|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Marek Borowski -ideowy komunista / prof.J. Nowak / |
|
|
Po wojnie ojciec Borowskiego należał do najgorszych stalinizatorów polskiej prasy jako redaktor naczelny "Życia Warszawy", a od 1951 r. zastępca redaktora naczelnego głównego dziennika komunistycznego - "Trybuny Ludu".
Młody Marek Borowski był - według "Wprost" - bardzo mocno związany duchowo ze swym ojcem stalinowcem. Polityk Unii Wolności Jan Lityński, który chodził z nim do jednej klasy (w sławetnym liceum dla młodzieży bananowej im. Klimenta Gottwalda), wspominał, że M. Borowski już wtedy "był ideowym wyznawcą komunizmu". Młody Borowski wcześnie zaprzyjaźnił się z innym synem komunistycznego działacza - Adamem Michnikiem, a w 1962 r. wstąpił do założonego przez Michnika międzyszkolnego Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności. W 1967 r. został członkiem PZPR. W 1967 r., wraz ze "czyszczaniem" przez moczarowców działaczy z partyjnego lobby żydowskiego tzw. puławian, ojciec Borowskiego stracił piastowaną od 1951 r. funkcję zastępcy naczelnego "Trybuny Ludu". To jeszcze mocniej popchnęło związanego z michnikowcami Borowskiego do opozycyjnego ruchu studenckiego w 1968 r.; odegrał w nim aktywną rolę. Został wyrzucony z PZPR, co ogromnie przeżył; był wręcz zdruzgotany. Pozostał jednak - jak wspominał - nadal wierny wartościom komunistycznym. Pozostał członkiem ZMS-u i dalej studiował na SGPiS-ie. Po ukończeniu studiów zaczął pracować w Domach Towarowych "Centrum", gdzie został przewodniczącym ZMS. Już po kilku latach - w 1973 r. - wysłano go na staż do francuskich domów towarowych.
Powrócił do PZPR w 1975 r. - roku dość szczególnym, w którym zaproponowano wpis do Konstytucji o wiecznej przyjaźni z ZSRS. W "Życiu" z 3 listopada 2001 r. Joanna Bichniewicz napisała: "Wprowadzenie stanu wojennego przyjął niemal z ulgą. 'To było racjonalne i słuszne rozwiązanie' - mówił zarówno wtedy, jak i dziś". Ciekawe, że akurat w dobie stanu wojennego zaczął się nagły skok jego kariery - zatrudnienie w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego. Znalazł jakichś dobrych protektorów. Był to szczególnie dobry czas dla awansów towarzyszy żydowskiego pochodzenia. Jak stwierdził żydowski publicysta Abel Kainer (Stanisław Krajewski) na łamach podziemnej KOR-owskiej "Krytyki", nr 15 z 1983 r., "WRON grała rolę bardziej opiekunki Żydów". Znany izraelski naukowiec profesor Chone Shmeruk mówił w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" z 19 kwietnia 1995 r.: "Władze PRL w latach 80. też popierały sprawy żydowskie. Było wtedy takie powiedzonko: 'Co się nosi w Polsce? Żydów na rękach' (...)".
Redaktor Bichniewicz w kontekście ówczesnego awansu Borowskiego przytoczyła wypowiedź jednego z członków SLD i długoletniego działacza PZPR: "Musiał go ktoś dobrze pilotować. Nie było takich cudów, by ktoś, ot tak, wypatrzył młodego zdolnego w Domach 'Centrum' i zapragnął go mieć w ministerstwie. Nie w tamtym systemie". Być może o awansie Borowskiego zadecydowały wcale nie znajomości rodzinne i nowa filosemicka moda czasów Jaruzelskiego, lecz jego własne kontakty. Były przewodniczący Klubu Parlamentarnego KPN Krzysztof Król zapewniał, że "Borowski prowadził w DT 'Centrum' sklepik za tzw. żółtymi firankami, czyli dla KC i uprzywilejowanych członków partii" (według tekstu Anity Gargas w "Gazecie Polskiej" z 5 stycznia 1995 r.). Sprzyjało to poznaniu "odpowiednich" protektorów.
Za rządów T. Mazowieckiego Borowski awansował na podsekretarza stanu w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego, gdzie odpowiadał za rynek artykułów konsumpcyjnych i nadzorował prywatyzację handlu i turystyki. Anita Gargas, pisząc w "Gazecie Polskiej" o tym okresie kariery Borowskiego, przypomniała: "To w tym okresie doszła do skutku afera alkoholowa, za co miał odpowiadać przed Trybunałem Stanu przełożony Borowskiego".
W 1993 r. został wicepremierem i ministrem finansów w rządzie pierwszej koalicji SLD i PSL. Jako szef resortu finansów odpowiadał m.in. za fatalnie, z różnymi nieprawidłowościami przeprowadzoną prywatyzację Banku Śląskiego. Wybuchł prawdziwy skandal wokół całej sprawy, w niemałej mierze dzięki nagłośnieniu jej przez ówczesnego posła PSL, przewodniczącego Komisji Przekształceń Własnościowych Bogdana Pęka. Premier Waldemar Pawlak zdecydował się na odwołanie wiceministra finansów Stefana Kawalca, który bezpośrednio odpowiadał za przekształcenia Banku Śląskiego. Borowski postanowił postawić się premierowi Pawlakowi i wymusić na nim cofnięcie dymisji Kawalca. Złożył swoją dymisję ze stanowisk rządowych i bezskutecznie próbował namówić innych postkomunistycznych ministrów do zbiorowego odejścia z rządu. Bluff zawiódł. Premier przyjął dymisję Borowskiego, który wyraźnie przegrał całą sprawę. Zemścił się wkrótce na pośle Pęku, doprowadzając do jego odwołania z przewodnictwa komisji sejmowej.
Jako polityk SLD-owski Borowski należy do nurtu "czerwonych liberałów" w gospodarce. Ma wyraźne uprzedzenia wobec Kościoła. Należał do tych posłów SLD, którzy wykazywali wręcz ośli upór w przeciwstawianiu się ratyfikacji konkordatu. Wyraźnie widać, że oddziałuje na założoną przez siebie partię w duchu polityki antykościelnej. Po wygranej SLD w 2001 r. Borowski awansował najwyżej - został marszałkiem Sejmu. Na tej funkcji "wsławił się" m.in. brutalną decyzją usunięcia nocą przez Straż Marszałkowską posła Gabriela Janowskiego, który okupował trybunę, żądając debaty na temat prywatyzacji STOEN-u. Następnego dnia liczni posłowie opozycyjni powitali za to Borowskiego okrzykami: "Hańba" i "Łukaszenko"!
Borowski odegrał szczególnie dużą rolę w działaniach opozycji SLD-owskiej, zmierzającej do obalenia rządu Millera i stworzenia nowej partii o nazwie Socjaldemokracja Polska. Wielu widzi w powstaniu tej partii drogę do tak wymarzonej przez Kwaśniewskiego i Michnika wspólnej formacji, tworzącej wreszcie historyczny sojusz byłych komunistów i byłych opozycjonistów z lewicowej opozycji laickiej, głównie komunistycznego chowu. Widać już teraz bardzo duże zainteresowanie nową partią ze strony liderów bardzo osłabionej w ostatnich latach Unii Wolności. Warto przypomnieć, że Borowski od początków SdRP, faktycznie od jej zjazdu założycielskiego, należał do ludzi związanych z Aleksandrem Kwaśniewskim. W ostatnim roku między postkomunistycznym prezydentem RP a premierem Millerem bardzo mocno się iskrzyło. Nie było więc chyba przypadkiem, że Borowskiemu przypadła rola autora decydującego ciosu w Millera. Niektórzy w tym, co się stało w rezultacie buntu M. Borowskiego, widzą kolejne odnowienie starego sporu dwóch frakcji w łonie partii komunistycznej: "Żydów" i "chamów"! Stare przyjaźnie Borowskiego z Michnikiem, Lityńskim i innymi przedmarcowymi "komandosami" z prominentnych rodzin żydowskich mogą teraz szczególnie silnie procentować w łączeniu "braci rozdzielonych" z SLD i UW!
Tak zmieniać, aby nic nie zmienić! to było faktycznie główną zasadą „przemian" realizowanych po 1989 roku, „przemian", które okazały się tak wielkim oszustwem wobec Narodu. Gdy trzon władzy politycznej, gospodarczej i medialnej przetrwał nadal w rękach tych samych spowinowaconych ze sobą koterii i rodzin, częściowo tylko przefarbowanych na odcienie liberalno-lewicowe. Jesteśmy nadal ściśle oplecieni pajęczyną po-PRL-owskich układów i powiązań. Najbardziej nawet skompromitowani, przyłapani na złodziejstwie czy działaniach agenturalnych spadają na cztery nogi. Zawsze znajdą obrońców i protektorów. W dzisiejszej Polsce źle jest tylko, gdy się jest uczciwym, odważnym, niepokornym... Tak zabija się ostatnie nadzieje i popycha Polskę na drogę ku katastrofie, ku drugiej Argentynie. Jeśli tego jak najszybciej radykalnie, gwałtownie nie zmienimy, Polska ostatecznie upadnie. Nie ma bowiem miejsca na tej ziemi dla narodów bezbronnych, zakompleksionych, dających się wciąż oszukiwać, pozbawionych instynktu samozachowawczego i poczucia godności.
Chciałbym, by ten esej, cykl moich wypowiedzi wstrząsnął sumieniami, by pokazał jak bardzo pozorowane i oszukańcze były tak szumnie deklarowane przemiany po 1989 roku. Chciałbym pokazać, jak bardzo kastowy charakter ma dzisiejsza Polska, jak wielu ludzi „trzymających władzę", i to nie tylko w polityce, ale również i w mediach (a to media są dziś „pierwszą władzą"), to ludzie wywodzący się ze starych skompromitowanych kręgów komunistycznych, często najgorszego stalinowskiego chowu. Wielka część z nich to ludzie, których ojcowie zaprawiali się do zdrady narodu przez dziesięciolecia, tak jak ojciec marszałka Sejmu M. Borowskiego czy ojciec „nadprezydenta" A. Michnika, już w czasach międzywojennych. To ludzie, którym zabrakło w domu jakiegokolwiek wychowania w ideach drogich przeważającej części Narodu, wśród którego żyją, od wiary do patriotyzmu i poczucia dziedziczenia narodowej historii.
Stąd te pytania, które stawiam wielokrotnie na łamach tego cyklu, zastanawiając się, jak miał się uczyć patriotyzmu np. Jerzy Wiatr (od ojca-agenta gestapo), Cimoszewicz (od ojca oficera stalinowskiej informacji) czy Dawid Warszawski (od ojca - agenta NKWD). Porównuję drogi licznych wpływowych ludzi i ich rodziców czy całych familii, zastanawiając się nad wyniesionymi przez nich z domów rodzinnych przesłaniami, które spaczyły ich wychowanie. Znać rodowody, to wiele zrozumieć. Na przykład zrozumieć lewicową tendencyjność Moniki Olejnik, córki pułkownika MSW, czy uprzedzenia do Kościoła katolickiego ze strony wychowanego w ateistycznym środowisku Jerzego Owsiaka, syna wysoko postawionego partyjnego milicjanta.
W tym cyklu esejów pragnę pokazać rozmiary opanowania władzy w Polsce przez synów, zięciów czy bratanków PRL-owskich bonzów. Pokazać, w jak wielkim stopniu mamy dziedziczenie „pseudoelit". Jak dawne rządzące siły PRL-owskie „elity władzy" zostały zastąpione przez ich dzieci. I pokazać, jak ci dziedzice władzy ukształtowali „próżniaczą klasę polityczną", opartą na ograniczonym tylko do nich, do ich układów systemie awansów i karier. Ludzie spoza układów, z tzw. terenu, mają mikroskopijne wręcz szansę przebicia się wyżej, choćby byli najbardziej utalentowani. Mogą tylko kołatać do zamkniętych drzwi, snuć się sfrustrowani po kolejnych urzędach pracy w nikczemnym świecie protekcji i układów. Bez przesady można powiedzieć, że dzisiaj szansę awansu jakiegokolwiek awansu społecznego człowieka z „prowincji", a tym bardziej z ubogiej rodziny, są dużo gorsze niż kiedykolwiek przedtem w ciągu ostatnich stu lat polskiej historii. Obserwowałem ze smutkiem losy jakże wielu młodych utalentowanych absolwentów „z terenu", skazanych na rozpaczliwe poszukiwanie jakiejkolwiek pracy, nieraz latami. Bo wszystko jest zarezerwowane dla „elitki" z „warszawki" czy „krakówka". Bo taki np. młody Paweł Wujec, syn prominentnego działacza Unii Wolności Henryka Wujca i działaczki tejże Unii Ludmiły Wujec już jako bardzo młody człowiek, w początkach swoich studiów musiał zdobyć pracę dziennikarską w „Gazecie Wyborczej". - Bo ja cały jestem mamy, jej telefon otwiera mi drzwi - jak śpiewano w piosence dawnego STS-u. A Ludmiła Wujec była uważaną za najbardziej wpływową działaczkę Unii Wolności!
Ludwika Wujec, jest córka przedwojennej działaczki KPP Reginy Okrent, która w latach 1946-1949 pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi.
Pisząc o czerwonych dynastiach piszę nie tylko o tych, którzy pozostali wierni ideologii komunistycznej wyznawanej przez ich ojców tak jak Borowski czy Cimoszewicz. Piszę również i o tych, którzy także i po wejściu do lewicowej laickiej opozycji pozostali wierni starym uprzedzeniom ich komunistycznych ojców do polskości czy Kościoła. Tych byłych lewicowych opozycjonistach, którzy bardzo boją się dekomunizacji, bo mogłaby odsłonić pełną „hańbę domową" ich rodzin. Czyż nie głównie taki właśnie strach łączył Adama Michnika, brata mordercy sądowego Stefana Michnika, z generałem Wojciechem Jaruzelskim, dążącym do zatarcia własnych jakże ciężkich win, od grudnia 1970 r. na Wybrzeżu, po pacyfikację kopalni „Wujek". Tak zawiązywały się w ostatnich kilkunastu latach szokujące sojusze postkomunistów z lewicowymi liberałami z rodzin o komunistycznych rodowodach. Sojusze, które zniszczyły szansę prawdziwych zmian w Polsce i popchnęły nas na drogę ku katastrofie.
Dziedziczenie obecnych „elit" to również trwałe dziedziczenie biedy. To dalsze pogrążanie Polski w marazmie, który nam zafundowały egoistyczne, obce polskirft interesom narodowym, nieudolne pseudoelity. To dalsza blokada jakichkolwiek szans ludzi prawdziwie zdolnych spoza układów. Najwyższy czas, by przepędzić pseudoelity, które zaprzepaściły po 1989 roku tak wiele szans dla Polski! Czas je przepędzić i wyrzucić na margines polskiego życia.publicznego. Nie ważne, czy zaszkodziły Polsce przez otwartą zdradę i służalczość wobec obcych, pazerność i złodziejstwo, czy „tylko" przez egoizm, cynizm lub żałosne niedołęstwo. Zaszkodzili Polsce i Polakom i muszą, muszą jak najszybciej odejść! Ci, jakże liczni z nas, którzy jeszcze wierzą w polskie idee, w szansę na odbudowę Polski, muszą zrobić wszystko dla wyłonienia nowych silnych narodowych elit, które nie dadzą połknąć Polski i odzyskają to, co zagrabiono Narodowi. Oby ten tomik przyspieszył te działania, to narodowe przebudzenie! Oby jak najsilniej wsparł tworzenie Polski naszych snów i marzeń. Prawdziwej Polski nadziei, bez agentów i złodzie
Prof.dr habilitowany Jerzy Robert Nowak |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia listopada 15 2011 20:45:33 ·
9 Komentarzy ·
177 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|