|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 8
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Pukanie w dno... z otchłani |
|
|
Wydawało się, że podpici oficjele z Platformy Obywatelskiej spóźnieni na pogrzeb Anny Walentynowicz to będzie "miara rzeczy". Ale można przebić dno dna i zapukać nie tyle od spodu, co z otchłani: oni przecież nie spóźnili się na grób Matki Solidarności, bo to nie jest jej grób, co pojęła ku swojej zgrozie najbliższa rodzina.
Niezłomna pani Ania
Pozwolę sobie na niezbędny wstęp historyczny. Anna Walentynowicz przez lata była osobą niewygodną dla ludzi władzy. Najpierw dla komunistów. Sławomir Cenckiewicz w biografii "Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (1929-2010)" przypomina: "podczas ogólnokrajowej narady sekretarzy partyjnych I sekretarz KW PZPR w Gdańsku Tadeusz Fiszbach ubolewał nad publikacjami prasowymi niepotrzebnie 'afirmującymi sylwetkę Walentynowicz'. Nieco później nie popełniono już takiego błędu i w tygodniku Polityka zdjęto artykuł Hanny Krall o Annie Walentynowicz. Już jesienią 1980 r. ludzie obozu władzy na tyle negatywnie postrzegali suwnicową ze Stoczni Gdańskiej, że podczas spotkań z delegatami "Solidarności" sugerowali, iż nie powinna ona uczestniczyć w dwustronnych rozmowach, gdyż przeszkadza to w porozumieniu".
Już kilka lat później musiała przyjmować ciosy od "swoich". W lutym 1989 r. została nieledwie wyrzucona przez Lecha Wałęsę z obrad Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ "Solidarność": "jeśli pani będzie się upierać, to zawołam służbę i każę panią wyrzucić". Przyglądali się temu m.in. Henryk Wujec, Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Zofia Kuratowska, Adam Michnik, Bronisław Geremek, Andrzej Stelmachowski. Walentynowicz budziła w nich zażenowanie. Być może także wyrzuty sumienia. Gdy przyszła III RP, została wykreślona z oficjalnego panteonu ludzi Solidarności i nigdy nie podżyrowała okrągłostołowego układu, choć za czasów swojej prezydentury Lech Wałęsa chciał ją przeciągnąć na swoją stronę.
Sól w oku władzy
Napiszę to najdelikatniej, jak można i trzeba: po swojej śmierci Anna Walentynowicz znów stała się solą w oku dla ludzi władzy, dla tych, którzy dziś obnoszą się ze swoimi posolidarnościowymi korzeniami. Los jej doczesnych szczątków zadał kłam oficjalnej, rządowej i medialnej wersji smoleńskich wydarzeń, smoleńskiego śledztwa. To, co się stało, jest najbardziej oczywistym i najbardziej przerażającym, makabrycznym dowodem złej woli i indolencji instytucji państwowych, które są pod dominacją rządzącej partii.
Ludzie Platformy Obywatelskiej dobrze wiedzieli, że tragedia smoleńska to gra o bardzo wysoką stawkę: o ich władzę i ewentualne dalsze losy polityczne i osobiste. Dlatego bardzo szybko uruchomiono narrację, wedle której "rząd zdał egzamin".
10 kwietnia 2010 r. trzeba było odsunąć w cień, zbagatelizować z bardzo pragmatycznej przyczyny - poznanie wszystkich szczegółów tych wydarzeń i późniejszych związanych z nimi faktów mogłoby popsuć samopoczucie także części wyborców Platformy Obywatelskiej oraz wpłynąć na ich dalsze wybory przy urnie do głosowania. Mówię nie o partyjnych pretorianach czy "żelaznym elektoracie", ale o tych zwykłych ludziach, którzy z różnych przyczyn popierali PO, a którzy byli wstrząśnięci zaistniałymi wydarzeniami. Dla nich i dla osób kompletnie politycznie niezorientowanych i programowo niechodzących na wybory trzeba było przygotować mocną, konsekwentnie prowadzoną kampanię propagandową, z jasnym przekazem: "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało".
Świadectwo nikczemności rządzących
Oficjalna narracja smoleńska znalazła usłużnych propagatorów na gruncie debaty publicznej. Znamiennym przykładem jest głośna książka "Żałoba" (Warszawa 2010). Czytamy na jej łamach m.in. wypowiedź Olgi Tokarczuk o "neurotycznym teatrze katolickiego nacjonalizmu". Andrzej Walicki mówi tam z kolei rzeczy arcyinteresujące, świadczące o tym, że nikt nie potrafi z takim wdziękiem wypowiadać głupstw jak intelektualista: "Po katastrofie samolotu i śmierci naszego Prezydenta wykonano - a zwłaszcza Rosjanie wykonali - mnóstwo pozytywnych gestów. Dotyczy to zarówno zwykłych ludzi, jak i polityków, urzędników państwowych. (...) Mnie w ogóle nie dziwi widok Donalda Tuska w objęciach z Władimirem Putinem, przecież łączy ich tak naprawdę bardzo wiele. Obaj mają głęboko wbudowany pewien zasadniczy odruch antykomunistyczny (...)". Takie właśnie wypowiedzi jak Olgi Tokarczuk i prof. Walickiego budowały przekaz, który szedł na ogół do społeczeństwa ze strony mainstreamowych środków masowego przekazu.
Grób Anny Walentynowicz, który nie jest jej grobem, to milczące, wymowne świadectwo całej nędzy, nikczemności, głupstwa wszystkich kłamstw i kalumnii, z jakimi od 10 kwietnia 2010 r. muszą się spotykać ludzie, którzy nie przyjęli za swoją polsko-rosyjskiej, oficjalnej wersji smoleńskich wydarzeń albo w nią głęboko zwątpili. Grób Anny Walentynowicz, który nie jest jej grobem, uderza w najbardziej ordynarne ze wszystkich tych kłamstw: "państwo zdało egzamin". Nie, państwo polskie nie zdało egzaminu w tej sprawie i szczerze wątpię, czy go zda, dopóki rządzi Platforma Obywatelska.
Krzysztof Wołodźko
Redaktor "Nowego Obywatela"
|
|
|
Dodane przez prakseda
dnia wrze¶nia 26 2012 09:00:45 ·
9 Komentarzy ·
88 CzytaÅ„ ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|