|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 4
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Instytucjonalna Platformerska Niewinność |
|
|
Innym filarem rządów PO jest zasada, którą świetnie opisał kiedyś w "Rzeczpospolitej" Piotr Gursztyn - absolutny prymat przekazu medialnego nad rzeczywistością, wrażenia nad konkretem, interpretacji nad faktem. Gdy pamięta się o tych zasadach, przestaje dziwić sposób, w jaki sparaliżowano prace Instytutu Pamięci Narodowej. Zrobiono to bowiem wedle metody klasycznie platformerskiej tak, aby delikwent został zaduszony, ale by pod żadnym pozorem nie dało się odpowiedzialnością obarczyć sprawców.
Jak to się robi
Najlepszym przykładem takiego działania w poprzednich latach jest sposób, w jaki PO przejęła telewizję państwową (kiedyś publiczną, dziś po prostu rządową). Scenariusz był następujący: podczas gdy harcownicy Platformy, tacy jak Stefan Niesiołowski, oddawali się orgii bluzgów na TVP, sam premier deklarował, że nie chce ingerować w prace i kształt telewizji, nie interesuje go to i w ogóle ma inne ważniejsze sprawy w życiu. Nieoficjalnie wszyscy wiedzieli, że premier szczerze TVP nienawidzi, a jego bliscy współpracownicy szykują ruchy mordercze. Cały geniusz tych posunięć polegał na tym, że najpierw skonstruowano dziwny sojusz LPR-SLD, który wykończył w TVP ludzi rządowi przeciwnych, a potem skonstruowano taką ustawę medialną, która niby to oddawała "upartyjnioną przez PiS" telewizję w ręce niezależnych fachowców - to znaczy ludzi nominowanych przez uczelnie. To pozwoliło zamydlić publice oczy - jednocześnie ustawa oddała media publiczne pod bezpośrednie sterowanie ręczne parlamentu i ministra skarbu. Wszyscy zaś cieszyli się, jak to obiektywnie teraz będzie - póki nie okazało się, że najbardziej upartyjniona w dziejach Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wybrała skrajnie posłuszne wobec rządu władze telewizji i radia.
Spójrzmy też na to, co stało się z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Od samego początku wiadomo było, że dla Tuska i jego ugrupowania niezależna instytucja kontrolna to wróg śmiertelny, zwłaszcza że kierowana była przez człowieka, którego nawet członkowie PiS uważali za zbyt zasadniczego. I tutaj także zrealizowano scenariusz ze szczekającymi harcownikami i będącym ponad to premierem. A kiedy konieczność politycznego mordu na Mariuszu Kamińskim stała się nagląca (po wytropieniu przez CBA afery hazardowej i stoczniowej), wtedy zatroskany losem państwa premier odwołał szefa biura pod dętym powodem łamania prawa (jak się potem okazało - bezprawnie). Warto było czekać. Efekt propagandowy był taki: dobry premier nie miał innego wyjścia, jak tylko zdymisjonować podejrzanego, mściwego typa.
Jak Tusk bronił instytutu
Kiedy salonowe media wszczęły nagonkę na autorów książki "SB a Lech Wałęsa", sprawy wyglądały podobnie. Oddelegowani do opluskwiania i wyzywania od "pisowców" platformersi niższego szczebla prześcigali się w atakach na IPN, podczas gdy sam premier Tusk deklarował, że będzie bronił prawa historyków do prowadzenia badań. Za kulisami tymczasem zastanawiano się w partii rządzącej, co z tym fantem zrobić - frontalny atak na IPN był niemożliwy, bo przecież powołano tę instytucję także głosami PO, a w dodatku wizerunkowo byłby to krok nie do obrony. Platforma bowiem nie tyle chce wszelką politykę historyczną zamordować, ile raczej przedstawić się (tak jak w innych dziedzinach) jako "ta rozsądniejsza".
Nie chodziło więc o to, by instytut zlikwidować, ale spętać, przystawić dwururkę do głowy i sprawić, by nikomu już tam nie chciało się grzebać za mocno w przeszłości cennych sojuszników PO (jak Lech Wałęsa) czy dokumentach na temat prawdziwego przebiegu transformacji ustrojowej (zadziwiająco wiele tam informacji o ludziach z kręgu późniejszego Kongresu Liberalno-Demokratycznego). I plan się powiódł. Najpierw zmieniono ustawę o IPN, tak by można było wybrać uleglejsze wobec rządu ciało nadzorujące instytut, a następnie zaczęto obróbkę skrawaniem - przystrzyganie budżetu, dorzucanie obowiązków, itp. Czyli platformizm stosowany. Przecież PO niczego innego nie robi w Polsce na przykład z samorządami, które wciąż dowiadują się, za ile to kolejnych rzeczy mają odpowiadać, nie otrzymując jednak stosownego do zadań dofinansowania.
Zombie Platformy
Skandal ze sprzedażą głównej siedziby IPN w Warszawie nie jest wyjątkiem. To efekt przyjęcia przez Platformę takiej a nie innej strategii miękkiego zaduszania przeciwników. Jej celem jest zrzucenie wszystkiego na wspomniane już "trudności obiektywne" i zdjęcie z PO jakiejkolwiek odpowiedzialności. W tym momencie naprawdę nie ma znaczenia, czy Rafał Grupiński wnioskował za wykreśleniem z budżetu IPN kwoty 20 mln zł, bo chciał instytutowi pogrozić, czy dlatego że liczył, iż do sprzedaży budynku nie dojdzie, więc sprawa ucichnie, czy może z zimną krwią miał zamiar w ten sposób prace IPN sparaliżować.
Sygnał bowiem został nadany - niezależnie od tego, co i gdzie robisz, nie podskakuj, bo załatwimy cię w białych rękawiczkach i to w taki sposób, że nawet nie będziesz miał się do kogo poskarżyć.
Piotr Gociek
Gazeta Polska Codziennie |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia sierpnia 25 2012 11:10:56 ·
9 Komentarzy ·
90 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|