|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 8
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Co się stało z Polakami? Na kanwie wspomnień okupacyjnych! |
|
|
Wypada podkreślić, że BÓJ O WILNO
BÓJ W LWÓW
BÓJ O WARSZAWĘ
MIAŁY MIEJSCE W TYM SAMYM CZASIE - LATEM 1944.
Walki o te miasta odbywały się na polecenie MI6 - wydziału VI Dywersji i Sabotażu.
Podkreślam!!!
AK nie miało żadnej bezpośredniej łączności z tzw. Rządem londyńskim. MI6 przekazywał depesze z kraju niejeden raz po 6 miesiącach.
Żaden łącznik nie mógł skontaktować się z Rządem londyńskim bez wiedzy i zgody MI6.
To, że AK podlegało Rządowi londyńskiemu jest nieprawdą. Wszelkie dokumenty np. dotyczące zamachu na gen. Sikorskiego, nawet te zebrane przez polski wywiad, zostały przez Rząd angielski utajnione na następne 50 lat.
Warto więc zapoznać się z faktami i odpowiedzieć sobie na proste pytanie:
Dlaczego Anglicy ukrywają te fakty wymienione poniżej?
Bezpośrednim agentem przynoszącym rozkaz rozpoczęcia walk, był niejaki Retinger. Retinger był tym samym agentem, który brał udział w wymordowaniu ok. 5000 księży w czasie tzw. rewolucji meksykańskiej.
Retinger został "nadwornym" sekretarzem gen. Sikorskiego. Opuścił go tylko dwa razy, raz w 1943 roku w locie z Kanady, podobno samolot miał mieć awarię. Drugi raz, w czasie lotu do Gibraltaru. Dokładny opis znajduje się w księdze podwodnego okrętu niemieckiego, który właśnie przygotowywał się do wystrzelenia torped. Trzeci raz, drogi RETINGERA KRZYŻUJĄ SIĘ Z NASZĄ HISTORIĄ PRZED WYBUCHEM WALK.
Wywiad Ak udowodnił, że ten szpieg kontaktował się zarówno z czerwonymi jak i z Gestapo. AK wydało na niego wyrok. W TV na początku lat 90. puszczono wywiad żołnierza AK, który ten wyrok otrucia Retingera, wykonał. Płk Osmanek przed wykonaniem wyroku kazał żołnierzowi podzielić truciznę na dwie części, ponieważ na wszelki wypadek chciał zachować drugą część jak mówił, dla powtórzenia zamachu. Retinger zachorował w piątek i samolot odleciał bez niego. Po kilku dniach Londyn przysłał ponownie samolot po Retingera, nie zważając na trudności lotu do Warszawy i niebezpieczeństwo zestrzelenia.
Płk Osamenk nigdy nie wytłumaczył się, dlaczego zbojkotował wyrok na Retingera.
Moja ponad 40- letnia praca nauczyciela akademickiego upoważnia mnie do twierdzenia, że od co najmniej lat 70. ubiegłego wieku, następuje systematyczne niszczenie oświaty i nauki w Kraju nad Wisłą.
"Wiadomem jest, że społeczeństwa istnieć nie mogą jedynie życiem materialnym, że nawet najpotężniejsze nagromadzenie zasobów materialnych, nie tworzy jeszcze ani państwa ani narodu, jako ciało nie stanowi człowieka. Czem duch dla człowieka, tem dla społeczeństwa myśl wspólna. Duch odróżnia człowieka od zwierzęcia, myśl wspólna odróżnia społeczeństwo od gromady zwierząt; ona daje mu wyższy, wzniosły cel, który staje się czynnikiem zachowawczym, bo stwarza siłę ożywcza, która dopiero zdolną jest doprowadzić do równowagi, rządzić i kierować materialnymi zasobami. Społeczeństwa żyjące jako państwa, różne mogą mieć cele, różne tem samym cele odżywcze; zbawcze, jeżeli zgodne z ich powołaniem, zgubne, jeżeli stoją z nim w sprzeczności. Dla społeczeństwa, które przestało istnieć w kształcie państwowym, najwznioślejszym, najszczytniejszym celem musi być odzyskanie jest odzyskanie tego kształtu, a siła odżywczą myśl i dążenie do niepodległości.
To nie ulega wątpliwości i przyznają to mędrcy, powtarzają głupcy, stwierdzają dzieje.
Idzie jednak o środki, a rozpoznanie takowych i ich wybór, dla społeczeństw, które przestały być państwami, równa się obraniu zbawczego lub zgubnego celu, przez społeczeństwo żyjące jako państwo.
Nie tylko najpotężniejszym środkiem ale koniecznym warunkiem odzyskania kształtów państwowych jest zachowanie bytu narodowego. Dla społeczeństwa zatem podbitego i państwowo upadłego, najwznioślejszym i najszczytniejszym celem jest odzyskanie niepodległości, ale najpierwszym obowiązkiem być musi zachowanie bytu narodowego. Gdyby zatem siłą ożywczą stały się dla społeczeństwa, które przestało być państwem, myśli i dążenia do niepodległości pochłaniające byt narodowy, siłą ta zamiast twórcza, byłaby niwecząca cel ze środkiem, bo byt narodowy jest warunkiem koniecznym.
Zatem utrzymanie bytu narodowego musi się stać celem dla siebie i stać się siłą ożywczą, musi zapanować i górować nad wzniosłością i szczytnością odzyskania niepodległości; do tego trzeba, aby poczucie obowiązku zapanowało nad życzeniami, rozsądek zwalczał wyobraźnię."[St.Kożmian; Rzecz o roku 1863]
"Podobnie jak po 1794 roku Polska upadła bez jęku, bez jęku leżała przez cały wiek XIX. i teraz leży bez jęku. Na próżno historycy nasi imionami zacnych synów chcą ocalić rdzeń narodu od potępienia, na próżno szlachetne porywy znikomej garstki usiłują podnieść do znaczenia bohaterskiej walki całego narodu, na próżno usprawiedliwiają obojętność ogółu liczebną przewagą zaborców." Listy z okopów 1922.
Trzeba przypomnieć, że na ok. 120 tzw. rodów "hrabiowskich", aż 65 zostało kupionych pomiędzy 1794 - 1806, a jeszcze w 1656 toku Sejm Rzeczypospolitej podjął uchwałę, że "gardłem karać będzie każdego kto tytuły zagraniczne przyjmować będzie".
"Nie można również pominąć zgubnego oddziaływania błędnie wykładanych narodowi własnych dziejów, które raczej próżność w nim rozwijają, niż utwierdzały trafny o własnych siłach sąd [St.Kożmian; Rzecz o roku 1863]."
Już na samym początku powstania II Rzeczypospolitej, świadomie popełniono straszny błąd pozostawiając tzw. naukowców galicyjskich na stanowiskach uniwersyteckich. Podobny błąd, również świadomie popełniono po 1990 roku. Jak można twierdzić, że człowiek, który pisywał panegiryki o stanie wojennym, nagle ulegnie przefarbowaniu i zacznie pisać prawdę?
Współcześnie, niszczenie oświaty, a więc bytu narodowego rozpoczęło się po przekupieniu tzw. aparatu partyjnego z gensekiem Gierkiem rzekomymi pożyczkami, które poszły na wielkie budowle socjalizmu takie jak rurociągi, celulozownię zabajkalską, energetykę atomową, czy wojnę w Afganistanie. Proszę zauważyć,że ćwierć wieku po rzekomej zmianie ustroju, nadal żaden historyk zawodowy - państwowy nie chce opracować materiałów dotyczących udziału Polski w awanturze afgańskiej? A przecież to ostatni moment. Żyją jeszcze świadkowie tych wydarzeń. Potem będą tylko konfabulacje, albo tak modne obecnie opieranie się na dokumentach fabrykowanych pod biurkiem i po faktach. Dziwi mnie ta komunistyczna cecha opierania się na dokumentach, a nie na świadkach. Szczególnie na dokumentach wytwarzanych w określonym celu, tj. uzasadnienia takich, a nie innych działań grup trzymających władzę. I o to widocznie chodzi.
Po przeprowadzonej reformie szkolnictwa, zgodnie ze starymi zaleceniami agenta Du Pointa z 1774 roku działającego pod nazwą Komisji Edukacji Narodowej, ponad 80% społeczeństwa pozbawiono nauki historii. Historię mogli "wytwarzać" tylko urzędnicy rządowi zatrudnieni na państwowych posadach. Jak uczy doświadczenie, ani w okresie 50 lat po wojnie, ani po ostatnich 25 latach, ŻADEN oficjalny ośrodek nie podjął pracy opracowania tzw. białych plam.
1. Po wojnie nie opracowano sprawy dezercji, aż 6 "polskich" generałów w kampanii 1939roku. Porzucenie przez nich oddziałów przyczyniło się bezpośrednio do klęski Armii.
2. Po wojnie, pomimo istnienia pojęcia "zimna wojna", czyli ciąg dalszy, nie opracowano faktu istnienia polskich obozów karnych dla ludzi uważających Sowietów za przeciwników, a znajdujących się na terenie Anglii i USA. A przecież w owym czasie, państwa te były przedstawiane jako przeciwnicy i wrogowie.
3. Po wojnie nie opracowano sprawy mordów ponad 100 000 ludzi w latach 1918 - 1945, poprzez zatopienie ich na "Morzu Białym".
4. Po 90 roku nie opracowano, ani tzw. sprawy afgańskiej, ani żadnej innej z wymienionych powyżej.
5. Analiza publikacji wykonanych przez IPN i inne ośrodki wskazuje, że modnymi tematami były sprawy niszczenia Żydów, ale w bardzo specyficzny sposób widziane, vide sprawa Jedwabnego, i przerwanie badań ekshumacyjnych na wniosek L.Kaczyńskiego z jednej strony i nagłaśnianie problemu przez mass media z drugiej strony.
6. Zdecydowana większość publikacji dotyczy dwóch tematów, tzw. żydowskiego i ukraińskiego, stanowiących tak naprawdę margines historii Polski. Oba tematy są wyolbrzymiane, a historia dotycząca większości społeczeństwa żyjącego nad Wisłą i Bugiem jest marginalizowana.
7. W związku z tym, a może przede wszystkim, grupa reprezentująca władze i aktorzy sceny politycznej, poprzez różne socjotechniczne sztuczki wymazują z podręczników fakty dotyczące historii Polski.
Jak to podał Stanisław Kośmian przed prawie 150 laty, historia stanowi byt narodowy. Wymazanie z pamięci tego faktu powoduje, że społeczeństwa stają się bezwładną masą łatwą do manipulowania.
Jeszcze większe spustoszenie powodują zafałszowania historii, czyli przedstawianie hipotez jako faktów, albo wręcz podawanie nieprawdy. Największą szkodę wyrządza się jednak wtedy, kiedy te konfabulacje trafiają do podręczników szkolnych. Poprzez odpowiednie manipulacje zarówno liczbą godzin lekcyjnych jak i zakresem i tematami, które wolno omawiać na lekcjach, dokonuje się takiego prania mózgów, że uczeń czasami wie, iż była Bitwa pod Grunwaldem, ale zupełnie nie ma pojęcia dlaczego. Podobnie zresztą to samo dzieje się z nauczycielami po 1990 roku. Prawie 100 % spośród nich nie wie, kim był jego dziadek czy pradziadek, co robił, gdzie pracował. I o to chodzi w publicznym systemie edukacji wprowadzonym do Polski w 1774 roku.
Na całe szczęście żyją jeszcze ludzie, którzy rozumieją istotę bytu narodowego i jego związku z historią. Zgłosił się do naszego "Muzeum Sybir pro memento" p. Lechosław Witkowski, z zaskakującymi materiałami.
Pan ten, w zapomnianych okolicznościach, pełniąc funkcję drukarza podziemnej Solidarności, w roku 1984 otrzymał dziwną kasetę magnetofonową. Kaseta ta zawierała zeznania świadków zbrodni popełnionej przez NKWD na Polakach na terenach ziemi rzeszowskiej, a konkretnie w miejscowości Turza, w drugiej połowie 1944 roku.
Zapis magnetofonowy dotyczył zeznań bezpośrednich świadków tych zbrodni zapisanych przez kapelana AK w okresu wojny, ks. Pelca proboszcza z Sokołowa, zmarłego 03.sierpnia 1984 roku.
Przesłuchanie taśmy tak wstrząsnęło p.L.Witkowskim, że bał się ją komukolwiek pokazywać i wieczorami przepisywał cały zapis na maszynie, a następnie na domowej roboty powielaczu skopiował wiele razy. Kopie te rozprowadzał w środowisku swoich dobrych znajomych.
Jego zeznania potwierdza wycinek Nowego Dziennika z 3-4 stycznia 1987 roku z Londynu [Stamford, Bridgeport, New Haven Ludwig Wagner].
Autor artykułu w Nowym Dzienniku podaje, że do LONDYNU DOTARŁA kaseta z owymi zeznaniami nagranymi przez ks.Pelca oraz ta 14- stronicowa broszurka zapisu magnetofonowego.
W obiegu istniała jeszcze jedna kopia tych zeznań już z obrazkami i lepszej jakości druku wydana przez niezależną oficynę z zaznaczeniem: przedruk.
Dlaczego to wyjaśnienie jest takie ważne ?
Cały zapis magnetofonowy zeznań świadków nagrany przez ks. Pelca dotyczy bowiem mordów dokonywanych przez NKWD zaraz po wkroczeniu do Polski w 1944 roku. Do 1990 roku nikt nie śmiał nawet wspomnieć o takich zbrodniach. Nawet po 1990 roku dziwnie mało publikacji Głównej Komisji do spraw Badania Zbrodni na Narodzie Polskim jak i IPN dotyka sprawy mordów sowieckich. Nie mówię o dokładnym wyjaśnieniu czy zbadaniu. A sprawa jest bardzo istotna.
W wielkim skrócie:
W 1946 roku spis wykazał, że pomiędzy 1938, a 1946 rokiem ubyło 13-14 milionów Polaków. Różnie to szacowano, ale generalnie przyjęto, że ponad 6 milionów zostało zamordowanych przez Niemców w obozach koncentracyjnych lub rozstrzelanych w zorganizowanych masakrach, vide Mordy w Bydgoszczy w 1939 roku.
Zdecydowana większość tych ofiar miała zginąć w Oświęcimiu - Auschwitz . Jednak w 1990 roku Dyrekcja Muzeum w Oświęcimiu zmieniła liczbę ofiar redukując ich ilość o 80%, do nieco ponad miliona.
Nikt z aktorów sceny politycznej nie zastanowił się nad konsekwencjami takiej redukcji. Nagle brak jakiegokolwiek wyjaśnienia, gdzie podziało się ponad 5 milionów Polaków.
Nie wiem gdzie się podziali ci ludzie, ale jednym z wyjaśnień może być historia opowiedziana przez świadków takich zdarzeń, a zanotowana przez ks. Pelca i drukowana przez Lechosława Witkowskiego - "Ku pamięci".
Takich miejsc jest dużo więcej. Na przykład w Gdańsku, na końcu dawnej ul. K.Marksa, a obecnie J. Hallera, idąc w stronę morza, niedaleko od brzegu, po stronie prawej znajdował się cmentarz, a przy cmentarzu strzelnica. Jak zeznają świadkowie okolicznych domów, w latach 1946- 49 [niektórzy twierdzą, że do 52/3], nocami słychać było salwy oddawane w tej strzelnicy, a następnego dnia można było na cmentarzu oglądać świeże mogiły.
Kilka lat temu cmentarz został sprzedany deweloperowi, który wybudował na nim sześć apartamentowców.
Żaden etatowy - państwowy historyk nie chce się pokusić na opisanie tej historii likwidacji Narodu Polskiego.
Poniżej podaję zeznania świadków zbrodni w lasach turzańskich
Zapis z taśmy magnetofonowej;
Świadek pierwszy, żołnierz AK o pseudonimie "TANK".
"Był rok 1944 jesień, wtedy gdy sztab Koniewa kwaterował na Mazurach, tj. około początku września, w Sokołowie była szkoła NKWD - około 120 ludzi, którzy poszukiwali członków AK. Jak sztab Koniewa stał na Mazurach, to poszczególne wydziały były rozrzucane po całym terenie. W Trzebusce stało sadownictwo, które zorganizowało obóz [lagier] w domach mieszkalnych, z których wyrzucono ludzi i w ziemiankach, na terenie starej cegielni.
Mimo, że NKWD wszystko robiło w ukryciu, myśmy się dowiedzieli, że jest grupa więźniów, których trzymają pod silną strażą. Właściwie zainteresowało nas to, że jak wyprowadzali ich na spacer, to byli oni w mundurach. Większość była w mundurach polskich.
Jedną grupę trzymali w dołach; w takich ziemiankach, a drugą grupę - po wysiedleniu gospodarza o nazwisku Jan Rumak - osadzili w jego domu, gdzie najpierw powybijali szyby i zabili okna deskami.
Byli tam oficerowie w mundurach polskich, byli też jacyś cywile, ale ich było mało. Prawdopodobnie był tam jakiś generał.
Raz podeszły pod dom pana Rumaka dzieci bawić się i tam usłyszały głos z domku: "dzieci to tu jest Polska?". Jedno z dzieci powiedziało to ojcu.
Pan Rumak zbadał sytuację i udało mu się podejść pod dom, mimo straży NKWD. Spytał się: "Co chcecie ?" Usłyszał głos, który powiedział, że jest z Kresów Wschodnich, podał adres i prosił o powiadomienie żony. Pan Rumak z tym adresem udał się do Wojtka Pikora, który przekazał sprawę księdzu Pelcowi.
Po jakim czasie przyjechały dwie kobiety i zatrzymały się u sąsiada [wskazanego przez ks.Pelca], który obiecał im umożliwić kontakt z mężami.
Między strażnikami NKWD był taki Wasyl, z którym za wódkę można było wszystko załatwić. Kiedy on miał służbę dali mu tyle wódki, że się upił. Tak doszło do spotkania tych kobiet z mężami uwięzionymi w domu pana Rumaka.
Niestety, widzenie trwało bardzo krótko, gdyż jak kobiety zobaczyły w jakim oni są stanie, to rozpłakały się. Gdy Wasyl usłyszał te lamenty, mimo, że był pijany przestraszył się swojego czynu i przerwał to widzenie .Potem kobiety wyjechały.
Dom i plac na który wyprowadzali ich na spacery został ogrodzony wysokim płotem z desek. Jak to długo trwało, nie pamiętam. Pewnego dnia zostały podstawione samochody i wywieźli ich tymi samochodami. Ale jak to się mówi, ludzie nie śpią, zauważyli, że samochody zostały skierowane przez Trzebusko w stronę lasu koło Turzy.
Lasy koło Turzy były państwowe, ale zaraz od strony Sokołowa, po drugiej stronie Trzebuszki są przyległe lasy prywatne. Oni trafili [ Sowieci] na las prywatny [ówczesny właściciel - p.Gładzik], bo gdyby Sowieci trafili na las państwowy, to nie wiadomo czy by się to wydało.
Po jakimś czasie ludzie zaczęli mówić, że w tym lesie - na skraju - są jakieś groby.
Myśmy to usłyszeli i jako akowcy, których jeszcze garstka została [bo dużo wywieźli do Rosji, dużo aresztowali, a część uciekła na inne tereny Polski] zmówiliśmy się i w kilku poszliśmy szukać tych grobów.
Właśnie w tym prywatnym lesie trafiliśmy na masowe groby. Były one tak świetnie zamaskowane, że jakby kto nie wiedział o ich istnieniu, to by się nawet nie domyślał, że stoi na masowym grobie. Myśmy się zastanawiali gdzie podziała się ziemia z tych olbrzymich dołów, gdyż nie było widać żadnych pagórków. Na wierzchu grobów był mech i normalne poszycie leśne.
Rozpoczęliśmy rozkopywać jeden z grobów. Warstwa ziemi przykrywała pierwszych zamordowanych. Wynosiła ona ok. 70 cm. Czy była tam jedna czy więcej warstw ludzkich ciał, trudno powiedzieć, gdyż z grobu bił straszny odór. Trzeba zaznaczyć, że odkopania grobu dokonaliśmy gdzieś po dwóch miesiącach, około listopada. Odór był tak straszny, że nie można było wytrzymać i musieliśmy zmieniać się co parę minut. W grobach była maź czerwono - ruda, zmieszana z ziemią. Myśmy się zastanawiali co to jest ta maź, która wydziela taki straszny odór.
Grób, który odkopaliśmy miał wymiary: szerokość - na wysokość człowieka, a długość ok. 15 metrów.
Takich grobów było siedem, a niektórzy mówią, że dziewięć. Myśmy wszystkich grobów nie mogliśmy odnaleźć, bo były bardzo dobrze zamaskowane. Jedynie dokładnie ten las spenetrował właściciel.
Myśmy odkopali tylko jeden grób. Ciała leżały obok siebie w tej mazi. Dopiero potem doszliśmy do przekonania, dlaczego właściwie był taki odór. Okazało się, że był to "grób rzeźnia", gdyż NKWD-dziści nie rozstrzeliwali więźniów, tylko zarzynali nożem i ta masa to była krew uchodząca z mordowanych [podkreślenie L.W].
Dopiero niedawno jedna z kobiet, u której mieszkał strażnik NKWD mówiła, że tej nocy co wywieźli więźniów z domu pana Rumaka, strażnik przyszedł spity i załamany. Udał się do tej kobiety z prośbą, aby ona przyprowadziła księdza, bo on tej nocy podrzynał gardła tym więźniom, bo Stalin skazał: - "kulka kosztuje trzydzieści kopiejek" to oni z powodu oszczędności podrzynali gardła tym więźniom [ podkreślenie L.W.].
Ale może robili to tak, aby nie było słychać strzałów? Ponieważ strażnik był pijany i w okolicy nie było księdza, na tym się skończyło.
Na drzewach rosnących nad grobami zostały wycięte krzyże. Nie tylko nad tym grobem, co myśmy odkopali, ale i nad pozostałymi, które odnaleźli ludzie.
Według moich obliczeń, w domu pana Rumaka, w domu spółdzielni i w jamach na terenie starej cegielni, było jednorazowo ok. 150 ludzi.
O dokonaniu tego mordu nikt nie wiedział, jedynie nieliczni mieszkańcy tej okolicy. Tylko my, byli akowcy, w ramach WiN przesyłaliśmy o tym meldunki, ale już wtedy łączność się rwała i nie wiadomo gdzie te meldunki utknęły."
Pan L.Witkowski zbierał osobiście materiał do tej sprawy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
PS. Te doły zwane ziemiankami, są pospolitym sposobem przechowywania więźniów w Azji. Młodsze pokolenie może to zobaczyć na filmach z Rambo.
Gdańsk 28.01.2015
Uzupełniono sierpień 2021.
PS. Nie udzielam porad ludziom "zaszczepionym" tym świństwem rzekomo na stiupid-19, ponieważ do dnia dzisiejszego:
po pierwsze, nie wyizolowano tego wirusa,
po drugie, nie opublikowano składu tego szajsu!!!
dan w dniu 14 sierpnia tj w dniu świętego Maksymiliana Kolbe
Rajmund Kolbe urodził się w Zduńskiej Woli koło Łodzi 8 stycznia 1894 r. Był drugim z kolei dzieckiem, jego rodzice trudnili się chałupniczym tkactwem. Rodzina posiadała tylko jedną, dużą izbę: w kącie stał piec kuchenny, z drugiej strony cztery warsztaty tkackie, a za przepierzeniem była sypialnia. We wnęce znajdowała się na stoliku figurka Matki Bożej, przy której rodzina rozpoczynała i kończyła modlitwą każdy dzień.
Rodzice, chociaż ubodzy, byli jednak przesiąknięci duchem katolickim i polskim. Należeli do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Ojciec Rajmunda bardzo czynnie udzielał się w parafii. Należał do konspiracji i swoim synom często czytał patriotyczne książki. Pierwsze nauki Rajmund pobierał w domu. Nie było bowiem wtedy szkół polskich, a rodzice nie chcieli posyłać dzieci do szkół rosyjskich. Rajmund sam więc uczył się czytania, pisania i rachunków. Wkrótce zaczął pomagać rodzicom w sklepie. Zdradzał bowiem zdolności matematyczne.
Od najwcześniejszych lat Rajmund wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej. Jako mały chłopiec kupił sobie figurkę Niepokalanej. Nie był jednak chłopcem idealnym. Pewnego dnia na widok swawoli syna matka odezwała się do niego z wyrzutem: "Mundziu, co z ciebie będzie?" Chłopak zawstydził się i spoważniał; odtąd zaczął oddawać się modlitwie przy domowym ołtarzyku. Miał ok. 12 lat, kiedy prosił Matkę Bożą, aby Ona sama odpowiedziała mu, kim będzie. Jak opowiadał później mamie, pokazała mu się wtedy Maryja trzymająca dwie korony: jedną białą i drugą czerwoną, i zapytała, czy chce je otrzymać. "Biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, czerwona - że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę. Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i zniknęła". Działo się to w kościele parafialnym w Pabianicach.
W roku 1907 w parafii pabianickiej po raz pierwszy od dziesiątków lat odbywały się misje. Prowadził je franciszkanin, o. Peregryn Haczela ze Lwowa. Na jednej z nauk misjonarz zachęcił chłopców, by wstąpili do zakonu św. Franciszka. Nauki zakonnicy udzielali za darmo w gimnazjum we Lwowie. Pod wpływem przeprowadzonej misji Rajmund ze swoim starszym bratem, Franciszkiem, postanowił wstąpić do franciszkanów konwentualnych. Za pozwoleniem rodziców obaj udali się do małego seminarium we Lwowie. W rok potem (1908) poszedł w ich ślady także najmłodszy brat, Józef. W gimnazjum Rajmund wybijał się w matematyce i fizyce. https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-14a.php3
dr J. Jaśkowski |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia sierpnia 15 2021 08:38:32 ·
9 Komentarzy ·
139 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|