Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
"Raport o stanie wiary"
Cała prawda o Polskim Kościele!

Publikacja bez precedensu. Po raz pierwszy spotykamy się z całościową, odważną, a momentami szokującą, oceną stanu wiary w Polsce.

Arcybiskup Józef Michalik, jako Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w sposób śmiały i niezwykle przekonujący rysuje dziś i jutro polskiego Kościoła.

Arcybiskup mówi:

· dlaczego Kościół musi wtrącać się do polityki,
· o Komisji Majątkowej i kościelnym „skoku na kasę”,
· o Episkopacie i Radiu Maryja,
· o „Gazecie Wyborczej” i Adamie Michniku,
· o biskupach jako bohaterach skandali,
· o desancie z Polski, który uratuje zlaicyzowaną Europę,

a także o tym:

· kiedy przedsiębiorcy są moralnie zwolnieni z płacenia podatków, choć nakazuje im to prawo,
· czy musimy płacić za posługę duszpasterską,
· czy niewierzący rodzice mogą ochrzcić dziecko

oraz:

· że księża więcej czasu spędzają przed telewizorem niż przed Najświętszym Sakramentem,
· że jeśli Kościół postawi na kobiety, to się nie zawiedzie.

PUBLIKACJĘ WZBOGACAJĄ SZCZEGÓŁOWE DANE STATYSTYCZNE

Fragment książki:

ROZDZIAŁ 6

POLITYKA: POTRZEBA LUDZI Z KRĘGOSŁUPEM MORALNYM I Z ZASADAMI

Jednym z najczęściej powracających zarzutów wobec Kościoła jest to, że miesza się on do polityki. Właśnie, czy Kościół powinien wtrącać się w sprawy polityczne?

- Na początku należałoby sobie odpowiedzieć na to pytanie, czym jest polityka. Otóż polityka jest to rozumna troska o dobro wspólne, jest to służba człowiekowi w społeczeństwie przez porządkowanie otaczającej go rzeczywistości. Nikt z obywateli, także ludzie wierzący, nie może być wyeliminowany z tych starań na rzecz ogółu. Również chrześcijanie mają pełne prawo do wpływania na rzeczywistość polityczną państwa. Posługiwanie się hasłami, że Kościół powinien trzymać się z daleka od polityki, a zajmować tylko modlitwą i akcją charytatywną, odbieram jako próbę uszczuplenia przysługujących osobom wierzącym praw. Innym nie mniej istotnym powodem, ze względu na który Kościół powinien być obecny w przestrzeni politycznej, jest to, że służy on prawdzie i Bożym przykazaniom. Nie może zatem wycofać się z walki o prawdę czy ze sprzeciwu wobec nieprawości.

Wyniki badania opinii publicznej na temat Kościoła w 2009 roku (według ISKK)

Na pytanie, czy Kościół nie miesza się za mocno do polityki, uzyskano następujące odpowiedzi:

• 49 proc. – nie

• 31 proc. – tak

• 16 proc. – nie wiem.

A czy to nie jest tak, że to nie Kościół wchodzi w sferę nie dla niego zarezerwowaną, ale to właśnie polityka tak rozszerza swoje oddziaływanie, że wkracza w przestrzeń, w którą wkraczać nie powinna, próbując choćby naruszać prawo naturalne?

- Państwo, każde państwo, ma tendencje totalitarne i próbuje zawłaszczać nie tylko przestrzeń prawa naturalnego, ale wpływać również na wolność naszego sumienia. Coraz częściej państwa narzucają nam prawa, które jako niemoralne są w istocie bezprawiem. I Kościół musi się temu przeciwstawiać i głośno przypominać, że takie prawo nie może obowiązywać w sumieniu, a zatem człowiek ma prawo robić wszystko, by ominąć niemoralne prawo.

Ta walka toczy się zresztą nie tylko w wymiarze państwa, ale także w skali globalnej. Zastępuje się prawo Boże prawami ziemi, prawami zwierząt itd. Francis Fukuyama i inni myśliciele stwierdzają, że nie ma już dziś miejsca na prawo naturalne. Takie myślenie skutkuje jednak tym, że przestają istnieć obiektywne normy, a rację ma zawsze ten, kto jest silniejszy.

Dla katolika stwierdzenie, że prawo moralne stoi wyżej niż prawo stanowione, to stwierdzenie dość oczywiste. Ale co to ma oznaczać w sytuacji konkretnego chrześcijanina pracującego w zawodzie wiążącym się z działaniami niemoralnymi? Przykładem jest zawód farmaceuty, jeden z tych niechronionych klauzulą sumienia. Co ma zrobić aptekarz, którego prawo zmusza, by sprzedawał środki antykoncepcyjne?

- Środowiska farmaceutów powinny zmobilizować się, by wymóc klauzulę sumienia, tak aby nie obowiązywała wobec nich przemoc prawna. Co obecnie on ma zrobić? Musi chyba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy może podać dziecku płonącą żagiew. Czy może podać truciznę innemu człowiekowi? Czy może sprzedać pigułkę aborcyjną? Odpowiedzi są dość oczywiste i żadne prawo nie może ich przesłaniać.

Są i inne sytuacje, o wiele bardziej skomplikowane. Rozmawiałem kiedyś z prymasem Wyszyńskim o tym, co ma zrobić pracownik, który jest oszukiwany przez pracodawcę, a dokładniej: czy może on samodzielnie, wyrównać sobie to oszustwo, by móc normalnie żyć. Tak było w komunizmie – z góry się zakładało, że płaci się pracownikom minimum, a oni resztę sobie dokradną. Czy w ich sytuacji takie działanie było w jakimś stopniu dopuszczalne? Prymas odpowiedział mi wówczas, że żałuje bardzo, iż nie da się o tym mówić otwarcie, bo przyznanie takiego prawa pogłębiłoby rozkład etyki pracy i społeczeństwa. A jednocześnie często ludzie nie mają wyjścia.

Wyniki badań opinii publicznej w 2011 roku (według CBOS)

Na pytanie, czy poglądy ludzi wierzących są uwzględniane i szanowane przy uchwalaniu prawa, padły następujące odpowiedzi:

• 34 proc. – w zbyt małym stopniu

• 10 proc. – w stopniu nadmiernym

• 44 proc. – na odpowiednim poziomie.

A czy obecnie nie bywa podobnie? Obciążenia podatkowe na rzecz państwa są tak wysokie, że część biznesmenów w prywatnych rozmowach przyznaje, iż gdyby nie naginali prawa, nie oszukiwali, to dawno zbankrutowaliby. A przecież wraz z ich bankructwem pracę straciłoby ileś tam osób. System jest zatem w ten sposób skonstruowany, że nie da się funkcjonować i wychodzić na swoje, nie omijając prawa. I jak to pogodzić z własnym sumieniem?

- To jest dokładnie taka sama sytuacja jak powyżej. Nie można potępiać takiego pracodawcy, a Kościół w związku z tym musi mówić o sprawiedliwych podatkach, bowiem jeśli są one złe, to efekt jest taki, że nie sposób promować obiektywnej etyki. Prawo obowiązuje w sumieniu, jeśli jest sprawiedliwe. Jeśli nie jest sprawiedliwe, to nie obowiązuje.

Gdyby taki przedsiębiorca przyszedł do Księdza Arcybiskupa po radę, to co usłyszałby?

- Zdecyduj po rozeznaniu sam, co masz zrobić. Prawo w tym wypadku często jest niesprawiedliwe, a zatem musisz decydować subiektywnie, co powinieneś uczynić. Podatki muszą być płacone, bo to nasz wkład we wspólne dobro, ale jednocześnie muszą one być sprawiedliwe. Kościół o tym przypomina. Mówimy głośno choćby o niesprawiedliwym prawie podatkowym wobec rodzin. Nie mamy jednak prawa podburzać ludzi w ciemno, np. do wyjścia na ulice.

Powiedział Ksiądz Arcybiskup, że każde państwo ma ciągoty totalitarne. Czy to nie za mocne stwierdzenie?

- A czym innym jest prawo zezwalające na aborcję? Cała grupa ludzi, w tym przypadku dzieci nienarodzonych, zostaje wyjęta spod prawa i może być legalnie uśmiercona. I to zabijanie bezbronnych dokonuje się w majestacie prawa. Przecież to jest czysty totalitaryzm.

Stosunki między państwem a Kościołem po upadku komunizmu przechodziły w Polsce różne okresy. Po okresie zimnej wojny religijnej na początku lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia nastąpiło jakby zawieszenie broni. Czy nie było to wynikiem pewnego wycofania się Kościoła z debaty publicznej?

- Mam inne zdanie na ten temat. Kościół się nie zmienił, zawsze próbował swoją misję realizować. Przez ostatnie dwadzieścia lat broniliśmy życia, rodziny, wartości. Jeśli coś uległo zmianie, to raczej stanowisko „Gazety Wyborczej” i innych mediów, które wycofały się z mocnego antyklerykalizmu charakterystycznego dla początku lat dziewięćdziesiątych.

Oni zarzucali wam upolitycznienie religii.

- Już wyjaśniałem, że od polityki rozumianej jako działalność na rzecz dobra wspólnego uciec nie możemy. Czym innym jest natomiast polityka, a czym innym partyjniactwo. Nigdy nie angażowaliśmy autorytetu Kościoła po stronie jednej konkretnej partii czy jednego kierunku politycznego. Uważam, że tylko raz nie zachowaliśmy należytego dystansu w tej sprawie i podczas wyborów prezydenckich w 1990 roku wezwaliśmy, by nie głosować na nieznaną w Polsce postać Stana Tymińskiego. Księża zresztą nie wstępowali do żadnych partii ani nie występowali w reklamówkach wyborczych.

O przepraszam... ks. Józef Tischner występował w spotach wyborczych Kongresu Liberalno-Demokratycznego, wzywając do głosowania na tę partię. Był zresztą jej członkiem.

- Ale – z tego, co pamiętam – przypadek ten nie posłużył do oskarżania Kościoła o upolitycznienie. Trzeba mieć na względzie to, że każdy ksiądz jest obywatelem, ale też sprawuje urząd w Kościele. I nie powinien tego urzędu wykorzystywać do forsowania własnych, prywatnych przekonań. To mu wolno robić tylko prywatnie.

Czyli po Mszy Świętej może, a w jej trakcie już nie?

- Może w czasie kolacji ze znajomymi, może przy urnie wyborczej, ale nie w świątyni. To jest rozsądek Kościoła. Nie oznacza to, że ksiądz nie może wypowiadać się publicznie w kwestiach polityki. Może to robić nawet podczas homilii. Nie może jednak wskazywać konkretnej partii czy kandydata, ale powinien przypominać, jakimi zasadami ma kierować się polityk, jakim wartościom ma być wierny. Nie widzę też problemu w tym, by ksiądz zorganizował w salce katechetycznej przegląd ideologii każdej partii ze wskazaniem, które punkty ich programu zgadzają się z nauczaniem Kościoła, a które mu przeczą.

Jakimi kryteriami powinien kierować się katolik w wyborach?

- Powinien odpowiedzieć sobie przede wszystkim na pytanie, czy dany kandydat lub partia są zainteresowane dobrem wspólnym, czy tylko własnym interesem, następnie, czy liczą się z prawem Bożym, czy są za życiem czy przeciw życiu, za rodziną czy przeciw rodzinie, za religią czy przeciw religii. Warto też zwrócić uwagę na to, czy ktoś deklaruje swój patriotyzm tylko na pokaz, czy też przejawia się on konkretnie w sposobie głosowania, w podejmowanych decyzjach, prezentowanych postawach czy głoszonych sądach. Katolik nie powinien głosować na kogoś, kto współpracuje ze złem.

Ksiądz Arcybiskup mówi, że kapłan może omawiać tylko zjawiska czy tendencje. Ale gdy coś takiego zrobił ks. Sławomir Żarski, to po Mszy Świętej został zrugany za to przez prezydenta Komorowskiego, zaraz potem stracił szansę na bycie biskupem polowym i został przeniesiony do rezerwy kadrowej. Okazuje się zatem, że władza nie pozwala sobie nawet na tak zniuansowaną krytykę, a państwo wpływa na Kościół.

- Nie mogę zaprzeczać faktom, które zostały tu trochę przejaskrawione, ale emocje zawsze są złym doradcą.

Czy mamy w Polsce siły polityczne, które można zakwalifikować jako partie chrześcijańskie? Czy mamy w Polsce chrześcijańską politykę, bo większość polityków deklaruje się jako chrześcijanie?

- W chrześcijaństwie nieodłączne od wiary jest życie. Nie można powiedzieć, że ktoś jest chrześcijaninem, jeśli nie żyje dekalogiem i słowami Chrystusa. I myślę, że podobne kryterium trzeba zastosować do polityków nazywających się chrześcijanami. Musimy weryfikować ich postępowanie. Jeśli pani minister, deklarująca się jako katoliczka, opowiada, że jej chrześcijaństwo kończy się na progu ministerstwa, to tym samym zaprzecza, że jest chrześcijanką, to tylko poza. Jeśli zatem jakaś partia chce być wierna wartościom chrześcijańskim, to musi ich rzeczywiście bronić, a nie tylko o tym mówić.

W okresie zimnej wojny religijnej często podnoszono zarzut, że czerwonych zastępują czarni i oto w Polsce rodzi się teokracja. Dowodem na to miała być cała masa zjawisk. Pierwszym z nich było wprowadzenie religii do szkół. Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia tamtą decyzję?

- Stało się zadość sprawiedliwości dziejowej. Jeśli jesteśmy w większości społeczeństwem ludzi ochrzczonych, to rodzice nie mogą się tej wiary zaprzeć i muszą dbać o to, by ich dzieci uczyły się katechezy. Ta sprawa od samego początku została ustawiona poprawnie. Nikt nie jest zmuszony do chodzenia na religię, ale nikt też nie może być odrzucony. Wyrzucenie religii ze szkoły było próbą pozbawienia społeczeństwa kręgosłupa moralnego.

Ostatnio pojawiają się jednak głosy przeciwników katechezy szkolnej, którzy mówią, że gdy lekcje religii odbywały się w salkach parafialnych, to formacja była głębsza, zaangażowanie mocniejsze, a związek z parafią większy. To mówią nie wrogowie religii, lecz ludzie Kościoła.

- Jestem w tej dobrej sytuacji, że pamiętam doskonale z czasów komunistycznych, choćby z okresu pobytu w Gorzowie, jak wyglądało nauczanie religii w salkach katechetycznych. Jest mitem, że wtedy było świetnie. Na katechezę w miastach chodziła znikoma część młodzieży. Wśród uczniów szkół zawodowych to było maksimum 20 procent. Nie sposób było objąć katechezą większej liczby młodzieży. Efektem tego jest dzisiejsze średnie pokolenie Polaków, które pozbawione było dostępu do religii i teraz nie ma dostatecznych fundamentów duchowych oraz religijnych – jest to najrzadziej praktykująca grupa wiekowa, często nieposyłająca swoich dzieci na katechezę.

Mówi się, że przez katechezę w szkołach nie ma dziś młodzieży w parafiach. Ale ja pamiętam, że zawsze na to narzekano. To był problem także i wtedy. A powód był taki sam jak dziś: nieobecność rodziców w kościele. I wtedy, i teraz rodzice posyłają swoje dzieci na katechezę czy na niedzielną Mszę Świętą, ale sami nie idą. Prowadzi to do tego, że młodzież, gdy tylko może, zaczyna naśladować rodziców. Kluczowym zadaniem jest więc nie tyle uczynienie katechezy ciekawą i inspirującą – choć i nad tym trzeba wciąż pracować – ile przyciągnięcie do Kościoła rodziców, bo to oni przekazują wiarę dzieciom. Jeśli nie ma w domu atmosfery wiary, to katecheza spełnia swoją rolę w 20 procentach.

Kolejnym dowodem na status Polski jako państwa wyznaniowego miał być konkordat ze Stolicą Apostolską.

- To wymowny przykład podejścia do demokracji postkomunistów. Przez lata uniemożliwiali oni podpisanie dokumentu ułatwiającego życie milionom Polaków. Dziś z perspektywy czasu widać, w jak fałszywy sposób podsycano strach Polaków przed Kościołem. Konkordat wszedł w życie i okazało się, że nie sprawdziła się żadna ze złowieszczych zapowiedzi, którymi straszyła lewica.

Mało tego: gdy umiera polityk lewicy, a nawet działacz antyklerykalny, to niemal zawsze jest prośba, by na pogrzebie był ksiądz...

- I dobrze, bo to pokazuje, że i w tych ludziach, i w ich oddalonych od Boga rodzinach, kołacze się ziarno otwartości na nadprzyrodzoność. Pan Bóg jest miłosierny i trzeba mieć nadzieję, że wykorzysta każdą okazję, by móc przyciągnąć do siebie nawet ludzi bardzo oddalonych od Niego. Dla mnie przejmującym dowodem takiej otwartości jest droga życiowa Leszka Kołakowskiego. Był on niegdyś zdeklarowanym wrogiem wiary i Kościoła, a z czasem nabrał wielkiego szacunku dla chrześcijaństwa. Ostatnie jego książki pokazują, jak piękną i wielką sprawą jest uczciwość człowieka poszukującego i dramat niemożliwości przekroczenia granicy wiary... W tym momencie on już jednak tę granicę przekroczył, a sam Bóg go odnalazł...

Kościół był też bardzo mocno atakowany w mediach za działalność Komisji Majątkowej. Postkomuniści mówili nawet, że Kościół dokonał „skoku na kasę”.

- Myślę, że kto jak kto, ale właśnie spadkobiercy partii, która dokonała niegdyś grabieży majątku kościelnego, mają w tej sprawie najmniejsze prawo do występowania w roli arbitrów moralnych. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że do dużej części opinii publicznej nie dotarły podstawowe fakty na ten temat. Otóż Kościół odzyskuje jedynie część z tego, co zostało mu odebrane przez władze komunistyczne, i to odebrane wbrew prawom uchwalonym przez samych komunistów. Po II wojnie światowej komuniści zagrabili masę kościelnego majątku, z czego tylko 10 procent podlega zwrotowi. W tym celu powołana została właśnie Komisja Majątkowa, żeby spróbować przynajmniej w jakimś stopniu za tę grabież zadośćuczynić. Przecież w wielu przypadkach zwrot mienia nie jest możliwy, więc chodzi o rodzaj rekompensaty. Zapewne w tym procesie, jak w każdym działaniu ludzkim, mogły się pojawić jakieś błędy. Ale nie ukrywam też, że trochę się tego spodziewałem. Tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, zawsze pojawiają się jakieś problemy, interesy, niedopowiedzenia, zarzuty. I dlatego zdecydowałem się, by nie walczyć o odzyskanie zagrabionej przez komunistów własności archidiecezji przemyskiej.

Ale przecież to była własność Kościoła, na którą pracowało wiele pokoleń katolików.

- To prawda, ale zarazem można się było spodziewać, że jakieś – zawsze możliwe – niedoskonałości prawne czy błędy przy odzyskiwaniu naszego majątku mogą zostać wykorzystane przez przeciwników Kościoła. Dlatego doszedłem do wniosku, że lepiej zrezygnować z walki o te dobra oraz pieniądze i uniknąć zadrażnień. Szczególnie, że ludzie w Polsce są na tyle ofiarni, iż Kościół poradzi sobie bez tych ukradzionych nam pieniędzy.

Mocno atakowano również symboliczny akt zawieszenia krzyża w Sejmie, a szerzej – obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej. Czy krzyż powinien być obecny w przestrzeni publicznej?

- Krzyż jako symbol, widzialny znak, odnosi nas do rzeczywistości świętej. Nikt nie ma prawa zabronić obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej, bo one mają przypominać nam o zobowiązaniach, jakie przyjmujemy. Jeśli człowiek przyjął chrzest, to krzyż go zobowiązuje do pewnych czynów. O tym właśnie ma mówić mu krzyż w parlamencie czy na ulicy. Dla nieochrzczonych natomiast ten krzyż jest przypomnieniem tego, że mogą od nas wierzących domagać się pewnego typu działania, relacji, umotywowanego wiarą szacunku wobec nich.

A jak oni odpowiedzą: nie widzimy tego

- I często będą mieli rację. Powinniśmy być wdzięczni tym ateistom czy wyznawcom innych religii, którzy wytykają nam, że nasze postępowanie jest niezgodne z krzyżem.

Chrześcijanie ostatnio coraz częściej rezygnują z obrony swoich symboli. Jezusa Chrystusa, którego w jednej ze sztuk przedstawiono jako homoseksualistę, w Wielkiej Brytanii bronili muzułmanie, a nie chrześcijanie.

Choroba niejedno ma imię. Kiedy usuwano bożonarodzeniowe symbole w jednym z miast w Wielkiej Brytanii, to bronili ich tylko żydzi i muzułmanie. Ale ten przykład pokazuje, że w Polsce jest normalniej niż w wielu innych krajach Europy. I z tego możemy być dumni. Zapoczątkowana parę lat temu w Warszawie inicjatywa Orszaku Trzech Króli, organizowanego przez świeckich dla świeckich, jest doskonałym przykładem chrystianizowania przestrzeni publicznej i przypominania Ewangelii w sposób radosny. Takich przedsięwzięć, dzięki Bogu, jest w Polsce znacznie więcej.

A czy nie obawia się Ksiądz Arcybiskup tego, że choć większość parlamentarzystów w Polsce deklaruje, iż są katolikami, to będą się zachowywać tak jak chadecy na Zachodzie? Chrześcijaństwo pozostanie dla nich sferą deklaracji, a w praktycznych decyzjach nie będzie go w ogóle...

- Życie pokazuje, że nam to grozi i że trzeba przygotowywać polityków do większej odpowiedzialności. Politycy powinni kierować się zasadami moralnymi, a nie wybierać to, co najłatwiejsze. To, o czym mówię, jest możliwe. Przedstawia to choćby przykład Węgier, gdzie premier Viktor Orbán opiera swoją politykę na mocnych fundamentach moralnych. Bardzo potrzebne jest nam takie świadectwo wierności zasadom. Jeśli wyrzekniemy się tych zasad, to zniszczymy podstawy naszego społeczeństwa.
 
Dodane przez prakseda dnia listopada 27 2011 11:35:19 · 9 Komentarzy · 177 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.