|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 4
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Ostrzegam! Hej sokoły, omijajcie góry, lasy, doły... Polscy przedsiębiorcy w pułapce |
|
|
Postawmy pytanie - co takiego stało się, skąd ten zgiełk i co z niego wyniknie?
Bez zwięzłego wstępu historycznego postawienie problemu "na nogach" - moim zdaniem jest karkołomne. Do rzeczy zatem.
Od 1990 roku Polskę przygniatało ogromne bezrobocie. Było efektem obłędnej polityki kolejnych rządów od post-solidarnościowych poprzez post-komunistyczne na post-solidarnościowych bis skończywszy. Wszystkie one bezwolnie realizowały doktrynę Sachsa-Balcerowicza.
Po roku 2004 - z chwilą wejścia Polski do UE i otwarcia rynków pracy w zachodniej Europie ruszyła szeroka fala emigracji zarobkowej. Czasowo, bądź na trwałe opuściło nasz kraj, by pracować zagranicą ponad 2 miliony naszych rodaków.
Niestety, emigracja niczym "dobra zmiana" ma się dobrze i według danych za rok 2016 wyniosła co najmniej 118 tysięcy dorosłych, zdolnych do pracy, często wysoko wykształconych Polaków. Dzieje się tak pomimo, a może... właśnie z powodu pro-socjalnej polityki rządu ignorującej kreowanie dobrze płatnych miejsc pracy dla Polaków.
Jeśli cofnąć się do lat 70-tych i uzupełnić skalę ubytku wynikającą z emigracji z Polski o ponad 500 tysięcy naszych rodaków, podkreślam naszych rodaków, których "wysiedlono do Niemiec" w ramach podpisanej przez Edwarda Gierka umowy o łączeniu rodzin, plus ponad 800 tysięcy najaktywniejszych, patriotycznych działaczy Solidarności wysłanych w stanie wojennym przez Jaruzelskiego "z paszportem w jedną stronę" to otrzymamy astronomiczną liczbę około 3-4 milionów Polaków, którzy w ciągu 40 lat opuścili Polskę. Taką skalę emigracji można uznać za porównywalną ze stanem zerowego przyrostu naturalnego w ciągu 10-15 lat.
W historii narodu jest to niewyobrażalna klęska, za którą odpowiadać powinni przed Bogiem, historią, a przede wszystkim Polakami wszyscy ci, w szczególności politycy i ich poplecznicy, którzy zgotowali ten los. Najbardziej spośród nich ci, którzy mając wiedzę o tragedii lat 70-tych i 80-tych przez ponad 20 lat wolnej Polski zmuszali do emigracji zarobkowej miliony rodaków.
Niestety, my Polacy w sprawach fundamentalnych, najważniejszych dla bytu narodu i państwa nie nawykliśmy do obowiązku myślenia, troski i rozliczania za głupotę. To, co potrafimy, do czego nawykliśmy to danina krwi po popełnionych błędach.
Ponieważ emigrują z Polski najczęściej ludzie młodzi, energiczni, wykształceni, to jasnym było (niestety nie dla polityków i ich popleczników), że zacznie brakować najpierw pracowników wysoko kwalifikowanych (inżynierowie, informatycy, lekarze) a później innych grup zawodowych (budowlańcy, kierowcy, pracownicy niewykwalifikowani). Zjawisko braku rąk do pracy zaczęło nasilać się wraz z poprawą koniunktury w gospodarce światowej, która ma miejsce od ponad pięciu lat.
Ponieważ życie nie znosi próżni to w miejsce emigrujących za pracą Polaków zaczęli ściągać Ukraińcy. Początkowo znajdowali zatrudnienie w zawodach, bądź pracach niskopłatnych i nie wymagających kwalifikacji. Dziś mieszka ich w Polsce i pracuje milion, a może półtora miliona. Nie więcej niż 10-15% jest zatrudnionych oficjalnie, zdecydowana większość pracuje "na lewo". Kobiety to najczęściej opiekunki i pomoce domowe, pracownice handlu i gospodarstw rolnych. Mężczyźni pracują na budowach, w rolnictwie, w transporcie, handlu i firmach produkcyjnych. Sporadycznie Ukraińcy zatrudniani są w zawodach wysoko-kwalifikowanych. Organizują własne struktury, jak związki zawodowe, stowarzyszenia.
Jak patrzeć na sprawę z punktu widzenia polskiego interesu gospodarczego obecnie i w długim horyzoncie czasu?
Imigracja zarobkowa Ukraińców, początkowo na niewielką skalę, obudowana ideologią zatrudniania "naszych" na "Kartę Polaka", bądź uciekinierów z terenów objętych wojną oceniana była jako przejaw dobrej woli, co więcej, przynosiła korzyści obu stronom.
Po przekroczeniu pewnej skali uwidocznił się jednak konflikt płacowy między Ukraińcami a polskimi pracownikami. Ponieważ płace i dochody na Ukrainie są wielokrotnie niższe niż w Polsce, to imigranci zaakceptowali płace znacznie niższe od obowiązujących w Polsce, zaakceptowali liche warunki bytowe kierując się jednym przesłaniem - zarobić, wydać jak najmniej na utrzymanie, złotówki zamienić na dolary i wywieźć na Ukrainę.
I tak oto bez użycia siły, bez przemocy, świadomie, bądź nieświadomie zaczęła się realizować doktryna ukraińskich nacjonalistów "Lachy za San". Polegała i polega ona na wypieraniu z pracy Polaków, wymuszaniu ich emigracji zarobkowej do krajów UE. Znacznie niższy poziom płac akceptowany przez Ukraińców okazał się skutecznym narzędziem zastępowania Polaków w przedsiębiorstwach w Polsce. Nie ukrywajmy, powiedzmy to z całą mocą - proces ten był i jest wspierany i ubezpieczany błędną, a raczej obłędną polityką kolejnych rządów.
Miast uruchomić mechanizmy wzrostu dochodów i płac dla Polaków w Polsce, rządy najwyżej opodatkowują najniższe dochody z pracy. Jednocześnie premiują one rezygnację z pracy w postaci chociażby 500+. Co najgorsze, w stosunku do polskich przedsiębiorców prowadzona jest polityka pogarszania ich konkurencyjności w stosunku do kapitału zagranicznego. To on otrzymuje ulgi i zwolnienia podatkowe, preferencje kredytowe i dofinansowanie inwestycji, a nawet kurs walutowy sprzyjający transferowi zysków zagranicę.
Można obrazowo powiedzieć, że przyzwolenie na masową imigrację Ukraińców było i jest decyzją polityczną i ekonomiczną przypominającą wprowadzony przez Balcerowicza "popiwek". Podatek ten nałożony na płace radykalnie ograniczył dochody pracowników, popyt wewnętrzny a w konsekwencji przyczynił się do wzrostu bezrobocia i upadku wielu przedsiębiorstw.
Dziś bezrobocie maleje, ale nie maleje emigracja. Dziś mniej firm upada, ale mało która z polskich małych i średnich inwestuje.
Imigracja zarobkowa Ukraińców ma też poważne konsekwencje ekonomiczne. Oszczędzają oni do maksimum zarobione w Polsce pieniądze, zamieniają na dolary i transferują na Ukrainę. Skalę zjawiska oceniam dziś na około 10 miliardów dolarów rocznie. Ten proceder oznacza zmniejszenie ilości pieniądza w obiegu w Polsce, zmniejszenie popytu globalnego, a w konsekwencji spadek obrotów, dochodów, podatków i inwestycji płaconych i dokonywanych przez polskie przedsiębiorstwa.
Rodzi się pytanie - co na to NBP? Ma on przecież konstytucyjne i statutowe umocowanie by troszczyć się o polski pieniądz i kontrolę wywozu dewiz. Odpowiedź nasuwa się sama. Władze NBP wolą nie wiedzieć o procederze i w trosce o własną, ciepłą posadkę naciągnęły sobie klapki na oczy i uszy.
Imigracja zarobkowa Ukraińców, o dziwo, umyka też uwadze Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. To pierwsze skwapliwie tropiąc rodaków unikających płacenia podatków jakoś nie zauważa około miliona Ukraińców, którzy pracują i zarabiają w Polsce, a podatków nie płacą.
Co więcej, "Matka Polka od 500+" minister Elżbieta Rafalska nie widzi powodu, by zatrudnionym w Polsce Ukraińcom nie wypłacać dodatku na dzieci. Nie widzi też, że swą polityką podnoszenia płacy minimalnej "z urzędu" podnosi dochody Ukraińców i ułatwia im znalezienie pracy... na lewo.
Sumując trzeba stwierdzić, że polityka zatrudnienia w Polsce od pierwszych dni odzyskania wolności zorientowana jest na ograniczenie zatrudnienia, ograniczanie płac i dochodów z pracy, kreowanie i rozszerzanie sfery dochodów nie pochodzących z pracy (wcześniejsze emerytury, zasiłki, rozdawnictwo socjalne) oraz dochodów uzyskiwanych nielegalnie, "na lewo".
W konsekwencji wymusza to emigrację zarobkową z Polski sprzyjając jednocześnie imigracji zarobkowej do Polski ze Wschodu. Jest to polityka dezorganizacji rynku pracy, podkopywania reguł racjonalnej kalkulacji kosztów w przedsiębiorstwach i zniechęcania tą drogą do inwestowania wobec faktu niestałości reguł gry i wspierania nieuczciwej konkurencji.
Ale problem ma jeszcze przynajmniej dwa aspekty najcięższej kategorii, co gorsza o długookresowym oddziaływaniu.
Napływ taniej siły roboczej z Ukrainy sprzyja prowadzeniu i podejmowaniu działalności gospodarczej w tych dziedzinach i branżach, w których na niskich płacach daje się zarobić, bądź zarabia najwięcej. Kiedyś w podręcznikach ekonomii ten model kreowania zatrudnienia nazywano stosowaniem technik pośrednich, czyli mniej nowoczesnych, wymagających mniej kapitału w postaci maszyn, urządzeń, automatów, a zastępowania ich pracą żywą.
Czas i tendencja postępu technicznego i technologicznego wykazały, że na takim modelu gospodarczym na dłuższą metę zarobić się nie da. Co gorsza, "konserwuje" on zachowania przedsiębiorców, przeciwdziała aktywności na rzecz postępu technicznego i wynalazczości. I dlatego dziś kraj o najtańszej sile roboczej - Chiny pokazał i udowodnił, że konkurować w przemyśle światowym można tylko wtedy, gdy stosuje się najnowocześniejszą technikę i organizację pracy, a także gdy ponosi się nakłady na naukę i wykorzystuje jej osiągnięcia.
Miejsce stosowania technik pośrednich zastąpiła metoda dzielenia procesu technologicznego dla konkretnego wyrobu na czynności wymagające więcej pracy żywej a często towarzyszące temu skażenie środowiska.
Posłużmy się przykładem. Nie jest przypadkiem, że w Polsce rozwinął się import samochodów używanych, usprawnianych i "picowanych" z przeznaczeniem dla polskiego klienta. To dzięki temu Niemcy, Francuzi, Belgowie pozbywają się starych samochodów, nie muszą ponosić kosztów złomowania, a nasze "złote rączki" szczycą się, że mają co robić, że zarabiają, że "Polak potrafi" poskładać szmelc. Dla tej branży stworzono przywilej, dzięki któremu samochód importowany nie musi mieć badań technicznych w Polsce, a koszty i cena przeglądu okresowego, która jest urzędowa i z mocy ustawy powinna być aktualizowana o wskaźnik inflacji, nie została zmieniona od roku 2004.
Na tym przykładzie widać, jak ktoś w Ministerstwie Finansów skrupulatnie pilnuje, by interes importerów i picerów samochodów rozkwitał ku zadowoleniu i satysfakcji głównie niemieckich producentów aut. Rozwodzę się o imporcie samochodów używanych, bo to najbardziej jaskrawy przykład, jak krępowana jest inicjatywa, niszczona szansa odtworzenia i rozwoju własnego przemysłu samochodowego.
Przemysł ten to w chwili obecnej jeden z największych nośników postępu i nowoczesności. Polska - państwo bez mała 40-milionowe bez problemu "konsumuje" dziś ponad 500 tysięcy nowych samochodów rocznie plus bliżej nieznaną, ale oscylującą wokół 800 tysięcy - 1 miliona liczbę samochodów używanych. Mamy w Polsce zagraniczne montownie i firmy produkujące samochody, ale ich ośrodki badawcze, centra naukowe, ich "mózgi" znajdują się zagranicą. Z kolei naszym majstrom od klepania i składania importowanego szmelcu pozostaje łamanie głowy, jak staroć poskładać i przekonać ,a raczej ogłupić rodaka, że "ma okazję" kupić świetną furę.
Powtórzmy tezę - model gospodarki oparty na imporcie taniej siły roboczej z Ukrainy, polityka oparta na ograniczaniu płac Polaków wynikająca ze wspierania polityki socjalnej i rozdawnictwa skutkuje, wymusza taki rodzaj aktywności i działalności w przemyśle i usługach, gdzie postęp techniczny jest najwolniejszy, a inwestycje w kapitał trwały nisko opłacalne.
Wbrew temu, na czym zarabia i chce zarabiać świat - na pomysłach i wynalazkach, my nadal chcemy zarabiać na "znoju i trudzie".
Nie dziwota, że na apel rządzących o inwestycje przedsiębiorcy reagują często wzruszeniem ramion. Nawet najodważniejsi mają świadomość, że kontrola naszego rynku przez koncerny zachodnie, głównie niemieckie i banki zagraniczne wsparta "przychylnością" różnej maści decydentów politycznych i biurokratycznych rodzimego chowu przesądza kto, ile, kiedy i na czym może zarobić, a kto stracić.
Jest także problem dotyczący przemian w strukturze zatrudnienia w Polsce. Od 1990 roku nie dokonała się korzystna zmiana w przekroju wieś-miasto. Jest gorzej, bo wzrósł udział ludności wiejskiej. To ewenement na skalę światową. Fakt ten oznacza, że ciągle w rolnictwie "tkwi" co najmniej 15-20% siły roboczej. Przy takiej strukturze zatrudnienia - typowej dla gospodarki kraju rozwijającego się, nie można liczyć na szybki wzrost gospodarczy. Co gorsza, dopłaty bezpośrednie UE do rolnictwa sytuację pogarszają, bo skłaniają do pozostania na wsi. Z samych dopłat wielu "potrafi wyżyć".
Napływ tanich robotników zza Buga podejmujących pracę i zajęcia kiedyś wykonywane przez rodzimych chłoporobotników pogłębia i umacnia stagnację w pozostawaniu na wsi. Kiedyś "dla zarobku" mieszkańcy wsi szukali zatrudnienia po zbiorach w mieście, w budownictwie, w usługach. Dziś ich miejsca pracy zajęli Ukraińcy. Co na to polska wieś? W wielu przypadkach... "tańczy i śpiewa". Stawiam sprawę bez ogródek. Wieś coraz bardziej dzieli się na 15-20% gospodarstw wysokotowarowych (są to praktycznie przedsiębiorcy rolni) oraz liczącą ponad milion gospodarstw grupę "trwającą" na wsi i żyjącą z dopłat. Taka struktura polskiej wsi przy rosnącym napływie Ukraińców będzie zastygać i zamieniać się w skansen jeśli chodzi o formę i treść prowadzonej działalności gospodarczej.
Polscy przedsiębiorcy coraz donośniej dopominają się u władz o otwarcie polskiego rynku pracy jeszcze szerzej dla Ukraińców. Nie dziwię się temu. Dobra koniunktura od szeregu lat pozwoliła im "rozkręcić" interesy, pozaciągać kredyty, inwestować, "pobudować się". Dziś są w sytuacji, że ich firmy potrzebują ludzi, zaś zachwianie na rynku i brak rąk do pracy natychmiast spowodowałby zagrożenie dla sytuacji ekonomicznej, przyszłości ich przedsiębiorstw i ich samych. I dlatego nie mają wyboru, a skoro go nie mają, to patrząc z punktu widzenia swoich firm i krótkiej perspektywy coraz radykalniej zachowują się w poszukiwaniu pracowników, raz apelując do władz, dwa - zatrudniając "jak i kogo popadnie".
Dlatego to nie polscy przedsiębiorcy, a rząd, który w tak niekorzystnej sytuacji postawił rodzimych fabrykantów powinien dostrzec sprzeczność tkwiącą w polityce wspierania napływu Ukraińców przy jednoczesnym nawoływaniu do inwestycji. Sprzeczność ta wyraża się przykładowo w polityce niskiej kwoty wolnej od podatku i udawania, że nie widzi się jej konsekwencji dla kreowania ukrytego i nielegalnego zatrudnienia Ukraińców.
Dlatego to nie polscy przedsiębiorcy są winni, że w swych żądaniach kierują się "krótką perspektywą". Do tego zmusza ich stan rynku pracy i wynikające stąd zagrożenia dla bytu ich firm.
Rząd nie może tłumaczyć się, że nie wiedział, bądź nie rozumiał, że polska polityka imigracyjna sprzyja niemieckiej strategii "transferowania" do Polski tych działów i dziedzin gospodarki, które są pracochłonne, ekologicznie brudne i nisko dochodowe, przy jednoczesnym "wysysaniu" z naszego kraju ludzi wykształconych, energicznych, młodych. Rząd nie może tłumaczyć się, że świadomie realizuje politykę nowego, międzynarodowego podziału pracy, w którym nam, Polakom, przypada rola co najwyżej wykwalifikowanego robotnika.
Chcę być dobrze zrozumiany. Nie jestem przeciwnikiem zatrudniania Ukraińców w Polsce, gdyż na to jest dziś za późno. Chcę jednak ukazać, że kontynuacja tej polityki na coraz większą skalę przyniesie Polsce więcej szkód i problemów, za które jako pierwsi zapłacą właśnie polscy przedsiębiorcy.
Oparcie rozwoju na imigracji taniej siły roboczej w przypadku Polski przypomina leczenie choroby przez zastosowanie wyłącznie środków przeciwbólowych. Każdy pacjent poddany takiej terapii wie, a lekarz wiedzieć powinien, że w długim dystansie prowadzi ona do całkowitego zniszczenia zdrowej tkanki i innych organów. Pora zatem na całkowicie nową strategię wsparcia polskiej przedsiębiorczości.
Cały ten problem ukazuje, jak potrzebna jest reprezentacja środowisk przedsiębiorców - myślących dalekowzrocznie, z troską, mądrze, korzystających z doświadczeń i dorobku innych krajów i nauki. Tylko taka reprezentacja mająca mandat środowiska jest w stanie przestawić polską gospodarkę na właściwe tory.
Dr Dariusz Maciej Grabowski |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia stycznia 24 2018 09:39:10 ·
9 Komentarzy ·
61 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|