Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 7
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
STAN PODLEGŁOŚCI - Aleksander Ścios
Śmierć płk. Leszka Tobiasza i kryjące się za nią okoliczności dotyczące afery marszałkowej powinny zwrócić uwagę na bezprecedensowy w demokratycznych krajach fakt, iż głową państwa jest dziś człowiek uwikłany w rozliczne kontakty z ludźmi wojskowej bezpieki i wysokimi oficerami „ludowego” wojska.
Zmarły przed kilkoma dniami główny świadek oskarżenia w procesie przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu należał z pewnością do ludzi, którzy posiadali istotną wiedzę o Bronisławie Komorowskim. To płk Leszek Tobiasz miał zgłosić się do Komorowskiego 21 listopada 2007 r. z propozycją przedstawienia dowodów na korupcyjną działalność Komisji Weryfikacyjnej i przez kolejne tygodnie wielokrotnie odwiedzał ówczesnego marszałka Sejmu. To ten człowiek był uczestnikiem tajnej narady z Bronisławem Komorowskim, Krzysztofem Bondarykiem, Grzegorzem Reszką i Pawłem Grasiem, podczas której poczyniono ustalenia w zakresie działań dotyczących członków Komisji Weryfikacyjnej. W następstwie tych ustaleń Tobiasz został przewieziony przez Bondaryka do siedziby ABW, gdzie złożył zawiadomienie o podejrzeniu rzekomej korupcji. Choć wobec Tobiasza toczyły się postępowania prokuratorskie, a w roku 2011 został skazany prawomocnym wyrokiem na pół roku więzienia w zawieszeniu – należał do osób obdarzonych szczególnym zaufaniem organów III RP.
Nagła śmierć głównego świadka oskarżenia uniemożliwi realizację wniosku Wojciecha Sumlińskiego o przeprowadzenie konfrontacji pomiędzy płk. Tobiaszem, płk. Aleksandrem L. oraz Bronisławem Komorowskim – w celu wyjaśnienia rozlicznych rozbieżności istniejących w zeznaniach tych osób.
To wydarzenie nakazuje spojrzeć w stronę samego Bronisława Komorowskiego. Ludzie, których darzył zaufaniem, nie służyli bowiem w armii stojącej na straży polskich granic, a ich zadanie nie polegało na obronie naszej niepodległości. Służby wojskowe PRL nie miały zaś nic wspólnego z ich odpowiednikami w armiach wolnego świata.
Z instrukcji „o działalności kontrwywiadowczej w siłach zbrojnych PRL” wynika, iż podstawowe zadanie kontrwywiadu wojskowego polegało na „ochronie wojska przed oddziaływaniem sił antysocjalistycznych i ośrodków dywersji ideologicznej” oraz „wykrywaniu w wojsku przestępstw, zwłaszcza charakteru politycznego”, zaś tzw. wywiad wojskowy miał zajmować się „zdobywaniem, opracowywaniem i przekazywaniem kierownictwu Partii i Rządu, kierownictwu Ministerstwa Obrony Narodowej i siłom zbrojnym PRL materiałów i informacji wywiadowczych o potencjalnych przeciwnikach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i państw wspólnoty socjalistycznej.”
Sławomir Cenckiewicz, który przez lata studiował archiwa LWP, nie miał najmniejszych wątpliwości pisząc, że „armia PRL stała się głównym gwarantem wpływów i kontroli sowieckiej nad Polską”, zaś na zakończenie swojej fundamentalnej pracy „Długie ramię Moskwy” doszedł do jednoznacznej konkluzji : „Przez wiele lat byłem skłonny wierzyć tym wszystkim, którzy powtarzali, że wyjąwszy politruków z Głównego Zarządu Politycznego, większość oficerów LWP była polskimi patriotami. Badania nad wywiadem wojskowym PRL [...] nakazały negatywnie zweryfikować te zapewnienia. Analizując przez lata tysiące dokumentów, materiałów operacyjnych i akt personalnych oficerów, doszedłem do przekonania, że LWP było niemal w pełni zsowietyzowane. Ta książka jest ostatecznym pożegnaniem z mitem o „patriotach w mundurach” z LWP.”
Choć głos historyka dalece odbiega od oficjalnej propagandy III RP, nakazującej postrzegać w żołnierzach LWP „ludzi honoru” i przyrównywać tradycje tej armii z dziejami polskiego oręża - warto na związki Bronisława Komorowskiego patrzeć nie tylko w perspektywie historycznej, ale też poprzez obecną postawę lokatora Belwederu i jego stosunek do kremlowskiego reżimu. Tym bardziej, jeśli mamy świadomość, że dla Komorowskiego istnieje cienka granica, między dwiema skrajnymi postawami, a granicę tę wyznacza...przypadek.
Gdy na początku lat 90. ten nauczyciel historii z Niższego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie i przewodniczący Fundacji Pomocy Bibliotekom Polskim, trafił nagle do ministerstwa obrony narodowej, kierował nim jeszcze gen.Florian Siwicki, dowódca 2 armii LWP podczas interwencji w Czechosłowacji, jeden z twórców stanu wojennego. Atutem Komorowskiego miał być fakt, że umiał rozmawiać z „czerwonymi” generałami i potrafił ułożyć sobie stosunki z Siwickim. Na czym polegała umiejętność nowego wiceministra możemy wnioskować z relacji samego Komorowskiego. Wspominał on, że Siwicki zagadnął go kiedyś: „A wie pan, że ja mogłem być teraz w Londynie, ale nie zdążyłem do armii Andersa”. „Wtedy zrozumiałem – mówił Komorowski – że życiem rządzi przypadek. Przecież on przez to, że nie zdążył, został komunistą, a ja przez to, że urodziłem się odpowiednio późno – zostałem antykomunistą”.
Zgodnie z tą życiową filozofią, Bronisław Komorowski nie mógł w „przypadkowych komunistach” i oficerach LWP widzieć zbrodniarzy lub zdrajców – nawet, jeśli w 2006 roku Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu postawiła Siwickiego w stan oskarżenia za zbrodnie komunistyczne.
Negatywny stosunek do lustracji i dekomunizacji w wojsku, Komorowski manifestował od początku pracy w MON. Wtedy, gdy struktury postkomunistyczne były najsłabsze, a opinia publiczna pamiętała zbrodnie stanu wojennego, on chronił aparat postsowiecki, tłumacząc np., że wywiad wojskowy nie pracował na rzecz ZSRR, a zarzuty o patologiach istniejących w WSI są „efektem inspiracji służb cywilnych”.
Pytany w roku 1992: „Na czym polegają patologiczne układy w służbach specjalnych MON?- Komorowski odpowiadał: - „Nie wiem. Nie podzielam spiskowej teorii dziejów. Przez dwa lata pracy w MON nie zetknąłem się z sytuacjami, które mogłyby potwierdzić istnienie takich układów”. Było to zaledwie kilka miesięcy po sporządzeniu poufnego raportu tzw. komisji Okrzesika, w której opisano m.in. szereg nieprawidłowości i nadużyć finansowych w dawnym Szefostwie WSW; przedstawiono działania tej służby przeciwko opozycji politycznej, przypadki niszczenia akt, a przede wszystkim, potwierdzono fakt ścisłej współpracy oficerów WSW ze służbami sowieckiego okupanta.
Natomiast w roku 2005, gdy prasa szeroko rozpisywała się na temat działań WSI, Komorowski dywagował: „nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że niezweryfikowanie WSI to jeden z grzechów pierworodnych III RP. A to, że tyle się ostatnio mówi o wszelkich patologiach w WSI..., cóż, jestem przekonany, że są to działania z inspiracji służb cywilnych. To efekt walki między tymi dwiema instytucjami - może z zewnątrz wcale tak niewyglądającej, ale w gruncie rzeczy zdrowej rywalizacji.”
Od początku swojej pracy w MON Komorowski musiał cieszyć się niezwykłym zaufaniem oficerów wojskowej bezpieki. Krzysztof Wyszkowski w piśmie procesowym złożonym w toku postępowania przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, złożył wniosek o powołanie na świadka Bronisława Komorowskiego - „na okoliczność współpracy Lecha Wałęsy z SB”. W uzasadnieniu wniosku Wyszkowski napisał: „Jako wiceminister ON poinformował mnie, po pierwszej turze wyborów prezydenckich w r. 1990, że otrzymał z WSI szczegółowe informacje w sprawie zawartości tzw. czarnej teczki Tymińskiego, czyli dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB.” Nowy wiceminister obrony był zatem dla ludzi wojskowego kontrwywiadu człowiekiem godnym zaufania, skoro dzielono się z nim tak szczególną wiedzą. Jak wiemy, słynną „czarną teczkę” Tymińskiego z materiałami obciążającymi Wałęsę, miały przygotować służby wojskowe.
Było to zaufanie wzajemne, ponieważ w tym samym czasie Komorowski awansował na szefa kontrwywiadu płk Lucjana Jaworskiego, tropiącego w latach 80. „wrogów ojczyzny” spod znaku konspiracyjnych „Wiadomości”, ˝Tygodnika Wojennego˝, czy „Robotnika”. Składając wyjaśnienia przed Komisją Weryfikacyjną płk Jaworski stwierdził, że „minister Komorowski zgodził się, abym mógł dobierać sobie ludzi do kontrwywiadu”. To wówczas pozytywną weryfikację przeszli: płk Aleksander L. (szef Zarządu I Szefostwa WSW) i ppłk Leszek Tobiasz, przyjęci przez Komorowskiego do kontrwywiadu. Ten drugi – przyjaciel płk Jaworskiego należał w latach 80. do prześladowców opozycji niepodległościowej, a po roku 1990 zajmował się penetracją Kościoła i środowiska dziennikarskiego. Z teczki Nadzoru Szczególnego Kryptonim "Anioł", założonej 28 lutego 2002 roku w związku z pozyskiwaniem materiałów kompromitujących abp. Juliusza Paetza wynika, że oficerem odpowiedzialnym za tę robotę był Leszek Tobiasz.
Nie jest też prawdą, jak twierdził Komorowski, że w latach 90 sam usunął płk L. ze służby. Odejście szefa Zarządu I WSW nastąpiło w efekcie ujawnienia wniosków zawartych w „Raporcie podkomisji nadzwyczajnej do zbadania działalności byłej WSW”, w której zwrócono uwagę na nieprawidłowości i przestępstwa, jakie miały miejsce w WSW.
O tym, że związki z L. przetrwały próbę czasu, może świadczyć wydarzenie opisane przed laty przez Leszka Misiaka. Przypomniał on, że gdy w roku 2004 syn Komorowskiego został potrącony przez samochód jednego z najbogatszych Polaków, o fakcie tym poinformował Misiaka właśnie płk. Aleksander L., przedstawiając się jako rzecznik i znajomy Komorowskiego. Do dziś nie wiemy: jakie związki łączyły Komorowskiego z głównym aktorem afery marszałkowej, podejrzewanym przez ABW o współpracę z rosyjskim wywiadem.
Kilka lat później, gdy Komorowski pełnił już funkcję ministra obrony narodowej, podejmowane przez niego decyzje świadczyły o szczególnym zaufaniu, jakim obdarzał ludzi wojskowej bezpieki. To on był wówczas protektorem dalszej kariery gen Bolesława Izydorczyka, kursanta GRU z 1989 roku i szefa WSI z lat 1992-94. W roku 2000 związki Izydorczyka ze służbami sowieckimi i rosyjskimi były przedmiotem zainteresowania Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego WSI, w ramach sprawy o krypt. „GWIAZDA” oraz postępowania sprawdzającego, w związku z ubieganiem się przez generała o wydanie poświadczenia bezpieczeństwa. Ustalono m.in., że latem 1992 r. Izydorczyk spotkał się w Zakopanem z rezydentem służb rosyjskich w okolicznościach „które jednoznacznie wskazywały na spotkanie wywiadowcze”. W liście do ministra Komorowskiego, ówczesny szef WSI Tadeusz Rusak pisał, że „analiza całego materiału […] skłania nas do stwierdzenia, iż gen. dyw. Izydorczyk celowo może ukrywać fakty związane z okresem pobytu w Moskwie” i odmówił wydania certyfikatu. Musiał to jednak uczynić – jak sam stwierdził - „na skutek nacisków szefa MON ministra Bronisława Komorowskiego”. Dzięki Komorowskiemu Izydorczyk uzyskał certyfikat bezpieczeństwa NATO do dokumentów oznaczonych klauzulą „ściśle tajne” i mógł wyjechać do Brukseli, gdzie objął funkcję Dyrektora Partnership Coordination Cell (PCC) w Mons. Przebywał tam do 2003 r. mając dostęp do informacji stanowiących najwyższe tajemnice NATO. W tym samym czasie media ujawniły, że związany z Grzegorzem Żemkiem i aferą FOZZ płk Zenon Klamecki, zastępca szefa Zarządu III WSI, kontaktował się z autorami filmu „Dramat w trzech aktach” (o rzekomym udziale Jarosława i Lecha Kaczyńskich w aferze FOZZ). W obronie Klameckiego stanął natychmiast minister Komorowski, tłumacząc mediom, że Klamecki jest „restrukturyzowany”.
Okres ministrowania Komorowskiego w MON to czas, gdy w polskim sejmie grupa oficerów WSI stosując techniki operacyjne podsłuchiwała rozmowy posłów z sejmowej Komisji Obrony, którzy decydowali o losach trzech ogromnych przetargów: na zakup samolotu wielozadaniowego, transportera opancerzonego i przeciwpancernego pocisku kierowanego. To także czas przestępczej działalności fundacji „Pro Civili” zarządzanej przez ludzi WSI, storpedowania reformy szkolnictwa wojskowego, przeprowadzenia kombinacji operacyjnej przeciwko wiceministrowi Szeremietiewowi, gospodarczej „aktywności” oficerów WSI w Wojskowej Akademii Technicznej, działalności prywatnej Szkoły Wyższej Warszawskiej i Fundacji Rozwoju Edukacji i Techniki, które również okazały się biznesem kierowanym przez WSI, sprzedaży gruntów Wojskowego Instytutu Medycznego firmie Euro-Medical Lilianny Wejchert czy zakupu bez przetargu samolotów CASA, pozbawionych w Polsce centrum serwisowego.. To wówczas zabrakło pieniędzy na żołd dla żołnierzy, kolejka kadry oficerskiej czekającej na mieszkanie wzrosła do 17 tys. osób., a eksport uzbrojenia spadł do 20 mln dolarów rocznie. Ostatnia decyzja Komorowskiego na stanowisku ministra MON – podjęta miesiąc po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton - dotyczyła zaś drastycznego obniżenia zarobków żołnierzy jednostki GROM. Na skutek tej decyzji, w lutym 2003 r. odeszło z GROM- u czterdziestu doskonale wyszkolonych żołnierzy, czyli połowa składu jednostki.
Za wieloma z tych zdarzeń kryją się również nazwiska znajomych i współpracowników Bronisława Komorowskiego: gen. Adama Tylusa, gen. Bogusława Smólskiego, gen. Mariana Robełka, gen. Andrzeja Ameliańczyka, płk. Henryka Demiańczuka, mjr. Smolińskiego czy gen. Pawła Nowaka.
Przed pięcioma laty rząd PiS podjął historyczną decyzję o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, a Sejm zatwierdził prawo umożliwiające weryfikację oświadczeń żołnierzy tej służby oraz sporządzenie „ Raportu o działaniach żołnierzy i pracowników WSI” opublikowanego następnie w Monitorze Polskim na mocy postanowienia Prezydenta RP z dnia 16 lutego 2007 r. W Raporcie, korzystającym z wagi dokumentu urzędowego zawarto szczegółowy opis setek patologii, jakie miały miejsce w WSI, na przestrzeni 15 lat istnienia tej formacji; licznych przypadków korupcji, nadużywania władzy, przestępstw gospodarczych i skarbowych. Dokument wymienia setki nazwisk żołnierzy, polityków, dziennikarzy i innych osób publicznych oraz wskazuje na stopień ich odpowiedzialności wobec prawa.
Nazwisko Bronisława Komorowskiego pojawia się na kartach Raportu ponad 60 razy i wymieniane jest w kontekście wielorakiej odpowiedzialności tego polityka. To dostateczny powód, by Komorowski stał się najzagorzalszym krytykiem procesu likwidacji WSI i na przestrzeni ostatnich lat w niewybrednych słowach atakował jego autorów, podważając polityczne znaczenie tego aktu. Nazwisko dzisiejszego prezydenta miało się również przewijać w niepublikowanym uzupełnieniu do Raportu. Tam też miały znaleźć się informacje kompromitujące wpływowych polityków Platformy Obywatelskiej. To z kolei wydaje się dostatecznym powodem dla rozpętania afery marszałkowej i poszukiwania sposobów na zdyskredytowanie Komisji Weryfikacyjnej.
Wizerunek Bronisława Komorowskiego, nakreślony w Raporcie z Weryfikacji WSI w niczym nie przypomina obrazu „spokojnego konserwatysty” i „męża stanu” – usilnie narzucanego przez media III RP. To wizerunek człowieka, który od początków swojej politycznej kariery wspierał ludzi z aparatu komunistycznych służb, generałów po moskiewskich uczelniach ,żołnierzy wojskowej bezpieki prześladujących polskie społeczeństwo, kursantów GRU oraz ludzi oskarżanych o korupcję czy współpracę z wrogimi Polsce służbami. Jako wiceminister i szef resortu obrony, Komorowski odpowiada nie tylko za afery z udziałem ludzi WSI, za nieudolność i brak profesjonalizmu tej służby, ale także za realizację polityki kadrowej, która pozwalała na zachowanie w strukturach Wojska Polskiego dominacji wyższych oficerów LWP, ludzi o skostniałych, prosowieckich poglądach - wywodzących się z formacji, która w okresie PRL-u kontynuowała zbrodnicze tradycje Informacji Wojskowej.
Antoni Macierewicz podsumował kiedyś postawę Komorowskiego słowami: „Marszałek Komorowski przez lata chronił ludzi z WSI i powinien za to ponieść odpowiedzialność.” Dziś ochrona ludzi WSI wykracza poza obszar politycznej i personalnej protekcji i dotyczy planów przeprowadzenia „systemowych reform” służb specjalnych. Koncepcje prezydenckiego BBN-u zmierzają wprost do odtworzenia stanu sprzed 2006 roku i mają cofnąć nas w epokę układu personalnego byłych WSI. To najgroźniejsza konsekwencja obecnej pozycji Komorowskiego i jego przeświadczenia o całkowitej bezkarności.
Człowiek, który doskonale znał realia sowieckiego zniewolenia, były agent GRU Wiktor Suworow, na wieść o likwidacji WSI powiedział:
„Ludzie szkoleni w Moskwie nigdy nie przestaną służyć Moskwie. Niezależne od tego, czy na Kremlu będzie zasiadał car, Putin czy gensek, oni zawsze będą niewolnikami Moskwy. Zależność ta jest zaprogramowana w mózgach wszystkich, których Moskwa wykształciła. Oficerowie, którzy byli szkoleni przez sowieckie służby, nigdy nie powinni pracować w służbach niepodległej Polski. Oni nie są niepodlegli.”

Artykuł opublikowany w nr 8/2012 Gazety Polskiej po tytułem „Wojskowa twarz Bronisława Komorowskiego”.
 
Dodane przez prakseda dnia lutego 27 2012 10:40:26 · 9 Komentarzy · 158 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.