Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
Walka klasowa nie nadąża za postępem
Czegóż to nie można się spodziewać w miarę postępów socjalizmu? Rąbka tajemnicy uchylił już dawno temu sam Józef Stalin, oznajmiając, że w miarę postępów socjalizmu zaostrza się walka klasowa. Józef Stalin oczywiście miał rację, jak zresztą we wszystkim, co mówił - i dlatego Jakub Berman, w porywie serca gorejącego, w 1940 roku w lwowskim "Czerwonym Sztandarze" wydrukował wierszyk z taką oto puentą:

"Mamy śliczne przyodziewy,
wyszywane burki.
Wszyscyśmy syny Stalina
i Stalina córki."

W nagrodę został w 1944 roku kimś w rodzaju dyktatora Polski; Stanisław Mikołajczyk, pisząc o tajnym rządzie w Polsce, wymienia go na czwartym miejscu w hierarchii, po generale NKWD Iwanie Sierowie, szefie NKWD w sowieckiej ambasadzie w Warszawie i ambasadorze Lebiediewie.

Wróćmy jednak do walki klasowej, która w miarę postępów socjalizmu się zaostrza. No dobrze, zaostrza się - ale na czym właściwie polega owo "zaostrzanie"?

Wydaje się, że o wszystkim decyduje mądrość etapu. W roku 1937, podczas wiecu wyborczego w I Stalinowskim Okręgu Wyborczym miasta Moskwy, kandydat do Rady Najwyższej Józef Stalin w przemówieniu powiedział m.in., że "nigdy i nigdzie nie było takiej demokracji, jak nasza!" Rzeczywiście - bo właśnie w tym samym, 1937 roku Mikołaj Jeżow wydał słynny Rozkaz NKWD 00447, na podstawie którego "trójki" NKWD wykonywały plany rozstrzeliwań i więzień. Aleksander Sołżenicyn wspomina nieszczęśnika, który po odsiedzeniu 25 lat łagru cudem zapoznał się z aktami swojej sprawy. Okazało się, że w tych aktach jest tylko jedna kartka, a na niej zapisano jedno zdanie: "zatrzymany podczas obchodu dworca".

Ale walka klasowa, to jedna rzecz, a demokracja, to rzecz druga. Oto w tym samym roku odbyły się w Związku Sowieckim wybory. Okazało się, że w I Stalinowskim Okręgu Wyborczym miasta Moskwy na kandydata Józefa Stalina oddanych zostało około 120 procent głosów. Przezwyciężając początkową konfuzję władze wyjaśniły, że wyborcy z innych okręgów już nie mogli wytrzymać, by nie zagłosować na Józefa Stalina, no i stąd te procenty. Okazuje się, że w miarę postępów socjalizmu nie tylko zaostrza się walka klasowa, ale pojawiają się zjawiska, które kiedyś nie przychodziły ludziom, a zwłaszcza matematykom, nawet do głowy!

Najwyraźniej socjalizm musi czynić szalone postępy również i dzisiaj, skoro do powtórzenia efektu uzyskanego w 1937 roku w I Stalinowskim Okręgu Wyborczym miasta Moskwy doszło podczas niedawnych wyborów prezydenckich w Austrii. Jak wiadomo, wystąpili w nich dwaj kandydaci: reprezentujący "skrajną prawicę" Norbert Hofer oraz faworyt Zielonych i Czerwonych, Aleksander van der Bellen. Według pierwszych doniesień zwycięzcą w tych wyborach był Norbert Hofer, ale kiedy później podliczono "głosy korespondencyjne" - cokolwiek by to miało znaczyć - to okazało się, że wygrał jednak Aleksander van der Bellen, który sprawiał wrażenie kandydata zatwierdzonego przez zwolenników nieubłaganego postępu.

"Cała Europa" odetchnęła z ulgą, bo demokracja, owszem, pożytek z niej - ale tylko wtedy, gdy wygrywa odpowiedni kandydat. Bo jeśli wygrywaliby kandydaci jacyś tacy nie nasi, to nieomylny to znak, że demokracja jest w niebezpieczeństwie. I kiedy wydawało się, że wszystko zakończy się wesołym oberkiem, a Austria pod przewodnictwem zielono-czerwonego prezydenta nieodwracalnie wkroczy na drogę nieubłaganego postępu ze wszystkimi tego konsekwencjami - nagle wybuchła bomba. Kiedy bowiem podliczono głosy, okazało się, że w wielu miastach frekwencja wyborcza przekroczyła 100 procent. W mieście Waidhofen an der Ybbs głosowało aż 146,9 procent uprawnionych, ale to jeszcze nic w porównaniu z rodzinnym miastem Adolfa Hitlera, Linzem, w którym frekwencja wyborcza przekroczyła 600 procent!

W dodatku w sieci zaczęło pojawiać się coraz więcej fotografii poprawnie wypełnionych kart wyborczych, które przez komisje wyborcze zostały uznane za nieważne. Czyż potrzeba dodawać, że na każdej z nich wskazany był Norbert Hofer? Któż w tej sytuacji ośmieli się podać w wątpliwość spiżową tezę klasyka demokracji Józefa Stalina, że ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy? Już tam "policmajster powinność swej służby zrozumiał", ale najwyraźniej zapomniał, że lepsze jest wrogiem dobrego. Dobrze chciał, ale wyszło za dobrze!

W tej sytuacji Austriacka Partia Wolności złożyła do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o uznanie wyborów za nieważne. Wobec zgromadzonych dowodów i zeznań świadków, Trybunał nie miał innego wyjścia, jak uznać wybory za nieważne i nakazać ich powtórzenie jesienią. Widać wyraźnie, że zaniedbania austriackiej bezpieki w pracy operacyjnej doprowadziły do tego, iż w tym Trybunale zasiadają jacyś niemrawcy.

Gdyby tak prezesem austriackiego Trybunału Konstytucyjnego był odpowiedzialny prawnik, podobny do pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego, a w składzie zasiadali "nadliczbowi" sędziowie, to nie ulega wątpliwości, że wyrok byłby zupełnie inny; Trybunał nie tylko uznałby, że wszystko było w jak najlepszym porządku, ale jeszcze ofuknąłby wszystkich, którzy demokratyczny werdykt próbowali podać w wątpliwość.

Podobnie odpowiedzialnie zachował się francuski Sąd Najwyższy w roku 1997, kiedy to w departamencie Var w Prowansji przez wszystkie zapory przedarł się tamtejszy kandydat Frontu Narodowego Jan Maria Le Chevallier. Ponieważ obowiązywał wtedy rozkaz, który - o ile mi wiadomo, nie został odwołany aż do dnia dzisiejszego - że żaden kandydat Frontu Narodowego nie ma prawa wygrać, to Sąd Najwyższy unieważnił wybory w tym okręgu i demokracja zwyciężyła. Ale bo też francuska razwiedka nie zbija bąków i dba o odpowiednią obsadę instytucji państwowych, ze szczególnym uwzględnieniem niezawisłych sądów. Zwrócił na to uwagę Aleksander de Marenches w wywiadzie-rzece, jaki z tym byłym szefem francuskiej razwiedki przeprowadziła pani Krystyna Ockrent, z tych belgijskich Okrętów, prywatnie naturalna przyjaciółka byłego ministra spraw zagranicznych Republiki Francuskiej, Bernarda Kouchnera.

Na pytanie, z jakich środowisk rekrutują się konfidenci francuskiej razwiedki, hrabia de Marenches najpierw z oburzeniem zwrócił swej rozmówczyni uwagę, że konfidenci to są w policji, podczas gdy razwiedka ma "honorables correspondants", którzy pochodzą z najrozmaitszych środowisk: może to być - mówił hrabia - kierowca taksówki, duchowny, a nawet - minister stanu! Skoro minister stanu, to dlaczegóż nie niezawisły sędzia, niechby i Sądu Ostatecznego? Co to komu szkodzi, kiedy państwo jest przewidywalne - nie tak, jak w Austrii, gdzie postępy socjalizmu widać gołym okiem, ale walka klasowa najwyraźniej za nimi nie nadąża?

Stanisław Michalkiewicz
 
Dodane przez prakseda dnia lipca 18 2016 07:41:21 · 9 Komentarzy · 13 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.