Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
Koalicja brudnych rąk
Firmy Marcina P. wyrastały jak grzyby po deszczu. Skok pospolitego przestępcy na biznesowe salony był wyjątkowo dynamiczny i odzwierciedlał przemiany dokonujące się w Polsce pod rządami Donalda Tuska. Afera Amber Gold będzie równie kosztowna jak inne absurdalnie drogie projekty ostatnich lat - od budowy autostrad po Stadion Narodowy. Amber Gold to signum temporis, a nie indywidualny numer genialnego oszusta.

Miłe złego początki

Mając ledwo 20 lat, Marcin Stefański został dyrektorem finansowym w spółce Nova, która działała pod firmą Multikasa. Prowadziła punkty przyjmujące opłaty za rachunki, pobierając bardzo skromną prowizję. W końcu okazało się, że z firmy zniknęło ponad 170 tys. zł. Ośmiuset klientów zostało oszukanych. Wpłacone przez nich pieniądze przepadły.

W kolejnych latach Marcin Stefański został wielokrotnie skazany na kary więzienia w zawieszeniu. Sprawa Multikasy ciągnęła się za nim, więc trudno mu było rozkręcać kolejne biznesy. Ożenił się więc z koleżanką z liceum i przyjął jej nazwisko. W lipcu 2008 r. jego żona Katarzyna założyła spółkę Salony Finansowe Ex. Kapitał zakładowy wynosił 50 tys. zł. Przedmiotem działalności firmy miały być usługi finansowe.

Pół roku później powstaje kolejna firma, o podobnej nazwie - Grupa Inwestycyjna EX. Sąd zarejestrował ją 27 stycznia 2009 r. Jej kapitał zakładowy to już tylko wymagane prawem minimum - 5 tys. zł. Po połowie objęli go Marcin P. i Salony Finansowe EX. Przedmiot działalności Grupy Ex obejmował m.in. udzielanie kredytów, magazynowanie i przechowywania towarów oraz sprzedaż hurtową metali. Marcin P. został prezesem, do czego jako skazany nie miał prawa. Po pół roku Salony Finansowe Ex przemianowano na Amber Gold sp. z o.o.

Oszust niereformowalny

Marcin P. był patologicznym oszustem. Mimo że firma Amber Gold szybko się rozwijała i przynosiła niesamowite zyski (ponad 700 tys. zł na czysto w roku 2009, a ponad 42 mln w 2010), Marcin P. nie spłacił nawet "drobnych" długów z przeszłości. W maju 2010 r. komornik zajął jego udziały w spółce. I to zaledwie za 16 tys. zł długu. Dopiero po akcji komornika Marcin P. sięgnął do portfela. Drobnych długów wobec setek klientów Multikasy nie spłacił nawet wówczas, gdy operował setkami milionów i wypłacał sobie wielomilionowe sumy z kasy Amber Gold.

Od połowy 2010 r. rozwój Amber Gold nie ma już nic wspólnego z tradycyjnym biznesem. Spółka rosła jak na drożdżach, chociaż nikt nie wiedział, na czym zarabia ani czym się zajmuje. Choć rząd i urzędy wiedziały, że tym przedsięwzięciem kieruje wielokrotnie skazany oszust, firma rozwijała się dynamicznie.

Amber Gold obiecywał klientom 10-12 proc. nieopodatkowanego i gwarantowanego zysku rocznie. Już to przyciągało uwagę finansistów i przydawało rozgłosu spółce. Wydawało się, że posiada ona maszynkę do robienia pieniędzy, jakiej nie ma żaden bank ani grupa finansowa. Nikt nie wyjaśnił jednak, ani jak ta maszynka działa, ani czym jest napędzana. Amber Gold oferował "lokaty i inwestycje" oraz pożyczki, jak bank, ale udawał, że jest domem składowym, co powodowało, że ekonomiści gubili się w domysłach na jego temat.

Łatwiej powiedzieć, czym Amber Gold nie był. Oferowane przez niego usługi nie były lokatami bankowymi, chociaż spółka często używa słowa "lokata". Amber Gold nie posiadał gwarancji Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, ale wszędzie gdzie mógł, starał się przekonywać, że zarówno pieniądze wpłacane na jego konta, jak i obiecywane wysokie odsetki są w pełni bezpieczne. Aby uwiarygodnić to twierdzenie, powstał nawet Fundusz Poręczeniowy AG. Gwarancją lokat u oszusta miał być fundusz stworzony przez tegoż samego oszusta.

Biznes na opak

Formalnie Amber Gold miał być składem metali szlachetnych. Od 6 stycznia 2010 r. firma posiadała status domu składowego i jako pierwsza uzyskała wpis do przedmiotowego rejestru prowadzonego przez Ministerstwo Gospodarki. Miało to dowodzić, że zdeponowane w Amber Gold przez klientów złoto, platyna i srebro są bezpieczne, bo firma jest kontrolowana przez rząd. Dom składowy przechowuje i zarządza w imieniu klienta zdeponowanymi w nim towarami. W polskiej gospodarce jest to jednak instytucja praktycznie nieznana. Największą wątpliwością, jaka od razu pojawiała się wobec Amber Gold, było to, że funkcjonował on odwrotnie niż typowe domy składowe w innych krajach. Firmy takie zarabiają głównie na opłatach, jakie klienci płacą za przechowywanie ich towarów czy surowców. Klienci Amber Gold nic jednak za to nie płacili. Przeciwnie, to firma płaciła im za przechowywanie ich własności. I to znaczne pieniądze, sięgające niekiedy wartości zdeponowanego kruszcu. Co więcej, spółka gwarantowała klientom, że wartość przechowywanego metalu nie spadnie, co wiązało się z jeszcze większymi potencjalnymi kosztami. Nie wiadomo jednak, z czego ten paraskład miał czerpać zyski. Tłumaczenia, jakoby zarabiał na "spreadach", czyli różnicy między cenami skupu i sprzedaży metali, można włożyć między bajki.

Tajemnice składu

W rzeczywistości nikt nie wyjaśnił, jak działał Amber Gold. Próbowano to tłumaczyć na różne sposoby. Przypuszczano, że Marcin P. stawiał na szybki wzrost cen złota. Gdyby ceny kruszcu stale dynamicznie rosły, zdołałby może opłacić koszty działania firmy, prowizje pośredników i koszty przechowywania surowców. Jednak to wiązało się z nieuchronnym bankructwem firmy, gdy ceny złota zaczną spadać. Inni podejrzewali, że Amber Gold przeznacza pieniądze klientów na pożyczki dla innych. Jeśli wysokość oprocentowania pożyczek byłaby odpowiednio wysoka (ponad 20 proc.), firma byłaby w stanie pokryć z tej różnicy oprocentowanie lokat, koszty funkcjonowania, a nawet zarobić. Taka działalność też wiązałaby się jednak z ogromnym ryzykiem biznesowym, nie mówiąc o tym, że byłaby niezgodna z prawem. Według innej teorii, Amber Gold miał grać ulokowanymi w nim pieniędzmi na giełdzie, foreksie, kontraktach, opcjach etc. Problem w tym, że aby wypłacać obiecane procenty klientom, właściciel firmy musiałby być absolutnym geniuszem giełdowym, a i tak nie uniknąłby zarzutu oszustwa. Od początku też pojawiały się ostrzeżenia, że Amber Gold to zwykła piramida finansowa, w której wpłacający finansują wypłaty i odsetki, a kiedy nowych chętnych do zainwestowania zabraknie, piramida runie jak domek z kart.

Mimo najróżniejszych spekulacji i podejrzeń wobec Amber Gold żadne służby przez dwa lata nie sprawdziły, czy złoto, za które zapłacili klienci, leży w skarbcu. Nie zmuszono nawet firmy do ujawnienia raportów finansowych.

Według deklaracji samej firmy jej przychody za 2009 r. wyniosły niespełna 1,5 mln zł, a blisko połowę z tego stanowił czysty zysk. W sprawozdaniu finansowym zwróconym przez sąd do uzupełnienia firma chwaliła się, że współpracuje z siecią agencji złożoną z 300 punktów w kraju. Zapowiadała, że w 2010 r. planuje wzrost przychodów do 60 mln zł, w tym ok. 30 mln zł zysku. Wynik okazał się potem jeszcze lepszy od imponujących planów. Firma w 2010 r. miała ponoć 80 mln zł przychodów, z czego czysty zysk to grubo ponad 42 mln zł. W 2011 r. miała rzekomo 199 mln zł przychodu i 53 mln czystego zysku.

Wielki odlot

Imponujący projekt linii lotniczych finansowanych przez Amber Gold zaskoczył wszystkich, chyba nawet samego właściciela. Jedyny jego wcześniejszy związek z lotnictwem był taki, że latał kilka razy samolotami. Oczywiście jako pasażer. OLT Express powstały tak nagle, że ich lotów nie uwzględniły w swoich budżetach na ten rok ani porty lotnicze, ani firmy obsługujące szlaki powietrzne. Zakupem małego przewoźnika Marcin P. zainteresował się latem ub.r., choć początkowo plany miał skromne. Dokapitalizował upadające linie Air Jet po to, aby mogły zakupić dla niego jeden samolot. Prawdopodobnie chodziło o maszynę dla operacji międzynarodowych Amber Gold.

Projekt ten narodził się niespodziewanie w końcu ub.r., tuż po wyborach, które ponownie wygrała rządząca Platforma Obywatelska. Ministrem transportu został zaufany Donalda Tuska Sławomir Nowak. Wobec problemów w realizacji programów drogowych i kolejowych na Euro 2012 największe szanse wiązano z transportem lotniczym. Co więcej, samorządy wielu miast, z Gdańskiem na czele, finansowały modernizacje lotniczych portów. Fatalna sytuacja narodowego przewoźnika LOT-u i jego strategia nastawiona na połączenia międzynarodowe sprawiała, że krajowe porty lotnicze niewiele mogły od niego oczekiwać. Potrzebowały nowego partnera, który przybliży ich do świata i pozwoli wykorzystać moce przerobowe lotnisk, rozbudowanych za ciężkie pieniądze. Projekt OLT Express był odpowiedzią na to zapotrzebowanie.

Jest wręcz niesamowite, że tak ogromne przedsięwzięcie, dotyczące przewozu setek tysięcy pasażerów, było realizowane przez wielokrotnie skazanego oszusta i za pieniądze pochodzące z nieznanych źródeł. Koliduje to nie tylko z prawem polskim, ale i unijnym. Sytuacja taka stwarzała zagrożenie zarówno dla bezpieczeństwa pasażerów, jak i bezpieczeństwa państwa. Mimo to - jak wynika z deklaracji premiera - żadna służba odpowiedzialna za bezpieczeństwo nie zareagowała ani nie ostrzegała przed niebezpieczeństwem jeszcze w marcu br., kiedy Michał Tusk, syn premiera, rozpoczynał pracę dla Marcina P.

Niespodziewany koniec

Jeszcze w czerwcu Marcin P. zdawał się nie dostrzegać czarnych chmur, które gromadziły się nad jego głową. Miał ogromne ambicje i plany na kilka lat. Świadczy o tym wiele faktów i wypowiedzi dotyczących nie tylko ekspansji na rynek polski, ale i w innych krajach Europy. Miał ambitne plany rozwoju połączeń lotniczych na Zachodzie i kolejnych zakupów przewoźników na rynku niemieckim. Zamierzał przejąć kontrolę nad upadającą piramidą finansową Finroyal, zarejestrowaną w Wielkiej Brytanii. Pikanterii tej ostatniej sprawie dodaje fakt, że umowa między obu spółkami została zawarta 27 lipca br., a więc w dniu upadku linii lotniczych OLT Express. Transakcja Amber Gold - Finroyal nie została skonsumowana, bo okazało się, że konieczny jest do tego paszport, a Marcin P. takowego nie posiadał. Co ciekawe, spektakularny rozwój obu firm był efektem zaniechań Ministerstwa Finansów, które od ponad dwóch lat nie wydało rozporządzenia do ustawy o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy. Dzięki temu oba parabanki mogły działać poza kontrolą Generalnego Inspektora Informacji Finansowej, który ma obowiązek rejestrować, śledzić i analizować wszystkie podejrzane transakcje.

W czerwcu małżonkowie P. kupili zdewastowany dwór w Rusocinie. Jak zwykle zrobili dobry interes. Za wspaniałą posiadłość wycenioną na 6 mln zapłacili 1/4 tej kwoty.

W ostatnich latach przepłynęła przez Polskę gigantyczna fala pieniędzy. Setki miliardów wyszło z budżetów miast, państwa i Unii. Na ulicach od dawna mówi się, że kilkanaście procent kontraktów budowlanych to łapówki dla decydentów. Oznaczałoby to, że lewa kasa w Polsce liczona jest w miliardach. Aby wyprać taką górę szmalu, potrzebna jest już inżynieria finansowa. Trzeba ekspertów, którzy potrafią zaplanować taką operację i ustawić "słupy" do ukrycia prawdziwych dysponentów pieniędzy. Takich fachowców od roboty na dużych pieniądzach nie jest wielu. Musi to być doświadczony finansista, znający od kuchni mechanizmy władzy, z kontaktami za granicą, czystą kartoteką i cieszący się powszechnym autorytetem. Takim człowiekiem z pewnością nie był Marcin P. Złoty chłopak z Gdańska był w tej grze tylko pionkiem.

Tadeusz Święchowicz
Gazeta Polska
 
Dodane przez prakseda dnia wrzenia 09 2012 19:20:22 · 9 Komentarzy · 79 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.