|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
dr Leszek Pietrzak o poczynaniach i zaniedbaniach rządu w sprawie katastrofy smoleńskiej |
|
|
Najlepiej widać indolencję naszych władz na tle prostej analogii: co zrobiliby amerykański rząd gdyby znalazł się w takiej sytuacji, w jakiej Polska 10 kwietnia 2010 r. Co by się stało gdyby amerykański Air Force One prezydentem Barakiem Obamą i delegacja złożoną z przedstawicieli amerykańskiego Senatu i Izby Reprezentantów i dowództwa armii rozbiłby się podczas oficjalnej podróży do Rosji na rosyjskim terytorium. Co by było, gdyby w rezultacie tej katastrofy zginęli wszyscy pasażerowie samolotu? Czy amerykańskie władze zdecydowałyby się powierzyć całe śledztwo w tej sprawie stronie rosyjskiej i cierpliwie czekały na jego koniec, słuchając komunikatów rosyjskiego MAK-u? Czy Amerykanie pozwoliliby, aby szczątki ofiar ich rodaków gniły w błocie i nie zostały należycie pochowane? Czy ten naród słynący z pragmatycznego podejścia do rzeczywistości zrezygnowaliby z upublicznienia prawdy w imię polepszenia stosunków z Rosją? Czy którykolwiek z przedstawicieli amerykańskich władz publicznie mógłby kłamać w tej sprawie przed kamerami amerykańskich stacji telewizyjnych? Czy Amerykanie zaakceptowaliby fakt, że ich śledczy będą mieli ograniczone możliwości wyjaśnienia przyczyn katastrofy? Czy byliby na tyle cierpliwi, że miesiącami czekaliby na odpowiedź na każde pismo jakie kierują do strony rosyjskiej? Jak wreszcie zachowaliby się przedstawiciele amerykańskich władz, którzy pozostali w kraju w pierwszych godzinach po katastrofie? Czy zaraz po katastrofie amerykańskie władze zapowiedziałyby ocieplenie stosunków z Rosją? Czy możliwe byłoby wreszcie, aby Amerykanie w ogóle nie zareagowali na wersję zdarzeń dotyczącą katastrofy, zaprezentowaną przez rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) na jednej z konferencji prasowych? Czy potulnie zgodziliby się z taką rosyjską wersją katastrofy która stwierdzałaby, że zawiedli piloci Air Force One, bo byli źle szkoleni i popełnili zbyt dużo błędów w sztuce pilotażu? Czy także milczeliby wówczas, gdyby w rosyjskiej wersji stwierdzono, że znajdujący się w składzie amerykańskiej delegacji szef sztabu mógł wywierać naciski na załogę samolotu, aby wylądowała za wszelka cenę, mając przy tym we krwi alkohol? Czy podczas podania przez stronę rosyjską jej wersji przyczyn katastrofy nowo wybrany prezydent USA jeździłby na nartach gdzieś we włoskich Dolomitach?
Czy możliwe byłoby aby rok po katastrofie amerykańskiego samolotu, strona amerykańska nie dysponowała wrakiem prezydenckiego Air Force One i jego czarnymi skrzynkami? Czy senacka komisja śledcza i jej szef chcący za wszelką cenę dojść do prawdy o katastrofie byliby w swoim kraju oskarżani o zdradę?
Czy amerykańskie media powielałyby przekazy propagandowe sterowanych przez Kreml rosyjskich mediów na temat rzekomych przyczyn katastrofy? Czy CNN wyemitowałby rosyjski film dokumentalny „Syndrom katyński", będący kwintesencją rosyjskiej propagandy na temat katastrofy. Czy gwiazda amerykańskiego dziennikarstwa Bob Woodworad w rozmowie z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem z akceptacją przysłuchiwałby się stwierdzeniom, że nie wyobraża sobie aby strona amerykańska nie zaakceptowała rosyjskich ustaleń na temat katastrofy amerykańskiego samolotu.
Jak wreszcie wywodzący się z partii republikańskiej nowy prezydent USA zareagowałby na rodzącą się w USA pamięć o jego poprzedniku demokracie Obamie? Co by było, gdyby tysiące zwykłych Amerykanów, bez różnicy na kolor skóry, wykształcenie i status społeczny przychodziły pod Biały Dom aby zapalić znicze i złożyć kwiaty w hołdzie dla Obamy? Czy jakiekolwiek władze administracja, urzędnicy, media, opinia publiczna ganiłyby kogokolwiek i gdziekolwiek, kto chciałby upamiętniać katastrofę i jej ofiary? Czy służby miejskie Waszyngtonu gasiłby znicze stawiane pod bramą ogrodzenia wokół Białego Domu i wyrzucały przyniesione wieńce i kwiaty jako miejskie „nieczystości"? Czy ktokolwiek w Ameryce ośmieliłby się opluwać po śmierci amerykańskiego prezydenta, który zginął służąc swojemu krajowi, najlepiej jak potrafił? Czy nowy prezydent USA publicznie nazywał tych wszystkich Amerykanów, którzy upamiętniają jego poprzednika paląc znicze i składając kwiaty za chorych z nienawiści?
Pytania te wydaja się tylko z pozoru błahe. Odpowiedź na nie jest za oczywista. Pewne jest jedno, że amerykański prezydent na pewno użyłby całego potencjału i wszystkich swoich zasobów, aby dojść do prawdy o katastrofie. Niezależnie od tego jak bardzo ścierał się w działaniach politycznych ze zmarłym poprzednikiem. Po prostu takie rozwiązanie dyktowałaby mu nie tylko zwyczajna ludzka przyzwoitość, ale także racja stanu i obrona godności Państwa. Inne zachowanie, to gorzej niż zbrodnia, to błąd.
|
|
|
Dodane przez prakseda
dnia kwietnia 06 2011 15:41:12 ·
9 Komentarzy ·
334 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|