 |
Nawigacja |
 |
 |
Użytkowników Online |
 |
 |
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
 |
 |
 |
 |
|
 |
Podkarpackie echa ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej |
 |
 |
W 1943 roku na obszarze ówczesnego państwa polskiego znajdującego się pod okupacją niemiecką, tysiące obywateli RP narodowości ukraińskiej przystąpiło do akcji oczyszczania terenów województwa wołyńskiego, a następnie tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego z ludności polskiej, czeskiej, ormiańskiej oraz ukraińskiej, która sprzeciwiała się ludobójstwu na współobywatelach ówczesnej Polski. Wcześniej uczestnicy pacyfikacji głownie polskich wiosek, byli członkowie policji ukraińskiej w służbie niemieckiej brali aktywny udział w eksterminacji setek tysięcy Żydów zamieszkujących II Rzeczpospolitą.
Tak wiec ludobójstwo na ludności polskiej dla wielu zbrodniarzy było tylko kontynuacją czystek etnicznych, w której przywódcy rebelii mieli już doskonałą wprawę. Jak pisze profesor Timothy Snyder zdolność do zabijania nacjonalistów ukraińskich była:
"...efektem niemieckiego przeszkolenia, a determinacja, by ich zabijać, wynikała z pragnienia oczyszczenia terenu z domniemanych wrogów przed ostateczną konfrontacją z Armia Czerwoną. UPA, czyli Ukraińska Powstańcza Armia, gdyż pod taką nazwą występowała partyzantka, zamordowała dziesiątki tysięcy Polaków, prowokując polski odwet na Ukraińcach".
Według badaczy polskich i zagranicznych na samym Wołyniu nacjonaliści ukraińscy zamordowali tylko w 1943 roku, około 70 000 cywilów, głównie Polaków. W tymże roku rozpoczęły się mordy w pozostałych województwach południowo-wschodnich II RP, których kulminacją był początek 1944 roku. Szacuje się, iż w sumie na we wschodnich województwach Polski do 1945 roku nacjonaliści ukraińscy zamordowali powyżej 150 000 obywateli polskich.
Wskutek czystki etnicznej, mającej wszelkie znamiona ludobójstwa od lata 1943 roku setki tysięcy Polaków zaczęło porzucać swoje wielowiekowe siedziby, domy, gospodarstwa, swoją małą ojczyznę i zaczęli uciekać w głąb Polski. Nie mieli pieniędzy, jechali w nieznane, w samym środku wojny. Woleli tułaczkę, głód niż śmierć od siekier i wideł na ojczystej ziemi.
Latem 1943 roku na teren obecnego Podkarpacia zaczęli powracać Polacy, których w 1940 roku wywieziono z obszaru wzdłuż linii rozgraniczającej okupację sowiecką i niemiecką. Liczbę wywiezionych szacuje się na około 90 tys. rodzin, czyli około 400 tys. osób.
Część z tej ludności była wywieziona do województw: wołyńskiego, tarnopolskiego oraz stanisławowskiego, czyli na obszar gdzie nacjonaliści ukraińscy zaczęli dokonywać zbiorowych mordów.Ludzie ci wracali do zrujnowanych gospodarstw, jako uciekinierzy po rozpoczętym na tamtym obszarze ludobójstwie. Razem z byłymi mieszkańcami przedwojennych zachodnich powiatów Małopolski Wschodniej przybywali tysiącami uciekinierzy, mieszkańcy Wołynia, Podola, Pokucia i innych wschodnich ziem II RP.
Szacuje się, iż na terenie obecnego Podkarpacia przybyło wówczas około 20 tysięcy uchodźców. Przyjezdni opowiadali o ogromnym bestialstwie i mordach ze strony zwykłej ludności ukraińskiej, wcześniej miłych i spokojnych sąsiadach. Informacje te spotęgowały wzajemne negatywne nastawienie do siebie ludności polskiej i ukraińskiej. Przykładem są chociażby mieszkańcy Pawłokomy (40 osób), których wysiedlono w lutym 1940 roku, potraktowanych jako osadnicy wojskowi, czy też wysiedleni kilka tygodni później mieszkańcy sąsiedniej Bartkówki (180 rodzin), których przeniesiono do Mydzka Wielkiego w powiecie kostopolskim na Wołyniu. Od 1943 roku zaczęli oni powracać wraz z uciekinierami z Wołynia, a następnie z Małopolski Wschodniej.
Tylko na terenie powiatu brzozowskiego zamieszkało 5773 uciekinierów. Innym przykładem tragedii tej ludności jest los milicjanta Władysław Stodolińskiego, który po powrocie z terenów gdzie trwały mordy nacjonalistów ukraińskich zgłosił się do milicji w Krasiczynie, aby chronić miejscową ludność przed UPA.
Jednym ze sygnałów co czeka Polaków na Podkarpaciu był los Kaszyc, Rokietnicy i Czelatyc, gdzie w dniach 6 do 8 marca 1943 roku grupa składająca się z Niemców i Ukraińców (m.in. komendant Posterunku Policji Ukraińskiej w Radymnie Włodzimierz Janusz i syn grekokatolickiego księdza z Pełnatycz Teodora Jarki)zamordowali w sumie ponad 180 Polaków. Wśród zamordowanych była 51 –letnia lekarka Zofia Zenneg i jej 18 letni syn Krzysztof, którzy mieszkali wcześniej na Wołyniu, skąd uciekli przed Ukraińcami i w Rokietnicy 8 marca 1943 roku zostali przez Ukraińców zamordowani.
W Przemyślu w 1943 roku zorganizowano dla uciekinierów obozy przejściowe, które w świetle zachowanej korespondencji Rady Głównej Opiekuńczej bardziej przypominały obozy koncentracyjne niż ratunkowe. Opowieści o mordach na ludności polskiej na Wołyniu rozchodziły się po okolicznych wioskach wzbudzając powszechną nienawiść do Ukraińców, a zapewne nawet niekiedy żądzę odwetu. Do końca lipca 1943 r. przez ten obóz jak pisze dr Lucyna Kulińska przeszło ponad 10 000 osób, z czego dzieci stanowiły około 30%. Ogółem z samego Wołynia wskutek rzezi uciekło do centralnej i południowej Polski ok. 100 000 Polaków. Uciekinierzy którzy udali się do Małopolski Wschodniej, trafili na teren, gdzie właśnie zaczynały się mordy ludności cywilnej.
Dodatkowo po przybyciu uciekinierzy spotykali się z informacjami kolportowanymi przez nacjonalistów ukraińskich, iż także tu Polacy muszą opuścić te ziemie. Stanowisko OUN i UPA było jednoznaczne. Uważano, że ziemie tzw. Chełmszczyzny, Podlasia, Nadsania (obecne Podkarpacie) i Łemkowszczyzny stanowią etniczne terytorium ukraińskie i winne być włączone do przyszłego państwa ukraińskiego.
Aby ograniczyć skalę likwidowania Polaków przez policję ukraińską, polskie podziemie niepodległościowe dokonywało niekiedy akcji odwetowych. I tak 24 kwietnia 1944 roku w Jaworniku Ruskim oddział AK zaatakował posterunek policji ukraińskiej. Komendantem posterunku był Włodzimierz Szczygielski "Burłaka", późniejszy dowódca krwawej sotni UPA.
W 1944 roku mieszkańcy zachodnich powiatów Małopolski Wschodniej zetknęli się z nowym problemem, a mianowicie powstaniem oddziałów leśnych nacjonalistów ukraińskich. Pierwsze bojówki UPA pojawiły się na terenie Bieszczad i w lubaczowskim już w 1943 roku, zaś pierwsze oddziały UPA zorganizowano na terenie powiatu przemyskiego i lubaczowskiego wiosną 1944 roku.
W ich składzie duży odsetek stanowiły osoby pochodzące z terenu powiatów leżących na wschód od Przemyśla. Na terenie lubaczowskiego jeszcze przed nadejściem frontu doszło do pierwszych masowych mordów UPA. Mianowicie w lutym 1944 roku oddziały nacjonalistów ukraińskich w Krowicy Samej zamordowały 6 osób, 19 kwietnia w Rudce 1944 roku zamordowały 58 osób, w tym siedemnaścioro dzieci, a 25 kwietnia napadły na polską wieś Wólkę Krowicką mordując 9 osób.
W nocy z 24/25 kwietnia 1944 roku ukazały się w Lubaczowie ulotki wzywające Polaków do opuszczenia miasta do dnia 28 kwietnia do północy. Do pierwszych regularnych walk pomiędzy oddziałami ukraińskimi a AK doszło w rejonie Łowczy i Narola 21 maja 1944 roku. Informacje o działaniach banderowców szybko docierały do ludności w sąsiednich powiatach budząc grozę.
W dniu 6 sierpnia 1944 roku nacjonaliści napadli na Baligród zabijając 42 Polaków, a 15 sierpnia 1944 roku w tzw. "cichej egzekucji" bez jednego wystrzału w leśniczówce Branzberg zamordowali co najmniej 74 osoby. Ofiarami byli mieszkańcy okolicznych wiosek m.in. leśniczy, księża i dzieci, którzy ukrywali się przed nacjonalistami. Nigdy nie zostali pochowani, ich ciała wchłonął las. Z relacji świadków wynika, iż umierali w męczarniach.
Profesor Grzegorz Motyka zwraca uwagę, iż biorąc pod uwagę słabość sił ukraińskich, było to prawdziwe igranie z ogniem. Paweł Fornal w swojej książce o konspiracji akowskiej w powiecie brzozowskim cytuje jednego z żołnierzy z oddziałów lwowskich AK "Warty" stacjonujących na Podkarpaciu: "Żołnierze to obywatele polscy zamieszkali na wschodzie, którzy mieli szczęście ujść z życiem w czasie mordów dokonywanych przez Ukraińców na obywatelach Polskich.
Byli wśród nich tacy, którym na [ich] oczach Ukraińcy wymordowali cale rodziny. Byli to ludzie, którzy nie chcieli żyć- szukali śmierci dla siebie. Od takich zdeterminowanych ludzi trudno wymagać rozsądku i litości, zwłaszcza do obywateli narodowości Rusińskiej".
Po zakończeniu II wojny światowej mordy ludności polskiej nie uległy zahamowaniu. Nacjonaliści ukraińscy doprowadzili do sytuacji, w której w sprawie palenia i rabowania wsi polskich w pow. przemyskim, jarosławskim i sanockim przez Ukraińców z interwencją do Ministra Obrony Narodowej w dniu 25 czerwca 1946 r. wystąpił biskup przemyski obrządku łacińskiego Franciszek Barda. We wspomnianym liście ks. biskup zwrócił uwagę na
"...wypadki, które rozgrywają się w ziemi przemyskiej, jarosławskiej i sanockiej. Od szeregu miesięcy palą się wsie, ludność traci mienie- dach nad głową a tu i ówdzie życie.
Dotychczasowe próby obronne nie zlokalizowały napaści ukraińskich, bo bandy systematycznie idą naprzód i szerzą dzieło zniszczenia konsekwentnie. Wzmaga się nędza tysięcy Polaków, którzy słusznie spodziewają się w swym kraju bezpieczeństwa życia i mienia. Jako pasterz diecezji przemyskiej (...) czuję się dotknięty wspomnianą pożogą i nie mogę patrzeć obojętnie na te straszne w skutkach wydarzenia tak boleśnie dotykające moich wiernych i dlatego zwracam się do P. Marszałka z prośbą aby zechciał zaradzić łaskawie opłakanym skutkom."
W odpowiedzi na powyższy list w dniu 2 lipca 1946 r. odpowiedział szef gabinetu Naczelnego Dowódcy - Ministra Obrony Narodowej płk. Łętowski. Zapewnił on ks. biskupa, iż "...przedstawiona sytuacja stanowi w obecnej chwili przedmiot szczególnego zainteresowania ze strony Naczelnego Dowództwa. W związku z tym należy spodziewać się w najbliższym czasie zdecydowanej poprawy".
Kres terrorowi na terenie obecnego Podkarpacia położyła dopiero operacja "Wisła" poprzez którą ówczesny rząd pozbawił naturalnego zaplecza oddziałów ukraińskich nacjonalistów.
Konsekwencją działań OUN - UPA na Wołyniu, Kresach Południowo - Wschodnich, a później na terenach dzisiejszego Podkarpacia było przymusowe opuszczenie tych ziem przez Rusinów, Łemków, Bojków. Przez wieki ludność ta żyła w zgodzie z sąsiadami Polakami, wspólnie pracowali, świętowali, żenili się. Najpierw austriacki zaborca, później hitlerowskie Niemcy zrobili wszystko aby poróżnić mieszkających tu wspólnie sąsiadów. Szczególnie Niemcy, wspierając ukraiński nacjonalizm, zaszczepili w Ukraińcach wiarę w budowę Wielkiej Samoistnej Ukrainy. Spowodowało to, że dawni spokojni sąsiedzi zostali włączeni w grę której nie rozumieli. Z dnia na dzień polscy sąsiedzi stali się wrogami powstającego państwa ukraińskiego, których podobnie jak na Wołyniu należy usunąć, a najlepiej unicestwić na zawsze.
Zapłonęły podkarpackie wsie, przysiółki, nastał banderowski terror... Na terenie dzisiejszego Podkarpacia musiało się to spotkać z odporem ze strony Polaków. Pozostały opuszczone wsie, niezebrane z pól zboża, palone czasem przez wycofujące się odziały UPA, czy polskie wojsko. Opuszczone cerkwie, pozostawione mogiły bliskich przypominają o dawnych sąsiadach, którzy pamiętając i pielęgnując swój ból wypędzenia ich przez polskie komunistyczne wówczas władze zapominają kto tak naprawdę zgotował im ten los.
dr Andrzej Zapałowski
tekst ukazał się w 5 wydaniu dwumiesięcznika Horyzont Podkarpacki |
 |
| |
Dodane przez prakseda
dnia marca 13 2014 16:50:32 ·
9 Komentarzy ·
46 Czytań ·
|
|
 |
 |
 |
 |
Komentarze |
 |
 |
Dodaj komentarz |
 |
 |
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
 |
 |
 |
 |
 |
Oceny |
 |
|
 |
Logowanie |
 |
 |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
 |
 |
 |
 |
 |
Shoutbox |
 |
 |
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
 |
 |
 |
 |
|