Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
Operacja “Gowin”
W swojej książce o Platformie Obywatelskiej Janusz Palikot napisał, że Gowin "jest maksymalnie nastawiony na grę z mediami. Praktycznie nie odkłada telefonu komórkowego. (...) permanentnie ma słuchawkę przy uchu". Rzeczywiście, obecny minister sprawiedliwości osiągnął swoją pozycję właśnie dlatego, że stał się postacią stale obecną w mediach. Pracował na to przez dwie kadencje - najpierw jako senator (w latach 2005-2007), a następnie poseł (2007-2011). Szczególnie istotną rolę w lansowaniu Gowina odegrała Katarzyna Kolenda-Zaleska z TVN, jego dobra znajoma z "krakówka", córka pierwszego lidera tamtejszej PO. Nic dziwnego, że kilka dni temu Kolenda-Zaleska zamieściła w "Gazecie Wyborczej" felieton pod jednoznacznie brzmiącym tytułem: "Bronię Gowina".

"Pozytywna szajba"

Jednak aktywność medialna krakowskiego polityka nijak się ma do jego realnych dokonań. Co prawda zawsze lubił podejmować się zadań, które mogły przynieść mu rozgłos, ale zwykle były to zadania, z których nic nie wychodziło. W poprzedniej kadencji Sejmu Gowin był "twarzą" dwóch projektów: ustawy regulującej zapłodnienia in vitro oraz zmian w konstytucji (przez rok kierował nawet komisją konstytucyjną). Ale żaden z tych projektów nie został uchwalony. Natomiast innymi, bardziej "przyziemnymi" tematami krakowski poseł nie raczył się zajmować - jego praca w Sejmie, mierzona choćby liczbą wystąpień, wypada bardzo miernie. Od początku było widać, że Gowin czeka na coś "naprawdę poważnego".

I w końcu się doczekał. Gdy po drugich wygranych wyborach Donald Tusk postanowił powierzyć mu resort sprawiedliwości, reklamował krakowianina jako człowieka "z pozytywną szajbą", który dokona deregulacji gospodarki i usprawnienia wymiaru sprawiedliwości. Po takiej rekomendacji Gowin był w swoim żywiole: w coraz liczniejszych wywiadach zapowiadał szeroko zakrojone reformy. Ale gdy ujawnił listę zawodów, które zamierza "zderegulować", okazało się, że cała operacja sprowadza się albo do drobnych, mało znaczących ułatwień (np. zniesienia egzaminu ze znajomości miasta dla taksówkarzy), albo do uwolnienia zawodów tak rzadkich (np. trenerzy sportowi, przewodnicy turystyczni, zarządcy nieruchomości czy marynarze żeglugi śródlądowej), że ich wpływ na poziom bezrobocia - co miało być głównym argumentem na rzecz całej operacji - jest prawie niezauważalny. W jedynej kategorii zawodów, która może mieć jakieś znaczenie, a przy tym leży w kompetencjach ministra sprawiedliwości - w zawodach prawniczych - Gowin akurat nie miał wiele do zaproponowania, gdyż zasadnicze ułatwienia dokonały się tu już kilka lat temu dzięki posłom PiS. Można jedynie skrócić czas aplikacji albo umożliwić płynne przechodzenie z jednej korporacji do drugiej (np. prokuratorów do adwokatury czy notariatu), ale to raczej zmiany kosmetyczne.

Wielkim reformatorem gospodarki Gowin więc nie zostanie, a i w wymiarze sprawiedliwości jego deklaracje znacznie wykraczają poza to, co może i chce zrobić. Szumnie zapowiadana reforma sądownictwa miała polegać na likwidacji części sądów rejonowych, czyli tych, które są najbliżej obywatela, i przeniesieniu sędziów do większych jednostek. Na szczęście projekt ten zawetowało PSL, co oznacza, że nie ma szans na jego uchwalenie. Natomiast sprawa reformy prokuratury jasno pokazała, że resort Gowina nie wypracował żadnej spójnej koncepcji i miota się od ściany do ściany. Przed wybuchem afery Amber Gold w ministerstwie powstał projekt faktycznie z powrotem uzależniający prokuraturę od rządu, a kilka tygodni później, gdy prokuratorzy znaleźli się pod pręgierzem opinii publicznej, niespodziewanie zmieniono koncepcję na rzecz wzmocnienia pozycji prokuratora generalnego.

Wydaje się zatem, że kwintesencją ministerialnej działalności Gowina jest to, co powiedział ostatnio gdański sędzia Ryszard Milewski: że już w sierpniu miał telefony od wiceministra, który "żądał, bym robił dyscyplinarki kuratorom, sędziom, prezesom i sam ich nie ogłaszał, bo minister to zrobi w telewizji". Nawet jeśli w tej konkretnej sprawie Milewski kłamie (tak przynajmniej twierdzi resort sprawiedliwości), to trafnie oddał on prawdziwe oblicze ministra, którego głównym celem jest promocja własnej osoby.

Katolik tischnerowski

Tak cyniczne podejście krakowianina do polityki może zaskakiwać tych, którzy przyjmują za dobrą monetę jego wizerunek niezłomnego katolika i konserwatysty. "Jestem prawicowym mastodontem" - chwalił się w jednym z wywiadów. Ale to tylko kolejna poza - tak samo, jak pozuje na "szeryfa", który walczy z "prawniczą sitwą". W rzeczywistości Gowin jest typowym przykładem "katolika otwartego", wychowanego w środowisku "Tygodnika Powszechnego" (z którym przez wiele lat współpracował) i miesięcznika "Znak", którym kierował przez całą dekadę (1995-2005). Szkoda miejsca na szczegółowe omawianie ówczesnej twórczości Gowina i zawartości krakowskiego periodyku (zainteresowanych odsyłam na stronę internetową "Znaku", gdzie można znaleźć wszystkie numery archiwalne). Tym bardziej że stanowiły one kalkę poglądów "Gazety Wyborczej" na wszystkie zasadnicze sprawy - może z wyjątkiem lustracji, której entuzjastą obecny minister ogłosił się niedługo przed wejściem do czynnej polityki.

Za jego ideowe credo z tamtych czasów można uznać myśl wyrażoną w książce "Kościół w czasach wolności 1989-1999": "Jedną z największych strat Kościoła w ostatniej dekadzie jest zerwanie dialogu z liberalną inteligencją laicką, tymi, których katolicy powinni traktować " według określenia arcybiskupa Życińskiego - jako wędrowców wspólnego szlaku. W ciągu ostatnich kilku lat klimat 'Kulturkampfu', jaki panował na początku dekady, ustępować zaczął nieśmiałym próbom ponownego nawiązania rozmowy. Od tego, czy uda się nawiązać rzeczową dyskusję, zależy bardzo wiele". I takim "nawiązywaniem dyskusji" zajmował się Gowin jako redaktor naczelny "Znaku", publikując z jednej strony teksty "postępowych" księży i działaczy katolickich, a z drugiej - przedstawicieli "liberalnej inteligencji laickiej", czyli udeckiego "salonu".
Trudno zresztą spodziewać się czegoś innego po kimś, kto był uczniem i przyjacielem ks. Józefa Tischnera. Gowin od wielu lat propaguje legendę tego księdza-filozofa, z którym przeprowadził kilka wywiadów-rzek (podobnie zresztą, jak z arcybiskupem Życińskim), a w 2003 r. założył Wyższą Szkołę Europejską im. Tischnera i aż do ubiegłego roku był jej rektorem. Do Rady Patronackiej uczelni - pod przewodnictwem Władysława Bartoszewskiego - pozyskał takie nazwiska, jak Zbigniew Brzeziński, Jerzy Buzek, Norman Davies, Bronisław Geremek, Aleksander Hall, Jerzy Jedlicki, Ryszard Kapuściński, Jan Kułakowski, Tadeusz Mazowiecki, Czesław Miłosz, Jan Nowak-Jeziorański, Piotr Nowina-Konopka, Jacek Saryusz-Wolski, Barbara Skarga, Aleksander Smolar, Jerzy Szacki, Andrzej Zoll, biskup Tadeusz Pieronek, ojciec Maciej Zięba czy abp Józef Życiński (obecnie do tego gremium należy też sam Gowin). Ważnym partnerem i sponsorem szkoły jest niemiecka Fundacja Adenauera (związana z CDU, czyli partią kanclerz Angeli Merkel), do tego stopnia, że jedną z katedr - Katedrę Integracji Europejskiej - nazwano imieniem Konrada Adenauera, pierwszego kanclerza RFN, który konsekwentnie odmawiał uznania polskiej granicy na Odrze i Nysie.

Rok temu Jarosław Gowin powiedział reporterowi "Gazety Wyborczej": "Funkcjonariusz Watykanu, katolicki ajatollah - te łatki od lat przykleja mi skrajna lewica. A mnie z wieloma poglądami bliżej do Kościołów protestanckich niż katolickiego. Mój projekt ustawy bioetycznej oficjalnie poparli polscy hierarchowie ewangeliccy, zaś zganiło wielu biskupów. Moje przekonania nie są skrajne. Ewoluują". To wyjątkowo szczere wyznanie powinno dać do myślenia tym katolikom, którzy widzą w krakowskim polityku obrońcę najważniejszych dla nich wartości. Bo to oczywiście prawda, że dla Magdaleny Środy i innych feministek Gowin jest "katolickim fundamentalistą" - taką łatkę może zresztą otrzymać każdy, kto neguje prawo do aborcji na życzenie, małżeństwa homoseksualne i bezpłatną antykoncepcję. W rzeczywistości jednak katolicyzm Gowina nie ma nic wspólnego z "fundamentalizmem", co widać na konkretnych przykładach. Wprawdzie minister ostro krytykuje konwencję Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, której słusznie zarzuca promowanie feminizmu i homoseksualizmu, ale nie przeszkadza mu zasiadanie w rządzie, który tę konwencję właśnie przyjmuje. Deklaruje się jako przeciwnik aborcji, ale w sierpniu 2011 r. wraz z większością Platformy (i swoim siostrzeńcem, Łukaszem Gibałą, który później przeszedł do Ruchu Palikota) głosował za odrzuceniem obywatelskiego projektu ustawy zakazującej zabijania dzieci nienarodzonych - chociaż 15 posłów PO miało odwagę poprzeć ten projekt. A kilka miesięcy później nie miał dość charakteru, by sprzeciwić się (jak 20 jego kolegów z Platformy) powołaniu Wandy Nowickiej na wicemarszałka Sejmu i tylko wstrzymał się od głosu.

Hall, Rokita, Gowin

Katolicyzm Gowina jest więc taki, jak środowisko, z którego wyszedł. Nie można przy tym zapominać, że jego "flirt" z polityką nie zaczął się w roku 2005. Już bowiem w 1990 r. związał się z Forum Prawicy Demokratycznej, założonym przez Aleksandra Halla, które następne weszło w skład Unii Demokratycznej. Wtedy też, przed pierwszymi wyborami prezydenckimi, znalazł się w komitecie wyborczym Tadeusza Mazowieckiego, którym kierował Henryk Woźniakowski, późniejszy szef wydawnictwa "Znak" (wydającego m.in. książki Jana Tomasza Grossa). Wprawdzie entuzjaści Gowina z okolic "Rzeczpospolitej" i tygodnika "Uważam Rze" od dawna podkreślają, iż w poprzedniej dekadzie skonfliktował się on ze środowiskiem udeckiej "warszawki" i "krakówka". Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że był to typowy konflikt ambicjonalny, a nie ideowy: po prostu pochodzący z prowincjonalnego Jasła Gowin, zamiast pokornie zająć miejsce, jakie łaskawie przyznali mu "mędrcy" z "Tygodnika Powszechnego", wyszedł przed szereg i postanowił robić karierę na własny rachunek. A właściwie na rachunek Donalda Tuska, któremu zawdzięcza karierę poselską i rządową - bo z krakowską Platformą również zdążył się skłócić.

Jednak "pozytywna szajba" ministra sprawiedliwości może się objawić nie tylko w rządzie. Od początku jego urzędowania nie milkną głosy licznych "sierot po PO-PiS-ie", liczących na to, że Gowin stanie się nowym liderem "umiarkowanej prawicy", znacznie bardziej atrakcyjnym dla wyborców niż Kaczyński czy Ziobro. Pomijając już całkowitą abstrakcyjność takich rozważań, warto zauważyć, że nie jest to pierwsza próba tworzenia "umiarkowanej prawicy". Najpierw rolę lidera takiej formacji miał pełnić Aleksander Hall, potem Jan Rokita, teraz nadzieje wiąże się z Gowinem. Charakterystyczne, że wszyscy oni wywodzą się z udecji, co jasno wskazuje, o co w tym scenariuszu chodzi: celem jest zajęcie prawej strony sceny politycznej przez ugrupowanie związane z "salonem" i jego zagranicznymi protektorami, a więc takie, które pod sztandarami konserwatyzmu, obrony tradycji, Kościoła itd. zagwarantuje ciągłość linii politycznej wyznaczonej przy "okrągłym stole".

Trudno oprzeć się wrażeniu, że coraz większe zamieszanie wokół ministra sprawiedliwości ma na celu przede wszystkim wykreowanie go na samodzielnego lidera politycznego - tak, by w pewnym momencie móc powiedzieć wyborcom: oto powstaje nowa jakość, której przewodzi niezłomny "szeryf" i obrońca wartości chrześcijańskich. W obliczu postępującej kompromitacji PO taka "nowa jakość" może okazać się szybko potrzebna. Pewnie dlatego "operacja Gowin" nabrała tempa.

Paweł Siergiejczyk
Artykuł ukazał się w najnowszym numerze tygodnika "Nasza Polska" Nr 40 (883) z 3 października 2012 r.
 
Dodane przez prakseda dnia padziernika 08 2012 11:20:43 · 9 Komentarzy · 81 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.