|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
"Aby wygrać kolejne wybory Partia Jarosława Kaczyńskiego musi przejść gruntowną renowację" |
|
|
Polskie Stronnictwo Ludowe
Parafrazując Benjamina Franklina można powiedzieć: "w życiu tylko trzy rzeczy są pewne: śmierć, podatki i Waldemar Pawlak". PSL od początku III RP jest stałym elementem parlamentarnej układanki, pomimo faktu, że nigdy nie udało mu się osiągnąć zwycięstwa. Jest to wynikiem przyjętej postawy, którą można śmiało wyprowadzać jeszcze z czasów ZSL, czyli koniunkturalnej gry z władzą na rzecz realizacji konkretnych interesów danej grupy. Ludowcy nie wytworzyli żadnej holistycznej narracji, nie przyjęli żadnej ideologii (pomijając okres wiary w agraryzm, który szybko się zakończył), co pozwoliło im współuczestniczyć w sprawowaniu władzy (choć pod różnymi szyldami) zarówno w czasach piłsudczykowskich, PRL-u jak i centroprawicowego rządu Hanny Suchockiej. Brak ideologii mogącej przyciągnąć szersze rzesze wyborców Ludowcy zastąpili jawnym klientelizmem i ideową bezbarwnością. Opowiadanie się za szeroko rozumianymi wartościami chrześcijańskimi, demokracją i sprawiedliwością społeczną pozwala Stronnictwu być kompatybilnym z każdym ugrupowaniem działającym na polskiej scenie politycznej.
PSL jest partią która bezpośrednio wpisuję się w Kitcheltowski model rządzenia transakcyjnego, gdzie poparcie polityczne jest udzielane w zamian za realizacje postulatów konkrentych grup interesu. W tym przypadku jest to z jednej strony klasa rolników, zarówno tych wielko- jak i mało obszarowych oraz cała kasta kasta powiązanych na zasadzie patronatu drobnych urzędników. Poparcie udzielane tu jest na zasadzie racjonalnej, indywidualnej kalkulacji ekonomicznej, co daje dużo trwalsze poparcie niż na przykład oparte na emocjach i resentymencie głosowanie za Samoobroną. Legendarne chociażby są relacje premiera Pawlaka z Ochotniczą Strażą Pożarną czy nepotyzm w podporządkowanych jego ministerstwu agencjom takich jak Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
PSL w czasach koalicji z doskonale wywiązał się ze swoich zadań nie pozwalając ruszyć Platformie swoich kluczowych dziedzin zainteresowania. Mogli także wysoko licytować wiedząc, że dla ich koalicjanta dwie alternatywy wobec ugody z Ludowcami czyli przedterminowe wybory lub koalicja z SLD są mocno zagrażające wizerunkowi partii koncyliacyjnej, spokojnej i odpowiedzialnej, a zarazem unikającej bezpośredniego łączenia z lewicą. Dziś PSL jest w znacznie mniej komfortowej sytuacji. Pomimo, iż nadal jest najbardziej pożądanym koalicjantem wyrosły obok niego dwie alternatywy, których koszt przyjęcia jest relatywnie niski. Dodatkowo Waldemar Pawlak ma problem ze swoją minister pracy Jolantą Fedak, która z jednej strony jest wśród najgorzej ocenianych ministrów oraz otrzymała fatalny wynik wyborczy, a z drugiej ma bardzo silne zaplecze w terenie oraz osobiste koneksje z prezesem.
Sojusz Lewicy Demokratycznej
Sojusz był jednym z integralnych elementów demokratycznych przemian po '89 roku. Powielił on schemat bardzo wielu bliźniaczych środowisk lewicowych z innych krajów postkomunistycznych. Rządząca partia komunistyczna, przechodzi pozorne nawrócenie na demokrację, wchodzi w logikę jej systemu, zachowując przy okazji wszystkie zasoby, takie jak majątek, kontakty, wpływy w służbach specjalnych, wykształconą elitę. PZPR wchodziła w okres transformacji z dosyć jasnym planem: powyższe atuty miały zostać wykorzystane do utrzymania faktycznej władzy w nowej, liberalnej logice systemu.
Już na początku lat 80 zaczął się proces uwłaszczania nomenklatury partyjnej, pozwalający dużej części aparatu państwa tworzyć III Rzeczpospolitą na zasadach przez nich ustalonych. Pomimo iż utracili władzę formalną cały kapitał wcześniej zgromadzony pozwolił wytworzyć sieć powiązań gospodarczych stanowiących bazę dla gospodarki, co dawało faktyczny wpływ na rzeczywistość (Nie bez przyczyny większość osób umieszczonych na liście stu najbogatszych polaków magazynu WPROST ma jakieś powiązania z komunistyczną władzą lub służabmi). Środowiska liberalne w Polsce przymykały oko na tak funkcjonujący system, uważając, że owe powiązanie środowisk postkomunistycznych z biznesem pozwoli spokojnie się bogacić reszcie społeczeństwa, a kapitał będzie racjonalnie lokowany.
W praktyce SLD stało na straży statusu quo systemu nieefektywnego i destrukcyjnego. Środowiska biznesowe udzielały sojuszowi poparcia w zamian za utrzymywanie wielu branżowych przywilejów, ograniczanie konkurencyjności oraz niskie zobowiązania najbogatszych (obniżanie podatków dla przedsiębiorców, nieefektywny system skarbowy, potężne ilości ulg). Resztę społeczeństwa niekorzystającego na transformacji przyciągano sentymentem za ochroną socjalną okresu PRL (to dla ludzi z niższych warstw społecznych) oraz prorozwojową, proeuropejską, retoryką (to dla elit). Takie zarządzanie partią pozwoliło Sojuszowi dwukrotnie zdobywać władzę, w tym raz blisko z 42% poparciem w 2001 roku.
Sytuacja dla Sojuszu odwróciła się wraz z wybuchem afery Rywina. Ta prawdziwa bomba ukazała społeczeństwu prawdziwe mechanizmy władzy, gdzie wielki biznes i polityka przenikają się bezpośrednio, a zapisy ustawowe to tylko kwestia odpowiedniej sumy. W wyniku tych wydarzeń Sojusz utracił swoje wpływy, gdyż w oczach elit powiązanie z politykami lewicy było zbyt niebezpieczne wizerunkowo, a dla reszty społeczeństwa okazali się oni organizacją quasi przestępczą. Elementy ich narracji zostały rozdzielone pomiędzy dwie młode prawicowe partie, gdzie PO przejęło liberalizm, afirmację przemian trzeciej rzeczpospolitej, akceptację biznesu i elit, prorozwojowość i proeuropejskość, a PiS zagospodarował retorykę wykluczenia, tęskontę za bezpieczeństwem.
W tej sytuacji SLD nie trzymało w rękach już żadnych atutów i musiało poszukiwać nowej legitymizacji. Miało nią być zbliżenie ze środowiskiem byłej Unii Wolności postulowane przez prezydenta Kwaśniewskiego (które nota bene było naturalne) i odmłodzenie wizerunku partii. Zagrania te jednak nie okazały się skuteczne i SLD od 2004 roku regularnie notuje coraz gorsze wyniki.
Obecnie SLD jest w fatalnej pozycji. Ostatnie miejsce w parlamencie jest policzkiem dla dawnych, wciąż wpływowych lokalnych baronów, którzy teraz domagają się głowy przewodniczącego. Sam przewodniczący zdezerterował zaraz po ogłoszeniu wyników i Sojusz pozostaje bez przywódcy. Z dawnego kapitału zarówno społecznego, który w większości kooptowało PO i finansowego, który został roztrwoniony w niewyjaśnionych okolicznościach (casus Rozbratu) nie pozostało nic. Pozycja koalicyjna jest równie żałosna, gdyż sam Sojusz nie ma żadnej siły przetargowej, jako że wizerunkowo jest bodaj najgorszym koalicjantem, a jakikolwiek udział we władzy byłby dla nich darem niebios. Ponadto Platforma pokazała, że bez większego wysiłku potrafi podbierać lewicy najwartościowszych posłów jak Rosati, Arłukowicz, Borowski. Kolejnym ciosem dla SLD było pojawienie się partii Janusza Palikota, który zdecydowanie lepiej zagospodarował kulturowe postulaty lewicy, wybrzmiewające z ust polityków sojuszu dotychczas niezwykle cicho, gdyż powszechnie wiadomo, że większość ich elektoratu jak i aparatu była konserwatywna światopoglądowo.
Receptą na kryzys ma być powrót Żelaznego Kanclerza - Leszka Millera. Miller pokazał, że posiada duży talent organizacyjny, przez lata niebytu potrafił zachować sporą część dawnych wpływów. Dla wielu członków SLD uosabia on lata świetności, a wyborcy częściowo zapomnieli jego udział w aferze Rywina. Ponadto został on nagrodzony nagrodą specjalną BCC, co może zwiastować ponowne zbliżenie się środowisk wielkiego biznesu z lewą stroną sceny politycznej. Byłoby to posunięcie logiczne, gdyż nadzieje pokładane w Platformie okazały się być płonne, gdyż oczekiwana liberalizacja nie nastąpiła, a jedynie zachowano status quo. Ponadto Leszek Miller postanowił nieco szerzej wypełniać zalecenie swojej ukochanej "Trzeciej Drogi" Giddensa i zamierza otworzyć partię na problemy osób LGBT, ekologiczne, wykluczenia czy kulturę, w czym miałby pomóc sojusz ze środwiskiem Krytyki Politycznej.
Platforma Obywatelska
Projekt Platformy Obywatelskiej, partii, która miała być odpowiedzią na hegemonię SLD, oraz wszystkie jego wady był pomysłem kompletnym, spójnym i racjonalnym. Połączenie solidarnościowego zaplecza, euroentuzjazmu, podejścia wolnorynkowego, jednak bez powiązań z aparatem komunistycznym oraz umiarkowanego stosunku do rozliczeń z przeszłością wydawał się być solidnym konceptem, który mógł funkcjonować na ówczesnej scenie politycznej. Impulsem do ofensywy okazała się wspominana afera Rywina i delegitymizacja Sojuszu. Wybory 2005 był to jednak czas rewolucji, kiedy przyszłość kraju była nie do przewidzenia. Jedni, wierzyli w moralną odnowę Polski, dekomunizację i uwolnienie potencjału, inni obawiali się sądów kapturowych i stłamszenia młodej gospodarki.
Niestety oferta Platformy okazała się godną zaufania dla zbyt wąskiego grona wyborców, co spowodowało oddanie władzy PiS-owi. Koalicja PO-PiS, marzenie konserwatywno-liberalnych elit okazała się jednak niewypałem i wizja moralnej odnowy i nowego otwarcia została zastąpiona wojną totalną na prawicy. Porażka rozmów koalicyjnych spowodowana zbyt dużym ego obydwóch przywódców, spowodowała zachwianie stanowiska Donalda Tuska jako szefa partii. Musiał on opracować plan szybkiego przejęcia władzy.
Rozwiązaniem było sięgnięcie po zasoby pozostawione przez SLD. Platforma szybko zrozumiała, że władzę będzie wstanie zdobyć tylko i wyłącznie z poparciem byłych wasali lewicy, których przyszłość w dużym stopniu zależała od polityków. PiS rozliczające wszelkie koneksje z PZPR stanowiący zagrożenie dla ich majątków i przywilejów, okazał się być siłą łączącą Platformę z elitami. Podczas gdy Donald Tusk przeprowadzał w partii rekonfigurację stanowisk tak, by usunąć wszystkich dysydentów na dalszy plan różnej maści środowiska, począwszy od prawników, lekarzy, urzędników, naukowców na studentach kończąc, ogłaszały swoje poparcie dla PO.
Zmasowane poparcie opłaciło się, wynosząc liberałów do władzy. Jednak oczekiwania grup interesu były tak silne, że partia była praktycznie niezdolna do podjęcia jakichkolwiek reform. Każdy proponowany projekt naruszał czyjeś interesy, co mogło doprowadzić do ukrócenia świeżego kredytu zaufania, który nie miał żadnego uzasadnienia poza czysto ekonomicznym (w odróżnieniu od SLD, gdzie koneksje sięgały często dużo głębiej). Jedynym polem, na którym elektorat platformy wyrażał poparcie do zmian była reforma KRUS, jednakże na jego straży dzielnie stało PSL nie pozwalając na jakikolwiek ruch.
Drugim filarem rządu PO był wszechobecny strach przed PiS-em. Masa błędów popełnionych przez poprzednią ekipę, plus skuteczne wplecenie jej nieraz pozytywnych działań w odpowiednią narrację poskutkowała definitywnym uniemożliwieniem tej partii dojścia do władzy, co de facto wycinało problem opozycji. Nie można też zapominać o rozbudzeniu aspiracji w społeczeństwie. Platformie w 2007 roku udało się przekonać społeczeństwo, że jesteśmy normalnym krajem europejskim, i obecnie jedynym co jest nam potrzebne jest sprawne zarządzanie, przez odpowiednich ludzi. Oczywiście szczupli panowie w ładnych krawatach i czystych butach wydawali się odpowiednimi osobami na tę pozycję, w przeciwieństwie do tych małych, z wadą wymowy i garniturach jak z matury. Rozbudzili także aspiracje wśród ludzi, gdyż jako pierwsi powiedzieli im, że oni też mogą należeć do elity. Ta pozorna kooptacja miała potężne działania psychologiczne i tysiące polaków faktycznie 21 października 2007 roku obudziła się bez poczucia wykluczenia, deprecjacji czy prowincjonalności.
Platforma potrafiła także mistrzowsko identyfikować grupy społeczne, które nie potrafiły się zorganizować, nie posiadały żadnych wartościowych zasobów, oraz były negatywnie postrzegane przez większość społeczeństwa. Wykorzystała to do przeprowadzenia serii głośnych medialnie ataków na producentów dopalaczy i kibiców, co zamaskowało brak reform i zdobyło przychylność zwykłych ludzi.
Dziś PO osiągnęło to, co jeszcze przed paru laty wydawało się rządzącym czymś nie do osiągnięcia. Nie dość, że ich rząd przetrwał całą kadencję, nie dość, że znów wygrał wybory, to do tego jego pozycja w rządzie jest silniejsza niż cztery lata temu!. Ich mandat do rządzenia krajem jest totalny, posiadają bowiem w swoich rękach wszystkie szczeble władzy, począwszy od prezydenta, przez parlament, parlament europejski, na samorządach skończywszy. Brak 23 mandatów potrzebnych do uzbierania większości nie stanowi wielkiego problemu biorąc pod uwagę, że swoje glosy oferują aż trzy partie, PO może więc licytować wysoko. Nie można jednak zapominać o stojących przed nią wyzwaniach. Rosnące zadłużenie tylko cudem nie osiągnęło ostrzegawczego pułapu 55% (pomijając księgowe czary ministra Rostowskiego). Pomimo zapewnień, że nasz dług jest relatywnie niski w stosunku do innych krajów należy pamiętać o wielkości naszej gospodarki i zaufaniu inwestorów( Argentyna zbankrutowała przy poziomie zadłużenia w wysokości 70% PKB). Coraz więcej ekspertów, już nie tylko związanych z główną partią opozycyjną zaczyna krytykować rząd za zaniechanie reform. Również celebryci, których poparcie było tak ważne w wyborach 2007 roku odwracają się powoli od partii rządu, a krytyka nie jest faux pas wykluczającym z dobrego towarzystwa.
Ciekawym problemem dla Platformy będzie poradzenie sobie z przeciągającym się kryzysem zadłużenia i przemianami społecznymi, jakie mu towarzyszą, takimi jak chociażby protesty oburzonych.
Prawo i Sprawiedliwość
PiS to partia na temat której można rozwodzić się bardzo długo. Jarosław Kaczyński jest stałym kontestatorem rzeczywistości III RP od samego jej początku i niestety tylko rolę kontestatora, pomijając krótki epizod IV, los mu przeznaczył.
Drogę do władzy PiS rozpoczęło podobnie jak Platforma wraz z rozpadem AWS, tworząc nową partię na bazie głównie byłego Porozumienia Centrum. Prawdziwym impulsem dla zdobywania władzy było, najważniejsze wydarzenie polityczne XXI wieku: afera Rywina. To wtedy Prawo i Sprawiedliwość zdołało wyartykułować swoje cele: miało być ono receptą na całe zło Polski, uosabiane przez wydarzenia z biura Adama Michnika. Diagnoza Jarosława Kaczyńskiego, o zdegenerowanych elitach i ich pospezetpeerowskim rodowodzie, skutkach zaniechania lustracji i prowadzenia liberalnej polityki, stawiana od 15 lat nabrała nowego sensu. Trafiała ona szczególnie do osób o wysokim poczuciu wykluczenia społecznego, osób gorzej wykształconych, z mniejszych ośrodków, ale również znalazła poparcie wśród wielu przedstawicieli elit. Doprowadziło to do podwójnego zwycięstwa w wyborach 2005 roku i otwarło drogę do realizacji koncepcji IV RP. Jednak pomimo częściowo słusznej diagnozy oraz poparcia społecznego dla reform rządy PiS to pasmo nieustannych porażek politycznych.
Po pierwsze trzeba wymienić rozpoczęcie walki na wszystkich frontach, począwszy od lustracji, przez WSI, system podatkowy, prawo karne, edukację na systemie medialnym skończywszy nie mogło skończyć się sukcesem. Rozgniewanie elit poskutkowało zmasowanym atakiem na rząd Jarosława Kaczyńskiego, który to atak często on prowokował.
Rządy PiS to także cała seria porażek wizerunkowych, czego koronnym przykładem była koalicja z enfant terrible polskiej polityki: Andrzejem Lepperem oraz jego godnym następcą: Romanem Giertychem. Równie destrukcyjna była polityka, jaką prowadzono wobec mediów, faworyzowanie Radia Maryja przy równoczesnym deprecjonowaniu najbardziej opiniotwórczej stacji informacyjnej to we współczesnych czasach istne samobójstwo. Powyższe czynniki doprowadziły do oddania władzy na rzecz Platformy, co kosztwało PiS serię efektownych rozłamów.
Scenariusz, jaki kreślił Jarosław Kaczyński na czas wyborów 2011 był iście Machiaweliczny. Wygranie tych wyborów nie było brane pod uwagę, gdyż zdolności koalicyjne PiS były równe zeru, a przewaga Platformy zbyt duża, by zdobyć pełnie władzy. PiS przeto kalkulował, że Platforma zmęczona pełną kadencją osiągnie wynik znacznie niższy od tego z wyborów 2007 i będzie zmuszona do trudnej koalicji z nadal silnym SLD. Nie przewidywał on udziału w nowym sejmie partii Janusza Palikota, a sam PiS miał przełamać swój negatywny wizerunek. To, co przyniosła noc wyborcza było najgorszym możliwym koszmarem dla sympatyków i działaczy Prawa i Sprawiedliwości â oznaczało to bowiem scementowanie obecnej sytuacji politycznej na co najmniej kolejne cztery lata.
Problem PiS-u leży w jego idei przewodniej. Głosi ona bowiem, że system III RP jest systemem patologicznym i wymaga gruntownej przemiany. Przemiana ta nie powinna odbywać się tylko na gruncie instytucjonalnym, ale także ideowym i moralnym. Jest to teza bardzo śmiała i niezwykle trudna do realizacji. Można to odnieść do badań Pippy Norris i Rolanda Ingleharta na temat demokracji. Głoszą one, że utrzymanie demokracji jest silnie związane z PKB per capita. Gdy jest ono odpowiednio niskie, mniejszości i ludziom biednym opłaca się zakwestionować istniejące zasady systemu i wprowadzić rewolucję. W przypadku Polski, gdzie pomimo bardzo wielu niedogodności życia i dziur w systemie poziom życia przeciętnego człowieka jest przyzwoity, a zadowolenie wysokie. Ludzie nauczyli się funkcjonować w systemie mniejszych i większych patologii, takich jak korupcja czy nepotyzm i radzenie sobie z nimi stało się jednym z elementów socjalizacji pierwotnej. Dlatego koszt, jaki musieliby ponieść w przypadku "rewolucji" jest zbyt wysoki w porównaniu do obecnych.
Strategia, jaką obiera Jarosław Kaczyński po przegranych wyborach to radykalne zaostrzenie retoryki, tak by utrzymać swój żelazny elektorat w stanie mobililizacji. Następnie w czasie kampanii ów wizerunek zostaje złagodzony by przyciągnąć nowych wyborców. W perspektywie długoterminowej taka strategia jest niekorzystna, ponieważ nie pozwala na pozyskanie szerszego elektoratu centrowego, oraz skutkuje stygmatyzacją.
Kolejnym problemem PiS-u jest zamknięcie na nowe środowiska. Partia nie potrafi kooptować nowych elit intelektualnych i przyjmować idei z zewnątrz, co zubaża jej ofertę programową. Młodzi intelektualiści nie chcą pracować na rzecz Prawa i Sprawiedliwości, gdyż nie widzą w tym możliwości realizacji swoich indywidualnych aspiracji. Droga awansu jest silnie uzależniona od wierności prezesowi Kaczyńskiemu, a najwyższe stanowiska regularnie przypadają "zakonowi PC".
PiS zrezygnował także z wielonurtowości, na rzecz jedności i stabilności, co znów zawęża krąg potencjalnych wyborców. Platforma Obywatelska pomimo równie despotycznego modelu zarządzania potrafiła stworzyć pozory wielonurtowości, co pozwala jej funkcjonować w świadomości ludzi o poglądach lewicowych jak i konserwatywnych jako "moja partia", pomimo że wielokrotnie działania podejmowane przez nią są sprzeczne z postawami wyborcy.
Aby wygrać kolejne wybory Partia Jarosława Kaczyńskiego musi przejść gruntowną renowację, jednak nie wydaje się, ażeby dojrzała ona do tego.
Ruch Palikota
Kluczowym pytaniem jakie należy sobie zadać w kontekście Ruchu Palikota jest kwestia na ile partia ta jest tworem samodzielnym, a na ile powstała z inspiracji Donalda Tuska w celu wyeliminowania SLD. Oczywiście nie trzeba od razu zakładać, że wszystkie działania Janusza Palikota są sterowane z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ale można spokojnie przyjąć tezę, że Janusz Palikot niejako "zerwał się" Donaldowi Tuskowi ze smyczy.
Sama idea powstania takiej partii jest zagraniem czysto populistycznym. Nie stoi za nią żadna spójna idea, jej członków nie łączy nic poza wiarą, że lider pomoże zrealizować ich cele. A cele te są czasem sprzeczne, bo jak pogodzić plan wprowadzenia podatku liniowego z socjalnym programem lewicowych działaczy? Główny koncept jaki stał za pojawieniem się tej partii na scenie politycznej to pozbieranie różnych ruchów okołopolitycznych i wykorzystanie ich w walce o władzę. Program Palikota to zlepek niespójnych idei, takich jak walka z klerem, legalizacja marihuany, ułatwienia dla przedsiębiorców czy związki partnerskie. Ideą spajającą te nurty miałaby być według przewodniczącego "modernizacja" kraju, która w opinii np. Adama Ostolskiego jest modernizacją na skróty. Twierdzi on, że projekt Palikota jest z gruntu neoliberalny, i fakt głoszenia postulatów "lewicy kulturowej" jest tak naprawe fikcją. Dzieje się tak, ponieważ z logiki neoliberalnej wyrastają formy nie sprzyjające integracji środowisk wykluczonych takie jak rozwarstwienie społeczne i alienacja i nawet pomimo instytucjonalnego narzucenia owej integracji nie zostanie ona zaakceptowana przez społeczeństwo.
Problemy Palikota zaczną się bardzo szybko, gdy nie uda mu się dosięgnąć władzy i będzie to dotyczyć dwóch poziomów. Po pierwsze rozpadnie się aparat partyjny, gdyż jedynym czynnikiem integrującym są partykularne interesy. Co miałoby trzymać Wandę Nowicką przy swoim prezesie w sytuacji, gdy nie uda mu się wpłynąć na zmianę ustawy aborcyjnej czy o związkach partnerskich? Drugi poziom będzie dotyczył wyborców. Pierwsi odejdą, gdy tylko miną antyklerykalne nastroje, które w dużym stopniu wyniosły Palikota do sejmu. Drudzy skuszeni postulatami legalizacji marihuany odejdą albo w wyniku niezrealizowania ich jedynego postulatu, albo w wyniku ideowej sprzeczności jaką ujrzą w przypadku RP. Znamienny jest tu przykład rozczarowania krakowskich wyborców chcących legalizacji miękkich narkotyków, w dużej części konserwatywnych obyczajowo i nietolerancyjnych, gdy dowiedzieli się, że głos oddany na kandydatkę do sejmu był tak naprawdę głosem oddanym na osobę transseksualną.
Maciej Trząski ur. 1988, student socjologii Uniwersytetu Śląskiego oraz Uniwersytetu Warszawskiego, a także student Akademii Ekonomicznej w Katowicach, członek zespołu Warsztatów Analiz Socjologicznych, współpracuje z Fundacją Republikańską, aktywny działacz obywatelski |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia listopada 15 2011 09:29:20 ·
9 Komentarzy ·
196 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|