|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 6
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
TrÄ…d w prokuraturze generalnej |
|
|
Karierę prawnika Andrzej Seremet rozpoczął w połowie lat 80. Togę sędziego asesora włożył w 1986 r., kiedy w Polsce panował wprowadzony przez generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka reżim kraju satelickiego, podporządkowanego bolszewickiej Rosji, a sądy pełniły funkcję posłusznego wykonawcy wytycznych rządzącej partii komunistycznej. Czy rzeczywistych przyczyn ukręcenia łba aferze korupcyjnej w Sądzie Najwyższym z roku 2009, opisanej szczegółowo w ostatnim numerze "Gazety Polskiej", nie należy szukać w czasach PRL? Wtedy dzisiejszy główny decydent o umorzeniu sprawy Andrzej Seremet stawiał pierwsze kroki jako skromny prowincjonalny sędzia, a dwaj inni aktywni bohaterowie afery rozpoczynali swoje kariery zawodowe również w Polsce, zwanej wówczas Ludową.
Åšwiat fikcji i absurdu
Często oburzamy się i jednocześnie ubolewamy, kiedy docierają do nas informacje o przekupnych sędziach gdzieś w przysłowiowym "kołomyjskim powiecie", o skorumpowanych prokuratorach niskiego szczebla. Przełykamy to jak gorzką pigułkę, tłumacząc sobie, że w każdym środowisku zdarzają się nędznicy, którzy ulegają pokusie łatwego zyskania jakichś apanaży w zamian za nielegalną przysługę. Niekiedy wyrywa się nam z ust ludowa mądrość: "Ryba psuje się od głowy", choć mamy tylko mgliste wyobrażenie o rzeczywistych związkach najwyższych kręgów z tymi, którym zasmakował zakazany owoc. Jednak wyciągnięty na światło dzienne ostatni wypadek jest naprawdę porażający. W gruncie rzeczy sytuacja ta sprawia, że polski wymiar sprawiedliwości jawi się jako świat absurdalny, praktycznie nieistniejący, fikcyjny.
Porażająca sytuacja polega zaś na tym, że kluczową negatywną postacią afery korupcyjnej, sięgającej szczytów polskiego wymiaru sprawiedliwości, okazuje się prokurator generalny Andrzej Seremet. Człowiek, który powinien być wzorem strażnika uczciwości i czystości postępowania jako urzędnik i jako obywatel, sam sprzeniewierza się swoim powinnościom. Obowiązkom, wobec których składał przyrzeczenie, że pod żadnym pozorem od ich przestrzegania nigdy nie odstąpi. Wreszcie okazuje się człowiekiem, któremu państwo, a w jego imieniu śp. prezydent Lech Kaczyński, zaufało, że będzie obrońcą prawa. W podobnym tonie rekomendował go na obecne stanowisko samorząd sędziowski, czyli Krajowa Rada Sądownictwa.
Parodia sprawiedliwości
Po 22 latach wolnego demokratycznego państwa po trosze przypominamy dziesiątki tysięcy polskich kibiców piłkarskich, którzy przez lata emocjonowali się ligowymi rozgrywkami. Zakładali, że zawodnicy obydwu stron walczą ze wszystkich sił o zwycięstwo. Że sędziowie pilnują, aby gra odbywała się zgodnie z regułami. Tymczasem po latach okazało się, że kibice byli cynicznie oszukiwani, bo wszyscy uczestnicy zawodów ustalali wcześniej wynik przy zielonym stoliku. Mecze były już tylko udawaną farsą.
Niejednokrotnie czuliśmy, wiele razy o tym pisaliśmy, bo mieliśmy dość przesłanek, że wiele spraw w prokuraturach, przed sądami, zamienia się w udawane przedstawienia czy jak wspomniane mecze - w farsę. Najważniejsze procesy tzw. rozliczeniowe, w których na ławie oskarżonych zasiadali ludzie odpowiedzialni za terror polityczny lat 80., jakiemu poddane zostało polskie społeczeństwo, ciągnęły się po kilkanaście lat. W tych nielicznych zaś, które udało się doprowadzić do końca, zapadały wyroki urągające poczuciu sprawiedliwości, jeśli wziąć pod uwagę rozmiar tysięcy osobistych tragedii, setek dramatów całych rodzin i wreszcie niepowetowanych szkód społecznych, jakie przyniosły ze sobą rządy generałów i komunistycznych lokajów obcego mocarstwa.
Proces odpowiedzialnych za krwawą pacyfikację protestu robotników w grudniu 1970 r. na Wybrzeżu można śmiało określić jako parodię, skoro po blisko 18 latach nie widać szans, by sprawa miała się zakończyć. Nikt nigdy nie poniósł kary za czystki antysemickie w armii, za zmuszenie do wyjazdu z kraju tysięcy polskich Żydów pod koniec lat 60. Nie zostali ukarani prawdziwi mocodawcy śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Za śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka w komisariacie na warszawskiej Starówce przez milicjantów oprawców jeden z nich po kilkunastoletnim procesie został skazany na cztery lata więzienia. Wyrok ten jest parodią sprawiedliwości.
Dziedzictwo PRL
Dziś już nie dowiemy się, jacy sędziowie, prokuratorzy, adwokaci byli w czasach PRL na usługach SB, tajnych służb wojskowych, a jacy pomagali służbom, nie będąc nigdzie formalnie zarejestrowani, poza śladami zapisków w notatnikach oficerów służb. Nie wiemy, jakie funkcje pełnili w najróżniejszych procesach, w tym także tzw. lustracyjnych, konkretni sędziowie i prokuratorzy. Którzy z nich starali się rzetelnie i obiektywnie rozsądzać stan rzeczy, a którzy tak sterowali procesem, aby osiągnąć efekt "braku wystarczających dowodów". Przez wiele lat obsługiwałem jako dziennikarz najgłośniejsze procesy dotyczące przestępstw dawnych funkcjonariuszy SB. Z jakim zdziwieniem podczas jednego z takich procesów słuchałem ostatniej mowy prokuratora, w której zasiał on w sędziach dwa razy więcej wątpliwości co do winy oskarżonych, niż zrobili to ich obrońcy.
Niech argumentem wzmacniającym naszą słabą wiedzę będzie przykład jednego z głównych bohaterów opisywanej afery. Sędzia ów w stanie wojennym w Piotrkowie wlepiał wyroki działaczom bełchatowskiej Solidarności, a w 2006 r. był kandydatem SLD do Trybunału Konstytucyjnego.
Istotniejsze są jednak inne ślady z czasów PRL, te nigdzie niezapisane. Obejmują bowiem o wiele większą grupę sędziów i prokuratorów niż ci, którzy współpracowali z tajnymi służbami.
PRL-owska kalka odbita w ich mentalności najczęściej zawiera takie cechy jak uległość wobec władzy, donosicielstwo, brutalną walkę o coraz wyższe stołki, najróżniejsze warianty kombinowania, którego częścią składową jest podatność na korupcję. I kolesiostwo, z jednej strony jako pomost do kariery, a z drugiej jako pomocna ręka podana koledze będącemu w poważnym kłopocie.
Andrzej Seremet zachował się jak prawdziwy kolega. Nie dopuścił do tego, by jego dobry znajomek z czasów, gdy obaj, przed zrobieniem wielkich karier, praktykowali w Krakowie, stawał teraz przed sądem pod zarzutem udziału w aferze korupcyjnej. Miał on tylko "życzliwie" rozpatrzyć wstępną kasację wyroku sądu wrocławskiego. Pod pretekstem nielegalności zbierania dowodów przez funkcjonariuszy CBA Seremet nakazał umorzenie śledztwa. A dowody były bezsporne i przekonałyby nawet ślepego, bo były to nagrania rozmów, podczas których uzgadniano warunki techniczne i finansowe zaplanowanego z góry wyroku Sądu Najwyższego.
Jak to możliwe, że na czele polskiej prokuratury stoi człowiek, który pogłębia degenerację wymiaru sprawiedliwości? Jak długo jeszcze?
Jerzy Jachowicz
Gazeta Polska Codziennie |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia pa¼dziernika 12 2012 16:10:19 ·
9 Komentarzy ·
84 CzytaÅ„ ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|