|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Trump i Biden – zwycięstwo polaryzacji i "dosypanych głosów” |
|
|
Znany nam schemat
I ma to przecież głęboki sens - przecież gdyby amerykański wyborca miał chwilę zastanowić się, to przecież nawet on, w głębi swego intelektu doszedłby, że na ważnym dla niego poziomie naprawdę różnice między kandydatami Demokratów i Republikanów są kosmetyczne.
A tak jedni nadal będą mogli skupić się na nienawidzeniu tych drugich, nawet nie próbując wychylić się poza system. Co zresztą sprawdza się przecież nie tylko w Największej Demokracji Świata...
I nawet radykalnie daleko posunięta polaryzacja nie wydaje się być realnym zagrożeniem dla amerykańskiego bipolu, a przeciwnie - choćby i miało dojść tam do kolejnych awantur, ba, wręcz walk na ulicach, to przecież... ludzi u nich mnogo. A takie emocje jak szybko wybuchają, tak się i wypalają, znowu bez naruszania podstaw wykonawczej dla korporacji podspółki, znanej pod znakiem towarowym USA. Co, to też wam coś przypomina? No, popatrzcie, kto by pomyślał…
COVIDostrach kontra LOCKDOWNoopór
Właściwie jedyne, co w rezultatach amerykańskiego głosowania można uznać za ciekawe - to faktycznie jego rozbieżność z sondażami, jednak z powodów odmiennych niż mają na myśli ci od razu opowiadający o fałszerstwach. Oto bowiem można niemal na pewno założyć, że kreatorzy wyników wyborczych z amerykańskich sondażowi sądzili, że mogą bezpiecznie zagrać na wysoką porażkę Trumpa - bazując m.in. na wypróbowanym w Europie strachu przed COVIDem.
Prezydent USA miał polec przygnieciony dziesięciopunktową przewagą, wśród krzyków, jak to przez niego umierają ludzie, a przecież można było wszystkich (na wzór europejski) zamknąć! Tymczasem ekipa Białego Domu nie po raz pierwszy wykazała się lepszym rozpoznaniem socjologicznym i zapozycjonowała swojego kandydata jako ostatniego obrońcę gospodarki przed lockdownem i jego skutkami. Pozwoliło to Trumpowi, mimo niezrealizowania niemal żadnej obietnicy wyborczej sprzed lat czterech (może oprócz tych związanych z miłością do "Izraela") nadrobić straty i nawiązując walkę przegrać w efektownym, modnym w Stanach od paru kampanii, a opisanym wyżej stylu polaryzacyjnym.
Niezależnie od nastawienia do samego amerykańskiego cyrku wyborczego - konfrontacja tak sprofilowanych postaw pokazuje więc potencjał opozycji anylockdownowej, jeśli tylko nie ulega ona COVIDzastraszeniu i opiera mu się także/zwłaszcza na poziomie politycznym. Oczywiście też, główny nurt zaczyna się otrząsać i zaraz zapewne przeczytamy, że "Trump przegrał przez swoją nieudolność w walce z COVIDem". Fakty są jednak takie, że mimo swego fatalnego położenia pierwotnego - O MAŁO NIE WYGRAŁ dzięki krytykowaniu lockdownu. I szkoda, że tego akurat z poligonu politycznego naszego hegemona skopiować nie umiemy!
Kres systemu? Jeszcze nie, ale...
Reasumując więc - mamy do czynienia ze zbliżaniem się amerykańskiego systemu partyjnego do ostatecznego wyczerpania. Być może bowiem za cztery lata GOP na powrót wypuści do cyrku wyborczego znowu jakiegoś establishmentowego nudziarza, a niby to przeciwnie, może nawet w trakcie nadchodzącej kampanii demokratycznego sklerotyka-pedofila zastąpi jego podhodowana na niby radykałkę zastępczyni.
Niewiele to już jednak zmieni. Jasne, Ameryka jest tak wspaniałym państwem, że system potrafi tam sam wygenerować kandydatów tak antysystemowych jak Trump i naturalnych jak Obama, więc jeszcze długo może próbować zajmować emocjonującymi niczym szósta liga islandzka starciami "Marco Rubio vs. Kemala Harris" czy coś w tym guście.
Realnie jednak w nieskończoność tak się nie da - nie można w bez końca obiecywać "skupienia się wreszcie na problemach zwykłych Amerykanów", przy jednoczesnym stróżowaniu i podpalaniu zarazem reszty świata. Bo jeśli Amerykanie NAPRAWDĘ sami nie zrobią u siebie porządku - to w końcu uczynią to za nich Chińczycy...
Kto górą - ten wrogiem Polski...
I już tylko zupełnie krótko - czy zmiana w Białym Domu oznacza coś dla Polski? I nie, i tak. Nie, bo lokując się w hierarchii globalnej jako ochotnicze Jeszcze-Za-Puerto-Rico nie liczymy się właściwie w ogóle w nadrzędnych celach geopolityki amerykańskiej, niezależnie od tego której z grup interesu cele będzie ona realizować.
Co najwyżej może nastąpić powrót do nieco bardziej uładzonego namiestnictwa, realizowanego raczej trzcinką niż maczugą, a przynajmniej mniej jawnie, co powinno w sumie ucieszyć ostatnio kapkę upokarzaną warstwę wykonawców polityki zarządczej w Polsce.
Ale i też i jakaś tam korekta jest możliwa, o ile powróci też konfrontacyjny styl amerykańskiej polityki antyrosyjskiej, co oznaczałoby dla nas ponowne przywiązanie do US czołgów grzejących silniki na Wschód. Ktoś powie - to fatalnie, żywi z tego nie ujdziemy. Ktoś inny jednak może zauważyć, że i tak lepsze to niż obecny peryferyjny zastój, w którym znalazła się III RP. Realnie zaś, Polacy znajdują się w bynajmniej nie do pozazdroszczenia pozycji odwróconego Talleyranda - kto by nie był w Stanach górą, ten dla nas wrogiem...
Tak czy inaczej jednak - realne zmiany polityki światowej zachodzą wszak bez naszego udziału, a w istocie i poza naszą percepcją, zostaje więc jedynie obserwować ich dalekie echa i cienie, udostępniane dla rozrywki światowej, w tym polskiej widowni.
Konrad Rękas
konserwatyzm.pl |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia listopada 08 2020 00:59:08 ·
9 Komentarzy ·
99 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|