 |
Nawigacja |
 |
 |
Użytkowników Online |
 |
 |
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
 |
 |
 |
 |
|
 |
"Kim jest teść Andrzeja Dudy" |
 |
 |
Chyba trzeba się oswajać z myślą, że dla ludzi pracujących w mediach przyszedł czas wstydu.
Coraz częściej zdarza mi się wstydzić za kolegów po fachu za manipulacje, przemilczenia czy nieprzestrzeganie żadnych standardów profesjonalnych i etycznych. W ostatnich dniach najboleśniej odczułem to przy lekturze "demaskatorskiego" tekstu "Newsweeka" o Andrzeju Dudzie. A już zwłaszcza gdy czytałem przepełnioną ledwie skrywaną pogardą do polskich wyborców analizę pochodzenia etnicznego żony kandydata PiS na prezydenta.
Wstyd jest tu niejako podwójny. Po pierwsze, dotyczy tego, że ktoś wyciąga politykowi w XXI wieku żydowskie pochodzenie jego powinowatych. Po drugie, że ten, kto to napisał i opublikował, tak naprawdę nie ma pojęcia, kim jest Julian Kornhauser, i nie rozumie, że to ważna postać polskiej literatury.
Ale tak już chyba musi być. Żyjemy w czasach, kiedy pisarze większości mediów potrzebni są jedynie wtedy, gdy wywołują skandal albo gdy można ich wykorzystać w walce politycznej. Oto prawdziwa miara upadku naszego zawodu.
Tymczasem dla ludzi interesujących się kulturą i znających podstawowe fakty to, czyim teściem jest wybitny poeta i eseista Julian Kornhauser, nie ma znaczenia. Ważny jest jego dorobek i postawa moralna. A w obu tych kwestiach jest o czym przypominać i aż przykro, że trzeba to robić przy takiej okazji.
Kiedy Kornhauser wchodził do literatury we wczesnych latach 70. ubiegłego stulecia, zaczynała się dekada Gierka. Czasy koszul non - iron, małych fiatów i konsumpcji a la PRL. Ale też artystycznego eskapizmu. W sztuce dominowały abstrakcja i wyrafinowana forma. A co z treścią? Po Marcu '68, kiedy pałkami "aktywu robotniczego" i antysemickimi czystkami spacyfikowano inteligencję, nikt nie miał się zamiaru wychylać. No, chyba że mógł wydawać za granicą.
Na szczęście młodzi zazwyczaj mają więcej odwagi niż ci, którzy osiągnęli jakąś pozycję finansową i zawodową. Po prostu grupa rówieśników Kornhausera nie wzięła pod uwagę realiów komunizmu i postanowiła pisać tak, jakby go nie było, prowadząc wyrafinowaną grę z językiem ówczesnej propagandy. A manifestem poetyckiej Nowej Fali stała się wydana w 1974 r. książka "Świat nie przedstawiony", którą napisali dwaj przyjaciele z Uniwersytetu Jagiellońskiego: Adam Zagajewski i Julian Kornhauser.
Był to pełen pasji atak na literackich poprzedników uciekających w swojej twórczości od komunistycznej rzeczywistości. Młodzi autorzy postulowali zaś odwołanie do społecznego oraz politycznego konkretu. I tak właśnie robili dwaj wymienieni poeci, a także inni twórcy z ich pokolenia, np. Stanisław Barańczak czy Ryszard Krynicki.
Oczywistą konsekwencją takiej postawy było zaangażowanie młodych artystów w opozycję. Kornhauser, mający nieustanne problemy cenzuralne, podpisał np. list w sprawie zmian w Konstytucji PRL (chodziło o wpisanie do niej przyjaźni z ZSRR), a w stanie wojennym został nawet na krótko internowany. Jednak z biegiem lat twórca, który nie ukrywał swojego poparcia dla opozycji i współpracował z tytułami wydawanymi w podziemiu, od polityki coraz bardziej się dystansował. Został profesorem UJ, jednym z najwybitniejszych specjalistów od literatury krajów byłej Jugosławii, a w swojej poezji coraz częściej rezygnował z odwołań do języka propagandy i zwrócił się ku prywatności.
Może dlatego o jego wierszach nie było już tak głośno jak kiedyś, częściej zauważano jego eseje (zwłaszcza te publikowane w "Tygodniku Powszechnym"). Już po 1989 r. stał się bowiem Kornhauser jednym z najbardziej konsekwentnych krytyków dorobku tzw. pokolenia „bruLionu".
Ale przecież dla artysty nawet najświetniejsze teksty publicystyczne to jednak działalność uboczna, bo najważniejsze są książki. I dlatego mam nadzieję, że nie tylko poloniści, ale i zwykli czytelnicy będą sięgać po utwory Juliana Kornhausera przez kolejne dziesięciolecia. Bo mamy do czynienia z twórczością na wskroś oryginalną, niepoddającą się modom, szczerą i przenikliwą.
Dlatego do wierszy tego poety chce się wracać, mnie zdarza się to regularnie. Zwłaszcza że wciąż trafiam w tomikach Kornhausera na teksty wielkiej piękności, takie jak choćby "Ogień":
Nie zawsze, kiedy mówię "ogień",
myślę "ogień". Czasem, gdy mówię
"ogień", myślę: biała, umierająca
wieczność, czyste, nieskazitelne
drganie, rosnąca, ujmująca
miłość.
Mariusz Cieślik |
 |
| |
Dodane przez prakseda
dnia marca 31 2015 15:34:59 ·
9 Komentarzy ·
25 Czytań ·
|
|
 |
 |
 |
 |
Komentarze |
 |
 |
Dodaj komentarz |
 |
 |
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
 |
 |
 |
 |
 |
Oceny |
 |
|
 |
Logowanie |
 |
 |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
 |
 |
 |
 |
 |
Shoutbox |
 |
 |
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
 |
 |
 |
 |
|