|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Dżuma z pocałunku Almanzora: Ustawy o związkach zawodowych |
|
|
Jak pamiętamy, Almanzor, "widząc swe roty już w beznadziejnej obronie, przeszedł przez szable, miecze i groty. Uciekł i zmylił pogonie". Ale wkrótce pojawił się w obozie Hiszpanów: "Hiszpanie - woła - na waszym progu przychodzę czołem uderzyć, przychodzę służyć waszemu Bogu, waszym prorokom uwierzyć". Był to oczywiście pozór , podobnie jak przepoczwarzenie komuny w "socjaldemokratów" podczas sławnej "transformacji ustrojowej".
Ale na tym nie koniec, bo Almanzor, na znam przyjaźni wszystkich Hiszpanów wyściskał i wycałował, aż nagle padł na ziemię i okazało się, że jest chory na dżumę. "Pocałowaniem wszczepiłem w duszę jad, co was będzie pożerać. Pójdźcie i patrzcie na me katusze, wy tak musicie umierać". W rezultacie zarażone dżumą hiszpańskie wojsko poległo co do jednego.
Kiedy w maju 1991 roku PRL-owski Almanzor był już gotów do całkowitego przepoczwarzenia, "Sejm kontraktowy" uchwalił dwie ustawy: o związkach zawodowych i o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Był to właśnie pocałunek Almanzora, w następstwie którego Polska została skazana na destabilizację wskutek manipulowania przez wywiady państw zaprzyjaźnionych związkami zawodowymi.
Ustawa o związkach zawodowych bowiem stanowiła, że związek zawodowy może założyć już 10 osób, a w jednym "zakładzie pracy" może być "więcej niż jeden" związek. Więcej niż jeden - a więc - nie wiadomo ile. Co więcej - można być członkiem więcej niż jednego związku zawodowego. Każdy z tych związków musi mieć władze, którym kierownictwo "zakładu pracy" musi zapewnić płatne zwolnienia na "działalność związkową", a poza tym korzystają z ochrony "stosunku pracy".
Gdyby w Polsce ludzie uważnie czytali ustawy, to w przedsiębiorstwie, zatrudniającym, dajmy na to, 1000 pracowników, utworzyliby co najmniej 100 związków zawodowych. Każdy pracownik należałby do wszystkich stu, a w niektórych piastowałby funkcję przewodniczącego, albo przynajmniej skarbnika, więc korzystałby z płatnych zwolnień na "działalność związkową", no i właściciel przedsiębiorstwa nie mógłby żadnego takiego związkowca zwolnić, nawet w sytuacji, gdy przystąpiliby do "rozwiązywania sporów zbiorowych", na przykład - w ramach "strajku solidarnościowego", czyli w sytuacji, gdy do szefa przedsiębiorstwa, w którym są zatrudnieni, nie mieliby żadnych pretensji, ale poprosiliby ich o strajk zaprzyjaźnieni związkowcy z innego przedsiębiorstwa, to wskutek tego również przedsiębiorstwo "niewinne" mogłoby zostać doprowadzone na granicę bankructwa.
Obydwie te ustawy były pocałunkiem Almanzora, dzięki któremu, bezpieczniacy, którzy w drugiej połowie lat 80-tych przewerbowali się na służbę do central wywiadowczych naszych przyszłych sojuszników, tymi ustawami opłacili "wpisowe"; w zamian za gwarancję ochrony przez "surową ręką sprawiedliwości", która mogłaby zrobić im kuku za dokazywanie w okresie komuny. To wpisowe polega na tym, że Polska, dzięki tym ustawom, została wystawiona na ręczne sterowanie przez wywiady, no i oczywiście - władze państw trzecich, które mają całkowicie wolną rękę w destabilizowaniu Polski - a narzędziem tych zabiegów są właśnie związki zawodowe. Czy są one naszpikowane agentami, niczym wielkanocna baba rodzynkami, podobnie jak to jest w bezpieczniackich watahach - takich badań - o ile mi wiadomo, nikt nie prowadził, no bo któż miałby to zrobić, skoro główne legowiska agentury są właśnie w bezpieczniackich watahach, które teoretycznie zostały utworzone do strzeżenie bezpieczeństwa państwa.
Ale - kto upilnuje strażników? No, już nikt.
No i teraz, w ramach politycznej wojny, którą dla emocjonalnego rozhuśtywania opinii publicznej, przedstawia obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm i obóz zdrady i zaprzaństwa, poderwani zostali nauczyciele, bodajże ze wszystkich związków, działających w "oszwiate".
Przypomina to sytuację, o której opowiadał mi mój przyjaciel, kierujący ongiś Polskimi Kolejami Państwowymi. Działało tam bodajże siedem związków zawodowych i kiedy uzgodnił coś z jednym związkiem, to zaraz następne się buntowały - bo przecież ich działacze też musieli wylegitymować się przed swoimi związkowcami, że "walczą" o ich prawa. Toteż i teraz na wszelki wypadek pan Sławomir Broniarz, ze Związku Nauczycielstwa Polskiego o proweniencji komunistycznej (działała tam jeszcze w czasach międzywojennych, słynna sowiecka "putana" Wanda Wasilewska) - zapowiada "strajk bezterminowy".
Jakie stąd płyną wnioski? Po pierwsze - trzeba zdecydowanie wyprowadzić związki zawodowe z zakładów pracy. Mogłyby sobie istnieć, ale "na mieście". Żadnych płatnych zwolnień, żadnej "ochrony stosunku pracy". Po drugie - związki zawodowe powinny - ze statusu quasi-organów władzy publicznej (mogą "reprezentować" i "bronić" również ludzi którzy do nich nie należą, bo wynegocjowane przez związki układy zbiorowe obowiązują wszystkich), powinny zostać sprowadzone do roli stowarzyszeń zwykłych. Po trzecie - w żadnym wypadku nie wolno nikomu płacić za niewykonywania pracy z powodu strajku. Jeśli związki chcą strajkować, muszą najpierw zgromadzić odpowiedni fundusz strajkowy i z niego - a nie z zaatakowanego przez nie przedsiębiorstwa - refundować swoim członkom utracone zarobki.
Jest to niezbędne zwłaszcza w spółkach Skarbu Państwa, które są zasilane pieniędzmi podatkowymi. Taki np. "LOT", dwukrotnie korzystał z pomocy publicznej, raz w wysokości 400 mln złotych i drugi raz w tej samej kwocie.
Nawiasem mówiąc, "LOT" podobnie jak wiele innych spółek Skarbu Państwa, jest żerowiskiem bezpieczniackich watah, przede wszystkim - bezpieki wojskowej, czyli WSI - tej gangreny na ciele III Rzeczypospolitej. Wprawdzie WSI już "nie ma", ale ta nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, bo pieczołowicie kompletowana i uplasowana w kluczowych punktach państwa i życia publicznego, przecież nie zniknęła.
I wreszcie - trzeba niezwłocznie zlikwidować państwowy monopol edukacyjny, Ministerstwo Edukacji, a sektor oświatowy - sprywatyzować. Państwo powinno zmniejszyć obywatelom podatki pobierane dotąd pod pretekstem, że rząd uczy dzieci, a wtedy obywatele płaciliby za edukację dzieci, a nauczyciele poczuliby nad sobą bat. Gdyby biurokracja się temu sprzeciwiała, możliwe jest rozwiązanie pośrednie w postaci bonu edukacyjnego. Struktura biurokratyczna pozostałaby wprawdzie nietknięta, ale obywatele zyskaliby swobodę wyboru, i szkół i programów.
W jednych szkołach pan prezydent Trzaskowski uczyłby dzieci masturbacji i osiągania przyjemności z dotykania własnego i cudzego ciała, a w innych szkołach dzieci uczyłyby się czytania i pisania, rachunków, języka polskiego, historii, geografii - i tak dalej. Jeśli ktoś chciałby zapłacić za nauczanie swoich dzieci masturbacji, to trudno - ale nie sądzę, żeby takich wariatów było wielu, bo póki co wariaci są w mniejszości.
Stanisław Michalkiewicz |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia marca 23 2019 13:46:35 ·
9 Komentarzy ·
181 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|