|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Zatrzymać antykościelną ofensywę PO |
|
|
W wyborach 2011 roku część wiernych Kościoła katolickiego poparła Platformę Obywatelską i Donalda Tuska. Gdyby tak nie było, ta partia i ten premier nie uzyskaliby po raz drugi z rzędu większości umożliwiającej rządzenie w naszym kraju. Teraz okazuje się, że jednym z podstawowych fundamentów ideowych obecnej władzy stały się hasła antyklerykalne i walka z Kościołem, a praktyka rządu jako żywo przypomina czasy PRL. Wspomnienie czasów komunistycznych jest tym silniejsze, że do ofensywy antykościelnej, wspierając rząd, ruszyły także "zaprzyjaźnione" media i najgorliwsi ich dziennikarze. Janina Paradowska w "Dzienniku Gazecie Prawnej" poucza biskupów ostro reagujących na ultimatum rządu, pisząc: "Od hierarchów kościelnych oczekiwać należałoby jednak większej powściągliwości, umiaru. Można nawet uznać, że to oni powinni być najbardziej zainteresowani tym, ilu wiernych jest skłonnych pieniądze na działalność danego Kościoła przeznaczać. Dlaczego bać się wiernych?".
Obecność w Sejmie Ruchu Palikota w przedziwny sposób zmobilizowała Donalda Tuska do licytacji, kto bardziej ograniczy prawa strony kościelnej. Wygląda na to, że w PO postanowiono walczyć o głosy elektoratu lewicowego, lekceważąc chwiejnych, centrowych "katolików-ale", którzy nie chcą widzieć związku pomiędzy tym, na kogo głosują, a swymi przekonaniami religijnymi. Specjaliści od propagandy uznali, że wykreowanie wroga - duchowieństwa - skutecznie zapędzi do narożnika, do swoistego getta, bardziej świadomych wierzących, i napuści na nich żądny odwetu tłum. W ten sposób, dość prymitywny, ale jakże skuteczny, próbuje się nie tylko zamaskować liczne porażki rządzących, ale i ostatecznie trwale pozbawić Kościół należnego w państwie i społeczeństwie autorytetu. Taka strategia Donalda Tuska to nie tylko rezultat oceny, że możliwość utrzymania władzy po kolejnych wyborach zależy od pozyskania głosów zwolenników Palikota. To także ukłon w kierunku postępowej opinii publicznej Unii Europejskiej, z którą premier wiąże swą przyszłość. Dlatego ma być zlikwidowany Fundusz Kościelny, składki emerytalne i zdrowotne duchownych w całości pokrywane z datków wiernych, kapelani stopniowo usuwani z wojska, lekcje religii ograniczane i w ostateczności usuwane ze szkół, a media religijne, takie jak Telewizja Trwam, pozbawiane możliwości rozwoju. Wykreowaniu takiej postawy rządu sprzyjało słabe zorganizowanie katolików świeckich.
Trzy razy mniej dla Kościoła
Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni zaskoczył i próbował upokorzyć księży biskupów na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, przestawiając w formie specyficznego ultimatum projekt likwidacji Funduszu Kościelnego i zastąpienia go swoistym "podatkiem kościelnym" płaconym dobrowolnie przez wiernych, w formie odpisu w PIT w wysokości 0,3 proc. podatku dochodowego. Rząd nie ukrywa, że posłużył się w konstrukcji tego nowego systemu istniejącym już rozwiązaniem, darowizną 1 proc. podatku na organizacje pożytku publicznego. Tym samym symbolicznie uznał, że dla państwa święty Kościół katolicki wart jest trzykrotnie mniej niż fundacje i stowarzyszenia, takie jak WOŚP Jerzego Owsiaka. Organizacje pożytku publicznego pełnią szlachetną rolę w systemie społecznym, jedną z najczęściej obdarowywanych w ten sposób jest Caritas, jednak uświadommy sobie, jak będzie oddziaływał społecznie fakt, że Kowalski ze swego rocznego podatku w wysokości np. 1000 zł na dowolne stowarzyszenie będzie mógł odpisać 10 zł, a na Kościół tylko 3,33 zł? Państwo przyznaje zatem, że zgadza się uszczuplić swe dochody podatkowe trzy razy chętniej na rozmaite organizacje społeczne niż na wsparcie działalności formacyjnej, edukacyjnej, charytatywnej i kulturalnej instytucji Kościoła.
Każdy rozsądnie myślący katolik dostrzeże w propozycji rządowej także inne niebezpieczeństwo. Fundusz Kościelny miał częściowo zrekompensować utracone przez Kościół korzyści z majątku zagrabionego przez komunistów. Teraz ta rekompensata miałaby być zrzucona na barki zdeklarowanych podatkowo katolików. To oznacza zrzeczenie się przez państwo odpowiedzialności za zwrot dotąd nierestytuowanego mienia kościelnego. Mamy do czynienia z niebezpiecznym precedensem. Instytucja państwa znika, a poszczególne funkcje wspólnotowe mają być prywatnie współfinansowane wyłącznie przez zainteresowanych. Za chwilę nasze leczenie będzie finansowane tylko do wysokości naszej osobistej składki zdrowotnej, a szkoły tylko do wysokości składek rodziców uczniów.
Rząd ocenia, że takich wiernych, którzy zadeklarują w PIT swoje przekonania religijne, będzie 40 procent. (Na marginesie trzeba dodać, że po raz kolejny zapomniana została wielomilionowa rzesza rolników, którzy nie wypełniają deklaracji PIT i nie są podatnikami podatku dochodowego). To kolejna pułapka zastawiona na księży biskupów. Ilu tak naprawdę ludzi będzie skłonnych przyznać się do swej przynależności religijnej przed urzędnikami skarbowymi? Przypomnijmy, że w art. 53 Konstytucji zapewnia się, że: "Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania". Mamy pewność, że co roku specjalnie będzie rozkręcana w antyklerykalnych mediach nagonka na Kościół, by umniejszyć liczbę deklaracji religijnych w PIT. Jak zauważył Jacek Karnowski na portalu wPolityce.pl, w rezultacie liczba katolików w odczuciu społecznym spadnie, gdyż w opinii publicznej zacznie się utożsamiać deklarację podatkową z przynależnością do wspólnoty kościelnej. A to z kolei nakręci spiralę opinii antyklerykalnych i zepchnie wspólnotę wierzących do roli marginesowej mniejszości. Pojawią się kolejne postulaty, by z tego "podatku kościelnego", który rząd zbyt optymistycznie szacuje na blisko 100 mln zł, finansować nie tylko obecne wydatki Funduszu Kościelnego, ale i lekcje religii, uniwersytety katolickie, renowację zabytków itd.
Powstanie też zapewne (czyż nie o to może chodzi?) spore zamieszanie wśród wiernych. Wiemy, jak słaby jest poziom wiedzy ekonomicznej większości naszych rodaków. Pojawić się może niechęć do łożenia dotychczasowych dobrowolnych ofiar na Kościół. Wielu uzna, że skoro deklarują podatek w zeznaniu PIT, to zwalnia ich od datków na tacę w dotychczasowej wysokości. A jak wynika z raportu opublikowanego niedawno przez KAI, Kościół w 80 proc. utrzymuje się nadal z ofiarności wiernych. Do ilu katolików w Polsce dotrą informacje, że w naszym kraju, w którym jest tak ogromna katolicka większość, państwo słabiej wspiera instytucje kościelne niż w wielu bardziej zlaicyzowanych krajach? A i z tego należnego udziału choćby w finansowaniu składek emerytalnych, rentowych, wypadkowych i zdrowotnych sióstr klauzurowych czy misjonarzy rząd z taką determinacją chce się wycofywać.
Związanie wysokości finansowania przez państwo Kościoła z podatkiem dochodowym oznacza także w perspektywie coraz niższy poziom tych wydatków w stosunku do zamożności państwa. Obserwujemy od lat tendencję do zmniejszania udziału podatków dochodowych w systemie fiskalnym na rzecz podatków pośrednich, takich jak VAT. Również każde obniżenie w przyszłości podatków PIT, korzystne dla obywateli, oznaczać będzie zmniejszenie dochodów strony kościelnej, tak jak to się dzieje obecnie z samorządami. Jak trudno doprosić się wyrównania ubytku w podatku dochodowym, wiedzą samorządowcy w całej Polsce. Ten sam mechanizm chce się teraz zafundować organizacjom religijnym.
Dyktat rządu
Jednak za najbardziej bulwersujące uznać należy to, że rząd wyreżyserował swego rodzaju spektakl, w którym z góry ustawił Episkopat w trudnej, skazanej na niepowodzenie roli. To strona rządowa, łamiąc zasady, zaprezentowała publicznie projekt ustawy o finansowaniu Kościoła, a księża biskupi - niemający możliwości poznania wcześniej zaprezentowanych rozwiązań - musieli się do nich na gorąco odnosić. I zostali na dzień dobry przez ministra Tomasza Arabskiego skarceni za brak gotowości do dialogu. Rząd zaplanował, że da Kościołowi miesiąc na konsultacje, i zagroził, że zmiany zostaną wprowadzone jednostronnie przez stronę rządową. Konkordat został zlekceważony, zasady konstytucyjne współpracy państwa z Kościołem - złamane.
Katolicy w Polsce utrzymują tę władzę, płacą podatki, mogą decydować o jej losach. Tylko do tej pory nie potrafią się zjednoczyć w działaniu w wystarczająco dużej liczbie. Wciąż zbyt wielu wstydzi się bronić Kościół przed atakami, ulegając propagandzie medialnej. Teraz ta władza będzie oceniać, na ile może sobie pozwolić w ograniczaniu roli Kościoła. Bo arogancja rządu wobec biskupów polskich jest tak duża, jak słaby opór wiernych. Podpisy w obronie Telewizji Trwam złożyło już dwa miliony z nas. To dużo, jednak wciąż za mało, by skutecznie przełamać antykościelną politykę rządzącej partii. Losy propozycji 0,3 proc. "podatku kościelnego" pokażą, jaka będzie rzeczywistość ludzi wierzących w naszym kraju w nadchodzących latach, a może dziesięcioleciach.
Jeden z internautów, komentując na portalu wPolityce.pl postępowanie rządu wobec Kościoła, napisał słusznie: "Albo się zgadzamy, że Kościół reprezentuje ważne wartości, albo nie. Albo jest częścią naszej cywilizacji/kultury, albo nie. Jeśli stwierdzimy, że tak (nie biorę pod uwagę motłochu, który chciałby, żeby zniknął), to jego finansowanie (istnienie) nie może zależeć od tego, czy "wpłacą, czy nie wpłacą", czyli od wahania nastrojów tłumów! Kościół przestanie być "skałą", a będzie musiał podporządkowywać się wiernym swoimi decyzjami, działaniami, poglądami, aby na niego wpłacali! I wszyscy wiemy, jak to się skończy! Tradycje zostaną całkowicie pogrzebane na rzez wizji "postępowego Kościoła" K. Wiśniewskiej z "Gazety Wyborczej". To już w ogóle może pójdźcie niszczyć kaplice od razu! Tego chcecie?".
Jednak sprawa statusu instytucji Kościoła w państwie to nie tylko sprawa zaangażowanych katolików. To sprawa każdego uznającego fundament tradycyjnych wartości obywatela. Nie mamy takiej konstytucji jak Węgrzy, ale i nasza, w artykule 25 uznaje, że: "Stosunki między państwem a Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego". Oraz: "Stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem katolickim określają umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy". Naprawdę groźne jest to, że coraz silniej brzmi głos mniejszości, która neguje współdziałanie instytucji państwa i instytucji Kościoła dla dobra wspólnego. Takie państwo, taka demokracja bez wartości to droga do ukrytego lub jawnego totalitaryzmu, przed czym przestrzegał nas błogosławiony Jan Paweł II. |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia marca 21 2012 19:53:27 ·
9 Komentarzy ·
139 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|