![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Nawigacja |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Użytkowników Online |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 970
Najnowszy Użytkownik: lublin
|
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
|
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Planista, Gracz, Hazardzista. I my. |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Był to ośrodek władzy, który w swoim składzie przerastał o głowę ośrodek rządowy, w którym doboru dokonywano z punktu potrzeb słupa, atrapy i fasady. Jeśli przywołalibyśmy jedynie nazwiska Władysława Stasiaka, Aleksandra Szczygły, Mariusza Handzlika, czy Pawła Wypycha, to widać przepaść. Każdą analizę sposobu działania należy zacząć od dokładnego przestudiowania życiorysów osób, które tworzą politykę danego ośrodka władzy. Nie czas i miejsce na przytaczanie elementów biograficznych - każdy z Państwa może to z łatwością sprawdzić na własną rękę. Ja w każdym razie po przeanalizowaniu wykształcenia, w tym studiów podyplomowych, zagranicznych, odbytych stażów, przebiegu pracy w kontekście udziału w zarządzaniu organami kontroli i bezpieczeństwa państwa nie mam wątpliwości, że wszelkie wizyty prezydenta Kaczyńskiego były przeprowadzone z największą pieczołowitością i z zachowaniem wszelkich reguł bezpieczeństwa. Kancelaria prezydenta Kaczyńskiego zorganizowała 116 wizyt zagranicznych w 36 krajach. Każda z nich miała swoją wagę i przy okazji każdej z nich realizowano koncepcję polityki ośrodka prezydenckiego. Wizyta katyńska miała znaczenie szczególne - historyczne i polityczne. O znaczeniu historycznym nie ma potrzeby wspominać - okrągła 70 rocznica ludobójstwa dokonanego na polskich elitach właśnie dlatego, że były polskimi elitami. Znaczenie polityczne tej wizyty było również szczególne. Było zaprezentowaniem ciągłości państwa poprzez obecność generalicji, posłów i senatorów wszystkich ugrupowań, oraz konstytucyjnych ministrów rządu. Była to reprezentacja państwa polskiego podkreślona obecnością "Matki Solidarności" i ostatniego prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Wizyta Smoleńska odbywała się w czasie kampanii wyborczej. Jest taki zwyczaj w republikach - to przypominam nie Państwu, ale osobom o mentalności sowieckiej, które nie rozumieją procesu i aktu wyborczego - że w czasie ubiegania się o elekcję (re-elekcję) kandydat dokonuje prezentacji (ponownej prezentacji), w celu przypomnienia (podkreślenia) kluczowych wartości, które będzie realizował sprawując urząd. Udział urzędującego prezydenta i kandydata w wyborach prezydenckich w obchodach 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej był oczywisty, i wręcz konieczny. Zastanawiająca (dla mnie szokująca wtedy) była decyzja o nieuczestniczeniu w obchodach rocznicy Zbrodni Katyńskiej NA RZECZ jakichś innych obchodów 7 kwietnia 2010 (nie znam pełnego i szczegółowego katalogu rosyjskich świąt państwowych), których jedynym politycznym efektem było przyczynienie się do późniejszego powstania monumentalnego kompleksu zmieniającego charakter miejsca z miejsca lokalizacji polskiej nekropoli na miejsce upamiętniające szeroko rozumiane represje w ogólnym charakterze wymierzone przeciw niezidentyfikowanym ofiarom, wbrew stanowisku polskiego rządu (sic!) i polskiej racji stanu.
Ale wróćmy do samej wizyty. Stawiam tezę, że biorąc pod uwagę wszystko to, co dziś wiemy o okolicznościach ranka 10 kwietnia 2010 roku, oraz o doświadczeniu osób planujących wizytę po stronie ośrodka prezydenckiego, i biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że w jednym miejscu znalazło się sześciu wysokich dowódców NATO - profesjonalistów, oraz oficerowie BOR-u, że WIZYTA 10 KWIETNIA LABO SIĘ NIE ODBYŁA ALBO ISTNIAŁ I PLAN OFIARY.
Nie widzę możliwości, żeby tego rodzaju sztab ludzi nawykłych do podejmowania decyzji i wyszkolonych w wysokim stopniu w przeprowadzeniu oceny ryzyka, a ponadto odpowiedzialnych za bezpieczne dostarczenie na miejsce obchodów gości, w tym osób sobie najbliższych, cieszących się olbrzymim szacunkiem, podjął decyzję o rozpoczęciu operacji (w końcu banalnej logistycznie) transportu na miejsce obchodów. To jest zdarzenie niemożliwe, i dlatego zaznający przed Zespołem Parlamentarnym ekspert - były oficer BOR-u powiedział wprost, że według jego wiedzy na pokładzie TU-154 NIE BYŁO OFICERA BOR-u. Bo nie mogło. Zeznający ekspert - major Tereli - nie tylko znał procedury ochrony VIP-ów, znał również tego konkretnego oficera i wiedział, że nie mógł dopuścić do sytuacji, do której doszło. Co więcej miał obowiązek kategorycznie zakazać lądowania ze względu na wielokrotne złamanie procedur i nieobecność jakiejkolwiek ochrony na lotnisku Smoleńskim.
Dodajmy do tego, że według "śledczych" statek powietrzny Tu-154 nie miał formalnego prawa wlotu w obszar powietrzny Federacji Rosyjskiej.
Jaki mógłby być I Plan Ofiary?
Jedyna hipoteza (słaba) jaka mi się nasuwa to taka, że rankiem (bądź późnym wieczorem) 9 kwietnia doszło do bezpośrednich kontaktów ze stroną rosyjską, w której uzgodniono szczegóły wizyty. Przypomnijmy, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych utajniło przed Kancelarią Prezydenta informację, że lotnisko w Smoleńsku nie może przyjąć polskiej delegacji. Jeśli nie mogło, to nie mogło. Jakie kanały kontaktów mogły by być ewentualnie wykorzystywane? Nie wiem, ale stając wobec absolutnie nierozwiązywalnego psychologicznego problemu staram się podsuwać jakiekolwiek hipotezy.
VI Obalenie hipotezy wypadku
Hipoteza wypadku wydaje się być obalona pracami Zespołu Parlamentarnego, ja jednak uważam, że warto w tym właśnie miejscu, tuż przed podsumowaniem zająć się tą hipotezą z punktu widzenia racjonalności postępowania osób i organów, z punktu widzenia interesu i analizy zysków i strat.
Załóżmy: 10 kwietnia na lotnisku nastąpiła katastrofa Smoleńska w dokładnie taki lub bardzo zbliżony sposób, jak to opisują herosi połączonych sił MAK/komisja Millera.
Jak to wygląda z punktu widzenia GRACZA?
Jak to wygląda z punktu widzenia HAZARDZISTY?
Jak to wygląda z punktu widzenia PLANISTY?
Po stronie powstałych i już istniejących korzyści
Z punktu widzenia Gracza ślepy los, ręka tego boga, w którego wierzy, noszony na palcu pierścień Atlantów lub inny amulet lubiany w tych kręgach rozwiązał za jednym zamachem wszystkie jego problemy; zlikwidował wszystkie zagrożenia i oddał mu Państwo praktycznie do łap.
Z punktu widzenia Hazardzisty zrządzeniem losu, ślepym trafem został praktycznym jedynowładcą na polskiej scenie politycznej.
Z punktu widzenia Planisty materia znów pokonała ducha i ma rozwiązany jeden problem geopolityczny.
Narracja: "do katastrofy doprowadził swoją szaloną polityką obóz prezydencki dowodząc swojego totalnego nieprofesjonalizmu; polska generalicja (NATO-wska) wykazała się brakiem jakichkolwiek umiejętności dowódczych i praktycznych, a ponadto dopuściła się zachowań (naciski), które kompromitują ją jako grupę osób odpowiedzialnych za obronność państwa" jest korzystna dla wszystkich - jej utrwalenie jest priorytetem.
Skoro jest zgodna ze stanem faktycznym nie pozostaje nic innego jak poprzeć ją nie podlegającymi dyskusji dowodami, najlepiej przy współdziałaniu z ekspertami z państw trzecich. Proste, transparentne śledztwo w sprawie wypadku, szybkie odczytanie stenogramów (możliwe w ciągu 14 dni), poddanie wraku badaniom specjalistów z Polski, zamyka temat w ciągu kilku miesięcy.
Zachowanie Donalda Tuska i jego otoczenia politycznego jest kompletnie niezrozumiałe. Nie ma sensu. Wielokrotne odmawianie pomocy NATO i USA (po co? Co ich powstrzymuje? Zagrożenie wojną ze strony Rosji to piramidalna bzdura, bo wiązałaby się z wypowiedzeniem wojny NATO).
Nie widzę żadnego innego wytłumaczenia jak takie, że prawda demoluje nie tylko bezpośrednie otoczenie Tuska (zresztą w najmniejszym stopniu), ale również jego zaplecze (bezpieczniackie i biznesowe, a więc Gracza).
VII PODSUMOWANIE
Uważam, że powyższe analizy, ich dalsze zgłębianie, wychwytywanie sprzeczności ma sens, bo bez tego typu analiz nie odbywa się żadne śledztwo. Prawnicy zapewne nie produkują klasycznych analiz SWOT, ale ich tok myślenia jest zawsze podobny. Ustalenie "interesów" jest kluczowe dla zrozumienia i tego, co stało się 10 kwietnia, i tego, co stało się potem i trwa do dzisiaj. Często mówi się: "Polska po Smoleńsku" i tak rzeczywiście jest. Politycznie, Polska po 10 kwietnia to zupełnie inna Polska.
Dla moich rozważań "po-smoleńskich" nie ma znaczenia, czy przyjmiemy taką czy inną hipotezę badawczą opisującą przebieg tragicznych wydarzeń 10 kwietnia 2010 roku. Owszem, kiedyś i to będziemy musieli rozwikłać, choć mam przeczucie, że badając trajektorie na podstawie posiadanych danych badamy trajektorie zdarzenia niemożliwego. Samych zresztą trajektorii narysowano już co najmniej kilka. Czasami, ku memu - przyznaję - zdumieniu analitycy porzucają jakiś zupełnie niepasujący do odtwarzanych trajektorii element, jak to stało się ze słynnym dowodem "przecięcia linii energetycznej", która w założeniu dyrygenta miała wskazywać na "bezsporny", bo liczony według wskazań zegara atomowego pobliskiej elektrowni "czas katastrofy". Spróbujcie w trajektoriach ująć to zdarzenie. Czasami ludziska pytają (bo wydaje im się to zabawne - taki to bowiem typ "ludzisk"): co przecięło słynną smoleńską brzozę? Odpowiedź jest przecież prosta: to samo co zerwało linię energetyczną na sekundy przed ścięciem brzozy.
Ale ja się nie zajmuję technikaliami (od tego są eksperci), ale analizą interesów i skutkami (politycznymi, propagandowymi, ekonomicznymi), a z tego punktu widzenia wszelkie analizy doprowadzą zawsze do pogorszenia się sytuacji międzynarodowej Polski, a nie polepszenia. Tak to zostało skonstruowane.
Jeśli spojrzymy wstecz, na przebieg narracji propagandowej po 10 kwietnia to wszystko na istnienie II Planu Planisty wskazuje. To polska strona wycofuje notę o eksterytorialności wraku, to polska strona wbrew prawu nie przeprowadza sekcji po sprowadzeniu ciał ofiar do kraju, to Polska strona podejmuje fałszerstwa i niszczenia dokumentacji w instytucjach państwowych (BOR, ale pamiętamy fałszywy meldunek SKW, a ja osobiście sądzę, że wszystkie dokumenty związane z lotem 10 kwietnia powstały po 10 kwietnia) fabrykuje dowody (dowód śp Tomasza Merty), nie naciska w sprawie "czarnych skrzynek", "wraku", "kamizelek BOR-owców", "broni BOR-owców".
Co do tej ostatniej to otrzymaliśmy przecież i od polskiej i od rosyjskiej strony czytelne oświadczenie, że ich "nie ma". A czy kiedykolwiek "były"? To wreszcie polska strona tworzy brzozy i produkuje niemożliwe trajektorie lotu na podstawie jedynego (ostatniej deski ratunku) dostępnego zapisu "lotu", a więc zdjęć funkcjonariusza FSB Amielina. Jeśli spróbujemy "cofać się myślami w czasie" i otrzymać pierwszą osobę, od której zaczyna się jakiś element smoleńskiej układanki, to zawsze zatrzymamy się na którymś z funkcjonariuszy państwa polskiego, poza nimi są "anonimy".
Kto pierwszy wiedział, że lista ofiar pokrywa się z listą z "planu lotu" (moim zdaniem dokument sfabrykowany po 10 kwietnia 2010)? Ambasador Bahr. Od kogo dowiedział się o tym fakcie ambasador Bahr? Od nikogo.
Kto pierwszy (imiennie) "odkrył" katastrofę? Montażysta Sławomir Wisniewski. Kto odkrył ją wcześniej? "Strażacy".
Kto (z imienia i nazwiska) zajmował się katalogowaniem szczątków i złożeniam ich w trumnach (i kto nadzorował tę czynność, a więc będzie odpowiedzialny za "pomyłki")? Nie, nie Rosjanie. Polski zespół logistyczny pod dowództwem p.pułkownika (bodajże) Różyckiego (stenogram za:Link)
Kto wyprodukował "dowód w sprawie": dowód osobisty Tomasza Merty? Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Kto wykrył fałszerstwo? Rosyjscy śledczy.
Itd...
Moja teoria - teoria "Kasyna" - mówi o tym, że w rzeczywisty zamach zaangażowane było bardzo niewiele osób (fachowi egzekutorzy przy współudziale łączników), niewiele większy krąg został zaangażowany w akcję eliminacji szefostwa PiS-u (w większości ludzie służb, bardzo niewielu polityków), a największy krąg ludzi wziął udział w przygotowaniu próby ośmieszenia wizyty w Smoleńsku (politycy, ludzie mediów).
Taki podział, ze względu na zamiar, nasuwa nam się gdy analizujemy rekonstrukcję zdarzeń sprzed tragedii, natomiast jeśli spojrzymy "wstecz", z punktu widzenia skutku, to odpowiedzialność spadła na wszystkich równo, bo jeśli ktoś, na przykład, w Biurze Ochrony Rządu celowo nie dopełnił obowiązków, by Rosjanie mogli ośmieszyć polskiego prezydenta, to teraz i tak odpowiadałby za Jego (i całej delegacji) śmierć. Taką pułapkę zastawia na każdego, kto włączył się - jak sądził - w Smoleńską drakę prawo, które zna konstrukcję "winy umyślnej z zamiarem ewentualnym", który to zamiar może przyjąć postać dwojaką: godzenia się na wystąpienie przestępczego skutku, ale również "nie przewidywania skutku, chociaż powinno się i mogło się go przewidzieć". Jeśli rzucam cegłą w głowę człowieka chcąc mu nabić guza, a go zabijam, to odpowiadam za zabójstwo, bo przyjmuje się, że godziłem się na taki skutek ewentualny (musiałem i powinienem przewidzieć, że uderzenie cegłą w głowę może powodować śmierć).
W momencie dokonania ostatniego kroku w realizacji planu, czy to ośmieszenia wizyty polskiej delegacji z prezydentem na czele, czy to zbrodni popełnionej na wybranych politykach z obozu opozycji, obydwie grupy zamachowców (na prestiż bądź na życie) znalazły się w rekach Planisty - i musiały działać pod presją czasu przerażone tłumami na ulicach, i pojawiającymi się pierwszymi wątpliwościami.
Jednak to nie tylko kilku ludzi obecnych lub byłych służb, nie tylko ludzie partii rządzącej lub znajdujący się w jej bezpośrednim, bezpieczniacko-biznesowym zapleczu znaleźli się w potrzasku. Wiemy, że media mainstreamu realizują strategie propagandowe wychodzące z jednego ośrodka decyzyjnego. Było to szczególnie wyraźne podczas egzekwowania skrupulatnego planu ośmieszania prezydenta Kaczyńskiego, czego kulminacją miała być tragedia Smoleńska, a według wiedzy ludzi mediów pochodzącej sprzed tragedii, Smoleński cyrk. Zakładam, że media głównego nurtu miały zrealizować znany sobie scenariusz totalnej klapy uroczystości katyńskich, które na skutek złej organizacji wizyty przez prezydencką kancelarię miały ośmieszyć nas w oczach całego świata. Ujawnienie udziału redakcji mainstreamowych mediów w takiej akcji oznaczałoby ich ostateczny koniec. Również i one - zaskoczone w dniu 10 kwietnia "zmianą planów" i rozmiarem tragedii - znalazły się w potrzasku i wobec oczywistego (nawet potencjalnego) szantażu nie znajdują dzisiaj żadnych możliwości manewru, choćby na pozycje neutralne. Muszą zostać albo obrońcami idiotycznych tez Anodiny (tu trzeba podkreślić, że jakkolwiek same tezy są idiotyczne, to mme Anodina idiotką nie jest, i dokładnie zdawała sobie sprawę jakiego typu pracę z zakresu nie badania wypadków, ale propagandy wojennej przyszło jej wykonać, i że wykonała ją brawurowo) albo dopuścić hipotezę zamachu dokonanego polskimi rękami, a tym samym wskazać własnych, rzeczywistych pracodawców jako organizatorów zamachu. Tylko w ten sposób potrafię sobie wytłumaczyć stan histerii prezentowanej przez "gwiazdy" polskiego dziennikarstwa - za nimi jest ściana.
Z tej perspektywy zorganizowanie "akcji Amielin" i wrzucenie i rozpropagowanie jej na "polskim rynku" w charakterze materiału eksperckiego było również majstersztykiem, bo dawało tak zwanej komisji Millera dwa wyjścia, i każde złe. Sytuacja po rozpoczęciu prac komisji Millera była następująca: ludzie rządu Tuska mieli do wyboru: oprzeć się na raporcie Anodiny, a więc podżyrować głupstwo i oczywiste kłamstwo, lub oprzeć się na materiale "niezależnego" eksperta-amatora powypadkowej dokumentacji fotograficznej, i podpisać tylko głupstwo, a to wszystko w perspektywie wiedzy, że w USA zdeponowano dowody przygotowywanego przez nich oszustwa (wiedzy, bo Rosjanie zabrali do Redmond przedstawiciela strony polskiej, a dane FMS i TAWS zostały w raporcie Anodiny odkryte, choć nie miały [celowo] związku z ostatecznymi ustaleniami).
Tym należy tłumaczyć wyprodukowanie kuriozalnego dokumentu, znanego potocznie jako "polskie uwagi do raportu MAK-u", a który jest niczym innym jak alibi na użytek wewnętrzny, dokumentem, który miał wskazywać na opieszałość i niechęć do współpracy strony rosyjskiej, jako na jeden z powodów, dla których raport przybrał ostatecznie taką, a nie inną formę.
Genialność ruchu planisty polega tutaj na wymuszeniu (w dalszej perspektywie) na skądinąd całkowicie gamoniowatych i leniwych ludziach, którzy jedyne czego chcieli, to się nakraść, zdemontowania atrapy demokracji, faktyczną "sowietyzację" Polski, i związane z tym zerwanie ze światem Zachodu.
Mam wrażenie, że wobec świadomości zagrożeń - a ludzie obecnej ekipy rządzącej doskonale wiedzą, że po powrocie do Układu Warszawskiego nie mogą liczyć na splendory (wykorzystanych głupców się pozbywa) - podjęli nieformalne próby podjęcia kontaktu z Zachodem w celu wynegocjowania jakiegoś wyjścia z sytuacji. Tym samym uczynili z Polski całkowicie bezwolne narzędzie w polityce międzynarodowej. Poprzez podjęcie prób negocjacji stali się zakładnikiem już nie jednej, ale co najmniej kilku grup międzynarodowych graczy, którzy to bezlitośnie wykorzystują.
Efektem "Smoleńska" będzie prawdopodobnie włączenie się polskiego lotnictwa do ewentualnych działań zbrojnych na Bliskim Wschodzie; przypomnijmy, że w ćwiczeniach nad pustynią Negev w Izraelu wzięły udział - obok Polski - eskadry lotnicze z krajów bankrutów: Grecji i Włoch. Co za wsparcie USA i Izraela na Bliskim Wschodzie mogą otrzymać Włosi lub Grecy możemy śmiało zakładać; za co swoją neutralność wymienia Polska? To być może nie Polska wymienia na coś swoją neutralność, ale wąska grupa politycznego establishmentu kupuje bezkarność.
Dla Polski ten "deal" jest w oczywisty sposób niekorzystny, podobnie zresztą jak wsparcie NATO w wojnie w Afganistanie i koalicji pod wodzą USA w Iraku, jeśli uświadomimy sobie, że wysiłek finansowy i militarny przyniósł efekt w postaci Smoleńska.
W tym miejscu należy dokonać jeszcze jednej analizy, tak by całościowa analiza "smoleńskiego planu" była pełna. Otóż, jeśli kremlowski planista do czegoś nie mógł za żadną cenę dopuścić, to do sytuacji, w której strona polska (polski rząd), w jakimkolwiek momencie, ma szanse przejąć inicjatywę w grze w związku z posiadaniem dowodów rosyjskiego sprawstwa. Jakkolwiek nie ocenialibyśmy ekipy Tuska, to nie są ludzie ideowi; nie są więc również ani ideowymi marksistami, ani rusofilami. Jeśli mieliby szansę szantażować Rosję wykorzystując do tego NATO - zrobiliby to.
Rząd Tuska nie wystąpił do NATO o pomoc, bo nie istniały podstawy, by o taką pomoc wystąpić, a każda "międzynarodowa komisja", gdyby powstała, odnalazłaby zamachowców w kraju nad Wisłą, a nie nad Moskwą lub Newą. Nie słyszałem nigdzie jakichś zgłaszanych publicznie rosyjskich obiekcji dotyczących powołania jakichś międzynarodowych komisji. Wrak Tu-154 zapewne ostatecznie się w Polsce znajdzie, ale to polska strona będzie go chciała przed przywiezieniem zniszczyć w sposób uniemożliwiający jednoznaczne ustalenie charakteru i sposobu jego rozpadu.
Symptomatyczne, że polską opinię publiczną "przyzwyczaja się" do tego, że wrak musi być pocięty. Po co tnie się wrak? Aby ukryć cięcie. Gdyby miano ukryć wysadzenie, to by go wysadzono (choćby fingując pożar baraczku, w którym stoi lub aranżując katastrofę komunikacyjną w czasie transportu).
Jeśli na chwilę pozbylibyśmy się wspomnień związanych z 10 kwietnia 2010 roku, a właściwie z tą ich częścią, która dotyczy znanych nam powodów śmierci wielu osób ze społecznego świecznika, a skupili się wyłącznie na tym, co stało się w Polsce po roku 2007 (i co nadal ma miejsce) to można pokusić się o tezę, że w Polsce (od roku 2007 do dzisiaj) trwa proces fizycznej eliminacji wszystkich tych ośrodków władzy lub autorytetu, które mogłyby w przyszłości skutecznie przeciwstawić się nowemu rodzajowi reżimu. Mirosławiec - śmierć elity elit - a więc trzonu kadry dowódczej wojsk lotniczych. Smoleńsk - śmierć elity politycznej i trzonu kadry wojska jako całości, oraz dalszy ciąg śmierci nie tylko około-smoleńskich, wpisują się w scenariusz fizycznej eliminacji jakiejkolwiek opozycji (w sensie politycznym i wojskowym).
Andrzej Lepper - gotowa już ikona ludowego trybuna - mógłby zostać wyniesiony falą społecznego niezadowolenia doby kryzysu (a jego szczyt przypadnie na lata 2012-2013); Sławomir Petelicki - przywódca pro-amerykańskiej wolty służb specjalnych, człowiek kojarzony z tą częścią układu biznesowo-politycznego, który swoją przyszłość widział w kraju będącym owszem - koniem trojańskim w Europie - ale USA, a nie Rosji. Dodatkowo był postacią kultową dla części elit wojskowych (tych związanych z wojskami specjalnymi) i mógł - w sytuacjach zagrożenia bytu państwa - stać się postacią wokół której skutecznie organizuje się opór wsparty przez administrację amerykańską. Jeśli na "rozkład" głośnych przypadków śmierci spojrzymy z tej perspektywy czasowej 2007-2012 to jakkolwiek jest jasne, że służyły one interesom Kremla (i Berlina), to ich logistyka musiała znajdować się w rękach polskich.
Natomiast te wszystkie hipotezy oparte o dedukcję i ocenę ludzkich zachowań nie wyjaśniają, co w związku z tym stało się 10 kwietnia 2010 roku. Niestety, nie czuję się kompetentny, by odpowiedzieć na tak postawione pytanie, ale uważam, że aby się tego dowiedzieć należy zacząć szukać nie w Smoleńsku, ale w Polsce.
10 kwietnia 2010 roku wieczorem pogrążona w niedowierzaniu, przerażeniu i bólu Polska oglądała w mediach relacje z bezprecedensowej w skali świata tragedii. Niewyobrażalnej do tego stopnia, że wszyscy chyba mieliśmy poczucie nierealności.
Nie wszyscy jednak tego wieczoru łączyli się w bólu. W jednej z warszawskich restauracji trwała do późnych godzin nocnych huczna, suto zakrapiana impreza; są jej świadkowie. Poważne śledztwo zacząłbym od sporządzenia listy jej uczestników. Powołany w przyszłości specjalny, wydzielony z prokuratury i podległy bezpośrednio premierowi RP zespół śledczy, skupiający najwybitniejszych ekspertów z kraju i zagranicy, będzie również musiał sporządzić długie listy wszystkich możliwych świadków: od pracowników Okęcia, nie tylko tych obecnych rankiem 10 kwietnia 2010 w miejscu pracy, ale również ich pracujących na innych zmianach kolegów, rodzin, a nawet bliskich znajomych, po pracowników, rodziny i znajomych pilotów, funkcjonariuszy BOR-u, wywiadu, kontrwywiadu, oficerów łącznikowych NATO, obsługujących stacje radarowe, nasłuchowe, bez taryfy ulgowej. Na listach świadków powinni znaleźć się wszyscy obecni 10 kwietnia 2010 roku na cmentarzu w Katyniu, oraz wszyscy urzędnicy państwowi, posłowie i senatorowie, jak również prokuratorzy prowadzący i nadzorujący smoleńskie śledztwo. Eksperci staną przed obowiązkiem spenetrowania środowisk obecnych i byłych żołnierzy służb specjalnych, ale również środowisk dziennikarskich, zwłaszcza tych związanych z obsługą obydwu wizyt, przygotowujących i realizujących programy informacyjne w dniach 7-10 kwietnia 2010 roku, oraz po tej dacie, jeśli dotyczyły Smoleńska, a szczególnie, gdy służyły propagowaniu szczególnie kłamliwych tez i manipulacji.
Za całkowicie niezbędne uważam drobiazgowe przeanalizowanie połączeń telefonicznych WSZYSTKICH, umieszczonych na listach świadków, odtworzenie mapy miejsc i chronologii pobytu świadków, oraz wszystkich podejmowanych przez nich działań i posiadanych informacji.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że działanie wydzielonej grupy śledczej musi znaleźć ustawowe umocowanie prawne, a do kodeksu karnego muszą zostać wprowadzone nowele właśnie na okoliczność tego, jednego śledztwa (zaostrzające drakońsko odpowiedzialność karną i nakierowane na rozbicie solidarności osób albo bezpośrednio związanych albo ukrywających jakąś, ważną wiedzę, w tym zawieszające prawo dziennikarzy do nieujawniania źródła w tej sprawie).
Zwrócenie się z prośbą o pomoc do NATO lub administracji USA jest absolutnie wskazane; ze zwracaniem się o pomoc do innych organizacji międzynarodowych lub rządów poczekałbym do czasu, aż to będzie z jakichś powodów niezbędne - odbudowanie prestiżu kraju i odzyskanie suwerenności wymaga byśmy albo poradzili sobie z tym problemem sami, albo wyłącznie w kontaktach bilateralnych z USA.
* * *
10 kwietnia 2010 roku Sławomir Wiśniewski, zwabiony jakimś bliżej niesprecyzowanym uderzeniem czegoś o coś, wybiegł z hotelu, w którym mieszkał, i z towarzyszeniem podręcznej kamery odkrył "katastrofę w Smoleńsku". "To nasz!" zawołał Wiśniewski i pokazały to telewizje na całym świecie, ale jako pierwsza rosyjska. Zauważmy, że wszelkie relacje zaczynają się w tym dniu od Polaków, poza nimi jest "strażak", "policjant", "ochroniarz", "funkcjonariusz rosyjskich służb".
Tutaj nie mogę się jeszcze nie odnieść, na moment, do bardzo pouczającej dyskusji, która odbyła się kiedyś u mnie na blogu, a dotyczącej tego, czy można, czy też nie dokonać analizy termicznej materiału filmowego wykonanego przez naszego Najważniejszego Świadka S. Wiśniewskiego. Dyskusja była pouczająca, bo w jej efekcie dowiedziałem się - tak mnie ostatecznie pouczyli fachowcy - że co prawda możliwości techniczne zarejestrowania podczerwieni są, ale nikt nie pracuje w takiej rozdzielczości, bo plik jest za duży, i po co to robić?
Jak się przyłoży wielki kwantyfikator to może i tak, ale śmiem zauważyć, że tu chodzi logiczne o kwantyfikator mały, a więc o odpowiedź na pytanie: czy w tym konkretnym przypadku S. Wiśniewski wykorzystał zapewne sobie znane, ale rzadko używane (bo po co) możliwości swojej kamery? No przyznacie Państwo, że pytanie ma sens?
Najlepiej niech on odpowie (za stenogramem wykonanym przez FYM-a): tu chciałem takie sprostowanie: otóż mianowicie nie został zmontowany, tylko wcześniej nagrywałem w innym sys... tego, w longplayu, przełączyłem na inny standard, żeby mieć lepszą jakość materiału.
A kluczowe pytanie jest takie: po co chciał mieć (Wiśniewski) jakość o tak szczególnych parametrach?
Chciałbym zauważyć, że jeśli służby Rosyjskie tak naprawdę chciałyby, żeby film Wiśniewskiego nigdy nie istniał... to by nie istniał. A gdyby chciały, żeby Wiśniewski nie istniał, to również przestałby. Fakt istnienia i Wiśniewskiego i filmu, oraz fakt wykonania i dostarczenia do kraju rodzinnego filmu o najwyższej możliwej jakości musiał być więc chyba służbom rosyjskim jakoś na rękę, a w każdym razie nie mógł im zaszkodzić. Przyjmijmy, że jeśli Wiśniewski istnieje, został gwiazdą, a jego film hitem, to nie bez przyzwolenia dyrekcji. A kluczowe pytanie będzie takie: co dyrekcja chce osiągnąć dając nam film do oglądania? Ale to było tylko takie krótkie en passant w sprawach, na których nie mam się prawa znać.
Tyle wiemy. Prawda, że sytuacja w Smoleńsku stawała się dynamiczna, i kiedy na pobojowisko przybył Jarosław Kaczyński, by odebrać ciało prezydenta, scenografia wyglądała na dość zaawansowaną.
No dobrze, powie ktoś, ale co dalej? Czy plan naszego planisty przewidział kolejne etapy? Ależ oczywiście, on się w zasadzie zaczynał w momencie katastrofy, a jego szczegółów polscy zamachowcy nie znali, byli nimi zaskakiwani. To dopiero po zamachu Donald Tusk i reszta jego ekipy dowiedzieli się, że co prawda to prezydent nie żyje, podobnie jak 95 osób mu towarzyszących, ale w drugim etapie to oni są ofiarami, i należy rozważyć, czy to dobrze, że oni żyją.
Moskwa od samego początku nic na Polakach nie wymusza. Przyjmuje notę o eksterytorialności wraku (to dopiero Sikorski musi ją wycofać), proponuje wspólne śledztwo, wpuszcza polskich ekspertów. To polski rząd nie podejmuje wspólnego śledztwa, to rząd polski odmawia gotowym do wyjazdu ekspertom, to polscy prokuratorzy mają na zdjęciach ze Smoleńska ręce splecione na plecach. Donald Tusk nie dojechał do Smoleńska przed Kaczyńskim, żeby zobaczyć jak prawdopodobnie wygląda miejsce katastrofy - on tam pojechał, aby się przekonać jak niewiarygodnie ono wygląda (takie było jego pierwsze wrażenie, i takie było wrażenie przybyłych na pobojowisko wojskowych prokuratorów, dlatego woleli nie dotykać wraku, ale było to być może wyobrażenie całkiem mylne, o czym dalej). Takie jest moje osobiste przekonanie: cokolwiek nie stało się na Siewiernym wszystkie ślady na niebie i ziemi będą wskazywać na Polaków jako wykonawców zamachu, bo to jest Putinowi na rękę, - jeśli nawet jego służby w zamachu na Siewiernym (gdyby miał miejsce) pomogły, to dowody tej pomocy już nie istnieją.
Mając do czynienia z kompletnymi amatorami Putin rozegrał swój plan mistrzowsko, przede wszystkim wysuwając na pierwszy plan wynajętą agendę nie będącą agendą państwa rosyjskiego, a więc MAK. Ta agenda została przez polskich ignorantów podżyrowana; zapewniano nas o jej fachowości oraz silnym umocowaniu w prawie międzynarodowym, komplementujących audytach, środkach i ekspertach. Plus Klich. Mam nadzieję, że rozumiecie Państwo dlaczego właśnie on? Bo tylko on mógł nie zauważyć jak zręcznie Rosjanie wkręcają Polski rząd w brzozę, beczkę i plecy; jak zmuszają komisję Millera by własnoręcznie skopiowała te bzdury, powieliła w raporcie POLSKIEGO PAŃSTWA niemożliwy do zrealizowania scenariusz katastrofy biorąc kłamstwo na rachunek właśnie państwa polskiego. Jakie dowody na obecność generała Błasika w kokpicie przedstawiła komisja Anodiny? Żadnych. "Zaszczyt" znalezienia dowodu spoczął na Polakach, więc znaleźli, bo musieli - wszak wcześniej ustami polityków podżyrowali ostateczną prawomocność rosyjskiego raportu. Czy dziwi niechęć polskiego premiera do skomentowania raportu Anodiny? Nie, on od dnia 10 kwietnia jest już tylko żałosnym zakładnikiem planisty.
Inną, perfekcyjną zagrywką planisty było rozpowszechnienie przy pomocy polskich "ekspertów" i mediów biblioteki inkrustacji Amielina. Komisja Millera miała do wyboru: fałszować parametry lotu (i podpisać fałszerstwo) albo się zbłaźnić i inkrustacje Amielinowe powklejać wyliczając linijeczką i ołóweczkiem fizycznie niemożliwe strzyżenie wierzchołków drzew.
Przejdźmy teraz do sprawy zapisów parametrów lotu z Redmond. Z punktu widzenia teorii o ruskim zamachu przekazanie urządzenia amerykańskim (de facto) służbom, byłoby strzałem w przysłowiowe kolano, bo z jednej strony planista tworzyłby całkowicie fałszywą i oczywiście nierzetelną "narrację" makowską, a wrogowi oddałby dowód na to, że w pocie czoła pracuje nad fałszywkami nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistością.
Przyjęcie przypadkowego przekazania zapisu wszystkich parametrów lotu musiałoby za sobą pociągać tezę, że na Kremlu rządzą idioci. Nie ma żadnego przepisu w prawie międzynarodowym, który zmusiłby Rosję do przekazania urządzeń ich producentowi - jest takie uprawnienie, oficjalna ścieżka zwrócenia się z prośbą o odczytanie danych, z których Rosja skorzystała, choć nie musiała. Gdyby nie chciała przekazać tych danych, to rząd polski by ją wyręczył i oświadczył, że wobec oczywistych powodów katastrofy nie jest to konieczne; że na nośnikach zapisane były dane, które z jakichś tam powodów stanowią tajemnicę państwową, że wreszcie rosyjscy koderzy są tak wybitni, że sami sobie poradzą, albo wyprodukowałby każdą inną bzdurę, którą jego wyznawcy i tak łykają jak gęś kluski, a w którą jego przeciwnicy i tak nie uwierzą. A przede wszystkim mógłby ogłosić, że komputer pokładowy rozpadł się wraz z kokpitem w drobny - nomen omen - mak.
Przyjmując mój tok rozumowania, przekazanie nieprzyjacielowi zapisów parametrów lotu było elementem - i to bardzo ważnym - planu. Było przekazaniem dowodu, że zamachowcem jest... formalny sojusznik i w ten sposób dokonano postawienia zamachowców w sytuacji bez wyjścia. 10 kwietnia 2010 smok z Komodo wpuścił w krwiobieg durnego bydlęcia swój wolno działający, śmiercionośny jad, a teraz może już tylko spokojnie obserwować ofiarę.
Jakichkolwiek wersji zdarzenia na Siewiernym nie przyjęlibyśmy, zawsze, w każdym przypadku realizuje się całość bądź część rosyjskiego planu unieszkodliwienia Polski jako potencjalnego sojusznika Ameryki w regionie oraz kompletnej degradacji jej znaczenia międzynarodowego, którego odbudowa potrwa dziesięciolecia, o ile będzie w ogóle możliwa.
Wersja nieszczęśliwego wypadku pokazuje całkowitą niezdolność Polski do przeciwdziałania zagrożeniom, bezmyślność jej klasy przywódczej, nieskuteczność służb, paraliż decyzyjny na najwyższych szczeblach struktur władzy. Co więcej - pokazuje, że nieumiejętność myślenia w kategoriach bezpieczeństwa dotyka nie tylko ludzi dawnego "sowieckiego" chowu, ale również tych, którzy kształcili się już w szkołach zachodu. Postawa BOR-u, innych polskich służb specjalnych, porażająca niekompetencja komisji Millera, "nagrywanki" Klicha pokazują państwo w rozpadzie, które z natury rzeczy nie może być traktowane jako partner w prowadzeniu polityki obronnej (proszę Państwa o przypomnienie sobie lub przeczytanie mojego wstępu do Księgi Hańby).
Przyjęcie wersji wybuchu opartej o analizy zapisów parametrów lotu, w związku z tej wersji ostatnim elementem, a więc ekspercką (poważną) analizą dr inż. Szuladzińskiego (i opinii dr inż. Berczyńskiego) wskazującą na wewnętrzne a nie zewnętrzne źródło eksplozji, wiele nie zmienia. Jeśli bowiem ładunki wybuchowe umieszczone były wewnątrz, to zostały tam umieszczone w Warszawie; ewentualna teza o ich umieszczeniu jeszcze w czasie remontu w Samarze specjalnie do mnie nie przemawia, bo co stałoby się, gdyby ktoś takie instalacje w ciągu długiego czasu odkrył? Planista nie pozwoliłby sobie na pozostawienie tego typu możliwego do wykrycia dowodu swoich morderczych zamiarów.
A jeśli ładunki zostały umieszczone w Warszawie, to polskimi rękami. Ruskie "dezy" o naciskach wychodziły od MAK-u i od "polskich przyjaciół", prokuratura rosyjska "pracuje" i może dostosować wyniki swoich "odkryć" do zmieniającej się sytuacji. Gdyby doszło do potwierdzenia tezy o dwóch wybuchach to stawia ona państwo polskie w jeszcze mniej korzystnym świetle niż teza o wypadku. Propagandowe tezy o odstawaniu państwa i elity politycznej od zachodnich standardów zostają wzmocnione o dowód na to, że Polską rządzi banda skorumpowanych kryminalistów, których macki oplotły wszystkie państwowe instytucje. Jest to banda kryminalistów pozostająca w całkowitej zależności od Kremla właśnie w związku ze Smoleńskiem, i to właśnie ta banda cieszy się poparciem znacznej części polskiego społeczeństwa.
Kolejnym interesującym zestawem oczywistych wniosków są również te płynące z wprost z analiz parametrów lotu i udokumentowanego fotograficznie stanu wraku. Otóż z wniosku, że samolot nie zderzył się ze słynną brzozą oraz nie przeciął linii energetycznej wynika, że ktoś tę brzozę (oraz inne okoliczne drzewa i linię energetyczną) poprzycinał, a więc dokonał "inscenizacji na Siewiernym". Jeśli dokonał inscenizacji w obrębie flory, to dlaczego miałby nie dokonać inscenizacji nieco dalej idącej? Wiemy - i to również wynika z analiz dokumentacji i dziwię się, że do tego faktu nie odnoszą się specjaliści - że leżący na pod-smoleńskiej scenie silnik nie pracował w momencie zetknięcia się z ziemią, o czym świadczą nieuszkodzone łopatki wirnika. [kierownicy powietrza md] Wśród leżących odłamków wiele zostało sklasyfikowanych jako leżące tam już wcześniej "śmieci". Dr inż. Grzegorz Szuladziński odpowiadając podczas konferencji prasowej na pytanie o nieobecność foteli na miejscu rzeczywistego bądź też rzekomego zdarzenia stwierdził, że skoro foteli nie ma, to ktoś musiał je stamtąd zabrać.
Nie widzę powodu, dla którego równie uprawnionym wnioskiem nie mógłby być taki, że ktoś ich zwyczajnie nie doniósł. Równie, a być może bardziej uprawnionym, bo "nie doniesienie" jest czynnością o wiele bardziej trywialną (zaniechaniem działania) niż błyskawiczne posegregowanie stosu odłamków na dużej przestrzeni i wyłuskanie z nich akurat foteli; tutaj pojawia się zresztą pytanie: po co to robić?
Nie znajduję innej odpowiedzi niż taka, że po to, by inscenizacja nie była doskonała, bo to jest jeden z elementów szantażu.
Przy moim założeniu, na eliminacji osób zadających niewygodne pytania bądź dochodzących do wniosków o inscenizacji na Siewiernym - a takie podejrzenia formułowali i śp Wróbel i śp Szpineta - musiałoby zależeć nie służbom rosyjskim, ale przed wszystkim "polskim", bo zakwestionowanie miejsca zdarzenia poszerza krąg podejrzanych w kraju. Co więcej, "niedoskonałe", a być może wręcz pobieżne, dokonanie inscenizacji, w sposób widoczny dla fachowca gołym okiem, pozwalało na silniejsze związanie szantażem przybyłych do Smoleńska ekspertów do spraw katastrof lotniczych. Można nie odczytać właściwie przyczyny wypadku statku powietrznego, jeśli się ona rzeczywiście wydarzy, ale nie można przeoczyć braku foteli i pięćdziesięciu procent masy samolotu, a już tym bardziej nie odróżnić katastrofy rzeczywistej od pozorowanej.
Inscenizacja przeprowadzona w sposób "niechlujny" zmuszała ponadto "ekspertów" do karkołomnych wyczynów przy ustalaniu przebiegu zdarzeń ostatniej fazy lotu. Upraszczając, musieli jakoś połączyć zjawiska i ślady, których w zgodzie z prawami fizyki połączyć się nie da. Tak zwany "Raport MAK-u" spoczywa w Rosji, i nie założyłbym się, że jego oryginał jest podpisany, a gdyby nawet był, to przed kim odpowiada MAK za niechlujnie przeprowadzony raport (załóżmy, że niechlujnie)?
Inaczej sprawa wygląda w przypadku komisji Millera, która jako organ państwowy, z Ministrem Spraw Wewnętrznych jako przewodniczącym, podpisała się pod oczywistymi kłamstwami.
Moja hipoteza tłumaczy również wykonane przez Rosjan celowe zabiegi polegające na dodatkowym "przeczołganiu" członków polskiej komisji, którzy kilkukrotnie musieli udawać się do Rosji po kolejne, coraz mniej wiarygodne kopie zapisów czarnych skrzynek, i żyrować je publicznie. Przy czym i w tym wypadku nie może nie nasuwać się wniosek, że wysłannicy z Warszawy nie jeździli do Moskwy, aby coś odebrać, ale by coś przywieść i uzyskać jedynie uwierzytelnienie przywiezionego.
Ślady fabrykowania dowodów w Polsce są. Wykonanie nadpaleń dowodu śp Tomasza Merty mających "dokumentować" katastrofę lotniczą, manipulacje zapisami z Cockpit Voice Recordera (faktyczne tworzenie dowodów pod tezę), pojawianie się i znikanie dowodów (dokumentacji fotograficznej) śledztwa jest faktem. Nie sposób nie przypomnieć kuriozalnych sytuacji, jak choćby wykonanie fotograficznej sesji dla portalu Ostrołęka mającej udokumentować istnienie "ciał na lotnisku w Smoleńsku".
Chcecie Państwo wiedzieć, kto tworzy dowody w tej sprawie? Zidentyfikujcie osoby widoczne na zdjęciach publikowanych w tym portalu; ja stawiam dolary przeciw orzechom, że wszyscy aktorzy na tych zdjęciach noszą polskie paszporty, i wiedzą w czym uczestniczyły (chociaż być może powiedziano im, że biorą udział w sesji zdjęciowej do filmu katastroficznego). Zadajcie sobie państwo pytanie - w przestrzeni medialnej pojawia się sugerujący zakrojoną na szeroką skalę akcję element matactwa w prowadzonym przez prokuraturę śledztwie smoleńskim, i co?
Prokuratura nie zastanawia się, kto wykonał wymagającą dużego wysiłku organizacyjnego, logistycznego, a wreszcie budżetu, inscenizację? I po co ją wykonał? Która służba lub organizacja zaangażowała swoje siły i środki? Spróbujcie Państwo "odtworzyć" 10 x 10 metrów inscenizacji powypadkowej, z widocznymi manekinami "grającymi" ciała, prawdziwymi elementami Tu-154... Nie takie proste. A czy jeszcze pamiętacie Państwo (manipulacja opiera się zawsze na ludzkiej krótkiej pamięci) publikowane niedługo po Smoleńsku katalogi (inne niż te z Ostrołęki) zatytułowane "drastyczne", a przedstawiające rzekome miejsce Smoleńskiej katastrofy z widocznymi ciałami ofiar? Czy i te zdjęcia nie zainteresowały prokuratorów czy ABW? Dlaczego miałyby zainteresować? No choćby by odpowiedzieć sobie na pytanie: po co ktoś chce wywołać w polskiej opinii publicznej uwiarygodnienie miejsca zdarzenia? Nie za bardzo wierzę w hobbystów, którzy poświęcają czas i pieniądze na tworzenie inscenizacji "dla jaj", że pominę etyczną stronę zagadnienia.
To również tłumaczy zadziwiającą z psychologicznego punktu widzenia odporność polskiej prokuratury na jakiekolwiek wątpliwości dotyczące posiadanych przez nią dowodów, oraz znany fakt tych dowodów niszczenia. Po prostu, polska prokuratura została obdarowana nie dowodami winy strony rosyjskiej, ale dowodami winy strony "polskiej", w tym również dowodami swojego własnego mataczenia w sprawie, i to już od samego początku. To tłumaczy dziwną "nadwrażliwość" jej funkcjonariuszy prowadzącą nawet do aktów sfingowania własnej próby samobójczej, czy też wymuszenia dymisji.
Często docierają do mnie informacje na temat materiałów fotograficznych znajdujących się w rękach polskiej prokuratury. Te informacje docierają do mnie od osób mających kontakt z rodzinami smoleńskimi, a więc - pośrednio - od osób mających wiedzę na temat materiału, który prokuratura ma. Czy nie zastanowiła Państwa jakość tych materiałów? Cała dokumentacja fotograficzna - w dobie wysokiej klasy matryc CCD instalowanych już nawet w telefonach komórkowych - ma jakość ksero (sic!). A to znaczy, że niemożliwe jest przeprowadzenie analizy ich autentyczności.
Podobnie ma się sprawa z różnego rodzaju dokumentami. One "udoskonalają się" wraz z upływem czasu, a tam gdzie niedoróbka nie jest możliwa do zastąpienia "udoskonaloną wersją" tam tworzy się niewiarygodne historie ją wyjaśniające, z czym mieliśmy do czynienia w przypadku dowodu Tomasz Merty, czy też w przypadku okoliczności wpisania jako lotniska zapasowego nieczynnego lotniska w Witebsku. Urzędnik niskiego szczebla kancelarii premiera wpisywał, zapewne korzystając z mapy google, po której wodził palcem w poszukiwaniu lotnisk. Wedle jakich procedur wpisywał, że ośmielę się zapytać?
Czy ktokolwiek pokusił się o pytanie o autentyczność różnego rodzaju dokumentów, których wraz z upływem czasu przybywa, zamiast - jak to bywa zwyczajowo - ubywa?
Kolejnym argumentem jest to co obserwujemy w mediach głównego nurtu, ale również i w blogosferze. Uaktywnienie szerokiego frontu różnego rodzaju "specjalistów", którzy godzili się kompromitować stając w specjalistyczne - było nie było - szranki z Szuladzińskim, Biniendą, Berczyńskim i Nowaczykiem dowodzi jednego - istnienia nacisków, ale nie na pokładzie Tu-154, ale w Warszawie.
Po prostu cała potwornie przerażona menażeria post-peerelowska zmobilizowała dokładnie całą sieć swoich byłych i obecnych agentów (również tych poza granicami, co świadczy o skali i intensywności szantażu) i rzuciła ich na pierwszy odcinek frontu, bo oni wszyscy walczą o życie. Rosja ich zwyczajnie zostawiła samym sobie - muszą sobie radzić i muszą się wykazać.
Jakie moja hipoteza niesie konsekwencje z punktu widzenia międzynarodowego położenia Polski?
Docierające do nas sygnały o możliwej zmianę amerykańskiego stanowiska w sprawie Rosji, po latach "resetu" zaordynowanego światu przez "przyjaznego Kenijczyka", mogą, ale nie muszą oznaczać dla nas odrobiny nadziei.
Wobec daleko posuniętej realizacji rosyjskiego scenariusza rozmontowania państwa polskiego rękami "zakładników smoleńskiej inscenizacji" mamy bardzo ograniczone pole manewru. Efekt w postaci degradacji znaczenia naszego państwa nastąpił i nie uwierzę, żeby USA - po całkowitym rozszczelnieniu wschodniej granicy sojuszu w Europie jaka nastąpiła w ciągu kilku minut - jeszcze raz na poważnie powierzyły nam aż tak odpowiedzialną misję, jak wypełnianie zadania obrony tej granicy. Być może zaproponują nam opcję jakiejś amerykańskiej obecności wojskowej, ale będzie to moim zdaniem możliwe jedynie wtedy, kiedy w Polsce dokona się całkowita zmiana władzy, oraz głęboki proces dekomunizacji państwa, której nie przeprowadzenie już kosztowało nas prawie wszystko. Nie mam wątpliwości, że rząd USA rozpoczął grę katastrofą smoleńską dla swoich celów i że będzie kontynuował politykę przywrócenia ostrości granicom w Europie wbrew woli Niemiec, socjalistycznej dzisiaj Francji, czy Putina. Ta polityka zostanie zintensyfikowana w przypadku wygranej kandydata republikanów w zbliżających się wyborach prezydenckich.
My - w Polsce - musimy się zastanowić jakiego rodzaju działania pozwoliłyby odwrócić skrajnie niekorzystne skutki smoleńskiej katastrofy i równie zaplanowanej, trwającej nadal, agresji medialnej.
Rolex |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
|
Dodane przez prakseda
dnia kwietnia 07 2014 17:35:18 ·
9 Komentarzy ·
13 Czytań ·
|
|
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Komentarze |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Dodaj komentarz |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Oceny |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
|
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Logowanie |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Shoutbox |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
![](themes/Executive/images/blank.gif) |
|