|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Dodrukujemy sobie euro |
|
|
Rozpoczęty wczoraj w Cannes szczyt G20 zdominowała sprawa Grecji i zapowiedzianego przez premiera tego kraju Jeoriosa Papandreu referendum w sprawie przyjęcia pakietu pomocowego. Według przywódców eurostrefy, wynik referendum w praktyce przesądzi o tym, czy Grecja pozostanie w strefie euro. W przeddzień szczytu kanclerz Angela Merkel i prezydent Nicolas Sarkozy naradzali się z przedstawicielami międzynarodowych instytucji finansowych nad nowymi scenariuszami ograniczenia strat, które niepomiernie się zwiększą wskutek decyzji Grecji. Jeśli Grecy nie przyjmą pomocy finansowej na spłatę swojego zadłużenia oraz planu drastycznych oszczędności budżetowych, wierzyciele, tj. banki europejskie i instytucje publiczne, już w najbliższych dniach nie zobaczą swoich pieniędzy, a Grecja znajdzie się poza strefą euro. To ostatnie oznaczałoby powrót Grecji do drachmy zdewaluowanej do euro w stosunku np. 1 drachma równa 15 centów. Przeliczenie długów tego kraju po takim kursie naraziłoby jej wierzycieli na dalsze 80-90-procentowe straty. Scenariusz ten spędza sen z powiek przywódców eurostrefy, którzy dwoją się i troją, by jednak wycisnąć z Greków spłatę nawet za cenę zafundowania tamtejszemu społeczeństwu kilkudziesięciu lat biedy i wyrzeczeń.
Papandreu na dywaniku
Premier Papandreu, pomysłodawca referendum, wezwany został do Cannes na dywanik. Merkel i Sarkozy ostrzegli, że dopóki nie rozstrzygnie się ostatecznie, czy Grecja pozostaje w eurostrefie, kraj nie dostanie od europejskich partnerów ani euro. To potężny środek nacisku, ponieważ oznacza, że rząd w Atenach, któremu w połowie grudnia skończą się pieniądze, nie miałby z czego wypłacić pensji dla budżetówki. Mimo to jedynym efektem nacisków na greckiego premiera jest jego decyzja o przyspieszeniu terminu rozstrzygającego referendum, które miałoby się odbyć już 4 grudnia. Czy się odbędzie - nie wiadomo, bo nawet w rządzącej partii PASOK ma ono przeciwników. Przeciwko referendum wypowiedział się minister finansów Grecji Ewangelos Wenizelos, a i sam premier Papandreu oświadczył, że może anulować głosowanie, jeśli opozycja wesprze program oszczędności budżetowych. Dlatego nie jest pewne, czy w piątkowym głosowaniu nad wotum zaufania Papandreu utrzyma się przy władzy oraz czy parlament zaakceptuje decyzję o rozpisaniu referendum. Trwają naciski przeciwników, by premier podał się do dymisji. BBC podała, iż Papandreu może ogłosić dymisję już po południu, choć wcześniej rzecznik rządu dementował tego rodzaju informacje. Alternatywą dla jego rządu mógłby być rząd koalicyjny pod kierunkiem byłego wiceszefa Europejskiego Banku Centralnego Lukasa Papademosa, który odrzuciłby referendalne plany i poddał kraj trudnej terapii. Zdaniem greckiego publicysty Jasona Manolopulosa, źródłem greckiego zadłużenia i deficytu finansów publicznych jest dysfunkcjonalny i przeżarty korupcją model sprawowania władzy. Długi, których spłatą Europa chce obciążyć greckie społeczeństwo, wykreowane zostały w dużej mierze przez skorumpowanych urzędników organizujących ustawiane przetargi publiczne. Bez reformy systemu rządzenia Grecja, jego zdaniem, nie jest w stanie funkcjonować w strefie euro, nawet jeśli zredukowane zostaną jej długi i uzyska wsparcie finansowe.
Euro bez wyjścia
W debatę nad kryzysem greckim włączyła się Komisja Europejska, która oświadczyła, że traktat nie przewiduje procedury wyjścia kraju ze strefy euro. - Grecja musiałaby opuścić Unię Europejską - poinformowała KE.
Według unijnego eksperta think-tanku Benedicty Marzinotto, opuszczenie Unii przez Grecję i powrót do drachmy sprawi, że kraj ten znajdzie się w kompletnej izolacji, poza strefą wolnego handlu i przepływu osób, pozbawiony zaufania rynków i dopływu funduszy ze Wspólnoty. - Grecja wyjdzie z Unii jako bankrut, ponieważ nie otrzyma ostatniej transzy pomocy - 8 mld euro, nie będzie w stanie refinansować swego długu i wypadnie z rynku - ocenia ekspert. Ale przyznaje, że własna, słaba waluta pozwoliłaby Grecji uzyskać wzrost gospodarczy i zarabiać na eksporcie. Kraj ten wytwarza 2 proc. PKB eurostrefy i odpowiada za 4 proc. PKB jej długów.
Wczoraj rano przed otwarciem szczytu G20 zebrał się w sprawie Grecji miniszczyt złożony z przywódców Niemiec, Francji, Hiszpanii i Włoch oraz przedstawicieli Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej.
Przywódców z całego świata przybyłych do Cannes na szczyt G20 powitał, jak widać, kompletny chaos w eurostrefie. Nic więc dziwnego, że - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - nie spieszyli się ze składaniem deklaracji pomocy dla pogrążonych w kryzysie krajów wspólnej waluty.
- Europa musi przede wszystkim sama rozwiązać problem swojego zadłużenia - powiedział prezydent Chin Hu Jintao po rozmowie z prezydentem Francji. Paryż bardzo liczył na chińską ofertę zaangażowania w Europejskim Funduszu Stabilizacji Finansowej. Według chińskiego prezydenta, szczyt G20 musi wysłać w świat jasny sygnał konieczności utrzymania wzrostu i stabilizacji gospodarczej. Chiny dysponują nadwyżką walutową w kwocie 3,2 bln USD. Ich dotychczasowe zaangażowanie w Europie wynosi ok. 550 mld euro. Na G20 goszczą przywódcy prężnie rozwijających się krajów wschodzących - Chin, Indii i Brazylii, także przywódcy Federacji Rosyjskiej.
- Chiny ustawiły się z boku i patrzą, "jaka piękna katastrofa" - ocenia Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK.
- Kraje wschodzące nie są skłonne ryzykować wchodzenia w EFSF, ponieważ jest on skonstruowany na wzór credit default swap, bardzo ryzykownego instrumentu pochodnego - uważa Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Rzecz w tym, że Fundusz ubezpiecza straty inwestorów za pomocą gwarancji ufundowanych przez kraje, które same są zagrożone kryzysem. Tego rodzaju "ubezpieczenie" okaże się kompletnie bezwartościowe, jeśli w eurostrefie ruszy domino bankructw - uważa finansista.
Tymczasem w Chinach nasila się presja społeczna na chiński rząd, aby nie angażował rezerw w pomoc dla eurostrefy. Setki tysięcy chińskich internautów postuluje w swoich wpisach, aby rząd zajął się społecznymi i gospodarczymi problemami wewnętrznymi Kraju Środka, zamiast inwestować w europejskie gospodarki dobrobytu.
Wobec kurczenia się możliwości pomocy krajów wschodzących Europejski Bank Centralny pierwszego dnia urzędowania nowego szefa - Włocha Mario Draghi, obniżył stopy procentowe do 1,25 proc., co jest jednoznaczne z rezygnacją z walki z inflacją i przyjęciem przez EBC za główny cel pobudzenia gospodarki i walki z bezrobociem.
- Zważywszy, że obecna inflacja na poziomie 3 proc. grubo przekracza cel inflacyjny Europejskiego Banku Centralnego i jest najwyższa od trzech lat, decyzja o obniżce stóp jest dowodem na rozpaczliwą sytuację w eurostrefie, która znajduje się na granicy recesji - uważa Jerzy Bielewicz.
W tym samym dniu szef amerykańskiego FED Ben Bernanke nakreślił plany kolejnej, trzeciej fali "luzowania monetarnego". Oznacza to, że obaj szefowie banków centralnych puszczają właśnie prasy drukarskie w ruch.
Małgorzata Goss |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia listopada 04 2011 07:44:39 ·
9 Komentarzy ·
203 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|