|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Głośniej nad tą stocznią! |
|
|
Nad wieloma spektakularnymi klęskami ekipy Donalda Tuska można byłoby przejść do porządku dziennego, gdyby ich konsekwencje ponosili wyłącznie towarzysze partyjni z PO i PSL. Niestety za fuszerki dygnitarzy Platformy rachunek płacimy dzisiaj wszyscy - a w przyszłości będą słono płaciły kolejne pokolenia. Dotyczy to m.in. tak newralgicznej sfery, jak bezpieczeństwo narodowe. Przykład gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej i przedziwnych manipulacji związanych z kupnem okrętu podwodnego "Papanikolis" jest wprost modelowy. Pokazuje bowiem, z jaką beztroską partyjni funkcjonariusze, którzy wygrali wyścig do urzędów, traktują polski przemysł i narodową obronność.
Eksperymenty na miarę Łysenki
Stwierdzenie, że polska armia po wyczynach niespełnionego lekarza i historyka Bogdana Klicha znajduje się w opłakanym stanie, nie jest odkrywcze. O pompatycznych hasłach "modernizacji" i "profesjonalizacji" Wojska Polskiego platformerscy propagandziści woleliby przed wyborami zapomnieć. Skończyło się na rozłożeniu wojska na łopatki - sądzę, że nie tylko były i obecny minister, ale nikt nie wie, jaki jest rzeczywisty stan naszych Sił Zbrojnych po kilkuletnich eksperymentach. Premier Donald Tusk wziął widać na serio słowa Włodzimierza Lenina, że i kucharka może rządzić państwem, powierzając jeden z kluczowych resortów człowiekowi, którego największą troską - jak nieoficjalnie mówią jego byli podwładni - było to, by w weekend pojechać do domu i mieć święty spokój.
Skutki iście sowieckiego eksperymentu widzimy na przykładzie Marynarki Wojennej RP. Oto garść liczb i danych. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczebność tego rodzaju Sił Zbrojnych zmniejszyła się o 60 proc., a w III RP nie wprowadzono do służby żadnego zbudowanego od podstaw okrętu. Nasi marynarze pływają na jednostkach niemal muzealnych. Na skutek tych zaniedbań jedynie niewielka część okrętów polskiej Marynarki Wojennej ma wartość bojową.
Tę sytuację należy analizować również w kontekście naszych zobowiązań sojuszniczych związanych z członkostwem Polski w NATO i Unii Europejskiej. Polska armia musi spełniać określone zdolności operacyjne, również w zakresie transportu i wsparcia morskiego. Ewentualna - bo na razie nie zanosi się na to, by stała się ona rzeczywistością - modernizacja polskich Sił Zbrojnych jest możliwa jedynie przy znaczącym udziale rodzimego przemysłu zbrojeniowego. Nie trzeba wspominać, że taki scenariusz jest korzystny nie tylko dla wojska, lecz także dla przemysłu. Zlecenia związane z modernizacją armii to nowe miejsca pracy, to szansa na uratowanie dziesiątków mniejszych i większych zakładów. Na razie jednak rządzący robią coś dokładnie odwrotnego - z założonymi rękoma przyglądają się, jak zakłady, które powinny mieć strategiczny udział w modernizacji naszej armii, upadają. Koronnym dowodem tego jest sytuacja Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni.
Stocznia? Niech idzie na dno...
Gdyńska Stocznia Marynarki Wojennej to podmiot z 90-letnią tradycją - powstała w 1922 roku. Obecnie jej jedynym właścicielem jest Skarb Państwa, a nadzór właścicielski sprawuje Agencja Rozwoju Przemysłu. W ostatnich czterech latach nie zrobiono nic, by pomóc zakładowi, którego sytuacja z roku na roku stawała się coraz bardziej katastrofalna. Rosnące zadłużenie i brak działań państwa spowodowały ogłoszenie w 2009 r. upadłości SMW. Zarząd stoczni przyjął co prawda plan restrukturyzacji spółki, jednak napotkał ze strony rządu Tuska mur milczenia. Nie dano stoczni szansy na odbicie się od dna. Rząd odrzucił m.in. bez wiarygodnego uzasadnienia zaproponowany przez sejmową komisję obrony Narodowy Program Budowy Okrętów. Czyżby niektórym wystarczała świadomość, że tak blisko znajduje się bratnia flota kaliningradzka?
W kwietniu br. sąd wyznaczył dla stoczni syndyka masy upadłościowej, który będzie musiał poradzić sobie z ogromnymi długami spółki. Co ciekawe, wśród setek wierzycieli SMW jest również... resort obrony. Nic nie wiadomo, by w ramach pomocy dla ginącego zakładu urzędnicy Ministerstwa Obrony Narodowej zamierzali przedstawić jakieś rozwiązanie, korzystne dla obu stron. W dodatku kierownictwo stoczni informowało w mediach, że to nie SMW, ale ministerstwo zalega z pieniędzmi, ponieważ nie wywiązało się z płatności za zakontraktowane zlecenia.
W tym miejscu należy przypomnieć, że to właśnie w Stoczni Marynarki Wojennej miały powstawać słynne korwety "Gawron". Projekt ten miał być kluczowym elementem modernizacji polskiej floty wojennej. Dziesięć lat temu zdecydowano, że w SMW powstanie w sumie siedem takich jednostek. Z biegiem lat ambitne zamierzenia przykrajano do przaśnej rzeczywistości. W rezultacie zamiast siedmiu korwet miała powstać tylko jedna. Dlaczego tak się stało? Otóż program budowy "Gawronów" nie uzyskał statusu programu rządowego i spoczął w całości na barkach Marynarki Wojennej. SLD-owski rząd wykazał wówczas zadziwiająco zbieżny z dzisiejszym podejściem rządu PO stosunek do modernizacji morskich Sił Zbrojnych.
Radykalna zmiana zamierzeń stała się początkiem końca Stoczni Marynarki Wojennej. Obecnie nikt nie wie, nie tylko kiedy, ale czy w ogóle projekt "Gawron" zostanie zrealizowany. Zapewnienia o roku 2015 jako dacie budowy korwety należy traktować tak jak bajdurzenia o autostradach na Euro. Tym samym oddala się realna szansa na to, by po gdyńskim zakładzie nie pozostały jedynie wspomnienia. Towarzysze partyjni z PO przez ostatnią czterolatkę nie tylko nie zrobili nic, by pomóc stoczni, ale z zadziwiającym uporem przyspieszali jej koniec.
Przypomnijmy jednak - nie tylko działaczom PO, którzy pamięć mają bardzo wybiórczą - że rząd PiS uznał ratowanie polskich stoczni za kwestię o strategicznym znaczeniu. Starano się uratować od zamknięcia Stocznię Szczecińską, której upadłość ogłoszono za rządów SLD w 2002 roku. Próby jej ratowania przez rząd Jarosława Kaczyńskiego na nic się zdały, ponieważ w 2008 roku, karnie wykonując rozkaz z Brukseli, rząd Donalda Tuska ją zamknął. Cóż, jakby rzekł dziadek premiera: Befehl ist Befehl... Również gdyńską Stocznię Marynarki Wojennej planowano ratować dzięki nowym zleceniom, przede wszystkim na wspomnianą korwetę. Poczynione przygotowania przekreślił minister Klich. W 2009 r., wbrew obowiązującej ustawie, wydatki na obronność kraju zmniejszono o ok. 5 mld złotych, przez co zaawansowany i strategicznie istotny projekt okrętu klasy "Gawron" nie mógł zostać zrealizowany przez SMW.
Jak Klich bubel kupował
Dla kontrastu warto przypomnieć sprawę, o której w pierwszej połowie roku wspominały niektóre media. Temat podjęli również posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Otóż były (na szczęście) minister obrony Bogdan Klich miał prowadzić w Grecji pertraktacje na temat zakupu przez stronę polską okrętu podwodnego U-214 "Papanikolis". Producentem tej jednostki jest niemiecka stocznia Thyssen Krupp Marine Systems w Kilonii. Europejskie media wielokrotnie wskazywały, że okręt, pochopnie nabyty przez Greków kilka lat temu, ma liczne i poważne usterki. Grecy przez cztery lata konsekwentnie odmawiali dokonania odbioru technicznego U-boota. Mimo wielokrotnych napraw i przeróbek, "Papanikolis" pozostawał, eufemistycznie mówiąc, daleki od doskonałości, jaką zwykło się wiązać z niemieckimi konstrukcjami. Grecja - całkiem rozsądnie - zaczęła poszukiwać sposobu wyjścia z sytuacji.
I oto w październiku 2010 r. niezastąpiony Bogdan Klich pojawił się w Grecji na targach obronnych. Przy okazji tamtejsze gazety zaczęły pisać, że kupnem okrętu-bubla zainteresowani są Polacy. Sprawa przedostała się do naszych środków przekazu. Ministerstwo Obrony Narodowej zajęło w tej sprawie symptomatyczne stanowisko: najpierw w ogóle zaprzeczano, by Klich rozmawiał o transakcji, potem zaś nie chciano oficjalnie zapewnić, że Polska nie kupi U-214, a w styczniu br. dowódca polskiej Marynarki Wojennej złożył wizytę w Grecji, gdzie rozmawiał z szefostwem tamtejszej floty. I znów zaczęto mówić o tym, że Polacy są tuż-tuż od kupna felernego okrętu, i MON znowu nabrało wody w usta... A greckie portale internetowe spekulowały nawet o cenie - mniejszej niż 300 mln euro - którą Polska gotowa była zapłacić za "Papanikolisa".
Nawet gdyby U-214 był cudem techniki, próba dokonania takiej transakcji zasługiwałaby na ostrą krytykę. Priorytetem powinno być zaangażowanie w modernizację polskich Sił Zbrojnych rodzimych stoczni. Gdyńska Stocznia Marynarki Wojennej idzie na dno, a zachowanie polityków PO przypomina bal na "Titanicu". Z tą małą różnicą, że nasza flota już nie płynie ku katastrofie, ale coraz szybciej idzie na dno...
Jakub M. Opara
Autor pełnił w latach 2005-2010 funkcję zastępcy dyrektora Gabinetu Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
|
|
|
Dodane przez prakseda
dnia wrzenia 15 2011 07:06:47 ·
9 Komentarzy ·
237 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|