|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Blok jastrzębi wokół Polski? |
|
|
Pominięto skrzętnie fakt, że w praktyce pozycja ustrojowa prezydenta na Litwie jest tylko nieco mocniejsza od potencjału prerogatyw jego polskiego odpowiednika, a już na pewno nie dotyczy spraw z zakresu polityki wewnętrznej, za jakie uważa się w Wilnie kwestie praw mniejszości polskiej. Ma natomiast Gitanas Nauseda pewien wpływ na kształt polityki zagranicznej i obronnej swojego państwa. I to właśnie w tej sferze znajdują się najważniejsze wątki relacji polsko-litewskich. Przy czym trudno tu mówić o partnerskiej współpracy, a rzecz dotyczy raczej wspólnej realizacji dyrektyw przychodzących do obu krajów z jednego centrum decyzyjnego.
W ślad za uwieńczoną już sukcesem operacją ściągnięcia obcych sił zbrojnych na terytorium Polski, za przykładem Warszawy zdaje się iść także Wilno. Władze Polski stworzyły precedensowy, jak się okazało, model wprowadzenia jednostek amerykańskich na własną prośbę, w poczuciu ogólnego zagrożenia ze strony rzekomo wyjątkowo agresywnej po 2014 roku Federacji Rosyjskiej. Waszyngtońscy stratedzy na Polsce jednak swojej ekspansji nie zamierzają zatrzymywać. I tak oto rozpoczęła się oficjalnie, po uprzednim kilkuletnim propagandowym przygotowaniu, operacja rozszerzenia obecności US Army na terytorium litewskim. W przypadku obu krajów jej scenariusz jest dość podobny. Po zmasowanej medialno-politycznej propagandzie uzasadniającej konieczność protektoratu silnego zaoceańskiego sojusznika, przychodzi czas na konkretne apele i prośby ze strony polityków. Spośród litewskich decydentów jako jeden z pierwszych w tej sprawie wystąpił minister obrony Raimundas Karoblis, jeden z tych szefów resortów, wobec których jeszcze przed rekonstrukcją rządu pełne zaufanie wyraził prezydent Nauseda.
Karoblis wypowiedział się dla branżowego, popularnego wśród przedstawicieli sektora militarno-przemysłowego i wojskowych, amerykańskiego magazynu i portalu "Defence News". "Stany Zjednoczone są najpotężniejszym sojusznikiem, a wywołany przez nie efekt odstraszający jest nieporównywalnie większy od tego, który mogliby wywołać inni sojusznicy. Jestem przekonany, że Rosja nie ośmieliłaby się rzucać wyzwania NATO, jeśli jednostki armii Stanów Zjednoczonych stacjonowałyby na stałe w trzech państwach bałtyckich" - oznajmił szef litewskiego resortu obrony. Jego zdaniem powinny być to właśnie siły amerykańskie, a zatem nie chodzi o istniejący już format obecności NATO na Litwie, Łotwie i w Estonii. Zaproponował też, by w składzie każdego z zapraszanych amerykańskich batalionów znalazły się oddziały obrony przeciwlotniczej.
Jeszcze wcześniej przedstawiciele neokonserwatywnej, bliźniaczej wobec PiS litewskiej opozycji - Związku Ojczyzny - Litewskich Chrześcijańskich Demokratów - wystąpili z pełnym poparciem dla koncepcji powstania stałych baz amerykańskich w Polsce. Posłowie tej programowo występującej przeciwko prawom mniejszości polskiej na Litwie partii Audronius Ažubalis i Laurynas Kasčiunas jeszcze w marcu zaapelowali do rządu o zadeklarowanie przez Wilno partycypacji finansowej w utrzymaniu wojsk amerykańskich w Polsce, co oczywiście było wyłącznie rodzajem politycznej demonstracji. Ich inicjatywa posłużyła argumentem dla oficjalnego poparcia, którego premier Litwy udzielił Andrzejowi Dudzie w jego poniżających zabiegach o zgodę Donalda Trumpa na bazy podczas wizyty w Waszyngtonie. Następnie ówczesna prezydent Litwy Dalia Grybauskaite zaapelowała do Polski i Stanów Zjednoczonych, by ich wojska rozlokowane zostały jak najbliżej polsko-litewskiej granicy.
W ostatnich latach zdecydowanie wzrósł poziom militaryzacji krajów sąsiadujących z Rosją od zachodu; liczebność samych tylko sił szybkiego reagowania zwiększyła się w ciągu dwóch lat z 25 do 40 tys. żołnierzy. Dotyczy to właśnie przede wszystkim regionu północnego tzw. wschodniej flanki NATO, a zatem w szczególności Polski i wszystkich trzech państw bałtyckich. Karoblis nieprzypadkowo wyraził życzenie, by siły zbrojne Stanów znalazły się nie tylko na Litwie, ale również na Łotwie i w Estonii. Także przedstawiciele tych dwóch ostatnich krajów, wprawdzie nieco niższego szczebla, zaczynają wspominać o takim postulacie. Wpisywali się w ten sposób w retorykę zaprezentowaną w opublikowanych w ostatnim czasie dokumentach amerykańskich.
W opracowaniu Akademii Obrony NATO przeczytać można m.in.: "Obecnie wojska amerykańskie rozlokowane są na stałe w Polsce, lecz nie w państwach bałtyckich. Wobec faktu, iż Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej zrównują swój potencjał do potencjału SZA, brak obecności amerykańskich baz w tych krajach może skrajnie negatywnie wpłynie na poziom odstraszania NATO". Frakcja jastrzębi wśród amerykańskich elit w czerwcu zaproponowała w Kongresie przyjęcie projektu uchwały, w którym stwierdza, że "Stany Zjednoczone powinny stanąć na czele wielostronnych działań na rzecz wypracowania strategii nakierowanej na pogłębienie współpracy z Litwą, Łotwą, Estonią, sojusznikami z NATO i innymi partnerami w regionie w celu powstrzymania agresji Federacji Rosyjskiej w regionie bałtyckim".
Reakcja Moskwy na wzrost poziomu militaryzacji u jej północno-zachodnich granic może być tylko jedna - wzmocnienie własnego potencjału na tym obszarze. Trzeba pamiętać, że zdaniem ekspertów bazy na tym terenie mogą w przypadku ewentualnego konfliktu stanowić zagrożenie dla Kaliningradu i Sankt Petersburga. W ten sposób dochodzi do przywoływanej w charakterze dyżurnego straszaka m.in. w Polsce zwiększania zdolności obronnych obwodu kaliningradzkiego, a także do zacieśnienia współpracy wojskowej z Białorusią. Działania rosyjskie stanowią zatem jedyną racjonalną geostrategicznie odpowiedź na kroki ze strony potencjalnego przeciwnika, sojuszu, którego członkowie wprost przyznają, że Federację Rosyjską postrzegają w charakterze zagrożenia. Wyścig zbrojeń w basenie Morza Bałtyckiego będzie zatem trwał nadal, jednak warto pamiętać, która ze stron była jego inicjatorem.
Sytuację w dość bezpośredni sposób skomentował po wypowiedzi Karoblisa wiceprzewodniczący Komisji Obrony Dumy Państwowej Aleksandr Szerin. "Nasz kraj może się bronić, ale nie atakować. Nie mamy żadnych planów agresji przeciwko Pribałtyce. Wszyscy jednak rozumiemy, że w krajach bałtyckich władzę sprawują marionetkowe, sterowane przez Waszyngton reżimy, a ich przywódcy ogłaszają to, co im każą mówić zza oceanu. I jeśli Amerykanie chcą rozmieszczenia swoich wzmocnionych batalionów w pobliżu naszych granic zapewniających im zasięg do naszej Północnej Stolicy (Sankt Petersburga - przyp. MP), to wykorzystują takich działaczy, jak Karoblis. Litewski minister nie mówi o tym, co narodziło się w jego głowie z miłości do własnego narodu i ojczyzny, lecz wygłasza tekst przygotowany mu przez jego zwierzchników" - stwierdził rosyjski parlamentarzysta.
Jakie geopolityczne wnioski wysnuć można z powyższych faktów? Po pierwsze, Litwa, Łotwa i Estonia mają, obok Polski, stanowić bazę wypadową Waszyngtonu w przypadku ewentualnej konfrontacji militarnej z Rosją. Jest ona, rzecz jasna, bardzo mało prawdopodobna, ale z całą pewnością nasycenie regionu bazami obcych wojsk nie będzie służyło poprawie atmosfery. Polska i trzy kraje bałtyckie mają stać się wysuniętym przyczółkiem amerykańskim na północnym wschodzie, kierunku szczególnie istotnym po osłabieniu więzi z odcinkiem południowo-wschodnim w wyniku dyplomatycznego i ekonomicznego konfliktu na linii Waszyngton - Ankara. Trzeba się zatem liczyć z dalszą intensyfikacją zbrojeń. Po drugie, rozdrażniona tymi działaniami Rosja może zdecydowanie głośniej domagać się respektowania pozbawionej obywatelstwa części populacji krajów bałtyckich (Łotwa i Estonia) rosyjskiego pochodzenia. Po trzecie, w odpowiedzi na te działania dochodzić może - podobnie jak w przypadku Polski - do stosowania represji wobec opozycji w tych krajach, czego najlepszym przykładem jest na Litwie sprawa Algirdasa Paleckisa, od dziesięciu miesięcy siedzącego w areszcie. Po czwarte, plan atlantyckiego uzależnienia kilku krajów Europy Środkowej i Wschodniej powiązany może być z próbą sabotowania na poziomie Unii Europejskiej inicjatywy pogłębienia wspólnej europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony. Po czwarte, w czterech wspomnianych krajach dochodzić będzie do transakcji skrajnie korzystnych dla amerykańskiego kompleksu militarno-przemysłowego.
Przejdźmy do skutków powyższych zdarzeń dla Polski. Warszawa, wbrew swoim nadziejom, nie zostanie żadnym regionalnym liderem, a co najwyżej lokalnym centrum koordynacyjnym i zapleczem dla mniejszych wasali Waszyngtonu. Aktywność Polski w sferze, w której nie posiada żadnych żywotnych interesów przyniesie zatem sporo kosztów, również na arenie europejskiej, gdzie działania te uznane zostaną za kolejny przejaw istnienia amerykańskiej V kolumny na Starym Kontynencie. Bliskość z krajami bałtyckimi doprowadzi do kolejnego zaostrzenia retoryki antyrosyjskiej przez Warszawę. Różnica tkwić będzie wyłącznie w poziomie rozsądku i pragmatyzmu: kraje bałtyckie z Rosją handlują i utrzymują regularne relacje.
Polska, jako jastrząb w wśród jastrzębi, relacje nie tylko z Moskwą, ale też kwestię wsparcia dla polskiej mniejszości poświęcać będzie na ołtarzu obrony krajów bałtyckich przed potencjalnym agresorem. Była to immanentna cecha polityki Lecha Kaczyńskiego przyjaźniącego się z amerykańskim Litwinem Valdasem Adamkusem. Dokładnie tym samym szlakiem podąża PiS i Andrzej Duda. Sumienne wypełnianie instrukcji neokonserwatywnych amerykańskich jastrzębi to bowiem, jak pokazuje praktyka, szczyt ich intelektualnych i politycznych możliwości.
dr Mateusz Piskorski
Myśl Polska, nr 31-32 (28.07-4.08.2019) |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia lipca 27 2019 13:57:25 ·
9 Komentarzy ·
221 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|