|
Nawigacja |
|
|
Użytkowników Online |
|
|
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
|
|
|
|
|
|
Pieniądze partyjne śmierdzą, ale być może teraz najmniej |
|
|
PO gra na tej nucie już od dawna. Zabranie partiom politycznym budżetowych subwencji było jednym z jej mitów założycielskich w momencie, gdy partia Donalda Tuska powstawała. Jednak niedawno dziennikarze postanowili powiedzieć "sprawdzam". Test ten wypadł dla Platformy kompromitująco. Okazało się, że PO nie tylko bierze z budżetu państwa największe środki finansowe, ale również jej politycy wydają pieniądze najbardziej frywolnie, m.in. na cygara, wina, menu serwowane w restauracjach, pobyt w nocnych klubach i sukienki dla żony premiera. Wcześniej Tusk zbierał punkty za likwidację funduszu reprezentacyjnego, działającego w ramach kancelarii premiera. Jednak dziennikarskie śledztwo pokazało, że był to jedynie tani chwyt propagandowy, gdyż pieniądze (z których korzysta m.in. małżonka premiera) były wyciągane z budżetu państwa inną drogą - poprzez subwencje partyjne.
W kontekście tych okoliczności, propozycja likwidacji finansowania partii politycznych w wydaniu PO brzmi populistycznie.
Problem dotyczy wszystkich ugrupowań, które weszły do parlamentu. Na rachunkach regulowanych przez PiS znaleźli się znani dziennikarze: szef SDP Krzysztof Skowroński, Stanisław Janecki (PiS pomogło w leczeniu jego chorej córki), a komentator medialny Andrzej Urbański. Z kolei PO płaciła pieniądze wychwalającemu ją pod niebiosa naukowcowi PAN prof. Radosławowi Markowskiemu. Świętych więc nie ma nigdzie. Różnica polega na używanej argumentacji. Inni gracze polityczni (poza Ruchem Palikota, który zgłasza odrębną propozycję) mówią otwarcie: chcemy kontynuowania finansowania z budżetu państwa, bo to mechanizm ograniczający korupcję; Platforma zaś równocześnie bierze pieniądze i chce zakręcić kurek finansowy.
Struktura subwencji budżetowych przedstawia się następująco. Najwięcej kasy z budżetu państwa trafia do PO - 18,3 mln zł; pozostałe, będące w depozycie tego ugrupowania, 1,6 mln zł pochodzi ze składek członkowskich i darowizn. Zaraz za Platformą plasuje się PiS - odpowiednio 17,1 i 0,48 mln zł. Te dwie partie mają wyraźną przewagę nad trzema pozostałymi, które również (ale w mniejszym stopniu) podlegają finansowaniu. PSL bierze z budżetu tylko 6,6 mln zł, ale najwięcej z polskich ugrupowań uzyskuje ze składek członkowskich i darowizn, bo aż 2,9 mln zł.
Można wyjaśnić to w prosty sposób. Ludowcy mają najlepiej rozbudowane struktury terenowe, a członkowie PSL-u dzierżą wiele intratnych stanowisk w lokalnych samorządach. Ale PSL ma inny problem: musi spłacać skarbowi państwa długi.
Stąd projekt likwidacji finansowania budżetowego sygnowany przez PO może hipotetycznie doprowadzić do rozwiązania koalicji. W tym duchu wypowiadają się niektórzy prominentni politycy PSL-u.
Bogaty aparat ma również SLD. Partia ta otrzymuje ze składek członkowskich i darowizn 1,9 mln zł, z subwencji zaś 6,5 mln zł. Formacja Leszka Millera przeszła przez transformację suchą nogą, m.in. dzięki pieniądzom przywiezionym przez Millera z Moskwy.
Na końcu stawki jest Ruch Palikota. Z budżetu dostaje 5,6 mln zł; ze składek członkowskich zaledwie 0,12 mln zł.
To zestawienie mówi o jeszcze jednej ważnej rzeczy: partie postsolidarnościowe (PO i PiS) są, w sensie dochodów immanentnych, słabsze od formacji postkomunistycznych (SLD i PSL). To oznacza, że aparat postkomunistyczny lepiej odnalazł się w transformacji i wyniósł z dawnego systemu więcej pieniędzy.
Recepty na uzdrowienie idei finansowania partii politycznych są różne.
PO opowiada się za całkowitą likwidacją subwencji. Jej deklaracje są jednak mało wiarygodne, bo rozmijają się ze sferą realnych czynów. Platforma nie protestuje, gdy z budżetu państwa na jej konta trafiają kilkudziesięciomilionowe przelewy.
SLD w myśl swojego socjaldemokratycznego paradygmatu chce dać wszystkim partiom parlamentarnym po równo. Konkretnego projektu jednak Sojusz nie zgłosił.
Ruch Palikota opowiada się za odpisem podatkowym w wysokości 0,5 proc., nieprzekraczającego jednak limitu 4 zł (za podstawę obliczeń przyjęto dane z 2013 r.; w późniejszym okresie limit byłby waloryzowany.
Projekt Palikota był już raz rozpatrywany w sejmie, ale bez powodzenia. Jest on ciekawy z innego powodu: wzmacnia kontrolę społeczną obywateli; odpis podatkowy byłby dokonywany co rok, i byłby instrumentem dyscyplinującym partie polityczne. Kontrowersje budzie jednak wielkość względna (procentowa) takiego mechanizmu. W ten sposób partie popierane przez najbogatszych Polaków znalazłyby się w uprzywilejowanej sytuacji (0,5 proc. odpisu Kulczyka to być może więcej niż danina podatkowa setek tysięcy osób).
W tym kontekście warty rozważenia byłby model kwotowy, czyli inny wariant odpisu podatkowego. Według takiego systemu każdy z obywateli mógłby przeznaczyć na partię polityczną taką samą kwotę.
Spośród przedstawicieli partii pozaparlamentarnych wiele interesujących propozycji zgłosił Paweł Kowal. Chce on m.in. wprowadzić obowiązek comiesięcznego publikowania zrealizowanych faktur, dywersyfikacji kwot wpłacanych z budżetu państwa oraz w postaci składek członkowskich i darowizn (rozdzielenie kont partyjnych), ograniczenia płatności dokonywanych budżetowymi pieniędzmi, a także limitu wydatków na tzw. reklamę wielkopowierzchniową.
Finansowanie partii politycznych jest ważnym elementem demokracji, przy dobrym ustawieniu systemu subwencji zaś może przyczyniać się do ograniczania transferów korupcyjnych i zwiększania partycypacji obywateli w życiu publicznym.
Aktualny model, choć nie jest idealny, stwarza bardziej transparentną sytuację niż poprzedni stan, kiedy nie istniało finansowanie z budżetu. Wówczas bowiem działały mechanizmy korupcjogenne, czyli przysłowiowa walizka pieniędzy za walizkę cegiełek, lub dochodziło do sytuacji w których to politycy potrafili wprost wziąć pieniądze na organizowanie partii politycznej np. z Moskwy.
Finansowanie partii politycznych ze środków budżetowych nie jest więc tak naprawdę złym pomysłem, należy jednak poszukać takiej formuły, która zwiększy nad całym procesem kontrolę obywateli i wytyczy ramy koniecznych partyjnych wydatków oddzielając je od bulwersujących zbytków.
Fakt zaś, że dowiadujemy się o pewnych nadużyciach, z jednej strony daje podstawy do irytacji, ale z drugiej, jest dowodem na działanie systemu kontroli i transparentność dostępu do potrzebnej wiedzy o partyjnych wydatkach.
Roman Mańka |
|
|
Dodane przez prakseda
dnia lipca 08 2013 06:30:11 ·
9 Komentarzy ·
56 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Shoutbox |
|
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|
|
|
|
|