych wozów roboczych, zaprzężonych w nieśpieszące się woły chłopskie. Tak grzebano swoje ofiary, wrogi bowiem rozkładały się po parkach i ogrodach. Defilowały śmiertelne te wozy długim szeregiem, czasem ich było pięćdziesiąt, a na każdym z czterech desek zbita trumna, umajona galęzią jedliny. Czasem zmęczone, małe dziecko, co już za wozem iść nie mogło, sadzano na trumnie i tak jechało, biedactwo, przy trupie ojca, uśmiechnięte, że jedzie. Zawsze były w Kijowie takie pogrzeby; cokolwiek się działo, ktokolwiek się pobił z kimkolwiek, defilowały za dni kilka w nieskończonym szeregu owe straszne trumny, a że tam wciąż się coś działo, wciąż ktoś był niezadowolony, jedynym przemysłem tego dziwnego narodu było zbijanie trumien.
Funt chleba więcej był wart, niż ludzkie życie.
Stare dzieje, niema o czem mówić.
Godziło się jednakże obserwować powolny oblęd duszy wielkiego miasta, patalogiczne objawy niemocy, jego histerię niebohaterską i bezradność. Histeria, wszelki poryw zabijająca, miała podloże swoje w zdenerwowaniu strasznych dni bombardowania, rosła jednak i przechodziła w chorobę chroniczną, podsycana szaleństwem plotki. Przechodzi pojęcie, czego nie potrafi wymyślić historyczny bliźni, aby bez celu doprowadzić bliźniego do oblędu strachu; czasy owe zrodziły człowieka, który jest bakcylem paniki. Jest to indywiduum gorsze od armaty, która może tylko zabić, ale nie męczy. W czasach, o których rzekłby kapitan Fracasse Gauthier'a, że na ich widok "klepsydra zadrżala w ręku Czasu", można przewidywać wszystko i, przewidując, przed wszystkiem się zabezpieczyć pod warunkiem, że się wytruje wprzód ludzi, siejących szeptem panikę, nałogowych trucicieli, tragicznych komiwojażerów strachu. Mówię to raczej na użytek naszych czasów.
Urodzony z matki paniki i z ojca strachu, snuł się wszędzie i będzie się snuł zawsze tam, gdzie cokolwiek ma się stać. Wszyscy są śmiertelnie zmęczeni i już nikt za żadną cenę nie chce slyszeć o nieszczęściu. Tylko on jest niezmęczony i zaczyna dzialać. Mnoży się króliczą modą i szaleje. Nazywa się taki, indjańskiem zawołaniem, "Blada Twarz".
Blada Twarz jest wyrafinowanym zloczyńcą i lubuje się zadawaniem męki; nie znosi ludzkiego spokoju i czyni wszystko, by go zburzyć. Karmi ludzi strachem. Węszy, gdzie jeszcze w jakim cichulkim zakątku ostał się człowiek dobrej myśli i pogodnego serca. Wtedy Blada Twarz zjawia się w mglistej chmurze oparów z zapachem siarki, zjawia się z duszą zielonego koloru, wchodzi w dom spokojnego człowieka i stąpa tak ponuro, jak ów hiszpański grand z zakładu pogrzebowego, co przychodzi zdjąć miarę z nieboszczyka. Człowiek pogodny, który marzył wlaśnie o tem, jak grają u Loursa w biland, otwiera szeroko ramiona i maluje zacną gębę uśmiechem, takim, jak slońce.
Blada Twarz spojrzy na niego z tą śmiertelną, zezowatą litością, z jaką człowiek zrównoważony patrzy na zawodowego wariata, i powoli, dobitnie, głosem, który z zakatarzonego dobywa się żolądka, rzeknie:
Człowiek pogodny otwiera nagle szeroko oczy, jak literat, który znalazł tysiąc rubli, potem otwiera usta, jak karp w agonji, potem się dziko śmieje przez chwilę, jak bohater tragedji przed skonaniem, potem powoli opada na fotel we wdzięcznej pozie paralityka.
Wtedy się nad nim Blada Twarz nachyli i sączy mu w ucho truciznę, jak bo stary łajdak duński król czynił ojcu Hamleta:
Wtedy człowiek, który był pogodny, miał serce czyste, po wielu lękach radość w duszy i uśmiech w oczach, nie jest już pogodny, nie ma czystego serca, radości w duszy i uśmiechu w oczach, bo się już wogóle nie rusza i długo leży zemdlony. Jeśli nie miał szczęścia i nie zwarjowal odrazu, "na twardo" - zacznie szaleć powoli i tejże nocy urządzi w domu fortecę i będzie konał trzydzieści sześć razy na godzinę, bo tyle razy skrzypi w jego pokoju stara szafa.
Zasię Blada Twarz, spłodziwszy nowego warjata, idzie dalej, zamyślony ponuro, zezem patrzący na boki, czujny na każdy szelest, wszystko widzący, rozumiejący wszystko. Czasem przystanie, spojrzy na coś przenikliwie i szepnie tylko: Ho! ho! to dziwne!?
I wtedy już wie o tem, czego jeszcze nie wie nikt. Rozumie to bowiem Blada Twarz, że wszystko jest pozór i udanie, zaś poza mglą rozpacz, ha! i śmierć.
Wobec tego odwiedza Blada Twarz szczęśliwą matkę, która tuli dwoje dzieci i jest radosna. Wtedy Blada Twarz zaczyna litościwie kiwać glową i mówi dotkliwym, strasznym, krwawym szeptem tylko dwa słowa: Nieszczęśliwe maleństwa!
Niewiasta czuje, jak jej do każdego włosa napływa trwoga, zimna, jak lód.
Zasię blada Twarz: Ja nie chcę pani straszyć, ja wogóle nikogo nie straszę. Ale niedawno, w pewnem mieście nad Wolgą, takie małe dzieci nabijano do armat i strzelano niemi do rodzicielskich domów.
Jezus, Marja! Niema się czego bać, tutaj mają to robić dopiero w przyszłym tygodniu.
W tej chwili Blada Twarz rozjaśnia na chwilę fizjognomję, bo lęk śmiertelny padł na cały dom. Wieść bieży po nim na złamanie karku, powtarzają ją "dęby dębom, bukom buki", kucharka kucharce, stróż stróżowi, wieczorem zaś dnia tego widziano na tej ulicy i stwierdzono pod przysięgą, że tuzin dzieci, związanych za nogi po parze, więziono na wozie, dzieciom zaś, uwolnionym od rekwizycji, na znak uwolnienia, wyłupywano scyzorykiem lewe oko, aby uspokoić rodziców, że im już nikt dzieci nie zabierze.
Blada Twarz krąży znowu po mieście i szuka ofiary. Chodzi i słucha i szepce i zaraża strachem, swój własny strach sycąc, słyszy szelest zimny śmierci, widzi tylko trupy i myśli, myśli, wciąż śmiertelnie myśli. Aż mu ze stęchlizny zwarzonego strachem, rozmiękczonego mózgu strzeli genialna myśl. Bierze wtedy myśl tę w drżące ręce, rozpatruje że wszystkich stron, rozdrapuje szponem i zaczyna w nią wierzyć metodycznie tak długo, aż wreszcie uwierzy. Wtedy biegnie szybko, a chyłkiem, wpada w gromadkę ludzi, wierzących w Boga i w boże miłosierdzie, i mówi:
Wczoraj jeden mój znajomy, pewny człowiek, człowiek, który w życiu swojem nie sklamal...ten człowiek kupił funt kielbasy... Uważajcie tylko: kiełbasa! Niby nic... Niewinna rzecz... Takby się przynajmniej zdawało, więc je... sam mi to opowiadal...
No i co, no i co???
Otóż je i czyta gazetę. W gazecie nic nie bylo...
A w kiełbasie?!
W kiełbasie bylo... Coś mu zgrzytnęlo pod zębami, więc myślal że guzik, albo szkło, słowem jakiś nieszkodliwy drobiazg. A to był sygnet...
Chryste Panie!
Był sygnet... z herbem... na kawałku ludzkiego palca.
W tem miejscu dwie panie zemdlały, jeden pan spojrzał wymownie na hak w powałę, reszta zwiesiła głowy na piersi, a wszystkie serca umarły nagle i zostały pochowane w piętach.
Jaki herb? - szepnąl ktoś trochę z tamtego świata.
Rawicz! - rzecze Blada Twarz. - Były plotki, że Grzymala, ale to był Rawicz. Sam widziałem.
Rawicz! - jęknęlo echo i schowało się pod kanapę, podtuliwszy pod siebie ogon. Szyby w oknach drgnęly cichutko, szafa skrzypnęla z trzaskiem, pociemniały światla, na ścianie przechylił się obraz, a na schodach głucho zawył pies.
Nazajutrz opowiadano w tej dzielnicy, że ozór wędzony, wystawiony za szybą sklepu ma dziwny kolor i dziwny kształt. Potem jedna Blada Twarz mówila drugiej Bladej Twarzy:
Ten ozór, to jest język pewnej starej panny, która mieszkała samotnie. Wyrwali go jej żywcem z gardzieli bo nie chciała powiedzieć, gdzie chowa złoto. Miała cztery miliony w angielskich gwineach. Mój znajomy doskonale to wiedział, bo za tydzień mieli się pobrać.
Tak to oni sobie mówią, a Blada Twarz myśli, myśli, i myśli... Ma stale czterdzieści parę stopni gorączki i za osobistego wroga uważa człowieka, który się nie boi. Przytem Blada Twarz ma w oblędzie metodę i zachowuje kalendarzową ścislość. W poniedziałek zawsze wszystko jest podminowane, we wtorek jak z arki Noego wypuszczają zarazki dżumy do bogatych dzielnic, na środę przypada zatruwanie wodociągów, na czwartek (mniej więcej na godzinę piątą no południu) wieszanie za nogi na latarniach, w piątek każdy człowiek, który się ukaże na ulicy w zielonem ubraniu, jest rozstrzeliwany bez sądu, w sobotę każdy mieszkający na niższych piętrach wywieziony będzie do kopalni, ludzie z wyższych pięter muszą sobie dać wyrwać jedenaście zdrowych zębów. W niedzielę spokój i obmyślanie katuszy na tydzień przyszły.
Jako tedy widać, Blade Twarze (są one zawsze i wszędzie) wiodą żywot pracowity i nie spoczywają, póki się ludzie z rozpaczy nie poczynają wieszać, lub zachłannie garściami zjadać truciznę, aby sobie skrócić męki.
Blade Twarze, ulegając potrzebie zrzeszeń, zakladają związki zawodowe (w Kijowie zwało się ono:
"Centropanika") i mają zawsze na składzie świeże trupy, kaftany bezpieczeństwa, wszystkie materjaly wybuchowe, laseczniki cholery i dżumy (tylko wagonami), zsiadlą krew w butelkach, przepisy na racjonalne pomieszanie zmyslów i tym podobne artykuły, błogo na uspokojenie dzialające.
Jednego tylko ludzie nie widzą, tego mianowicie, że każdy człowiek spokojny, który nie chce oszaleć, lecz jako tako w pogodzie ducha przeżyć ciężkie czasy, - jeśli zrzuci ze schodów na fizjognomję każdą Bladą Twarz, co przychodzi zarażać lękiem, - dostępuje odpustu lat siedmiu i siedmiu kwadragen.
VI.
Ci szlachetni mołojcy, którzy dziurawili przez dwa tygodnie swoje własne miasto, mieli w swoim rycerskim, żywocie jeden jedyny uczciwy zamiar, kiedy za wszelką cenę postanowili powiesić cały ministerjalny gabinet.
Na to gabinet zacytował im słowa z "Wesela": - "Pan mi razy dwa nie powie", i uciekł, jako młody jelonek. Z tem to był najmniejszy kłopot. W szczerze demokratycznych spoleczeństwach trudno jest o kaszę, albo o cukier, nigdy jeszcze jednak nie bolała głowa o to, skąd wziąć ministra. Zjawiły się tedy jakoweś nowe chuligany, z których jeden nie umiał wcale pisać, inny umiał czytać tylko z drukowanego, ale miał rewolwer, powstała tedy nową władza, na widok której najgłupszy nawet prokurator dostawał świerzbu palców. Ale gęby! - Boże miłosierny, co to były za gęby! Trzeba jednakże przyznać że zdobywcy Kijowa była to menażeria szeroko wesoła; każdy taki kacyk, obwieszony nabojami i zasobny, jak arsenał, miał zawsze "narzeczoną" z zadartym nosem i z fizjognomją uśmiechniętą, rozkosznicę z ustami od ucha do ucha ? la Gwynplain Wiktora Hugo, i woził ją pędem w automobilu, ryczącym z uciechy. Czasem, dla zabawienia dzieweczki, strzelał w okno kamienicy, czasem kupował jej cały magazyn perfum za dziesiątki tysięcy rubli, albo urządzal ucztę w najbardziej wyzłoconej restauracyjnej sali.
Szara czerń bawiła się w inny sposób. Wypatrywała największego magazynu z winami, który przezornie był zamknięty na głucho, co dla ludzi wyzwolonych i gardzących przesądami zachodnio-europejskiemi stanowiło dziecinną przeszkodę. Stawali sobie dobrzy mołojcy półkolem i wśród serdecznego śmiechu ciskali w żelazne rolety sklepu ręczne granaty. Wtedy ostatnia kontrrewolucyjna zapora pękala z hukiem, a szlachetni bohaterowie wpadli w napełnione winem i koniakiem okopy, by zaś, zwabiony zapachem alkoholu wyzwolony naród, walęsający się po ulicach, nie wziął przemocą udziału w libacji, strzelano z karabinu maszynowego na wszystkie strony. Był to codzienny proceder, ujmujący w swojej prostocie, dowodzący, jak bardzo nieskażoną i naiwnie dziecinną duszę ma Tyrolczyk Wschodu. Patrzył z pomnika bat?ko Chmielnicki i radował się w dobrej duszy.
Po kilku dniach, czerń regularna, to jest taka, która była panem życia i śmierci z racji zwycięstwa i zachowywała dość wesołe pozory władzy, pomieszała się z czernią nieregularną, która była panem życia i śmierci z tej racji, że uciekła z kryminalów, źle strzeżonych. Najbystrzejszy jednakże psycholog nie umiałby na pierwszy rzut oka odróżnić jednych od drugich, w praktyce zaś było to absolutnie wszystko jedno, czy się ma być rozstrzelanym na mocy rozkazu "prawnego", czy bez rozkazu.
Kiedy się czasem ci niedokrewni krewni spotkali, krążąc po ulicach całemi oddziałami, rozpoczynała się wówczas strzelanina, gęsta i bezładna; zawsze wtedy zabijano kogoś trzeciego, co właśnie przechodził ulicą, owi zaś wiedli z sobą pertraktacje, wyjaśniali kuzynostwo i rozchodzili się z poczuciem wzajemnego szacunku. Obie zaś strony z pasją uprawiały rewizje, które były najpotworniejszą zmorą tego czasu; miało się wprawdzie "prawo" niewpuszczenia do mieszkania ludzi, nie mających "urzędowego polecenia" na odbycie rewizji, takie samo jednakże prawo ma sarna wobec kłusownika. Wtedy zwyczajny kryminalista, jeśli uważał że trzeba zachować chociażby pozory przyzwoitości, pokazywał ćwiartkę papieru, lub kawałek gazety, równocześnie zaś browning i wtedy przy jaskrawem świetle siedmiu tysięcy świec w oczach jasnem się zdawało, że pewnie ci ludzie mają sluszność. Na udokumentowanie jej, brali wtedy, co się dało, szczególnie zaś wino. Można wtedy było chyłkiem wolać pomocy "wladzy |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 23.01.23 |
Pobrań: 25 |
Pobierz () |
23.01.2023 Kto wziął szprycę, lepiej niech tego nie ogląda... |
Link
UDOSTĘPNIAJCIE GDZIE TYLKO MOŻECIE !!! |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 23.01.23 |
Pobrań: 32 |
Pobierz () |
23.01.2023 O Powstaniu Styczniowym 1863 r - ale inaczej niż w powszechnych, syjonistycznych żydo-med |
Powstanie Styczniowe w kontekście polityki międzynarodowej ? lub Powstanie Styczniowe (1863) w kontekście polityki Międzynarodowego Żyda.
Pielęgnowanie rusofobii i tradycji przegranych powstań to polityka żydowskich reżimów IIIRP/Polin.
Zanim zaczniemy wysłuchiwać na temat Powstania Styczniowego oracji podobnych do tej o Powstaniu Warszawskim (1944) głoszonych przez tak wybitnych mężów stanu co i historyków pokroju niejakiego A. Macierewicza, może warto wcześniej zorientować się w rzeczywistych realiach polityki międzynarodowej tamtego okresu.
Zwróćmy uwagę na kontekst polityki światowej w tym okresie. W 1862 car Rosji, Aleksander II zawarł z prezydentem USA, Lincolnem, przymierze militarne. Na początku 1863 r. do rządu Wlk.Brytanii wpłynęła ostra nota dyplomatyczna rządu rosyjskiego. Informowała ona, że rosyjskie okręty wojenne zostały wysłane do portów Nowego Yorku i San Francisco. Nota jednocześnie ostrzegała, że Rosja rozpocznie wojnę w Europie, jeśli Wlk.Brytania i Napoleon III przystąpią do planowanych operacji militarnych przy boku Konfederacji w wojnie secesyjnej - 1861-65 ("Treason in America" - A.Chatkin).
Mamy, zatem istotny motyw do podjęcia próby powstrzymania marszu wojsk rosyjskich do Europy, do Francji i do Hiszpanii. Powstanie Styczniowe wiązało rosyjskie siły - inspiracja, co oczywiste, wyszła z kół żydo-masonerii anglosaskiej i europejskiej (francuskiej i niemieckiej). O przebiegu bitew powstania informacje znajdziemy w podręcznikach. Ja ograniczę się do uzupełnienia ich o kilka ciekawostek.
Bracia-Polacy Mojżeszowego Zakonu. Żydzi już w 1861r. próbowali zainicjować powstanie przeciw Rosji i wciągnąć weń Polaków.
Link
Obraz żydowskiego malarza, Artura Szyka: "Żyd Michał Landy z krzyżem w czasie manifestacji 8 kwietnia 1861 r. w Warszawie"
Wywołaniem powstania w Królestwie Kongresowym byli żywotnie zainteresowani bogaci Żydzi, którzy pokładali w nim wielkie nadzieje dla realizacji swych dalekosiężnych planów.
"(...) w powietrzu czuć proch, ale dla nas to nic złego (...) skorzystajmy z dobrej okazji. Zamiast bawić się w patriotyzm, asymilację itp. mrzonki, myślmy przede wszystkim o sobie. Chłop polski nie lubi nas, wiemy o tym, ale chłop jest głupi - nie boimy się go. O szlachtę głównie nam idzie. Wmiesza się ona przez fakt honoru w awanturę, pójdzie do lasu, na krwawe pole, za co ją rząd ukarze, wytępi, wydusi, wywłaszczy, a wówczas dla nas droga otwarta." - T. Jeske-Choiński, "Historia Żydów w Polsce", s.137.
Inny ciekawy cytat: "Naszym właściwym królestwem, naszą stolicą, naszym Jeruzalem będzie Polska. My będziemy jej arystokracją, my tu rządzić będziemy. Kraj ten należy do nas, jest nasz." - S. Dider, "Rola neofitów w dziejach Polski", s.111.
10.04.1864r. dyktator Rządu Narodowego, R. Traugutt został wydany żandarmerii carskiej przez Żyda Artura Goldmamna, zatrudnionego w skarbowości powstańczej.
Interesująca jest także działalność innego Żyda, Leopolda Kronenberga, który wyasygnował na cele powstańcze milion złotych rubli - to była ogromna kwota, za którą kupiono za granicą broń dla powstania. Jednak broń ta nigdy nie dotarła do powstańców. Żyd Tugenhold, szpieg rosyjski, sekretarz pułkownika T. Łapińskiego zdradził Rosjanom szlaki przerzutowe.
Car odznaczył Kronneberga najwyższym rosyjskim odznaczeniem oraz przyznał dziedziczne szlachectwo (J. Polak, "Zbrodnicze plemię", s.75).
W wyniku przegranego powstania wielu Polaków zesłano na Sybir, ich majątki konfiskowano i rozdawano lub sprzedawano za niewielkie kwoty Żydom, którzy przysłużyli się Rosji. Żydzi mogli także kupować łącznie z majątkami szlacheckie tytuły ich byłych polskich właścicieli.
R.Traugutta stracono w 1864 r. na stokach Cytadeli Warszawskiej, którą zbudowano z materiału pozyskanego w okolicach Warszawy z rozebranych dworów szlachty polskiej, która brała udział w Powstaniu Listopadowym 1831 r.
Dariusz Kosiur
Tekst jest fragmentem artykułu "Polskie zrywy narodowe" https://rzeczpospolitapolska.wordpress.com/2014/08/01/polskie-zrywy-narodowe/
https://wiernipolsce1.wordpress.com |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 23.01.23 |
Pobrań: 31 |
Pobierz () |
23.01.2023 SŁAWA Ukrainie! - a Polsce na pohybel |
"W oknie Pałacu Prezydenckiego zapłonęła świeca jako znak pamięci o cierpieniu i tragedii milionów ofiar Wielkiego Głodu w Ukrainie. Pamiętamy o ofiarach sowieckiego ludobójstwa!" - poinformowała kancelaria prezydenta.
"Wieczna pamięć pomordowanym. Krzyczymy głośno: Nie dla nienawiści, nie dla antysemityzmu, nie dla antyukrainizmu. Nigdy więcej wojny, nigdy więcej Holokaustu" - takie podniosłe słowa wykrzyczał Duda w Auschwitz.
Ze słów, które padły później wiemy, że nie miał na myśli polskich ofiar obozu, ani Polaków pomordowanych przez Ukraińców. Gdy ukraińska rakieta zabiła dwóch Polaków i gdy zamiast ubolewania i przeprosin doczekaliśmy się krętactw niegodnych sojusznika, Duda rzekł: "Rosja jest odpowiedzialna za tę wojnę i Rosja jest odpowiedzialna za wszystkie nieszczęścia, które z tej wojny wynikają". A więc nie tylko Rzeź Wołyńska to "nasza wspólna tragedia", bo jak Ukraina wali rakietą, to też "nasza wspólna tragedia".
Gdy Sejm przyjął uchwałę w sprawie rocznicy Wielkiego Głodu, przeciw głosował tylko Grzegorz Braun, za co stratowało go ogłupiałe pędzące w ukrainofilskim amoku stado sejmowych baranów. Gdy 8 lat temu Sejm przyjął uchwałę oddającą hołd "ofiarom ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na obywatelach II RP" - Wierchowna Rada uznała ją za "przejaw upolitycznienia tragicznych stronic ukraińsko-polskiej historii, antyukraińskiej histerii i podważenie dyplomatycznego dorobku na rzecz wzajemnego przebaczenia i upamiętnienia niewinnych ofiar konfliktu, wśród których są Ukraińcy i Polacy".
Inny, wymowny incydent: ukrainizacja języka polskiego, poprzez nakaz stosowanie nowotworów językowych "w Ukrainie", "do Ukrainy", narzucony Polakom przez Radę Języka Polskiego PAN. Przy czym zmiany w języku (o który Rada statutowo troszczy się) nakazała deputowana Wierchownej Rady (jedna z 423) z ramienia partii, która w wyborach otrzymała 5,84% głosów. A więc chmara nadzwyczajnych i zwyczajnych profesorów, areopag uczonych renomowanych polskich uniwersytetów nie zachowali się, jak "sługa narodu ukraińskiego, ale jak sługa jednej Ukrainki, która w liście do Sejmu zażądała takich zmian, bo "kiedy po polsku pisze się lub mówi 'na Ukrainę' my, Ukraińcy, słyszymy narracje Stalina i Putina".
W liście mamy też inne cudaczne słowa: "Wierzymy, że dobra, demokratyczna, europejska Polska zrozumie swojego sąsiada i będzie mogła zdecydować się na zmianę słowników języka polskiego. Doprowadzi do eliminacji form 'na Ukrainie' z użytkowania na poziomie komunikacji urzędowej, pracy z dokumentami urzędowymi, a także z języka każdego Polaka".
Jest też deklaracja gotowość do przeprowadzenia w Polsce "misji edukacyjnej". Szanujmy nasz język. Nie pozwólmy, żeby obcoplemieńcy zmieniali go w lingwistyczny śmietnik tak, jak było z Jidysz i tak, jak jest z Chachłackim, bo tak nazywa się twór językowy używany na Ukrainie, w tym przez inkryminowaną deputowaną, gotową do przeprowadzenia w Polsce "misji edukacyjnej".
W najbliższym czasie zagrożenie rosyjskimi tankami jest mało realne. Ale realnym jest agresywnie forsowana przez Kijów antypolska polityka historyczna. Przy czym ukraińscy dyplomaci są bardzo asertywni, by nie powiedzieć - agresywni. W dodatku wzmocnił ich były ambasador w Berlinie. Przypomnijmy - gdy Andrij Melnyk, na zarzut, że Ukraińcy "dokonywali masakr na Polakach" odpowiedział: "podobne masakry dokonywane były przez Polaków na Ukraińcach, dziesiątki tysięcy, a Ukraińcy byli uciskani przez Polaków w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić" (i gdy zrównał Polskę z hitlerowskimi Niemcami i Związkiem Sowieckim), odezwał się Zbigniew Rau: Odbyłem rozmowę z moim przyjacielem Dmytro Kuleba. Podziękowałem mu za szybką publiczną interwencję w tej sprawie. A na czym owa "szybka interwencja" polegała? Na wpisie jakiegoś urzędniczyny, w którym nie było słowa ?przepraszam? i który wybrzmiał jak kpina: "Słowa ambasadora są jego osobistym zdaniem".
Rau w ogóle nie zareagował, gdy jego "przyjaciel Dmytro Kuleba" pokazał Blinkenowi mapę z Przemyślem w granicach Ukrainy.
Z kieszeni polskiego podatnika rokrocznie wyciekają 2 miliony dla "Naszego Słowa", które zamieszcza banderowską symbolikę i zaprzecza ludobójstwu na Polakach. Ale do takiej roboty nie potrzeba ukraińskiej gadzinówki, bo są inne gazety ukraińskie dla Polaków, też futrowane z kasy państwowej, też wpisujące się w hasło "sława Ukrainie, a Polsce na pohybel".
Samuel Pereira, główny kreator polityki informacyjnej TVP, wygłosił komentarz: "Jeśli wiceminister ukraińskiej dyplomacji Andrij Melnyk chce poprawić sobie wizerunek wśród Polaków, to wchodzenie w interakcje z antyukraińskimi szurami (a tym samym uwiarygodnianie ich) nie jest najlepszym pomysłem".
Tomasz Terlikowski, po uderzeniu ukraińskiej rakiety w Przewodowo napisał: "Dla ofiar państwowy pogrzeb, dla ich rodzin pomoc psychologiczna. Ukrainie zaś jeszcze więcej pomocy, solidarności, broni i wsparcia. Rozum i serce po stronie Ukrainy". Ten sam wcześniej ogłosił na łamach gazety mającej w tytule "Polska": "Polska nie jest państwem narodowym, Polska jest rzeczpospolitą, rzeczą wspólną Polaków i Ukraińców, Polaków i Żydów, Polaków i Ormian, Niemców i Litwinów. Tych, którzy się tu urodzili, i tych, którzy chcą tu zostać. To jest w Polsce piękne, a nie endeckie mrzonki".
Przerzucanie odpowiedzialności z UPA na Rosjan zapoczątkował Bronisław Komorowski, w wywiadzie "Za Wołyń odpowiadają Sowieci". Zainspirował go do tego ukraiński aktywista Mirosław Czech, który w "Wyborczej" stwierdził: "Sowieci poszczuli Niemców na ukraińskich policjantów, w ich miejsce przyszli Polacy. Spirala mordów się nakręciła. Rosyjscy agenci działali według precyzyjnie ułożonego planu". Kropkę nad "i" postawił Antoni Macierewicz, mówiąc w TVP Info: "Prawdziwym wrogiem, który rozpoczął, i który użył ukraińskich sił nacjonalistycznych do tej straszliwej zbrodni ludobójstwa jest Rosja. To tam jest źródło tego straszliwego nieszczęścia".
Gdy gościliśmy w Warszawie konferencję antyirańską, świat dowiedział się od sekretarza stanu, że bohaterem narodów amerykańskiego i polskiego nie są Kościuszko i Puławski, lecz Frank Blajchman, funkcjonariusz UB, nadzorca stalinowskich łagrów i herszt bandy rabunkowej.
Dziś inny "strategiczny sojusznik" każe nam uznać, że bohaterem Obojga Narodów jest Zełenski i Bandera. Bo jak widzimy, kogo zrobili wiceszefem MSZ, to nic innego na myśl nie przychodzi. Żeby chociaż zadekretowali bohaterstwo Zełenskiego zamiast Bandery. Żeby chociaż zamiast pomników żydożercy stawiali pomniki Żyda. Ale gdzie tam - pomniki Zełenskiego będą stać obok pomników Bandery. Przy czym ustalmy - wytłumaczeniem nie jest to, że Naczelnik lubi małych ludzi i lubi koty, bo - w odróżnieniu od małych ludzi - koty liżą dupę tylko sobie.
I jeszcze jedno - Zełenski rozpoczął karierę polityczną jak komik, a kończy jak prezydent z hasłem: "Jak zakończymy wojnę to cała Ukraina będzie wyglądała jak wielki Izrael". A Duda? Rozpoczął jak prezydent, a kończy jak komik z hasłem: "Tu jest Polin".
Gdy ukraiński IPN ogłosił, że "Siły Zbrojne Ukrainy kontynuują tę samą walkę, jaką prowadziła UPA", gdy ukraiński Sąd Najwyższy uznał, że "symbol dywizji SS-Galizien nie jest nazistowski", gdy doradca prezydenta Zełenskiego ujawnił, że "Polacy zgodzili się zapomnieć Rzeź Wołyńską", nie było dementi polskiego MSZ. A Duda? Głosił, że "trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia". Wygłosił też na Placu Zamkowym w Warszawie: "Stało się coś, o czym powiedział ostatnio prezydent Ukrainy, że wobec tego, co zrobili Polacy cała historia jest nieważna", co w praktyce oznaczało, że Zełenski wybaczył nam zbrodnię na Banderze i że będziemy mieć pomniki UPA w Polsce i przepraszanie Ukraińców za "polski kolonializm".
A sojuszników znajdą w noblistce Tokarczuk, w posłach w Sejmie, ekspertach rozmaitych klubów jagiellońskich, w kardynale Nyczu, redaktorach "Gazety Polskiej", a nawet w działaczach prawicy narodowej, jak ten, który rzucił Polakom w twarz, "kto dziś wymachuje Wołyniem jest skurwysynem". No i w polskich dyplomatach, którzy wprost wyręczają ambasadę Ukrainy w wyciszaniu wszelkich głosów domagających się stawiania polskich interesów wobec Kijowa.
11 Listopada, Festiwal Niepodległej, na scenę muzyczną na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego zawitali artyści członkowie kapeli ENEJ i odegrali prymitywną, kaleczącą uszy podróbkę cygańskich rytmów. Ale nie w tym rzecz - okazuje się, że zespół nazwę przyjął na cześć ukraińskiego zbrodniarza, który własnoręcznie odrąbywał Polakom głowy. "Enej" to pseudonim Petro Olijnyka, pułkownika UPA, który kierował masowymi mordami na Polakach. Jeszcze gorsze wrażenie robiły teksty piosenek, rojące się od skojarzeń związanych z mordami na Wołyniu. No i ten ukraiński haft na łachach artystów, nawiązujący do czerwono-czarnych barw UPA. Musieli mieć niezły ubaw, spoglądając ze sceny na tłum podrygujących Polaków (i na prezydent Warszawy, który zespół zamówił i opłacił). Myśleli sobie: dziś potańczysz, a jutro odrąbię ci łeb.
Z okazji dnia niepodległości Ukrainy, Trzaskowski zorganizował fetę na Placu Zamkowym, podczas której wygłosił podniosłą mowę w języku ukraińskim. Bo jak się okazuje, potrafi obchodzić godnie święta narodowe. Pod jednym wszakże warunkiem, że nie są to święta polskie. A Enej jak Polakom śpiewał, tak śpiewa.
Do promocji Polski w świecie powołane zostały instytuty kultury polskiej. Dyrektorem takiego instytutu w Kijowie został Robert Czyżewski, chwalący się ukraińskimi korzeniami apologeta banderowców, autor słów: "Strona polska również nie jest bez winy (...) nie chcemy dostrzec, że reakcja, odpowiedź polska w latach 1944/45 była brutalna i również naznaczona akcjami o charakterze zbrodni wojennych".
Przywołajmy też słowa Piotra Skwiecińskiego, dyrektora instytutu w Moskwie: "Dla Polski lepiej jest, żeby w Kijowie rządzili nie tylko banderowcy, ale nawet sam Bandera, niż odbudowa imperium". Przypomnijmy jeszcze, że mająca w tytule słowo "Polska" ukraińska gazeta dla Polaków pisał: "Lepsza jest Ukraina banderowska, niż Ukraina sowiecka", a jeden z pracujących dla niej ekspertów pisał: "Idea jagiellońska to idea Polski wielkiej, wielonarodowej, swymi granicami sięgającej niemal po mury Kremla i po stepy Zaporoża, której obywatele wznosili modły w kościołach, cerkwiach, zborach, meczetach i synagogach. Rzeczpospolita, jako związek Polaków, Białorusinów, Ukraińców i Żydów powinna wrócić na polityczną mapę świata".
Słudzy narodu ukraińskiego w MSZ zalecili polskim placówkom dyplomatycznym aktywne służenie polityce historycznej Ukrainy. I tak - Adrian Kubicki zwołał w siedzibie polskiego konsulatu w Nowym Jorku panel dyskusyjny "Kryzys emigracyjny na Ukrainie". To ten sam, który u zarania swej misji ogłosił: "Diasporę żydowską w nowojorskim okręgu konsularnym należy włączyć w definicję Polonii". I wszystko poszło jak z płatka - całą swą konsularną aktywność nakierował nie na amerykańskich Polaków i umacnianie ich tożsamości narodowej, ale na obcą grupę etniczną, wrogo nastawioną do Polski.
I czy dziś nie czas na apel: Diasporę ukraińską włączyć w szeroką definicję Polonii? Konsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak wraz z konsulem Ukrainy otwarli wystawę "Mamo, ja nie chcę wojny". To zestawienie przechowywanych w polskich zasobach historyczne rysunków polskich dzieci z roku 1946, będących zapisem ich przeżyć z czasu wojny i okupacji niemieckiej, oraz współczesnych rysunków dzieci ukraińskich, związanych z wojną toczącą się obecnie na Ukrainie. A było to w dzień po tym, gdy na terenie wsi Przewodów zginęło dwóch Polaków po eksplozji ukraińskiej rakiety.
Kiedy kilka tygodni temu pojawiła się informacja: nasz "strategiczny partner" wykonał wiekopomny gest - zezwolił na poszukiwania, ekshumację i upamiętnienia polskich ofiar, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko dawnej wsi Puźnik koło Buczacza i otrzymał ją nie IPN, czyli instytucja do tego powołana, ale Fundacja Wolność i Demokracja, i że jak nie było, tak nie ma zgody na ekshumację dziesiątków tysięcy Polaków z tysięcy dołów śmierci i chrześcijański pochówek ofiar UPA. Okazało się też, że nie chodzi o ekshumację, bo groby pomordowanych w Puźniku są od dawna znane. Wyszło też na jaw, że w tym wszystkim chodziło jedynie o propagandowe ocieplenie wizerunku Ukrainy i wypromowanie szefostwa Fundacji.
Założona przez obecnego ministra Michała Dworczyka, w stu procentach finansowana przez Kancelarię Premiera oraz spółki skarbu państwa (64 miliony w latach 2017-21) - chociaż ma w statucie: Pomoc Polakom na Wschodzie; kultywowanie pamięci o polskim dziedzictwie kulturowym i polskiej historii Kresów; wspieranie rozwoju oświaty polskiej - zajmuje się wyłącznie pomocą dla Ukraińców i szczyci się: wyekspediowaniem na Ukrainę blisko 100 "TIR-ów" z pomocą humanitarną; ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym; pomocą dla kilkunastu szpitali wojskowych.
Ambasador Ukrainy w Polsce, występując z okazji święta niepodległości Ukrainy na tle pomnika Powstania Warszawskiego, porównał Ukraińców walczących z rosyjską armią do powstańców warszawskich: "Jak powstańcy warszawscy, dziś żołnierze ukraińscy stanęli do nierównej walki z brutalnym wrogiem. Jak powstańcy warszawscy, dziś potrzebujemy jak najwięcej broni. I jak powstańcom warszawskim, dziś nam, Ukraińcom i Ukrainkom, nie brakuje odwagi i determinacji w walce o wolność i niepodległość". Ambasador ujawnił, że jego przełożony, odwiedzając Muzeum Powstania Warszawskiego był bardzo wzruszony, widząc Warszawę zniszczoną w czasie II Wojny i porównał obraz Warszawy z powstania do tego, co dzieje się w Mariupolu.
Inne medialne świństwo - wiceminister Paweł Jabłoński, komentując doniesienia o odkryciu grobów w ukraińskim Izjum, wydurnił się na Twitterze: "Przerażające. I nie da się nie porównać tego do Katynia". A żeby było jeszcze straszniej, portal "wPolityce" ocenił: "Mocny wpis Jabłońskiego".
Jakim trzeba być głupkiem, żeby stawiać znak równości między Izjum a Katyniem! Jaką trzeba być kanalią, żeby przyrównać zniszczenia Warszawy do zniszczenia kilka chałup w Mariupolu lub tak, jak "Gazeta Polska", zorganizować Marsz Żołnierzy Wyklętych w barwach ukraińskich! Przypomnijmy: Ukraińcy mordowali powstańców i ludność cywilną Warszawy, a Rosjanie przeprosili za Katyń, odtajnili dokumenty, wybudowali mauzoleum, sfinansowali budowę cmentarza, na którym Putin złożył wieniec. A co do Izjum, to po jego "wyzwoleniu" natychmiast przystąpili do "derusyfikacji ulic" i już tam mamy aleję Bandery i ulicę Szuchewycza.
Impuls partaninie dał Duda, reklamując wystawę zestawiającą zburzoną Warszawę z kilkoma chałupami w Mariupolu. Nic też dziwnego, że prezes Reduty Dobrego Imienia poczuł się uprawniony do wpisu: "Ukraińcy mają teraz swoje Powstanie Warszawskie". Podłączył się też pod inne świństwo - przerzucania na Rosjan odpowiedzialności za mordy rezunów. Portal "wPolityce" informował: "Maciej Świrski, twierdzi, że za ludobójstwo Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej odpowiedzialni mogą być sowieci. Naturalną konsekwencją takiej tezy byłoby zniesienie albo przynajmniej umniejszenie odpowiedzialności Ukraińców za wybitnie bestialskie zbrodnie nawet jak na warunki II wojny". "Są poszlaki o inspiracji NKWD. Jesteśmy na tropie" - tak inkryminowany opisał to na TT.
Świrski to nie byle kto. To b. prezes utworzonej przez 17 spółek Skarbu Państwa, z zadaniem promowania wizerunku Polski za granicą Polskiej Fundacji Narodowej, która tylko w latach 2016?19 wydatkowała 254 mln zł, ale nie potrafiła przeprowadzić ani jednej porządnej akcji broniącej dobrego imienia Polski za granicą. To ona zmarnowała wspaniałą okazję - 100-lecie Niepodległości, bo obchodom nie nadano żadnego wymiaru międzynarodowego. Chyba że za takowe uznać wprowadzenie do obiegu znaczka z izraelską flagą i napisem "wspólne dziedzictwo" i wysłanie w rejs dookoła świata zdezelowanego jachtu, z napisem na burcie "Polska 100". Świrski to także przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i członek Rady Dyplomacji Historycznej.
Gdy Zełenski przyrównał ofiary Mariupola do Holokaustu, izraelskie media nie zostawiły na nim suchej nitki - to "balansowanie na granicy negowania Holokaustu". Żydzi nie dopuszczają do zrównywania innych ofiar z Holokaustem. My, a raczej "Nasi", robimy dokładnie odwrotnie. Nie tylko godzimy się na wykorzystywanie polskiej martyrologii przez propagandę innych państw, ale sami podsuwamy pomysły. Powstanie Warszawskie w służbie Ukrainy to działalność antypolska, to plucie Polakom w twarz, to demolowanie polskiej polityce historycznej. Przypominanie zbrodni na Polakach to nasz główny oręż w zwalczaniu obowiązującego paradygmatu: Ofiarami wojny byli wyłącznie Żydzi, a prześladowcami Naziści oraz Polacy, i ci ostatni muszą za to zapłacić.
Wypowiedź ukraińskiego prezydenta o "Ukraińcach ratujących Żydów podczas II wojny" to nie tylko niesmaczny żart byłego komika. Tu chodzi o wysłanie w świat przesłania: To nie Ukraińcy, ale Polacy tworzyli formacje pomocnicze w niemieckich obozach zagłady; To nie UPA, ale Polacy, uciskając Ukraińców "w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić" przećwiczyli mordowanie Żydów. I jeszcze jedno - Melnyk pokajał się wobec Żydów, Polaków nie przeprosił. I czy to nie jest kopiowanie żydowskiego modus operandi. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Niechcący przyznał rację narracji rosyjskiej o potrzebie denazyfikacji Ukrainy - i niech Ruscy robią z nim, co chcą. No i piszmy "Rzeź Wołyńska" z dużych liter tak, jak Żydzi piszą "Holokaust"!
Dbanie o wizerunek własnego kraju za granicą to rzecz niezwykle istotna. Odpowiedzialne za to w Polsce instytucje i służby państwowe nie wypełniają swej roli, kupczą pamięcią o ofiarach zbrodni na Polakach, uczestniczą w przedsięwzięciach jawnie antypolskich.
Hańba domowa - tak Jacek Trznadel nazwał kolaborację bierutowskich elit ze Stalinem w negowaniu zbrodni katyńskiej i przypisywaniu jej sprawstwa Niemcom.
Dzisiaj hańbą domową jest kolaboracja elit III RP z potomkami Bandery.
Krzysztof Baliński
Dyplomata i politolog. W latach 1991-1995 ambasador RP w Syrii i Jordanii. Publicysta poruszający zagadnienia polityki międzynarodowej i polskiej dyplomacji. Publikował w "Nasza Polska", "Tygodnik Solidarność", "Głos", "Warszawska Gazeta", http://www.polishclub.org, wicipolskie.org, "BIBUŁA - pismo niezależne". Autor książek: MSZ polski czy antypolski?; Ministerstwo Spraw Obcych; Polska czy Polin? - sekrety relacji polsko-żydowskich
https://www.bibula.com
----------------------------
Cóż, jaki naród, tacy jego przedstawiciele. Rzeczywistość poraża. Polactwo wybrało sobie coś takiego na swoich reprezentantów i pewnie jest szczęśliwe, że jest wpychane do wojny i na prostą drogę do swojej eksterminacji.
Kaczyński w Kijowie Link
Czy czeka nas taki koniec:
Taras Szewczenko "Noc Tarasowa"
I krwawe słońce zaszło za góry
I Kozaczyzna jak groźne chmury
Objęła Lachów na cztery strony-
A kiedy księżyc przedarł opony,
Ryknęło działo i Lach bez broni,
Budzi się ze snu, chce dopaść koni,
Budzi się ze snu, przetarł powieki,
I znów zasypia, lecz już na wieki.
|
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 23.01.23 |
Pobrań: 30 |
Pobierz () |
23.01.2023 Musisz to wiedzieć |
Gdzie trafiają miliony grabione kolejną antypolską ustawą o energii?
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 23.01.23 |
Pobrań: 28 |
Pobierz () |
24.01.2023 Rysunki oraz memy (bez cenzury) |
Link
Komuniści bowiem znają doskonale jedno prawo ? prawo zapominania i przemijania. (...) wiedzą doskonale, że nikogo z ludzi pamiętających przeszłość nie przekonają, należy więc ich tylko zmusić do milczenia i - czekać na nowe, nieświadome historii zastępy młodzieży, dla których nienormalność będzie już właśnie normą. Stefan Kisielewski
Wydarzenia ostatnich 3 lat wpisały się w historię upadku naszej cywilizacji, historię tworzenia globalnego totalitaryzmu, w historię oporu ludzi, którzy mieli odwagę się temu przeciwstawić i robią to nadal. Niektórzy ponieśli wysoką cenę, stając się obiektem represji. Postanowiłem, dokonując subiektywnego wyboru, udostępnić niektóre rysunki i memy, a także satyryczne wpisy, wraz z dodanym komentarzem.
Część pierwsza: "program"
Wielki Reset
Link
Link
Link
Wiadomym jest, że na hakowanie i na zmianę diety nie zgodzą się tylko: ruskie onuce, antyszczepionkowcy i antysemici. Władza się przed nimi nie ugnie. Menu zostało już ustalone.
Link
Link
Jak wiemy, jedzenie mięsa jest zakwalifikowane do czynności zostawiającej duży ślad węglowy, a prócz tego sprzyja utrzymywaniu się wysokiego poziomu hormonów, a tym samym wpływa na agresję męskiej populacji globu. Agresja radykalnej prawicy, najczęściej białych mężczyzn, kierowana jest przeciwko "mniejszościom seksualnym", kobietom oraz imigrantom. Trzeba to zmienić.
Link
Link
Link
Część druga: Kartki z kalendarza
"Pandemia"
Link
Trudno sobie wyobrazić, aby za Donalda Tuska wyprodukowano aż taką liczbę środków ochronnych i zapewniono aż tak wysoki stopień bezpieczeństwa, i równocześnie wysoki stopień niebezpieczeństwa. Podziw budzi codzienna praca i rzetelność z jaką informowano Polaków o grożącej im katastrofie.
Link
Nad świadomością społeczeństwa pracowali dzień i noc "eksperci" i "dziennikarze". Poniżej kilku z nich. Jeszcze nigdy w historii, tak niewielu... oczywiście bez pomocy wielu, nie udałoby się. A był to niewątpliwy sukces zauważony i doceniony przez prezesa Kaczyńskiego.
Link
Link
Link
Jak to się skończy? Przyznanie się czy kontrolowane przecieki czyli skąd ta nowa narracja
Link
Link
W Chinach, wysokiej jakości lockdowny dedykowane były wybitnym ekspertom o znanych nazwiskach
Link
Link
Część trzecia:
Polityka
Link
Nie do końca podoba mi się ten mem. Ewidentnie rzuca się w oczy rażący brak ukraińskiej flagi... Zobaczmy jak bardzo to kontrastuje z wieloma ostatnimi wypowiedziami Morawieckiego o różnych aspektach nowego porządku świata w kwestii podatków, bezpieczeństwa i kontroli całego globalnego społeczeństwa.
Link
Co na to młode pokolenie?
Link
Od lewej młody homoseksualista, reprezentant mniejszości moralnych, a po prawej zagorzały zwolennik antynarodowych socjalistów (PiS). Spór pomiędzy dżumą a cholerą. Czy chłopcy zmienili już dietę na robaki lub przynajmniej na wegańską?
Link
Oczywiście, nie byłoby tego, nie byłoby tego wszystkiego bez Jarosława.
Dodatek specjalny: (nie)wszystkie twarze prezesa.
Link
Link
Link
Link
Drugi dodatek specjalny: "antysemityzm"
Wiadomym jest, że współczesna polityka bez zwalczania antysemityzmu obejść się nie może. To integralna część ukształtowanej świadomości demokratycznych społeczeństw wolnych od ksenofobii, qrwofobii i moralnych zabobonów.
Link
Link
Link
Powiedzieć, że Żydzi są w awangardzie nowego porządku to... za mało czy zbyt wiele?
Link
Na koniec coś lżejszego.
Link
A za granicą, w takich Stanach na przykład, ale nie tylko, poziom świadomości: ekologicznej, sanitarnej, seksualnej zdecydowanie wzrasta. Maska, sierp i młot, "tęczowe skarpetki" oraz "Black Lives Matter", a co za tym idzie inkluzywność, potwierdzają prawidłowy kierunek zmian.
Link
CzarnaLimuzyna
---------------------------
Kalendarz Basi Pieli na 2023 r
Link
Link
Rodzaje opieki medycznej:
Link |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 24.01.23 |
Pobrań: 28 |
Pobierz () |
24.01.2023 Kiedy hierarchowie Kościoła wyjaśnią, jakie intrygi i spiski wyniosły na tron tego, któr |
Nadejdzie dzień, kiedy hierarchowie Kościoła wyjaśnią, jakie intrygi i spiski wyniosły na tron tego, który działa jako sługa sług szatana, i dlaczego z lękiem wspierali jego ekscesy lub stawali się wspólnikami tego pełnego pychy, heretyckiego tyrana.
-----------------------------
Boże, powierzając Swojemu Apostołowi, Świętemu Piotrowi, klucze Królestwa Niebieskiego, udzieliłeś mu arcykapłańskiej władzy wiązania i rozwiązywania, spraw przeto, abyśmy za jego przyczyną wyzwolili się z więzów swoich grzechów
Kolekta z Mszy o Święcie Katedry Św. Piotra Apostoła
Niech Będzie Pochwalony Jezus Chrystus!
Dzisiaj Kościół Rzymski obchodzi Święto Katedry Świętego Piotra. Władza, jaką Nasz Pan powierzył Księciu Apostołów, znajduje w Katedrze swój symbol i wyraz. Ślady tego święta odnajdujemy już w III wieku, ale dopiero w 1588 roku, w czasach herezji luterańskiej, Paweł IV postanowił, że święto Katedry qua primum Rom? sedit Petrus (na której pierwszy zasiadał w Rzymie Piotr) będzie obchodzone 18 stycznia, w odpowiedzi na negowanie obecności Apostoła w Rzymie. Inne święto Katedry Św. Piotra, obchodzone jest przez Kościół powszechny 22 lutego, na pamiątkę założenia przez Św. Piotra pierwszej diecezji w Antiochii.
Pozwolę sobie zwrócić uwagę na ten ważny aspekt. Podobnie jak organizm ludzki wytwarza przeciwciała, gdy pojawia się choroba, aby ją pokonać, gdy zostanie zainfekowany; tak też Kościół broni się przed zarażeniem błędem, gdy ten się pojawia, zaznaczając z większą stanowczością te aspekty dogmatu, które są zagrożone herezją. Z tego powodu, Kościół z wielką mądrością, ogłaszał prawdy wiary w pewnych okresach, a nie wcześniej, ponieważ prawdy te były dotychczas wyznawane przez wiernych w mniej wyraźnej i wyartykułowanej formie i nie było jeszcze potrzeby ich precyzowania.
Święte kanony Ekumenicznego Soboru Nicejskiego były odpowiedzią na ariańskie zaprzeczenia Boskiej natury naszego Pana, a ich echem są wspaniałe kompozycje starożytnej liturgii. Odpowiedzią na zanegowanie ofiarnego charakteru Mszy Świętej, transsubstancjacji, sufragmentów (wstawiennictwo za Dusze czyśćcowe - dop. tłumacza) i odpustów były święte kanony Soboru Trydenckiego, a wraz z nimi także wzniosłe teksty liturgiczne. Dzisiejsze święto jest odpowiedzią na antypapieskie zaprzeczenie założenia diecezji rzymskiej przez Apostoła Piotra. Święto zostało ustanowione przez Pawła IV właśnie po to, aby powtórzyć prawdę historyczną kwestionowaną przez protestantów i wzmocnić doktrynę, która się z niej wywodzi.
Prawie wszystko, co Mistyczne Ciało Chrystusa mądrze rozwijało przez wieki - a szczególnie w drugim tysiącleciu ery chrześcijańskiej - wzrastając harmonijnie jak dziecko, które dorasta i umacnia się w ciele i duchu, zostało teraz świadomie zaciemnione i ocenzurowane. Dokonano tego pod zwodniczym pretekstem powrotu do pierwotnej prostoty chrześcijańskiej starożytności, w niewypowiedzianym celu zafałszowania Wiary katolickiej. Wszystko po to, aby zadowolić wrogów Kościoła.
Jeśli weźmiecie do ręki Mszał Montiniego, nie znajdziecie w nim wyraźnych herezji; ale jeśli porównacie go z tradycyjnym Mszałem, przekonacie się, że pominięto tam wiele modlitw skomponowanych w obronie Prawdy Objawionej. Spowodowało to, że Msza Reformowana stała się możliwa do przyjęcia nawet przez luteranów, co sami przyznali po promulgowaniu tego zgubnego i wieloznacznego obrządku. Na dowód tego, nawet Święta Katedr Św. Piotra w Rzymie i Antiochii zostały połączone w jedno, w imię "kultury unieważniania", którą sekta modernistyczna zaadoptowała w sferze kościelnej na długo przed tym, jak "przebudzona" lewica przywłaszczyła ją sobie w przestrzeni świeckiej.
Dziś celebrujemy chwałę papiestwa, której symbolem jest Cathedra Apostolica, artystycznie skomponowana przez geniusz Berniniego, na ołtarzu absydy Bazyliki Watykańskiej, nad którą dominuje alabastrowe okno przedstawiające Ducha Świętego i której strzegą czterej Doktorzy Kościoła: Święty Augustyn i Święty Ambroży dla Kościoła łacińskiego, Święty Atanazy i Święty Jan Chryzostom dla Kościoła greckiego. W pierwotnym projekcie, który pozostawał nienaruszony przez wieki, tron Św. Piotra znajdował się nad ołtarzem. Jednak niszczycielska furia innowatorów nie oszczędziła nawet tej aranżacji, przenosząc go między absydę a baldachim Konfesji.
A jednak właśnie w architektonicznej jedności ołtarza i tronu - która dziś została celowo wymazana - odnajdujemy fundament doktryny o Prymacie Piotra, którym to fundamentem jest Chrystus - lapis angularis(kamień węgielny). Dlatego też ołtarz ofiarny, który jest symbolem Chrystusa, również wykonany jest z kamienia.
Dzisiaj celebrujemy papiestwo w historycznym momencie poważnego kryzysu i apostazji, która uniosła się nawet do wysokości Tronu, na którym po raz pierwszy zasiadał Piotr. Podczas gdy łamane są nasze serca, gdy rozważamy ruiny spowodowane dewastacją innowatorów, ze szkodą dla wielu dusz i chwały Boskiego Majestatu; podczas gdy błagamy Nieba o światło, które pozwoli nam zrozumieć, jak połączyć obietnicę Naszego Pana Non pr?valebunt z nieustannym strumieniem herezji i skandali szerzonych przez tego, którego Opatrzność zadała nam na czele Kościoła jako karę za grzechy popełnione przez Hierarchię w ostatnich dziesięcioleciach; podczas gdy widzimy podział na tych, którzy łudzili się, że mają jeszcze papieża zamkniętego w klasztorze?i schizmę w diecezjach Europy Północnej z ich niegodziwą drogą synodalną, tak mocno pożądaną przez Bergoglio... przypomnijmy sobie proroctwo Leona XIII , które zechciał umieścić w modlitwie egzorcyzmu przeciwko szatanowi i aniołom apostazji. Są to straszne słowa, które w tamtych czasach musiały brzmieć niemal skandalicznie, ale które dziś rozumiemy w ich nadprzyrodzonym sensie:
"Ci najsprytniejsi wrogowie są przepełnieni i upici goryczą wobec Kościoła, Oblubienicy niepokalanego Baranka, i położyli swoje bezbożne ręce na tym co ma najświętsze.
W samym Świętym Miejscu, gdzie ustanowiono Stolicę Św. Piotra i Tron Prawdy jako światło świata, wyniosą na tron swoją ohydną bezbożność, z niecnym planem, że kiedy uderzą w Pasterza, rozpierzchną się owce.
To nie są przypadkowe słowa: zostały napisane po tym, jak Leon XIII, pod koniec Mszy, miał wizję, w której Pan dał szatanowi okres około stu lat, aby sprawdził ludzi Kościoła. Są one echem przesłania Najświętszej Dziewicy w La Salette, pięćdziesiąt lat wcześniej: "Rzym utraci wiarę i stanie się siedzibą Antychrysta", i poprzedzają o niewiele ponad dekadę, trzecią część tajemnicy fatimskiej, w której, według wszelkiego prawdopodobieństwa, Matka Boża przepowiedziała apostazję Hierarchii wraz z Soborem Watykańskim II i reformą liturgiczną.
Wierni na przestrzeni wieków mogli spoglądać na Rzym jako latarnię prawdy. Żaden papież, nawet ten najbardziej kontrowersyjny w historii, Aleksander VI, nigdy nie ośmielił się uzurpować sobie świętej władzy apostolskiej w celu zburzenia Kościoła, zafałszowania jego Magisterium, zepsucia jego moralności i zbanalizowania jego liturgii. Pośród najbardziej tragicznych burz, Tron Piotrowy pozostawał niewzruszony i pomimo prześladowań, nigdy nie zawiódł w wypełnianiu pełnomocnictwa powierzonego mu przez Chrystusa: Paś baranki moje. Paś owce moje (J 21,15-19).
Obecnie, i to już od dziesięciu lat, karmienie trzody Pańskiej jest uważane przez tego, który obecnie zajmuje Tron Piotrowy za "patetyczne głupstwo", a polecenie, które Pan dał Apostołom ? Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je zachowywać wszystko, co wam przykazałem (Mt 28: 19-20) - jest postrzegane jako godny ubolewania "prozelityzm", tak jakby boska misja Kościoła Świętego była przyrównana do heretyckiej propagandy sekt.
Powiedział on to 1 października 2013; powtórzył 6 stycznia 2014; 24 września 2016; 3 maja 2018; 30 września 2018; 6 czerwca 2019; 20 grudnia 2019; 25 kwietnia 2020, i ponownie zaledwie tydzień temu 11 stycznia 2023. I oto upada ostatni, gasnący ślad SW II, który uczynił "misję" [missionariet?] swoim hasłem przewodnim, nie rozumiejąc, że aby głosić Chrystusa pogańskiemu światu, trzeba przede wszystkim wierzyć w nadprzyrodzone prawdy, których nauczył On Apostołów i których Kościół ma obowiązek wiernie strzec. Rozwadnianie doktryny katolickiej, wyciszanie jej i zdradzanie, aby zadowolić mentalność czasów w jakich żyjemy, nie jest dziełem wiary, ponieważ ta cnota opiera się na Bogu, który jest Najwyższą Prawdą. Nie jest też dziełem nadziei, ponieważ nie można mieć nadziei na zbawienie lub pomoc Boga, którego Objawienie i zbawczą miłość się odrzuca. Nie jest też dziełem miłości, ponieważ nie można kochać Tego, któremu w istocie się zaprzecza.
Na czym polega ta rana, która dotknęła Kościół, umożliwiając apostazję Hierarchii, do tego stopnia, że powoduje ona zgorszenie nie tylko u katolików, ale także u innych ludzi na świecie? Jest to nadużycie władzy. Jest to przekonanie, że władza pochodząca od Boskiego Autorytetu może być realizowana w celu zupełnie przeciwnym do tego, w jakim przez ten Autorytet została powołana. Jest to zajmowanie miejsca Boga, uzurpowanie sobie Jego najwyższej władzy do decydowania o tym, co jest słuszne, a co nie, decydowanie o tym, co można jeszcze powiedzieć ludziom, a co, imię postępu i ewolucji, należy uznać za staroświeckie lub przestarzałe.
Jest to używanie mocy Świętych Kluczy do rozwiązywania tego, co powinno być związane i wiązania tego, co powinno być rozwiązane. Polega to na niezrozumieniu tego, że władza należy do Boga i do nikogo innego, i że zarówno władcy państw, jak i hierarchowie Kościoła są hierarchicznie poddani Chrystusowi Królowi i Najwyższemu Kapłanowi. Krótko mówiąc, jest to oddzielanie Tronu od Ołtarza, oddzielenie sługi i pełnomocnika od władzy Tego, który czyni tę władzę świętą, zatwierdzoną góry, ponieważ posiada jej pełnię i jest jej Boskim źródłem.
Wśród tytułów Papieża Rzymskiego, obok Christi Vicarius (Wikariusz Chrystusa), pojawia się także Servus servorum Dei (Sługa Sług Bożych). Jeśli pierwszy z nich został lekceważąco odrzucony przez Bergoglio, to jego decyzja, by zachować ten drugi, brzmi jak prowokacja, co pokazują jego słowa i czyny. Nadejdzie dzień, kiedy hierarchowie Kościoła zostaną poproszeni o wyjaśnienie, jakie intrygi i spiski wyniosły na tron tego, który działa jako sługa sług szatana, i dlaczego z lękiem wspierali jego ekscesy lub stawali się wspólnikami tego pełnego pychy, heretyckiego tyrana.
Niech drżą ci, którzy to wiedzą, a mimo to milczą, z fałszywego poczucia roztropności. Swoim milczeniem nie chronią honoru Kościoła Świętego, ani nie chronią wiernych przed zgorszeniem. Przeciwnie, pogrążają Oblubienicę Baranka w hańbie i poniżeniu, a wiernych odsuwają od Arki Zbawienia w chwili Potopu.
Módlmy się, aby Pan raczył obdarzyć nas świętym papieżem i świętymi władcami. Błagajmy Go, aby położył kres tej udręce, dzięki której - jak każdemu wydarzeniu dozwolonemu przez Boga - rozumiemy teraz lepiej, jak fundamentalne jest owo "instaurare omnia in Christo", ustanowienie wszystkiego w Chrystusie.
Jak piekielny - dosłownie - jest świat, który odrzuca Panowanie Chrystusa, i o ile jeszcze bardziej piekielna jest religia, która z pogardą odziera się ze swoich królewskich szat - szat unurzanych Krwią Baranka na Krzyżu - aby stać się sługą możnych, Nowego Porządku Świata, sekty globalistów. Tempora bona veniant. Pax Christi veniat. Regnum Christi veniat - Nadchodzą dobre czasy. Niech nastąpi Pokój Chrystusa. Niech nadejdzie Królestwo ChrystusoweAmen
+ Carlo Maria Viganó, Arcybiskup
18 stycznia 2023
Na Święto Katedry Św. Piotra Apostoła, na której po raz pierwszy zasiadał w Rzymie
https://remnantnewspaper.com/web/index.php/fetzen-fliegen/item/6349-vigano-homily-on-the-feast-of-the-chair-of-saint-peter-in-rome
tłum. Sławomir Soja |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 24.01.23 |
Pobrań: 30 |
Pobierz () |
24.01.2023 Wokół niedawnej miesięcznicy |
Od katastrofy w Smoleńsku minie wkrótce 13 lat, odmierzanych regularnie kolejnymi miesięcznicami. Przedtem to słowo nie było w języku polskim popularne, a może w ogóle nie było używane, ale za sprawą regularnych obchodów tej katastrofy, stało się nieusuwalną częścią nie tylko języka politycznego, ale również - potocznego.
Jest to efektem otwarcia przy pomocy miesięcznic kolejnego frontu politycznej przepychanki między obozami, które od 30 lat rotacyjnie piastują w Polsce zewnętrzne znamiona władzy. Nawiasem mówiąc, przedmiotem politycznej kontrowersji jest sama przyczyna tej katastrofy.
Początkowo obóz "dobrej zmiany" prawie w całości uważał, że katastrofa była w następstwie zamachu przeprowadzonego przez władze Rosji, w celu zablokowania prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu jego polityki wschodniej, a przynajmniej - wywarcia na nim za nią zemsty. To bardzo efektowna i nawet patetyczna hipoteza, ale problem w tym, że politykę wschodnią prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu zlikwidował ponad pół roku wcześniej nie rosyjski prezydent Putin, tylko amerykański prezydent Obama, ogłaszając 17 września 2009 roku słynny "reset" w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, którego politycznym rezultatem było proklamowanie podczas dwudniowego szczytu NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku strategicznego partnerstwa NATO-Rosja, które, przynajmniej do roku 2013, kładło kres "postjagiellońskim mrzonkom" - jak politykę wschodnią prezydenta Kaczyńskiego scharakteryzował na łamach "Gazety Wyborczej" Aleksander Smolar.
Toteż obóz zdrady i zaprzaństwa od samego początku stanął na nieubłaganym gruncie "naturalnej katastrofy", namiętnie zwalczając hipotezę zamachu, której największym zwolennikiem był od początku Antoni Macierewicz. Utworzył on nawet specjalną "podkomisję", która przez wiele lat nie potrafiła wyjaśnić przyczyn katastrofy w sposób nie budzący wątpliwości.
Inna sprawa, że Rosjanie nie udostępnili stronie polskiej ani wraku samolotu, ani wielu innych elementów, przydatnych w badaniu takich wypadków. Tak czy owak zainteresowanie pracami podkomisji Antoniego Macierewicza stopniowo słabło, aż wreszcie Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński ogłosił "zwycięstwo" w procesie "dążenia do ustalenia prawdy". Przybrało ono postać dwóch pomników, jakie stanęły na Placu Piłsudskiego w Warszawie: jeden - pomnik katastrofy, w postaci prowadzących donikąd schodów, a drugi figuralny pomnik Lecha Kaczyńskiego, przed którym odtąd odbywają się comiesięczne, smoleńskie liturgie.
Charakterystyczne przy tym jest to, że od czasu "zwycięstwa" w "dążeniu do ustalenia prawdy", zainteresowanie tymi liturgiami również zdecydowanie osłabło, a coraz większy odsetek mimowolnych ich uczestników stanowili policjanci, usiłujący nie dopuścić do fizycznego kontaktu uczestników miesięcznic z ich przeciwnikami, którzy wkrótce zorganizowali się w "lotne brygady opozycji".
Tymczasem wydaje się, że jest jeszcze trzecia możliwa przyczyna katastrofy smoleńskiej. Zakładając możliwość zamachu, której wykluczyć niepodobna, warto zastanowić się, kto miał nie tylko motyw zamordowania polskiego prezydenta i możliwość wykonania stosownych przygotowań w Warszawie.
O ile - jak wspomniałem - Putin w kwietniu 2010 roku nie miał już powodu mordowania prezydenta Kaczyńskiego na własnym terytorium i w sposób ściągający na niego podejrzenia, ponieważ za sprawą "resetu" prezydenta Obamy, przestał on być problemem dla rosyjskiej polityki, o tyle inne środowiska taki motyw mogły mieć. Mam tu na myśli bezpieczniaków z Wojskowych Służb Informacyjnych.
Chodzi o to, że komisja rozwiązująca WSI, niezależnie od opublikowanego "Raportu", przygotowała również, podobno znacznie ciekawszy, "Aneks". Początkowo i on miał zostać opublikowany, jednak na skutek dokonanej z inicjatywy prezydenta Kaczyńskiego nowelizacji stosownej ustawy, która zdążyła wejść w życie jeszcze przed upływem vacatio legis ustawy nowelizowanej, odpadła podstawa prawna jego publikacji. W rezultacie "Aneks" do dnia dzisiejszego pozostaje tajny.
Ale prezydent Kaczyński, w którego posiadaniu ów dokument się znajdował, dał do zrozumienia, że zna jego zawartość, a co więcej - że nie zawaha się wykorzystać jej nadchodzących w roku 2010 wyborach prezydenckich. Zwrócił się mianowicie do pani red. Moniki Olejnik jej pseudonimem operacyjnym "Stokrotka", a kiedy z wrażenia dostała ona spazmów, następnego dnia, gwoli zatarcia niemiłego wrażenia, posłał jej bukiet kwiatków. W ten sposób bezpieczniacy dowiedzieli się, że nie jest bezpiecznie i właśnie wtedy mogli podjąć decyzję o zamordowaniu prezydenta.
Dodatkową poszlaką, która by na ten trop wskazywała, jest okoliczność, że kiedy marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, na podstawie oświadczenia pani red. Justyny Pochanke z TVN, że prezydent Kaczyński nie żyje, przejął obowiązki głowy państwa, to przede wszystkim zajął się poszukiwaniami "Aneksu". Dopiero późną nocą okazało się, że spoczywa on w sejfie szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksandra Szczygło, który w Smoleńsku też zginął.
Ponieważ pospiech wskazany jest tylko przy biegunce i przy łapaniu pcheł, marszałek Komorowski, pragnąć uniknąć ostentacji, nie wystawił panu generałowi Koziejowi nominacji na szefa BBN w środku nocy, tylko poczekał z tym do rana, a kiedy ranek już nadszedł, pan generał, już jako szef BBN, kazał odtworzyć sejf i w ten sposób zabezpieczył dokument przed osobami niepowołanymi. Następnie odbyły się wybory prezydenckie, w których faworytem WSI był Bronisław Komorowski, co podkreślił pan generał Dukaczewski oświadczając, że gdy Bronisław Komorowski zostanie prezydentem, to on z radości odkorkuje sobie butelkę szampana. I tak się stało.
Wprawdzie marna to poszlaka, ale skoro pani Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska odmawia potwierdzenia "nieskazitelności charakteru" 27 ławnikom SN wybranym przez Senat, a zgłoszonym przez Komitet Obrony Demokracji, to dlaczego ja nie mógłbym podejrzewać "lotnych brygad opozycji" o bezpieczniacką inspirację? Oczywiście nie wszystkich, bo pewnie są tam osoby szczerze nienawidzące Jarosława Kaczyńskiego, które myślą, że to wszystko naprawdę, ale przecież muszą być tam - jak mówią Rosjanie - tzw. "zaczinszczikowie", którzy już dokładnie wiedzą, co i jak, którzy dostają instrukcje i pieniądze, na przykład na wynajęcie na jeden dzień mieszkania w centrum Warszawy, z którego mieliby wznosić okrzyki.
Takie podejrzenia nasunęły mi się na widok pani z "lotnej brygady" przeprowadzającej akcję, która wynajęła to mieszkanie, a na zamożną nie wyglądała. Oczywiście pozory mogą mylić, ale myślę, że i TVN mogła by być trochę ostrożniejsza.
Stanisław Michalkiewicz |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 24.01.23 |
Pobrań: 29 |
Pobierz () |
24.01.2023 Białoruś ogłasza, że jest przygotowana do obrony swoich granic |
Szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych i pierwszy zastępca ministra obrony Białorusi Wiktor Gulewicz oświadczył, że Białoruś jest gotowa do objęcia wszystkich kierunków operacyjnych na granicach, w tym na kierunku ukraińskim
Nasze siły i środki są gotowe do pokrycia obszarów operacyjnych. Na południowym kierunku operacyjnym znajdują się w miejscach, gdzie mogą w porę reagować na wszystkie pojawiające się ryzyka, wyzwania i zagrożenia - powiedział Gulewicz po zatwierdzeniu przez prezydenta Białorusi decyzji o ochronie granicy w 2023 roku.
Jak wyjaśnił, zadaniem wojska było wzmocnienie oddziałów granicznych w terenie.
Napięta sytuacja militarna i polityczna spowodowała, że oprócz zatwierdzonej przez prezydenta decyzji o ochronie granicy państwowej, dodano komponent w przestrzeni powietrznej. Siły zbrojne wykonywały to zadanie wcześniej i wykonują je teraz. Ale odpowiedzialność rośnie właśnie ze względu na sytuację militarną i polityczną - powiedział Gulewicz.
Zdaniem szefa Sztabu Generalnego, doświadczenia współczesnych konfliktów zbrojnych wskazują, że szczególną uwagę należy zwrócić na zwalczanie dronów. Zdaniem Gulewicza, niezbędne do tego środki są na miejscu.
W walce z dronami bierze się pod uwagę przede wszystkim cenę intruza i cenę środków, za pomocą których jest on niszczony. Na Białorusi mamy obiecujące środki wojny elektronicznej do zwalczania dronów na małych wysokościach. Na szczęście nasz kompleks militarno-przemysłowy opanował produkcję tych środków. A teraz skutecznie tłumią one kanały kontrolne i nawigację GPS, co utrudnia, a w pewnym stopniu uniemożliwia korzystanie z bezzałogowych statków powietrznych - powiedział wojskowy.
https://pl.sputniknews.com |
Licencja: |
O/S: |
Wersja: |
Dodano: 24.01.23 |
Pobrań: 33 |
Pobierz () |
|
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|