 |
Nawigacja |
 |
 |
Użytkowników Online |
 |
 |
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
 |
 |
 |
 |
|
 |
Umierała, bo nie dała w czas łapówki? |
 |
 |
Historia 25-letniej pielęgniarki z Centralnego Szpitala Klinicznego MSW w Warszawie Justyny T. jest wstrząsająca i bulwersująca. Opisuje ją "Gazeta Wyborcza". To już dziesięć lat, od kiedy ta młoda kobieta przyjechała w odwiedziny do rodziców na wieś w pobliżu Chełma. Nagle 13 listopada źle się poczuła, miała silne bóle brzucha i wysoką gorączkę. Justyna T. udała się więc do lekarki rodzinnej, Haliny R.-F. Lekarka przyjęła ją poza kolejnością, zbadała, ale nie postawiła żadnej diagnozy. Podejrzewała grypę, dała kobiecie zastrzyk przeciwbólowy z pyralginy i receptę na kolejne leki przeciwbólowe oraz zwolnienie.
Jednak stan Justyny T. się nie poprawił, bóle nie ustępowały, więc cierpiąca kobieta pojechała tej samej nocy na pogotowie w Chełmie. Tam otrzymała zastrzyk z relanium, przepisany jej przez innego doświadczonego lekarza Wiesławę Sz.-P., ale i to nie pomogło. Z rana Justyna T. udała się na izbę przyjęć Szpitala Wojewódzkiego w Chełmie, gdzie dyżur pełnił młody lekarz Tomasz G., który zatrzymał pielęgniarkę na oddziale chirurgii. Po kilku godzinach zrobiono jej wreszcie USG brzucha z podejrzeniem ataku kamicy nerkowej. Dyżur na oddziale mieli dwaj inni lekarze - Aleksander N. i Tomasz P. W dalszym ciągu nikt się nią nie zajmował, także przez kolejne dni, wreszcie cierpiąca kobieta 17 listopada zadzwoniła do matki, prosząc o jakąkolwiek pomoc. Rodzice pielęgniarki przyjechali do Chełma. Gdy do szpitala przyjechała matka kobiety, udała się do ordynatora chirurgii dr. Romana Z., skarżąc się na bezczynność wobec cierpień jej córki.
W odpowiedzi z ust ordynatora usłyszała: "Moi lekarze wiedzą, co robią". Wtedy z desperacji matka położyła lekarzowi na biurku pieniądze - dwa banknoty po 100 złotych. Jak twierdzi, lekarz pieniądze schował i zlecił kolejne badania diagnostyczne, pominąwszy jednak badania ginekologiczne. Przez kolejne dwa dni Justyna T. płakała i wyła z bólu. 19 listopada u ordynatora znowu próbowała interweniować matka kobiety, zostawiając 300 złotych. Skłoniło to wreszcie ordynatora do obejrzenia wyników USG. I natychmiast zlecił operację, podczas której odkryto, że Justyna ma ropne zapalenie otrzewnej spowodowane zmianami ginekologicznymi. Kobietę zabijała sepsa. Zmarła 21 listopada na oddziale intensywnej terapii.
Ordynator chirurgii, mijając rodziców Justyny,włożył do kieszeni matki zmarłej kobiety jakiś zwitek. Jak zeznali świadkowie, był to zwitek banknotów. "Popatrz, doktor oddał pieniądze" - powiedziała matka pacjentki do męża. Ale doktor Z. nie przyznaje się do winy w sprawie przyjęcia 500 złotych łapówki, którą to sprawę wyłączono do osobnego rozpatrzenia. Roman Z. jest przede wszystkim oskarżony o zaniechania podczas leczenia zmarłej Justyny T. Także inni lekarze oskarżeni o karygodne zaniedbania, narażenie pielęgniarki na niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie jej śmierci nie uważają się za winnych.
Sąd w Chełmie był innego zdania i przyznał rację lubelskiej prokuraturze, uznając winę lekarzy. Pomocne w oskarżeniu były opinie najlepszych biegłych m.in. z zakresu mikrobiologii i chirurgii.
Lekarkę pierwszego kontaktu Halinę R.-F. uznano za winną nieskierowania Justyny T. na specjalistyczne badania, za co skazano ją na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz 2800 złotych grzywny. Ten sam wyrok zasądzono wobec lekarki z pogotowia, Wiesławy Sz.-P. za nieudzielenie właściwej pomocy chorej cierpiącej na silne bóle.
Ukarany został także dr Tomasz G. z izby przyjęć - na rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 4000 złotych grzywny, za to, że próbował zatuszować zaniedbania swoje i innych lekarzy,fałszując wpisy w dokumentacji medycznej Justyny T. Matactwa te aprobował zastępca ordynatora Edward T., za co sąd również ukarał go wyrokiem w zawieszeniu.
Także lekarze dyżurni na chirurgii otrzymali po półtora roku w zawieszeniu. Aleksander N. i Tomasz P. mogli pomóc 25-latce, gdyby podali jej antybiotyki, ci zaś leczyli ją na błędne rozpoznanie kamicy nerkowej, której nie potwierdzało badanie USG. Śledczy ustalili to właśnie dzięki powołanym biegłym. Orzeczenia sądu są na razie nieprawomocne.
Mamy tu do czynienia z najsłabszym elementem każdego systemu, a jak się powszechnie sądzi, jest nim czynnik ludzki. W tej wstrząsającej historii młodej kobiety zawiodła wiedza lekarska, chęć niesienia pomocy, a także elementarne zasady etyki lekarskiej. Czy mamy się bać, przekraczając progi gabinetów i oddziałów lekarskich? I czy biegli byliby równie stanowczy, gdyby sprawa dotyczyła lekarzy z większego ośrodka, mający znane nazwiska? Pojawiają się przecież opisy historii, w których lekarze trzymają stronę innych lekarzy, a w kodeksie etyki lekarskiej artykuł 52, który zabrania mówienia źle o drugim lekarzu. Kto ochroni chorego przed niedouczonym lekarzem? |
 |
| |
Dodane przez prakseda
dnia wrze¶nia 24 2013 16:52:19 ·
9 Komentarzy ·
86 CzytaÅ„ ·
|
|
 |
 |
 |
 |
Komentarze |
 |
 |
Dodaj komentarz |
 |
 |
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
 |
 |
 |
 |
 |
Oceny |
 |
|
 |
Logowanie |
 |
 |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
 |
 |
 |
 |
 |
Shoutbox |
 |
 |
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
 |
 |
 |
 |
|