Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 7
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
Ludobójstwo dzikie, straszne
Rozmowa z Janiną Johnson, świadkiem ludobójstwa na Wołyniu.

Gdzie Pani mieszkała, gdy rozpoczęła się II wojna światowa?

- Urodziłam się na Wołyniu w Hucie Mydzkiej i tam mieszkaliśmy z całą rodziną. Było nam tam bardzo dobrze. Ojciec był leśnikiem, mieliśmy też gospodarstwo rolne. Moje dzieciństwo pamiętam jako mlekiem i miodem płynące. Wszystko było dobrze do 1939 r., kiedy wkroczyli Rosjanie. Pamiętam, jak rabowali, co mogli, bo Kresy musiały wyżywić Armię Czerwoną.

Pewnego dnia, jeszcze w 1939 r., kiedy wracałyśmy z siostrą z lasu, spotkałyśmy grupę polskich żołnierzy. Byli okaleczeni, opatrywali rany. Speszyli się i pytali, czy jesteśmy Ukrainkami czy Polkami. Kiedy okazało się, że jesteśmy z polskich rodzin, przyszli do naszego domu po pożywienie. Patrzyli na nasze święte obrazy, by jeszcze się upewnić, z kim mają do czynienia. Mówili, że próbują się przemknąć, bo Ukraińcy ich wyłapują i doprowadzają do NKWD. Miałam wtedy 8 lat, ale dobrze pamiętam te wydarzenia, bo mocno to przeżyłam.

Rosjanie przeszli dość szybko. Ustalili swoje porządki przy pomocy Ukraińców, bo oni łatwo poszli na współpracę z NKWD. Już w lutym 1940 r. zostaliśmy wskazani do wyjazdu na Sybir. Wskazali nas Ukraińcy, podobnie jak wielu innych Polaków. Potem przejmowali pozostawione gospodarstwa. Było jednak tak zimno, że nie przyjechali po nas.

Pani rodzina mogła zostać w swoim domu?

- Tak, zostaliśmy. W tym okresie szkoły były likwidowane. Tylko starsze dzieci mogły się jeszcze uczyć. Szybko wprowadzili język rosyjski i ukraiński, a małych dzieci do szkół już nie brali. Tak więc na Wschodzie nie chodziłam do szkoły. Tak mijał czas do 1941 roku. W czerwcu ponownie wyznaczono nas na wywóz na Syberię. Mieliśmy jechać następnego dnia rano, ale wcześniej, w przeddzień po południu, wkroczyła armia niemiecka. Znów nam się udało, ale też w ten sposób stałam się świadkiem okrutnej rzezi wołyńskiej. Te mordy się nasilały. Panowała atmosfera strachu. Ciągle uciekaliśmy, chowaliśmy się po lasach, nocowaliśmy w nich, ukrywaliśmy się. To były straszne przeżycia. A ukraińscy nacjonaliści zaczęli coraz śmielej napadać na wsie polskie i mordować ludzi. Kiedy widzieliśmy, że w sąsiedniej wsi się pali, słyszeliśmy krzyki, to uciekaliśmy na noc do lasu. Także w zimie. Nieraz mocno zmarzliśmy. Kiedy sytuacja się uspokajała, wracaliśmy do domu.

Były napady na wieś, w której Państwo mieszkali?

- Kiedy napady dotknęły krańca naszej wsi, uciekliśmy do Huty Stepańskiej, gdzie funkcjonowała samoobrona. Pamiętam jednak te napady banderowców. Ja byłam za mała, ale moje siostry układały pomordowanych, myły ich, kładły na prześcieradłach. Najpierw ludzie chowali ofiary, chodziliśmy na te pogrzeby. Później, gdy mordy stały się masowe, nie było to możliwe. Apogeum mordów przypadło na 10-11 lipca 1943 roku. Napadnięto wtedy na więcej osad. Trzy razy do nas podchodzili. Potem ustępowali, wzmacniali się. W końcu nad ranem udało nam się przebić. Ludzie krzyczeli po ukraińsku, że idą Ukraińcy. Uciekliśmy do Grabiny. Znajdował się tam przystanek kolejowy w lesie. Byliśmy jednak ścigani. W Grabinie była grupa Niemców. Wywiązała się walka. Moja siostra została raniona w udo. Niemcy odparli atak. Potem kazali nam czekać. Wszyscy siedzieli jak martwi. Nikt nic nie mówił. Ludzie patrzyli przed siebie. Mieli przy sobie tylko to, co zdołali zabrać ze sobą w nocy. Niewiele tego było. Po drodze widziałam, jak zabijano ludzi, jak jeden po drugim padali. Pamiętam też, że przechodziliśmy przez spaloną wieś. Widok był przerażający. Spalone domy, nadpalone bydło, konie. Część zwierzyny, poraniona, biegała w amoku, trzeba było ją odganiać. Ryk, smród… Było to okropne przeżycie.

Jak postąpili z Państwem Niemcy?

- Załadowali nas na pociągi, takie same jak te, którymi Rosjanie wieźli ludzi na Wschód, i wzięli na roboty. Dłuższy postój był w Przemyślu, dwa tygodnie. Tam nas sortowali, ogolili nam głowy. Na cały transport tylko nasza liczna rodzina (dwoje rodziców i dziewięcioro dzieci) była w całości. Badali nas lekarze. Zdrowi trafiali do Niemiec. Raz po raz dojeżdżały kolejne transporty i rodziny się łączyły. Był płacz, wypytywanie o pozostałych, o tych, co zginęli z rąk banderowców. Mocno to przeżyłam. W końcu zawieźli nas do Wrocławia. Bez jedzenia. Jeśli ktoś zmarł, to na postoju Niemcy kazali go wyrzucić z wagonu. We Wrocławiu kazali nam przejść nago przez łaźnię. Rano wychodziliśmy na stadion, gdzie staliśmy całymi dniami w rzędach, całymi rodzinami. To był taki targ niewolników. Przychodzili Niemcy i wybierali robotników. Sprawdzali zęby, mięśnie. Nas nie chciano, bo było nas za dużo, a my byłyśmy małe. Tak minęły dwa tygodnie. Wtedy ktoś się nami zainteresował. Tak trafiliśmy do majątku rolnego 16 km od Wrocławia.

Długo tam Państwo pracowali?

- Prawie 2,5 roku. Pod koniec wojny, kiedy zbliżał się front, przewieziono nas w okolice Kłodzka. Pamiętam, jak Niemcy pozamykali nas w domach, zabili okiennice i nie pozwalali nam wychodzić. Mówili, że nas wezmą. W rzeczywistości uciekli, zabierając, co tylko mogli. Zniecierpliwieni czekaniem ludzie wyłamali okiennice. Okazało się, że Niemców nie ma. Był 9 maja 1945 roku. To wtedy z głośników ustawionych na słupach telefonicznych ogłaszali, że wojna się zakończyła.

Co się stało z Pani rodziną?

- Nie wiedzieliśmy, co robić, ale rodzice postanowili, że wracamy do domu. Nie wiedzieliśmy, że Kresy są zabrane. Rosyjscy żołnierze mówili nam: jedźcie! Tak zrobiliśmy, zamiast pilnować majątku, który Rosjanie ograbili. Na dodatek kiedy dojechaliśmy do Grodkowa, Rosjanie zabrali nam te resztki pożywienia, które mieliśmy ze sobą. Pamiętam, jak młody Ukrainiec pytał nas, dokąd jedziemy. Gdy usłyszał, że na Wołyń, powiedział: "Ja wam dam Wołyń, jak tam was nie zabili, to ja was wykończę tutaj". I wysypał nasze zapasy, i podeptał je. Mama uderzyła go w twarz. On chciał wystrzelić, ale ktoś podbił mu karabin i wystrzelił w powietrze. Zjawili się Rosjanie, wypytali, o co chodzi, i zabrali Ukraińca niby na rozstrzelanie. Ale to była nieprawda, bo on jeszcze nas odnalazł i chciał zamordować. Puścili nas dalej i pieszo dotarliśmy do Nysy. Dopiero tam dowiedzieliśmy się, że nie mamy po co wracać na Kresy.

Jak Pani dziś odbiera dyskusję nad tym, czy zbrodnię wołyńską nazwać ludobójstwem, albo kiedy mówi się, że Polacy też mordowali?

- Kiedy słyszę, jak Ukraińcy mówią, że pokrzywdzono ich w Bieszczadach, to nie mogę tego słuchać. Oni w naszym kraju, na polskiej ziemi, tak jak wcześniej na Wołyniu, urządzili ludobójstwo. To było najgorsze ludobójstwo z tych trzech. Niemcy ludzi gazowali, Rosjanie rozstrzeliwali, a tu ludzie byli torturowani na 362 sposoby i konali w mękach. Moja ciocia zginęła w Stepaniu. Była w zaawansowanej ciąży, więc rozpruli jej brzuch, obcięli pierś, wyciągnęli dziecko z łona i założyli mu tę pierś na głowę, by się udusiło.

To były okrutne mordy i dlatego politycy popełniają dziś grzech zaniedbania, bo nie mówią prawdy. Jeżeli tuż po wojnie zbrodnia została nazwana ludobójstwem, to nie ma powodów, by określać ją inaczej.

Byli jednak też tacy Ukraińcy, którzy pomagali Polakom. Pamięta ich Pani?

- Tak, pamiętam, jak ktoś tam cichutko ostrzegł przed banderowcami. Tylko ilu można wskazać takich Ukraińców, który otwarcie stanęli w obronie Polaków? Nawet Cerkiew milczała. A dlaczego niektórzy popi święcili narzędzia zbrodni? Teraz oni nie wiedzą, czy mają nas przepraszać, czy to my mamy ich przeprosić. Owszem, Ukraińcy nam pomagali, ale to były jednostkowe przypadki.

Nasz Dziennik
 
Dodane przez prakseda dnia lipca 14 2013 06:24:13 · 9 Komentarzy · 50 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.