|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
I nie miłować ciężko i miłować |
|
|
"Nie potępiamy w czambuł wszystkich księży - deklarował Notatnik Agitatora. - Cenimy księży-patriotów..." - i tak dalej. A po czym można było poznać, czy ksiądz jest patriotą, czy nie? Po tym, czy słuchał się partii, ewentualnie bezpieczniaków, czy też się nie słuchał. Jak się nie słuchał, to "my" go "w czambuł", no a jak się słuchał, to takiego "cenimy". Ale jakże nie cenić takiego, co się słucha?
Doskonale zrozumiał to francuski prezydent Mikołaj Sarkozy z pierwszorzędnymi korzeniami. Złożył on mianowicie Kościołowi ofertę treści następującej: jeśli Kościół zaakceptuje zasadę laickości Republiki, czyli - w przełożeniu na język ludzki - zrezygnuje z wszelkiego przywództwa moralnego, degradując się do organizacji socjalno-charytatywnej z elementami przemysłu rozrywkowego, to może nawet liczyć na finansowanie przez Republikę, a jeśli nie - to wojna.
Słowem - Żywa Cerkiew a la russe - co jest o tyle oczywiste, że Związek Radziecki obecnie przesunął się na Zachód i właśnie tam bije serce komunistycznej rewolucji. W takiej sytuacji nic dziwnego, że i prezydent Sarkozy wpada na te same pomysły, co wcześniej Józef Stalin.
Jednym z elementów nowej rewolucyjnej taktyki jest wspieranie wszelkich dewiacji, zarówno intelektualnych, jak i seksualnych, bo właśnie one najlepiej nadają się do rozmywania, a następnie unicestwiania organicznych więzi społecznych. Toteż z jednej strony forsowana jest ideologia gender, będąca uperfumowaną i upudrowaną wersją łysenkizmu, a z drugiej - promowanie wszelkich zboczeń, dla których wymyślono skrót LGBT (Lesbian, Gay, Transseksual, Transgender), obejmujący również osoby tzw. "niebinarne", to znaczy takie, które nie mogą zdecydować się, do jakiej płci należą.
Jak widzimy, powstała straszliwa wiedza ("powstała wnet straszliwa wiedza, że byt się zgęszcza i rozrzedza"). Zboczenia były również i przedtem, ale nikomu, a specjalnie Stalinowi nie przyszło do głowy, by wprząc je do rydwanu komunistycznej rewolucji. Nowym rewolucjonistom, tym co w roku 1968 wykrzykiwali, że "zabrania się zabraniać" - zwłaszcza gżenia się wszystkich ze wszystkimi - przyszło to do głowy przede wszystkim, z tym, że pierwotne hasło zostało nieco zmodyfikowane: dzisiaj "zabrania się zabraniać" zboczeńcom propagowania zboczeń.
Bojownicy rewolucji - jak to bojownicy - działają na tym odcinku, na który rzuciła ich partia. Toteż jedni organizują "marsze równości", podczas gdy inni - próbują oduraczyć tak zwane katolickie masy tak zwaną "miłością Chrystusową".
No i właśnie w miesięczniku "Więź", który za pierwszej komuny był odkrywką tak zwanych katolików postępowych, których najwybitniejszym przedstawicielem, a zarazem redaktorem naczelnym, był znany z "postawy służebnej" Tadeusz Mazowiecki. Ale nie był to jedyny organ środowiska zawodowych katolików, bo też było kilka takich środowisk, które nawet - bywało - żarły się między sobą, ale nie z powodu odmiennego rozumienia religijnych dogmatów, tylko zwyczajnie - o pieniądze, które partia wydzieliła dla nich w postaci dochodów z przedsiębiorstwa "Libella", produkującego słynnego "Ludwika".
Bo inny oddział zawodowych katolików, z tym, że jeszcze bardziej postępowych, otrzymał od samego Iwana Sierowa koncesję na przedsiębiorstwo "Inco-Veritas", które obracało chemią gospodarczą i dewocjonaliami. Dochody z tych chemikaliów i dewocjonaliów częściowo były obracane na wydawanie gazet i książek - bywało, że całkiem udanych. Trochę nużące są te prehistoryczne wspominki, ale trudno - bo wydają się niezbędne, by zrozumieć - jak to powiadają Rosjanie - czym dyszyt ta cała "Więź".
Otóż 8 lipca ukazała się w "Więzi" publikacja 30-letniego pana Bartosza Bartosika, w postaci listu biskupów, jakiego autor i tak zwani "apostołowie świeccy", czyli inaczej mówiąc - aktywiści - bardzo by pragnęli. A dlaczego bardzo by pragnęli? Przede wszystkim oczywiście dla miłości Chrystusowej, to jasne, jak budowa cepa, ale również w celu stopniowego oswajania i tresowania społeczności katolickiej do tego, co starsi i mądrzejsi dla niej przeznaczyli.
Toteż w pierwszych słowach swego listu autor wyraża wdzięczność "wszystkim osobom, działaczom, duszpasterzom, wspólnotom i organizacjom, które w życiu kościelnym i świeckim działają na rzecz duchowego rozwoju i aktywizacji społecznej osób LGBT". Nie ma mowy o porzuceniu "sprośnych błędów Niebu obrzydłych", tylko o "doskonaleniu duchowym" - ale w ramach LGBT.
No dobrze - ale na czym w takim razie ma polegać to "doskonalenie duchowe"? Ano, skoro nie na porzuceniu sprośnych błędów, tylko na tym, by zaspokajać swoje erotyczne potrzeby "po Bożemu". O tym, że to jest możliwe, przekonują nas ubeckie materiały z podglądów i podsłuchów w konstancińskiej willi członka Rady Państwa Jerzego Zawieyskiego, nawiasem mówiąc - brzydkiego, jak noc.
Jak wiadomo, Jerzy Zawieyski, z pierwszorzędnymi korzeniami i również pod tym względem podobny do feldkurata Otona Katza z "Przygód dobrego wojaka Szwejka", został zawodowym katolikiem, który do sodomii i gomorii miał już nie skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość, niczym Jacek Kuroń do "herbatki". No i zdarzyło się - o czym ubeccy podglądacze rutynowo meldują - że odbyła się tam homoseksualna orgia, której uczestnicy - również osoby duchowne - w dobrym chmielu, na golasa śpiewali po łacinie "Te Deum laudamus".
Skoro tedy sprawę "rozwoju duchowego" mamy już załatwioną, możemy przejść do kwestii następnej, mianowicie do miłości Chrystusowej. Pan Bartosik przypomina, że najważniejszym przykazaniem jest przykazanie miłości Boga i bliźniego - a "nakaz miłości bliźniego odnosi się, rzecz jasna, również do osób LGBT, wśród których wielu jest przecież uczniów i uczennic Chrystusa".
No dobrze; to już wiemy, że osoby LGBT mamy "miłować" - bez względu na to, co by to konkretnie miało znaczyć tym bardziej, że w tej sytuacji one powinny "miłować" też i nas. Ale co w takim razie oznacza, że mamy "miłować Boga"? Pan Jezus to wyjaśnił, że chodzi o to, by przestrzegać przykazań, między innymi przykazania "nie cudzołóż", które najogólniej biorąc, sugeruje konieczność panowania nad instynktem płciowym.
W tej sytuacji nie da się ukryć, że między "miłowaniem" osób LGBT i "miłowaniem Boga" zachodzi potężna, być może nawet nieusuwalna sprzeczność. Bo posłuchajmy, co w tej sprawie ma do powiedzenia Pan Jezus: "jeśli brat twój zgrzeszy przeciwko tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik." Okazuje się, że granice "miłowania" zostały dość wyraźnie nakreślone i żadnej amikoszonerii tu być nie może.
Tymczasem pod koniec wyłazi szydło z worka, bo okazuje się, że te wszystkie zaklęcia zostały wypowiedziane w kontekście awantury w firmie IKEA, która zwolniła pracownika za zacytowanie, co Biblia ma do powiedzenia na temat gorszycieli - a pojęcie to obejmuje propagowanie zboczeń. "W zakładzie pracy nie ma miejsca na słowa, które mogą być odczytane, jako nawoływanie do przemocy." - powiada pan Bartosz Bartosik.
Jak widzimy, również rzewne opowieści o "miłowaniu" mogą być przydatne w ograniczaniu swobody wypowiedzi. Dlaczego jednak pan Bartosik postanowił dać biskupom lekcję akurat teraz? Tego oczywiście nie wiem, ale możliwe jest, że "Więź" przed jesiennymi wyborami składa Episkopatowi ofertę zawieszenia broni. Sodomici trochę się utemperują, jeśli nawet zrobią jakąś "paradę", to już bez antychrześcijańskich akcentów - ale Kościół też musi wykonać gest dobrej woli w stosunku do sodomitów. W innym czasie może ta oferta nie byłaby warta zachodu, ale tak się złożyło, że duchowieństwo zostało zapędzone w kozi róg oskarżeniami o pedofilię, pan Sekielski zapowiada emisję drugiej część swojego filmu, podobno jeszcze bardziej pikantną od pierwszej, zaś pan Patryk Vega też się uwija na odcinku demaskowania, więc sytuacja nie jest wesoła.
Niczego wykluczyć nie można i być może właśnie dlatego dwaj biskupi: Frankowski i Dec tak zaporowo wystąpili niedawno na Jasnej Górze. W odpowiedzi pani Aleksandra Klich alarmuje, że Kościół w Polsce stosuje przemoc, na razie werbalną. Żydowska gazeta dla Polaków, jak zwykle pozostaje w awangardzie rewolucji i nieubłaganym palcem wskazuje cele do odstrzału.
Stanisław Michalkiewicz |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia lipca 29 2019 06:54:36 ·
9 Komentarzy ·
218 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|