|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 4
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Zyskać mieli przede wszystkim Francuzi |
|
|
Panie Generale, czy słusznie postąpił rząd Prawa i Sprawiedliwości, kończąc bez rozstrzygnięcia negocjacje z Francuzami w sprawie zakupu śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii?
- Przede wszystkim śmigłowiec caracal z wielu względów nie rozwiązywał problemów, jakie jednostki aeromobilne mają w związku z działaniami w wymiarze powietrznym. Niestety ktoś wpadł na pomysł, żeby zakupi konstrukcję, która tylko z nazwy była nowoczesna. Caracal ma tylko nowoczesne technologie na pokładzie, natomiast konstrukcję wielozadaniową z końca lat 60. Decydować się na taki sprzęt to mniej więcej tak, jak kupić jeden pojazd, który ma realizować wszystkie cele, pełniąc funkcję jednocześnie ciężarówki, autobusu itd. Wojsko, prowadząc działania w wymiarze powietrznym, aeromobilnym, potrzebuje zarówno śmigłowców bojowych, wsparcia, transportowych, a także dostosowanych do sprzętu, jakiego używa, prowadząc działania. Stąd wymogi dla tego typu sprzętu powinny być ściśle określone przed przetargiem. Również sam przetarg śmigłowcowy budził wiele wątpliwości, co więcej, był realizowany pod presją braku sprzętu i czasu, ale też pod presją polityczną, aby na koniec rządów za wszelką cenę kupić coś, a tym samym rozwiązać problem. Gdyby tego przetargu nie zakończono, mielibyśmy problem jak z osławioną korwetą Gawron, która miała przywrócić Marynarkę Wojenną RP do grona bałtyckich potęg i mimo wydatkowania ogromnych środków nic z tego nie wyszło. Sama procedura wyłaniania i ogłoszenia wyników pierwszej fazy tego przetargu śmigłowcowego z udziałem ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego wyglądała tak, jakby ten sprzęt miał złote klamki. Tymczasem podstawowe wymagania nie zostały zaspokojone tak, jak należałoby tego oczekiwać.
Czy ten przetarg i decyzja Platformy o wyborze caracali mogła być miną podłożoną przez PO nowej ekipie, pułapką podobną do tej z Trybunałem Konstytucyjnym?
- Nie chciałbym tu nikogo posądzać o dywersję, niemniej jednak wyraźnie widać, że za poprzedniej władzy był prymat działalności polityczno-propagandowej nad realnymi potrzebami naszej armii. Przecież braki w polskim uzbrojeniu, zwłaszcza w odniesieniu do środków obrony powietrznej, były znane od dawna, ale dostrzeżono je dopiero w kontekście rozmieszczenia przez Rosję rakiet balistycznych Iskander w pobliżu naszej granicy. I zamiast przemyślanych działań rozpisano plan, który był tylko na papierze. Podobnie było w przypadku zakupów uzbrojenia i przetargu śmigłowcowego, który rozpisano, ale w praktyce nikt nawet nie spojrzał na elementy uzbrojenia, wyposażenia tych maszyn pod kątem potrzeb naszych jednostek, tak żeby mogły one skutecznie przeciwstawić się zagrożeniu. Nie trzeba było tak naprawdę wymyślać progów, ponieważ 25. Dywizja Kawalerii Powietrznej i jednostki śmigłowców bojowych powołane po upadku bloku sowieckiego zostały po to, aby przeciwstawić się ewentualnej agresji ze strony wschodniej. Do tego potrzebne są nam zarówno śmigłowce bojowe, śmigłowce transportowe, aby móc prowadzić działania manewrowe i powstrzymać działania realizowane przez opancerzone jednostki potencjalnego przeciwnika.
Skoro dotykamy kompleksowej kwestii dotyczącej doposażenia naszej armii, to dużo takich pułapek pozostawiła po sobie koalicja PO - PSL?
- Poprzednia ekipa pozostawiła bardzo dużo takich min. Obok systemu obrony powietrznej nic nie zrobiono w zakresie zagrożeń w cyberprzestrzeni, gdzie Rosja rozwija swoje zdolności, nic nie zrobiono też w zakresie Narodowych Sił Rezerwowych, a te działania, jakie podjęła koalicja PO - PSL, w mojej ocenie, były jedną wielką wpadką. Przypomnę też, że na początku swojej misji minister Tomasz Siemoniak "rozwiązał problem" 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, wylewając dziecko z kąpielą, a więc rozwiązując cały pułk. Co więcej, tzw. specjaliści od wojskowości, broniąc tej politycznej decyzji o zaoraniu 36. specpułku, uznali to za krok do zreformowania wojskowej obsługi transportu najważniejszych osób w państwie. Zamiast przemyślanych, realnych działań przez ostatnie osiem lat mieliśmy propagandę i mydlenie Polakom oczu, a nie troskę o poprawę naszych zdolności bojowych. Dobrze, że ta ekipa przestała rządzić Polską, bo na dłuższą metę, wikłając wojsko w rozgrywki polityczne, mogłaby zlikwidować całą polską armię.
Jakie są Pana - jako żołnierza - doświadczenia ze śmigłowcami wojskowymi?
- Myślę, że nie tylko moje, ale doświadczenia większości polskich żołnierzy - po 1989 r., a więc po odzyskaniu przez Polskę suwerenności, w przypadku podejmowanych skutecznych działań militarnych związane są z Amerykanami, na których zawsze mogliśmy liczyć, począwszy od misji w Kosowie, przez Afganistan i Irak. Moje doświadczenia ze śmigłowcami tak naprawdę rozpoczęły się od specjalistycznego szkolenia w 75. Pułku Ranger w Stanach Zjednoczonych, gdzie za pomocą black hawków realizowaliśmy misje i zadania w zakresie przerzutów ładunków, latałem lotem konturowym, prowadziłem ogień z tego śmigłowca. Większość działań o dużej skali trudności realizowaliśmy w nocy, a "czarny jastrząb" spisywał się doskonale. I mogę powiedzieć, że dla mnie konstrukcja tego śmigłowca nawet z tamtego czasu, a więc z drugiej połowy lat 90., była rewelacyjna. W Kosowie podczas ataku na jedną z naszych pozycji, w krótkim czasie, bo byliśmy w stałym kontakcie z naszymi amerykańskimi partnerami, a właściwie z dowódcą amerykańskim gen. Ricardo Sanchezem, który potem dowodził siłami koalicyjnymi także w Iraku, w ciągu zaledwie 10 minut śmigłowce szturmowe Apache były na miejscu. Za pomocą black hawków realizowaliśmy także ewakuacje medyczne. Również w Iraku korzystaliśmy z black hawków, m.in. nasi snajperzy, prowadziliśmy także działania przeciwko terrorystom, prowadząc ostrzał z powietrza, ubezpieczając działania żołnierzy, którzy prowadzili operację na lądzie.
A jeśli chodzi o śmigłowce francuskie?
- Myślę, że trudno będzie znaleźć w Polsce żołnierza, który mógłby powiedzieć coś więcej o francuskich konstrukcjach śmigłowców. W istocie podczas misji nasi żołnierze korzystali ze śmigłowców amerykańskich i może jeszcze brytyjskich, ponieważ kiedy uczestniczyłem w ćwiczeniach 22. Special Air Service (SAS) - elitarnej jednostki specjalnego przeznaczenia w Wielkiej Brytanii - to korzystaliśmy z brytyjskich wielozadaniowych śmigłowców Lynx.
Czy rezygnacja z caracali powinna rzutować na wzajemne polsko-francuskie relacje i jak należałoby spojrzeć na stosunki między państwami, które miałyby zależeć od zadowolenia tylko jednej ze stron negocjacji - w tym przypadku Francji?
- Po pierwsze, nie można stosunków politycznych z takim czy innym partnerem europejskim czy jakimkolwiek innym uzależniać od korzyści finansowych. To byłaby obłuda. Po drugie, to, co się obecnie dzieje wokół tego przetargu, pokazuje, jak wygląda kwestia lobbingu w Polsce. Ta cała histeria, z jaką mamy dzisiaj do czynienia, wynika być może także z niezręczności dyplomatycznej, bo oczywiście można było to zrobić nieco inaczej. Skłaniałbym się jednak do zacietrzewienia lobbystów. Nie chciałbym w swoich ocenach pójść za daleko, ale można rzeczywiście odnieść wrażenie, że ktoś wziął łapówkę, a teraz nie może się wywiązać ze złożonych obietnic i stąd takie nerwowe reakcje. Tak czy inaczej przetarg na śmigłowiec wielozadaniowy dla polskiego wojska od początku budził uzasadnione wątpliwości czy niejasności, był nieprzejrzysty, nie odpowiadał też potrzebom armii. Ja nie jestem ekspertem lotniczym, ale wierzę temu, co mówi osoba chyba najbardziej kompetentna w tej materii, jak major pilot Michał Fiszer, który od dzieciństwa pasjonuje się techniką lotniczą i co ważne - zna się na tym, i kiedy on mówi, że w cenie śmigłowca Caracal, na jaką przystał poprzedni rząd, można było kupić samolot bojowy, to dowodzi, że coś z tym przetargiem było nie tak. Nie wspomnę już o offsecie, który z założenia ma przynosić korzyści dla gospodarki państwa zamawiającego sprzęt, a który - co zresztą pokazują reakcje i ubolewanie we francuskiej prasie - miał służyć przede wszystkim Francuzom. To oni de facto mieli być beneficjentami tego wielomiliardowego kontraktu, a udział Polski miał być symboliczny. Jak bowiem inaczej zrozumieć to, że w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1 w Łodzi miały być realizowane co najwyżej najprostsze zadania, co dalekie było od oczekiwań - czyli przeniesienia na teren Polski chociażby nowoczesnych linii technologicznych.
Dzisiaj Platforma i Nowoczesna bardziej martwią się o francuskich pracowników Airbusa niż o załogi PZL Mielec czy PZL Świdnik, które na skutek decyzji poprzedniego rządu musiały zredukować zatrudnienie...
- W wojsku podczas działań obowiązuje zasada koncentracji sił. Mamy śmigłowce produkowane w Polsce i przy ustalaniu warunków przetargu warto byłoby wziąć to bardzo poważnie pod uwagę. Wybór wysokiej jakości śmigłowców, co do czego chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, i produkowanych w Polsce daje nam dodatkowo kontrolę nad tym produktem, który trafi na wyposażenie naszych sił powietrznych, niż budowanie sobie wizji, mrzonek, że Francuzi będą się martwić o miejsca pracy w Polsce. Patrząc też na ten krzyk, jaki się podnosi po stronie opozycji, może warto zwrócić uwagę na to, jak było możliwe, że po ośmiu latach rządzenia Polską, licząc się z utratą władzy, ktoś w ogóle zdecydował się na realizację tak poważnego kontraktu związanego z zapewnieniem bezpieczeństwa naszej Ojczyźnie. Mało tego, jak wspomniałem na wstępie naszej rozmowy, ogłaszać decyzję o wyłonieniu oferenta do kolejnej fazy przez najwyższe czynniki polityczne, czyli ówczesnego prezydenta. Przecież potrzeby doposażenia i kupna nowych śmigłowców można było zidentyfikować na początku kadencji i objęciu rządów w Polsce przez Platformę, i objęciu resortu najpierw przez ministra Klicha, a potem przez ministra Siemoniaka, a nie zostawiać to na koniec. Te zaniedbania, zaniechania, a w końcu próba załatwienia i przyspieszenia zakupu pod presją polityczną, ekonomiczną czy wreszcie pod presją lobbystów doprowadziły tak na dobrą sprawę do katastrofy. I dobrze, że obecnej ekipie PiS nie zabrakło odwagi, żeby wycofać się z tego przetargu, który, co tu dużo mówić, był rozwiązaniem nie tylko niekorzystnym dla Polski, ale także działaniem niejasnym, mało przejrzystym.
naszdziennik.pl |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia padziernika 16 2016 08:58:06 ·
9 Komentarzy ·
35 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|