Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
WYWIAD Z ZIEMKIEWICZEM
Ja to widzę inaczej. Jest spora grupa Polaków słabo albo w ogóle identyfikująca z polską tradycją i państwowością, nie uważająca ich za istotne wartości. Ale nazywać ich narodem? Nie, sama niechęć do własnego narodu i marzenie o wyzwoleniu się z niego, staniu się kimś innym, to jeszcze za mało na jakiś antynaród.
Ta grupa to jest głównie, jak sobie to pozwoliłem nazwać, „Polactwo”, ludzie pozbawieni świadomości istnienia dobra wspólnego, nadrzędnego, rozumujący tylko w kategoriach sukcesu osobistego. Czyli typowa w gruncie rzeczy mentalność niewolnicza, pańszczyźniana, i ona cechuje teraz, można to oszacować na podstawie różnych zachowań, około połowy mieszkańców Polski. No i mamy dwie elity, które przeciągają między sobą to Polactwo, pragną mu nadać utracone poczucie wspólnoty, każda na inny sposób. Pierwsza z tych elit chce przywrócić Polactwu świadomość narodową wedle wzorca romantycznego, a druga je scudzoziemszczyć, uznając ten wzorzec za niemożliwy do pogodzenia z modernizacją. Kiedy Polactwo ma pełny brzuch i poczucie bezpieczeństwa, machinalnie ciągnie ku tym drugim, kiedy coś mu doskwiera, równie machinalnie szuka tożsamości, którą oferują ci pierwsi. Kiedyś nazwałem te dwie siły, rozrywające nas od kilku stuleci, Konfederacją i Familią. Dariusz Gawin proponował gdzieś określenie „Sarmaci” i „Oświeceni”. Domyślam się, że mówiąc o „narodzie kolaborantów” Rymkiewicz ma na myśli mniej więcej to, co nazwałem Familią.

Ty najgłośniej oprotestowałeś „teorię zamrażarki” czyli pogląd wedle którego naród polski miał rzekomo ciągle cierpieć na fobie nacjonalizmu i antysemityzmu jakie żywił przed wojną, zaś PRL był jedynie czymś w rodzaju okresu hibernacyjnego. Po odzyskaniu wolności te fobie miały się uwolnić na nowo i zadaniem „oświeconej elity” miała by być rehabilitacja ducha narodowego.

Teza o „zamrażarce” była powszechna po 1989 roku i wyznawały ją różne środowiska, nie tylko to związane z „Gazetą Wyborczą”. W książce Teresy Torańskiej „My” Jarosław Kaczyński relacjonuje swoją rozmowę z Antonim Macierewiczem, który miał mu tłumaczyć, że w Polsce nie ma sensu budować chadecji w typie zachodnim, potrzebna jest partia taka jak Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, bo „to społeczeństwo przez pięćdziesiąt lat żyło jakby w uśpieniu i wciąż jest jak z Sienkiewicza”.

Najlepszym dowodem, jak powszechnie wierzono w „zamrażarkę” była ta cała wojna o historyczne szyldy partii − obfitość żrących się miedzy sobą PPS-ów, PSL-i i Stronnictw Narodowych, podczas gdy okazało się, że te szyldy psa z kulawą nogą już nie przyciągają, nikomu nic nie mówią. Dla ludzi zglajszachtowanych przez realny socjalizm istniały tylko dwa „brendy” − PZPR i „Solidarność”. PRL i anty-PRL. Rzeczywiście środowisko „Gazety Wyborczej” z wiary w zamrażarkę wywiodło przekonane, że jeśli tylko Polakom pozwolić, to zaraz wyjdą na ulice ONR-owcy i zrobią tu faszyzm. To swoją drogą dobry przyczynek do badań nad zbiorowymi paranojami, jak to środowisko potrafiło zmitologizować organizację nawet w czasach swej największej świetności marginalną, liczącą jedynie kilka tysięcy członków i szybko zdelegalizowaną…

Ale wcześniej zapisała się ona kilkoma spektakularnymi akcjami…

Radykałowie zawsze rzucają się w oczy, ale naprawdę, nie sposób udowodnić tezy, że w Polsce antysemityzm był jakoś bardziej znaczący od ówczesnej europejskiej średniej, a tym bardziej, jakoby był on nieodłącznym składnikiem polskiej tożsamości. To tylko obsesje „komandosów”, wynikające z ich pokręconych życiorysów i z traumy podniesionej do trzeciej potęgi kulturowej obcości, jak z tej piosenki Kaczmarskiego: „czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd?” − a w sumie ani to, ani to, ani to. Nigdy jeszcze problem z własną tożsamością tak nielicznych nie zaciążył tak fatalnie w skutkach na losach całej zbiorowości, że tak pojadę trochę Churchillem.

Nie wchodząc w to głębiej: i lewica, i prawica zakładała, że po upadku PRL automatycznie wrócimy do sytuacji społecznej z 1939 roku. A tymczasem − nic właśnie. Okazało się, że upływ krwi, terror, migracje, awans społeczny i indoktrynacja PRL-u przeorały Polaków do trzewi i wynicowały na amen. Zerwała się ciągłość tradycji − przecież w wielu domach nie rozmawiało się o rodzinnych korzeniach, wielu Polaków nie zna imion swych dziadków, nic o nich nie wie, nie było nigdy na ich grobach, nie ma po nich żadnych pamiątek. Nie udało się wychować „człowieka socjalistycznego” jakiego postulowano, ale poddany temu eksperymentowi materiał uległ jednak zasadniczym odkształceniom.

Twoim zdaniem przez owe 45 lat narodził się jednak „nowy człowiek”, który z polskością ma związek wyłącznie symboliczny. Jego główna cechą charakterologiczną jest cwaniactwo.

Tak, bo cwaniactwo jest główną cnotą niewolnika i jego zasadniczą cechą, rekompensującą zatratę instynktu wspólnoty. Tatiana Zasławska tak właśnie opisała człowieka wychowanego przez Sowiety: „cwany niewolnik”. Z jednej strony, nie dać się panu, dziedzicowi, mówiąc językiem realiów polskiego folwarku, z drugiej, jak się da, to dziedzica okpić, odkraść swoje, wywinąć się od powinności. A co obchodzi pańszczyźnianego los folwarku, czy on będzie prosperował, czy zbankrutuje? Nic, to sprawa dziedzica.

(…) W Polsce sprawa jest bardziej skomplikowana niż w krajach afrykańskich czy latynoskich, gdzie cała elita została wyprodukowana przez kolonizatorów. U nas zaś przetrwała resztka elity przedwojennej, choć przez pół wieku niszczono ją i zastępowano nową, kolaborancką, świetnie to zresztą opisał Urbankowski w poszerzonej „Czerwonej Mszy”. Dzieci przedwojennej inteligencji nie mogły studiować, mężczyzn wysyłano do strojbatalionów, skąd często nie wracali… Z drugiej strony, awans społeczny wykorzystywano do zbudowania oddanej socjalizmowi warstwy społecznej, i to się przecież udało, te miliony „partyjno-mundurowego” elektoratu do dziś mają znaczenie dla wyniku wyborów.

Łatwo to ująć takim zgrubnym szkicem, ale to półwiecze mieszania głęboko nas skomplikowało, w podobny sposób, jak to jest na pograniczach. Dlatego kulturowy podział, którego zewnętrznym wyrazem są etykiety „pisowski” − „platformerski” wchodzi często nawet pomiędzy członków tej samej rodziny. Nazywa się to, że ludzie jak popili na imieninach pokłócili się „o politykę”, ale tu nie chodzi wcale o politykę, tylko o tożsamość. Każdy z nas mniej lub bardziej świadomie decyduje się, co ze swego pomieszanego dziedzictwa wybiera, czy więcej peerelu, czy więcej Polski. Ja sam przecież też jestem takim typowym dla dzisiejszych czasów mieszańcem – mama z racji „pochodzenia społecznego” miała zamkniętą drogę na studia, a ojciec wyszedł ze wsi w przysłowiowej jednej koszuli, w pewnym sensie należał do takich właśnie, z których PRL chciał wychować nową elitę; endecka tradycja dziadka i salezjańskie wychowanie nie pozwoliły mu na szczęście tej oferty wykorzystać, ale, generalnie, był w grupie podwyższonego ryzyka.

Drażni mnie jednak ta idealizacja dawnych elit. Żeromszczyzna, dobry pan z dworku… Wśród np. niemieckiej szlachty powszechna była służba na rzecz wspólnoty, u nas „oświeconych dworów” wcale nie było tak wiele. Zjeździłem Polskę wzdłuż i wszerz jako reporter i uderzyła mnie to z jaką nienawiścią po dziesięcioleciach ludzie na wsi mówią o dawnych dziedzicach. To nie wzięło się z niczego.

No, a o czymże innym jest większość prozy Żeromskiego? Przecież największa batalia polskiej inteligencji, zaczęta bojami Mickiewicza i Mochnackiego z „salonem warszawskim”, a zakończona… ja wiem, w sensie literackim chyba „Wyzwoleniem” Wyspiańskiego, a może dopiero „Przedwiośniem”, to właśnie jej walka przeciwko elicie szlachecko-ziemiańskiej, jej zgubnemu dla narodowej sprawy egoizmowi i skłonności do wieszania się u klamek obcych panów. To była wielka, intelektualna praca, jaką polscy inteligenci wykonali. Politycznie jej wyrazem był fakt, że Polska w wieku XVIII zeszła z dziejowej sceny jako państwo zacofane o lat kilkaset w stosunku do sąsiadów, a w wieku XX odrodziła się jako nowoczesna republika, z pełnią praw obywatelskich, które na zachodzie kontynentu niektóre grupy społeczne uzyskiwały dopiero kilkadziesiąt lat później. To się wiązało z wymianą elity, inteligencja wyparła szlachtę i ziemiaństwo, II RP była jej dziełem, i wraz z tym zbudowanym przez siebie państwem polska inteligencja zginęła, w Katyniu, Palmirach i w emigracyjnym rozproszeniu… I teraz mamy z jednej strony jej niedobitków, usiłujących się pozbierać, odrodzić i odzyskać rząd dusz narodu, a z drugiej tę peerelowską „inteligencję pracującą”, wykorzenioną z narodowej tradycji obrazowanszczinę, przechrzczoną przez michnikowszczyznę z sowieckiego internacjonalizmu na brukselski kosmopolityzm. Niestety, z różnych powodów III RP została intelektualnie zdominowana przez tych drugich. Politycznie się to nie udało, „polityka inteligencka”, jak nazwał udeckie mrzonki Jan Staniłko, skończyła się szybko kompletnym bankructwem i oddaniem pola drobnym cwaniaczkom, najpierw popezetpeerowskiej kwaśniewszczyźnie, a potem różnym nowego chowu Rysiom, Zdzisiom, Mirom i Czarusiom, na których zbudował swą pozycję Tusk. Ale „narracja” III RP to dzieło michnikowszczyzny, „salonu warszawskiego”. Narracja mniej więcej taka: u Okrągłego Stołu spotkali się i porozumieli Polacy przychodzący „z dwóch stron historycznego podziału”, by wspólnie poprowadzić nas ku Europie. Aby się zaś w niej w pełni znaleźć, musimy się pozbyć balastu polskości, rozliczyć z naszych narodowych win i wad, z cała naszą bezsensowną albo zgoła zbrodniczą historią, odrzucić to wszystko w diabły i rozpłynąć się w powstającej, europejskiej rodzinie.

No i tu właśnie cała ta narracja bierze w łeb. Bo w tym cała sprawa, że żaden europejski naród, żadna europejska tożsamość nie powstaje. Projekt unijny się przesilił, fala odpłynęła, pozostawiając po sobie organizację, w której decydującymi podmiotami pozostają i pozostaną państwa narodowe.

(…)

Ale z własnego „narodu patriotów” Rymkiewicz, jak sądzę, usunąłby tych, którzy nie uznają wywołania Powstania Warszawskiego za sensowne. Ja uważam, że można być dobrym Polakiem i uważać to wydarzenia za bezsensowną hekatombę.

Ja też uważam, że można być polskim patriotą i uznawać to powstanie za tragiczną głupotę. Po stronie elity patriotycznej zderzają się różne tradycje – do tych sporów należy właśnie spór o Powstanie Warszawskie. Co prawda śmieszy mnie kiedy jacyś dziadkowie odgrzewają dziś wojny Piłsudskiego z Dmowskim, bo w dzisiejszym, opisanym tu podziale, oni obaj są przecież po tej samej stronie: po stronie polskości, tożsamości, różnie tylko definiowanej. Ten dzisiejszy podział nie przypomina II RP, tylko drugą połowę wieku XIX. Po jeden stronie ci, którzy uważają, że Polska może i musi „wybić się na niepodległość”, a po drugiej ci, którzy nas namawiają, że „jednym tylko lekarstwem na męki jest dobrowolne samobójstwo ducha”.

To ciekawe swoją drogą, do jakiego stopnia z polskiej pamięci wyrzucono fakt, iż te elity powstańcze, czy nawet te głoszące endecki realizm, były pewnych okresach bardzo nieliczne i otoczone obojętnością ogółu, skupionego na swoich życiowych sprawach, na „ciepłej wodzie w kranie”. Trzeba czytać literaturę z epoki, dzienniki, wspomnienia, żeby sobie uświadomić, że patrioci to byli tacy ówcześni „pisowcy”, przez wielu znienawidzeni, pogardzani. Powstańcy styczniowi śpiewali taka pieśń, w której sami siebie przyrównywali do upiorów kąsających rodaków, za naszych czasów przypomnieli ją Gintrowski z Łapińskim: „w noc spokojną do domów wpadniemy, gdzie szczęśliwi sytymi śpią snami, naszą pieśnią ich spokój skłóciemy, niech się zerwą, niech idą za nami!”. Kiedy Legiony Piłsudskiego wkroczyły z takim wezwaniem do Kielc, tamtejsi Polacy zamiast się zerwać i iść zamknęli na cztery spusty drzwi i okiennice, bo bali się, że ci wariaci ściągną na miasto nieszczęście. Stąd to sławne „jebał was pies, Polska takich nie potrzebuje”. I dziś reakcje na grupę stojącą pod krzyżem albo namiotem na Krakowskim Przedmieściu są podobne. W wykorzenionych budzą wściekłą agresję, a wielomilionowa reszta ma ich wszystko w głębokim poważaniu i woli w tym czasie oglądać X Factor.

Protestuję. Niektórzy tak ciężko pracują dla siebie i kraju, że nie mają czasu na nic, nawet na oglądanie X Factora, nie mówiąc o wycieczce na Krakowskie. Kto stanowi odpowiednik powstańca w czasie pokoju i prosperity? Ci, którzy tworzą pchają naszą gospodarkę do przodu, dokonują wynalazków rozsławiających imię Polski. To oni zasługują na miano patriotów, a tych ludziach w ogóle się nie słyszy.

Oczywiście, że tak. Ja przecież nie powiedziałem nigdy złego słowa o polskim pozytywizmie. Ja tylko bronię „oszołomów”, bo oni najczęściej są posądzani o „szkodzenie wizerunkowi Polski” i itp. Ale kiedy o takich sprawach mówimy, to przypominają mi się różne zapomniane polskie życiorysy z tegoż samego XIX wieku, przemysłowców, kupców, inżynierów, wynalazców… Dużo o nich pisał przed laty Stefan Bratkowski, zanim jak tylu innych sfiksował z nienawiści do Kaczyńskiego… To myśmy przecież, na przykład, kolonizowali Syberię i najdalsze zakątki Rosji, jako jedyny ożywił to Jacek Dukaj w powieści „Lód”. To rzeczywiście fatalne, że ten polski dorobek został także usunięty ze świadomości narodowej. To stało się dopiero w latach 20. XX wieku, gdy Piłsudczycy ustalili z mocą wsteczną, że prawdziwa polska historia to tylko historia romantycznych zrywów i walk, a każdy kompromis z zaborcą był zdradą, choć wiele z tych kompromisów było dla Polski zbawiennymi. Właśnie dlatego ciężko sobie nam poradzić ze współczesnością, że nasza pamięć o czasach zaborów pozostała w tej mocno je fałszującej narracji, że zakładamy, iż patriotyzm czy wręcz heroizm są wrodzoną, typową cechą każdego Polaka.

Więc podział jest znowu między tymi, którzy uważają, że Polska może „wybić się” na samodzielność, na swoją, odmienną drogę i podmiotową pozycję w Europie, a tymi, którzy uznali, że Polska, jak każde inne zresztą państwo narodowe jest dziś przeżytkiem, anachronizmem, że tworzy się nowy naród europejski, do którego się nie załapać byłoby niewybaczalnym frajerstwem. Energia i determinacja w realizacji tego projektu „modernizacji przez kserokopiarkę” dowodzi, że ten punkt widzenia skorelowany jest z poczuciem dystansu, niechęci lub wrogością wobec polskości, a nawet swojskości. Powiedziałbym więc, wracając do początku naszej rozmowy, że istnieje naród polski i ci, którzy chcą się z niego wyrwać. Nie naród zdrajców i patriotów, ale zakorzenienie w polskości i wykorzenienie z niej. No i ta rzesza nie poczuwającego się Polactwa, tak jak to było w czasach Dmowskiego i Żeromskiego.

Przyznasz więc, że tych współczesnych pozytywistów nie uwzględnia ani liberalno-lewicowy „Salon”, ani prawicowe elity niepodległościowe dla których Rymkiewicz jest guru.

Tak, to prawda. Przede wszystkim musimy budować własna siłę ekonomiczną i technologiczną, bo bez tego nigdy nie utrzymamy niepodległości. I to także jest podobieństwo do sytuacji z lat 80. XIX wieku, kiedy trwał spór pomiędzy insurekcjonistami, którzy chcieli wywoływać nowe powstanie, a ugodowcami, których nie należy mylić z kolaborantami. Obie propozycje były do bani, powstanie nie miało szans, bo nie mieliśmy siły, a z ugodowcami nikt nie chciał żadnych ugód zawierać, także dlatego, że nie stała za nimi żadna siła. I na to odpowiedź pierwszy znalazł Dmowski, razem z Popławskim i Balickim. Zanim cokolwiek zrobimy, musimy zbudować polską siłę. Jak? „Spolityzować masy”. Wykorzystać fakt, że masa włościan i robotników będzie aspirować do lepszego życia, oprzeć się na nich, uświadamiać, organizować, budować wspólnotę, świadomość, że dla realizacji swych potrzeb niezbędne jest im własne, polskie państwo. (…)
 
Dodane przez prakseda dnia wrzenia 08 2011 21:32:10 · 9 Komentarzy · 244 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.