|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Idą ciekawe czasy |
|
|
Ale to jeszcze nic w porównaniu z odstąpieniem od kontraktu na zakup francuskich śmigłowców "Caracal" za które Polska miała zapłacić cenę dwukrotnie wyższą od tej, którą płacili inni nabywcy. Nasuwa to podejrzenia, że ta nadwyżka została rozdzielona między rozmaite osobistości w nagrodę za doprowadzenie do kontraktu. Ale w sytuacji, gdy do kontraktu nie doszło, należałoby te pieniądze zwrócić. Jakże jednak zwracać, kiedy prawdopodobnie zostały już wydane? Na razie Francuzi siedzą cicho, bo stanęli do kolejnego przetargu, ale gdyby i ten przegrali, to któż powstrzyma ich przed wywołaniem skandalu? W tej sytuacji wiele osobistości może budzić się w nocy z kołataniem serca i oblewając się zimnym potem nie może zasnąć już do rana. W trakcie takich nocnych rozmyślań budzi się w ich sercach głęboka niechęć do złowrogiego ministra Macierewicza i gotowi są sprzymierzyć się z samym diabłem, żeby go jakoś wyeliminować.
Z kolei prezes Kaczyński mógł z rosnącym zaniepokojeniem spoglądać na poczynania złowrogiego ministra w naszej niezwyciężonej armii i w ogóle i coraz częściej przychodziła mu do głowy myśl, że Naczelnik Państwa może być tylko jeden. Toteż złowrogi minister Macierewicz mógł znaleźć się nie tylko na celowniku soldateski i S(r)alonu, ale również - pana prezesa Kaczyńskiego. Ale złowrogi minister Macierewicz też ma swoich fanów i wyznawców. Kiedy zobaczyli, że znalazł się on również na celowniku prezesa Kaczyńskiego, ich dotychczasowe uwielbienie, jakim w ich oczach się cieszył, mogło prysnąć jak bańka mydlana.
Na pewne napięcia w rządzie pani Beaty Szydło wskazuje również uwaga, jaką podzieliła się z opinia publiczną pani minister Anna Streżyńska, zajmująca się cyfryzacją. Zauważyła, że najpierw trzeba zacząć zarabiać pieniądze, a dopiero potem rozdawać je na cele socjalne. Pogląd niby oczywisty, ale pani premier Beata Szydło powiedziała, że "nie rozumie" tej wypowiedzi i przypomniała, że członków gabinetu obowiązuje "lojalność". Taktownie nie dodała - wobec kogo - ale przecież i bez tego wiemy, że w pierwszej kolejności wobec pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który tak, jak te wszystkie ministerialne gromnice zapalił, tak samo może je zgasić. To prawda - ale wydarzenia roku 2007 pokazują, że taki gest może być ryzykowny również dla samego prezesa, który w ten sposób może znaleźć się w ciemnościach zewnętrznych, skąd dobiega "płacz i zgrzytanie zębów".
Taką możliwość musiała dostrzec też Nasza Złota Pani, w związku z czym przewodniczący PO pan Grzegorz Schetyna ogłosił plan i nawet zuchwale nazwał go swoim imieniem i nazwiskiem. Jest to oczywiście taka sama prawda, jak nazwanie ogłoszonego w 1957 roku sowieckiego planu utworzenia w Środkowej Europie strefy bezatomowej "planem Rapackiego" - że to niby wykoncypował go w bezsenne noce minister Adam Rapacki. Plan Schetyny jest prosty jak budowa cepa: wygrać wybory, zostać premierem rządu i utorować Donaldu Tusku drogę do objęcia prezydentury naszego bantustanu w roku 2020.
Z obfitości serca usta mówią, więc "plan Schetyny" pokazuje, jakie projekty skrywa w swoim sercu Nasza Złota Pani. Najwyraźniej po wzgardliwym potraktowaniu jej projektów przez aroganckiego prezydenta Donalda Trumpa, który nawet nie chciał podać jej ręki na zakończenie niedawnej wizyty w Waszyngtonie, mogła dostrzec kolejną szansę na ich przeforsowanie właśnie teraz.
Teraz, kiedy w kierunku Korei Północnej płynie amerykańska armada z lotniskowcem i atomowymi okrętami podwodnymi, a prezydent Trump właśnie zwołał do Białego Domu wszystkich senatorów, wyższych wojskowych i szefów tajnych służb, najwyraźniej w celu skonsultowania jakichś doniosłych i brzemiennych w skutki decyzji - zarówno co do Korei, jak i Syrii - więc jest szansa, że w nadchodzących dniach, które - mówiąc nawiasem - mogą zapoczątkować zapowiadane "dni ostatnie" - administracja amerykańska będzie jeszcze bardziej zaabsorbowana, niż była zaabsorbowana "bezkrólewiem" w grudniu ub. roku, kiedy to Nasza Złota Pani zdecydowała o rozpoczęciu kombinacji operacyjnej, której celem było doprowadzenie w naszym nieszczęśliwym kraju do przesilenia politycznego, w następstwie którego na pozycję lidera sceny politycznej wróciłaby ekspozytura Stronnictwa Pruskiego z Grzegorzem Schetyną na czele.
Tedy w parlamencie Europejskim właśnie odbyła się dintojra nad Węgrami, których rząd ośmielił się sprzeciwić się staremu żydowskiemu grandziarzowi Jerzemu Sorosowi i nawet potraktował bez należytego nabożeństwa utworzony przezeń i przezeń finansowany cheder pod zmyłkową nazwą Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego. Najwyraźniej Nasza Złota Pani, podobnie jak Michael Corleone z "Ojca chrzestnego", zamierza pozałatwiać "wszystkie sprawy rodzinne" za jednym zamachem. Toteż kiedy europejski Judenrat zacznie wykańczać Węgry, a we Francji wybory prezydenckie wygra wydmuszka tamtejszej razwiedki w osobie Emmanuela Macrona, robiąc "no pasaran" tamtejszemu "populizmowi", czyli Marynie Le Pen - w naszym nieszczęśliwym kraju ruszy kolejna kombinacja operacyjna - tym razem pod sztandarem "praworządności".
Toteż sprytny pan Rysio, którego uważam za wydmuszkę Wojskowych Służb Informacyjnych, suplikuje u Guya Verhofstadta o interwencję w Polsce, która "przestaje być krajem demokratycznym", a z kolei pan red. Gadowski powiada, że były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Bronisław Komorowski odbywa konsultacje z bitnymi generałami, co to "odeszli" z naszej niezwyciężonej armii w następstwie kuracji przeczyszczającej, zaordynowanej jej przez złowrogiego ministra Macierewicza, to znaczy, że kombinacja operacyjna ante portas. Tych generałów wystarczy na utworzenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, która stanie na nieubłaganym gruncie praworządności i - jakże by inaczej - demokracji.
Elementem dodającym wiarygodności naszej niezwyciężonej może być wołynka w wykonaniu zadaniowanej wywiadowczo części półtoramilionowej ukraińskiej imigracji w Polsce. Już od połowy ubiegłego roku powziąłem informację o dużym przemycie broni z Ukrainy do Polski. Kto jest odbiorcą tej broni - tajemnica to wielka. Tym bardziej, że przed Wielkanocą na przejściu granicznym w Dorohusku zatrzymano dwie Ukrainki przewożące pod kryptonimem "urządzeń hydraulicznych" sześciolufowe działko 30 mm. To działko wpadło - a ile zostało przemyconych? Komu potrzeba jest w Polsce taka broń i do czego?
Najwyraźniej żyjemy w ciekawych czasach.
Stanisław Michalkiewicz |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia kwietnia 30 2017 09:02:43 ·
9 Komentarzy ·
46 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|