Moja własna strona na serwerze tnb.pl (ustaw w panelu admina)
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj
Użytkowników Online
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
Były gangster - dziś redaktor naczelny "Wprost"
Sylwester Latkowski, redaktor na­czelny tygodnika "Wprost", musi być ostatnio z siebie bardzo zadowolony, bo znów jest o nim, co bardzo lubi, wyjąt­kowo głośno. Opinię publiczną zaszokowała zdecydowana obrona Mariusza Trynkie­wicza, seryjnego mordercy dzieci wycho­dzącego właśnie na wolność, któremu rze­komo ma grozić lincz.

Na łamach ,;Wprost" obrona tego zwyrodnialca zasłużyła nawet na okładkę. Tymczasem jest dokładnie od­wrotnie - to ten zbrodniarz może za chwilę zagrozić kolejnym bezbronnym ofiarom. A jednak Latkowski, nieudolnie ubierając się w szatki wrażliwego liberała, drze szaty nad rzekomą jego krzywdą.

To nie pierwszy przypadek, kiedy Lat­kowski przyjmuje zadziwiające stanowisko w sprawach najpoważniejszych przestępstw III RP. Komentował i analizował porwanie Krzysztofa Olewnika. Jednak - zdaniem znawców sprawy - zamulał raczej tropy, niż cokolwiek rozjaśniał. Na łamach książki przedstawiał swoją wersję zabójstwa szefa policji gen. Marka Papały. I tu uwagę opinii publicznej kierował na całkowicie, jak dziś wiemy, zmyślone wątki rzekomego homo­seksualizmu generała czy plotek, iż miał brać narkotyki. Zdaniem prokuratora Jerzego Mierzejewskiego w książce o zabójstwie gen. Papały Latkowski posłużył się manipulacją, która mogła być na rękę tylko prawdziwym zabójcom szefa policji.

Podobnie jest w innych sprawach - robi dużo szumu, hałasu, krzyczy samochwal­czo o odważnym dziennikarstwie śledczym, o własnej bezkompromisowości i odwadze, choć tak naprawdę nigdy nie wyjaśnił żad­nej sprawy kryminalnej. Co nie znaczy, że nie wie, co robi. Nie, to żadne dziecko we mgle. W tym wszystkim jest sens. Latkowski jako dziennikarz od lat ma dostęp do wie­dzy o pracy polskiej policji, otwarte drzwi do wielu komend i dziesiątków dokumentów niejawnych. Coraz więcej osób w polskich elitach uznaje go za swojego, a on zna coraz więcej tajemnic polityków, biznesmenów, ludzi mediów.

Często występuje jako eks­pert, ostatnio zwłaszcza w TVN24. Nawet miesięcznik "Press" zlekceważył pojawiające się w Internecie poważne informacje o prze­szłości Latkowskiego i obdarował go swoją nagrodą.

Tak, Sylwester Latkowski to jaśniejąca gwiazda polskich mediów. Taka pozycja i taka wiedza to potężna broń. Czytelnicy "Wprost", które reklamuje się hasłem "Nie ma świętych krów", znają go jako bezkom­promisowego kowboja walczącego ze złem i bezprawiem. Ta kreacja jest świadomie od lat budowana.

Kłopot w tym, że - jak wyka­zało nasze kilkumiesięczne śledztwo - nie jest to prawda. Rozmawialiśmy z dziesiąt­kami ludzi, przekopaliśmy się przez tomy akt. Wniosek jest szokujący: ukrywaną prze­szłość Latkowskiego można określić jako mocno kryminalną, gangsterską.

Najpierw oddajmy głos naczelnemu "Wprost". Musimy sięgnąć do wypowiedzi archiwalnych, bo nasze wielokrotne, zawsze czynione z najlepszą wolą, prośby o spot­kanie lub odpowiedź na zadane pisemnie pytania nie spotkały się z odpowiedzią. Prze­kaz, jaki nam Sylwester Latkowski nadesłał, brzmiał: "Nie mam czasu". O rozmowę za­biegaliśmy od 16 stycznia, wysłaliśmy te; szczegółowe pytania.

Szkoda, bo przeglądając wszystkie jego Wypowiedzi medialne, nie znaleźliśmy żad­nej, w której poważnie i w pełni odniósłby się do swojej przeszłości. Próżno byłoby szukać jego wyjaśnień na temat powiązań ze światem przestępczym. A jest o co pytać. W aktach jednej ze spraw, do których do­tarł tygodnik "wSieci" , czytamy: "Sylwester Latkowski stał na czele struktury noszącej cechy zorganizowanej grupy przestępczej". To słowa prokuratora padające w uzasadnie­niu jednego z aktów oskarżenia. Zdaniem prawników, z którymi rozmawialiśmy, od kary wieloletniego więzienia uratował go fakt, że w czasie, kiedy popełniał przestęp­stwa, nie działał jeszcze w polskim prawie artykuł Kodeksu karnego dotyczący udziału i kierowania zorganizowaną grupą przestęp­czą. Latkowski ma natomiast na koncie pra­womocne wyroki za wymuszenia rozbójni­cze, fałszerstwo, oszustwa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.

Sam redaktor naczelny ,;Wprost" twierdzi, że został "wrobiony" i miał tylko jeden wyrok. "Siedziałem za niewinność [...]. Dzisiaj bym za tamto nie siedział". W rzeczywistości było ich więcej. W 1999 r. w Gorzowie Wielkopolskim wymierzono mu 2 lata i 3 miesiące pozbawie­nia wolności za grożenie uszkodzeniem ciała i zabójstwem, by wymusić pienią­dze. Rok później Sąd Rejonowy w Kwidzynie skazuje Latkowskiego w trzech sprawach na karę łączną 1.5 roku w zawieszeniu. W maju 2001 r. Sąd Rejonowy w Elblągu dorzuca mu 1.5 roku za te same delikty (wówczas art. 205: wyłudzenia, oszustwa), za które skazano go w Kwidzynie - wyrok też w zawieszeniu. Do tego dochodzi jeszcze co najmniej 9 eg­zekucji komorni­czych w stosunku do prowadzonych przez niego firm. Dziś zresztą nad głową dzienni­karza wisi niczym miecz Damoklesa sprawa o podwójne zabójstwo w Szczecinie. Pier­wotnie umorzona, znów odżyła po latach. Na razie postępowanie toczy się "w sprawie". W związku z tym prokuratura nikomu nie postawiła jeszcze zarzutów. Jednak przed umorzeniem jednym z głównych podejrze­wanych był właśnie Latkowski.

Pierwsze kroki w mediach

W redakcji dziennika "Życie", w którym kiedyś pracowałem, pojawił się tajemni­czy nieznajomy. Przyszedł do Wojciecha Sumlińskiego. To właśnie on był najpraw­dopodobniej pierwszym dziennikarzem, który miał styczność z Latkowskim. Pojawił się na jego dyżurze redakcyjnym w dziale śledczym dziennika. Mówił, że jest ścigany listem gończym za podwójne zabójstwo, ale zapewniał. iż tego nie zrobił. Sumliński podszedł do niego z dystansem, ponieważ nie był przekonany. czy ma do czynienia z osobą zrównoważoną psychicznie. "Ale gdy na moim stole - wspominał Sumliński we wrześniu ubiegłego roku w Radiu Wnet­ - pojawiło się kilka paszportów z jego twarzą. każdy na inne nazwisko, zrozumiałem, że sprawa jest dość poważna". Razem z redak­torami naczelnymi Tomaszem Wołkiem i Tomaszem Wróblewskim ustalili, że skoro przybysz ma dosyć ścigania, bo ukrywa się od kilku lat i chce opowiedzieć historię swojego życia oraz zgłosić się na policję, to należy podejść do tego "po dziennikarsku".

Poprzez swoje kanały Sumliński skontakto­wał się z biurem przestępczości zorganizo­wanej KGP. Funkcjonariusze potwierdzili, że taka osoba jest ścigana. Latkowski złożył w gazecie obszerną relację, na której podsta­wie powstał w "Życiu" artykuł. Następnie, po uprzedzeniu rzecznika prasowego ów­czesnej prokuratury w Warszawie, Sumliński odprowadził tam swego rozmówcę. "Na mo­ich oczach policjanci zakuli Latkowskiego w kajdanki. On wyszedł jednym wejściem, a ja drugim. Taki był początek tej historii".

Po trzech latach przerwy Latkowski po­wrócił i skontaktował się m.in. z Sumlińskim. Z marszu zaczyna kręcić filmy "Blokersi" i "Rugbyści". Dość szybko wszedł w media. Dostaje swój program autorski "Konfronta­cje" w TVP, uzyskuje jako dziennikarz do­stęp do materiałów śledczych. Poznaje też głównie dziennikarzy śledczych - związał się z Piotrem Pytlakowskim z "Polityki". Wydaje książki, w tym opartą na własnych przeżyciach - "Wozacy". To start jego kariery. O takich jak on mówi się "talent medialny".

Urodził się pół wieku temu w Elblągu. Zaczyna jako na­uczyciel języka polskiego w Straszewie, niewielkiej wsi pod Elblągiem. - Wyróżniał się jak każdy, komu w środowisku, w któ­rym dominuje marazm, o coś chodzi - wspominają koledzy i nauczyciele. Pisał wiersze. Miał swój autorski wieczór na Warszaw­skiej Jesieni poezji. Potem ru­szył w biznes. Na przełomie lat 80. i 90. założył spółkę La­don. Detal i hurt. Prosperowała dobrze. Oficjalnie sprzedawała tandetny polski żel do włosów. Interes się rozkręcał. Otworzył drugą firmę - PPH Kajpol (dwa sklepy w Kwidzynie: drogeria oraz konfekcja damska i mę­ska), a także firmę konsultin­gową Kajpol- El Brokers. Zaczął być aktywny w lokalnej polityce. W swoim dzienniku przesła­nym do redakcji "Życia" zapisał: "Po zatargu z moimi politycznymi znajomymi zaczęły się problemy. Nagle z naszą firmą konsultingowo-rekla­mową zaczęto zrywać współpracę". Twier­dził, że wtedy zaczęły się jego kłopoty fi­nansowe. Znał trójmiejskich biznesmenów. "Czułem się zaszczuty - wspominał po la­tach - zacząłem schodzić w dół. Nie miałem świadomości tego, w co się bawię".

Rzeczywistość

We wspomnianym artykule w "Życiu", op­artym na rozmowie z Latkowskim, można przeczytać, że współpracę w praniu brud­nych pieniędzy zaproponował mu słynny trójrmiejski gangster Nikoś. Miał mu powie­dzieć: "Możesz robić ze mną". Latkowski po­dobno odmówił. Czytając akty oskarżenia i wyroki Sądów Rejonowych w Kwidzynie ze stycznia 2000 i w Elblągu z maja 2001 r., dowiadujemy się, że Latkowski postanowił sam wyjść z kłopotów. Od roku 1990, jak wy­nika z akt sądowych, dopuszcza się serii wy­łudzeń towarów, które następnie upłynnia przez swoją sieć dystrybucji. Zarobionych pieniędzy nie zwraca wierzycielom. Nie były to wielkie kwoty, ale wystarczająco dotkliwe, by do prokuratury zaczęły wpływać zawia­domienia o przestępstwie od oszukanych firm.

Działalność gospodarcza Latkowskiego skończyła się 9 egzekucjami komorniczymi, listem gończym, aż w końcu skazaniem na karę łączną 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności orzeczonym przez Sąd Rejonowy w Kwidzynie oraz 1,5 roku w Elblągu. Oba ostatnie wyroki były w zawieszeniu. Oprócz udowodnionych wyłudzeń Latkowski "nie prowadził stosownej dokumentacji, nie ewi­dencjonował przychodów i wydatków, nie płacił dostawcom za dostarczone towary, czym doprowadził ostatecznie do upadku przedsiębiorstwa" - czytamy w treści wy­roku. Podczas prowadzenia interesów nawiązał kontakt z biznesmenami ze Wschodu.

Tutaj pojawia się nowy wątek działalności Latkowskiego. Po nieuregulowaniu zaległo­ści w stosunku do spółki Lemar z Ciecha­nowa, obecny redaktor naczelny "Wprost" wraz ze swoim wspólnikiem Wojciechem O. zaczyna zastraszać jej właścicielkę - El­żbietę Z. Sprawa była na tyle drastyczna, że Latkowski po raz pierwszy trafił na łamy gazet. W październiku 1993 r. historię opisała "Polityka". Kiedy szefowa Lemaru pojawiła się w Elblągu z żądaniem zwrotu zaległych pieniędzy, obaj "biznesmeni", jak twierdzi, "zarykiwali się ze śmiechu". Na koniec poradzili jej, żeby ze względu na własne bezpieczeństwo nie przyjeżdżała więcej do Elbląga - "no, chyba że niemiłe jej życie i zdrowie". Potem Latkowski zjawił się w Hotelu Turystycznym, w którym przeby­wała Elżbieta Z. wraz z trzema agresywnie zachowującymi się, udającymi policjantów "gorylami". Przerażona kobieta zwróciła się do swojego znajomego z prośbą o pomoc. Ten zawiadomił prokuraturę. Efektem był list gończy i wyrok skazujący obydwu oszustów zastraszaczy, ale wydany dopiero po 8 latach.

Latkowski "rozkręca się". Działa coraz ostrzej. Pomaga mu szwagier Jacek G. Pełną gamę informacji na ten temat zdobywamy, czytając akta prokuratury i sądu zakończo­nej wyrokiem skazującym sprawy z Gorzowa Wielkopolskiego. W pierwszej połowie lat 90. "biznesmen z Elbląga" dysponuje już silną grupą bandziorów z Wilna, której przewodzi. Wśród nich główną postacią jest Litwin Kestutius Norejko. W raporcie polskiej policji czytamy, że był ochronia­rzem premiera Rosji do 1991 r. - Nikołaja Iwanowicza Ryżkowa. "Norejko określa Latkowskiego jako szefa - czytamy w ak­tach - to Latkowski najmuje Litwinów, to on im mówi - jeszcze w Wilnie - co mają robić w Polsce, to on poucza, jak mają się zachować, gdyby mieli problemy z policją".

Oto według zeznań świadków próbka dzia­łalności duetu Latkowski -Norejko. "Na dany znak przez Sylwestra Latkowskiego uderzył pokrzywdzonego pięścią w głowę, a drugą ręką chwycił za kark [...J. Litwini zaatakowali Mirosława T., uderzając go pięściami po że­brach. Po wyjściu na zewnątrz klatki schodowej pokrzywdzony został uderzony przez Kestutiusa Norejkę w nerki tak, że upadł na kolana. Wówczas Mirosław T. poprosił Sylwestra Latkowskiego, aby powstrzymał Litwinów od dalszego bicia".

W całej sprawie, operując dużym skró­tem, chodziło o to, że dwóch handlarzy używanymi samochodami z Gorzowa Wiel­kopolskiego pojechało na szrot do Berlina. Poznanemu tam mężczyźnie zaproponowali sprzedaż jego używanego Volkswagena Golfa w Polsce. Umowy dotrzymali. Nabywcą zo­stał człowiek szczecińskiego półświatka, nie­jaki Waldemar S., ksywa "Gruby Jasio". Gang­ster ten blisko współpracował z Sylwestrem Latkowskim i Gracjanem Szmytkowskim; znanym dobrze szczecińskiej i pomorskiej policji ze spraw kryminalnych.

Postanowili auto sprzedać z zyskiem w Wilnie. Za kie­rownicą usiadł Szmytkowski. Dowiózł volks­wagena tylko do polsko-litewskiej granicy, bowiem tam okazało się, że samochód jest trefny, i policja zatrzymała wóz. "Gruby Ja­sio" poczuł się nabity w butelkę i zażądał od gorzowskich handlarzy zwrotu wypłaconej gotówki. Ci oddali 5 tys. marek "Grubemu Jasiowi" i odeszli w pokoju. Jakiś czas póź­niej zjawił się u nich Latkowski i również zażądał zwrotu pieniędzy za koszty nie­udanej "operacji golf". Wycenił je na 10 tys. marek. Kiedy gorzowianie odmówili, ściąg­nął Litwinów. Po siłowym rozstrzygnięciu sprawy dwaj panowie z Gorzowa ulegli mocy "argumentów" ekipy Latkowskiego i zgodzili się pokryć "stratę". O rzeczywi­stej "sile perswazji" dowiadujemy się z akt.

"W międzyczasie Sławomir S. i Mirosław T. byli straszeni przez oskarżonego [Lat­kowskiego - przyp. red.] i Jacka G. [szwagra Latkowskiego - przyp. red.] w obecności Gracjana Szmytkowskiego, iż w przypadku niezałatwienia pieniędzy będą wywiezieni do lasu.

Litwini zaczęli grozić Mirosła­wowi T. i Sławomirowi S. okaleczeniem. Używali wobec nich siły fizycznej w postaci bicia pięściami po głowie i żebrach, a następ­nie zażądali. aby pokrzywdzeni opróżnili na stół kieszenie i zdjęli z palców sygnety, a z szyi złote łańcuszki. [...] Kestutius Norejko zniszczył także częściowo komplet wypo­czynkowy stojący w dużym pokoju. tnąc go nożem. [...] Pilnujący ich Litwini nie pozwolili pokrzywdzonym zasnąć aż do rana".

Po zabraniu im gotówki. Sygnetów, zło­tych łańcuszków Latkowski nakazał pod przymusem podpisać podetknięte papiery in blanco i 4 weksle. W ten sposób asekuro­wał się przed policją, jakoby to on wymusił na nich zwrot domniemanego długu. Mimo to pechowa dwójka z Gorzowa zgłosiła całą sprawę do prokuratury i w konsekwen­cji wszyscy uczestnicy akcji "dług" zostali skazani prawomocnymi wyrokami sądu. Latkowski dopiero po upływie 6 lat na karę łączną 2 lat i 3 miesięcy pozbawienia wol­ności. "Sąd miał na względzie fakt. że to [...] Latkowski pełnił rolę pierwszoplanową w przestępczej akcji. Litwini działali na bezpośrednie polecenie Latkowskiego" ­czytamy. Wszyscy, oprócz "Grubego Jasia". którego niebawem po "siłowym rozwiązaniu problemu gorzowskiego" znaleziono wraz z narzeczoną zamordowanego. Ponieważ we wstępnej fazie śledztwa pierwszymi podej­rzanymi w sprawie tego mordu na "Grubym Jasiu" zostali Latkowski ze Szmytkowskim grunt w Polsce zaczął im się palić pod no­gami. Latkowski przez Berlin i Sztokholm trafił do Rosji. gdzie się ukrywał do czasu wizyty w redakcji "Życia".

Interesy w Berlinie

Po ucieczce z Polski Szmytkowski wraz z Latkowskim trafili do Berlina. Tam na­wiązali kontakt z niejakim Vernando Hem­plem vel Kuemmele. Człowiek ten jest do­brze znany niemieckiej policji. Jak czytamy w aktach Landeskriminalamtu 131 (odpo­wiednik polskiego CBŚ). Hempel w 1995 r. został skazany w Niemczech za zabójstwo i uszkodzenie ciała ze skutkiem śmiertel­nym. Przebywał 7 lat w zakładzie karnym Brandenburg. Oprócz tego berlińska policja prowadziła w stosunku do niego 6 postępo­wań za oszustwa, kradzież, sprzeniewierze­nie i groźbę.

W momencie przyjazdu duetu Latkowski­ Szmytkowski do Berlina Vernando Hempel wraz z Joachimem Baumanem uruchomili fikcyjną spółkę Novum GmbH. Zatrudnili w niej Szmytkowskiego i Latkowskiego. Efek­tem działalności Novum GmbH był sporzą­dzony w październiku 1997 r. przez szczeciń­ską prokuraturę akt oskarżenia w stosunku do Szmytkowskiego, zakończony wyrokiem Sądu Rejonowego w Szczecinie skazującym go na 2 lata w zawieszeniu. Sprawa dotyczyła funkcjonowania pseudo-firmy w okresie od kwietnia do czerwca 1994 r. "Działając wspólnie i w porozumieniu z innymi oso­bami w warunkach przestępstwa ciągłego, oferował pośrednictwo przy załatwianiu niskoprocentowych kredytów, przyjęli pro­wizję od 15 klientów w wysokości 18 800 DM i 2 650 USD, czyli 30795, 67 PLN, nie mając zamiaru wywiązać się z przyjętych zobo­wiązań" - czytamy w uzasadnieniu.

Policja szczecińska w 1997 r. prowadziła dochodze­nie w sprawie wyłudzeń Novum GmbH rów­nież w stosunku do Latkowskiego, którego w toku postępowania ustalono jako współ­sprawcę. W udzielaniu informacji uczestni­czył także kompetentny mężczyzna, którego rozpoznałem jako Sylwestra Latkowskiego" ­zeznawał jeden ze świadków sprawy Novum: "Prowizję przyjął ode mnie któryś z nich [...J. Po 2-3 minutach przyszedł mężczyzna, o którym Latkowski powiedział, że jest to szef. Podpisał on pokwitowanie". "Latkowski poinformował mnie o prowizji, którą miałem wpłacić" - zeznawał inny świadek w tej spra­wie. Śledczy zabezpieczyli również dowód rzeczowy w postaci dziennika Latkowskiego. Prokuratura w lutym 1997 r. wyłączyła mate­riały Latkowskiego ze sprawy, ponieważ był za granicą, a w październiku tego samego roku postępowanie zawieszono. Ponownie podjęto je w marcu 1999 r., kiedy Latkow­ski przebywał już w Polsce w więzieniu, ale po 12 dniach umorzono. Nie jest znany dokładny powód takiej decyzji prokuratury, skoro za te same czyny jego kompan Szmyt­kowski dostał wcześniej dwa lata.

"Dziś nie miałbym tego zarzutu" - tłuma­czył się "ze sprawy gorzowskiej" w jednym z wywiadów Latkowski. "Niby nastraszyłem ludzi, upominając się o pieniądze. A może to nie były moje pieniądze? A może chodziło o ludzi wcale nie Bogu ducha winnych? A może to wszystko było inaczej?". Niestety, te relatywizujące problem uniki, sugerujące jakąś jedną młodzieńczą wpadkę, nie znajdują potwierdzenia w zeznaniach świadków i aktach sądów. Są przykładem niewiarygod­nej wręcz pewności siebie redaktora naczel­nego "Wprost".

Warto przypomnieć, że tytuł ten miano­wał Człowiekiem Roku 2013 kanclerz Angelę MerkeI. Szefowa rządu Republiki Federalnej Niemiec miała odwiedzić Polskę na początku stycznia. Pismo poświęciło kanclerz okładkę i przygotowywało się do uroczystej gali, suto finansowanej przez spółki z udziałem skarbu państwa. Ale przyjazd Merkel uniemożliwiła kontuzja, której doznała, jeżdżąc na nartach w Alpach. Zdumiewające jest to, że kanclerz Niemiec miałaby odebrać tytuł z rąk czło­wieka, który bardziej znany jest niemieckiej policji niż tamtejszym salonom. Oczywiście jeżeli Merkel pojawiłaby się na gali. .

Andrzej Rafał Potocki, dziennikarz śledczy
 
Dodane przez prakseda dnia lutego 13 2014 09:30:59 · 9 Komentarzy · 28 Czytań · Drukuj
 
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Shoutbox
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

Louisroano
14/10/2017 22:25
Czesc wszystkim mam na imie Kacper 21 lat i jestem z Kolobrzegu. Na serwerze wisze od czasow tak zamieszchlych ze co tu gadac. Jestem milosnikiem cs 1. 6, cs jego, imetina, lola. Zajmuje sie budowanie
LLK
11/02/2011 10:06
Gratuluję strony i oczekuję aktualizacji. Pozdrawiam LLK
Powered by PHP-Fusion copyright © 2003-2006 by Nick Jones.
Released as free software under the terms of the GNU/GPL license.