|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj z wyższej półki - Seawolf |
|
|
Dzisiaj, jak rzadko kiedy, mam prawdziwą przyjemność i tematów, ze tylko wybierać. Ba, ale jak tu wybierać? Nieodżałowany, wspaniały Jacek Kwieciński miał proste rozwiazanie, pisał swoje odcinki, tylko, co trzeba na jakiś temat i następny i następny, ciach, ciach. Pisanie felietonu , to także umiejętność zapisania tekstu w dokładnie odliczonej liczbie znaków. Ło matko, jak mnie boli przycinanie tekstu do gazety, bo mi sie zrobiło trochę za dużo znaków! Czy ten żart wyciąć, czy tamtą pointę, czy wywalić historyjkę ze statku...
No, zacznijmy od mojego ulubieńca Zbigniewa Chuja Hołdysa. Nie kropkuję, bo i on nie wykropkował, nazywając tak i to wielokrotnie i uporczywie Jarosława Kaczyńskiego, co nie spotkało sie z najmniejszym potępieniem mediów, przeciwnie, rozszedł się szmerek podziwu za szaleńczą odwagę Hołdysa. Odwaga równa odwadze SA-mana rozbijającego sklep żydowski, gdy obok w tłumie gapiów stoi, uśmiechając się życzliwie, zaprzyjaźniony policjant i sędzia, tudzież dziennikarz lokalnej gazety ( drugi z dziennikarzy i protokolant sądowy rozbija ten sam sklep w tym samym SA-mańskim mundurze). Odwaga i ryzyko polegają na tym, że sie można zgrzać, zwichnąć kciuk i przepocić mundur pod pachami. Takie jest też ryzyko, jakie się ponosi , obrzucając dowolnymi obelgami opozycje w Polsce, a zwłaszcza jej przywódcę, Jarosława Kaczyńskiego. Zwykle stanowi to już nie tylko bilet, ale wręcz abonament na wielokrotną bezpłatną reklamę w Wyborczej i TVN, wielu zapomnianych twórców i polityków ( czy może raczej politykantów, tak, jak są muzycy i muzykanci) stosuje ten sprawdzony sposób na zaistnienie i awansowanie na autorytet, niechby i niższej rangi.
No więc ten Hołdys , ten płomienny zwolennik praw autorskich i ACTA, przy tym skamlący z okładki tygodnika Liza, by go nie zabijać, w duecie z Kuźniarem (co za obciachowy duet, czegoś takiego nie da się wymyśleć, to trzeba zobaczyć) , oprócz starych spraw z Marylą Rodowicz, która go wywaliła z trasy po Sowietach za pijaństwo, a on to przedstawiał, jako swoją rezygnację w ramach protestu, miałby coś o wiele ciekawszego do opowiedzenia, aż dziwne, ze sie nie chwali. Oto menedżer zespołu Perfect , Seweryn Reszka wrócił do kraju w 1990 po latach, spotkał swego starego kumpla Hołdysa w jakiejś knajpie i nie mógł wyjść ze zdziwienia, czemu ten kumpel zdradza objawy przestrachu, zamiast radości. Otóż w 1991 wydał on, Chuj Hołdys, znaczy, na swój rachunek płytę z koncertu Perfectu z 1987 roku, oświadczając, iż ma do niej prawa autorskie, gdy tymczasem takie prawa miało 9 ludzi, członków zespołu, menedżer etc. Jak podaje Seweryn Reszka , Hołdys skubnął ich wszystkich na jakieś sto tysięcy dolarów, wtedy całkiem niezła suma, a i teraz by człowiek nie pogardził. Jak to tam było, nie wiem, piszę, co czytam, dość, że pan Reszka w prostych żołnierskich słowach miesza z błotem Hołdysa, jako człowieka, który go okradł i oszukał.
Mamy więc pewnie dysonans poznawczy, choć nie za duży, bo nie jest żadną tajemnica, że najbardziej cnotliwe na starość robią się stare, rozkalibrowane purchawy, których nikt już nie chce nawet z pistoletem przystawionym do czoła. A jakby i zachciał , to instrumenta nie zechcą. Tak się dzieje i z Hołdysem, który przed ćwierćwiekiem był znanym muzykiem, a dziś, gdy go przedstawiają w TVN, to po chwili wahania muszą wymyślać koszmarek, typu przyjaciel młodzieży (autentyk, sam słyszałem). Dziś złodziej i przekręciarz (obiło mi sie o uszy, że i użytkownik pirackiego oprogramowania, ale, to już doprawdy szczegół, taka wisenka na torciku) broni ACTA. Fajnie, ale nie koniec wrażeń z górnej półki. Skoro o Sewerynie Reszce wspomnieliśmy, to przecież nie sposób nie wspomnieć Seweryna Blumsztajna, mojego następnego ulubieńca. Ach, ileż natchnienia i tematów mi już dostarczył, a przecież z pewnością nie powiedział swego ostatniego słowa. Nawiasem mówiąc, jego ostatnie ( do dzisiaj, znaczy, nie w ogóle) słowa, które nie tyle może wypowiedział, ale dumnie niósł przed sobą na niesławnej i nieudanej manifie brzmiały- pierdolę, nie rodzę. Te zagadkowe słowa z górnej, a nawet najwyższej półki wzbudziły żywą dyskusję, co też twórca miał na myśli, nieśmiertelne pytanie z egzaminów, do tej pory było łatwo, ale w przyszłych latach pytanie, co Blumsztajn miał na myśli spowoduje prawdziwą rzeź niewiniątek na maturach. Czerwone majtki nie pomogą, ani zestawy w kanapkach.
Przy okazji, Admini, proszę nie cenzurować słów Hołdysa i Blumsztajna, będzie to uznane za zoologiczny antysemityzm i zgłoszone, gdzie trzeba.
Nie wiadomo, czy Blumsztajn krytycznie odnosi sie do swojej publicystyki, czy też dumnie zawiadamia, że jeszcze nie tak całkiem skapcaniał i że wciąż owszem, owszem. No, ale to by trzeba potwierdzić z niezależnych źródeł, albo przy użyciu tak zwanej obserwacji uczestniczącej. Druga część jest prostsza, bo trudno zaprzeczyć, że jest to prawda. Może nieprzesadnie odkrywcza, bo co dziwnego, że facet ogłasza, że nie rodzi? Tak oto Blumsztajn , czy to przez nieuwagę, czy to w ramach przewrotnej prowokacji raz w życiu powiedział jednak prawdę. Chyba, że jest coś, czego o Blumsztajnie nie wiemy, a co w ten dyskretny sposób chce zasugerować.
Owo hasło niesione przed soba przez Blumsztajna rodzi pytanie, czy on to w ogóle obejrzał, czy tylko niósł, niczym owo dzierlatka z demonstracji Palikota zapytana , co to jest kaczyzm, odpowiedziała, że nie wie, a na pytanie wyciągające, co to jest kaczyzm, o którym mówi niesiony przez nią banner, odpowiedziała ponownie , że nie wie, kazali nieść, to niesie. Jak chodzą słuchy, owo hasło wcisnął mu Sierakowski, nie wiadomo, czy w ten sposób młody wilk lewactwa chciał skompromitować starego pierdziela lewactwa i w ten nikczemny sposób go wygryźć? Czy miał jakiś inny cel? Może sie kiedyś dowiemy, choć nie będę cierpiał na bezsenność do tego czasu.
Na koniec dobra wiadomość, dziennikarze z górnej półki postanowili się stowarzyszyć w tak zwanym towarzystwie i salonie, cóż za niespodziewana nazwa, swoja drogą.
Wśród dziennikarzy podziały polityczne są właściwie głębsze niż między politykami. Politycy muszą jeszcze ze sobą współpracować, my nie musimy. Ilość pomyj wylewanych na siebie nawzajem jest już nie do zniesienia. Jedyny sposób, żeby jakoś istnieć, to grupować się osobno, a potem rozmawiać między sobą. Razem już nie sposób być. W tym sensie Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich jest kompletną fikcją - powiedział Blumsztajn.
Po czym ciągnął: Ja uważam, że mnie z dziennikarzem tabloidu łączy bardzo mało. Mamy inne normy dziennikarskie, inne normy etyczne, inny język - podkreślił. No, właśnie widzieliśmy, nie sposób zaprzeczyć, że inne, wręcz dramatycznie inne.
Jak poinformował, wśród członków założycieli stowarzyszenia są osoby z wyższej półki medialnej. Same rodzynki. Wymienił m.in.: Wojciecha Maziarskiego, Jana Ordyńskiego, Teresę Torańską, Dorotę Warakomską, Jacka Żakowskiego, Wojciecha Mazowieckiego, Cezarego Łazarewicza, Joannę Solską i Jacka Rakowieckiego. Chcielibyśmy również zmierzyć się z zadaniem sformułowania współczesnych standardów warsztatu dziennikarskiego , brzmi treść deklaracji.
Jak widać, Blumsztajn już się zmierzył. Z sukcesem. |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia marca 16 2012 16:10:35 ·
9 Komentarzy ·
156 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|