|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Kryptokryptolodzy |
|
|
Oczywiście tej głęboko niesłusznej:
„Jak wiadomo, zazwyczaj jest tak, że książkę Wildsteina recenzuje pozytywnie Marcin Wolski, Wolskiego – Ziemkiewicz, a Ziemkiewicza Wildstein (lub na odwrót). Na tym polega odwieczne koło bytu, radosne prawo synergii, napełniający otuchą mechanizm ludzkiej solidarności" – ironizuje pan profesor. Ha, ha, bardzo śmieszne. Mam tylko jedną drobną prośbę − żeby tak jeszcze pan profesor Sadurski znalazł chociaż jedną moją recenzję o Wildsteinie. Albo o Wolskim. Albo żeby znalazł jedną recenzję Wildsteina o mnie. Albo o Wolskim. Bo prawdą jest w jego wysilonych dowcipach tylko tyle, że Wolski, który ma w „Gazecie Polskiej" stała recenzencką rubrykę pisał o książkach nas obu, tyle że to dla uzasadnienia jego szampańsko lekkich złośliwości trochę za mało.
Kiedyś od człowieka z tytułem profesorskim oczekiwano, że jeśli coś mówi, a zwłaszcza jeśli pisze, to wie co. „Ale co tam marzyć o tem", jak powtarzał pan Rzecki. A taki na przykład Daniel Passent, od dziesięcioleci podpora tygodnika „Polityka", profesorem nie jest, więc tym bardziej wiedzieć nie musi. Panu Passentowi z kolei zebrało się na ironizowanie nad moimi słowami „nie byłem zachwycony rządami PiS". Och, doprawdy, kryguje się czołowy publicysta stanu wojennego, to jakaś nowość... Ależ nic prostszego, redaktorze Passent: znajdźcie po prostu jakiś cytat, w którym daję upust swojemu zachwytowi rządami PiS. Nie żeby nawet zaraz jakieś takie totalne lizusostwo, w rodzaju „Passent o Jaruzelskim" czy innych komunistycznych wodzach, nie, wystarczą choćby wyrazy zachwytu umiarkowanego. Rozumiem wstręt do wertowanie książek, ale prawie cała moja publicystyka prasowa jest dostępna w Internecie, a na jutubie wiszą dziesiątki nagrań ze spotkań z czytelnikami, wystarczy użyć wyszukiwarki. Tak, wiem, to skomplikowane, ale proszę spytać jakieś dziecko, poinstruuje i objaśni. No, proszę. Swego czasu oferowałem znalazcy takiego cytatu cenną nagrodę, było to dość dawno, ale wciąż nikt się po nią nie zgłosił, więc może wy, towarzyszu, spróbujcie szczęścia.
Wracając do powieści Wildsteina, z której natrząsa się Sadurski nie ukrywając zresztą, że wcale jej nie czytał (po co niby, skoro powieść jest głęboko niesłuszna, a on, wręcz przeciwnie, po linii i bazie?) bardzo zazdrościłem Bronkowi recenzenckiego cytatu: „czyż może być przypadkiem, że Wildstein wydał swoją powieść akurat przed wyborami". Ale − cudze chwalicie, swego nie znacie − zerknąłem w google'a i znalazłem o swojej powieści coś równie słodkiego: „Wydaje się oczywiste, że pod przykrywką czułej miłości do rodziny i troski o Ojczyznę, RAZ chce zgarnąć nasze dusze i oddać je Kaczyńskiemu w najbliższych wyborach." Co prawda, nie stoi za tą opinią żaden profesorski tytuł, rzecz pochodzi z blogu, ale widać wyraźnie, że myślenie recenzującej książkowe nowości damy uformowane zostało przez recenzentów z okolic Czerskiej.
Stanisław Lem w powieści „Pamiętnik znaleziony w wannie" wymyślił arcydzieło kryptologii, maszynę do absolutnego deszyfrowania, która potrafiła odnaleźć i objaśnić zaszyfrowaną treść we wszystkim. Kiedy na przykład do tej maszyny wrzucono dzieła Szekspira, wyszło zdanie: „Ech, gdyby mi ona dała, fajnie by". Recenzenci z okolic Czerskiej, kiedy się zabierają do literatury głęboko niesłusznej, też działają jak ta deszyfrująca maszyna − cokolwiek im dać, znajdą w tym agitację na rzecz znienawidzonego Kaczora. No, i jeszcze sceny erotyczne, bo środowisko postępowych literaturoznawców z nieznanych mi przyczyn pełne jest seksualnych frustratów, którzy jak znajdą w utworze tzw. moment, o niczym innym już myśleć nie potrafią − ale przede wszystkim wspomnianą agitację. Na podobnej zasadzie, jak w peerelowskim kawale o milicjancie, który aresztuje faceta za powiedzenie, że w rządzie są złodzieje, a gdy ten próbuje się tłumaczyć, że myślał o rządzie amerykańskim, albo niemieckim, w każdym razie kapitalistycznym, gasi go: obywatelu, ja dwadzieścia lat w MO służę, to ja dobrze wiem, w którym rządzie są złodzieje!
Owoż kiedy w literaturze opisana zostaje jakakolwiek ze współcześnie się w Polsce dziejących nieprawości − to już wiadomo, że jest to książka pisowska. Oni to wiedzą, w końcu pracują w prorządowych mediach. Jak ktoś mówi, że w Polsce są złodzieje, że są sitwy, że się łamie prawa człowieka, to przecież każdy dobrze wie, że nie chodzi tu o „pisowców". Ta świadomość zresztą dotyczy nie tylko literatury. Podobnie michnikowszczyzna recenzuje homilie duchownych. Kiedy arcybiskup Gądecki skrytykował ułomności naszego kapitalizmu, zaraz go zgromiono, że jak śmie krytykować PO. Kiedy wcześniej biskup Frankowski ośmielił się w kazaniu pouczyć wiernych, żeby głosowali na ludzi uczciwych, „Wyborcza" wsiadła na niego, że to niedopuszczalne, agitować od ołtarza na rzecz PiS. Co jeszcze można wymyślić śmieszniejszego?
„Ten sam chamuś, ten sam prymitywny macho, ten sam neoliberał, który napisał Polactwo, teraz nagle uważa za stosowne przejmować się losem biednych staruszek i ludzi pracy" − oburza się na mnie za napisanie „Zgreda" recenzent „Krytyki Politycznej", konstatując zresztą, że to wielki sukces nowej lewicy, że z liberała nawróciła mnie na endeka (jak boniedydy, tak tam stoi, proszę sprawdzić]). To ci dopiero: na dostrzeganie ludzkiej biedy i innych nieszczęść monopol ma lewica. A kto jest lewicą? A ten, kto się tak nazwał. Nawet, jeśli się tak nazwie młody salon, gromada dobrze sytuowanych paniczyków, godnych dziedziców marcowego towarzystwa, które tak ładnie podsumował kiedyś bodajże Andrzej Mencwel, że to ludzie, którzy w życiu nie splamili się pracą i nie umieliby odróżnić młotka od hebla, a po całych dniach dyskutują o problemach klasy robotniczej.
Najciekawsza jest ta bijąca z tego wszystkiego dialektyka. Jakby „losem biednych staruszek i ludzi pracy" przejął się literat koncesjonowany przez salony, to by było okazanie godnej pochwały wrażliwości społecznej. Ale jak zauważa ludzi skrzywdzonych prawicowiec, to groźna polityczna agitacja na rzecz Kaczyńskiego. Cała nadzieja salonowych owieczek w tym, że mają czujnych recenzentów, którzy potrafią ich w porę ostrzec przed podstępnymi literatami, którzy podstępem chcą im porwać dusze i złożyć je u stóp złowrogiego prezesa PiS.
Rafał A. Ziemkiewicz |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia czerwca 25 2011 13:04:19 ·
9 Komentarzy ·
291 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|