Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
„Lalek”, ostatni partyzant Rzeczpospolitej zginął 50 lat temu
Półtora roku wcześniej odbył się pierwszy koncert niebiesko-czarnych. Tego samego roku olbrzymią popularność zdobywa zespół The Beatles wydając dwie płyty Please Please Me i With The Beatles. Dwa lata wcześniej powrócił w glorii chwały na Ziemię Jurij Gagarin, pierwszy człowiek kosmonauta. 19 czerwca 1963 roku szczęśliwie wróciła z okołoziemskiej orbity Walentyna Tierieszkowa po 48 okrążeniach naszego globu co upamiętnił swoim wielkim przebojem, "Wala twist" pierwszy polski girls band "Filipinki".

Na Kremlu już od 10 lat zasiada Nikita Chruszczow zastąpiwszy ojca narodów Stalina. W Polsce rządzi niepodzielnie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza z Władysławem Gomułką na czele. Nie ma już Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, jest za to Służba Bezpieczeństwa i oddziały ZOMO.

Pierwsze pokolenie powojenne osiąga dorosłość. Druga wojna światowa wydaje się być daleką przeszłością. Dzieci w szkołach czytają lekturę "O człowieku, który się kulom nie kłaniał" pióra mjr Janiny Broniewskiej, żony słynnego poety, Władysława Broniewskiego.

Podziwiają bohaterskiego generała "Waltera", Karola Świerczewskiego, tego samego, który wraz z bolszewicką armią w 1920 roku parł na Warszawę zabijał polskich obrońców ojczyzny.

Właśnie tej nocy z 20 na 21 października 1963 r. trwa tajna operacja z udziałem SB i ZOMO.

Czego może ona dotyczyć niemal dwadzieścia lat po wojnie? Co spowodowało, że oddział służb specjalnych komunistycznego państwa dotarł potajemnie nocą do małej lubelskiej wsi, Majdan Kozic Górnych?

Powodem jest jeden człowiek, Józef Franczak ps "Lalek", najbardziej poszukiwana osoba w PRL.

Znalazł się niestety zdrajca, Stanisław Mazur, który przy pomocy radzieckiego urządzenia podsłuchowego "liliput" pomógł komunistom namierzyć i wydał na śmierć za trzy tysiące ówczesnych złotych, ostatniego walczącego partyzanta Rzeczpospolitej, Józefa Franczaka ps. Lalek.

Imię i nazwisko kapusia ustalił niedawno lubelski oddział IPN. Zachowało się również pokwitowanie odbioru owych trzydziestu srebrników. Był to członek rodziny niedoszłej żony Józefa Franczaka.

Niedoszłej, gdyż żaden ksiądz nie chciał udzielić im ślubu bądź to z tchórzostwa bądź z obawy przed esbecką prowokacją.

Dotychczas hańba i posądzenie o zdradę niesłusznie dotykało niewinnej rodziny, mieszkańców tej właśnie wioski, u której często Lalek się ukrywał.

Zorientowawszy się w zasadzce Józef Franczak nie poddał się. Podczas próby wymknięcia się ostrzeliwał esbeków. Być może po raz kolejny udałoby mu się wymknąć z obławy, ale nie zdetonowały rzucone granaty. Zdrajca wykręcił wcześnie ich zapalniki i kawałkami gazety odizolował je od materiału wybuchowego, po czym ponownie je wkręcił. Józef Franczak zginął przeszyty serią z karabinu maszynowego. Według raportu umierał około dwóch minut. W aktach znajduje się zdjęcie zabitego ostatniego partyzanta RP z widocznymi na piersiach śladami postrzałów oraz zapis:

"Okrążenia zabudowań dokonano z podjazdu przez grupę operacyjną ZOMO składającą się z 35 funkcjonariuszy doprowadzonych do meliny przez dwóch oficerów Służby Bezpieczeństwa. Z chwilą okrążenia zabudowań Franczak wyszedł ze stodoły, pozorując gospodarza rozważał możliwość wyjścia z obstawy, a gdy został wezwany do (nieczytelne) chwycił za broń - pistolet, z którego oddał kilka strzałów. W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do zdania się podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań wycofał się około 300 m od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł".

Swoją walkę o wolną Polskę Józef Franczak rozpoczął w 1939 roku w wieku 21 lat zaś zakończył bohaterską śmiercią po 24 latach, mając lat 45. Był żołnierzem zgrupowania cichociemnego Hieronima Dekutowskiego "Zapory". Po śmierci swego dowódcy w 1949 roku nie złożył broni i jak wielu innych z tego oddziału walczył jeszcze w czasach tak dla nas nieodległych.

Ostatni polski partyzant Józef Franczak jako zawodowy podoficer dostał się w 1939 roku do rosyjskiej niewoli, z której brawurowo zbiegł. Po powrocie do domu zaangażował się natychmiast w podziemną walkę.

W 1944 roku ujawnił się chcąc wstąpić do drugiej armii Wojska Polskiego. Skierowano go do obozu internowania w Kąkolewnicy. Właśnie nieopodal tej miejscowości stacjonował sąd polowy, w którym masowo wyroki śmierci podpisywał "człowiek, który się kulom nie kłaniał", wiecznie zataczający się alkoholik w polskim mundurze niejaki gen. Karol Świerczewski. Zwłoki zamordowanych, co wykazała ekshumacja w 1990 roku grzebano potajemnie w Uroczysku Baran.

Widząc to Lalek poprzysiągł walkę z komunistami do samej śmierci. Po ucieczce z Kąkolewnicy powrócił do partyzanckiej walki kontynuując ją jeszcze 19 lat.

Mieliśmy po odzyskaniu niepodległości hasła grubej kreski, wybierzmy przyszłość. Zapomniano jednak chyba celowo o pięknej przeszłości i wielkich prawie nieznanych bohaterach.

Na próżno było do niedawna szukać jakiegokolwiek pomnika ostatniego polskiego partyzanta. Nie było ulicy jego imienia, placu, ronda czy nawet niewielkiego klombu.

Dopiero za prezydentury Lecha Kaczyńskiego Polska przypomniała sobie o "Lalku" i "Zaporczykach".

Młodzież w szkołach nie ma zielonego pojęcia, że jeszcze w latach sześćdziesiątych byli tacy, którzy nie pogodzili się z komunistycznym zniewoleniem i walczyli z bronią w ręku.

Żaden Polski filmowiec nie sięgnął do życiorysu Józefa Franczaka, choć jego życie i walka to temat wymarzony na scenariusz filmowy.

Polska po 1989 roku zapomniała o swoich bohaterach.

Zapomniała, gdyż zajęta była szybką produkcją i czczeniem nowych autorytetów i wzorów do naśladowania, do których postać "Lalka" i jemu podobnych nijak nie pasowała.

4 marca 1957 r. poległ ostatni partyzant na Białostocczyźnie, ppor. Stanisław Marchewka "Ryba" z WiN. W aktach IPN zachowała się notatka oficera SB mówiąca o tym, że leśny bunkier "bandyty" udekorowany był obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Dopiero w lutym 1959 r. schwytano Michała Krupę ps. "Wierzba", a w 1961 roku Andrzeja Kiszkę "Dęba".

W Poznaniu do czerwca 2009 roku stał olbrzymi, 16 metrowy monument ze zbrojonego betonu ku czci generała Karola Świerczewskiego. Właśnie przeciwko rozbiórce owego pomnika ku czci "człowieka, który się kulom nie kłaniał" protestowali: Marek Siwiec, Krystyna Łybacka z SLD oraz hiszpański lewacki deputowany, Miguel Angel Martinez, który w otoczeniu około czterdziestu osób wykrzyczał :

"Walter stanowi pomost między Polską a Hiszpanią, między ludźmi w naszych krajach. Nie możemy zgodzić się na zburzenie tych pomostów. My ich potrzebujemy budując przyszłą historię Europy".

Przeciwników pomnika porównywano do Hunów i Talibów.

Ciało "Lalka" wydano rodzinie, ale pozbawione głowy.

Mirosław Kokoszkiewicz
----------------------------------------------
Wierny przysiędze do końca

Przed pół wiekiem - 21 października 1963 roku - komuniści zamordowali sierżanta Józefa Franczaka "Lalka".

Jego śmierć jest symbolicznym końcem antykomunistycznego powstania rozpoczętego wraz z narzuceniem moskiewskiej władzy w Polsce. Gdy osaczony ginął od strzałów esbeków i zomowców, zdradzony przez konfidenta Służby Bezpieczeństwa Stanisława Mazura, który wydał go za 5 tysięcy ówczesnych złotych, od końca wojny mijało 18 lat.

Zabicie "Lalka" nie wystarczyło komunistom. Pohańbili nie tylko jego ciało, ale przede wszystkim zohydzili pamięć o nim. Tego też było mało. Trzeba było jeszcze zemścić się na najbliższych, na rodzinie. Zemsta dosięgła również jego dziecko - naznaczone epitetem "syn bandyty".

Z piętnem zdrajcy, który wydał bezpiece Franczaka, żył do końca swych dni w 1994 roku, niewinny Wacław Beć. Człowiek, który pomagał "Lalkowi", ukrywał go i został nawet za to skazany. Prawda o tym, że Franczaka wydał kto inny, została ujawniona dopiero po powstaniu Instytutu Pamięci Narodowej. Lista cierpień, jakich doznali niezłomni żołnierze wyklęci oraz ich rodziny, bo o nich też trzeba pamiętać, wydaje się nie mieć końca. Ludzie, którzy je zadawali pałką i piórem, nie poczuwają się do winy.

- Nikt nigdy nie podszedł do mnie i nie powiedział "przepraszam" za te krzywdy, które przyszło nam przeżyć - mówi Marek Franczak, syn "Lalka". Ale nawet tego nie oczekuje, zna przecież tych ludzi. - Oni są wyzuci z zasad, wartości. Im taki akt nie mieści się w głowie - stwierdza.

Pan Marek Franczak nie kryje satysfakcji, że szczególnie dla wielu młodych ludzi jego ojciec - jak i całe pokolenie żołnierzy wyklętych - jest bohaterem. Nigdy nie przypuszczał, że w Piaskach stanie okazały pomnik ojca, a on będzie odbierał od prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej śp. Lecha Kaczyńskiego nadany "Lalkowi" pośmiertnie Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Nie kryje jednak goryczy i bólu, gdy słyszy, jak nazywa się dzisiaj patriotów - "faszystami", a szczególnie głośno ten epitet pada w przededniu Święta Niepodległości, 11 listopada.

- Kolejne pokolenie spadkobierców PRL walczy z polskością. Z takimi jak mój ojciec, którzy do końca byli wierni przysiędze, Bogu i Ojczyźnie - dodaje Marek Franczak.

"Józek nie żyje!"

Marek Franczak nie pamięta ojca. Kreśli tylko jeden obraz. Mama pokazuje mu mężczyznę znikającego w łanie zboża i machającego ręką: "To twój tata". Dzisiaj sam ma dzieci, które mogą być dumne ze swego dziadka. Niewielu może się takim pochwalić - będącym 20 lat w konspiracji, a wcześniej podoficerem Wojska Polskiego, walczącym we wrześniu 1939 roku z Sowietami. Podczas niemieckiej okupacji należał do Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. Po wojnie był w oddziałach podległych legendarnemu cichociemnemu majorowi Hieronimowi Dekutowskiemu "Zaporze" czy kapitanowi Zdzisławowi Brońskiemu "Uskokowi", a potem żył ścigany przez watahy bezpieki, konfidentów; nieuchwytny dla nich przez lata, aż do zdrady we wsi Majdan Kozic Górnych 21 października 1963 roku.

Przez wiele lat z Franczakiem przyjaźnił się ppor. Wacław Szacoń "Czarny", który wpadł w ręce bezpieki i w 1949 roku dostał czterokrotną karę śmierci, ale wyroku nie wykonano. Wyszedł z więzienia pod koniec 1956 roku. Znów zaczął spotykać się z "Lalusiem", którego ukrywała też siostra pana Wacława.

Kiedyś usłyszał od przyjaciela: "Przeżyłeś już wszystko, teraz masz rodzinę, a ja, co?". Myślał, żeby mu jakoś pomóc w ujawnieniu się, rozmawiał z adwokatem. "Lalek" jednak miał wątpliwości, że jak nie dostanie kary śmierci, to i tak go zabiją w więzieniu lub zginie w "nieszczęśliwym wypadku". Ostatni raz byli umówieni na Wszystkich Świętych w 1963 roku. Kilka dni wcześniej dostał informację: "Józek nie żyje!".

Tymczasem wiosną 1963 roku aresztowano - ukrywającego się skutecznie pod zmienionym nazwiskiem przez 18 lat żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych - Czesława Czaplickiego. "Po 18 latach morderca NSZ-towski stanie przed sądem" - pisał "Express Wieczorny".

Został skazany w czerwcu 1964 roku. Prokurator żądał kary śmierci, ostatecznie dostał 15 lat - zamienione następnie na 5. Czaplickiego zwolniono dopiero w marcu 1968 roku. Rodzina zorganizowała mu spotkanie z najbliższymi. "Większość z tych osób widziałem już w więzieniu mokotowskim po zakończeniu śledztwa lub na sali sądowej podczas procesu. Siostry i bracia bardzo się postarzeli, a ich dzieci urosły. Moja nieobecność wśród nich trwała 23 lata. Niektóre nawet dorosłe dzieci widziałem po raz pierwszy".

Nie tylko żołnierze wyklęci

Polscy niezłomni żołnierze wyklęci mieli również swych odpowiedników w innych państwach zniewolonych przez bolszewizm. Choćby w półtoramilionowej Estonii, gdzie nazwano ich Leśnymi Braćmi - metsavendlus.

Ten niewielki naród w ostatnim ćwierćwieczu wielokrotnie budził podziw determinacją, z jaką utrwala swą niepodległość, usuwając ślady półwiecznej sowieckiej okupacji. Losy naszych odległych narodów spotykały się niejednokrotnie w minionych dziesięcioleciach. Konsekwencje paktu Ribbentrop-Mołotow okazały się równie tragiczne dla Polski i Estonii.

Do rangi symbolu urasta historia estońskiego bohatera narodowego, wodza naczelnego, gen. Johana Laidonera (niedawno w Sulejówku przed dworkiem Marszałka Józefa Piłsudskiego "Milusin" odsłonięto poświęconą mu tablicę). W latach 1918-1920 walczył zwycięsko z bolszewikami. Sowieci aresztowali go w lipcu 1940 roku. Był więziony we Włodzimierzu nad Klaźmą razem z ostatnim Delegatem Rządu Rzeczypospolitej na Kraj wicepremierem Janem Stanisławem Jankowskim, skazanym w moskiewskim procesie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Obaj zmarli tego samego dnia w 1953 roku i zostali pochowani we wspólnej mogile.

Uratowali duszę narodu

W tym czasie w powiecie Vorumaa sowieckie siły bezpieczeństwa likwidowały jeden z ostatnich oddziałów estońskiej partyzantki niepodległościowej. Jak napisał były estoński premier i historyk Mart Laar: "Walka partyzancka z sowiecką władzą ma dla Estończyków status legendarny i jest elementem dumy narodowej, reszta świata aż do dzisiaj niewiele o niej słyszała".

Jesienią 1944 roku w lasach ukrywało się ok. 40 tys. Estończyków - 15 tys. z nich było uzbrojonych. O skali tego oporu niech świadczy fakt, że jeżeli te proporcje zostałyby zachowane w odniesieniu do Polski, to u nas te liczby wyniosłyby ponad milion osób i 400 tys. uzbrojonych partyzantów walczących z komunistami.

Po kolejnych wywózkach na Syberię, dziesiątkach akcji pacyfikacyjnych Estonię zamieniono w ogromny obóz wojskowy - na czterech dorosłych Estończyków przypadał jeden sowiecki żołnierz. Wobec kolejnych pacyfikacji opór wygasał, ale gdy po 1956 roku Sowieci ogłosili amnestię, z lasu wyszło jeszcze tysiące Leśnych Braci. Nie byli jednak ostatni. Dopiero w 1967 roku aresztowano braci Hugo i Aksela Möttus, w 1974 roku zastrzelono podczas obławy Kaleva Arro. Historia metsavendlus zakończyła się dopiero 28 września 1978 roku, gdy zginął August Sabe, który do lasu poszedł w 1941 roku!

Leśnym Braciom, podobnie jak polskim żołnierzom wyklętym, nie udało się wywalczyć niepodległości, ale jak pisze Mart Laar, "zaszczepili głęboki patriotyzm i nieugięty charakter w niewygasłych duszach następnych pokoleń... desperacki i bezkompromisowy opór, jaki stawili Bracia Leśni oraz wszyscy, którzy poszli w ich ślady, uratował duszę Estonii. To tym mężczyznom i kobietom, którzy oddali życie w lasach i na bagnach, winni jesteśmy największy szacunek i wdzięczność".

Tak jak my, Polacy, Józefowi Franczakowi "Lalkowi" i wszystkim żołnierzom wyklętym.

Dr Jarosław Szarek, IPN Kraków
 
Dodane przez prakseda dnia padziernika 21 2013 10:49:20 · 9 Komentarzy · 43 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.