|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Wyborcza farsa w Niemczech, czyli pani kanclerz, pomidory, syryjscy uchodźcy i AfD. |
|
|
Wybory odbędą się 24 września, ale już teraz wiadomo jak się skończą. Będzie kolejna wielka koalicja z CDU i SPD, albo chadecja zwiąże się z liberalną FDP, lub dojdzie do tzw. koalicji Jamajka, czyli CDU będzie wspólnie rządziła z Zielonymi i FDP. A to wszystko przecież już było, niemiecka polityka to w kółko te same partie w podobnych konstelacjach.
Wielki konsensus wyrażony w wielkich koalicjach, zatarcie się różnic między głównymi partiami politycznymi, brak sporu, a więc i brak realnej alternatywy dla czwartej kadencji Merkel, z którą pod względem długości rządzenia mogą konkurować już tylko Konrad Adenauer i Helmut Kohl. Niemcy są rządzone zgodnie ze słynnym dictum Wilhelma II: "Nie znam już partii politycznych". Sytuacja gospodarcza Niemiec jest dobra, bezrobocie rekordowo niskie, rosną za to nadwyżka budżetowa i eksport, a pozycja Niemiec w Unii Europejskiej pozostaje dominująca. To poczucie stabilności nie był w stanie zachwiać nawet kryzys uchodźczy i związane z nim zamachy terrorystyczne. Merkel jawi się Niemcom, jak twierdzi politolog Klaus Hurrelmann z berlińskiej Hertie School of Governance "jako matka narodu".
To pozwala pani kanclerz ignorować głosy sprzeciwu, nawet jeśli są podparte sporą liczbą pomidorów. Najpierw Merkel oberwała warzywem podczas wiecu w Heidelbergu, a potem w swoim okręgu wyborczym w Wolgast, w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie. Ok. 150 osób przywitało ją tu okrzykami: "Sp...alaj!" Protesty odbyły się także w saksońskim Torgau, gdzie słychać było okrzyki: "gdzie jest chrześcijaństwo w twojej partii?!", oraz w Strasburgu, gdzie demonstranci nawoływali panią kanclerz do dymisji. Na szczęście znaleźli się także fani "matki narodu", którzy pospieszyli jej na pomoc. Grupka syryjskich uchodźców pozowała do zdjęć z plakatem pani kanclerz i intonowała monotonnie: "Merkel gut! Merkel gut!". Było to jedyne co byli w stanie powiedzieć po niemiecku. Z jednej strony niezadowoleni obywatele, z drugiej szczęśliwi uchodźcy, trudno o lepsze podsumowanie ostatnich lat rządów pani kanclerz.
No i było jeszcze spotkanie z wyborcami w studiu telewizyjnym ARD, czyli zręcznie zainscenizowana runda pytań obywateli do Merkel, taka niemiecka wersja dialogu Putina z narodem. Tu pani kanclerz miała okazję zademonstrować te cechy, które przyczyniły się znacząco do tego, że tak długo rządzi. Na pytanie 18-letniej dziewczyny z zespołem Downa, dlaczego pozwala na aborcję takich dzieci nawet w ostatnim trymestrze ciąży, odparła: "Szef frakcji CDU w Bundestagu Volker Kauder próbował coś z tym zrobić, ale sprzeciw był zbyt wielki" (Jak coś złego to nie ja). W tym duchu toczyły się całe 75 minut dyskusji: pani kanclerz zapewniała pytającego, że "go całkowicie rozumie", oraz, że zrobiła wszystko co w jej mocy by dany problem rozwiązać, a jeśli się nie dało to dlatego że ktoś lub coś stał temu na przeszkodzie. By podkreślić jak bardzo rozumie i współczuje, pani kanclerz nie stroniła od objęć i dobrodusznego poklepywania po ramieniu.
Od czasu do czasu tylko, zupełnie niechcący, wypadała z roli, czyli mówiła prawdę. Na pytanie dlaczego Syryjczycy przybywają do Niemiec, odpowiedziała: "Bo się zorientowali, że można tu dobrze żyć". A na skargę studenta, że jego koledzy pochodzenia tureckiego popierają Erdogana, Merkel zauważyła, ponuro: "Jeśli dojdzie co do czego, nie do końca będziemy mogli na nich liczyć". Czyli Syryjczycy chcą wykorzystać niemiecki system socjalny, a niemieccy Turcy to piąta kolumna Ankary? Było to zapewne najbardziej uczciwe wystąpienie Merkel w tej kampanii. Nawet jeśli nie do końca zamierzone. "Niemcy to kraj, w którym się dobrze i chętnie żyje" - to główne hasło kampanii Merkel. Jest dobrze, więc po co cokolwiek zmieniać?
Główny rywal pani kanclerz szef SPD Martin Schulz wprawdzie wciąż liczy na zwycięstwo, w końcu aż 40 proc. uprawnionych do głosowania wciąż nie wie na kogo odda głos, ale jest bardzo wątpliwe by - jak pisze publicysta "Die Welt" Henryk M. Broder - nagle przy urnie wszyscy ci wyborcy postawili spontanicznie krzyżyk przy kandydatach SPD "tak jak chwyta się batonik czekoladowy spontanicznie przy kasie przed wyjściem z supermarketu". Po wyborach więc znów usłyszymy, jak za każdym razem, że "były to wybory uczciwe" (Merkel), a SPD "wprawdzie nie wygrała, ale zapobiegła zdobyciu przez CDU absolutnej większości" (Schulz).
Wejście AfD do Bundestagu też nie jest żadnym problemem, nawet jeśli partia zdobędzie dwucyfrowy wynik w wyborach. Demokratyczne reguły można w końcu nagiąć, jeśli czyni się to w słusznej sprawie. W ten sposób niektórzy członkowie komisji ds. budżetu Bundestagu zastanawiają się jak pozbawić AfD przewodnictwa tego gremium, jeśli partia zostanie największą siłą opozycyjną po wyborach, czyli w przypadku kontynuacji wielkiej koalicji z CDU i SPD. Obecnie komisją ds. budżetu kieruje Gesine Lötzsch ze skrajnie lewicowej partii "Die Linke". To nikomu nie przeszkadza. Przewodnictwa AfD, partii legalnej i wybranej demokratycznie, zacne gremium nie chce jednak akceptować. Co to w końcu za demokracja jeśli wybierani są nie ci co trzeba?
Spór toczy się także o miejsca w Bundestagu. Jak pisze tygodnik "Der Spiegel" żadna z partii nie chce siedzieć obok AfD. A umieszczenie antyimigranckiej i eurosceptycznej partii po prawej stronie sali byłoby "politycznym faux pas". Podobnie jak umieszczenie jej na samym środku, przed ławą rządową. "To byłby zły sygnał" - twierdzi "Spiegel".
Na tym jednak nie koniec kłopotów z AfD. Przewodnictwo konwentu Seniorów Bundestagu przypadało jak dotąd najstarszemu z posłów. W czerwcu jednak, z inicjatywy szefa Bundestagu Norberta Lammerta, ta reguła została zmieniona. Obawiano się bowiem, że szefem konwentu Seniorów zostanie 76-letni wiceszef AfD Alexander Gauland. Teraz przewodniczącym konwentu Seniorów ma zostać polityk z najdłuższym stażem parlamentarnym. W AfD nikt takiego stażu nie ma, więc problem został rozwiązany.
I tak kończy się kolejna kampania wyborcza za Odrą. Pełna zrytualizowanych, upozorowanych sporów ("Tak, Martin, rozumiem cię, ale nie zgadzam się z tobą" - Merkel w debacie z Schulzem), wyświechtanych haseł wyborczych: "Dla silnej gospodarki i bezpiecznych miejsc pracy" (CDU), "Czas na więcej sprawiedliwości" (SPD), oskarżeń o "nazizm" (Szef MSZ Sigmar Gabriel o AfD) i protestów małych grup obywateli, którzy mają dość wielkiej koalicji.
W Finsterwalde dwóch protestujących przywitało panią kanclerz okrzykami: "zdrajczyni narodu!", i gestem Hitlera. Mimo starań głównych partii i mainstreamowych mediów AfD może stać się trzecią siłą polityczną w Niemczech. Obecnie partia ma 11 proc. poparcia w sondażach, więcej niż Zieloni, Die Linke i FDP. I to jedyny ciekawy aspekt tych wyborów.
wpolityce.pl
|
|
|
Dodane przez prakseda
dnia wrze¶nia 13 2017 09:20:00 ·
9 Komentarzy ·
54 CzytaÅ„ ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|