|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Walka z deficytem demokracji i deficytem budżetowym |
|
|
Tymczasem pan prezydent chciałby obarczyć niezawisły Sąd Najwyższy zadaniem rozpatrywania "kasacji od kasacji" - kiedy tylko jakiemuś "pokrzywdzonemu" tak by się zamaniło. Najwyraźniej pan prezydent Duda musiał się zapatrzyć na byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsę, który identyczną strategię obrał na okoliczność badania autentyczności dokumentów z tzw. "szafy Kiszczaka"; jak jedna ekipa grafologów uzna je za autentyczne, to Kukuniek powołuje nastepną - i tak dalej. W dodatku niektóre propozycje pana prezydenta wymagałyby zmiany konstytucji, a nie bardzo wiadomo, jaka większość by taką zmianę konstytucji przeforsowała. Po trzecie - z chwilą skierowania projektów do Sejmu pan prezydent traci nad nimi kontrolę, bo Sejm, który przecież zechce nad nimi "pracować", może dopisać tam co tylko posłom przyjdzie do głowy, a jeśli produkt końcowy panu prezydentowi się nie spodoba, to będzie mógł go znowu zawetować - i tak aż do końca kadencji, więc chyba o to właśnie naprawdę chodzi. W tej sytuacji zajmowanie się projektami, jakie wyszły z Kancelarii pana prezydenta mija się z celem zwłaszcza, że pomysł wprowadzenia "kasacji od kasacji" musiał się zalęgnąć w głowie jakiegoś niedouka, albo... Naszej Złotej Pani, która przed ogłoszeniem przez pana prezydenta zamiaru zawetowania wspomnianych ustaw, rozmawiała z nim telefonicznie przez 45 minut. Doprowadzenie w Polsce do stanu całkowitej anarchii może być ukrytym celem Naszej Złotej Pani tak samo, jak podtrzymanie tu stanu całkowitej anarchii było celem Katarzyny II - tej samej, której portret Nasza Złota Pani powiesiła sobie w gabinecie, kiedy po raz pierwszy objęła urząd kanclerza Niemiec.
Przywrócić władzę "suwerenom"
Przy okazji potwierdziły się podejrzenia, że niemiecki owczarek nazwiskiem Frans Timmermans, który właśnie zapowiedział "wnikliwe" zbadanie prezydenckich projektów, jest bardzo mało spostrzegawczy, bo jakby nie zauważał słonia w menażerii, to znaczy - okoliczności, że w Polsce, podobnie jak w innych krajach dawnego bloku sowieckiego, gdzie najtwardszym jądrem systemu była bezpieka - sędziowie może nie podlegają żadnemu konstytucyjnemu organowi państwa, które tylko im płaci - ale to nie znaczy, że nie podlegają nikomu. Podlegają, a jakże - bezpieczniackim watahom z najgroźniejszą organizacją przestępczą o charakterze zbrojnym, czyli Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, których wprawdzie oficjalnie "nie ma", ale tak naprawdę są, ukrywając się w watahach, które dla niepoznaki przybrały inne nazwy. W tej sytuacji walka politycznych gangów o to, który z nich będzie miał większy wpływ na obsadzanie stanowisk sędziowskich nie zasługuje na specjalną uwagę tym bardziej, że niektóre z tych gangów - jak np. Nowoczesną z panem Ryszardem Petru na fasadzie - podejrzewam, że są wydmuszkami starych kiejkutów, które nie tylko kreują rozmaite byty na politycznej scenie naszego bantustanu, ale w dodatku dają przy tym wyraz swojej pogardzie dla mniej wartościowego narodu tubylczego, wystrugując mu na prezydentów jak nie Kukuńka, to Aleksandra Kwaśniewskiego, jak nie Aleksandra Kwaśniewskiego, to znowu - Bronisława Komorowskiego - i tak dalej. Skoro tedy nawet prezydenckie kompromisy wymagają zmiany konstytucji, to - korzystając z okazji, że pan prezydent zapowiedział na przyszły rok referendum w tej sprawie - chwyćmy byka za rogi i spróbujmy przywrócić obywatelom, zwanym przez panienki z Nowoczesnej "suwerenami", wpływ na obsadzanie stanowisk sędziowskich. Nie ma najmniejszego powodu, by obsadzanie stanowisk sędziowskich oddawać politycznym gangom, czy starym kiejkutom. Skoro już bawimy się w demokrację, to się bawmy.
Żeby przywrócić obywatelom, czyli "suwerenom" wpływ na obsadzania stanowisk w niezawisłych sądach, trzeba by odstąpić od zasady nieusuwalności sędziów, zagwarantowanej w art. 180 ust 1 konstytucji. Modyfikacji wymagałby w związku z tym art. 179 konstytucji, stanowiący, że sędziowie są powoływani przez prezydenta Rzeczypospolitej na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa na czas nieoznaczony. Modyfikacja polegałaby na tym, że sędziowie powoływani są przez prezydenta na pięcioletnią kadencję na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, która na każde stanowisko zgłasza trzech kandydatów, spośród których prezydent wybiera sędziego. Dzięki odpowiedniemu vacatio legis można by kadencje sędziów powiązać z kadencjami prezydenta i wybory sędziów (a przy okazji - komendantów policji i szefów prokuratur) powiązać z wyborami prezydenckimi. Obywatel głosujący w wyborach prezydenckich, głosowałby również na sędziów, komendantów policji i szefów prokuratur - w okręgu, w którym ma miejsce zamieszkania. Każdy sędzia co pięć lat powinien poddać się procedurze wyborów, przedstawiając informację, ile orzeczeń przez niego wydanych zostało uchylonych w drugiej instancji i jak długo prowadził sprawy. Jeśli którykolwiek z tych dygnitarzy nie uzyskałby co najmniej bezwzględnej większości (połowa plus jeden) głosów obywateli biorących udział w głosowaniu, musiałby pożegnać się ze stanowiskiem - i nie byłoby od tego żadnego odwołania. Jeśli uzyskałby wymagane minimum - przez następną pięcioletnią kadencję korzystałby ze wszystkich gwarancji niezawisłości. Obowiązek poddania się procedurze wyborczej powinien być rozciągnięty na Sąd Najwyższy, sądy powszechne i sądy administracyjne - z wyjątkiem sądów wojskowych, chyba, że przywrócona byłaby powszechna służba wojskowa. Przy okazji można by zlikwidować Trybunał Konstytucyjny, z którym od samego początku mamy tylko same zgryzoty, a materie, którymi on się zajmuje, przekazać Sądowi Najwyższemu.
Dzięki takiej reformie pojawiłaby się szansa stopniowego przynajmniej uwolnienia sądownictwa spod kurateli starych kiejkutów, przy jednoczesnym ograniczeniu władzy politycznych gangów nad sądami. Skoro obywatele, czyli "suwerenowie" mają prawo wybierać sobie nie tylko posłów i senatorów, ale nawet - prezydenta, to w imię czego odmawiać im prawa wybierania sędziów, nie mówiąc już o komendantach policji czy szefach prokuratur? Z posłem, senatorem, nie mówiąc już o prezydencie, taki obywatel może nigdy w życiu się nie zetknąć, podczas gdy z komendantem policji, prokuratorem, czy sędzią zetknie się w ciągu swego życia nie raz, czy to jako przestępca, czy to jako ofiara przestępstwa, czy wreszcie - jako strona czy uczestnik postępowania cywilnego. Taka okresowa konfrontacja z "suwerenami" sprzyjałaby krzewieniu w środowisku "kasty" postawy pokory - a to niewątpliwie przyniosłoby korzyść obywatelom, którzy "kastę" tak czy owak utrzymują.
Gmina jako poborca podatkowy
Skoro już mamy odbyć referendum konstytucyjne, to warto by zastanowić się też nad zreformowaniem systemu finansowego państwa. Obecnie bowiem głównym poborcą podatków jest rząd. Ściąga podatki z całego obszaru państwa, a następnie część ściągniętych pieniędzy rozdziela między samorządy terytorialne w ramach finansowania tzw. "zadań zleconych". Pomysł polega na odwróceniu tej sytuacji o 180 stopni - żeby mianowicie poborcą podatkowym została gmina, a przy okazji, żeby zlikwidować dwa pośrednie szczeble administracji samorządowej - powiaty i województwa. Istnieją one wyłącznie z przyczyn socjalnych, to znaczy - żeby zapleczu partii politycznych umożliwić dojenie Rzeczypospolitej pod pretekstem jakichś zbawiennych dla państwa usług. Zatem można by te dwa szczeble zlikwidować bez żadnej szkody dla państwa - chociaż oczywiście obsadzacze tych synekur będą uzasadniać konieczność ich istnienia i przytłaczać autorytetem każdego, kto by ich zakłamane racje podawał w wątpliwość. Zatem gmina pobiera podatki ze swojego terenu - ale musi zapłacić składkę na państwo, którą każdorazowo ustanawia Sejm. Jeśli gmina nie byłaby w stanie zapłacić tej składki, to należałoby ją bez wahania rozparcelować, bo to dowód, że nie jest w stanie egzystować samodzielnie. Za to pieniądze, które po zapłaceniu składki na państwo zostaną gminie, stanowią jej własność i nikomu już nic do nich.
Taki system zmuszałby samorządy gminne do dbałości o rozwój przedsiębiorczości na swoim terenie - bo tylko z tego gmina miałaby pieniądze - a także zmuszałby gminy do konkurowania między sobą o podatników. A to wychodziłoby naprzeciw oczekiwaniom obywateli oraz potrzebom gospodarki i państwa. Musimy jednak pamiętać o wspominanej już tu skłonności każdej władzy do rozszerzania swojego imperium - więc i tutaj władza centralna próbowałaby ograniczać, czy wręcz zlikwidować finansową i wszelką inną autonomię samorządu gminnego, na przykład przez ustanowienie zaporowej składki na państwo, przy pomocy której wydrenowałyby z gmin wszystkie pieniądze. Czy zatem istnieje jakieś skuteczne remedium na te zakusy?
Nadzieja w Senacie, który obecnie właściwie nie wiadomo po co jest - bo ci senatorowie ani mądrzejsi nie są od posłów - co prawda głupsi też nie są, więc właściwie nie wiadomo, po co ten cały Senat jest. Gdyby jednak nieznacznie zmienić sposób wybierania Senatu, to dzięki tej zmianie można by go przekształcić w sprawne narzędzie ochrony autonomii samorządu gminnego. Otóż bierne prawo wyborcze do Senatu pozostawiamy takie, jakie jest; każdy, kto ukończył 35 lat życia może kandydować na senatora. Ograniczyć należałoby tylko czynne prawo wyborcze do Senatu. Obecnie w wyborach do Senatu głosuje każdy obywatel mający prawo głosowania w wyborach do Sejmu. Modyfikacja polegałaby na tym, że głosować w wyborach do Senatu mogliby wyłącznie tzw. obywatele kwalifikowani, to znaczy tacy, którzy sami piastują funkcje publiczne z wyboru. Głównym trzonem wyborców Senatu byliby w tej sytuacji członkowie samorządów gminnych oraz sołtysi. Nie tylko oni - bo np. również rektorzy uniwersytetów - ale oni przede wszystkim. Senat wybierany przez takich wyborców już by wiedział, czego ma pilnować - że mianowicie ma pilnować interesów samorządu gminnego, między innymi przed zakusami władzy centralnej. Instynkt samozachowawczy natychmiast podpowiedziałby to senatorom - bo na Umiłowanych Przywódców nie ma innego bata, jak tylko obawa przed utratą alimentów związanych ze służeniem Rzeczypospolitej. A ponieważ Senat bierze udział w procesie legislacyjnym, to mógłby skutecznie blokować zaporową składkę na państwo - co również byłoby zbieżne i z interesem obywateli i z interesem państwa - bo rozrzutny rząd, niczym wariat na swobodzie - "prawdziwą klęską jest w przyrodzie". Mógłby też skutecznie blokować ustawowe próby ograniczania autonomii samorządu gminnego - i o to właśnie chodzi. Dodatkowym zabezpieczeniem powinna być konstytucyjna norma zakazująca uchwalania budżetu państwa z deficytem i uznająca każdą próbę obejścia tego zakazu za usiłowanie kradzieży zuchwałej.
Dochodowy musi odejść
A skoro jesteśmy już przy sprawach finansowych, to przy okazji referendum konstytucyjnego trzeba by podjąć próbę zlikwidowania raz na zawsze podatku dochodowego. Nie mówię już nawet o progresji, bo ona jest nie do pogodzenia z zasadą ochrony własności. Stanowi ona, jak wiadomo, że państwo chroni każdą własność jednakowo - a więc m.in. bez względu na jej rozmiary. Tymczasem progresja podatkowa oznacza, że ochrona własności słabnie w miarę wzrostu jej rozmiarów - bo progresja oznacza, że w miarę wzrostu rozmiarów własności państwo konfiskuje coraz większą jej część. Logiczną konsekwencją tej tendencji byłoby zjadanie najbogatszych - i nie wiadomo, czy do tego w końcu nie dojdzie, bo w miarę laicyzacji zanikają kolejne tabu, a z racjonalnego punktu widzenia zjadanie bliźniego swego jest jak najbardziej uzasadnione.
Ale gdyby nawet takie ryzyko się nie pojawiło, to podatek dochodowy powinien być zlikwidowany z innego powodu. Wyposaża on mianowicie władzę publiczną w prawo kontrolowania dochodów obywateli, a ta kompetencja wcale nie jest konieczna dla zapewnienia dochodów państwowych. W przypadku podatków pośrednich dochody państwowe są realizowane, chociaż władza dochodów obywateli tu nie kontroluje. A skoro ta kompetencja nie jest niezbędna do zapewnienia państwu dochodów, bo wynika jedynie ze specyficznej konstrukcji tego podatku, to w imię ochrony wolności obywatelskiej przed nieuzasadnionymi ograniczeniami i zamachami, podatek ten powinien być zakazany i to normą konstytucyjną, żeby jakimś "socjałom nudnym i ponurym", co to nie mogą wytrzymać bez "sprawiedliwości społecznej", maksymalnie utrudnić jego przywrócenie.
Stanisław Michalkiewicz |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia pa¼dziernika 13 2017 15:27:41 ·
9 Komentarzy ·
55 CzytaÅ„ ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|