|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 8
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Polskie drogi Viktora Orbána |
|
|
- tymi słowami, poprzedzonymi zawołaniem: "Boże, błogosław Węgrów", rozpoczyna się węgierska konstytucja uchwalona w kwietniu 2011 roku, po objęciu władzy przez ugrupowanie Fidesz Viktora Orbána.
W konstytucji znalazły się - obok wyraźnego odwołania do chrześcijaństwa - również definicja małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety oraz zapis o prawnej ochronie życia ludzkiego. Jeżeli do tego dodamy działania ratujące gospodarkę zrujnowaną rządami postkomunistów i lewicy, podejmowane w imię narodowego interesu Węgier, a nie różnorakich zewnętrznych struktur, oraz politykę prorodzinną - to całkiem zrozumiała okaże się histeria, z jaką rząd Orbána jest atakowany przez rodzimą i zagraniczną lewicę wszelakich odcieni. Rządy Fideszu po 2010 roku stały się bowiem próbą - jeszcze nie wiemy, czy skuteczną - zerwania nie tylko z postkomunistyczną spuścizną, ale - co jeszcze istotniejsze - postawienia tamy kontrkulturowej destrukcji i "cywilizacji śmierci" narzucanej przez pokolenie ´68, które zdominowało areopagi współczesnej Europy.
Przez kilkadziesiąt lat komunistycznego zniewolenia to właśnie Polacy byli inspiracją i nadzieją dla wielu narodów ujarzmionych przez komunizm. Skutkiem naszego oporu przeciwko niewoli, wspieranego przez Kościół katolicki, zwieńczony "Solidarnością", był margines swobody - większy niż w innych krajach bloku. Tutaj komuniści zostali zmuszeni do ustępstw.
Dlatego tak wielu dysydentów różnych narodów Związku Sowieckiego, a także Czechów, Słowaków, Niemców z NRD i wreszcie Węgrów - szczególnie dla tych ostatnich nie było to łatwe - uczyło się języka polskiego. Wtedy był on językiem wolności. Stał się nim jeszcze bardziej po wyborze Jana Pawła II na Stolicę Piotrową i po narodzinach "Solidarności".
Był nim także dla Viktora Orbána, młodego studenta prawa z Uniwersytetu im. Loránda Eötvösa. Nawet swoją pracę magisterską poświęcił polskim zagadnieniom. Jej tytuł brzmiał "Ruch społeczny wewnątrz systemu politycznego - przykład Polski". Obronił ją w 1987 roku, kiedy przyjechał do naszego kraju, aby uczestniczyć w pielgrzymce Jana Pawła II, mimo że sam należy do Kościoła ewangelicko-reformowanego. Jego żona Anikó Levi, z którą ma pięcioro dzieci, jest katoliczką.
Wychowanek profesora Felczaka
W marcu 1988 roku był jednym z sygnatariuszy Sieci Wolnych Inicjatyw. W swym pierwszym apelu napisali oni: "Weszliśmy w okres, w którym możliwe jest stopniowe przezwyciężanie następstw Jałty". Następnie w gronie 37 młodych opozycjonistów zakładał na Wydziale Państwa i Prawa Uniwersytetu Budapesztańskiego w Kolegium im. Istvána Bibó Związek Młodych Demokratów "Fidesz". W jego powstaniu ogromną rolę odegrał Polak -prof. Wacław Felczak, autor "Historii Węgier", nazywany też "ojcem węgierskiej opozycji" (przed kilkunastoma dniami w Instytucie Historii UJ odsłonięto tablicę poświęconą temu wybitnemu człowiekowi).
Wacław Felczak podczas II wojny światowej jako kurier rządu RP wielokrotnie przybywał na Węgry, 80-krotnie przekraczał "zieloną granicę". Po wojnie nie zaprzestał swej kurierskiej działalności. Aresztowany w 1947 roku przez komunistów, został skazany na dożywocie. Więzienie opuścił w 1956 roku. Całym swym życiem dowiódł, iż nawet w PRL można było pozostać uczciwym i prawym człowiekiem. Pracując na UJ, od końca lat 60. mógł wyjeżdżać w celach naukowych do Budapesztu, później prowadził tam wykłady. To o nim István Kovács powiedział, iż "honor uważał za najwyższą ludzką wartość. I był zdania, że jest jedną z najważniejszych wartości narodowych, której należy strzec". Felczak przekonywał, że z komunizmem nie można iść na żadne kompromisy, trzeba mieć charakter, odwagę, kręgosłup moralny. "Nie wierzcie, że trzeba wstąpić do partii i że można próbować coś zmieniać od wewnątrz - to jest bałamutne myślenie" - mówił węgierskim studentom. W sylwestra 1979 roku wygłosił noworoczny toast: "Musicie się przygotować. Przyjdzie dzień, kiedy Węgry będą wolne, a wy musicie się na ten moment przygotować". Węgrzy byli zdumieni, jeszcze nie wierzyli.
Wychowankiem prof. Felczaka jest także Viktor Orbán. Wraz z grupą studentów pod koniec lat 80. zapytał profesora, co powinni robić. - Załóżcie partię - odpowiedział prof. Felczak. - Traficie wprawdzie do więzienia, posiedzicie może dwa lata, ale partia zostanie - dodał. I tak narodził się młodzieżowy Fidesz, który później przekształcił się w konserwatywno-chadecką partię.
Długi czas opozycji
Gdy w czerwcu 1989 roku w Budapeszcie odbył się manifestacyjny pogrzeb premiera Imre Nagyego, przywódcy Węgierskiego Powstania 1956 roku, uczestniczył w nim çkos Engelmayer - pierwszy ambasador wolnych Węgier w Warszawie. Tłumaczył wygłaszane przemówienia gościom z Polski, wśród których był Adam Michnik. Nagle do mikrofonu - czego nie było w programie - podbiegł młody człowiek, właśnie Viktor Orbán, i wobec zgromadzonego stutysięcznego tłumu zażądał wycofania wojsk sowieckich z Węgier. Po przetłumaczeniu jego słów Michnik skomentował: "K..., to jednak przesada". Ale profesor Felczak pochwalił swego wychowanka: "Nareszcie ktoś odważył się publicznie o tym powiedzieć". Był krytyczny wobec przemian po 1989 roku, profesurę otrzymał dopiero w 1993 roku, kilkanaście dni później zmarł. W pogrzebie na Pęksowym Brzysku w Zakopanem nie mogło zabraknąć również węgierskich przyjaciół - wśród nich także z Fideszu, którego przewodnictwo objął wtedy Orbán. W latach 1998-2002 stanął po raz pierwszy na czele rządu. Potem nadszedł długi czas opozycji.
W 2007 roku Orbán mówił: "Nikt nie przypuszczał, że odpowiedzialny rząd kraju może uczynić z całym narodem to, co wcześniej czynili tylko obcy: w interesie utrzymania władzy oszukali i ograbili własny naród. Wypróbowali na swoich przeciwnikach politycznych wszystkie środki moralnego niszczenia, przypisali im własne kłamstwa. Przełożyli własne interesy nad interesy ogółu i nie próbują się już nawet powoływać na wyższe idee. Wszystkie warstwy społeczeństwa obciążyli negatywnymi skutkami własnej niezdatności, fałszywego myślenia o historii i moralnego nihilizmu". Wymieniał pogardę dla samych siebie, wyśmiewanie i zniesławianie rodziny, społeczeństwa, narodu, religii, pogardę dla obowiązku i pracy... "My, Węgrzy, żyjemy w świecie metodycznego wzbudzania nienawiści. Na własnej skórze czujemy intelektualny gwałt, jaki nam zadają, pragnąc, byśmy znienawidzili wszystko, nawet samych siebie...".
Skutki ówczesnej polityki okazały się fatalne. Gorzko, ale prawdziwie zabrzmiały słowa lidera Fideszu: "Silna społeczność nie da sobie odebrać praw wolności. Nie można jej wpędzić w kryzys i dezintegrację, niemożliwe, by przywódcy bezkarnie ją okłamywali i zmuszali do płacenia ceny za kłamstwa i zaniedbania, którym są winni. A właśnie to zdarzyło się nam, Węgrom... Węgry, nasza Ojczyzna, są dziś krajem słabym... staliśmy się ostatnimi".
Dzisiaj to my jesteśmy bliscy stwierdzenia: "To zdarzyło się nam, Polakom...".
Czy daleko nam do Budapesztu?
Przemiany na Węgrzech przyjęli z nadzieją nie tylko ci Polacy, którym jest bliska konserwatywna rekonkwista, ale również ci tęskniący za normalnym, silnym, skutecznym państwem. Stąd też słowa Jarosława Kaczyńskiego o dniu, w którym w Warszawie będziemy mieli Budapeszt. Szkoda tylko, że w 2007 roku zabrakło determinacji w sprawie umieszczenia w Konstytucji zapisu o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Podniósłby się krzyk na całą Europę, ale Polska dałaby świadectwo, a i dziś do Budapesztu byłoby bliżej...
Tak, sami zmarnowaliśmy szansę duchowego przywództwa w Europie. Teraz marnujemy już wszystko, zadowalając się poklepywaniem przez możnych i dryfowaniem na peryferiach "europejskiego nurtu". Czegóż jednak można wymagać od formacji i jej wyborców, którym przewodzi człowiek realizujący swe młodzieńcze deklaracje, iż "piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski" czy "polskość to nienormalność"? To jedna z konsekwencji oddania po 1989 roku rządu dusz ludziom, którym odległa była wizja niepodległej, dumnej, silnej Polski. Zadowolili się kosmetycznym poprawianiem PRL. Dlatego właśnie z lidera przemian staliśmy się ostatnim krajem Europy Środkowej, w którym przeprowadzono wolne wybory i skąd sowieckie wojska wyjechały jako ostatnie, nie wspominając o zerwaniu z peerelowską spuścizną, o lustracji czy dekomunizacji. W tej kwestii obecny premier też ma zasługi jako specjalista od antylustracyjnej arytmetyki podczas "nocnej zmiany" ze swym słynnym: "Panowie, policzmy głosy...".
Węgrzy znaleźli w sobie dość siły i wykonali gigantyczną pracę, by wyjść z lewackiego uścisku. Ale czy nam, Polakom, starczy sił, by dojść do Budapesztu i czy zastaniemy tam jeszcze naszego przyjaciela Viktora Orbána?
Dr Jarosław Szarek,
Oddziałowe Biuro Edukacji Publicznej IPN w Krakowie |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia grudnia 31 2011 08:22:55 ·
9 Komentarzy ·
151 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|