|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Deficyt demokracji |
|
|
W kontekście aktualnej sytuacji politycznej w naszym kraju rodzą się pytania o to, czym właściwie jest dzisiaj demokracja, jakie są rzeczywiste mechanizmy jej funkcjonowania oraz - przede wszystkim - na ile znaczenie pojęcia "demokracja" odzwierciedla kryjącą się za nim treść? Innymi słowy: jaki zakres decyzji pozostaje realnie w gestii "ludu", czyli nas wszystkich - obywateli Rzeczypospolitej Polskiej.
Niski poziom dojrzałości?
Do dziś pamiętam niesmak, jakim napełniły mnie słowa wypowiedziane po porażce Tadeusza Mazowieckiego w pierwszej rundzie wyborów prezydenckich w 1990 roku. Opinia, że polskie społeczeństwo nie dorosło do demokracji, bo większą liczbą głosów obdarzono Lecha Wałęsę i Stanisława Tymińskiego, wskazywała, moim zdaniem, przede wszystkim na fakt, iż istnieją środowiska traktujące swoją wizję polskiej sceny politycznej niemal jak prawdę objawioną, gotowe pogniewać się na rzeczywistość, jeśli do tej wizji nie przystaje. Do dziś idea ta rozwijana jest twórczo, zwłaszcza w kręgach tzw. salonu, choć nie tylko tam. Demokracja winna jednak polegać na umożliwieniu swobodnej konfrontacji poglądów, a nie sprowadzać się do pouczania maluczkich z pozycji środowiskowego "autorytetu". Powinna wyrażać się poprzez walkę na racjonalne argumenty, a nie emocjonalne odmawianie przeciwnikom politycznym prawa do prowadzenia własnej działalności publicznej i napiętnowanie ich przez negatywne etykiety. Jeżeli tak ma wyglądać dojrzałość społeczeństwa, a zwłaszcza jego liderów, do demokracji, to trzeba zadać pytanie, czy wymarzona przez nich forma pluralizmu politycznego, będącego jednym z podstawowych wyznaczników demokracji, polegać ma na konformistycznym przyklaskiwaniu "jedynie słusznym" poglądom głoszonym przez arbitralnie namaszczone "autorytety" i sprowadzeniu pluralizmu debaty publicznej do akceptowalnego spektrum poglądów reprezentowanych z jednej strony przez Tomasza Lisa, z drugiej zaś przez Jacka Żakowskiego? A może w postwyborczej rzeczywistości paleta ta łaskawie zostanie "znacznie" poszerzona, obejmując Janusza Palikota z lewej i Jarosława Gowina z prawej strony sceny politycznej, co - przypomnijmy - nadal równać się będzie postawom mieszczącym się do niedawna w łonie rządzącej partii?
Poziom zniechęcenia
Ciekawe, jak wielu uczestników "święta demokracji" zdaje sobie sprawę z tego, ile właściwie waży ich głos, jak duży wpływ mają na podejmowane przez ich "wybrańców" decyzje? Niestety, zapewnienia o triumfującej demokracji zaczynają przypominać propagandowe slogany, za którymi kryje się niewiele prawdy. I nie chodzi tu nawet o fakt, że w wyborach parlamentarnych frekwencja nie osiąga nawet poziomu 50 procent, w związku z czym można zaryzykować stwierdzenie, iż największym poparciem w naszym kraju cieszy się obojętność w kwestiach politycznych, choć z drugiej strony należy dostrzec złożoność przyczyn absencji w lokalach wyborczych w dniu głosowania. Warto jednak zauważyć, że w stosunku do liczby osób uprawnionych do głosowania (niemal 31 mln Polaków) zwycięska PO uzyskała jedynie niecałe 19 proc. głosów, zaś drugie w stawce PiS - niemal 14 procent. Ale to tylko wymiar ilościowy współczesnej polskiej demokracji. O wiele istotniejsze jest pytanie o jej jakość. Nawet demokracja w swoim współczesnym, ułomnym, z konieczności pośrednim charakterze, winna być przestrzenią formowania wspólnoty odpowiedzialnych obywateli. Warunkiem niezbędnym dla realizacji tego celu jest poszanowanie podmiotowości obywateli wskazujące na traktowanie ich jako rzeczywistego suwerena. Nietrudno zauważyć, jak wygląda pod tym względem sytuacja w dzisiejszej Polsce. Obywatel najczęściej traktowany jest jako zło konieczne, chwilowa przeszkoda (w okresie wyborczym) w realizacji "jedynie słusznej" polityki, wobec czego należy ograniczyć mu możliwość decydowania do jak najwęższego kręgu zagadnień. Trzeba przyznać, że spora część obywateli RP wydaje się nie rozumieć podstawowych zasad ustrojowych państwa i nie jest zainteresowana udziałem w życiu polityczno-społecznym. Wymowne jednak, że działania zmierzające do ograniczenia roli Narodu w życiu publicznym, choćby poprzez pozbawienie go dostępu do istotnych informacji (przeforsowanie ograniczenia dostępu do informacji publicznej, próba kontroli internetu) są dziełem partii mającej w nazwie przymiotnik "obywatelska". Co to ma wspólnego z demokracją? Innym, znacznie poważniejszym problemem dzisiejszej "władzy ludu" jest fakt, że organy, na których obsadę ma wpływ przeciętny Kowalski, to zaledwie niewielki segment instytucji decydujących o politycznym, ekonomicznym czy społecznym życiu naszego kraju. W wersji popularnej znamy to z autopsji: głosujemy podczas wyborów na konkretnego, mniej lub bardziej znanego nam kandydata... i tu nasz wpływ się kończy. Dalej polityka toczy się według własnych reguł - nasi "wybrańcy" głosują według wytycznych z centrali, zaczynają mówić głosem szefa ugrupowania, czasem rozpoczynają peregrynację po różnych partiach. Wpływ obywatela na dalsze postępowanie tych, którzy otrzymali jego głos w wyborach, jest praktycznie żaden. Trudno bowiem uznać za taki możliwość negatywnej weryfikacji w kolejnych wyborach. Organy wyłaniane w procesie wyborów powszechnych mają jednak coraz mniejszy wpływ na kształtowanie rzeczywistości. Owszem, parlament nadal stanowi prawo, a prezydent jest częścią władzy wykonawczej. Coraz większy wpływ na ich prace, jak również bieżącą politykę państwa, mają instytucje w praktyce niepoddawane kontroli społecznej, nie mówiąc już o ich wyłanianiu w wyniku powszechnych wyborów: media, sądy, korporacje (zarówno w sensie biznesowym, jak i zawodowym). Dodajmy do tego złowieszcze wpływy służb specjalnych, które dysponują sięgającą czasów komunistycznych siecią formalnych i nieformalnych kontaktów, dających realną możliwość wpływania na kształt polskiego życia publicznego.
Emocje zamiast rozumu
Nie bez powodu przywołałem wcześniej działania PO mające na celu ograniczenie obywatelom prawa dostępu do informacji publicznej. Informacja jest zasadniczym elementem, w oparciu o który podejmuje się racjonalne decyzje. Zwróćmy uwagę na fakt, że współczesna kampania wyborcza pozbawiona jest w zasadzie czynników racjonalnych, zastępowanych przez odwoływanie się do emocji. Miejsce prezentacji programu wyborczego zajęły narracje budujące atmosferę strachu i kreujące wroga, wszechobecna jest propaganda sukcesu, w której jako osiągnięcie przedstawia się działania mające być podjęte dopiero w przyszłości, a zamiast przekonać do siebie lepszym merytorycznie programem - zniechęca się do głosowania na konkurenta, detonując kolejne "bomby" przedwyborcze. Wszystkie te chwyty mobilizują wprawdzie elektorat, ale mobilizacja ta nie ma nic wspólnego z poparciem dla programu partii, którego niektóre elementy mogą być wręcz ukrywane przed opinią publiczną. Szokujące, że taki sposób traktowania obywateli - rzekomego "suwerena" w państwie demokratycznym, nie różni się w zasadzie od praktyki państwa totalitarnego, które, przypomnę, również działało w interesie szerokich "mas pracujących miast i wsi", czy też volku. Nie twierdzę, że współczesna Polska jest państwem totalitarnym. Dostrzegam jednak ewidentne analogie: permanentne odwoływanie się do woli ludu (obywateli), przy jednoczesnym manipulowaniu tą wolą na wielką skalę, dla osiągnięcia zakładanego z góry celu; mobilizowanie do poparcia poprzez odwołanie się do emocji, a nie racjonalny dyskurs. Twierdzę, że zarówno we współczesnym państwie demokratycznym, jak i w systemie totalitarnym obywatel poddawany jest permanentnej manipulacji, mającej prowadzić do utrzymania bądź zdobycia władzy, poparcia społecznego, eliminacji (choć w demokracji: nie eksterminacji) przeciwników politycznych.
Organizujmy się
Aby przeciwstawić się opisanej wyżej sytuacji, niezbędne jest podjęcie długofalowych działań, których realizacja powinna skutkować przywróceniem pojęciu "demokracja" jego właściwego znaczenia. Przede wszystkim konieczna jest edukacja obywatelska społeczeństwa, od małego dziecka po dorosłego wyborcę. Nie da się jej prowadzić bez odwołania do podstawowych zasad, które powinny rządzić życiem publicznym: szacunku do każdego człowieka, uczciwości w życiu osobistym i publicznym, osobistej odpowiedzialności za skutki podejmowanych działań, a nade wszystko prawdy, która zakłada rzetelną wiedzę o rzeczywistości. Po drugie, należy budować społeczeństwo obywatelskie, przyciągając ludzi do inicjatyw na poziomie lokalnym, czyli tam, gdzie rzeczywiście będzie widać efekty ich działań. Chodzi o ukształtowanie przekonania, że możemy mieć realny wpływ na rzeczywistość społeczno-polityczną, w której żyjemy, ale wpływ ten wiąże się z solidarnym ofiarowaniem swojego czasu i umiejętności wspólnocie lokalnej. Jak największy zakres kompetencji powinien przysługiwać władzom lokalnym, tym, na których działanie obywatele mają największy wpływ. Należy dążyć do zmiany chorego modelu, w którym państwo traktuje obywatela jako nieodpowiedzialnego lekkoducha, który nie wie, co dla niego dobre i którego należy prowadzić za rękę. Przeciwnie, jeśli chcemy zweryfikować prawdziwość zapewnień o podmiotowości społeczeństwa, domagajmy się oddania spraw w ręce wspólnot lokalnych, co, w moim przekonaniu, zapewni realny wpływ obywateli na politykę państwa, a jednocześnie przyczyni się do racjonalnego gospodarowania jego finansami.
Dr Jarosław Rabiński - historyk, Katolicki Uniwersytet Lubelski |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia listopada 25 2011 07:14:08 ·
9 Komentarzy ·
174 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|