|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Mohammed bin Salman: tajna broń, służąca do destabilizacji Arabii Saudyjskiej |
|
|
Zobaczmy, co stało się na Bliskim Wschodzie: Czyż irański szach Mohammad Reza Pahlavi nie był wiernym sojusznikiem Angloamerykanów i Izraelczyków?
A jednak, pomimo tego - kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo, że może zwyciężyć opozycja komunistyczna i że Iran może ześlizgnąć się w stronę Związku Sowieckiego - Waszyngton i Londyn (razem z zawsze obecnym Paryżem) poparły jego wygnanie i dojście do władzy ayatollaha Chomeini'ego.
I czyż Tunezyjczyk - Ben Ali i Egipcjanin - Hosni Mubarack nie byli sprawdzonymi przyjaciółmi Zachodu?
Ale i tak, w roku 2011 obydwaj zostali "wystawienie za drzwi", kiedy to trzeba było wprowadzić na scenę Bractwo Muzułmańskie.
I czy prezydent Abd Al Sisi nie jest obrońcą świeckości i mniejszości chrześcijańskich?
A i tak destabilizacja świeckiego i narodowościowego Egiptu jest w dalszym ciągu priorytetem rządów zachodnich.
Arabia Saudyjska nie jest wyjątkiem.
Jest prawdą, że monarchia Saudów jest wynalazkiem brytyjskim z okresu pierwszej wojny światowej. Jest prawdą, że USA przejęły rolę opiekuna-właściciela półwyspu arabskiego podczas historycznego spotkania w roku 1945 pomiędzy królem Abdulem Aziz'em i prezydentem Rooseveltem, powracającym z Jałty. Jest prawdą, że Saudowie stali się filarami petrodolara, wylansowanego po szoku energetycznym z roku 1973. Jest prawdą, że Saudowie dostarczyli pieniędzy i ludzi, którzy posłużyli do rozwoju ekstremizmu sunnickiego - wszędzie tam, gdzie Angloamerykanie mieli na to zapotrzebowanie, czyli od Afganistanu po Czeczenię i od Nigerii po Somalię. Jest również prawdą, że brali udział we wszystkich zachodnich przedsięwzięciach na Bliskim Wschodzie, od inwazji na Irak po destabilizację Syrii.
A jednak, pomimo tegoż długiego i chwalebnego "curriculum" - wszystko wskazuje na to, że rząd w Riyadzie jest pierwszym w kolejce przeznaczonych do obalenia.
Powodem radykalnej zmiany stanowiska Anglo-amerykanów - mówiąc prosto z mostu - jest chęć zapobieżenia wyjściu Saudów (którymi kieruje przede wszystkim instynkt samozachowawczy) z orbity zachodniej i ich wejściu w sferę rosyjsko-chińską, wraz z bagażem posiadanych przez nich rezerw ropy naftowej, które w nie tak znów odległej przyszłości mogłyby być sprzedawane w rublach lub yuanach.
Atlantyckie wycofywanie się z regionu jest na oczach wszystkich, czemu sprzyja zbliżająca się samowystarczalność USA - jak chodzi o ropę naftową.
Destabilizacja Bliskiego Wschodu, która rozpoczęła sie w roku 2011 miała na celu osłonięcie odwrotu angloamerykańskiego poprzez rozczłonkowanie państw dotychczasowych, tak, by powstała mozaika nowych podmiotów, łatwiejszych do kontrolowania (Kurdystan, Kalifat, enklawa alawicka, itd.). Zgodnie z tą koncepcją, można było zrezygnować z drastycznego przeciwstawiania się Teheranowi, czego wyrazem stało się otwarcie administracji Obamy na Iran.
Równolegle do cofnięcia zaangażowania angloamerykańskiego rozpoczął się proces progresywnego przybliżania się Arabii Saudyjskiej (zaszokowanej odejściem swych historycznych protektorów) do wielkich mocarstw rozwijających się.
Chiny, które w najbliższych latach staną się największym konsumentem ropy naftowej (większym od USA) zadeklarowały ostatnio chęć zakupienia 5 % wartości przedsiębiorstwa petrochemicznego ARAMCO i już dziś wielu analityków przewiduje, że za kilka lat cena saudyjskiej ropy nie będzie określana dolarach, ale w chińskich yuanach, co będzie równoznaczne ze śmiercią petrodolara.
O ile Chiny są superpotęgą rozwijającą się, o tyle Rosja jest dawną superpotęgą militarną, znajdującą się dziś w znakomitej formie, co poświadczają niedawne jej sukcesy w Syrii.
Odsuwając więc na bok niedawne rozbieżności - Saudowie zapukali do drzwi Kremlina, w poszukiwaniu kompromisu z mocarstwem, które znów pojawiło się na Bliskim Wschodzie. I tak w pierwszych dniach października doszło do historycznej wizyty króla Salmana bin Abdulaziza w Rosji. Geopolityczny wstrząs, wynikający tylko i wyłącznie z samego wydarzenia jest silny i zostaje dodatkowo zwiększony zapowiedzią, że Arabia Saudyjska zakupi rosyjskie systemy obrony przeciwpowietrznej S-400. Dla Stanów Zjednoczonych stanowi to jak najprawdziwszą zniewagę.
Należy zapytać w tym momencie, czy establishment atlantycki może pozwolić na to, by Arabia Saudyjska w dobrej kondycji przeprowadziła się do obozu przeciwnika?
Zdecydowanie nie.
Dzieje się to samo, co oglądaliśmy w Turcji. Gdy tylko stary sojusznik uznał, że w jego interesie korzystniejsze jest porozumienie się z rywalami rozwijającymi się - rozpoczęła się destabilizacja. Przypomnijmy, że Turcja - latem 2016 - co tylko pogodzona z Rosją stała się teatrem udaremnionego puczu, zainspirowanego przez USA, i że relacje turecko-amerykańskie podczas pierwszych miesięcy rządów Trumpa nie polepszyły się, a wręcz przeciwnie uległy pogorszeniu.
Jeżeli można pogrążyć w chaosie członka NATO, jakim jest Turcja, która ponadto była w Syrii kluczowym sojusznikiem USA - dlaczego nie można byłoby zrobić tego samego z peryferyjną, ale bogatą Arabią Saudyjską?
Wiele wskazuje na to, że w ostatnich latach umiejętnie przygotowywano teren, by móc zasiać w nim ziarno chaosu i że nieświadomym sprzymierzeńcem w realizacji dzieła destabilizacji jest młody i porywczy książę Mohammed bin Salman, będący w świetnych stosunkach z Izraelem (do tego stopnia, że we wrześniu potajemnie pojawił się w Tel Avivie) i z USA.
Z ekonomicznego punktu widzenia - sterowane załamanie cen ropy naftowej, do jakiego doszło w drugiej połowie roku 2014 uderzyło w poważny sposób przede wszystkim w Rosję - będącą prawdopodobnie głównym celem operacji. Poważnych szkód jednakże doświadczyła również Arabia Saudyjska. Wpływy podatkowe pochodzące ze sprzedaży, wynoszące w roku 2013 - 322 mld $ spadły w roku 2016 do 134 mld $. Skutkiem tego deficyt publiczny w roku 2015 osiągnął rekordową liczbę 98 mld $, w roku 2016 - 79 mld $ i w roku 2017 wyniesie prawdopodobnie 53 mld $.
Uparta obrona kursu wymiany rial - dolar opróżniła rezerwy obcej waluty (które są dziś najmniejsze od roku 2011), a nagłe zapotrzebowanie na pieniądze zmusiło do decyzji kiedyś niewyobrażalnych, takich jak wprowadzenie na giełdę spółki ARAMCO (ku radości banków inwestycyjnych) czy lawinowo szybkie zadłużenie na rynku obligacji (39 mld $ w latach 2016 - 2017).
Jednakże informacją najbardziej alarmującą - jak chodzi o stabilność państwa - jest bez wątpienia projekt austerity, przygotowany w celu stawienia czoła kryzysowi fiskalnemu, czyli obciążenie podatkowe VAT, podwyżki rachunków za energię, obcięcie płac, itp. W krajach rozwijających się austerity jest historycznym symptomem zbliżającego się regime change.
Przechodząc do polityki zagranicznej - poważnym wkładem do destabilizacji królestwa stała się kampania militarna w Yemenie, która przekształciła się w saudyjski "Wietnam". Wielkim patronem tej interwencji była osoba odgrywającą główną rolę w upadku rodu Saudów, tj. 30 letni Mohammed bin Salman, syn panującego króla. Młody, porywczy, nierozważny i ambitny Bin Salman jest wymarzoną postacią, jak chodzi o możliwość manewrowania nim przez pragnących zniszczenia Arabii Saudyjskiej.
To podług angloamerykańskich i izraelskich wskazówek Bin Salman rozpoczął wojnę w Yemenie po to, by "powstrzymać Iran" - rzekomego sponsora szyickich Houthi. W krótkim czasie sprawa przyjęła zły obrót, drenując z kas dziesiątki miliardów dolarów (na korzyść zachodniego przemysłu zbrojeniowego), osłabiając armię i dodatkowo szkodząc prestiżowi rodziny królewskiej.
Puste kasy, zastój gospodarczy, katastrofalna wojna w toku - w tego rodzaju sytuacji Arabia Saudyjska potrzebowałaby co najmniej całkowitego spokoju wewnętrznego, tak, by zapobiec utrwaleniu się najrozmaitszych sytuacji kryzysowych.
Zamiast spokoju, do tegoż mrocznego obrazu kraju dochodzi bezprecedensowy kryzys instytucjonalny: książę Bin Salman z podpowiedzi zawsze tych samych Angloamerykanów i Izraelczyków (którzy milczący i zadowoleni obserwują bieg wydarzeń) - w sposób godny Cezarego Borgii - eliminuje pretendentów do tronu.
Pomiędzy 4 do 5 listopada zostało zaaresztowanych około tuzina książąt, 4 ministrów i wiele innych wysokich rangą osobistości. Oficjalnym powodem tego jest krucjata przeciwko "korupcji" (będącej ulubionym fetyszem Angloamerykanów). Nie ma jednak wątpliwości, co do tego, że księciem Bin Salmanem kierowała nadzieja czy iluzja zapewnienia sobie tronu.
W kraju o charakterze plemiennym, takim, jakim jest Arabia Saudyjska - w którym zgoda wewnątrz klanu Saud stanowi podstawę dla funkcjonowania państwa - posunięcie zuchwałego i porywczego Bin Salmana można porównać do zapałki zapalonej w prochowni.
Na domiar złego libański premier Saad Hariri, goszczący w Arabii Saudyjskiej został zmuszony do poddania się do dymisji, właśnie z Riyadu. Do niecodziennego wykroczenia instytucjonalnego dołączyły także bardzo poważne oskarżenia pod adresem Libanu (gdzie decydujący wpływ ma Hezbollah), i które przyczyniły się do dodatkowego pogorszenia relacji z Iranem.
Podwaliny do zniszczenia Arabii Saudyjskiej zostały już położone i jest rzeczą prawdopodobną, że destabilizacja półwyspu arabskiego zaplanowana przez Angloamerykanów powiedzie się.
Nieświadomy tego następca tronu - jest ich najlepszym sprzymierzeńcem.
Federico Dezzani 9 listopad 2017 tłum. RAM |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia listopada 11 2017 10:13:43 ·
9 Komentarzy ·
178 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|