|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 4
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Formatowanie sprzeciwu |
|
|
Nie pomagają zaklinanie rzeczywistości, propagandowe sztuczki i życzliwe rządowi media. Platformie Obywatelskiej pali się grunt pod stopami. Będą wcześniejsze wybory?
- Wydaje mi się, że nie ma na to szans. Platforma na to nie pozwoli. Jednak niektóre symptomy utraty poparcia przez PO są bardzo widoczne. Pierwszy i podstawowy to zniechęcenie społeczne. I nie mam tu na myśli wyłącznie badań opinii społecznej. Platforma traci swój stały elektorat. Osoby, które po raz wtóry zagłosowały na PO, wskutek niepopularnych decyzji społeczno-gospodarczych dotykających każdego obywatela, a nie tak jak do tej pory mających charakter tylko symboliczny, zaczynają wspierać inne partie polityczne. Rośnie również znacząca liczba osób niezdecydowanych, które na znak sprzeciwu wobec władzy definiują się jako nieokreśleni politycznie. Jest to elektorat do zagospodarowania przez różnego typu podmioty polityczne. Jak pokazują badania, są to głównie osoby, które w poprzednich wyborach zagłosowały właśnie na Platformę Obywatelską.
Niemożliwe, żeby politycy PO tego nie widzieli. O co zatem idzie stawka, jeśli ryzykują utratę tak sporej części swoich wyborców?
- Już pod koniec pierwszej kadencji było wiadomo, że Donald Tusk się wypala, PR przestaje działać. To był okres, kiedy znaleźliśmy się w strefie kryzysu gospodarczego. Wymagało to podjęcia bardzo konkretnych działań ekonomicznych, związanych również z polityką międzynarodową. Ze społecznego punktu widzenia miałyby one charakter niepopularny. Wiadomo było, że im bardziej będzie się je odsuwało w bliżej nieokreśloną przyszłość, tym bardziej będą brutalne i radykalne. Tak naprawdę to sam Donald Tusk doprowadził do sytuacji, w jakiej się teraz wszyscy znaleźliśmy. Ale Tusk posiada instynkt zwierzęcia politycznego i dobrze wie, że Platforma Obywatelska nie ma już raczej szans na reelekcję, tym bardziej on sam jej nie ma. Dlatego szuka sobie zacisznego kąta w ramach struktur europejskich. Mówi się o tym od dawna i wydaje mi się, że nie jest to plotka. Być może nawet dostanie jakąś synekurę, natomiast teraz musi udowodnić swoją lojalność wobec decydentów Unii Europejskiej i gotowość do brutalnych rozwiązań niezależnie od kosztów społecznych. Co też czyni.
Ale przecież PO to nie jest wyłącznie Donald Tusk. Coraz częściej słychać o konfliktach wewnątrz partii.
- Tak, i jest to kolejny ważny symptom słabości Platformy Obywatelskiej. Wcześniej przecież mówiono, że jest to partia zintegrowana, stabilna, która potrafi zjednoczyć wielość w jedności. Obecnie pojawiają się głosy sprzeciwu wobec samego Donalda Tuska, a przede wszystkim pojawiają się frakcje, które nie zgadzają się ze sztandarowymi rozwiązaniami premiera. Ustawa o ACTA zmobilizowała przeciwko PO młodych mieszkańców miast, którzy do tej pory byli jej tradycyjnym elektoratem. Ponadto pojawiają się sprzeciwy wobec pewnych rozwiązań moralnych.
Na dodatek koalicjantowi PO przestaje odpowiadać rola przystawki...
- PSL przestaje być posłuszne, bo również powodowane instynktem politycznym zauważa, że wspieranie wszystkich decyzji politycznych Platformy Obywatelskiej, zwłaszcza tych niepopularnych (np. związanych z reformą systemu ubezpieczeń społecznych), odbije się negatywnie na samym PSL. Stąd też staje się coraz bardziej chwiejnym koalicjantem, szuka alternatyw, pragnie podkreślić, że jest języczkiem u wagi. Platforma zaczyna rozgrywać to w sposób dość brutalny, wywierając presję na PSL, kupcząc stanowiskami, ale przede wszystkim grożąc wejściem w koalicję z Ruchem Palikota. Chociaż jest to raczej niemożliwe, bo do reszty pogrążyłoby PO.
Wróćmy do tematu protestów społecznych. Jest ich coraz więcej: w sprawie emerytur, listy leków refundowanych, ograniczenia liczby godzin historii w szkołach ponadgimnazjalnych, wolnych mediów - długo by wymieniać. Czy opozycja jest w stanie je "skanalizować"? A przede wszystkim czy polska prawica wraz z organizacjami społecznymi jest w stanie stworzyć alternatywę, coś na kształt węgierskiego Fideszu?
- To bardzo trudne pytanie. W Polsce wbrew pozorom i pomimo ruchu solidarnościowego nie ma tradycji unionizmu politycznego.
To znaczy?
- Chodzi mi o taki ruch społeczny, który polegałby na współpracy partii politycznych ze związkami zawodowymi oraz ruchami społeczno-obywatelskimi. W Polsce mamy co prawda tradycję "Solidarności", ale to był unionizm o charakterze społecznym, a nie politycznym. W tym momencie Prawo i Sprawiedliwość nie bazuje tak naprawdę na żadnej tradycji, na żadnych rozwiązaniach, które umożliwiłyby stworzenie takiego trwałego związku politycznego.
Może więc należy taką tradycję wypracować?
- Przede wszystkim należało nieco wcześniej, w czasie pierwszej kadencji Platformy Obywatelskiej, w większym stopniu skoncentrować się na współpracy pozapolitycznej. Chodziło o to, żeby wypracować modele mobilizacji społecznej w zakresie współpracy ze związkami zawodowymi, a przede wszystkim z różnego typu ruchami społeczno-obywatelskimi, które jako pierwsze zaczęły sprzeciwiać się Donaldowi Tuskowi i proponowanym przez jego partię rozwiązaniom. Gdyby nieco wcześniej rozpoczęto tworzenie takiego szerokiego frontu obywatelskiego (a nie tylko politycznego) dysponowano by teraz o wiele większymi zasobami, zarówno jeśli chodzi o elektorat, jak i struktury organizacyjne. To pozwoliłoby na pokonanie Platformy Obywatelskiej w ostatnich wyborach.
Ale chyba nie jest za późno na stworzenie takiego frontu?
- Absolutnie nie. Co więcej, zauważam działania zmierzające w dobrym kierunku, np. odwoływanie się do tradycji Porozumienia Centrum, szukanie powiązań z separatystami z Prawa i Sprawiedliwości, którzy prawdopodobnie doszli do przekonania, że nie przekroczą w wyborach progu wyborczego i jedyną szansą dla nich jest powrót do macierzy, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Ważne jest przede wszystkim to, żeby Prawo i Sprawiedliwość na wzór Fideszu położyło nacisk na to, żeby nie być tylko organizacją polityczną, ale rodzajem ruchu społeczno-obywatelskiego. Partia polityczna umożliwia funkcjonowanie jako podmiot polityczny. Szansą Prawa i Sprawiedliwości jest stworzenie sieci ruchów i organizacji, które teraz się uaktywniły na skutek działań podejmowanych przez PO. Mam tutaj na myśli młodych ludzi protestujących przeciwko ACTA, ruchy społeczne sprzeciwiające się reformie ubezpieczeń społecznych, reformie emerytalnej...
...no i protesty w obronie wolnych mediów, Telewizji Trwam. Tylko w ostatni weekend odbyły się one aż w pięciu polskich miastach.
- Oczywiście, że tak. Te protesty pokazują, że ludzie mają dość instytucjonalnie wdrażanej cenzury. Zaczyna iskrzyć, ludzie przestają być bierni. Dzięki rozwiniętej sieci internetowej mają możliwość lepszej samoorganizacji, jakiej nie mieli nigdy wcześniej. Ten obszar społecznego sprzeciwu warto zagospodarować. Partia polityczna, która stanie się reprezentantem interesów tych niezadowolonych z konkretnych rozwiązań Platformy ludzi, wygra. Jednak błędne byłoby mniemanie, że te ruchy przyjmują w całości sprzeciw wobec Platformy Obywatelskiej i wszystkich jej działań. One są aktami sprzeciwu wobec konkretnych rozwiązań, które PO proponuje. Zauważam pewne symptomy, że Prawo i Sprawiedliwość próbuje dotrzeć do tych grup, o czym świadczy chociażby współpraca z Piotrem Dudą, przewodniczącym "Solidarności". Powrót do zasobu, jaki stanowi związek zawodowy "Solidarność", jest czymś bardzo cennym. Politycy Prawa i Sprawiedliwości muszą przestać myśleć tylko i wyłącznie w sposób polityczny. Muszą jeszcze intensywniej szukać porozumienia z ruchami społecznymi i wspólnie z nimi stworzyć jeden front. Jeśli się im to uda, mogą osiągnąć znaczący sukces, ponieważ to przełożyłoby się na siłę polityczną. Ale na początku te ruchy trzeba po pierwsze - zmobilizować, a po drugie - zjednoczyć, ponieważ obecnie są bardzo rozdrobnione. Musi być ktoś, kto będzie stanowił dla nich zwornik, kto ich połączy w jedno. No i kto będzie ramieniem politycznym dla tych ruchów. Prawo i Sprawiedliwość może to wykorzystać.
Bardzo osobliwym zjawiskiem jest to, że główne media starają się bagatelizować te wszystkie protesty. A już w ogóle nie można się z nich dowiedzieć o marszach organizowanych w obronie Telewizji Trwam. Co się stało z tzw. czwartą władzą?
- No i cóż - mamy do czynienia z takim rynkiem mediów, w ramach którego zdecydowana większość środków społecznego przekazu w żaden sposób nie spełnia definicyjnych funkcji, związanych z tą tzw. czwartą władzą. Czwarta władza to coś, co obserwuje, co potrafi zmobilizować ruchy lub grupy społeczne w obronie ich interesów, to dziennikarze, którzy z tego, co władza pragnie ukryć, z powrotem czynią element dyskusji publicznej.
A u nas tego po prostu nie ma. Gdzie się podziało polityczne dziennikarstwo śledcze, które miało taką olbrzymią tradycję w Polsce? Gdzie się podziały wielkie debaty polityczno-publiczne? Mamy do czynienia zawsze z tymi samymi zapraszanymi gośćmi i z tymi samymi dziennikarzami, którzy przedstawiają nam ciągle te same argumenty, nie biorąc pod uwagę koniunkturalności rynku politycznego. Jest to nader obłudne i dowodzi tego, że rynek dziennikarstwa politycznego w głównych stacjach przestał istnieć. Tam nawet trudno jest wskazać programy polityczne, które miałyby jakikolwiek wpływ chociażby na stymulowanie dyskursu publicznego albo opinii publicznej jako takiej.
|
|
|
Dodane przez prakseda
dnia kwietnia 05 2012 16:14:18 ·
9 Komentarzy ·
145 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|